Relatywizm szczęścia


„Zamiar, że człowiek ma być szczęśliwy, nie jest zawarty w planie stworzenia” – twierdził twórca psychoanalizy, Zygmunt Freud. Ja jednak nie jestem z tych, którzy pokornie akceptują ustalone przez innych reguły i pozwalam sobie na… bycie szczęśliwym! Chciałbym, żebyś Ty również uwierzył, że koncepcja szczęścia nie jest czymś, co „spotyka” innych, a realnym do wypracowania stanem odczuć, których autorem możesz być Ty sam!

Pewnie zdążyłeś już zauważyć, że moje wpisy są przeważnie przesycone pozytywnym myśleniem i przesłaniem: „możesz wszystko”. Tydzień temu zastanawiałem się, czy mój obraz, który sam dla Was maluję nie jest przypadkiem zbyt cukierkowy czy nieco sztuczny. Ostatnie miesiące to dla mnie czas prawdziwej orki: dzieje się aż za dużo, a zmiana w stosunku do okresu startu bloga jest tak ogromna, że czasami się zastanawiam, jak ja jeszcze wyrabiam na zakrętach. Zdarzają się dni, kiedy niewyspanie jest najmniejszym z moich problemów – górę bierze raczej stres, przeciążenie czy uczucie przytłoczenia związanego z podejmowaniem kolejnych ważnych decyzji, których ostatnio nie brakuje. Jak to więc jest, że nadal chodzę z uśmiechem od ucha do ucha i nawołuję do zwolnienia tempa życia? Czy może tylko sprzedaję tą bajeczkę na blogu, a tak naprawdę przebieram nóżkami w moim kółeczku szybciej, niż chcę się do tego przyznać?

szczescie_1Czy to ptak? Czy to samolot? Czy to Wolny?!?

Takie oto myśli dręczyły mnie w ostatnich dniach – oczywiście niezbyt często, bo i czasu na myślenie brakowało 🙂 Na szczęście poukładałem to sobie w głowie i widzę już światełko w tunelu, co mnie niezmiernie cieszy. Jak nigdy wcześniej czuję, że życie płynie, a ja ewoluuję. Jak każdy z nas, mam chwile lepsze i gorsze, okresy spokoju i sztormów, a wątpliwości, znudzenie i zwątpienie nie są dla mnie jedynie obco brzmiącymi nazwami. Ale wiem coś jeszcze: to wszystko jest naturalne, przejściowe, a dopóki znajduję kilka godzin dziennie dla moich dziewczyn (i na upieczenie domowego chleba), nadal mogę o sobie mówić: człowiek szczęśliwy!

Szczęście, o którym piszę jest czymś innym, niż zwykle przyjęło się rozumieć pod tym pojęciem. To nie uzależnione od czynników zewnętrznych chwile, którymi się upajam. To nie pojedyncze momenty, kompletnie różne od codzienności. To nawet nie dobra praca, pieniądze czy sfera uczuć. To coś jeszcze „wyższego”, absolutnego i trwałego. Coś, co sam wypracowałem – pracą nad samym sobą, nastawieniem do świata, otoczenia i własnej osoby. To wręcz pozostawanie w zgodzie ze sobą, zgadzanie się na siebie samego i na swoje życie. Ale dość tej filozofii – przejdźmy do konkretów.

Szczęście jest relatywne – to stwierdzenie, które uderza mnie z coraz większą siłą, ilekroć natknę się na jego przejaw. Zależy od naszych doświadczeń z przeszłości, obecnej sytuacji (zarówno rodzinnej, jak i zawodowej/finansowej), a także świadomości tego, z czego wielu z nas nie zdaje sobie sprawy: żyjemy w państwie dobrobytu, a mimo to wielu żałuje, że nie przyszli na świat gdzieś nieco bardziej na zachód. No cóż – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, i mam tu także na myśli moją opinię o „kraju mlekiem i miodem płynącym”, która wynika z warunków, w których sam funkcjonuję. Ale moje poczucie spełnienia nie wynika z tego, że urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą czy coś dobrego mi się „przydarzyło”. To raczej kwestia podejścia; świadomości, że – w przeciwieństwie do znacznej części świata – nie chodzę głodny, mam dach nad głową, a do tego zdrową i kochającą rodzinę. Pamiętasz wpis, w którym przedstawiałem piramidę potrzeb Maslowa? Na tym właśnie możesz budować podwaliny swojego szczęścia: zaspokój swoje podstawowe potrzeby, a wszystko „wyżej” – w tym poczucie spełnienia – będzie zależało tylko od Ciebie samego! Czy to nie cudownie proste i wręcz niezwykle dostępne?

szczescie_3

Wielokrotnie przekonałem się, że  dokładnie te same zdarzenia mogą być odbierane w zupełnie inny sposób. Mogą, ale najczęściej nie są – większość z nas jest zaprogramowana i reaguje identycznie na bodźce zewnętrzne – dokładnie tak, jak kazał nam świat. Świat, który żeruje na naszych emocjach i uczynił z nich jedną z głównych dźwigni handlu. W konsekwencji nasze podejście opiera się na przesłaniu, że szczęście to tylko ucieczka od codzienności czy szaleństwa które nam się „należą” i – co chyba jeszcze ważniejsze – to coś, co się „przytrafia”. To zaś zakłada absolutny brak wpływu na jego odczuwanie, zerową wręcz wiarę w jakąkolwiek siłę sprawczą, której źródłem możemy być przecież my sami!

Nie pozwól, żeby ktokolwiek sprzedał Ci gotową „formułę szczęścia” i wyznaczył jasne granice, w ramach których możesz je odczuwać. To pojęcie ma tysiąc znaczeń, a Ty możesz sam zdefiniować takie, które sprawdzi się w Twoim przypadku. A nawet nie zdefiniować, a poczuć – to jest przecież znacznie ważniejsze niż jakakolwiek definicja, którą wypracujesz. To jak z minimalizmem – wiadomo przecież, że każdy ma swój 🙂 Oczywiście, jeśli znajdzie w sobie wystarczająco dużo determinacji, żeby go poszukać. Sam chętnie dzielę się własnymi doświadczeniami, zgodnie z którymi szczęście przeważnie jest znacznie bliżej, niż myślisz, i wcale nie jest takie ulotne czy nieuchwytne, jak Ci się zdaje.

Bo jeśli tak myślisz, to prawdopodobnie mylisz pojęcia i kupujesz obrazki uśmiechniętych ludzi bez problemów, których widujesz na reklamach. Albo nawet widzisz kogoś takiego w mojej osobie 🙂 Zaskoczę Cię: nie mam wiecznie przyklejonego uśmiechu, brakuje mi spokoju buddyjskiego mnicha i nie zarażam wszystkich naokoło szczerym śmiechem człowieka bez problemów. Ja również je mam, a większość negatywnych odczuć, które są i Twoim udziałem, nie są mi obce. Ja jednak mam świadomość, że moje problemy są przeważnie niczym w porównaniu z prawdziwą tragedią, której doświadczają miliony, a co za tym idzie – nie powinny przesłaniać ogólnego, bardzo pozytywnego obrazu mojego życia. To nieuchronne, że życie nas od czasu do czasu doświadcza – jeśli tylko będzie chciało nam się wyciągnąć z tego wnioski, później będzie nam łatwiej docenić to, co mamy. Przykład? Nie dalej jak wczoraj – jadąc na rowerze – miałem bliskie spotkanie trzeciego stopnia z autem wyjeżdżającym z ulicy podporządkowanej. Nic poważnego się nie stało, parę siniaków i otarć, lekki szok, sporo strachu i parę połamanych plastików na jezdni – a mimo to wiem, że mogło skończyć się znacznie, znacznie gorzej, przez co tym bardziej doceniam to, co mam. Ponieważ żyję w zgodzie ze sobą, zniosę krytykę, niepowodzenia czy cios losu lepiej niż ktoś, kto wiecznie jest z siebie niezadowolony i szuka dziury w całym. Może więc lepiej założyć te różowe okulary i małymi kroczkami zmieniać swoje podejście do świata? Sztuczki, takie jak nauka doceniania ludzi, zanim się ich straci mają niesamowity, pozytywny wpływ na samopoczucie. I powodują całą lawinę konsekwencji – od psychologicznych, po zwyczajne maksymalizowanie czasu spędzonego z najbliższymi, co zwykle mocno przyczynia się do odczuwanej satysfakcji z prowadzonego życia.

Pamiętaj, że szczęście ma wiele twarzy, a małe radości dnia codziennego dają dużo więcej, niż zwykło się przyjmować. Nie daj sobie wmówić, że powinieneś całe życie pędzić do przodu, a w chwilach wytchnienia pozwalać sobie na coś, na co zasługujesz – w ten sposób nigdy nie zaznasz spokoju i poczucia równowagi. A Ty – czy powiedziałbyś sam o sobie, że jesteś szczęśliwy? Czy wiesz, co daje Ci najwięcej satysfakcji i czy odpowiednio ją sobie „dozujesz”? Dla mnie takim „motorem napędowym” jest rodzina, którą cenię ponad wszystko inne!

 

PS Jeśli jeszcze nie miałeś okazji obejrzeć tego filmiku, serdecznie zapraszam – zdecydowanie warto!

 

113 komentarzy do “Relatywizm szczęścia

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Sądząc po tym komentarzu, zakładam, że jesteś jednym z tych, którym szczęście się „przytrafia”… czy może niesłusznie, bo po prostu jeszcze nie zdążyłeś przeczytać wpisu? 😉

      • Kosmatek Odpowiedz

        Przytrafiło się :).
        Ale poważnie: uważam, że w życiu trzeba mieć odwagę tak w minutę szczęściu pomagać. Nie bać się kompromitacji, nie patrzeć co inni powiedzą…

        Kilka najważniejszych wydarzeń czy wyzwań, które najbardziej zaważyły na moim życiu, pozytywnie oczywiście, polegało na zlapaniu okazji w garsc i podjęciu decyzji bez dłuższego zastanowienia

  1. Roman Odpowiedz

    Dawno temu usłyszałem, ze: „szczęście to jest decyzja”.
    Po dziesiecioleciach stwierdzam, że ten ktoś miał absolutną rację.
    To my i tylko my decydujemy jak odbieramy to, co nas spotyka.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Brzmi wspaniale – aż czuć tą moc sprawczą, z której ludzie często nie zdają sobie sprawy. Z ciekawości spytam… kiedy Ty podjąłeś tą decyzję?

      • Roman Odpowiedz

        2-3 lata po tym jak je usłyszałem. Na krótko przed maturą. Cóż, musiałem do tego dorosnąć 🙂
        A ludzie nie zdają sobie sprawy z mocy własnych decyzji czy też wolą o tym nie myśleć?
        Jakoś tak wygodniej (choć fałszywie) obwiniać „innych” za swoje życie.

          • Roman

            Zdecydowana większość moich kolegów również i pewnie dlatego wolałem wówczas kumplować się z dużo starszymi ode mnie facetami.

          • Roman

            A`propos życia w nieustającej „pogoni za szczęściem”, decyzji i tego, że niektórzy naprawdę wolą być nieszczęśliwi…

            Przedwczoraj zjechał do mnie znajomy będący na swoim kolejnym „życiowym zakęcie”. Wczoraj (a może już dziś?) w trakcie rozmowy stwierdził odkrywczo że musi „na nowo odnaleźć dziecko w sobie”…
            Stwierdziłem, że skoro owe „odnajdywanie dziecka w sobie” mówiąc delikatnie mu nie słuzy, moze powinien pierwszy raz spróbować odnaleźć w sobie nie dziecko, a mężczyznę… 🙂
            I sie wziął obraził, a dzis rano cichcem spakował i wyjechał bez pożegnania…
            Pewnie znów pogoni za emocjami, przeżyciami i doświadczeniami… pewnie stworzy i rozp…. kolejne toksyczne relacje i wciąż będzie jęczał, że jest nieszczęśliwy…

          • wolny Autor wpisu

            Tak to już chyba jest, że ludzie często wolą żyć w nieświadomości, a powiedzenie im prawdy (zwykle: czegoś, czego nie chcą usłyszeć) kończy się właśnie tak, jak w Twoim przypadku…

  2. Paweł S Odpowiedz

    A ja nie potrafię określić czy jestem szczęśliwy, czy może nie. Jestem w miejscu, w którym nigdy nie chciałem być. Wykonuję beznadziejną pracę z ludźmi których nie chciałbym znać, a frustracja często wybija dziurę w suficie. Generalnie jestem totalnie wykopany poza jakąkolwiek strefę komfortu, a wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że jest mi źle. Mimo to czuję się szczęśliwy. Może świadomość, że już za 381 dni, jeżeli teraz się zmotywuje i odwalę najlepszą robotę w życiu, to się skończy? Może wizja lepszego popopopo(…)jutra tak na mnie działa? Jednak chyba najbardziej pomaga świadomość, że to co mam i to czego nie mam to moja „zasługa”.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Wygląda to trochę tak, jakbyś karmił się wizją szczęścia w przyszłości. Trzymam kciuki, żeby Twoje wyobrażenie tego upragnionego miejsca się sprawdziło, bo jak na koniec stwierdzisz, że jednak nie jesteś tam, gdzie chciałeś…

      • Kosmatek Odpowiedz

        Nie zamierzam Pawła tu rozczarowywac, ale przeważnie nasze wyobrażenia o przyszłości dalekie są od tego jaka w końcu ona się okazuje… Co nie znaczy że nie należy mieć planów, wizji i marzeń: często jest inaczej, ale szczesliwiej niż to sobie wyobrazalismy ☺.

        • Paweł S Odpowiedz

          Zgadza się, Wolny. Żyję tym co ma nadejść, ale jednocześnie pracuję żeby nadeszło. Nie czekam na samospełnienie się. Jestem na ostatniej prostej, podjąłem kolejne kroki ku temu żeby wszystko szło, mniej więcej, zgodnie z planem. Tak jak wspomniałem, mam świadomość, że tylko bardzo dużo ciężkiej pracy pozwoli mi osiągnąć to prawdziwe (nie pozostawiające wątpliwości) szczęście.

          • wolny Autor wpisu

            Jestem bardzo ciekawy Twojej relacji z całej drogi, kiedy już osiągniesz zamierzone cele. Może nawet będziesz chciał się tym podzielić z nieco szerszą publicznością?

          • Paweł S

            Nie mam nic przeciwko opisaniu efektów, w komentarzu pod tym wpisem. Plan mam, wiem jak go wykonać, tylko z motywacją i sumiennością jest problem i to będzie mnie kosztowało najwięcej wysiłku. Ostatnio los zrobił mi psikusa, który ostatecznie okazał się być moim sprzymierzeńcem – będzie trochę łatwiej:)
            Pozdrawiam

          • wolny Autor wpisu

            Nooo – ja mam nadzieję, że całość swą objętością nada się na coś więcej, niż tylko komentarz 🙂

          • Paweł S

            Nie wiem, ale wiem czego chcę i do tego będę dążył. Może się okaże, że to nie to, ale sprawdzić muszę. Na pewno będzie lepiej niż jest obecnie i co do tego nie mam wątpliwości.

    • Brygida Odpowiedz

      Słowo daję, mogłabym to samo napisać o sobie.
      Tkwię całkowicie poza strefą mojego komfortu, wyjście z tej strefy nie do końca było tylko moją decyzją, po prostu splot zdarzeń spowodował, ze jest jak jest.
      Chodzi rzecz jasna o pracę, której nie lubię, ludzi, z którymi nie chcę pracować. Zarabiam lepiej, ale czy to było tego warte?
      Pomijając pracę – czuję się w życiu całkiem ok, a momentami naprawdę jestem szczęśliwa.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Chyba zawsze jest jakieś wyjście, jakieś światło w tunelu? Nie jesteśmy po prostu „skazani”, stłamszeni i bez możliwości ruchu. Zwłaszcza, jeśli to splot zdarzeń spowodował aktualną sytuację – może warto chociaż zaplanować sobie, jak się z tego „splotu” w sensownej perspektywie wykręcić – zwłaszcza, że ta praca pewnie zabiera Ci spory kawałek życia. Pozdrawiam i trzymam kciuki.

  3. Gosia Odpowiedz

    Szczęście, minimalizm i oszczędzanie to dla każdego coś innego. Zależy od interpretacji 🙂 Ostatnio jestem coraz bliżej stwierdzenia, że szczęście można sobie zaprogramować dobrymi decyzjami i pozytywnym podejściem. Zamiana muszę na chcę może zdziałać cuda, a natłok pracy w moim przypadku okazuje się większym szczęściem niż nadmiar wolnego czasu…

    BTW: Wolny czemu masz tak mało czasu skoro mniej pracujesz? Podejrzane 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Mniej pracuję? Od miesiąca trwa wdrożenie systemów, do którego przygotowywaliśmy się przez ostatni rok. Kocioł straszny – i jeszcze mniej więcej miesiąc takiej harówki przede mną. Dziesiątki nadgodzin, za które pieniądze już nie cieszą, bo przekroczyłem pewien punkt równowagi. Ale – jak pisałem – światełko w tunelu jest i za pewien, przewidywalny czas znowu będzie spokojniej, i wtedy zacznę wprowadzać zmiany, które sobie obiecałem.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Emocji w tamtej wypowiedzi nie było – a przynajmniej miało nie być 😉 Na razie praca zdalną nie zmieniła wiele, a ostatnio jeszcze doszło sporo pracy dodatkowej – ale to przejściowe, więc to akceptuję i staram się jakoś godzić z wszystkim innym. Często kosztem snu niestety.

  4. Ola Odpowiedz

    Ciekawy post. Napisałeś coś ważnego – dla CIebie motorem jest Rodzina. To, że są ludzie, którzy kochają Cię mimo wszystko, a nie za coś. Wiesz, wydaje mi się, że trochę ławiej piszę się wówczas. Chcę tylko zwrócić uwagę, też na drugą stronę 'medalu’.

    Świat jest na tyle różny dla różnych ludzi, że są tacy, którzy jej nigdy nie mieli, tej prawdziwej rodziny, albo z różnych przyczyn mieć jej nie mogą. To czasem zabić potrafi całą radość życia. Takich ludzi ja spotykam. Nie umiem im mówić radosnych formułek… to trudne. W ogóle trudno coś powiedzieć. Znajdź ciekawe zajęcie, wyjdź do ludzi, zajmij się sportem, pracą ? Zazwyczaj ci ludzie już to robią.

    Serdeczne pozdrowienia !

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Masz pewnie sporo racji – dużo zależy od środowiska, w którym się obracamy. Na szczęście wiele ludzi potrafi „stworzyć” zdrową rodzinę mimo tego, że w czasie swojej młodości były z tym duże problemy. Ale na pewno jest to dużo trudniejsze niż w przypadku kogoś, kto otrzymał stosowne wzorce.

  5. Edyta Odpowiedz

    Lubię tutaj zaglądać i obok konkretnych informacji na dany temat z konkretnymi wyliczeniami trafić na nieco filozoficzny wpis ( w moim odczuciu). Denerwują mnie osoby, które powtarzają „ten to miał szczęście, znów mu się udało” nie zdając sobie sprawy, że za tym ich szczęściem kryje się wiele pracy i wysiłku,którego oni nie dostrzegają…..
    Dla mnie szczęściem jest patrzeć na moich chłopaków,kiedy po zbudowaniu rakiety i zrobieniu koślawego latawca zasypiają razem z książką o kubusiu puchatku.

    • Kosmatek Odpowiedz

      odruchowo jak na mordoksiągu chciałem po prostu kliknąć, że lubię…
      Z satysfakcją napisze więc: nic dodać, nic ująć – nie ma większego szczęścia od zasypiajacego dziecka w ramionach, szczęśliwego bo zmęczonego i umorusanego zabawą :-).

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Umorusane dziecko idzie spać? Co by szkolna higienistka na to powiedziała? 🙂 Ale potwierdzam – brudne dziecko to szczęśliwe dziecko 🙂

          • wolny Autor wpisu

            kurcze – a właśnie ostatnio z myciem zębów jest trochę kłopotów. Może dodać i tą czynność do listy tych wykonywanych „na śpiocha” ? 🙂 Z obcinaniem paznokci sprawdza się całkiem dobrze 😉

  6. Adam Odpowiedz

    A ja z nieco innej beczki.
    Wyznałeś nam: „Nie dalej jak wczoraj – jadąc na rowerze – miałem bliskie spotkanie trzeciego stopnia z autem wyjeżdżającym z ulicy podporządkowanej.”
    A nie mówiłem? (a nie krakałem?). Ścieżki rowerowe i tylko one, a jak nie ma – chodniki i tylko one! W żadnym wypadku rowerem po jezdni. Za duże prawdopodobieństwo nieszczęścia!
    .
    .
    Na pewnego informatyka
    .
    Spełnić miały swoją funkcje
    zakupione skrzętnie baksy,
    zmyślne rady, złota uncje,
    chroniąc go od każdej kraksy.
    Czy więc można rzec o pechu,
    gdy weń wjechał ktoś z pośpiechu?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Mówiłeś, krakałeś, ale… zdarzenie miało miejsce, kiedy ja jechałem ścieżką rowerową, którą przecinała ulica dojazdowa. Kierowca po prostu „zapomniał” się rozejrzeć w obie strony przy włączaniu się do ruchu – spojrzał tylko tam, gdzie mógł jechać inny samochód.

      • Adam Odpowiedz

        Że też ten świat nie chce być na wskroś racjonalny i przewidywalny… No, nie chce! W każdym razie dobrze, że nic Ci się nie stało. 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Jak to się nic nie stało – jestem dzięki temu szczęśliwszy, mam nauczkę, nabrałem jeszcze więcej rowerowej pokory i już nie zamierzam nigdy próbować udowadniać, że przepisy były po mojej stonie – nie warto, ryzyko zrobienia sobie „kuku” zbyt duże 😉

          • Roman

            Jak to mawiają: „na każdym cmentarzu jest alejka tych, którzy mieli pierwszeństwo przejazdu” 🙂
            Szczęściarz z ciebie i ze mnie (dwa tygodnie temu wysypaliśmy się z córką jadąc motocyklem. „Bumba” do kapitalki a my tylko lekko poobijani)

          • Marcin

            Ja zawsze powtarzam, że nie chce mieć na nagrobku wyryte „miał pierwszeństwo”. Poza tym ludzie nie potrafią pojąć, że wypadki zdarzają się prawie zawsze dopiero gdy dwie strony popełnią błąd. Pierwsza złamie przepisy a druga nie zachowa ostrożności. Wolny nie obraź się, ale jak można dać się potrącić samochodowi wyjeżdżającemu z drogi podporządkowanej? Ja traktuje innych uczestników ruchu jak ludzi, którzy chcą mnie zabić. To pomaga 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Nie obraziłem się – masz przecież rację. Rutyna, brak zdarzeń na przestrzeni ostatnich kilku tysięcy kilometrów, uśpiona czujność i pewnie jeszcze kilka innych tego typu zaniedbań z mojej strony. Pozdrawiam.

          • Adam

            A więc w takim razie nie stało się nic złego. Stało się zaś (nieoczekiwanie) niemało dobrego. 🙂

  7. Andrzej Odpowiedz

    Wolny ale Polska nie jest krajem dobrobytu zdaję sobie sprawę że czytelnicy tego bloga są już na jakimś poziomie powiedzmy klasy średniej jeżeli takowa w ogóle istnieje. Ale nie należy zapominać że są ludzie co mimo iż pracują to nawet minimum nie mają zagwarantowane najniższa krajowa to coś koło 1200 .Wystarczy się zapuścić do małych miasteczek i wsi powiedzmy w Dolnośląskim żeby zobaczyć jak dziadowskim krajem jest Polska .Przede wszystkim niskie zarobki blokują rozwój tego kraju .A po drugie zapuszczona infrastruktura Drogowa ,Kolejowa ,Energetyczna.Po trzecie Mentalność polaków zawiść i kombinatorstwo mamy we krwi . Należy pamiętać że kapitalizm jest u nas krótko raptem 25 lat .I mimo że dużo się zmieniło to do zachodnich standartów nam daleko ,jesteśmy też najbardziej zapracowanym narodem w Europie .Ludzie są tak zarobieni że nie mają czasu myśleć pozdr

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Andrzej – jak zwykle sporo zależy od środowiska, w którym się obracamy. Ale obiektywnie mówiąc i odkładając różnice w zarobkach, w porównaniu z olbrzymią częścią świata żyjemy w kraju mlekiem i miodem płynącym. A to, że niektórzy tego mleka i miodu mają mniej, to inna sprawa. Kwestia, z kim się porównujemy – warto próbować dorównać do lepszych, ale miejmy też świadomość tego, że większość świata może z zazdrością patrzeć na nasz kraj.

      • Maga Odpowiedz

        W Polsce to chyba nie działa, bo ci biedni widzą, że można mieć więcej i że jest sporo takich, którzy mają. Zazdroszczą tej zamożniejszej części społeczeństwa i żyją w permanentnej frustracji.
        Znam rodzinę, którą należałoby określić jako biedną, ale nie żyją w nędzy. Dzieci gołe i głodne nie chodzą, fakt, ubrania mają liche i brakuje im zabawek. Ale dla mnie najbardziej przykre jest to, że te dzieci są zaniedbane emocjonalnie. Mają rodziców, ale tak jakby ich nie miały, mimo że matka nie pracuje i mogłaby im poświęcić dużo czasu i uwagi, bo nic innego nie ma do roboty. Chłopczyk jest w wieku mojej córki (4,5 lat), a wydaje się być co najmniej rok młodszy, nie umie liczyć do trzech.
        Z czego to wynika?
        Bo ta rodzina mimo wszystko mogłaby być szczęśliwa, zwłaszcza, że są osoby, które starają się im pomóc jak mogą.

    • aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa Odpowiedz

      a skad to przeswiadczenie, ze czytelnicy tego bloga sa juz na jakims poziomie? ja np jestem na rencie, do tego socjalnej, wiec nedzne 620 zł a mimo tu czesto tu zagladam 😉 to raczej zalezy od czlowieka, konkretnej jednostki a nie od statusu spolecznego…..

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Ciekawy komentarz – a w każdym razie mocno różni się od pozostałych. Zapytam z ciekawości: czemu czytasz? Zwykła ciekawość, coś na zasadzie oglądania serialu, czy jakiś rodzaj wpisów do Ciebie przemawia? Pozdrawiam i zachęcam do dalszej lektury 🙂

  8. joozva Odpowiedz

    Wolny, Fajny, ciekawy wpis.
    Proszę Cię, wytłumacz mi o co chodzi w poniższym cytacie.
    Jak tak robię i rzeczywiście do niczego to nie prowadzi, ale nie rozumiem dlaczego:
    „Nie daj sobie wmówić, że powinieneś całe życie pędzić do przodu, a w chwilach wytchnienia pozwalać sobie na coś, na co zasługujesz – w ten sposób nigdy nie zaznasz spokoju i poczucia równowagi.”

    pozdrawiam

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Widzę to jako taki „rwany” bieg niewiadomo do czego. Czy nie lepiej spokojnie dotrzeć do celu bez zbędnych przygód i zagrożeń niż gnać na złamanie karku i co chwilę naprawiać kolejne usterki? Te usterki często dotykają naszego ciała i umysłu, które – przegrzane, a nie mogące sobie pozwolić na wytchnienie, karmimy „znieczulaczami”. To wyniszczające – zarówno dla nas samych, jak i dla portfela. Cała postawa „należy mi się” wynika często z braku sukcesów mimo usilnych starach czy braków w innych sferach życia (niedowartościowanie, brak bliskich osób, atmosfera rywalizacji). Zamieniamy się w maszyny, które mają pędzić jak najszybciej, a kiedy coś się zepsuje – krótki zjazd do pit-stopu i dalej fruuuuuu… donikąd 🙂

      • Adam Odpowiedz

        Szkopuł jednak w tym, moi Państwo, że celem prawdziwym życia jest… śmierć. Jakkolwiek byśmy się nie czarowali… 🙁

          • Roman

            „Umrzemy i to czyni z nas szczęściarzy. Większość ludzi nigdy nie umrze, ponieważ nigdy się nie narodzi. Ludzi, którzy potencjalnie mogliby teraz być na moim miejscu, ale w rzeczywistości nigdy nie przyjdą na ten świat, jest zapewne więcej niż ziaren piasku na pustyni. Wśród owych nienarodzonych duchów są z pewnością poeci więksi od Keatsa i uczeni więksi od Newtona. Wiemy to, ponieważ liczba możliwych sekwencji ludzkiego DNA znacznie przewyższa liczbę ludzi rzeczywiście żyjących. Świat jest niesprawiedliwy, ale cóż, to właśnie myśmy się na nim znaleźli, ty i ja, całkiem zwyczajnie.”
            Richard Dawkins

          • Adam

            Dawkins… Cenię go, rzecz jasna. „Boga urojonego” czytałem kilka razy.
            To zdanie, które przytoczyłeś, to akurat wg mnie piękna kazuistyka… Równie pokrętnie (i zapewne równie nieskutecznie) próbował rozproszyć ludzki strach przed śmiercią jakże ceniony przeze mnie Epikur. Cyt z pamięci: „Póki my jesteśmy – nie ma śmierci; a kiedy jest śmierć – nas już nie ma”.
            .
            Całe szczęście, że współczesny świat tak jest urządzony, że na ogół wydaje nam się, że jesteśmy w jakiś niebywały sposób nieśmiertelni, a każdy problem da się rozwiązać.

          • Adam

            Hm… A mi się zdecydowanie bardziej podoba pięknie przygrywająca na tonącym „Titanicu” orkiestra, aniżeli średniowieczne wszechobecne: „Memento mori”.
            .
            Ale może dość już o tych mrocznych sprawach; orkiestra gra (jakże pięknie momentami!), wsłuchajmy się w jej dźwięki. I naprawdę rzeczą drugorzędną jest (wg mnie) czy dźwięki te płyną z ekranu telewizora, kościelnych śpiewów, stukających się kielichów czy kart dzieł filozoficznych. Grunt, że płyną…
            „Orkiestra gra, drugi raz nie zaproszą nas wcale.”
            Carpe diem, Panowie i Panie!

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          A tam od razu celem. Może takim rozumianym dosłownie (koniec drogi?) tak, ale chyba lepiej cele definiować sobie samemu i mieć satysfakcję z ich osiągania. I nawet, jeśli nieco siebie tym oszukujemy, to lepsze to niż czekać na ten cel ostateczny…

          • Kosmatek

            Właśnie ta kich argumentów też nie pRzymu je. To tak jakby twierdzić, że celem wykwintnej wieczerzy jest umyć zęby i się w…ć.

  9. Wiola Odpowiedz

    To prawda, że szczęście, a właściwie zadowolenie z życia, tak naprawdę zależy tylko od nas. Obserwacja innych ludzi i analiza swoich doświadczeń, coraz bardziej mnie w tym utwierdzają. To co dla wielu, a także dla mnie sprzed iluś tam lat było postrzegane jako gwarancja szczęścia i powodzenia w życiu, okazało się iluzją. Jest takie powiedzenie, że to co najcenniejsze w życiu jest ZA DARMO. Co takiego? Na przykład sen, uśmiech drugiego człowieka, piękno przyrody i wiele innych banalnych rzeczy. Jeśli tego nie nauczymy się dostrzegać i cenić na co dzień, to nawet duża wygrana w totka niczego w naszym życiu nie zmieni. Z czasem okaże się, że nadal jesteśmy nieszczęśliwi, tylko w bardziej luksusowym otoczeniu 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Często uciekamy się do przytoczonego przez Ciebie luksusowego otoczenia, bo nie mamy szans na zapewnienie tych darmowych (lub niemal darmowych) „luksusów”, więc myślimy, że coś drogiego, lśniącego i elitarnego nam pomoże… jakie są konsekwencje, chyba nie muszę wyjaśniać 🙂

  10. Krystian Odpowiedz

    Witajcie mili państwo , witaj Wolny ,przepraszam za tego pana ale myślę że jest to uzasadnione z racji mojego wieku jakim jest 15 lat . Krótkim słowem wstępu przejdę do wpisu ,bardzo mi sie podobał ,jak wszystkie zresztą ,które przeczytałem . To co piszesz bardzo mi przypomina horacjański model życia oparty na zasadzie złotego środka i sentencji carpe diem .
    Za jakiekolwiek błędy przepraszam . Pozdrowienia dla wszystkich czytelników i ciebie panie Wolny oraz całej rodzinki .

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Aj tam aj tam – daj spokój z tym panowaniem 🙂 Cieszę się, że nawet tak młode osoby zaglądają na bloga – jakby w wieku 15 lat w mojej pustej głowie (no, może naładowanej jakąś tam dawką wiedzy ogólnej) rodziły się podobne myśli/pytania, aż strach pomyśleć, gdzie bym był dzisiaj 🙂 Pozdrawiam.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Nie do końca to miałem na myśli – po prostu w tym wieku jakakolwiek lektura pobudzająca do myślenia przyniesie odpowiednie plony w przyszłości. Typowy 15-latek nie zwykle nie zaprząta sobie głowy takimi „bzdetami”.

  11. Robert Odpowiedz

    W życiu tylko mocni potrafią radzić sobie z problemami. To jest tak samo jak z nauką chodzenia przecież nie potrafiliśmy od razu chodzić. Zaliczyliśmy dużo upadków zanim postawiliśmy nasze pierwsze kroki. Tak samo jest w życiu trzeba umieć wygrywać i przegrywać.

    • Roman Odpowiedz

      Robercie, polecam ci traktat „O opatrzności” Seneki
      Radzimy sobie z problemami nie dlatego, że jesteśmy mocni. To problemy z którymi przychodzi nam się mierzyć sprawiają, że stajemy się mocni.

        • Roman Odpowiedz

          Sobie? A po co?
          Życie wystarczająco nam robi „pod górkę”, nie trzeba tego jeszcze sobie samemu fundować.
          Rzecz w tym, by mieć odwagę by zmieniać to, co zmieniać jesteśmy w stanie, a co nas i tak spotyka.

  12. Roman Odpowiedz

    A dziś rano przeczytałem bardzo fajne słowa Epikura: „Lepiej być rozumnie nieszczęśliwym niż bezmyślnie szczęśliwym” 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Czasami się nad tym zastanawiałem – widać przecież całe rzesze ludzi, którzy nie mają świadomości problemów (chociażby finansowych) i nie przejmują się tym, co będzie za dziesiąt lat. Czy zatem zyskanie tej świadomości w ich przypadku rzeczywiście będzie korzystne? Ok – można wtedy podjąć jakieś działania, ale jednocześnie „nagła” świadomość tego stanu rzeczy może naprawdę przybić do ziemi…

      • Roman Odpowiedz

        Świadomym czy nie i tak przyjdzie im sie z tym zmierzyć.
        I nie chodzi tu li tylko o sprawy finansowe…
        Czy nie lepiej zatem być choćby odrobinę przygotowanym?
        Poza tym…
        Nie wiem… ale jakoś nie potrafię zrozumieć tych, którzy i sami siebie oszukują i lubią jeśli ich życie oszukuje…
        Bo możemy udawać, że „żyjemy w bajce” 🙂
        Nie ma sprawy…
        Tylko, że ja tak nie chcę.

          • Roman

            Dla ciebie Adamie jest już za późno 😉
            Ty juz jesteś „stracony” 😉
            Ty myślisz, a naprawdę dużo trudniej myśleć i potem z tego zrezygnować niż nie myśleć od urodzenia niż 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Trudniej? Mi się wydaje, że tak się po prostu nie da. No chyba, żeby moje rowerowe zdarzenie skończyło się jakimś resetem komórek mózgowych. Tfu tfu…

          • wolny Autor wpisu

            Ja do tej pory nie wiem, co lepsze – być może dlatego, że nie mam szansy na jakiekolwiek porównanie na własnej skórze? Bo rozglądając się na boki widzimy tylko to, co na zewnątrz – chyba lepiej nawet nie rozglądać się wcale.

        • Roman Odpowiedz

          Może…
          Ale statystyka pokazuje, że raczej dożyją…
          Z resztą akurat to czy dożyją czy nie wydaje mi sie nieistotne.
          Ich życie ich wybór i moja ocena nie powinna mieć na te wybory wpływu.
          Wszelako ja – mając do wyboru to co zaproponował Epiktet – wybrałbym bycie „rozumnie nieszczęśliwym” 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Tego nigdy nie wiadomo, ale tak jak pisze Roman – rachunek prawdopodobieństwa twierdzi raczej co inego, więc lepiej obstawiać zdarzenia zdecydowanie bardziej prawdopodobne, zwłaszcza że chodzi o nasze własne życie.

  13. Kinga Odpowiedz

    Definicję szczęścia każdy ma swoją, indywidualną. Wynika to z tego, że jesteśmy różni. I dobrze, bo im bardziej różni, tym bardziej jesteśmy ciekawi.
    Moim szczęściem jest moja rodzina. Ja, mój Przyszły i nasza córka. Różnimy się w temperamentach, gustach, zainteresowaniach, poglądach, ale naszym wspólnym mianownikiem jest miłość. Ona nas scala i jest naszym dobrodziejstwem w chwilach, kiedy nie zawsze wszystko nam się układa. Kiedy czasami napotykamy trudności w naszej wspólnej drodze. Naszym szczęściem jest to, że potrafimy rozmawiać, akceptować swoje ułomności i starania, by zrozumieć inny punkt widzenia.
    No dobra. Córy połowa rzeczy nie dotyczy, małe to to jeszcze jest i jak na razie testuje naszą cierpliwość 🙂

    • eMCi Odpowiedz

      Jak obecnie z cenami mieszkań w Chinach? Słyszałem o pierwszych większych obniżkach. Ponoć polskie ceny nieruchomości przy chińskich mają trzykrotnie wyższy stosunek wartości do zarobków niż w Polsce. Prawda to czy propaganda w mediach?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hej, przeczytałem i z zaskoczeniem stwierdzam, że jest podobnie jak u nas, a przynajmniej w tą stronę idzie. Sam jestem zdania, że pieniądze mocno ułatwiają masę spraw, a przede wszystkim – usuwają część problemów, które niekiedy przyczyniają się do bardzo poważnych skutków. Owszem – tworzą też nowe problemy, ale to raczej problemiki w porównaniu do odwrotnej sytuacji. Pozdrawiam.

  14. eMCi Odpowiedz

    poprawka 🙂
    Ponoć chińskie ceny nieruchomości przy polskich mają trzykrotnie wyższy stosunek wartości do zarobków.

  15. roman m Odpowiedz

    w tym temacie polecam wszystkim ksiązkę erika weinera geografia szczęścia. Ksiązka jest lekko napisana zabawna a porusza naprawde wqazne kwestie. Autor stra sie w niej sprawdzic dlaczego ludzie sa szczesliwi w roznych krajach. serdecznie polecam

  16. Paweł S Odpowiedz

    Niedawno zacząłem się zastanawiać czy człowiek, który żyje nad niczym się nie zastanawiając, jest w stanie być nieszczęśliwym? Obserwuję swoje otoczenie i dochodzę do wniosku, że mimo życia jeszcze gorzej niż ja (oczywiście z mojego punktu widzenia) większość jest zadowolona z życia. Tylko czy są szczęśliwi? Może nie rozumieją czym jest szczęście i dlatego żyją sobie tak „lekko”? Czy żeby być szczęśliwym bądź nie, nie trzeba świadomie stworzyć swojej definicji szczęścia?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To mi też czasami zaprząta głowę. Doszedłeś do tego, że być może radość ludzi… „rzadziej myślących” (wiem – mało polityczne, ale co tam) może być spowodowana tym, że nie rozumieją, czym jest szczęście. Tylko to ten sam wniosek, od któego wychodzimy: nie myślisz o problemach, więc ich obecność nie za bardzo na Ciebie wpływa. Nie wiesz co to prawdziwe szczęście, więc jego brak też nie bardzo Cię obchodzi, co pozwala nadal kultywować… codzienną radość? Która nie do końca wiadomo czym różni się w sposobie odbierania od prawdziwego szczęścia. Ciężki temat – nie wiem czy do rozstrzygnięcia po poznaniu tylko jednej strony. A obu stron w ciągu jednego życia nie ma za bardzo jak poznać 🙂

      • Adam Odpowiedz

        Mądrze powiedziane. Gdybym pracował na uczelni, to już byś usłyszał: poproszę index. I ćwiczenia z filozofii byłyby zaliczone. 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Ale panie psorze – ja się dopiero rozkręcam – to na razie rozmyślania domorosłego filozofa, któremu brakuje jakiegokolwiek warsztatu czy bazowej wiedzy 😉

      • Paweł S Odpowiedz

        No coś w ten deseń :). Dlatego pomimo mojego wielkiego niezadowolenia z obecnej sytuacji pamiętam, że mam to co najważniejsze. Parafrazując wymówkę większości katolików: jestem szczęśliwy, nie praktykujący.:)

  17. Przemysław Odpowiedz

    Takie blogi jak ten to po prostu istny cud, zawsze chciałem zobaczyć kogoś kto tworzy takie strony, w sensie, które codziennie motywują do dalszej pracy i właśnie tak jest z Twoim blogiem. Wpadam tu codziennie po dawkę energii, może w końcu gdy zaczniesz pisać codziennie rzucę kawę na rzecz tej strony.

    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Oj nie wiem, czy byś tego chciał – hobby, które staje się pracą przestaje być hobby i często traci urok. Niemniej jednak bardzo dziękuję za ciepłe słowa. Pozdrawiam.

      • Adam Odpowiedz

        Jeżeli nawet Wolny nie pisze codziennie, to – biorąc pod uwagę Jego zaangażowanie w komentarze – czyni to prawie codziennie. Często te dopowiedzenia czy rozmowy lub (bywało i bywa) spory z komentującymi są niemniej ciekawe niż sam artykuł. 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Adamie – komentarze są chyba najważniejszą rzeczą, przez którą dalej piszę. Gdyby tylu Was nie było, gdybym widział tylko jakieś słupki pokazujące liczbę wejść na stronę, a dyskusji by nie było, to nadal bym się czuł, jakbym pisał sam do siebie. I jestem niemal pewien, że moja przygoda z blogowaniem już dawno by się zakończyła. Także jeszcze raz: wielkie dzięki, że jesteście!

          • Adam

            Dziękuję w imieniu nas – komentujących. Jest tym bardziej miło, że to podziękowanie pojawiło się pod moim wpisem. 🙂

  18. Kalt Odpowiedz

    Przepraszam bardzo, że nie w temacie, ale jeżeli na tej samej stronie pisze „pokaż środkowy palec konsumpcjonizmowi” i widnieje reklama supermarketu to dla mnie jest to rozdwojenie jaźni albo hipokryzja.

    • Adam Odpowiedz

      Eeee – nie! Tu chodzi o ćwiczenie silnej woli. 😉
      .
      Ponadto dlaczego konsumpcjonizm kojarzysz z supermarketem?
      Dla przykładu: ja używam noża, czytuję Biblię, piję alkohol.
      A nie jestem ani mordercą, ani chrześcijaninem czy żydem, ani pijakiem.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Jak dla mnie też skojarzenie supermarket -> konsupcjonizm jest tak proste i bezpośrednie, że aż nie pasujące. Skoro pojawiła się reklama supermarketu, to prawdopodobnie ostatnio zaglądałeś na stronę jednego z nich – a teraz chcesz się oczyścić, przychodząc tutaj? A fe 🙂

        • Kalt Odpowiedz

          1. Nie wchodziłem na stronę żadnego z supermarketów, tak jak nie wchodziłem na strony innych firm które się tu wyświetlają, bo widzę, że reklama się zmienia.
          2. Nie chcę się oczyścić przychodząc tutaj, nie rozumiem w jaki sposób miałbym się oczyszczać i z czego?
          3. W mojej ocenie umieszczanie na swojej stronie reklam, na które nie ma się wpływu jest co najmniej ryzykowne z punktu widzenia spójności przekazu na stronie, w szczególności na stronie o takiej tematyce.
          4. Kupuję w supermarketach i kojarzą mi się one z konsumpcjonizmem, nie będę konfabulował dlaczego – nie mamy wpływu na swoje skojarzenia. Nie rozumiem do czego to skojarzenie nie pasuje.
          5. Zdziwiony jestem poziomem reakcji na mój punkt widzenia. Może warto byłoby trochę zdystansować do tego co robisz?

          • Adam

            Nie wydaje mi się, by poziom reakcji Wolnego na Twój punkt widzenia był jakiś niski czy niewłaściwy. Tym bardziej śmiało mogę tak stwierdzić, że Wolny użył słowa „prawdopodobnie”, posądzając Cię o to i owo (w sumie o nic zdrożnego…), po tym jak Ty osądziłeś, że relacja między nagłówkiem a reklamą świadczy o rozdwojeniu jaźni bądź zakłamaniu.
            .
            Mówiąc bardziej obrazowo: po tym jak pierwszy wyciągnąłeś miecz, Wolny ledwie sięgnął po sztylecik… 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Sztylecik? Igiełkę ledwie, i to przytępioną akcentem humorystycznym, który nie został dostrzeżony, z powodu czego niezmiernie mi przykro 😉

          • Adam

            To dobrze, że ta igiełka była przytępiona, bo inaczej o nieszczęście nietrudno – np. tak jak to przedstawił mój ulubiony Świetlicki w wierszu pt. „M – Morderca”:
            „Wrzucam igłę do morza
            przekłuje ci serce
            w czasie deszczu”
            .
            No ale skoro u Ciebie to była przytępiona igiełka to u Kalta też nie miecz – tylko drąg jakiś czy pałąk wiotki. Tako osądzam ja: samozwańczy procurator, obrońca i sędzia w tej sprawie.

  19. Marek Odpowiedz

    Witam
    Bardzo mądry blog. Pod zdecydowaną większością przemyśleń dotyczących podejścia do konsumpcji i ogólnie życia mógłbym się podpisać wszystkimi kopytkami. Jednocześnie zazdroszczę jednomyślności w rodzinie, sprawę ułatwia zapewne wiek dzieci. Moją piętnastoletnią córę bardzo trudno przekonać do wyrzeczeń, skromnych potrzeb i rozsądnego wydawania kasy. A i małżonka ma słabość do nowych ciuchów, szczęśliwie głównie z second handów i tanich sklepów, ale jednak.
    Przy tematyce bloga zastanawia mnie jedna rzecz – na ile upowszechnienie takiego stylu życia byłoby niebezpieczne dla obecnego porządku społeczno-ekonomicznego, który jednak w dużej mierze opiera się na tworzeniu niepotrzebnych w istocie towarów, potrzeb i instytucji. Rosnące PKB to przecież nic innego, jak wskaźnik zaprzedania się zbędnej konsumpcji, bo jak mocno nie narzekalibyśmy na nasz kraj, to jednak w kwestii podstawowych potrzeb żywnościowo-lokalowych nie mamy astronomicznych braków i tu wzrost jest najmniej zauważalny. Właściwie rozważania czysto teoretyczne – myślę, że do radykalnej zmiany podejścia do życia gotowe byłoby może kilka procent społeczeństwa.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hej, cieszę się, że blog przypadł Ci do gustu. O tym, nad czym się zastanawiasz trochę pisałem tutaj: http://www.wolnymbyc.pl/wrog-publiczny/ a poza tym-jak sam zauważyłeś, działania garstki ludzi nie wpłyną na obraz całej gospodarki – i to może też być pozytywne dla nas, jako że bez jakichś rewolucji możemy sobie po cichu iść pod prąd, prawda?

  20. Zosia Odpowiedz

    Cieszę się wolny, ze jesteś szczęśliwy. Ja też jestem szczęśliwa. jednak, nigdy nie zgodzę się z tym co tu ktoś napisał , mianowicie : “szczęście to jest decyzja”. Powiedz to matce, której urodziło się dziecko niepełnosprawne lub uległo wypadkowi w wyniku którego zostało niepełnosprawne. Trudno odnaleźć w sobie wtedy szczęście i odpowiedzieć sobie na pytanie o decyzje. Ja się w życiu nauczyłam, ze jednak nie wszystko ode mnie zależy. I nie jest tak do końca, ze jest się kowalem własnego losu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *