Z reguły unikam politykowania, bo ani się na tym nie znam, ani nie miałem zbyt dobrego odbioru podczas jednej z prób. Tym razem będzie bardzo konkretnie, bo bez zdradzania moich wyborczych preferencji czy nakłaniania do głosowania tak czy inaczej, zaproponuję Ci dodatkowe kryterium, które w dużym stopniu zdecydowało o tym, gdzie zamierzam postawić krzyżyk 16 listopada tego roku, a więc już za niecały tydzień!
Mógłbym zacząć od banałów pod tytułem „decydujesz o przyszłości Polski”, „uczestnictwo w wyborach to Twój obowiązek” czy „masz realny wpływ na kierunek rozwoju swojego regionu, miasta czy powiatu”. Tak oświeconym ludziom jak czytelnicy mojego bloga nie muszę jednak tego przypominać czy udowadniać, a kto nie zagłosuje – niech już żałuje 🙂
Jak zapewne wiesz, niemal 2 lata temu zrezygnowałem z najbardziej popularnego medium, w którym zapewne w ostatnich tygodniach zagościły uśmiechnięte i (jak to się może niezbyt ładnie, ale całkiem trafnie mówi) wypacykowane twarze tych, którzy chcą pracować dla lepszego jutra swojego regionu. Albo nachapać się co nieco, wykorzystać lub zawiązać znajomości, trochę odpocząć… jeszcze sporo powodów by się znalazło, zarówno mówiących o pozytywnej motywacji kandydatów, jak i o ich oportunictwie. Jak wyczytać, czym kieruje się dana osoba, kiedy jedyne co mamy przed sobą to upudrowana twarz, których dziesiątki spoglądają również na mnie z plakatów wyborczych, rozwieszonych nawet wzdłuż ścieżek rowerowych (skandal, prawda? :)). Ano nie da się – nie znaczy to jednak, że należy machnąć ręką na całe to przedsięwzięcie zmiany sztafety, zwłaszcza że idzie o ludzi, którzy są blisko nas i powinni aktywnie działać, żeby w Twojej okolicy postawili ławki, wyremontowali drogi czy zbudowali nową szkołę.
W skrócie (bo nie o tym traktuje wpis): założyłem, że dana osoba ma się już czym pochwalić jeśli chodzi o realizację wcześniejszych obietnic wyborczych. Że co nieco zna tą grę i wie, jak się dobrze sprzedać – chociażby odwiedzając domy wyborców lub publikując serię peanów na swój temat w Internecie. Że chociaż kreuje się na ciepłego, rodzinnego człowieka, który nie miał do tej pory na pieńku z prawem. Kiedy – bazując na tych założeniach – zredukowałem listę kandydatów do zera :), zacząłem wybaczać nieco więcej, ale dodałem coś, co utwierdziło mnie w podjętym wyborze: spojrzałem, jakie karty ma w ręku ten, na którego chcę obstawić.
Każdy samorządowiec (w szczególności: radny, wójt, burmistrz czy prezydent miasta) jest zobowiązany do corocznego składania oświadczenia majątkowego, które jest publiczne i dostępne – najczęściej w formie elektronicznej – dla zainteresowanych. O ile zaglądanie do portfela sąsiadom (to również poniekąd możliwe, odkąd upubliczniono Księgi Wieczyste) jest niegrzeczne, o tyle prześwietlenie osoby, która będzie decydowała o ważkich sprawach lokalnej społeczności uważam za w pełni uzasadnione. Doskonale rozumiem, że obracanie dużymi pieniędzmi wymaga wprawy, a sama definicja „dużych pieniędzy” mocno zależy od tego, jaką kto ma wartość netto. Osobiście będę znacznie spokojniejszy o reprezentanta moich interesów, jeśli zdążył on dowieść skuteczności w zarządzaniu swoim własnym budżetem domowym i zdołał zbudować solidne fundamenty finansowe dla swojej rodziny. Będę bardziej ufny, jeśli kandydat jest przedsiębiorcą, który zna się na prowadzeniu firmy, którą w pewnym sensie jest też miasto czy powiat. Jeśli jednak sprawozdanie obnaża nieefektywność w zarządzaniu swoimi własnymi pieniędzmi, lub nieumiejętność poszukiwania innych źródeł utrzymania (dieta radnego to raptem około 24.000 zł rocznie – wystarczy tylko na podstawowe potrzeby rodziny), to dlaczego miałoby być lepiej w sprawach na wyższym poziomie trudności?
Jeśli przemawiają do Ciebie powyższe argumenty, zachęcam Cię do prześwietlenia wybranych kandydatów (wybory za kilka dni – zakładam, że masz już faworytów?), o ile wybrałeś już kogoś „z przeszłością”. Jak to zrobić? Przede wszystkim, musisz znaleźć interesujące Cię oświadczenie – często nie jest to sprawa banalna, bo nie ma jednego centralnego repozytorium oświadczeń (chociaż niekiedy wystarczy wpisanie w przeglądarce „imię nazwisko oświadczenie majątkowe”). Zwykle jednak trzeba się trochę nagimnastykować, ale jeśli jesteś mieszkańcem jednego z 10 największych miast w kraju, poniżej znajdziesz małą ściągę. Każda ze stron jest nieco inaczej zbudowana, a niektóre wręcz zniechęcają do odwiedzin przez swoją toporną strukturę i brak jakichkolwiek ułatwień w wyszukiwaniu, ale nie pozwól, żeby Cię to zniechęciło. Jeśli już znajdziesz dokument, wystarczą podstawy finansów osobistych (a więc chociażby: regularna lektura tego bloga :)) do zgrubnej oceny kandydata. Na zasadzie: ma kredyty konsumpcyjne? Źle. Zarabia 150.000 zł rocznie i deklaruje 10.000 zł życiowych oszczędności i jedno mieszkanie na kredyt? Też coś śmierdzi. A może po stronie rocznych przychodów znajduje się zaledwie kilkanaście tysięcy złotych za zajęcia prowadzone w szkole? To z kolei każe przypuszczać, że zaradność życiowa takiego kandydata nie jest zbyt duża, a próba zdobycia mandatu może wynikać ze starań o podreperowanie własnego budżetu.
A teraz konkrety: oświadczenia majątkowe dla piastujących urzędy (radnych, prezydentów itp) w 10 największych miastach Polski.
1) Warszawa – nawiasem mówiąc: przejrzysta, skuteczna wyszukiwarka to wzór do naśladowania dla pozostałych miast.
2) Kraków – tu też nie mam się do czego przyczepić.
3) Łódź
4) Wrocław
5) Poznań – Poznań robi trochę pod górkę, bo oświadczenia dostępne są tylko po uprzednim wybraniu kandydata. Radni z poprzednich kadencji (oraz ich oświadczenia) widoczni po mało intuicyjnej zmianie kadencji:
6) Gdańsk
7) Szczecin
8) Bydgoszcz
9) Lublin
10) Katowice
Mi osobiście oświadczenie rozwiało wątpliwości, które miałem względem kandydata, a cała autopromocja, którą byłem w stanie wygooglać wcale nie straciła na wiarygodności po tej lekturze – a to już dużo. Sama koncepcja publikacji oświadczeń majątkowych przez ludzi, którzy nie tylko powinni być czyści jak łza, ale od których oczekujemy pewnych kompetencji finansowych przemawia do mnie. Motyw jest prosty: „chcesz decydować o sposobie wydawania dużych pieniędzy – pokaż, że masz szansę sobie z tym poradzić”. Takie prawo, tyle że dotyczące blogerów z branży finansowej pewnie spotkałoby się z aprobatą wielu czytelników 🙂
Tak sobie jeszcze myślę… ciekawe, jaki procent wyborców zadaje sobie jakikolwiek trud lepszego poznania kandydatów, na których zagłosują? To niewątpliwie kosztuje znacznie więcej niż wybranie jedynki z konkretnego ugrupowania… czy zatem decyzje podjęte przez statystycznego Kowalskiego są świadome? Sam wiem, że moje krzyżyki w poprzednich wyborach miały więcej wspólnego z grą w statki niż z prawdziwym wyborem… Jeśli jednak chcesz na poważnie podejść do tematu, polecam odwiedzenie tej strony, przeklikanie się po mapie i znalezienie listy nazwisk dla Twojego własnego okręgu wyborczego – to będzie dobry początek poszukiwań.
PS Widzę, że gazety (przynajmniej te internetowe) również z namiętnością analizują zarobki obecnie piastujących urzędy – jedno z ciekawszych zestawień dotyczy prezydentów miast, a znajdziesz je tutaj.
PS2 Dla ciekawskich: oświadczenia posłów na sejm oraz posłów do PE. Miłej lektury 🙂