Koniec roku to czas podsumowań i snucia planów na kolejne 12 miesięcy. Ponieważ sam wybiegam myślami znacznie dalej, niż do zbliżającej się nocy sylwestrowej, to postanowiłem wpisać się w ten schemat. A że rok 2014 przyniósł sporo zmian i absolutnie nic nie wskazuje, żeby ten trend się zmienił w 2015, to warto spisać wnioski i plany na przyszłość – dla siebie i potomności. Kwestia samych finansów czy rozwoju bloga na pewno się dzisiaj pojawi, ale chciałbym nieco szerzej spojrzeć na to, co się działo i skupić się na tym, o czym ciągle piszę, jednocześnie tego jawnie nie nazywając: na dążeniu do wolności, która ma znacznie mniej wspólnego z finansami, niż mi się na początku wydawało. A może to po prostu efekt tego, że finanse powoli stają się u mnie sprawą drugorzędną i dzięki temu mogę sobie pozwolić na takie szersze spojrzenie? A więc do dzieła – na początek lista zmian z mijającego roku:
- przeprowadzka do Trójmiasta, a w zasadzie powrót na stare śmieci, który – mimo, że kosztuje nas kilkaset złotych miesięcznie – jest wstępem do kolejnych działań pod szyldem „niezależność finansowa”, do której droga jest już coraz krótsza. W końcu postanowiliśmy machnąć ręką na słowo optymalizacja i pójść za głosem serca – to był wybór, który jednoznacznie pokazał (czytelnikom bloga i nam samym), jak wielki jest sens tego, co robimy na co dzień.
- Przeprowadzka to jednocześnie początek i stopniowe zwiększanie wymiaru pracy zdalnej – początkowo bywałem w biurze co tydzień, teraz raczej nie częściej niż raz na 2 tygodnie. Innymi słowy: coraz bardziej uniezależniamy się od konkretnej lokalizacji, co z jednej strony może oznaczać większą swobodę jeśli chodzi o rodzinne podróże czy spędzanie wakacji, a z drugiej – i to chyba znacznie bardziej istotne – sprawia, że mój pogląd na temat naszej mobilności uległ całkowitemu odwróceniu. Jako informatyk z bardzo wąską specjalizacją kilkanaście miesięcy temu szukałem pracy w całej Polsce (a kilka kopii CV wyszło też poza granice naszego kraju). Byłem pogodzony z tym, że wymaga się ode mnie elastyczności co do miejsca zamieszkania, a w zamian czeka na mnie interesująca praca i wyśmienite zarobki. Po ostatnich przeprowadzkach (Trójmiasto -> Bydgoszcz -> Trójmiasto), wdrożeniu się w specyfikę pracy zdalnej i kolejnym, bardzo dobrym pod względem finansowym roku mogę w końcu zmienić podejście. Najzwyczajniej na świecie nie muszę już przyjmować najlepszych ofert (godząc się jednocześnie na ich wady), bo znaczenie pracy zawodowej mocno spadło w mojej hierarchii wartości: zarówno jeśli chodzi o kwestie finansowe, jak i poczucie znaczenia tego, co robię. Pięknie jest mieć świadomość, że nawet obcinając zarobki o połowę i robiąc coś, co przy odrobinie wysiłku można by zautomatyzować nadal można utrzymać obecny poziom życia i satysfakcję czerpaną z innych projektów (jak chociażby ten blog) i z czasu spędzonego z własną rodziną. A jeszcze piękniej jest mieć świadomość, że można rzucić pracę w cholerę i – blogując i realizując rozmaite dodatkowe projekty – też będzie dobrze. Ja nie dam rady? 😉 To naprawdę kwestia kilku udanych projektów i wiary we własne umiejętności i możliwości adaptacji do rozmaitych sytuacji życiowych.
- 2014 to kolejny rok uwalniania się od środków masowego przekazu i umów z operatorami. Po telewizji przyszedł czas na ewolucję w sferze Internetu i od połowy roku dostęp do sieci mam tam, gdzie akurat jestem. W połączeniu z ostatnimi (i nadchodzącymi) mieszkaniowymi roszadami i pracą zdalną: świetna sprawa, o której może również napiszę na blogu. Oczywiście, ta niezależność od lokalizacji może być też postrzegana jako jeszcze większe uzależnienie się od Internetu. Mam tego świadomość i w ramach projektu „miesiąc bez” kwiecień 2015 ogłaszam miesiącem bez Internetu (oczywiście pomijam pracę zawodową) – moja żona będzie w prawdziwym szoku kiedy to przeczyta 🙂
- Skoro już wspomniałem o „miesiącu bez”, muszę wspomnieć o kilku sukcesach w związku z ostatnim półroczem. Przypomnę: chodziło o rezygnację z jednego z niekoniecznie pozytywnych zwyczajów na cały miesiąc. W żadnym z wyzwań nie odniosłem 100-procentowego zwycięstwa, co nie oznacza, że nie widzę korzyści z samego projektu. Codzienne brzuszki to już dla mnie rutyna, a kawę piję absolutnie okazjonalnie. Nieudane podejście do rezygnacji z samochodu przyniosło wartościowe wnioski i tylko od słodyczy się uwolnić nie mogę 😉 W każdym razie eksperyment przynosi na tyle ciekawe rezultaty, że postanowiłem go kontynuować – a już od najbliższej środy zaczyna się „miesiąc bez narzekania”, więc będzie jeszcze ciekawiej niż dotychczas.
- Skasowałem ze swojego słownika termin „sezon rowerowy” i całą zimę 2013/2014 przejeździłem na dwóch kółkach (ten wpis powstał jeszcze jesienią, ale w zimie absolutnie nie odpuściłem i do -12 dawałem radę!). Po roztopach zacząłem podróżować z moją – wtedy 9-miesięczną – córeczką, z którą pokonałem w całym roku kilkaset kilometrów i to również uważam za pewnego rodzaju sukces i mini-kroczek do wolności – zwłaszcza w czasach, kiedy dla wielu jedynym słusznym środkiem transportu dla małego dziecka jest auto.
- Kupiliśmy i niesamowicie tanio wyremontowaliśmy nieruchomość na wynajem, co było kolejnym krokiem w stronę niezależności finansowej przez budowanie (w miarę) pasywnego i regularnego dochodu. Wspólnie z żoną otworzyliśmy oczy na kolejne możliwości zarabiania, a zarazem realizowania się – myślę, że dobra z nas ekipa projektowo/wykończeniowa. Ktoś chętny na estetyczny i oszczędny zarazem remoncik? Żartuję – przynajmniej na razie robimy tylko dla siebie.
- Ustabilizowałem blog, ograniczając się do jednego wpisu w tygodniu, co – ku mojemu zdziwieniu – absolutnie nie przełożyło się na spadek statystyk. Wręcz przeciwnie – ruch w tym roku ponad 3-krotnie w porównaniu do 2013, co dobrze wróży na przyszłość. Jednocześnie rozszerzyłem spektrum tematów poruszanych na blogu – to już nie blog o niezależności finansowej, ale o niezależności i wolności w ogóle – finanse to tylko jeden z wielu składników, chyba wcale nie najważniejszy.
Plany – czyli co potrafię zdefiniować już dzisiaj, mając jednocześnie świadomość, że życie zaskoczy mnie nie raz i nie dwa w 2015 roku:
- Powiększenie rodziny 😉 Co to ma wspólnego z wolnością? Ano to, że na luksus posiadania dwójki dzieci wielu nie decyduje się właśnie ze względów finansowych. A skoro już mówimy o finansach, to większa rodzina zaserwuje mi jeszcze więcej danych potrzebnych do udowodnienia, że dzieci nie muszą być drogie!
- Kolejny projekt w obszarze nieruchomości. Na razie bez szczegółów – kiedy już życie zweryfikuje jego dokładną postać, na pewno podzielę się detalami. Plany są bardzo ambitne, tylko ta doba jakaś taka krótka się wydaje…
- Chciałbym utrzymać poziom bloga i obecną częstotliwość wpisów. Zrobię, co w mojej mocy, chociaż dwa powyższe punkty mogą sprawić, że będzie trzeba wybierać „mniejsze zło” i zrobić sobie małe blogowe wakacje (znając życie: na pewno bardzo intensywne…).
- Zdrowie to coś, czego przecenić nie sposób, dlatego do aktualnych ~15 minut dziennie (brzmi śmiesznie, ale na rozciąganie, porządną serię pompek + 2 serie brzuszków wystarcza) planuję dodać jakieś ćwiczenie, które zrekompensuje mniejszą aktywność rowerową (telepraca mocno demotywuje w tym względzie…).
- Mam zamiar bardziej się otworzyć na możliwości zarabiania. Zarówno blogowanie, jak i rozmaite projekty DIY mogą stanowić sensowne źródło zarobku i myślę, że nadszedł czas na zmniejszenie wpływu comiesięcznej wypłaty na stan naszych finansów. Poleganie na pojedynczym etacie to śliska sprawa, więc tworzenie kolejnych źródeł (a chociażby i źródełek) w miarę pasywnego dochodu to coś, nad czym warto pracować. A skoro już o pracy mowa, to…
- Zamierzam zacząć odliczać dni pozostałe do zwieńczenia mojej kariery informatyka-etatowca. To nie żadna definitywna deklaracja, ale zakładam, że jeszcze maksymalnie przez 4 lata będę pracował w ten sposób, jednocześnie uniezależniając się coraz bardziej od comiesięcznej wypłaty. I zawodu, który wydaje mi się coraz mniej znaczący… W tym czasie zamierzam zrealizować postulaty z poprzedniego punktu i osiągnąć taki poziom zwrotu z inwestycji, żeby co najmniej pokrył comiesięczne wydatki całej naszej rodziny, które na pewno mocno wzrosną w stosunku do niezwykle niskiej średniej z roku 2013 – widzę to już po nieco przedwczesnym podsumowaniu roku 2014. Dodatkowe źródła przychodów powinny wystarczyć do tego, żeby inflacja nie zjadła zgromadzonego kapitału. Ambitnie? Według mnie aż nazbyt asekurancko: niecałe 1500 dni przede mną, czas rozpocząć odliczanie. Może jakiś licznik na głównej stronie bloga? 😉
- W drugiej połowie roku wystartuję z cyklem wpisów „edukacja finansowa dla najmłodszych”. Zauważyłem, że o ile jest mnóstwo materiałów na temat finansów osobistych dla dorosłych, którzy nie do końca radzą sobie z własnym budżetem, to analogicznych materiałów pisanych z myślą o edukacji finansowej dzieci jest jak na lekarstwo. Tutaj sygnalizowałem problem, ale ponieważ brakowało mi odpowiedniego doświadczenia z maluchami, to sam nie podjąłem rękawicy. Wejście Mai w trzeci rok życia będzie dobrym momentem, żeby zacząć przekazywać Jej podstawy, a czytelnikom bloga – wyniki tychże rozmów i sytuacji.
- Planuję pomagać innym w większym stopniu niż dotychczas. Z czego jak z czego, ale z zakupów na rynku nie zrezygnowaliśmy, a tam najlepiej widać, ile biedy jest naokoło. To coś, czego nie widzą ludzie przemieszczający się pomiędzy domem, pracą a błyszczącymi galeriami handlowymi w swoich SUVach. Ostatnio rozłożył mnie na łopatki jeden ze sprzedawców na rynku: trzęsący się z zimna staruszek, który wyskrobał te kilka złotych na metr kwadratowy przestrzeni handlowej na ziemi i rozłożył na starym kocu jeszcze starsze sprzęty domowe, których używał ostatnie kilkadziesiąt lat. Asortyment był taki, że nikt nawet nie spojrzał na pordzewiałe łyżki czy dziecięce zabaweczki z oderwanymi częściami. Być może byliśmy jedynymi, którzy tego dnia coś kupili od starszego Pana – zdziwionego, że ktoś chce zapłacić za jego stary czajniczek kilkukrotnie więcej, niż wynosiła cena wyjściowa. Podobnych scenek w ostatnich miesiącach było więcej i nie zamierzam na tym poprzestawać w kolejnym roku. I absolutnie nie mają znaczenia powody, dla których chcę pomagać – bo przecież nie odkryję Ameryki jeśli powiem, że to również dla mnie terapia, dzięki której podbudowuję swoje samopoczucie i zagłuszam poczucie niesprawiedliwości na tym świecie.
To było dla nas niesamowite 12 miesięcy; rok dużych zmian, wytężonej pracy i obfitych plonów z niej zebranych. To rok dużego kroku w stronę niezależności finansowej i mniejszego, ale znaczącego znacznie więcej – kroku w stronę wolności. Kolejne lata zapowiadają się równie pracowicie, więc nie ma co spoczywać na laurach, tylko zakasać rękawy i iść do przodu. Zwłaszcza, że życie zaskoczy mnie niejednokrotnie i części z postulatów nie zrealizuję, za to pojawią się inne okazje i możliwości. I o to chodzi – gdyby wszystko było przewidywalne, życie byłoby strasznie nudne!
A Ty? Jak ocenisz mijający rok? Czy zrealizowałeś noworoczne plany? Czy w ogóle je miałeś i czy znalazłeś czas na rozliczenie się z samym sobą? Czy możesz z czystym sumieniem powiedzieć: „to był dobry rok, podczas którego stałem się lepszym człowiekiem”? Jeśli tak, serdecznie Ci gratuluję, a jeśli nie – dopinguję do bardziej wytężonej pracy w 2015 🙂 Wszystkiego najlepszego!