Droga ważniejsza niż cel!

Od początku mojej „kariery” blogera piszę o niezależności finansowej – celu, który przyświeca mi od kilku dobrych lat i wokół którego krążę, tworząc kolejne wpisy na bloga. Tyle, że ostatnio oddalam się coraz bardziej od głównego hasła bloga („O niezależności finansowej i finansach osobistych”) i coraz bardziej rozszerzam krąg poruszanych tematów. Po trosze dlatego, że – częściowo dzięki minimalistycznemu podejściu do życia – czuję zapach niezależności finansowej mocniej niż kiedykolwiek i działam niemal w pełni na autopilocie, który bezpiecznie prowadzi mnie tam, gdzie chcę. Ale powodów, dla których zacząłem szerzej zajmować się kwestią szeroko rozumianej wolności jest więcej: po pierwsze, zacząłem się nieco obawiać, co dalej po osiągnięciu upragnionego celu, a po drugie, szacowne grono odbiorców moich tekstów (tak – to między innymi o Tobie!) stale dzieli się swoimi doświadczeniami i podpowiada mi, gdzie szukać. Tak więc szukam, czytam, szperam i tym samym mocno poszerzam swoje horyzonty myślowe – za co Wam serdecznie dziękuję! Jak już mi kilkukrotnie wytknęliście, po osiągnięciu niezależności finansowej mogę się mocno zdziwić i odkryć, że nie mam „jaj” do odpuszczenia i ciągle pragnę więcej i więcej. Albo stwierdzę, że ten wyczyn – planowany lata temu i z konsekwencją realizowany – już mnie nie kręci i chcę czegoś innego. Lub będzie jeszcze śmieszniej: nie zauważę nawet, kiedy przekroczę moją liczbę, bo przecież  niezwykle trudno określić wynik przyszłych inwestycji i wybiec myślami o kilkadziesiąt lat wprzód. Zamiast więc czekać na to, czy sam nie doświadczę uczucia „i co teraz”, kiedy meta będzie już za mną, już teraz jestem elastyczny jak guma od przysłowiowych „gaci” i na bieżąco zmieniam definicję tego punktu końcowego, do którego zmierzam (jak się okaże w dalszej części wpisu – poniekąd dlatego, żeby wcale do niego nie dojść i nie spocząć na laurach). Na pewno sam niejednokrotnie stwierdziłeś, że osiągnięty cel nie był wart wysiłku; albo uległ modyfikacji z czasem, kiedy to odkryłeś kolejne jego zalety, ale i wady. Tak było z moim osobistym pojęciem wolności, która na początku była dla mnie jedynie uniezależnieniem się od umowy z pracodawcą i możliwością utrzymania siebie i rodziny bez kiwnięcia palcem (wiem, wiem – strasznie „płytko” to brzmi, prawda?). Taki chciałem być niezależny i tyle chciałem opcjonalności we własnym życiu, że pewnego dnia zacząłem się zastanawiać, co ja właściwie z tym wszystkim zrobię… jawiły mi się w tym czasie wspaniałe obrazki z oceanem w tle i mną – na hamaku rozpiętym pomiędzy dwoma palmami, z drinkiem w ręku… aż od tego bujania w chmurach znudziłem się samą myślą o tej koncepcji 🙂 To może i dobre na początek, ale dłużej niż miesiąc (co ja mówię – tydzień; dzień!) bym nie wytrzymał. Aż pewnego dnia doszedłem do wniosku, że po uwolnieniu aktualnie poświęcanych pracodawcy 40 godzin tygodniowo, będę… nadal pracował! Tylko nad rzeczami znaczącymi (dla mnie, nie dla mojego pracodawcy), które sam sobie wyznaczę, bez nikogo nad głową, bez ciśnienia i przepychania łokciami, a nawet – niekoniecznie z myślą o jakimkolwiek wynagrodzeniu finansowym. I o ile ta koncepcja nadal jest dla mnie pociągająca, to nagle zdałem sobie sprawę, że już teraz mógłbym ją wprowadzić w życie i z pomocą dziesiątek nowych umiejętności, które nabyłem w ostatnim czasie, poradziłbym sobie nienajgorzej. Trochę blogowania, jeden czy drugi projekt DIY (na przykład: kupno mieszkania, tani remont, sprzedaż z zyskiem) czy jakieś dorywcze prace i byłoby elegancko. Tyle, że z jakiegoś powodu się na to nie decyduję i jeszcze długa droga przede mną, żeby odpiąć się od dojnej firmy-karmicielki. „Może więc w wolności nie chodzi tylko o niezależność finansową czy bycie sobie sterem, żeglarzem i okrętem?” – to była kolejna bolesna lekcja, po której zabrałem się za liźnięcie starożytnej wiedzy filozofów i rozmyślania o tym, czym jest owa wolność i szczęście. Jakąś koncepcję obu znaczeń mam i niedługo będzie nieco więcej o lekturach, które pomogły mi ją wypracować, ale na to jeszcze musicie chwilę poczekać.

droga_1Bo… philosophy is not dead!

Mam nadzieję, że moja „historii wolności” jasno pokazuje, że… wszystko płynie 🙂 i w praktyce nie ma jednego, właściwego, niezmiennego celu, do którego dążymy. My się zmieniamy, a wraz z nami – nasze cele, priorytety i opinie. Czy nie byłoby po prostu słabo, jeśli po osiągnięciu tego, do czego dążyliśmy całymi latami i w co włożyliśmy mnóstwo pracy okazało się, że wcale tego nie oczekiwaliśmy, a nasze wyobrażenia były po prostu fałszywe? Albo – gdybyśmy jednak nie mieli „jaj” do skorzystania z tego, na co zapracowaliśmy? Dlatego przesłanie dzisiejszego wpisu jest następujące: czasami od samego celu ważniejsza jest droga, którą przebywamy – nawet ta niekoniecznie zwieńczona sukcesem. Cel będzie prawdopodobnie ewoluował, a my razem z nim – ale niemal zawsze będzie czymś, co przed nami; co możemy sobie w głowie jeszcze poukładać (dlatego cel warto zmieniać, jeśli zanadto zbliżymy się do jego osiągnięcia). Co innego, jeśli chodzi o samą drogę – to jest przecież nasza codzienność, teraźniejszość. Szkoda byłoby ją zmarnować w poszukiwaniu czegoś, co na końcu okaże się nie tym, czego oczekiwaliśmy. I nie tylko o niezależności finansowej mowa – weźmy na tapetę chociażby walkę o stołki, tak żywą w większości korporacji. Jeśli myślisz, że niezliczone godziny spędzone w pracy na próbie wykazania się będą miały swój finał po osiągnięciu sukcesu, jesteś w błędzie. Później będzie podobnie, z jedną tylko różnicą: zamiast atakować, będziesz się musiał bronić przed innymi „marzycielami” chętnymi zająć Twoje miejsce, a cały misternie budowany plan upadnie i osłodzi go jedynie wyższe wynagrodzenie za coś, czego i tak nie chcemy robić. Co zrobić, żeby taki scenariusz nie stał się rzeczywistością? Przede wszystkim: ciesz się drogą. Jeśli już na etapie dążenia do celu męczysz się i nie czerpiesz satysfakcji z tego, czego się podjąłeś w imię spełnienia założeń, to być może wcale nie chcesz ich zrealizować? Albo chcesz, ale nie jesteś gotów na ogrom pracy, która Cię czeka? Dlatego nie pozwól zaślepić się odległymi mrzonkami – bądź jak dziecko, które podczas czytania bajki wcale nie czeka na jej finał, ale emocjonuje się budowaną historią i rozmaitymi odgłosami wydawanymi przez rodzica udającego najróżniejsze stworzenia 🙂 Albo jak miłośnik gotowania i jedzenia, który przecież mógłby napchać się pyrami i też byłby syty, ale woli cieszyć się tym, co się dzieje jeszcze zanim pokarm dotrze do jego żołądka.

droga_3Ciesz się drogą!

Niech radość z codzienności będzie wyznacznikiem trafności obranej drogi. Drogi, która czasami jest pełna wyzwań czy wyrzeczeń – ale jeśli idziesz we właściwym kierunku, na pewno czujesz się dobrze z dokonanymi wyborami i tym, że z każdym dniem jesteś bliżej celu. Cieszysz się z osiągnięcia kolejnych kamieni milowych i tych małych sukcesów, których czeka Cię znacznie więcej. A jednocześnie wiesz, że ten cel jest zmienny i chełpienie się obranym przed laty sukcesem to raczej nie to, co sprawi Ci długotrwałą radość. Ot – kolejny kroczek, których w życiu człowieka myślącego będzie całe dzikie mnóstwo. Stawianie sobie kolejnych celów i modyfikacja istniejących to coś absolutnie normalnego – w przeciwieństwie do spoczęcia na laurach i włączenia trybu standby z tak błahego powodu, jak na przykład osiągnięcie niezależności finansowej 🙂 Pamiętaj, że droga jest przynajmniej tak samo ważna jak cel. Jeśli więc nie czerpiesz z niej radości to nie myśl, że po osiągnięciu celu będzie inaczej! Siadając na kanapie ze słowami „no – to już koniec” bliżej będzie Ci do stereotypowego widoku emeryta przed telewizorem niż do człowieka sukcesu, którego widzisz w lustrze :). PS Od jakiegoś czasu coraz mniej piszę o sposobach na oszczędności i ich pomnażanie, a coraz więcej jest o tak ulotnych i różnie rozumianych odczuciach, jak wolność, niezależność, czy wreszcie: szczęście. Po statystykach i komentarzach widzę, że pozytywnie odbierasz tą transformację i nie masz mi za złe, że znacznie rozszerzyłem tematykę bloga. Czasami przed publikacją kolejnych wpisów zastanawiam się, czy nie padnie komentarz w stylu „a jaki to ma związek z niezależnością finansową?” – na szczęście jesteś bardzo wyrozumiały i chwała Ci za to 🙂 Serdecznie dziękuję za to, że jesteś – gdyby nie Ty, i mnie już dawno by w blogosferze nie było.

159 komentarzy do “Droga ważniejsza niż cel!

  1. Gosia Odpowiedz

    Kolejny świetny wpis Wolny i tylko pozornie nie związany z finansami 🙂

    Z oszczędzaniem też tak jest, że oszczędzasz i co dalej? Po pewnym czasie entuzjazm opada, a cele są na wyciągnięcie ręki. I najważniejsze to nie pozwalać sobie na rozczarowanie osiągnięciem celu, ale stawiać sobie nowe, coraz ciekawsze i… cieszyć się drogą 🙂

    Nawet jeśli kolejnym celem będzie renowacja krzeseł (te kuchenne wyszły świetnie) 😉
    Pozdrawiam!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dzięki Gosiu – w pewnym momencie powszednieje i osiąganie wyników, o jakich kilka lat temu się nie marzyło. Dlatego trzeba wynajdywać nowe rzeczy, które będą motywowały do dalszej, wytężonej pracy – w tym momencie bardziej „kręcą” mnie Wasze komentarze niż kolejne maile, które obieram i piszę w czasie pracy 🙂

        • Paweł S Odpowiedz

          Tylko nie to. Wtedy z Wolnego, który pisze to co lubi będzie sprzedawca, który pisze to za co mu najlepiej zapłacą. Lepiej żeby nie szedł ścieżką kolegów:)
          Oczywiście lepiej dla czytelników.

          • wolny Autor wpisu

            Taka ścieżka jest rzeczywiście coraz bardziej popularna. Co nie znaczy, że mam zamiar pójść w ślady kolegów – mam nieco inne spojrzenie i blog ma być hobby (potencjalnie generującym przychody), a nie pracą na pełen etat, której potrzebuję do wykarmienia rodziny.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Nie martwcie się – nie zamierzam polegać na przychodach z bloga planując swoją emeryturę – to by musiało negatywnie wpłynąć na publikacje. Nie znaczy to jednak, że całkiem neguję zarobki z bloga – ale to raczej taki „nice to have”.

  2. Tomasz Bełza - Szczęśliwy minimalista Odpowiedz

    Radość z codzienności – jakże pięknie napisane! Jest to bardzo minimalistyczne, a jednocześnie bardzo trudne, bo niektórzy mówią, że codzienność jest szara i nudna. Moim zdaniem codzienność może być fantastyczna, jeśli jest dobrze zagospodarowana 🙂

    Wolny, piszesz o zmieniających się celach. Na początku jak to czytałem, to jakoś mi to nie pasowało – wolność i np. zmieniająca się (na wyższą) kwota, jaka do tej wolności może prowadzić. Po czym zweryfikowałem jak podchodzę sam do instrumentu zwanego poduszką finansową – kiedy uzbierałem kwotę, którą uznałem za wystarczającą, postanowiłem dobrowolnie ją zwiększać. Czyli masz racę, wszystko płynie i cele się zmieniają 🙂 Drogą trzeba się cieszyć, bo trwa ona cały czas! Osiągnięcie celu i co, wieczny odpoczynek? Nie wydaje mi się, nie taka jest chyba natura człowieka 🙂
    Pozdrawiam!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Tu nawet nie chodzi o wyższą kwotę, tylko o fakt, że osiąganie kolejnych kamieni milowych przestaje w pewnym momencie cieszyć bardziej, niż opady śniegu (których bardzo mi brakuje, bo Maja pokochała sanki :))

  3. Świadomy Odpowiedz

    Ja często miałem tak, że osiągałem swój cel w momencie, gdy już za bardzo mi na nim nie zależało. Po prostu zbyt długo zajmowało mi jego osiągnięcie – na przykład, gdy byłem nastolatkiem, to marzyłem o własnym stole bilardowym. Po niemal 20 latach marzeń kupiłem go wreszcie, ale gra w bilard nie cieszy mnie już tak jak dawniej i w ogóle bardzo rzadko gram 🙁

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Z tymi marzeniami z dzieciństwa tak bywa często – na szczęście z większości z nich leczymy się, zanim spełnimy niechciane jiż marzenie.

    • Tomasz Bełza - Szczęśliwy minimalista Odpowiedz

      Ja miałem podobnie z rowerem freeride’owym. Jako młodziak marzyłem o nim dzień w dzień, oglądając kolejne filmy ekstremalne. Od kilku lat mam wymarzony sprzęt i… niestety stoi w kącie i się kurzy. Najgorsze jest to, że to nie brak czasu to powoduje, tylko lenistwo i wymówki. Zeszły rok był najgorszy pod tym kątem, na rowerze byłem przejechać się tylko kilka razy, z czego ani razu w górach. Może w tym roku uda mi się to zmienić i wrócić do realizacji marzeń związanych z posiadaniem takiego roweru 🙂

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Hehe – miałem podobnie z deską windsurfingową. Marzenie z dzieciństwa spełniłem, wywaliłem z 3.500zł za używany sprzęt i byłem na desce może z 20 razy, a od kilku lat leży i się kurzy. Ktoś zainteresowany tanim sprzętem freeride? 🙂

        • Maga Odpowiedz

          To może, zamiast pozbywać się sprzętu, warto wrócić do tej aktywności o obudzić w sobie dawną pasję?
          Ja tak miałam z końmi. Jeździłam jeszcze w liceum, później wyjechałam na studia i jakoś przestałam. W ciągu pięciu lat zdarzyło mi się wsiąść na konia kilka razy, aż w końcu w ogóle się do koni nie zbliżałam przez jakieś 15 lat.
          Teraz znowu jeżdżę i sama sobie nie mogę się nadziwić, jak mogłam kiedyś przestać.

          • wolny Autor wpisu

            Heh – rodzina (zaraz dwójka małych dzieci), praca, blog i inne aktywności skutecznie pochłaniają tyle czasu, że kilkugodzinne wycieczki tylko dla własnej przyjemności nie wchodzą w grę. Może kiedyś reaktywuję to hobby, ale na razie podchodzę do tego na chłodno.

  4. Weronika Odpowiedz

    Ja to chyba nawet będąc już niezależną finansową nie rezygnowałabym z pracy dla obecnego pracodawcy… Bo daje mi ona nie tylko pieniążki, ale też cały ogrom satysfakcji. To co robię, wydaje mi się ważne (a nie tylko mojemu pracodawcy). Gdyby tak nie było, to i brak niezależności finansowej by mnie nie powstrzymał przed rzuceniem tego w pizdu 😉

    Aczkolwiek na razie ten pełen etat nie przytłacza mnie. Mam jeszcze kupę czasu po pracy na realizację prywatnych projektów. Możliwe, że z wiekiem będzie to trudniej pogodzić. Na razie jednak myślę, że smutno byłoby odchodzić…

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja mam tak, że o ile obecna praca jeszcze mnie w jakimś stopniu kręci, to wszelkie tematy blogowo-finansowo-wolnościowe znacznie bardziej! Może minąłem się z powołaniem? A może należy się „nawrócić” i całkiem się przestawić na to, co sprawia większą radość? Ale na razie na to za wcześnie – zwłaszcza, że obie koncepcje się na razie nie wykluczają.

  5. Tina Odpowiedz

    Jejku, gdybym miała nic nie robić, to chyba bym zwariowała – dopadnięta przez jakieś ponure rozważania życiowe.
    Na razie jestem w świetnym momencie życia. Podczas urlopu wychowawczego, ciesząc się czasem z dziećmi. Równocześnie wiem, że droga powrotu do (niestety jeszcze aktualnego) pracodawcy jest zamknięta. Mogę szukać swojej ścieżki. Takiej, na której będę szczęśliwa. Tylko jeszcze muszę się nauczyć tego szczęścia.
    Liczę na ciekawe podpowiedzi lektury.
    A Tobie życzę, żebyś miał odwagę zrezygnować z tego co masz i robić to co lubisz, kiedy tylko nadejdzie ten moment, gdy uznasz, że jesteś gotowy.

  6. Paweł Odpowiedz

    Wolny, takie tematy jak ten są najlepsze 🙂 Zmuszają do przemyśleń, chwili zastanowienia się i to jest najlepsze. Chyba się uzależniam od Twojego bloga – jak to się ma do wolności 😉

    Masz rację że droga jest ważniejsza od celu. Ostatnio sporo myślałem na ten temat, na temat tego co będę robił jak osiągnę niezależność finansową. Pomyślałem że więcej czasu będę poświęcał rodzinie, częściej odwiedzał i pomagał rodzicom itd. Po chwili jednak przyszła taka refleksja czy za te kilka czy kilkanaście lat będę miał kogo odwiedzać i pomagać? Czy moje dzieci nie będą już na tyle duże że nie będą mnie aż tak potrzebować? I doszedłem do wniosku że patrząc tylko na cel można bardzo wiele przegapić i stracić. Że jak już osiągnę ten cel to może on bardzo gorzko smakować zamiast cieszyć.
    Dlatego postanowiłem być szczęśliwy każdego dnia tak jakbym już osiągnął ten cel. Postanowiłem zawsze znaleźć czas dla najbliższych, praca nie zając nie ucieknie, od jednego zlecenia mniej świat się nie zawali. Nie zrezygnowałem z osiągnięcia wolności finansowej ale nie jest to cel sam w sobie.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Święta prawda – rodzina jest najważniejsza. Myślę, że jesteśmy szczęściarzami, mogąc łączyć czas dla rodziny i pracę zawodową – niestety wielu rodziców nie może sobie na to pozwolić.

  7. exkonsumpcja Odpowiedz

    Moim zdaniem takie wpisy dużo mają wspólnego z niezależnością finansową. Nie wystarczy kupować tańsze pomidory, trzeba jeszcze wiedzieć po co i czy faktycznie dla nas to jest najlepsze. Nie wystarczy gaszenie światła i oszczędzanie wody, jeśli nie ma w tym celu. Szybko nam się znudzi. Musimy wiedzieć po co, dlaczego i że nasz cel może się po drodze przekształcić. Ja na początku myślałam o tym, że fajnie byłby mieć wysoką emeryturę (wiem, to był mało realistyczny cel :)). Teraz raczej myślę o tym, że nie chce mieć emerytury. Chce mieć pasję, na której mogłabym zarabiać i zajmować się nią jak najdłużej się da. Siedzenie i nie robienie niczego jest straszne, nawet jeśli co miesiąc na konto spływa pokaźna sumka. Nawet bogacze szukają sobie jakieś zajęcia. To pokazuje, że ta plaża i hamak jednak nie są dla człowieka wystarczające.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Pasja, na której się zarabia jest super – dopóki nie staje się pełnoetatowym zajęciem, którego nie możesz rzucić.

  8. Katarzyna G. Odpowiedz

    Czytam Twojego bloga od dawna i chociaż nie udzielam się tutaj to wiedz, że między innymi dzięki Tobie stałam się świadomym konsumentem i udało mi się zaoszczędzić ładną sumkę oraz regularnie prowadzić budżet domowy,a z jeszcze większą przyjemnością czytam takie refleksyjne wpisy. Więc jak najbardziej jestem ZA! Pozdrawiam

  9. paranoix Odpowiedz

    Będąc niezależnym finansowo zająłbym się pracą w samorządzie. Pieniądze z tego wyjątkowo marne, a mimo to przyciąga to wiele osób dla których dieta radnego jest głównym celem – co jest smutne. Nie bacząc na finanse jednak można wówczas poświęcić czas na poprawę otoczenia w którym się żyje. Ufam, że przyniosłoby to satysfakcję. To oczywiście tylko jedna z ewentualności, jednak sądzę, że wszyscy jesteśmy zbyt przyzwyczajeni do etatowej pracy, żeby sobie choćby wyobrazić, że istnieje świat poza tym.
    Można by też zająć się pracą naukową, jeśli ktoś ma do tego predyspozycje – jest tyle nieodkrytych zakamarków!
    Można podróżować bez oglądania się na długość urlopu, poznawać inne kraje i uczestniczyć w życiu innych ludzi, poszerzać horyzonty.
    Myślę, że nuda by nie groziła. Tylko nudni ludzie się nudzą.

    • Paweł S Odpowiedz

      Też mi się marzy praca na rzecz lokalnej społeczności. Teoretycznie chciałbym zostać „gospodarzem” niewielkiego miasta czy nawet wsi. Niestety nikt kto nie gra pod publiczkę nie ma szans. Skąd takie wnioski? Niedawno trafiłem na blog młodego człowieka, który kandydował na radnego kilkudziesięciotysięcznego miasta. Program wyborczy bardzo rozsądny. Efekt? Dwanaście głosów. Jego partia, i inne, które nie wywodziły się z PZPR otrzymała ich proporcjonalną ilość. W takich momentach przychodzi mi do głowy takie powiedzenie ” Czemuś biedny? Boś głupi! Czemuś głupi? Boś biedny!”. Po prostu ręce opadają. Czy ludziska naprawdę nie widzą co jest przyczyną tak opłakanego stanu naszego kraju? Wolę skupić się na sobie i najbliższych. Oni przynajmniej docenią starania.

  10. Newbie Odpowiedz

    Niewielu z Was komentując napisało co go osobiście uszczęśliwia, w jakich momentach czuje się wolny, co powoduje że odrywa się od rzeczywistości. Moglibyśmy o tym popisać? To że Wolny rzucił fajnym tematem to jedno, ale jego wpis się przecież prosi o opis i wymianę uczuć!

      • Newbie Odpowiedz

        Chetnie. Ja mam z tym problem, dlatego jestem ciekaw co mysla inni. Prawie nikt nie napisal konkretnie. A to co zostalo napisane jest bardzo ogolne, teoretyczne, pewnie skopiowane. Nadaje sie do wikipedii…
        Ja tych momentow mam niestety malo, bo swiat jest zasrany, a funkcjonowac w nim trzeba. Ja czuje sie wolny, kiedy nic nie musze. Kiedy nie musze rozmawiac z ludzmi, z ktorymi nie chce rozmawiac. Kiedy nie mam obowiazkow zawodowych, spotkan, telefonow itp. Kiedy moge pomarzyc, kiedy czytam i pracuje nad soba, kiedy probuje poznac samego siebie, wlasne potrzeby. Z moich obserwacji wynika, ze 90% z nas tego nie wie. Kiedy odkrywam choc mala prawde to czuje sie szczesliwy. Dzieci – kto je ma, ten wie jaki wspanialy wplyw na nas maja. Wolnoscia nazwalbym tez stan, w ktorym nie mysle o kasie. Bo myslenie o niej uruchamia caly proces, ktory potrafi nas utrzymac w stresie od rana do wieczora. Juz kiedys pisalem, ze wg mnie finanse i wolnosc nie moga isc w parze. Obserwujac ludzi, zauwazam, ze najwieksza pasje, radosc zycia, checi poznawania itd. maja ludzie, ktorym sie nie przelewa. Znam ludzi bogatych, ale prawdziwego szczescia na ich twarzy jeszcze nie widzialem. Oderwac od rzeczywistosci jeszcze mi sie nie udalo. Nie wiem czy kiedykolwiek mi sie to uda, bo to wymaga zycia alternatywnego i wielkiej odwagi, a tej chyba mi brakuje. Ponadto jestem glowa rodziny i jestem odpowiedzialny nie tylko za siebie. Jesli ustawie wszystko pod siebie to przy okazji moge skrzywdzic kogos bliskiego. To nie jest proste, ale szukam… Kazda sytuacja jest inna, kazdy z nas jest inny i nie da sie napisac jednej regulki. Dlatego wlasnie zapytalem Was….

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Napisałeś coś bardzo ważnego – w drodze do wolności nie można krzywdzić innych. Sam temat wolności tylko lekko zaznaczyłem – mam w planach napisanie, czym ona na tą chwilę dla mnie jest, ale to bardzo trudne zadanie i jeszcze trochę muszę o tym podumać 🙂 także po tym przyszłym wpisem na pewno będzie więcej komentarzy, które Cię zainteresują. Pozdrawiam.

          • Adam

            Ciekawa sprawa z tą wolnością/niezależnością. Tak sobie myślę, że akurat ja wolę kilka sytuacji, w których jestem wolny częściowo, niż jedną w której byłbym wolny znacznie bardziej. Przykład: załóżmy, że wygospodarowałem, któregoś dnia dodatkowy kwadrans, z którym mogę zrobić co chcę. Zmienię go jednak na to, bym mógł, jadąc do szkoły po syna autobusem w dwie strony (30-50 min), sobie siedzieć i spokojnie i czytać książkę.

    • Szczepan Odpowiedz

      No to może ja. Śledzę bloga wolnego, ale czuję że idę swoją, dobrą dla mnie drogą. Mnie uszczęśliwia czas, kiedy jest dobra pogoda i mogę się wspinać, uprawiać slackline, bo to moje największe hobby. Ciągle mam przed sobą nowe wspinaczkowo- slackowe wyzwania, które mogę (NIE MUSZĘ) osiągnąć. Mogę pokonać trudniejszą drogę już teraz, a może wydarzy się to za pół roku. Zwykle nie mam w tym spiny, ale z drugiej strony chęć osiągania kolejnych celi pociąga konsekwencje typu zdrowe odżywianie, dużo ruchu, regularne ćwiczenia. Finanse są tu sprawą drugorzędną. Sprzęt jest stosunkowo tani, a po zakupie używa się go przez lata. I nie jest celem samym w sobie, a jedynie narzędziem do osiągania sportowych/ górskich celów.

      A Praca w korporacji to dla mnie bardziej sposób zarabiania pieniędzy. Nie mam parcia na karierę i stołki. Owszem, bez niej byłoby ciężko, ale z drugiej strony – gdyby była bardziej elastyczna, na 4/5 etatu i z możliwością działania zdalnego – czułbym się niczym wolny człowiek.

      • Przemek Odpowiedz

        4/5 – niewielka różnica w kasie, wielka w wolnym czasie 🙂
        Pozdrawiam z fotela w moim domu,
        4/5 korpoludek, 1/5 wolny 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Dobrze mówisz – to mniej więcej mój cel na najbliższe miesiące. Niedawno abstrakcyjny, dzisiaj po prostu jeszcze dość trudny do zrealizowania, a jutro… kto wie? Pozdrawiam i gratuluję podejścia.

  11. kosmatek Odpowiedz

    A ja czekam, aż naprawdę zacznie sz filozofowac tak jak ten tu:
    earlyretirementextreme.com/the-importance-of-not-being-a-punk.html

    Moim zdaniem za bardzo zajales się drobiazgami , a właśnie za malo niezależnością finansową. Zagadkowo napisze, że mam nadzieję, że gdy ją osiagniesz, to zacznie sz myśleć o kolejnym, piątym etapie niezależności, dla której ta finansowa to początek i ułatwienie zaledwie :).

  12. aleksandra Odpowiedz

    Racja! Ważne żeby pamiętać, że szczęście nie leży w posiadaniu tego czego chcemy, ale w chceniu tego, co już posiadamy. Należy obierac kierunek i próbować iść. I na każdym etapie tej drogi być przekonanym, że to, gdzie właśnie jesteśmy, to dobre miejsce.

    Pozdrawiam

  13. auto-moto24.pl Odpowiedz

    Tak to już jest, że gdy uda nam się osiągnąć cel jest nam mało i poprzeczkę stawiamy wyżej. Tak samo jest z pieniędzmi. Im mamy ich więcej, tym więcej potrzebujemy. W życiu chcemy coraz więcej i więcej- w każdej sferze. Czy to jest złe? Czasami tak, ale nie zawsze.

  14. Jacek Odpowiedz

    Cześć Wolny. Gratuluję pełnego emocji i nieobarczonego żadnymi schematami wpisu. Po części jest on w ogóle nie związany z oszczędzaniem, a z drugiej strony oddaje w pełni temat finansów. Ze swojego doświadczenie mogę tylko dodać, że najważniejsze w życiu każdego człowieka jest robić to co daje satysfakcję – wtedy aspekt finansów schodzi na zupełnie inny tor. Owszem fajnie jest posiadać zabezpieczenie finansowe, ale ono nie sprawi że poczujemy się naprawdę szczęśliwi. Dlatego wszystkim życzę aby robili to co sprawia im przyjemność. Niestety wiele osób nie potrafi sobie odpowiedzieć na pytanie: „Co ja tak właściwie chciałbym robić?” ale to już temat na osobny wpis.
    Pozdrawiam Jacek

  15. Adam Odpowiedz

    Niech mi będzie wolno miast komentarza przytoczyć fragment pieśni Jana Kochanowskiego. (A ponieważ nie wszyscy może bez kłopotów poruszają się w języku staropolskim, dopisałem parę objaśnień do tekstu.)

     <>

    • Adam Odpowiedz

      Ech, wcięło tekst, więc raz jeszcze:

      „Kto ma swego chleba
      Ile człeku trzeba,
      Może nic nie dbać o wielkie dochody,
      O wsi, o miasta i wysokie [bogate, przynoszące znaczący zysk] grody.

      To pan, zdaniem mojem,
      Kto przestał na swojem;
      Kto więcej szuka, jawnie to znać daje
      Sam na się [sam sobie], że mu jeszcze nie dostaje [zaznaje niedostatku,brakuje].

      Siła [dużo] posiadł włości [ziem],
      Kto ujął chciwości [ograniczył swe chciejstwo];
      Trudniej to przyjdzie, niż Turki zhołdować [podporządkować, stłamsić],
      Albo waleczne Tatary wojować.”

  16. Kaja Odpowiedz

    Przy oszczędzaniu nie można się skupiać wyłącznie na złotówkach, dolarach etc. Ważne jest też szukanie szczęścia i radości dnia codziennego, aby cel, o którym piszesz, stał się realny. Dla mnie teksty, takie jak ten są w porządku. W oszczędzaniu chodzi też o nastawienie, mentalność i w tę kategorię bym raczej wstawiła Twój powyższy wpis.
    pozdrawiam

      • Przemek Odpowiedz

        Newbie,
        Moim zdaniem to nie finanse przeszkadzaja w wolności, a problemy z nimi. Może to naiwne i za młody jestem, ale za to szczęśliwy każdego dnia, 🙂

        • Newbie Odpowiedz

          Brak kasy to problem. A wolnym jest się w głowie. W dalszym ciągu twierdzę, że jedno i drugie to inne sprawy.

  17. Magda Odpowiedz

    TEŻ TAK MIAŁAM! W pewnym czasie jak już zaczęło mi się udawać, doszłam do wniosku, że w sumie po co mam być bogata czy niezależna, jak w sumie jest mi dobrze na etacie, co ja będę robić jak nie będę pracować?

    A to jest bzdura! To jest najgorsze co możesz sobie zrobić! Jak już będziesz niezależny to otworzą się przed Tobą takie drzwi i możliwości o których do tej pory nie wiedziałeś.
    Dzięki projektowi Eurocash, poznałam kilku ludzi wolnych finansowo i oni się wcale nie nudzą. Wręcz przeciwnie. Nadal wychodzą ze swojej strefy komfortu i robią niesamowite rzeczy.

    Poza tym, będziesz mógł pomagać innym, np. znajomym, żeby oni też nie musieli się męczyć na etacie.

    Masz najlepiej wypozycjonowanego bloga o niezależności finansowej i jeszcze się nie uwolniłeś? To mnie trochę dziwi. Radzę znajdź jakiegoś coucha, która Cię kopnie w dupę (bez urazy) i da power do działania 🙂

    Powodzenia 🙂

    • eMCi Odpowiedz

      Nie wiedzialem, ze wolny udziela korepetycji couchom. Bardziej serio, nie moge sobie wyobrazic, czego couch moglby nauczyc wolnego. Moze po prostu jestem uprzedzony, poniewaz nie c zuje zupelnie tego parcia na coaching.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Magdo – życzę powodzenia w tym, co chcesz osiągnąć, ale pozwól, że ja obiorę nieco inną drogę niż Ty. Z tego co widzę na Twoim blogu to dopiero zaczynasz i jesteś naładowana energią i strasznie skoncentrowana na osiągnięciu sukcesu. Zabaczysz jednak sama, że z czasem Twoje cele i plany pewnie ulegną zmianie – zwłaszcza, kiedy założysz rodzinę 😉 Pozdrawiam

      • Magda Odpowiedz

        Dziękuję. Droga do niezależności finansowej to nie jest bułka z masłem niestety. No ale co mi zostaje? Pogodzić się z losem wiecznego najemnika?

  18. Lidka Odpowiedz

    Zazdroszczę wszystkim, którzy mają fajną pracę, do której chce się przychodzić. Ja nie znoszę swojej pracy niestety i pracuję tylko dla pieniędzy. Kiedyś miałam pracę, którą lubiłam znacznie bardziej, ale niestety słabo płatną i bez żadnych perspektyw. Zmieniłam ją na korporację i jest lepiej finansowo, ale gdybym wygrała w przysłowiowego totka, to w tej chwili wstałabym od biurka, wyszłabym i nigdy nie wróciła.
    Zdaję sobie natomiast sprawę, że dopiero zaczynam ścieżkę zawodową i wszędzie na początku jest trudno. Cały plus w tym, że daje mi to dodatkowego kopa do oszczędzania i uzyskania jak najwcześniej wolności finansowej. Po pracy etatowej dorabiam dodatkowo w czymś, co lubię i co daje mi satysfakcję. Udało mi się ostatnio zwiększyć odkładaną samodzielnie kwotę do około 4 – 4,5 tysiąca miesięcznie.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      I pięknie. Pewnie większość ludzi by ci nawet nie uwierzyło, że można odkładać co miesiąc takie kwoty. Chyba nie muszę pisać, że jesteś skazana na sukces (przynajmniej ten finansowy)? Pozdrawiam!

      • Lidka Odpowiedz

        Mam nadzieję, że kiedyś rzeczywiście odniosę sukces finansowy. Faktycznie nawet nie mówię o tym nikomu ile odkładam, bo dla większości ludzi w moim wieku (26 lat) odkładanie 200zł miesięcznie to wielki sukces. Ja odkładam około 75% swoich zarobków. Mimo wszystko dużo mnie uczy ta praca (choć nielubiana) – potrzebuję tak niewiele do szczęścia: tylko (i aż) trochę czasu wolnego i moich bliskich. Nie potrzebuję wydawać pieniędzy, kupowanie czegokolwiek straciło swój smak, kiedy nabycie każdej rzeczy jest okupione tyraniem w korpo. A często ludzie postępują odwrotnie – „narobiłem się”, więc mi się „należy” sushi na lunch czy inna głupota. Wtedy to dopiero czułabym się niewolnikiem pracującym za miskę ryżu (czy też sushi  )

        • Przemek Odpowiedz

          Komentarz o sushi wygrywa!

          Jesteś bardzo silna w swoim dążeniu do celu. Robilas może jakieś szacunki 'co by było gdybym wyluzowala nieco i pracowała na niepełny etat oszczedzajac jedynie 60%’?

          • Lidka

            Dziękuję za miłe słowa Przemku. Pracuję bardzo dużo, bo około 65 godzin tygodniowo (czyli 25 godzin pracy dodatkowej)
            Niestety mojej etatowej pracy nie mogę ograniczyć, muszę siedzieć w firmie 40 h/tydz. A tej dodatkowej nie chcę ograniczać z prostych przyczyn: z 25 godzin tej pracy mam więcej kasy niż z etatu. Jest to do przeżycia, może wkrótce dostanę podwyżkę, będę mieć dłuższy staż i zmienię pracę na przyjemniejszą. Zobaczymy. Etatu nie porzucę, bo perspektywy w mojej pracy są bardzo dobre, wystarczy około 3 lata i spokojnie mogę zarabiać 5 tys na rękę lub więcej w tej branży.

            W tej chwili chcę maksymalnie dużo pracować, aby zarobić kasę na mieszkanie. Chcemy je kupić z mężem w perspektywie najdalej 2 lat (za gotówkę). Odpadnie nam więc bardzo duży koszt, jakim jest wynajem w dużym mieście i planuję szybko te oszczędności odbudować. Dlatego też może wytrzymam takie tempo pracy jeszcze dwa lata 🙂

          • Kasia Rz.

            Biedne te kobiety w Polsce: pracować po 13 godzin dziennie, nie mieć dzieci jak przypuszczam, tylko myśleć o tym, żeby mieć pieniądze na mieszkanie.

          • Lidka

            Kasiu, jeśli mam 2 lata popracować i kupić mieszkanie za gotówkę, to dlaczego nie? Wolę to niż kredytować się na 30 lat. Dzieci nie mam, dopiero co wyszłam za mąż, jeszcze na to przyjdzie czas 🙂 Kiedy jest najlepszy czas, aby pracować, jeśli nie teraz? Mogę zbudować sensowną karierę, oszczędności, kupić mieszkanie. Gdybym w tej chwili miała dzieci, to także byłabym szczęśliwa, ale trosk finansowych i zamkniętych możliwości miałabym pewnie więcej.

          • Paweł

            Bardzo dobrze postępujesz. To co w tej chwili robisz zaważy na dalszym Waszym życiu. Ja po studiach też zasuwałem kilkanaście godzin dziennie – etat + własna działalność i się opłaciło. Gdybym jeszcze wtedy wiedział co to jest niezależność finansowa i jak zarządzać swoimi pieniędzmi to już było by w ogóle super. Ale dochodziłem do odpowiednich wniosków można powiedzieć metodą prób i błędów. Dopiero pewne blogi i książki utwierdziły mnie w przekonaniu że że mimo wszystko podążam odpowiednią drogą. Gdybym wtedy miał tę wiedzę którą mam dzisiaj to być może byłbym już niezależny finansowo. No ale i tak nie jest źle.

          • Newbie

            Ty jestes mezczyzna i to Twoj obowiazek by mocno sie starac. Natomiast kobieta powinna myslec tak jak napisala Kasia Rz. ponizej. Zdrowa kobieta powinna miec sprawe planowanych ciaz zalatwiona do 30 roku zycia, a nawet predzej. System, w ktorym tkwimy doprowadzil do tego, ze zarobek mezczyzny rodzinie nie wystarcza, a co za tym idzie zony i matki zmuszone sa pojsc do pracy i harowac nieraz tak jak mezczyzni. Duza czesc tych kobiet jest na tyle glupia, ze sie nakreca i wydaje im sie, ze musza mezczyznom cos udowodnic, niektore nawet sa przekonane, ze uroslo im cos miedzy nogami. Staja sie napalonymi karierowiczkam a temat dzieci, rodziny ich nie interesuje. Wszystko sie przesuwa w czasie, poniewaz aby dostac w miare dobra praca, trzeba posiadac wyzsze wyksztalcenie, a to wiaze sie z siedzeniem u rodzicow do 25 roku zycia. Na dobra sprawe dopiero wtedy stajemy sie dorosli, samodzielni. Potem tego czasu jest juz malo, a pieniadze nawet jesli w domu sa, to sa namietnie wydawane na wczasy czy niepotrzebne pierdoly, bo wmawia sie nam, ze o to w zyciu chodzi. W efekcie klasycznym modelem staje sie rodzina z tylko jednym dzieckiem, wielkim kredytem, pracujacymi po 10 godzin rodzicami, ktorzy staja na rzesach, zeby pojechac na zagraniczne wczasy, by nie byc gorszym od znajomych. Kobiety nalezy kochac i szanowac, ale kobieta powinna byc przede wszystkim matka, zona i managerem wlasnego domu, a o srodki powinien zadbac mezczyzna. Jestem za podzialem rol, jaki obowiazywal dawno temu. Sam mam dwie corki i owszem namowie je do ksztalcenia sie, ale zawsze bede im powtarzal, ze najwazniejsze jest macierzynstwo i dom. Jednak dzieje sie inaczej i to prawda, ze nasza cywilizacja umiera. Coraz wiecej malzenstw rozwodzi sie, nic dziwnego skoro rzadko sie widuja, kazda strona czuje sie pewnie bo ma konto w banku, a do tego przystojny i zaradny szef w pracy…

          • Kasia Rz.

            Zgadzam się z wyjątkiem, tego, że po ukończeniu studiów w wieku 25 lat ludzie stają się samodzielni – w wielu zawodach, żeby móc samodzielnie wykonywać dany zawód i tym samym w miarę sensownie zarabiać trzeba zrobić różne uprawnienia, specjalizacje, co zajmuje czas co najmniej do 30-tki, a w tym czasie bardzo słabo się zarabia albo nawet wcale – nie ma mowy o założeniu rodziny bez pomocy rodziców.

          • wolny Autor wpisu

            Newbie – sam zaraz będę „miał” 4-osobową rodzinę z 3 kobietami na pokładzie 🙂 Nie powiedziałbym (jeszcze?), że kobieta „powinna” wejść w role, które wskazałeś, ale jednocześnie przyznaję, że w dość naturalny sposób wróciliśmy właśnie do klasycznego modelu rodziny. Tylko, że my mogliśmy to zrobić – zarówno dzięki moim zarobkom, ale też temu, że moja lepsza połówka realizuje się poza pracą zawodową, a – może przede wszystkim – że mamy dość unikalny w dzisiejszym świecie system wartości i priorytetów. Wiele osób po prostu nie może sobie na po pozwolić (nie tylko u nas – jak twierdzi Kasia widząca za naszą zachodnią granicą kraj mlekiem i miodem płynący) i brnie ten sztucznie stworzony „ład”, któremu daleko do normalności. Nie mogą sobie na to pozwolić z różnych przyczyn – czasami niezależnych od nich samych, a czasem na własne życzenie.
            Zauważ jednak, że to się nie zmieni – będziemy jeszcze bardziej przesuwali granice i dopóki człowiek sam nie zechce się wypiąć z tego systemu, to będzie musiał iść z tłumem. No chyba, że zacznie czytać takie blogi, jak na przykład ten 🙂

          • Lidka

            Niekoniecznie się z tym zgadzam. Uważam, że owszem, dom jest bardzo ważny, ale kiedy kobieta czuje, że jeszcze nie chce mieć dzieci, to ma rodzić „na wszelki wypadek” bo potem nie będzie mogła? Ja nie miałabym nic przeciwko temu, aby zajmować się domem, ale niestety w chwili obecnej i jak zauważyłeś – w dobie rozwodów, zamierzam zbudować sensowną karierę. Również z tego powodu, że mój mąż zarabia mniej niż ja i nie jest w stanie w chwili obecnej utrzymać nas oboje z wynajmem, dzieckiem i na dodatek z chęcią oszczędzania. Kobieta mająca pieniądze i jak zauważyłeś „czująca się pewnie” to coś złego? Mnie akurat mama zawsze powtarzała, aby nigdy nie być zależną od mężczyzny. Gdyby wszystkie kobiety takie były, to może mniej byłoby ofiar patologii, które pozostają w związku z alkoholikiem, czy znęcającym się psychicznie i fizycznie oprawcą albo też zdradzającym, ale zarabiającym krocie mężem.

          • Kasia Rz.

            To tylko tak się wydaje, że jeszcze masz czas na dzieci: z każdym rokiem będzie Ci trudniej zajść w ciążę, a dziecko, które urodzisz będzie coraz słabsze, będzie więcej chorować w przyszłości. I Ty się będziesz z nim męczyć i ono z Tobą.

          • wolny Autor wpisu

            Kasiu – strasznie przykro czyta się Twoje komentarze. Musisz być bardzo nieszczęśliwą osobą, dlatego powstrzymam się od udowadniania absurdalności też zółci, którą wylewasz. A teraz idę się położyć, bo skoro zostałem urodzony przez 38-letnią kobietę, to muszę być słaby i w gruncie rzeczy być przegrany. Dziękuję też za to oświecenie – nie miałem świadomości, że całe życie męczyłem się z moją matką, a Ona ze mną. Nie ma to jak nieco średniowiecznej pseudo-wiedzy z rana. Tobie również życzę miłego dnia 🙂

          • Kasia Rz.

            Każdy lekarz Ci powie, że lepiej dla dziecka i matki, jeśli matka jest młodsza, a nie starsza, kiedy zachodzi w ciążę, ale nie – przepraszam – Ty wiesz lepiej, że jest inaczej.

          • wolny Autor wpisu

            O – a jednak potrafisz wyrażać się w sposób wyważony. Mierzi mnie, kiedy aż tak generalizujesz i uprawiasz czarnowidztwo, jakby zależało Ci na nieszczęściu innych. Chyba przyznasz, że „lepiej dla dziecka i matki” brzmi trochę inaczej niż „I Ty się będziesz z nim męczyć i ono z Tobą”?
            A tak z ciekawości (nie obrażę się, jeśli nie odpowiesz): masz dzieci?

          • Kasia Rz.

            Oj, Wolny – jakie czarnowidztwo? – w życiu nie zawsze układa się tak jakbyśmy chcieli, ale nie winię Ciebie, że tego nie rozumiesz, najwyraźniej żadna tragedia Ciebie, ani Twojej rodziny nie spotkała, a jak widać empatia nie jest Twoja mocną stroną.

            Nie, nie mam dzieci.

          • Paweł S

            No to Katarzyna dała czadu:) Nawet ja Wolnego tak nie wkurzam, a nieraz pojechałem po jego entuzjastycznym podejściu do produktów, które zupełnie „obiektywnie” raczył nam polecać, bez zająknięcia o potencjalnych wadach i ryzykach. 😉
            PS Kasi polecam film „Krudowie”. Na pewno przypadnie jej do gustu głowa rodziny, który kończył swoje opowieści „A potem wszyscy umarli” 🙂

          • Adam

            Katarzyno – odrobinę racji masz, ale niepotrzebnie tak generalizujesz oraz radykalizujesz. Rozważ rzadsze używanie tak krańcowych słów jak: „wszyscy”, „każdy”, „zawsze”. No i ten napastliwy ton – toż rozzłościć tak spokojnego i tolerancyjnego człeka, jak Wolny, to sztuka nie lada! 🙂 (ale wątpliwy powód do dumy czy satysfakcji…)

          • wolny Autor wpisu

            Dokładnie o to mi chodzi – masz swoje racje, tylko postaraj się je proszę przedstawiać w nieco inny sposób. Na podstawie wcześniejszych komentarzy wiem, że nie tylko mnie „ruszają” Twoje wypowiedzi. Odpisanie na te kilka tysięcy komentarzy w blogu dało mi dużo i widzę, że ja sam jestem coraz lepszy w tych internetowych konwersacjach, więc wypada podsumować w ten sposób: trening czyni mistrza, nie poddawaj się 🙂 Szacunek do drugiego człowieka – tylko o to Cię proszę.

          • Kasia Rz.

            Pawle – „Na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki”

  19. clsleasing.pl Odpowiedz

    Oczywiście, że droga do osiągnięcia celu jest ważniejsza od osiągnięcia tego celu. Dlaczego tak myślę? Ponieważ cel nie zawsze osiągniemy, a dużo możemy nauczyć się po drodze dążąc do niego. Dlatego wszystko po drodze jest tak ważne dla nas. A z niepowodzenia możemy wyciągnąć wnioski.

  20. Adam Odpowiedz

    Na kanwie ostatnich rozmów oraz „rozmów”…
    Pytanie zasadnicze: jak mądrze wyważyć plan na swoje życie?
    I mnóstwo pytań szczegółowych/uzupełniających:
    Czym się kierować? Kiedy zakładać rodzinę? Gdzie pracować? Jak długo i za jaką cenę? (Za cenę braku weekendów czy za cenę marniejszej pensji?) Czy mieć dziecko za młodu, będąc biologicznie bardziej predysponowanym, ale jednocześnie emocjonalnie mniej dojrzałym? A jeśli tak właśnie – to skąd potem brać pieniądze? Oddawać swój czas za marniejsze grosze i rzadziej przebywać z własnym dzieckiem? Czy może raczej poczekać i nazbierać górę grosza? Czy jednak w międzyczasie pieniądze nie przysłonią nam życia? Czy nie wybierzemy przyjemności miast dziecka?
    I w końcu i takie pytanie (zamykające mi gębę): czy ja w ogóle jako facet mogę znaleźć odpowiedzi na te pytania??? 😉

    • Kasia Rz. Odpowiedz

      Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na te pytania i potem samemu mierzyć się z konsekwencjami dokonanych wyborów. I tak będą plusy i mniusy, nie ma lekko 🙂

      • Adam Odpowiedz

        Z tego co widzę, Katarzyno, to Ty troszkę taką egzystencjalistką jesteś. 🙂
        Sartre, Camus i paru innych mądrych Francuzów tak właśnie pisało, jak Ty teraz.
        I taką Cię wolę widzieć/czytać – niźli dogmatyczkę.

    • Newbie Odpowiedz

      Odpowiem kazdemu z Was w jednym wpisie…
      Pytania, ktore wymieniles beda nami szarpaly caly zycie. Jednych nigdy sobie nie zadamy, na inne nigdy nie odpowiemy.
      @Wolny: jestem w podobnej sytuacji. Zona nie musi. Rozumiem sytuacje ludzi, ktorzy nie moga sobie na to pozwolic i w 70% oskarzam system, nie czlowieka. 30% jest winy czlowieka, ktory nie radzi sobie z pytaniami, ktore wpisal Adam. O leniach nie rozmawiamy.
      @Lidka: oczywiscie, patologia tez istnieje. Ale trudno powiedziec, czy ona pasuje do naszych rozwazan. Ja piszac, biore pod uwage ludzi dobrej woli. Pewnie czujaca sie kobieta to rzecz jasna nic zlego – tak ma byc. Twoja mama Ci powtarzala abys byla niezalezna. OK, to wasza sprawa. Ja uwazam, ze ta zaleznosc jest potrzebna, zwlaszcza w malzenstwie, w obu kierunkach. Mysle, ze corki powinno sie uczyc poznawania i oceniania mezczyzn, tak aby nie wpakowaly sie w patologie, o ktorej pisalas. Wtedy spokojnie mozesz sie uzaleznic od mezczyzny, ktorego wybierzesz. Wiem, ze zycie bywa inne. Dlatego zyczylbym sobie aby moje corki zdobyly wiedze i dyplomy, aby w razie czego mialy asa w rekawie i potrafily nawet w wieku powiedzmy 37 lat stanac na wlasne nogi (to jak taka bron w szufladzie). A to co powtarzala Ci mama, moze powodowac, ze kobieta nigdy nie zaufa mezczyznie. Piszesz o rodzeniu na wszelki wypadek… Mysle sobie, ze jesli kobiecie-matce posypie sie zycie, to zawsze zostanie jej milosc do dziecka, wnuka… Mimo gownianej sytuacji bedzie miala dla kogo zyc, a kiedys ktos o nia zadba. Bedac samemu nawet najpiekniejsze hobby Ci tego nie zastapi, a przyjaciele moga nie miec czasu, bo moze akurat maja udane zycie rodzinne. Natomiast „kobieta czujaca, że jeszcze nie chce mieć dzieci” to moim zdaniem problem. Zakladam ze zdecydowana wiekszosc kobiet odczuwa instynkt macierzynski i chcialy by miec to dziecko jak najwczesniej, taka jest Wasza natura, biologia. Nie bez powodu jestescie na to gotowe w wieku kilkunastu lat. Kiedy ja sie urodzilem moja babcia miala 40 lat i dla mnie to jest naturalne. Oczywiscie zycie zawsze bedzie nam utrudnialo, to pewne. Ale warto o tym rozmawiac, rozmyslac, wtedy patologii bedzie mniej i zostana tylko sprawy sily wyzszej. Zona intensywnie zastanawia sie nad swoim dalszym zycie, bo zajmuje sie domem, a dzieci sa male. Ale one podrosna i ja rowniez pragne aby znalazla cos dla siebie i zrobie wszystko aby nie musiala przy tym myslec o dochodach, tylko o satysfakcji, rozwoju itp. Zyjemy w swinskich czasach, musimy cos zrobic z naszym zyciem, cos pod prad, inaczej wyladujemy u terapeutow…

      • Lidka Odpowiedz

        Zupełnie nie zgadzam się z tym co piszesz. Żyjemy w Polsce, gdzie znacząca większość kobiet pracuje, bo musi. Jakoś nie spotkałam w swoim życiu nieszczęśliwych, spełnionych zawodowo kobiet. Za to tych uwiązanych przy mężu – wiele. Także takich, którym mężczyzna całe życie wypominał, że to „on zarabia”, od jest „żywicielem” a ona zaledwie sprząta i obiady gotuje. Nienawidzę sprzątać, nienawidzę garów, nie lubię siedzieć w domu i czekać na pana męża. Po prostu nie. Całe szczęście, że trafiłam na męża – partnera, przy którym nie muszę być kuchtą, który nie wymaga ode mnie prowadzenia domu i cieszy się z moich sukcesów. Odnosząc się do 37-letniej kobiety, która nie pracowała i „wyciąga as a z rękawa” – to mrzonki. Nikt nie zainteresuje się wykształceniem takiej osoby bez doświadczenia zawodowego. Będzie jej bardzo trudno znaleźć pracę i odnaleźć się w świecie, gdzie musi konkurować z 22-latkami. Przykładem takiej osoby jest moja teściowa i zarówno mnie, synową, jak i swoją córkę ostrzega przed modelem „dzieci do trzydziestki a potem rozpoczynanie pracy”.

        Dziwi mnie to, że w takim miejscu w internecie jak blog Wolnego, gdzie poświęca się wiele miejsca na dyskusję o zabezpieczeniu na przyszłość, o długoterminowym myśleniu, ktoś wygłasza takie poglądy. Masz oczywiście do nich prawo, ale jeśli uważasz, że dwudziestoparolatka, która nie odczuwa, że to już moment na dziecko ma Twoim zdaniem problem – to już Twoja sprawa. Całe szczęście jest jeszcze wielu mężczyzn nieprezentujących średniowiecznych poglądów.

        • Kasia Rz. Odpowiedz

          Jak miałam tyle lat co Ty, to powiedzmy myślałam podobnie: najważniejsza nauka, potem zdobycie niezależności zawodowej, co za tym idzie finansowej. Teraz po kilkunastu latach myślę, że najważniejsze, to spróbować osiągnąć równowagę między życiem zawodowym a rodzinnym: pracować, ale jednocześnie mieć zdrowe dzieci, urodzone w odpowiednim czasie. Zajęcie się tylko pracą i dążeniem do kariery mści się na kobietach okrutnie, dużo gorzej niż na mężczyznach: mężczyzna w wieku lat 40, może zawsze wziąć sobie za żonę kobietę 25-letnią, która mu urodzi zdrowe dzieci, w przypadku kobiety 40-letniej jest to już mało możliwe i mało odpowiedzialne.

          Ale oczywiście masz rację, że większość kobiet w Polsce pracuje, bo musi, bo jedna pensja męża nie wystarcza na utrzymanie, a znalezienie prze kobietę pracy np. na pół etatu jest praktycznie niemożliwe.

          • Kosmatek

            Kasiu, rzadko się z Tobą zgadzam, ale tu w 200%. W 200%, bo jestem spełnionym facetem, który podbija statystyki codziennego kontaktu z własnymi dziećmi gromadzie co najmniej tuzina niewolników pogoni za pieniądzem :).
            .
            Choć z Lidką się nie zgadzam, to ją rozumiem. Siedząc sporo z dziećmi (to ja ostatnie 3-4 tygodnie przesiedziałem z nimi, gdy chorowały, żona chodziła do pracy), zacząłem obserwować u siebie syndrom kura domowego, rosnące poczucie stłamszenia i wbicia w cztery ściany, tego, że życie płynie gdzie indziej …
            Tyle, że w tym konflikcie wartości jednak wygrywa u mnie przyjemność z bycia z dziećmi.

        • Paweł S Odpowiedz

          „Spełniających się zawodowo”. Bo wszystkie kobiety (albo mężczyźni) spełniają się zawodowo. Może u Ciebie w wielkim miescie i korporacji możesz spotkać kobiety zadowolone z pracy zawodowej. Proponuję przenieść się na prowincję, do byle jakiej pracy i zobaczymy czy będzie tam tyle spełnionych zawodowo. Dla większości kobiet lepiej jest być matką niż wyzyskiwaną przez pracodawcę i system „robolką”. Osobiście częściej spotykam te młode kobiety, które wolą być matkami niż pracować zawodowo. Obecny – chory – system, gdzie każdy musi pracować żeby utrzymać rodzinę jest na rękę, przede wszystkim tym którzy go stworzyli i czerpią z niego korzyści (klasa pasożytnicza). Piszesz, że w Polsce oboje muszą pracować. Jakoś nie zauważyłem w mitycznym, utopijnym zachodzie żeby fabryki, pola były wolne od kobiet. Nie zauważyłem żeby panie tam pracujące #€%&& pod siebie ze szczęścia realizując się zawodowo. Twoje postrzeganie jest bardzo wybiórcze. Newbie ma sporo racji co do ogółu. Praca dla kobiet powinna być opcją. Jeżeli dobrze pamiętam, sama pisałaś, że swojej nie lubisz, a nagle stawiasz się roli „realizującej się zawodowo”. Znam więcej kobiet, które są „kochtami”, na które mężczyźni pracują, a jednak to one „noszą spodnie” i nie chcą iść do pracy.

          • Lidka

            @ Paweł S
            Wychowałam się na prowincji. Tam nie tylko kobiety pracują w beznadziejnych miejscach za grosze, mężczyźni też. I muszą przez to pracować do końca życia, lub jak moi dziadkowie każdy grosz liczyć na emeryturze.

            Potwierdzam to, co napisałam = nie realizuję się w swojej pracy, nie lubię jej i najchętniej bym się zwolniła. Co nie oznacza, że nie chcę pracować. Co mi to da, że będę się buntować. Ludzie, którzy pracują w mojej branży po parę lat mają fajną pracę i ja autentycznie chciałabym to robić. Ale nikt nie zatrudni na interesujące mnie stanowisko pracownika z tak małym doświadczeniem jak ja. A kto wie, może zanim dojdę do tego stanowiska moje życie się zmieni, może będę miała jakieś inne opcje?

            Pewnie wiele jest kobiet, które chcą siedzieć w domu i gotować – ich wybór. I dobrze, taki układ im pasuje, czują się szczęśliwe – dlaczego miałyby coś zmieniać. Tylko dlaczego ja miałabym przestać pracować, skoro do czegoś dążę, nie chcę siedzieć w domu i wiem, że kiedyś będę miała o wiele większy wybór możliwości (chociażby tego osławionego siedzenia w domu) jeśli teraz trochę się wysilę.

          • Paweł S

            Chodzi o to, że w swoim komentarzu wspomniałaś o kobietach realizujących się zawodowo. Zupełnie zapomniałaś o tych, które tego nie robią, a pracują żeby jakoś żyć. I to bez względu na to czy u nas, czy na zachodzie. Dlatego popieram stanowisko @Newbie, który twierdzi, że miejsce kobiety jest w domu. Tak jest co do zasady. Większość tych, którym moda nie poprzewracała w głowie się z tym zgodzi. Niestety w mediach lansuje się pracę kobiet jako jakąś formę wyzwolenia, a jest dokładnie na odwrót. Do tego durne feministki, które chyba same nie rozumieją jaką krzywdę wyrządzają sobie i innym. Oczywiście może być inaczej. Np mężczyzna w domu z dzieckiem, gotujący, piorący. Wszystko jest dla ludzi i zależy od partnerów. Jednak mówimy o tym jak jest ogólnie. A ogólnie kobiety nie powinny musieć pracować. Opcjonalność jest zawsze lepsza od przymusu. Zresztą widać to w Twoich komentarzach. Nie lubisz tego co robisz, a robisz to bo Twój mąż nie jest w stanie Was utrzymać. W tym problem. Problem systemowy, a większość postrzega go jako przywilej i wolność.

          • wolny Autor wpisu

            Panowie – rozjechaliście koleżankę niczym walce drogowe. Zaległości w komentarzach jeszcze nadrobię, ale już teraz stanę w obronie Lidki. Jak sobie przypomnę, o czym myślałen w wieku 25, to pierwsze co mi przychodzi do głowy to: kasa. A jak sobie pomyślę, na jakim etapie w tym wieku jest mnóstwo młodych ludzi, to jestem przerażony. Moim zdaniem: do wszystkiego trzeba dorosnąć i na wszystko jest odpowiedni czas, niekoniecznie dyktowany biologią czy przekonaniami bardziej doświadczonych, służących dobrą radą (czasami w dość zdecydowany sposób). Sam jestem po 30tce i w ciągu ostatnich lat przeszedłem prawdziwą przemianę. Mimo „kasy we łbie” jeszcze 5-7 lat temu dzisiaj mogę śmiało stwierdzić, że mam wszystko, co mi do szczęścia potrzebne i dużo więcej. Podsumowując: nic na siłę, ja i tak jestem dumny z dotychczasowych osiągnięć Lidki. Na wszystko przyjdzie czas. Pozdrawiam.

          • Lidka

            Ostatni raz powtórzę.

            Nie wyobrażam sobie życia, w którym ktoś mówi mi, że „miejsce kobiety jest w domu”. To krzywdzące i beznadziejne poglądy. Raz już przeżyłam taki okres, że robiłam za kuchtę, mam nadzieję, że on NIGDY nie powróci. Mieszkaliśmy wtedy za granicą i utrzymywał mnie mąż. Czułam się jak przekwalifikowana kura domowa, która nie wiadomo po co mówi biegle w 4 językach.

            Mam gdzieś problemy systemowe. Nie znam ani jednej całkowicie szczęśliwej pary, gdzie kobieta nigdy nie pracowała.

            Wracając do pensji mojego męża – jakby się zastanowić, to pewnie utrzymałby mnie z dzieckiem. Ale oszczędności nie zostałyby nam wielkie. Mnie interesują tylko duże pieniądze. Poza tym, dziękuję bardzo za spowiadanie się z zakupu perfum, czy butów i czekanie na kieszonkowe od męża.

          • Kasia Rz.

            „Kuchta”, „kura domowa”, „gary”, „ściera”, – co za pogardliwe określenia ciężkiej pracy wykonywanej w domu przez kobiety.

            A już najbardziej mnie rozbawiło stwierdzenie: „Mnie interesują tylko duże pieniądze.”

            Jak Cię wyrzucą z pracy, to trochę spokorniejesz.

          • wolny Autor wpisu

            Z tym pierwszym się akurat zgodzę. I dziękuję, że starasz się pisać w sposób nieco bardziej wyważony (przynajmniej tak to odbieram).

          • Kasia Rz.

            Moim zdaniem koleżance Lidce woda sodowa uderzyła do głowy: trochę pracuje, zdążyła odłożyć trochę pieniędzy. Niektórym niewiele potrzeba, żeby zakręciło się w pięknej główce 🙂

            Jeszcze trochę matematyki dla Lidki: okładając 5 tys. miesięcznie, to na maleńkie 40 metrowe mieszkanie, licząc 7 tys. za metr trzeba pracować co najmniej 5 (słownie: pięć) lat, a nie dwa, jak koleżanka zakłada.

          • Paweł S

            @wolny 17 stycznia 2015 at 9:00 am #
            Wolny, czy da się, żeby w odpowiedziach na komentarz pojawiała się automatycznie informacja jak ta w tym komentarzu? Próbowałem linijką wyznaczyć do którego komentarza jest Twoja odpowiedź i nie otrzymałem jednoznacznego wyniku 🙂

          • Lidka

            @Kasia Rz. – szkoda, że Twoja matematyka nijak się ma do mnie. Pieniędzy zgromadziliśmy już na szczęście tyle, że oszczędzać musimy jeszcze 2 lata. Zakładając, że żadne z nas nie dostanie podwyżki, rodzice nam kompletnie nic nie pomogą i nie wygramy w totka.

            Pogardliwie się wypowiadam? Widzę, że troszkę jednostronnie toczy się tu dyskusja – o kobiecie pracującej w domu nie wolno się pogardliwie wypowiadać, o tej pracującej zawodowo – już tak.

            Nie chce mi się z takimi osobami jak Ty, Kasiu rozmawiać, bo najpierw sprowadzisz mnie do swojego poziomu, a potem pokonasz doświadczeniem. Bo przecież całe moje życie to wszystko o cztery litery rozbić, pieniądze z konta znikną, z pracy mnie wywalą, w ciążę nie zajdę, mąż mnie zostawi i najlepiej to od razu powiesić się i skończyć te męki. Strasznie Ci współczuję. Mam nadzieję, że też kiedyś odnajdziesz szczęście w życiu.

          • Kasia Rz.

            Młoda jesteś, stąd ta pycha. Życie zweryfikuje, jak będzie.

          • wolny Autor wpisu

            Kasia pełni rolę blogowego czarnowidza i mi również smutno z tego powodu, że życie ją w ten sposób nastawiło do świata. Cieszę się, że pokazałaś charakter i nie pozwoliłaś sobie w kaszę dmuchać 🙂 ale już dajmy spokój – zwłaszcza, że wszyscy dobrze Kasi życzymy.

          • Kasia Rz.

            Proszę nie wkładać w moje usta zdań, których nie wypowiedziałam: nie napisałam, że pieniądze znikną z Twojego konta, że nie zajdziesz w ciążę, albo że mąż Cię zostawi. To jest już Twoja zbyt daleko idąca złośliwa nadinterpretacja.

          • wolny Autor wpisu

            Racja Lidko – wróżbitka Kasia jest spokojna o Twój majątek – „jedynie” słabe dziecko Ci wywróżyła, z którym się będziesz męczyć. I już nie trzeba iść do cyganki, która prawdę Ci powie 😉

          • Kasia Rz.

            Życzliwie napisałam, że z każdym rokiem trudniej jest kobiecie zajść w ciążę i dziecko, które się urodzi będzie bardziej chorowite. Myślisz Wolny, że to jest jakaś frajda urodzić np. przewlekle chore dziecko i potem tułać się z nim po lekarzach i szpitalach? Ale OK – interpretujcie sobie jak chcecie: to nie moje życie.

          • Paweł S

            Tak teraz myślę, że właśnie takie postrzeganie prac domowych jest największym problemem. JKM ma rację twierdząc, że to praca najwyższego rzędy, zwłaszcza jeśli dochodzi do tego wychowanie dzieci.

          • Maga

            Akurat spowiadanie się z zakupu perfum czy butów nie zależy od sytuacji tylko od człowieka. Znam małżeństwo, w którym kobieta nie pracuje. Nigdy nie musiała się mężowi z niczego spowiadać, a już na pewno nie z tego, na co wydaje pieniądze.
            Jeśli facet jest dupkiem, to będzie oczywiście rozliczał kobietę z wszystkich wydatków i nie będzie umiał docenić jej pracy w domu.
            Siedzenie kobiety w domu o tyle powoduje taką sytuację, że jeśli facet jest dupkiem, to właśnie wtedy ta dupkowatość z niego wychodzi – kiedy ktoś jest od niego zależny. Porządny facet nigdy tego nie wykorzysta przeciwko kobiecie.
            Także ten, sama wiesz za kogo wyszłaś za mąż – za dupka czy za porządnego gościa.

          • Maga

            Masz 100% racji. Większość pracujących kobiet robi to dla pieniędzy. Spektakularne kariery dotyczą mniejszości (i nie dotyczy to wyłącznie kobiet), w końcu stanowisk szeregowych jest dużo więcej niż tych kierowniczych (a tzw middle management to też nie żadna wilka kariera jest), że nie wspomnę o dyrektorskich, wybitnych specjalistów w jakiejś dziedzinie też jest mniejszość, większość to jednak zwykłe mrówki wykonujące codziennie to samo – to przykład z rzeczywistości korporacyjnej. W innych środowiskach pracy jest podobnie.

          • Paweł S

            A! Dlaczego z reguły kobieta powinna zajmować się dziećmi, a nie mężczyzna? Biologia. Tylko mi z konikami morskimi nie wyskakiwać 🙂 Wyjątki zawsze będą.

          • Adam

            Pawle, pytanie. To skoro obecny system społeczno-gospodarczo-obyczajowy na ogół nie daje kobietom tej opcjonalności, tylko praca jest dla nich najczęściej przykrą koniecznością, to jak w takim razie wyglądałaby ta Polska, o której piszesz?
            Czy w dzisiejszych realiach XXI wieku – po gremialnym odesłaniu kobiet do domu – nie stałoby się raczej tak, że pracodawcy, płacąc mężczyznom wyższe „rodzinne pensje” de facto wymagaliby ich większego zaangażowania w pracę? A z kolei mężczyzna jako jeden czy też główny żywiciel rodziny, nie czułby się jeszcze bardzie zestresowany, poddany presji, że musi być twardy, musi zarobić, musi być z żelaza, prawie że macho…? Czy mógłby walczyć o wyższą, godniejszą pensję za swą harówkę, wiedząc, że po zwolnieniu go, dochody rodziny spadają bardzo znacząco lub do zera? Czy nie byłoby przypadkiem tak, że wyeksplatowany i odcięty od życia rodzinnego mężczyzna padał na zawsze na wznak nie 7-8 lat wcześniej niż kobiety – jak dziś, ale 12-15?

          • Paweł S

            Moja opcja? Przede wszystkim ograniczenie aparatu państwowego i prania mózgów przez media pod dyktando finansjery. Zaprzestanie napędzania PKB za wszelką cenę. Mężczyzna wcale nie musiałby paść z przepracowania czy presji jaką się na niego wywiera. Prawdopodobnie mógłby pracować mniej i w większym spokoju niż obecnie, gdy oboje małżonków pracuje. Ograniczenie „państwa” dałoby realnie (pi razy oko) dwukrotny wzrost siły nabywczej i to już teraz. Gdyby od dziesiątek (a może więcej) lat nie niszczyła nas inflacja ( z przypadkami hiperinflacji), wojny itd (które są zasługą bankierów) to żyjemy na niewyobrażalnym poziomie z minimum pracy. Wiem, że to utopia, ale możliwa do zrealizowania gdyby tylko ludzie rozumieli co jest przyczyną ich niedoli. W obecnych czasach, nagłe zmiany oczywiście wpłynęły by bardzo negatywnie na wszystkich. Współcześni mężczyźni to straszne łajzy. W Holandii, gdzie mieszkam, normą jest, że kobieta taszczy toboły, a facet (??) spaceruje z rękami w kieszeni. Totalnie nie potrafią walczyć o swoje. W konfliktowych momentach uciekają się poskarżyć (dosłownie). Jesteśmy społeczeństwem, które przerzuciło odpowiedzialność z siebie na państwo. W dobie ignorancji, nie ma szans na powrót do starego. Do czasów gdzie konsumpcja kojarzyła się z pałaszowanie obiadu, a kredyt to mógł być zaufania. Nie twierdzę, że kobieta musi siedzieć w domu z dzieciakami. Może mężczyzna jeżeli to będzie obojgu odpowiadało. Jednak mi brakuje opcjonalności, którą uzyskano by ograniczając dwa najbardziej zniewalające nas czynniki. Takie mam dziwne poglądy i nie zawsze wychodzi mi ich przełożenie na papier, ale mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli?
            Wolny pisał coś o tym jak on myślał w wieku Lidki. Jestem w jej wieku (26 lat, prawie 27) i nie widzę powodu żeby uzasadniać jakikolwiek światopogląd wiekiem zainteresowanego. Większe znaczenie mają czynniki wymienione powyżej.

          • Newbie

            Ci z rękami w kieszeni to muzułmanie.
            A tak poza tym… to… JKM !!! 🙂

          • Paweł S

            No właśnie, że to nie muzułmanie. Niedawno taki obrazek: Trzy osoby: młodziak – jakieś 15+, ojciec – 50+, no i matka – też jakieś 50+. Kto taszczył dwie wielkie torby?
            PS JKM RLZ 🙂 Chociaż mógłby nauczyć się owijać w bawełnę, tak jak to Adam poniżej zaprezentował 🙂

          • Adam

            Dzięki Pawle za szczegółowy opis i relację obyczajów holenderskich. Mi też nie podoba się ten swoisty kult PKB.
            Jakby to wszystko wyszło w praktyce – trudno wszak przewidzieć.

          • Paweł S

            Może przewrażliwiony jestem, ale sarkazm wyczuwam w Twoich podziękowaniach 🙂

          • Newbie

            Zdecydowanie! Facet jest stworzony do warunków trudnych. Stres, walka, niebezpieczeństwo, adrenalina, odpowiedzialność to jego kolejne imiona:) Ma miec bliznę na twarzy:) Spójrz na samców wśród zwierząt! Kobieta jest delikatna i ma swoje wielkie atuty i jest do kochania;) YEAHHH…. 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Takie aspołeczne samce alfa z was, co? 🙂 mam nadzieję, że Lidka zrozumie. Co do komentarzy, to urodziła się rak żywa dyskusja, że po raz kolejny padłem ofiarą sukcesu – system nie jest przystosowany do aż tylu odpowiedzi do jednego komentarza. Wybaczcie proszę tą niedoskonałość.

          • Paweł S

            @wolny 16 stycznia 2015 at 6:55 pm #
            Wiesz, brakuje mi do samca alfa. Na pewno bym chciał 🙂 Przede wszystkim z wyglądu muszę się zmienić. Niezbyt wielki jestem i postawny, przez co niektórzy myślą, że mogą mnie sobie podporządkować, a potem robią bardzo zaskoczone miny bo mały nie daje w kaszę sobie dmuchać 🙂 Mimo to, sporo osób twierdzi, że jak się czasami popatrzę to czują się zamordowani i najchętniej by zeszli mi z drogi (Jest potencjał). 🙂 Charakter już bardziej pasuje. Po prostu muszę postawić na swoim, zawsze mam własne zdanie, zawsze robię inaczej, mam straszny problem z podporządkowywaniem się, chociaż w pracy, gdzie oczywiste jest, że muszę się słuchać przełożonych, wykonuję polecenia (nawet bezsensowne) i nie staję okoniem.

          • wolny Autor wpisu

            A tak sobie jeszcze myślę: dyskusja trochę odbiegła od tematu przewodniego, ale teraz ładnie się klei to, o czym piszę: cel nie jest najważniejszy, zmienia się w czasie i ważna jest satysfakcja z pokonywanej drogi. Którą Lidka (poza tymczasową kwestią pracy zawodowej) odnajduje.

  21. Newbie Odpowiedz

    Gratuluje Wam, ze sie dobraliscie. Ja osobiscie nie trawie kobiet, ktore nienawidza sprzatac, gotowac, przebywac w domu. Z takimi spotykalem sie tylko raz. One wszystkie pewnie wspiely sie na szczyty… Wracajac do 37-letniej kobiety… tego nie wiesz, to wcale nie jest przesadzone, ta 22-latka musi najpierw pokazac, ze jest lepsza od tej 37, znajacej zycie o 15 lat dluzej/lepiej. Dziwisz sie, ze ktos w jakims miejscu osmiela sie miec inne poglady. To akurat mnie nie dziwi, bo to jest typowo polskie. Tytul strony zawiera slowo wolnosc, a w niej fajne jest to, ze ja moge postepowac po swojemu, a Ty po swojemu. Nazywaj moje poglady jak ci wygodnie. Poglady mezczyzn, ktorzy Ciebie fascynuja, doprowadzily do tego, ze dzis wszystkim zyje sie tak dobrze… Czy to nie Ty pisalas, ze Twoj maz zarabia mniej od Ciebie? Jak sie z tym czujesz? Inaczej… jak czuje sie On – mezczyzna? Zastanawiam sie kto u Was gotuje i sprzata. Zaloze sie, ze maz albo tesciowa, bo Ty w tym czasie sie spelniasz. Powoli uzyskuje pelny obraz, pisz dalej 🙂 Zamieniliscie sie rolami, bo Ty masz wieksze jaja. Chcialas byc niezalezna wiec jestes. Mnie to nie przeszkadza. Wszystkiego dobrego.

    • Adam Odpowiedz

      Newbie…. Jeśli można, to mam do Ciebie takie pytania, z lekka złośliwe.
      Skoro, jak powiadasz, jesteś za wyraźnym podziałem ról damsko-męskich, jaki obowiązywał dawniej i skoro masz dwie córki, to czy przewidujesz dla nich jakiś posag – dla ich przyszłych mężów, co by wspomóc start panów i by potem mogli utrzymywać swoje żony (a Twoje córki) przez długie lata, rzecz jasna budując dla nich domy lub przyjmując do swych gniazd rodzinnych? (Tak to w końcu w pewnym uproszczeniu onegdaj bywało.) A jeżeli faktycznie myślisz o posagu, to jakiego rzędu pieniądze bądź dobra to będą? A jeżeli nie przewidujesz takiej formy postępowania, to czy przypadkiem nie łamie się jakoś w praktyce Twój sposób myślenia? 🙂

      • Newbie Odpowiedz

        Jasne, ze mozna. Tymbardziej, ze pytania nie sa zlosliwe. Nie, nie myslalem o tym w ten sposob. Na moja pomoc zawsze beda mogli liczyc, ale nie sadze by byla to rownowartosc domu. Moj tesc mi tego nie dal, a jego corka ma sie na prawde dobrze. Ja nie marze o powrocie do sredniowiecza 🙂 Ja staralem sie znalezc przyczyny problemow, a przy okazji skrytykowalem podejscie do modelu rodziny, bo on nie jest bez winy. Moj sposob myslenia nie jest niezlomny. Chetnie dam sie przekonac. Ale to musi miec rece i nogi.

        • Adam Odpowiedz

          Nie takie znów średniowiecze. Z tego co się orientuję, tego rodzaju praktyki miały miejsce także w międzywojniu. Sam w domowym archiwum przechowuję ciekawą karteczkę z lat trzydziestych ubiegłego wieku, będącą spisem tego wszystkiego, co w ramach posagu dostaje antenatka mojej Żony, wychodząc za mąż za oficera WP. A spis jest imponujący! Rzeczy, które dostała, składały się na ładną okrągłą i zsumowaną kwotę, będącą odpowiednikiem dzisiejszych dwudziestu sowitych pensji.

          • Newbie

            Wiem. Lidka określiła moje poglądy w ten sposób, dlatego napisałem średniowiecze… Chciałbym móc kiedyś sporządzić taką listę.

    • Lidka Odpowiedz

      @Newbie
      Przykro się czyta coś takiego. Tak autentycznie przykro. Co do mojej sytuacji finansowej – zarabiam więcej tylko dlatego, że dorabiam po pracy. Moja pensja z etatu jest o 40% mniejsza niż męża. Jak pisałam kilka komentarzy wcześniej – dorabiam, bo lubię, bo daje mi to satysfakcję i jest z tego wymierny dochód. Nie chce mi się na ten temat z Tobą rozmawiać, nie trawisz takich kobiet jak ja, zaszufladkowałeś mnie już jako karierowiczkę z jajami, nie ma to większego sensu. Co do wyznawania poglądów – ja nie najeżdżam na ludzi w internecie bez powodu, nie obrażam ich i nie odsądzam od czci i wiary ich wyborów życiowych. Wszystkiego dobrego.

          • Newbie

            Spodziewalem sie takiej odpowiedzi 🙂 Prosze konkretnie, co Cie osobiscie dotknelo? Gdzie napisalem, ze jestes taka czy inna?
            Aha i jeszcze jedno… Jesli Cie to pytanie nie obraza… to prosze napisz kto sprzata, gotuje itp. w Waszym domu. Dobrze sie zastanow zanim podejmiesz decyzje o dziecku. Poniewaz: dziecko trzeba oprac, posprzatac kolo niego, ugotowac mu i jest mnostwo innych rzeczy, ktorych jak sadze tez nienawidzisz robic.

  22. Newbie Odpowiedz

    To kilka Twoich slow:
    „Ja nie znoszę swojej pracy niestety i pracuję tylko dla pieniędzy.”
    „Nienawidzę sprzątać, nienawidzę garów, nie lubię siedzieć w domu”
    „Pracuję bardzo dużo, bo około 65 godzin tygodniowo”
    „Udało mi się ostatnio zwiększyć odkładaną samodzielnie kwotę do około 4 – 4,5 tysiąca miesięcznie.”
    „Ja odkładam około 75% swoich zarobków.”
    Jak dla mnie to wystarczy, zeby Cie zaszufladkowac. Golym okiem widac, ze nalezysz do tej mlodej generacji materialistow, pracoholikow. Teraz juz calkiem zyczliwie Ci mowie: ZWOLNIJ bo sie zniszczysz.

  23. Lidka Odpowiedz

    Już sam wstęp jest obraźliwy. Może Ty takie specyficzne obyczaje masz po prostu, ale ja gdy z kimś się nie zgadzam, nie piszę, że go nie trawię.

    Sprzątanie – mąż łazienka i kuchnia, ja pokoje z podłogami.
    Gotowanie – ja sobie w trakcie tygodnia, mąż je w pracy bo ma obiady za 2-5 zł. W weekendy różnie, mąż albo ja, często też odwiedzamy rodziców i teściów więc nie gotujemy.
    Co do dziecka, zakładam, że zmienianie pieluch i miksowanie zupek nie jest dla nikogo fascynującym zajęciem, ale każdy to robi, bo to jego własne, ukochane dziecko. Gdyby decyzję o dziecku podejmowano na zasadzie czy uwielbiam zmieniać pieluchy, to nikt dzieci by nie miał.

    • Newbie Odpowiedz

      Zgadza sie, nie trawie kobiet, ktore nienawidza czynnosci, ktore dom czynia milym miejscem. Jak mam to inaczej ujac? Dla Ciebie dom to tylko lozko, a dla mnie centrum zycia. Pisze tylko, ze nie lubie takich kobiet. Nie napisalem, ze jestes glupia.
      @Wolny: zauwazylem, ze Twoi goscie maja problem z krytyka. Ja rozumiem, ze to jest polska mentalnosc, ale chyba zakladajac bloga, nie chciales zeby ludzie tutaj klepali sie po plecach i glaskali. Chciales zywej dyskusji, prawda?
      Bywam dosadny, ale czy moje teksty sa obrazliwe?

      • Adam Odpowiedz

        Twoje teksty moim zdaniem są niewybredne. Z ostatniego wpisu „Dla Ciebie dom to tylko łóżko”. Spróbuj może pisać tak: mam wrażenie, że tak mocne nastawienie na pracę, jakie ma miejsce w Twoim wypadku, może powodować, iż dom stanie miejscem, w którym nie będzie płonęło domowe ognisko, a jedynie rozgrywały się będą sprawy intymne”.
        Powiem Ci Newbie tak: gdyby to był wiek XVIII czy XIX, a ja miałbym korzenie szlacheckie, to za takie gadki do mojej żony, jakie Ty tu zapuszczasz do Lidki, zapewne wyzwałbym Cię na pojedynek.

        • Newbie Odpowiedz

          Pisząc łóżko miałem na myśli sen, nic więcej. Na pewno przyjąłbym wyzwanie 🙂 Staram się pisać krótko i do rzeczy, to prawda że robię to czasem niedelikatnie, ale w rzeczywistości jestem na prawdę kochany 😉

          • Paweł S

            Mój sposób mówienia jest jeszcze bardziej niewybredny 🙂 Popieram i rozumiem Twój sposób wypowiedzi. Już się kilka razy przekonałem, że z ludźmi nie ma co się „pierniczyć” bo w razie czego okaże się, że nie są tacy mili jak się wydawało gdy się z nimi cackaliśmy. Albo wejdą na głowę. Obecnie najlepsze relacje mam z osobami, z którymi znajomość zaczynałem od poważnego zgrzytu. Właśnie dlatego, że każda ze stron mówiła prosto i dosadnie, ale szczerze. No i potem focha nie było, tylko rozmowa. (Jedną znajomość zacząłem od próby przejechania mnie:) Ważniejsze jest żeby trzymać dystans i skupić się na treści, nie formie.
            Newbie, jak Twoje relacje z ludźmi w realu? Ja mam straszne problemy, tak samo inni, którzy mi pasują. Podobno jesteśmy aspołeczni. Szkoda, że nikt nie doceni faktu, że my „odludki” pierwsi lecimy na pomoc, gdy inni (serdeczni, a jakże) przyglądają się, albo udają, że nie widzą.

          • Newbie

            Aspoleczny nie jestem, ale na swoj sposob patrze na ludzi. Z wiekiem zaczynam filozofowac. Jestem wrazliwy i obojetny zarazem. Nie szukam przyjazni. Nie lubie wchodzic w tylek, i nie lubie jak ktos to robi w stosunku do mnie. Stawiam wyzej rodzine nad wszystko inne. Nie lubie glupoty, a jest jej coraz wiecej. Bronie sie zeby, nie sciagala mnie ona w dol. Staram sie nabierac odwagi do nietypowych zachowan. Lubie postepowac alternatywnie. Potrzebuje odmiennosci, innosci, to dobrze dziala na moja psyche. Nie uwazam aby wiekszosc miala racje. Bardzo szybko wyczuwam manipulacje, propagande, falsz. Chce dzialac samodzielnie. Mam ograniczone zaufanie do ludzi. Wiecej grzechow nie pamietam… 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Brzmi szczerze. Może każdy z nas powinien coś takiego stworzyć, żeby móc spojrzeć na komentarze przez pryzmat tej namiastki osobowości, którą zostawiło się wcześniej na blogu? Wiem – kolejny utopijny pomysł, ale to by była taka namiastka spotkania w realu. oczywiście pomijając to, że każdy co nieco by podrasował swój wizerunek 😉

          • Paweł S

            Oj dużo się muszę jeszcze nauczyć. Za cholerę nie potrafiłbym się tak konkretnie określić. Sam mam dużo wątpliwości odnośnie tego czego oczekuję od życia i jak je pokierować, chociaż plan jest.
            Wydajesz się być bardzo ciekawą osobą, Newbie (jakoś mi ten nick nie pasuje:). Będę z uwagą przyglądał się Twoim komentarzom.
            Pozdrawiam

          • wolny Autor wpisu

            Mnie też nick mocno zmylił – myślałem przede wszystkim, że rozmawiam z kimś bardzo młodym. Cóż – Newbie sam się o to prosi podpisując się w ten sposób, prawda?

          • Newbie

            Właściwie to jestem prosto usztrykowany. Poszukuje prawdy 🙂 Lubię pisać, bo jestem gadułą. Staram się myśleć i działać prosto. Chciałbym żyć inaczej, tylko nie wiem do końca jak. Dlatego tu trafiłem. Męczą mnie huśtawki nastrojów i niezdecydowanie. Bywam nerwowy. I chciałbym być prawdziwie… wolny. A może my myślimy podobnie? Może warto wyjść z tym do ludzi i spowodować rewolucję? Jak widzicie jestem tez mega marzycielem:) z tym, że to akurat daleko mnie zaprowadziło.

          • Adam

            Co miałeś na myśli, to wiesz tylko Ty.
            Jednak w kontekście Twojego sposobu pisania, a szczególnie wypowiedzi z 24 grudnia 2014 at 10:43 pm # – pod tekstem o nauce języków obcych – jakoś pozostaję nieprzekonany.

        • Daniel Odpowiedz

          Litości Adam – to jest owijanie kota w bawełnę i niepotrzebne wodolejstwo. Mi się styl newbie podoba bo pisze konkretnie co ma na myśli. Poprawność polityczna zepsuła media, nie pozwólmy żeby to samo stało się z komentarzami w internecie.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Nie czytałem jeszcze wszystkiego. Ale potrafię sobie wyobrazić, że młoda osoba mogłaby się poczuć dotknięta taką krytyką (nawet, jeśli to krytyka postawy a nie osoby), do której raczej przyzwyczajona nie jest.

  24. Paweł S Odpowiedz

    Ja tak jeszcze do Lidki. Wiesz, co bym tu nie napisał i jakby to nie zabrzmiało, to podziwiam Cię za konsekwencje i pracowitość. Sam próbuję się tego nauczyć (idzie różnie). Pomysł z odłożeniem na mieszkanie jest moim zdaniem bardzo rozsądny. Sam tak robię, tylko w innej „scenerii”. Też zrezygnowałem z konsumpcji, bo też nie widzę sensu w takim działaniu.Po prostu dużo gadam, często bez sensu albo niepotrzebnie. Co mi nie „przypasowało” to fakt, że jesteś niekonsekwentna próbując postawić na swoim. Odnoszę wrażenie, że jednak byś chciała być, przynajmniej częściowo, panią domu i matką, ale próbujesz siebie i nas przekonać, że jest inaczej. No ale Wy kobiety tak macie 🙂 Najpierw znajdujecie sobie czułego i troskliwego mężczyznę, a potem to tylko samce alfa wam w głowie 😛
    Życzę (szczerze) powodzenia

    • Lidka Odpowiedz

      @Paweł S – nie tyle może w tej chwili chciałabym być panią domu i matką, co może wyprowadzić się do spokojniejszego miejsca. Całe życie mieszkałam w domu na wsi, na studia przeniosłam się do miasta i po 7 latach zbrzydł mi widok typu „sąsiedni blok”
      @Newbie – myślę, że problem z krytyką to nie jest typowo polskie myślenie. Ja to bym raczej określiła takim walenie prosto między oczy i dziwienie się, że problemy z tego są. Do głowy by mi też nie przyszło krytykować czyjegoś sposobu życia, zapuszczać się w tereny w stylu „jak się czuje z tym Twoja żona”, tak jak to zrobiłeś jeśli chodzi o mojego męża. Może trochę więcej taktu mam, mimo że pewnie jestem młodsza.
      Pozdrawiam wszystkich 🙂 nadal będę czytać bloga Wolnego i dążyć do niezależności finansowej, choć dopiero tu dowiedziałam się, że moim przeznaczeniem powinny być raczej dzieci, gary i ściera 🙂

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Aj tam aj tam – sama definiuj swoje cele i podążaj za nimi. Jeśli się zmienią – w porządku – ale żadnemu samcowi (no, może oprócz Twojego męża) nic do tego! Pozdrawiam serdecznie.

      • Newbie Odpowiedz

        Piszesz o swojej matce, potem o mężu, a później się dziwisz, ze ktos napisze cos o nich. Nic do Was nie mam. I jest mi obojętne co zrobisz.

  25. Bartosz Sosiński Odpowiedz

    Cześć Wolny!
    Pytasz, czy to, że ostatnio mniej piszesz o oszczędzaniu, a więcej rozprawiasz jest ok. Szczerze powiedziawszy, dlatego właśnie z chęcią tu zaglądam. Założyłeś sobie pewien cel pisania, jednak w międzyczasie zrozumiałeś, że możesz go osiągnąć inaczej, albo w ogóle przekształcić. Cieszysz się swoją drogą 🙂 Lubię to Twoje nazwijmy to „filozoficzne” podejście. Bardzo mnie Twój styl uspokaja 🙂 lubię czytać Twoje teksty – czuje się jakby ktoś mi coś opowiadał spokojnym głosem, a ja siedział z zamkniętymi oczami i słuchał.

    Dla mnie – oby tak dalej 🙂

    Pozdrawiam, Bartek 🙂

  26. Adam Odpowiedz

    W kontekście Twoich słów: „Bardzo mnie Twój styl uspokaja lubię czytać Twoje teksty – czuje się jakby ktoś mi coś opowiadał spokojnym głosem, a ja siedział z zamkniętymi oczami i słuchał.” – przyszła mi do głowa pewna sytuacyjka. Przychodzi znerwicowany jegomość do psychologa, mający problemy i finansowe, i rodzinne, i jeszcze jakieś tam, a psycholog doń: we wtorki zapisuję pana na grupę wsparcia, a w środy proszę czytać blog Wolnego – co najmniej jeden artykuł, a potem rozważać i roztrząsać…
    Taaak, to jest możliwe i mogłoby być pomocne w wielu sytuacjach; tak sądzę zupełnie na serio.

  27. wowpolisa Odpowiedz

    Jeśli chcesz czuć się wolny podczas swojej drogi zawodowej i ta wolność według Ciebie przejawia się w niezależności od przełożonego i jego łaski płacenia bądź nie płacenia, wyznaczania takiego lub innego zadania, to chyba najlepiej będzie, jak pomyślisz o założeniu własnej działalności. Wówczas sam będziesz sobie, jak powiedziałeś, sterem, żeglarzem, okrętem i sam będziesz mógł decydować o tym, co robisz.

  28. Krzysztof Odpowiedz

    Witam jest wiele w tym prawdy, że droga jest ważniejsza od celu. Cel jest tylko końcowym przystankiem, a droga trwa, o wiele dłużej, dlatego warto jest bardziej zadbać, o drogę, którą podążamy, ponieważ jeśli dopilnujemy wszystkiego, żeby przejśc po niej jak najszybciej i najlepiej się da tym prędzej dojdziemy do celu.

    • Tomek Odpowiedz

      Zgadzam się Krzysztofie z Tobą. Droga może być różna – od usłanej różami, prostej i pięknej, do tej trudnej, z kłodami pod nogami i wyboistej. Każda z nich może doprowadzić do celu ale osiągnięcie tego celu może mieć różny smak.

  29. Kaska Odpowiedz

    Heh niezla dyskusja. To ja tylko tak dorzuce do Lidki i innych zapracowanych kobiet. Tez kiedys uwazalam ze praca jest najwazniejsza, nienawidzilam gotowac prac i sprzatac. Dopoki nie urodzilam… Siedzialam w domu 2 lata z synkiem a teraz wlasnie przechodze na 4/5 etatu zeby spedzac z nim wiecwj czasu i w dupie mam prace. Oszczedzac nic nie bedziemy przy zmniejszonym etacie, ale synek jest dla mnie teraz wazniejszy. Zycie weryfikuje nasze cele i przekonania, z cala pewnoscia 🙂

  30. Artur Odpowiedz

    Kolejny świetny wpis, sam tytuł już mnie zaciekawił. Przekazujesz w nim wiele cennej wiedzy, którą często pomijamy. Każdy z nas ma z pewnością określone cele. Często blednie jesteśmy nieszczęśliwi z każdego dnia, który nadal jest daleki od tego idealnego. Należy jednak iść krok po kroku, nagradzać się, motywować i cieszyć się życiem. Ja zawsze, gdy mam chwile zwapnienia myślę, ze tak naprawdę ode mnie zależy jak będą wyglądały te 80 lat życia. Po co martwic i przejmować skoro życie jest tak krótkie, a wszystko co złe zawsze się kończy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *