Trudności? Czasami wystarczy spojrzeć szerzej.


Mam nadzieję że wybaczycie mi 1-dniowy poślizg  publikacji tego wpisu, ale – jak to mówią – się dzieje się. W ten weekend po raz kolejny przeprowadziliśmy się, obowiązki zawodowe pochłonęły ponad 20 nadprogramowych godzin pracy, więc mimo, że pojawiły się wyrzuty sumienia, nie byłem w stanie ukończyć publikacji w zwyczajowym terminie. No cóż – dopóki nie wymyślę jakiegoś genialnego sposobu na zakrzywienie czasoprzestrzeni, będę musiał zaakceptować fakt, że doba ma tylko 24 godziny, a ciało domaga się odpoczynku. W chwilach takich jak ta tylko się uśmiecham na wspomnienie pojawiających się od czasu do czasu komentarzy pod tytułem „wcześniejsza emerytura? Zanudziłbym się na śmierć!”. Ale wróćmy do przeprowadzki, która to jest sponsorem dzisiejszego odcinka telenoweli www.wolnymbyc.pl 😉

Większość życia spędziłem w jednym miejscu, praktycznie nigdzie nie mieszkałem krócej niż 6 lat, a od jakiegoś czasu zaczęliśmy cykl przeprowadzek, którego nie możemy skończyć! Najpierw emigracja za pracą, po niecałym roku powrót do miejsca, gdzie czujemy się wspaniale i gdzie chcieliśmy jeszcze trochę czasu pomieszkać. Życie jednak nieco skomplikowało nasze plany i tak oto za miesiąc przyjdzie na świat nasza druga córeczka. „Trzeba się dostosować do sytuacji” – postanowiliśmy i zaczęliśmy myśleć o tym, gdzie podziejemy się po tym radosnym wydarzeniu. Aktualne mieszkanie wydawało się na tyle niefunkcjonalne dla 4-osobowej rodziny, że postanowiliśmy je wynająć, o czym pisałem tutaj i tutaj. Wtedy nie ujawniłem jeszcze, jaki będzie nasz kolejny krok, ale ponieważ właśnie zakończyliśmy weekendową przeprowadzkę i piszę te słowa z nowego-starego miejsca, czas najwyższy podzielić się naszymi planami mieszkaniowymi na ten rok.

Tylko jedna osoba wytypowała poprawnie kierunek naszych zmian – pozwólcie, że przytoczę ten komentarz:

 przeprowadzka_1_thumbStrzał w dychę! (kliknij, aby powiększyć)

Jest mi tym bardziej miło, że Gosia jest blogerką, której od początku bardzo kibicuję. Gosiu: strzeliłaś w dyszkę i wygrałaś właśnie reklamę swojego bloga 🙂 A jest co reklamować, bo Gosia nie tylko idealnie wstrzeli się w gusta wielu zaglądających do mnie pań, ale… uwaga uwaga, ostatnio zdecydowała się na bardzo odważny krok: zaczęła publikować raporty swoich przychodów i wydatków. Możesz mi wierzyć, że to bardzo odważne z Jej strony. Dla wszystkich zainteresowanych zajrzeniem do portfela kolejnej blogerce, serdecznie zapraszam na bloga gosiaoszczedza.blogspot.com

Ale wróćmy do tematu, bo część z Was pewnie do tej pory tarza się ze śmiechu po przeczytaniu, że nasza wkrótce 4-osobowa rodzina, która przecież „lada rok” (ciekawe wyrażnie, prawda?) ma być niezależna finansowo, po około 8 latach samodzielnego mieszkania wróciła do rodzinnego domu. Niczym student, który z podkulonym ogonem wraca do rodziców, „bo się nie udało”. Cóż: to nie do końca tak. W zasadzie to wcale nie tak. Być może powinienem zacząć inaczej; od podzielenia się informacją, że… kupiliśmy mieszkanie. Duże, nowe, 4-pokojowe, spełniające absolutnie wszystkie nasze potrzeby (a nawet sporo zachcianek), zlokalizowane nieco poza centrum (nie musimy już dojeżdżać do pracy, a cena robi swoje, zwłaszcza przy sporej liczbie metrów), mające jedną podstawową wadę: jego odbiór nastąpi dopiero za kilka dobrych miesięcy (kolejny remont się szykuje – jupiii!). Pierwsza myśl: wynajmijmy coś większego na ten czas. Tiaaa… jak ostatnio pisałem, w Polsce rynek mieszkań na wynajem to niewiele ponad 2% wszystkich nieruchomości. Tych, które są wolne zimą jest jak na lekarstwo, ale coś byśmy jeszcze znaleźli. Jeśli jednak uwzględnimy naszą – absolutnie nieciekawą z punktu widzenia wynajmujących – sytuację (4-osobowa rodzina z malutkimi dziećmi) i wymagania (najem jedynie na kilka miesięcy, bo późniejsze płacenie za 2 mieszkania to nie to, co tygryski lubią najbardziej), to okazało się, że rynek nie jest na nas przygotowany… a może to my nie jesteśmy przygotowani na rynek? 🙂 W każdym razie: opcja najmu odpadła. Zostanie w obecnym mieszkaniu również, bo nie dość że nam byłoby ciężko, nasza Maja byłaby bardzo poszkodowana, to jeszcze żeby pogodzić to wszystko z moją pracą zdalną… nie, tego było za dużo. Po długiej analizie, wielu rozmowach, rozpisaniu na kartce wszystkich „za” i „przeciw”, postanowiliśmy skorzystać z niezwykle hojnej propozycji moich rodziców, którzy powiedzieli po prostu: „chodźcie do nas”. Warunki mieszkaniowe będą naprawdę niezłe (całe piętro do naszej dyspozycji), pomoc przy dwójce dzieci też się przyda, a że czasami będzie zgrzytało, na trochę kompromisów obie strony będą musiały się zgodzić… no cóż – takie życie. Koniec końców, właśnie przeprowadziliśmy się do moich rodziców i zostaniemy tutaj, aż nasze nowe mieszkanie, w którym – mamy nadzieję – spędzimy dobre kilka (naście?) lat, będzie gotowe do zamieszkania. A piszę Ci dzisiaj o tym, bo…

przeprowadzka_2A teraz wszyscy myją rączki i zapraszam na obiad z żołnierskiego gara 😉

Chciałbym, żebyś spojrzał na sprawę nieco szerzej i przekonał się, że nie ma sytuacji bez wyjścia i tylko od Ciebie zależy, czy i jak rozwiążesz problem, który widać na horyzoncie. A także, czy dostrzeżesz nietypowe rozwiązania, które mimo, że nie są oczywiste, to okazują się zwykle proste i diabelnie skuteczne 🙂 Sytuacja, w której się znaleźliśmy jest daleka od ideału: nie jesteśmy przyzwyczajeni do życia w wielopokoleniowej rodzinie, doceniamy własną niezależność i przez lata życia razem wykształciliśmy swoje zwyczaje, nawyki i preferencje (nie mówiąc o tym, że moi rodzice dokonali tego samego). Teraz będzie to wszystko trzeba odsunąć na bok i dostosować się do sytuacji, wziąć pod uwagę również innych. Nie jest to łatwe, kiedy człowiek utracił już swoją młodzieńczą plastyczność. Ale… co z tego, skoro dzięki temu wyszliśmy obronną ręką z sytuacji, która w pewnym momencie nie wyglądała zbyt różowo? Podobne przykłady można mnożyć i Ciebie również może spotkać coś podobnego. Wystarczy wspomnieć ostatnie zawirowania na kursie CHFPLN, który wywindował raty sporej części polskich kredytobiorców. Dramatopisarze ze srebrnego ekranu wieszczą masowe konfiskaty mieszkań i olbrzymie problemy zadłużonych, gdy tymczasem dla wielu stojących pod ścianą i czekających na pomoc od rządu (w praktyce: innych podatników) istnieje cała masa rozwiązań. Ot – chociażby – można zapłacić za swoje błędne decyzje sprzed kilku lat obniżając poziom życia przeprowadzką do rodziców/teściów. Można wynająć swoje mieszkanie i przeprowadzić się do mniejszego, bardziej odległego od centrum, tańszego lokum. Nawet na pewien okres, na przeczekanie burzy, do poprawy sytuacji – również osobistej.

To tylko przykłady, chociaż dość sugestywne, bo rata kredytu potrafi zabić dobrze wyglądający na pierwszy rzut oka budżet domowy. Jednocześnie, nasza polska mentalność – tak różna od zachodniej – każe nam być właścicielami. Najem jest be („co? mam komuś płacić ratę kredytu?!?”), a własne cztery ściany to punkt honoru każdego młodego człowieka, który dochrapał się zdolności kredytowej (a ostatnio również wkładu własnego). To prosta droga do szybkiej inflacji stylu życia, która na długie lata odłoży marzenia o oszczędzaniu i budowaniu kapitału z myślą o niezależności finansowej. Moja rada? Im dłużej jesteś singlem i im dłużej nie masz dzieci, postaraj się utrzymać w ryzach inflację stylu życia. Zaakceptuj egzystencję na maminym garnuszku lub mieszkanie ze współlokatorami – to naprawdę nie przekreśla Twojej drogi do kariery czy do bycia „poważnym człowiekiem”. Im dłużej będziesz się opierał przed wejściem na drogą ścieżkę samodzielnego mieszkania, tym lepiej dla Twoich finansów. Jeśli zebrałeś nieco pieniędzy i wierzysz we wzrosty na rynku nieruchomości – kto Ci broni, kup mieszkanie i na początek je wynajmij. Ja sam przez całe studia żyłem na garnuszku u rodziców, mimo że pod koniec tego okresu zarabiałem już powyżej średniej krajowej. Moja druga połówka całe studia mieszkała na stancji, płacąc w mieście akademickim (uwaga uwaga) 200 zł miesięcznie za malutki pokój, który dzieliła z koleżanką. Tymczasem w obecnych czasach sami doświadczyliśmy prawdziwego absurdu: starając się o znalezienie lokatorów na nasze wynajmowane mieszkanie, gościliśmy młodych ludzi z bogatymi rodzicami, dla których naturalnym było, że ich 20-letnia pociecha zasługuje na własne, 2-pokojowe mieszkanie w centrum miasta… To myślenie typu: „skoro dziecko chce się uczyć, w pełni uzasadnia to ponoszenie kosztów rzędu 2300 zł (liczę już z wszelkimi rachunkami) – w końcu po 5 latach przywiezie do domu dyplom Wydziału Gier i Zabaw” (jak czasami nazywane są mniej wymagające i niezbyt perspektywiczne kierunki studiów). Nic dziwnego, że będąc od młodości przyzwyczajonym do wysokiego standardu, później każde finansowe zawirowanie oznacza problem, który rozwiązać może tylko „bank taty”. Człowiek nie mający pojęcia o znaczeniu słów kompromis, pokora, opóźniona gratyfikacja i nie rozróżniający potrzeby od zachcianki jest jak ten koń, któremu nałożono klapki na oczy: widzi on tylko dotychczas obraną ścieżkę i o jakichkolwiek zmianach znanego i „jedynego słusznego” podejścia nie może być mowy.

  przeprowadzka_3Klapki na oczy w wersji DIY 😉

Młodsi czytelnicy tego bloga są najprawdopodobniej na tyle plastyczni, że dość gładko potrafią dostosować się do różnych sytuacji i zaakceptować coś, co ciężej przyszłoby takiemu statecznego panu z rodziną jak ja 😉 Ci nieco starsi zaś zwykle obrośli w przedmioty i przyzwyczaili się do poziomu życia, z którego zdecydowanie można zejść. Ja sam – prowadząc budżet domowy i robiąc coroczne podsumowania wydatków – wiem, że część z ponoszonych kosztów jest opcjonalna i w razie potrzeby nie miałbym większych problemów z obniżeniem życiowej stopy i przyjęciem z pokorą tego, co konieczne w danej sytuacji.

Chciałbym, żebyś zapamiętał jedno: pokora jest ważna, w życiu bywa różnie i tylko dzięki elastyczności i przeanalizowaniu wszystkich dostępnych możliwości pokonasz przeciwności losu. Często ten ślepy zaułek, w którym się znaleźliśmy istnieje tylko w naszej głowie i od nas samych zależy, czy zburzymy otaczający nas mur i zobaczymy mnogość opcji, których wcześniej nie dostrzegaliśmy. Nie muszę chyba dodawać, że utrzymanie inflacji stylu życia na niskim poziomie na początku swojej drogi przez dorosłość niesamowicie zwiększa twoje szanse na późniejszy sukces – finansowy i nie tylko. Żyj tak, żeby w przypadku trudności (finansowych i nie tylko) z godnością przyjąć to, co przyniósł los lub własne, błędne decyzje; umiejętność rozwiązywania problemów to coś, co niesamowicie procentuje przez całe życie i sprawia, że można odważnie i optymistycznie spoglądać na przyszłość niezależnie od tego, co przyniesie los. Jak to mówią: nie trzeba wierzyć w cuda; wystarczy wierzyć w siebie!

PS Dla tych, którzy sądzą, że przeprowadzka to droga zabawa polecam ten wpis – już po raz trzeci w przeciągu dwóch lat zastosowaliśmy podobny schemat, dzięki czemu koszt przeprowadzki był praktycznie nieodczuwalny dla naszego budżetu domowego.



 

292 komentarze do “Trudności? Czasami wystarczy spojrzeć szerzej.

  1. marek Odpowiedz

    Kompletnie nie zgadzam się z tym. Niezależność życiową jest ważniejsza od kas. Jak to mówią lepszy chleb z solą u siebie niz homar u mamy. Spotykam teraz bardzo dużo sytuacji gdzie ludzie tak naprawdę nie sterują swoim życiem.

    • Kosmatek Odpowiedz

      Oj, nie zrozumiałeś wpisu i działania wolnego. W tym jest mądra filozofia: nie trzymać się sztywno zasad, jeśli szkodzą realizacji innych. Seneka też głosząc swój stoicyzm i obojętność wobec rzeczy materialnych nie wyrzekal się bogactwa skoro je już posiadał. Moi rodzice wiem ze byliby szczęśliwi gdybym lata temu zamieszkał chociaż w moim rodzinnym mieście, cóż życie nie dało mi tej możliwości i musiałem na wszystko orać sam. Ale mając możliwości wolnego zrobiłbym podobnie, tym bardziej jeśli rodzicom smutno z powodu wiatru w pustych ścianach.

      • Marek Odpowiedz

        Uwierz mi, że przerobiłem w życiu dużo takich przypadków (znajomych, swoich itd). Jak znajdę chwilę czasu to je rozwinę. Z perspektywy wiem jedno, nawet z najlepszymi rodzicami w największym domu nie wolno mieszkać. Nie powiem sam na rok wróciłem z żoną do rodziców do 50 metrowego mieszkania w bloku dla oszczędności. Inaczej nie siedział bym w takim mieszkaniu jak teraz – pewnie na panelach i tyle, na więcej by nie starczyło. Ale ja miałem jasno określony cel – maksymalnie rok do mieszkania i do widzenia. A jak patrze na ludzi, którzy od razu mieszkają z rodzicami dla oszczędności a nie ma w planach wyprowadzki do swojego, ślubu czy czegoś takiego to przerażające. Potem są takie sytuacje jak:

        Przyszła teściowa patrząc na zupę przygotowaną przez dziewczynę: Zbysiu nie zje takiej zupy (Zbysiu prawie 30 lat) i chlub zupę do kibla.
        Może to jakiś mocny przypadek, ale uwierzcie mi, że mam więcej takich gorszych przypadków niż lepszych. A kolegę Marcina z wpisu na dole rozumiem, to ja jestem tylko taki głupi, że wszystko wszystkim gadam i jak jest źle to tak mówię. Nikt się otwarcie teraz nie przyzna np. że mieszkanie z rodzicami to dramat bo jak to by wyglądało w oczach innych?

        • Marcin Odpowiedz

          No to przykro mi ze masz takie doświadczenia… dokładnie widac patologia nie teściowa …

          • Marek

            Patologia?
            To tak, ale inne przykłady może nie aż tak drastyczne też mam w zanadrzu 🙂 I czy to będzie wylanie zupy, czy to będzie inna rzecz zawsze jest to zło. Ale ja wiem, z czego to całe mieszkanie wynika z LENISTWA. Nawet mój znajomy ponad 30 letni przyznał że lepiej było u mamy. Obiad był, posprzątane, uprane…to o czym my mówimy?

          • RaV_K

            …i można poszpanować przed laskami gadżetami czy wypasioną furą, że go stać na taką.
            A dach, wikt i opierunek pokrywa „mamusia”.
            No zna się takie przypadki. 🙂

          • wolny Autor wpisu

            I co im bronisz – niech szukają tej jedynej, jeśli tylko tak potrafią. Wbrew pozorom każdy z nas gra logoś lepszego niż jest – niektórzy po prostu robią to w bardziej zauważalny czy rażący sposób.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Dzięki za komentarz. Widzę, że temat dość kontrowersyjny. I dobrze, bo jak długo można słuchać samych pochwał? 😉

        • Karol NC Odpowiedz

          No to ja zacznę od tego że my (rodzina 4os.) mieszkamy z moimi rodzicami, w nie małym domu już blisko 10 lat. Z tym że tu należy podkreślić że mamy odrębne piętro z odrębnym wejściem. Mimo to oczywiście codziennie się widujemy, prawie codziennie mniej lub więcej rozmawiamy. I tragedii nie ma, może dlatego że rodziców mam mocno w porządku, choć wiadomo – z wiekiem zdarzają się lekkie uchybienia pod tym kątem.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        No cóż – dom rodzinny rzeczywiście opustoszał i rodzice od ładnych kilku lat mieszkają sami. Wykorzystaliśmy to do oszczędzenia sporej sumki, odnowienia nieco zaniedbanych kontaktów i uzyskania pomocy przy dzieciach. I pewnie za jakiś czas będziemy mieli okazję odwdzięczyć się rodzicom czymś podobnym.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Marku – kiedyś ktoś spytał w komentarzu „czy można być wolnym mieszkając w bloku”. Ty twierdzisz podobnie („nie można być wolnym mieszkając z rodzicami”). Nie zgadzam się z tym, bo dla mnie to tylko kwestia podejścia i tego, jak zdefiniujesz własną wolność.

      • Marek Odpowiedz

        Ja wiem. Tak jak napisałem wyżej o znajomym. Mnie w tym wieku już nie kręci, że ktoś nademną biega gotuje itd. Wole to zrobić sam – ale to pewnie kwestia mojego charakteru.

      • Artur Odpowiedz

        No nie wiem. Sam mieszkam z teściami (mamy piętro w domu) i twierdzę, że to daje wolność (tylko że ja mam swoje małe mieszkanie które wynajmuję – więc nie jest jak w reklamie, że „siedzimy u kogoś w kieszeni”). A wolność polega na tym, że jak jadę w delegację na 1-2 dni to zostawiam żonę z roczną córką i wiem, że ma pomoc jeśli jest taka potrzeba. Mam z kim zostawić dziecko zazwyczaj. Myślę, że takie wielopokoleniowe domy są super pod warunkiem wyznaczenia granic i oddzielnych pięter (w mieszkaniu to chyba nie do przeskoczenia). Cięcie kosztów (dla obu rodzin) to też duża zaleta!

        • Marek Odpowiedz

          No i proszę, stać na wynajęcie mieszkania ale jednak dla oszczędności do rodziców. Dla jednych to oszczędność dla innych brak niezależności. Każdy ma prawo do swojego zdania.

          • wolny Autor wpisu

            Mam dla Ciebie informację: mnie również stać na wynajęcie większego mieszkania. A także na nowy samochód, pomoc domową, regularne posiłki w drogich restauracjach i wiele innych. Nie rozumiem jednak, dlaczego sprowadzasz problem tylko do tematu kosztów? Widzę, że za punkt honoru stawiasz mieszkanie na swoim i krytykujesz wybory innych tylko na podstawie swoich doświadczeń czy opinii. Zaczynam się zastanawiać, czy akapit o tych, co mają klapki na oczach nie traktował między innymi o Tobie… więcej otwartości życzę, bo świat nie jest czarno-biały i nikt nie ma monopolu na prawdę – warto czasami po prostu przyjąć, że to, co dla mnie nieakceptowalne może komuś innemu pasować. pozdrawiam.

          • Marek

            Tak samo jak ty mówisz o mnie że mam klapki na oczach tak ja mogę mówić, że jesteś leniwy i ważniejsza kasa od niezależności. Naprawdę nie znam pary która przy mieszkaniu z rodzicami byłaby naprawdę szczęśliwa. Pewnie nikt się nie zabija itd. ale to jednak nie to samo. To jeżeli Wolny ciebie stać na drogie restauracje, mieszkania itd. a nie wydajesz na to – to na co ty tak naprawdę zbierasz?

          • wolny Autor wpisu

            Pamiętaj, że w naszym przypadku to sytuacja przejściowa i poszliśmy na pewne kompromisy – nikt tu nie mówi, że skaczę z radości bo zamieszkałem z rodzicami – po prostu w naszej sytuacji to było (wg nas) najbardziej sensowne.
            Jeśli nie wiesz, na co zbieram, polecam lekturę innych wpisów – było o tym sporo. A w skrócie – kupuję swój czas, bo za jakoś czas, na kilkadziesiąt lat przed planowaną emeryturą będę mógł mocno odpuścić zarabianie. Nie mówiąc o tym, że mojej żonie w praktyce już „kupiliśmy” wolność od pracy.

          • Marek

            To jeżeli dla kasy idziesz do rodziców to nie łatwiej żeby żona też poszła do pracy?

          • Kasia Rz.

            Żona Wolnego pracuje tzn. jest zatrudniona na etat, a teraz pójdzie na drugi urlop macierzyński.

          • wolny Autor wpisu

            Dokładnie. Jest na etacie i dzięki umowie o pracę na czas nieokreślony i temu, że nie bardzo martwimy się tym, co będzie potem, odbieramy nieco z tego, na co idą nasze podatki. Zapewniam po raz kolejny, że zdecydowanie wolałbym nie mieć takich przywilejów i na przykład nie płacić podatków lub chociaż ich części. I daleki byłbym od twierdzenia, że na tym „korzystamy”, bo jak spojrzę na comiesięczny pasek płacowy to mnie krew zalewa i chętnie bym wziął to wszystko za pełną odpowiedzialność za własne zdrowie czy emeryturę, a nawet edukację moich dzieci. Ale nie takie są zasady gry i nie możemy ich dowolnie zmieniać, prawda? Postępujemy więc zgodnie z nimi, starając się choć trochę zminimalizować comiesięczne obciążenia.

          • Kasia Rz.

            Wolny, jeżeli „krew Cię zalewa jak patrzysz na comiesięczny pasek płacowy”, to dogadaj się z pracodawcą i przejdź na umowę o dzieło, wiele było komentarzy, jak jest świetnie na takiej umowie, a żonie i tak wszystkie przywileje z umowy o pracę zostaną i tak.

          • wolny Autor wpisu

            Niestety nie mam takiej możliwości. Gdybym miał – nie zastanawiałbym się nawet przez chwilę.

          • wolny Autor wpisu

            Łatwo powiedzieć „dla kasy” – ciekawe co byś zrobił w sytuacji, kiedy nie byłbyś w stanie znaleźć odpowiedniego mieszkania na okres 6 miesięcy – wynająłbyś na 12 i później płacił dobre 2-2,5k miesięcznie za wynajmowanie mieszkania, w którym nikt nie mieszka? Poza tym chodziło też o inne rzeczy, na przykład pomoc przy dzieciach. I nie rozumiem o co chodzi z tym pójściem do pracy mojej żony – przecież jest w 8. miesiącu ciąży i opiekuje się prawie cały dzień, 7 dni w tygodniu 1,5-rocznym dzieckiem – czy to mało?

          • Paweł

            Ale się czepiasz. Czy masz dzieci? Przed Wolnym teraz trudny czas, nie dość że cały czas On i jego Żona musi zajmować się córką to teraz na świat przyjdzie druga dziecina której trzeba poświęcić praktycznie 24 godziny na dobę. Więc w takiej sytuacji babcia i dziadek pod ręką to prawdziwy skarb. Przecież Wolny nie będzie z nimi mieszkał cały czas to tylko sytuacja przejściowa i nie rozumiem co ci przeszkadza jego wybór? Jego życie jego sprawa, każdy żyje jak chce a już komentarz żeby jego Żona która niedługo rodzi poszła to pracy to już w ogóle cios poniżej pasa.

          • Marek

            Spokojnie, nie wiedziałem że jest w ciąży. Napisał wolny że żona ma „wolność”. Brzmiało to tak, że ona siedzi na twoim utrzymaniu bo ciebie stać.
            Więc proszę bez ataku na mnie za niewiedzę 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Nic nie szkodzi – miałeś prawo nie wiedzieć. Ale rzeczywiście jest tak, że żona nie musi pracować i w przyszłości będzie miała dość duże pole wyboru co do tego, jak zagospodarować wolny czas, którego za parę lat powinno być nieco więcej.

          • Magda M

            A widzisz, ja znam parę, małżeństwo – teraz drugie dziecko którzy mieszkają z rodzicami i są szczęśliwi 🙂 więc zdarza się to i nie można mówić że tak czy tak jest najlepiej bo to zalezy od człowieka.

          • Maga

            Wolność to raczej stan ducha. A ta gloryfikowana przez Ciebie niezależność osiągana poprzez mieszkanie „na swoim” jest bardzo często tylko ułudą.

          • wolny Autor wpisu

            W wielu przypadkach takie zdecydowane opinie mogły wywołać jakieś większe zgrzyty z przeszłości, prawda? Ale ta wychwalana przez wielu niezależność ma często niewiele wspólnego z wolnością – raczej z uzależnieniem od kogoś innego niż od rodziców – na przykład od banków. Ale co kto lubi, bank nie będzie marudził na bałagan w pokoju – on po prostu z niego wyeksmituje 😉

          • RaV_K

            Zamiast mieszkać u mamusi albo wynajmować od banków można też porzucić mity typu „nie będę napychał kabzy prywaciarzowi”, zastanowić się, jakie mieszkanie NAPRAWDĘ jest nam potrzebne.
            A potem usiąść z excelem i policzyć, jakie i gdzie położone mieszkanie możemy wynająć. I tylko pilnować, by co miesiąc wartość netto była większa. 🙂

    • Weronika Odpowiedz

      Wiesz co, wydaje mi się, że bardzo dużo zależy od konkretnej teściowej (teścia/synowej/zięcia). Pewnie gdzieś tam na świecie są normalni, dorośli ludzie, którzy potrafią się dogadać na temat takich pierdół jak wynoszenie śmieci czy solenie zupy.

      Ale znam moich rodziców, i za żadne skarby tam nie wrócę 😉

  2. Kasia Rz. Odpowiedz

    Tylko co zrobić, jeśli rodzice sami mieszkają w małym np. 40 metrowym mieszkaniu jeszcze na dokładkę z młodszym rodzeństwem albo są na tyle starsi i schorowani, że sami potrzebują pomocy (płatny dom opieki albo trzeba samemu zrezygnować z pracy, żeby nimi się opiekować)? Masz Wolny luksusową sytuację pod wieloma względami (żona na etacie, czyli płatny już drugi urlop macierzyński, na tyle zdrowi rodzice, którzy zaproszą do dużego domu i jeszcze pomogą przy wnukach).

    • Marcin Odpowiedz

      Nie tylko Wolny ma taką sytuacje 😀 a kto mówi ze zewsze wszystko musi być ok? Wiadomo ze na 40m nie bedą mieszkać w takiej ilości choć na 60 już jest to mozliwe wiem bo znam takich ludzi dziadkowie rodzice i trójka dzieci. Najważniejsze jest nie pieniadze i ciasnota mimio wszsytko, Najważniejsze sa relacje miedzy ludźmi. Dlaczego wielodzietne rodziny mysle o 6+ dzieci czesto mimio niedostatku wydaja sie być szczesliwsi niz ich sasiedzi z jednym dwojgiem dzieci? odpowiedz jest jedna relacje

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Tak, wiem że znowu wyszło na to, że jesteśmy w wyjątkowej sytuacji. Ale chodziło bardziej o przykład i szersze spojrzenia na rozwiązywanie problemów w ogólności, a do tego – pociągnięcie o krok dalej naszej małej telenoweli 🙂 pozdrawiam.

  3. Anja Odpowiedz

    Hej Wolny,
    czytam Cię juz bardzo długo i jeszcze nigdy nie komentowałam, ale dzisiaj nie mogę się powstrzymać. .. Niestety, bardzo słaby wpis. Rozczarował mnie, bo co można wybaczyć innym, tego nie Tobie 😉 Powód jest taki, że narzuciles bardzo wysoki poziom wpisów, przyzwyczaiłes nas do tego a dziś… trochę klapa, gdyż rozumiem intencje ogólną, płynący przekaz mający zastosowanie do całego życia, ale już własny przykład jest kiepski, no bo kto ma możliwość mieszkania juz z własną rodzina u rodziców. .? Myślę, że bardzo bardzo nieliczni… Rodzice muszą mieć duży dom i brak rodzeństwa, wtedy jak najbardziej jestem za. Piszesz, że macie do dyspozycji całe piętro – super, macie ogromne szczęście i nie dziwie się temu krokowi. Jednak no… jesteście w garstce szczęśliwców… Ja nie wyobrażam sobie przenieść z mężem i dzieckiem do 2 – pokojowego mieszkania w bloku rodziców nawet na kilka dni, na czas remontu pokoju a takich ludzi jest większość. Niestety. Owszem, podajesz inne przykłady, typu przeprowadzka do gorszego standardem mieszkania itp. ale łatwo się mówi i opisuje jak to „wystarczy spojrzeć szerzej” z własnej jednak lepszej niż przeciętna – perspektywy. Pozdrawiam.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hej, dzięki za opinię. Wiem, że nasza sytuacja jest znacznie lepsza niż ogółu, ale jak sam zauważyłeś: to tylko przykład, na podstawie którego starałem się opisać bardziej uniwersalne podejście do problemów. Często zamykamy się na wiele możliwości i nawet nie bierzemy pod uwagę tych, które są najprostsze lub najbardziej skuteczne, bo zamknęliśmy się we własnym światku wyobrażeń i standardów.

      • Marek Odpowiedz

        A ja znam parę która ma do dyspozycji całe piętro jak ty, ale np. kuchnia wspólna. I ciągle obserwacje teściowej jak to żona gotuje….

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Również mamy wspólną kuchnię. Oznacza to tyle, że trzeba iść na kompromisy, dogadywać się, wspólnie planować posiłki itp – to naprawdę nic strasznego jeśli się chce i wykazuje odrobiną zrozumienia dla drugiej strony.

          • Marcin

            To chyba jednak nie ma sensu mowić cokolwiek Markowi, wie swoje i tyle. Dla mnie to było zawsze frustrujace przkonywać kogos ze nie jestem wielbładem ale chyba juz mi łatwiej. Nie Twój wóz Marku nie bedzie cię wiózł 😀 to nasz, i mój i wolnego wybór. Wolny tymczasowo ja raczej na stałe do końca życia mojego lub ich 😀 rodziców rzecz jasna. to nie jest blog o wierze 😀 ale dodam ze w takich sytuacjach prawdziwa wiara w Boga czyni cuda i wpływa zbawiennie na relacje. Marek powie ze teściowa chodi do kościoła i to g… daje, może i i tak ale nie jest prawdziwie wierząca tylko „chodz” tak samo jak do warzywniaka czy na plotki do sąsiadki 😀 pozdrawiam i już wiecej nie zapisuje za dużo miejsca swoimi wnioskami 😀

          • Marek

            I to jest powód dlaczego nie spinam się z pisaniem komentarzy w internecie. Tu temat mnie zdenerwował, bo wszędzie teraz otaczają mnie leniwi ludzie który wolą sobie tak pomieszkiwać. Drogi Marcinie mam pełno argumentów że takie mieszkanie jest złe, pewnie komuś raz na 50 przypadków trafi się idealnie, że rodzice nie wpierniczają się w twoje życie itd. Tobie może być tak dobrze, nie wątpię – ja mam inną mentalność. To dziękuje za uwagę i tracić czasu nie będę, bo bez sensu wyśmiać kogoś opinię bez argumentów ale czego ja wymagam 🙂

            Pozdrowienia dla niezależnych 🙂

          • Małgorzata

            W 200% popieram Marka. Jestem z tych osób, które wolą dopłacić do interesu, ale mieć pełną niezależność, a zwłaszcza od roziców już w dorosłym wieku.

          • wolny Autor wpisu

            To oczywiście też była opcja – musielibyśmy się jednak pogodzić z tym, że mielibyśmy utrudnioną pomoc rodziców przy dzieciach (a na początku to ważne), a do tego na przestrzeni roku musielibyśmy ponieść dodatkowe koszty w kwocie około 20-25 tysięcy złotych.

          • RaV_K

            „musielibyśmy się jednak pogodzić z tym, że mielibyśmy utrudnioną pomoc rodziców przy dzieciach” –

            O widzisz, o co m.in. chodzi z „wiszeniem na rodzicach”.
            My wychodzimy z założenia, że skoro to NASZE dzieci, to i NA NAS spoczywa zapewnienie im opieki. Choć nie jest to ani proste, ani tanie.

            Rodzice-dziadkowie nie po to odchowali swoje dzieci, by ich obarczać cudzymi.

          • wolny Autor wpisu

            Czekaj czekaj – bo chyba się nie rozumiemy. My nie „sprzedaliśmy” dzieci dziadkom, żeby móc sobie odpocząć. Ja pracuję, pomagam na ile mogę, ale nadal żona przez większość dnia, 7 dni w tygodniu zajmuje się Mają i chodzi prawie non-stop z wielkim brzuchem. Dziadkowie – mimo, że są na emeryturze – to jeszcze pracują i absolutnie nie jest tak, że na nich spoczywa odpowiedzialność za opiekę czy wychowanie dzieci. Na razie wygląda to tak, że wyręczają żonę mniej więcej na 2h w ciągu dnia, kiedy ja pracuję a jedno z nich jest akurat w domu. Więc to „wiszenie” to raczej przyjąłbym w kontekście wspólnego mieszkania, bo jeśli chodzi o dzieci, to są to normalne relacje, w których dziadkowie niewielką część dnia spędzają z wnuczką, co chyba nie jest niczym dziwnym.
            Piszesz, że na nas spoczywa zapewnienie opieki dzieciom. Czy zatrudnienie opiekunki, czyli kogoś kompletnie obcego jest lepszym rozwiązaniem niż opieka matki nad dzieckiem, nieco wspomaganej np. babcią? Czy tylko dlatego, że płacisz komuś za opiekę oznacza, że jesteś odpowiedzialny i robisz właściwie?

          • RaV_K

            Uuu, przy pewnym poziomie rozgałęzienia wątku znika przycisk „odpowiedz”. 🙁

            Anyway: jeżeli sprowadzeniem się do kogoś, żeby nie płacić za mieszkanie oraz żeby mieć pod ręką, na zawołanie, darmową opiekę nad dziećmi nie jest obarczaniem kogoś swoimi sprawami, to OK. Przepraszam.

            Nie wiem jednak, gdzie wyczytałeś, że wg mnie opiekunka jest lepsza niż „opieka matki nad dzieckiem”. Trochę się też mylisz zakładając, że płacę obcej osobie za opiekę.
            Po rozważeniu i podliczeniu wszystkich za i przeciw wyszło nam, że to ja spędzam z Synem 24/7. Właśnie dlatego, że zarobienie przez rodzinę trochę więcej kasy kosztem powierzenia go obcej osobie nie jest tego warte.

            A spotkanie z dziadkami ma być takim małym świętem dla obu stron, a nie prozą życia.

            PZDR.

          • wolny Autor wpisu

            Ale to chyba nie żaden dramat, że u nas spotkanie z dziadkami będzie codziennością zamiast świętem, prawda? To po prostu coś innego. A pisanie o kontakcie (ok – nawet opiece) dziadków nad swoimi wnukami jako o obarczaniu kogoś swoimi sprawami jest dla mnie nieporozumieniem. Może wynika to z Twoich nienajlepszych doświadczeń, dla mnie to po prostu przykre – zresztą sposób, w jaki to piszesz świadczy o bardzo negatywnym stosunku do wzajemnej pomocy w rodzinie. Nie ma co ciągnąć tematu – Ty masz swoje zdanie i racje, ja swoje.

          • Marek

            Ja dziecka mojego nie oddaje dziadkom. I twoje podejście, żeby wprowadzić się i mieć pomoc. Zgadzam sie z RaV_K bez komentarza…

          • wolny Autor wpisu

            Ja nie wiem czy to ja jestem dziwny czy Wy. Czy to naprawdę coś niewłaściwego, żeby angażować dziadków w opiekę nad małymi dziećmi? Przecież nikt nikogo nie zmusza i nie każe tego robić! Dla starszych ludzi, którzy zwykle mają już więcej czasu chwile spędzone z wnukami są ważne – cieszą się z nich, czują się młodziej, z radością obserwują maluchy. A skoro dziadkowie zgodzili się na niewielką, regularną pomoc to wprowadzenie się do nich ułatwia temat zarówno nam, jak i im (odpadają dojazdy). Pisanie o tym w negatywnym kontekście, jakbym wykorzystywał kogoś wbrew jego woli i generalnie „zrzucał swoje problemy na innych” jest dla mnie jakimś nieporozumieniem. Przecież mówimy o dzieciakach, z którymi wystarczy wyjść się przejść albo trochę się pobawić, poruszać, poczytać itp.
            Nie mówiąc o tym, że wydajecie się absolutnie przekonani, że pomoc dziadków przy dzieciach jest jakimś odstępstwem od normy, czymś niewłaściwym. Według moich obserwacji, to „sprzedawanie” dzieci dziadkom nawet po to, żeby wyjść do kina czy się rozwerwać jest dość standardowym podejściem młodych ludzi. I – powtarzam – dopóki obu stronom to pasuje to wszystko gra. Proszę tylko o jedno w kolejnych komentarzach: nie mówmy o opiece nad dzieciakami jak o problemie, który najlepiej komuś przekazać. To przecież wspaniałe istoty, z którymi spędzony czas jest absolutnie wyjątkowy. pozdrawiam.

          • RaV_K

            Opieka dziadków nad wnukami to IMHO jest tu kwestią wtórną.
            Chodzi chyba raczej o meritum. O wiarygodność. O to „Wolnym być.” Że „wystarczy mniej”.

            Pisałeś takie fajne, „filozoficzne” wpisy o tym, „dokąd ten Świat zmierza”, o pułapkach konsumpcjonizmu, inflacji stylu życia, odroczonej nagrodzie, czy DIY…
            Chcąc nie chcąc, przyjąłeś ton edukacyjno-moralizatorski, co mnie akurat nie przeszkadza. Ale on zobowiązuje.

            Ale to pieśni odległej przeszłości.
            Poszedłeś w jakąś dziwną, niezrozumiałą dla mnie stronę. W tę „brazylijską telenowelę”. 😉

            Czy to naprawdę taki spryt, aby „spojrzeć szerzej” i dla oszczędności wrócić do rodziców?
            Czy to aż taki przejaw zaradności pożyczyć od rodziny busa zamiast go wynająć? A jeżeli takowego w rodzinie nie ma, to już frajerstwo?
            Pamiętasz wpis o sensie posiadania samochodu? Czym innym jest porada „nie kupuj/utrzymuj samochodu, bo ci niepotrzebny”, a czym innym „(…), bo jak będziesz potrzebował, to pożyczysz od kolegi, niech on go utrzymuje”. Po co kupować wiertarkę, gdy sąsiad ma?
            Jest jakaś różnica między „zepsuł mi się samochód, więc pożyczyłem od ojca”, a „wziąłem samochód od ojca – a co będę przepłacał i ryzykował”.
            Ale to nie jest mądrość i spryt w życiu. To bazowanie na dorobku innych. Wiesz jak to się w ekologii nazywa?

            Nie piszę tego, jak niektórzy podnoszą, z polskiej zazdrości.
            Na szczęście obaj (choć niektórzy bez cudzej pomocy) jesteśmy nieprawdopodobnie bogaci 😉 w porównaniu do większości naszego społeczeństwa. Często o tym zapominamy.

            A przecież „Wystarczy mniej”…

            PS. Ale wciąż jeszcze tutaj wracam. 😉

          • wolny Autor wpisu

            Widzę, że jesteś strasznie dumny z tego że sam do wszystkiego doszedłeś. I gardzisz, a przynajmniej spoglądasz z góry na tych, którzy coś otrzymali, na czymś mogli budować. Tylko wiesz co? Ja sądzę, że samemu to można co najwyżej iść do wychodka, a droga, którą kroczymy (przyjmijmy dla uproszczenia, że jest podobna) to sport zespołowy. Mówienie „to wszystko ja, bez niczyjej pomocy, bez polegania na innych” to też zakładanie swego rodzaju klapek na oczy. Bo czy bez wsparcia bliskich byłbyś tu, gdzie teraz? Bez odpowiedniego wychowania, może wykształcenia, bez stworzenia możliwości, które po prostu przyjąłeś bez zbędnego zagłębiania się ile to kogo kosztowało?
            Krytyki idei dzielenia się przedmiotami już zupełnie nie rozumiem – najpierw piszesz, że fajne były wpisy dotyczące m.in. DIY, a chwilę później że burakiem jest ten, kto pożyczy busa od rodziny na przeprowadzkę. Rzeczywiście skorzystaliśmy z propozycji rodziny, ale otrzymaliśmy też 3 inne od znajomych z większymi samochodami, dla których równie naturalna jest koncepcja dzielenia się tego typu rzeczami. I nie widzę nic złego w pożyczeniu wiertarki od sąsiada lub sąsiadowi, samochodu sąsiadowi lub od sąsiada. Zakładasz, że zawsze musi to działać w jedną stronę, być nieodpłatne i polegać na żerowaniu na innych – po co od razu w ten sposób podchodzić do wspaniałej idei, którą również zdajesz się popierać pisząc, że podobały ci się się wpisy o pułapkach konsumpcjonizmu?

          • RaV_K

            „Pogarda” to chyba jednak za ciężkie słowo, żeby szafować nim wobec nieznajomych.
            Zresztą ja odnoszę się do tego, co piszesz, a Ty ad personam – po raz wtóry, na podstawie kilkudziesięciu zdań robisz mi psychoanalizę. No cóż…

            Nie krytykuję idei dzielenia się przedmiotami. Po prostu nie doczytałem, czym Ty się dzielisz, jakie Ty koszty ponosisz dla innych. Wszystkie wpisy traktują o Twoich zyskach ze strony innych. No cóż…

            Masz rację, że samemu niełatwo. Właśnie dlatego wspólnie z Żoną stworzyliśmy odrębne gospodarstwo i sobie podążamy własną drogą bazując właśnie na przywołanym przez Ciebie naszym wychowaniu i wiedzy wyniesionej z domu.
            Mimo, że rodzice żyją we dwójkę w domu 350m2. No cóż…

          • Marek

            Boże dzięki Małgorzato! A już traciłem wiarę w ludzi 🙂

          • Małgorzata

            Drobiazg 😉

            Nie mogłam Cie pozostawić samego skoro mam taką samą opinię jak Ty:)

            Myślę, że jest wiecej osób myślących podobnie jak my, ale nie zabierają głosu w dyskusji.

          • mala-rzecz-a-cieszy.blogspot.com

            Dokładnie, czasem nie warto oszczędzać na kasie, by nie popsuły się relacje w rodzinie… Też znam niestety złe przypadki wspólnej kuchni teściowej i synowej, dlatego z mężem zdecydowaliśmy się na wynajem kawalerki (dziecko w drodze, mieszkanie na kredyt się buduje), choć teściowie mają sporo wolnego miejsca w dużym domu.

          • wolny Autor wpisu

            Najważniejsze to mieć plan na przyszłość, z którego jest się zadowolonym. Te pół roku u rodziców to naprawdę niewielka cena w naszym przypadku, a niedługo będziemy w niemal idealnej sytuacji.

          • Kasia Rz.

            Albo jest się w jakiś sposób zależnym od rodziców/teściów mieszkając z nimi albo jest się zależnym od banku. Co lepsze? Rodzic swojego dziecka na bruk nie wyrzuci, zaś bank w razie jakiś kłopotów bardzo chętnie to zrobi, po za tym kredyt (zwłaszcza we frankach) oznacza bycie niewolnikiem banku do końca życia. Pomijam trzecią, bardzo rzadką sytuację typu: oddzielne mieszkanie odziedziczone po dziadkach.

            Przypuszczam, że dla niektórych mężczyzn mieszkanie z rodzicami w ogóle nie wchodzi w rachubę – np. nie ma gdzie sprowadzać panienek.

          • Weronika

            Z punktu widzenia kobiety powiem, że dla nas jest to nawet istotniejsze – rodzice patrzą bardzo krzywym okiem na sprowadzanie gachów.

          • RaV_K

            To i ja dodam swój „głos wspierający Marka”. 😉
            Nie napiszę, że znam parę, którą zniszczyło zamieszkanie z rodzicami. A znam.
            Napiszę, że nie znam takiej, której bliższa „integracja” by nie zaszkodziła.
            Gdyby na pewnym etapie rozwoju człowieka nie następowałby swoisty konflikt pokoleń, to siedzielibyśmy „na kupie”, a ludzkość nie szłaby naprzód.
            Ale wiadomo, że lepiej mieszkać u kogoś, niż płacić 2,5k za kredyt/najem. To jeszcze stołować się u kogoś, niż ganiać samemu. A darmowa pomoc nad dzieckiem – z autopsji wiem, że to sprawa bezcenna.

            W ogóle zbierałem się do napisania komentarza, że przeczytawszy cały blog dochodzę do wniosku, że powinien zmienić nazwę z „Wolnym być” na „Wiszę na rodzicach (choć jestem dorosłym facetem)”.
            (=>mędrkowanie o kupnie samochodu; =>pierwsze mieszkanie dla młodego małżeństwa; =>sprowadzenie żony i dzieci do rodziców, to już apogeum)

            Szkoda, szkoda, szkoda.
            Zaczęło się z wysokiego C, ale tonacja bloga systematycznie się obniża. 🙁

          • wolny Autor wpisu

            Dzięki za komentarz – to Twoje zdanie, do którego masz oczywiście prawo. Nie wiem tylko, na jakiej podstawie generalizujesz pisząc o „wiszeniu” na rodzicach. Czy pomoc dziadków przy małych dzieciach czy pół roczna gościnność aż tak wpływa na Twoje spojrzenie i oponię o moim podejściu?

          • Weronika

            Hm, chyba rozumiem poprzednika. Ujmę to tak: zupełnie inaczej odbieram porady finansowe od kogoś, kto np. prowadzi własną działalność (lub jest freelancerem), sam sobie gotuje i sprząta, łączy obowiązki zawodowe i rodzinne mimo iż żona/mąż również jest aktywna zawodowo….
            a zupełnie inaczej odbieram porady od kogoś kto ma żonę w budżetówce (która bierze roczne urlopy macierzyńskie i przejmuje większość obowiązków domowych) i mieszka u rodziców…

            Z całym szacunkiem – po prostu pierwszy opis bardziej pasuje do mojej osobistej sytuacji. Nie mam etatu, mąż też jest na freelancie, u moich rodziców już mieszka starsza siostra z dziećmi i chora babcia, a teściowa też mieszka w kawalerce (utrzymywanej przez nas). Mam wrażenie, że przeciętnemu „ciułaczowi” wyglądasz już jak kosmita z innego świata 😉

            A co mi po takiej radzie: „patrz szerzej”…? Tyle to ja wiem…

          • janka

            Zgadzam siez poprzednikiem, ten blog spadl naprawde na psy. Chyba to ostatni wpis jaki tutaj przeczytalam.

          • wolny Autor wpisu

            W takim razie pozdrawiam i dzięki za czytanie do rej pory. Nie spodziewałem się, że dsisiejszy temat wywoła taką burzę, ale co tam – nie będę przecież dostosowywał się do Waszego wyobrażenia i mnie. Pozdrawiam.

          • Kasia Rz.

            Nie przejmuj się Wolny 🙂 Ludzi po prostu zżera zazdrość i tyle 🙂 Masz taką sytuację, jaką masz, to korzystaj, póki możesz 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Pewnie masz sporo racji. I – jak już ktoś pisał – wielu nie podoba się to, że nie sprostałem ich wyobrażeniu o mnie samym.

          • Paweł

            Dokładnie Wolny nie przejmuj się. Najprościej jest krytykować innych. Najważniejsze to być w zgodzie ze sobą i konsekwentnie realizować swój plan bez oglądania się na innych. Zawsze znajdą się ludzie którzy będą wbijać szpilę, bo mają gorzej, takie jest życie.

          • Marcin

            Ha ha ha to było dobre leniwi tępi głupi a moze złodzieje, jak to miło oceniać i walić między oczy nie znając sytuacji ani realiów. Jestem leniwy ok, Jesli znasz jakiś wycinek zycia to nie uogólniaj bo świat jest tysiac razy wiekszy niż całe twoje doświadczenie zyciowe. Wyobraź sobie ze ludzie na wsiach tak zyja i to bardzo często. Jest duze gospodarstwo i jest wybór albo pracujesz albo spierniczas do „lepszego świata” czytaj do miasta, Na wsi sa spore domy a jak nie ma to sie buduje nowy. Kto nie umie zyc w zgodzie z rodzciami buduje sobie poprostu dom. My np wolelismy mieszkac razem nie z lenistwa tylko z tych samych powodów co Wolny. Wielopokolonieowe rodziny sa lepsze i jest to bardziej ekonomiczne na wsi. Dodam ze utrzymanie prawie 300m2 somu nie kosztuje wiecej niz 50-60m mieszkania w starym budownictwie. Ogrzewanie drewnem z własnego lasu, jedzenie z własnej zagrody miód z własnej pasieki mieso i jaja z kurnika , chleb własnego wyrobu kupuje sie praktycznie mozna powiedziec jedna trzecia całości pożywienia nie mówiąc o smaku takich wyrobów. Wy sobie mieszkajcie niezależnie MArku a ja z dziadkiem sobie w tym czasie uwędze kabanosy których w Warszawie nie dostaniesz chyba ze za 66zł kg. Każdy robi jak uważa i nie ma potrzeby sie z tego tłumaczyć. pozdro

          • wolny Autor wpisu

            Aż ślinka mi pociekła na myśl o tych jajach, wędlinach i miodku.

          • Koralina

            Och, mnie tak samo. Wielopokoleniowe domy są świetne! Cieszę się, że są takie osoby jak Marcin, które doceniają wartość rodziny. I nie ważne czy na wsi czy w mieście. Mieszkamy z mężem u moich ordziców, mamy, jak większość wypowiadających się, swoje piętro, ale dzielimy kuchnię, wspólnie przygotowujemy posiłki i partycypujemy w rachunkach. W domu-bliźniaku mieszkają moi dziadkowie, którzy są nieocenieni w radach z życiowego doświadczenia. Mój mąż spędza z dziadkiem czas na majsterkowaniu w garażu, a my z mamą i babcią wspólnie gotujemy, robimy przetwory i ogarniamy ogród. A kiedy potrzebujemy być sami, to mamy swoje miejsce, gdzie nikt nam nie przeszkadza. Brawo Wolny, powrót do domu to świetny krok dla umocnienia relacji. A co do opieki nad dziećmi przez dziadków – włos mi się na głowie jeży na myśl, że dziadkowie mają być „od święta”. O zgrozo! Dziadkowie nie mają dziecka wychowywać, ale mają wpływać na jego wychowanie przez swoją obecność. Przykro, jeśli ktoś dobrowolnie rezygnuje z takiego daru.

          • Weronika

            „Przykro, jeśli ktoś dobrowolnie rezygnuje z takiego daru.”
            Nie każdy ma na tyle super rodziców, by nazywać to darem…

          • Koralina

            Dlatego też użyłam słowa „dobrowolnie” w stosunku do tych, którzy mają taką możliwość.

    • Marcin Odpowiedz

      Kolejna ocena, ja widze ze bardzo wiele osób ma taka mozliwość a nieliczni tylko nie chca albo nie maja warunków i co ty na to?

  4. Marcin Odpowiedz

    Dokładnie Kosmatku się z Tobą zgadzam, sam jestem w podobnej sytuacji jak Wolny, nasza cztero osobowa rodziną mieszkamy sobie u rodziców/teściów już mineło kilka ładnych lat i nie narzekamy. Ta cała niezależność i wolność jest po cześci wartością wywrotową bo kto nie umie albo nie jest w stanie ”żyć w zgodzie ” czy to z rodzicami czy ze współlokatorami tłumaczy ze chce być niezależny. Czasem nie da sie zyc z rodzicami ale dlaczego? Bo oni sami nie potrafią zrozumiec jak to nie moge już sterować swoim dzieckiem? Wtedy są kłopoty ale jesli ktos zna zasady komunikacji i troche elastyczności wykazuje i empatii a do tego ma warunki, tak jak Wolnego rodzice spory dom i warunki dla wielkopokoleniowej rodziny jest to idealna sytuacja. To współczesny świat „zabija” ideal którym były prawdziwe wielopokoleniowe rodziny to była siła narodu a teraz? Kwestionuje sie wogóle znaczeniej jakiekolwiek wartości rodziny, rozbicie wileloopokoleniowości poszło gładko, bo sterotyp „mieszkania z rodzicami” jest przez wiekszość odbierany jako cos złego. Faktycznie jednak jest to świetna metoda optymalizacji wydatków. Dlatego Wolny gratuluje Ci Twojego posuniecia.

    • Kosmatek Odpowiedz

      Chciałbym doprecyzować:

      Mi chodzi o stoicyzm. DLa zasady opóźniałem w życiu posiadanie dzieci, dopóki nie kupię mieszkania. Dla zasady, gdy je kupiłem bez kredytu, nie robiłem remontów, bo bardziej cenię wolność od kredytu niż estetykę wnętrza.
      W imię wolności zamieszkałbym z rodzicami przez pewien czas, doceniając korzyści i znosząc chwilową współzależność, mając w perspektywie zaoszczędzenie sporego kapitału, który za jakiś czas zapracuje.
      .
      I tylko tu widzę duży sens w działaniu Wolnego!
      (z perspektywy wolności finansowej właśnie, abstrahując od relacji rodzinnych)

  5. Lidka Odpowiedz

    Ja myślę, że jak mieszkać, to też zależy z jakimi rodzicami. Na pewno niestety nie z moimi ani z teściami, bo się po prostu niemożliwie wtrącają, a po 2-dniowym weekendzie z nimi mamy dość na następny miesiąc. Bardzo ich kochamy i lubimy ich odwiedzać, ale uwagi nt. siedzenia prosto przy stole, „niemarszczenia” czoła, nieczytania przy jedzeniu i oglądania filmów do późna można stosować do 12-latków a nie ludzi po 25 roku życia. O ile 3 dni takich uwag można znieść, to nie wyobrażam sobie dłużej.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      No cóż – kilka podobnych sytuacji sam bym potrafił wskazać, w końcu dla rodziców zawsze będziemy małymi dziećmi. Na szczęście u nas nie jest to zbyt natarczywe, ale jakaś doza cierpliwości na pewno jest wskazana.

  6. BJK Odpowiedz

    jak zawsze wszystko się rozbija o punkt widzenia. O ile nie jestem zwolennikiem dawania/otrzymywania wszystkiego na tacy, o tyle też nie przesadzałbym w drugą stronę. Absolutnie rozumiem Twój minimalizm Wolny, ale nie każdemu on odpowiada. Jasne, warto posmakować życia w wynajętym mieszkaniu z lokatora, ale też nie odsuwajmy decyzji o zakupie (jeśli chcemy kupić) do osiągnięcia kryzysu wieku średniego 😉

    Gratuluję też znalezienia rozwiązania 🙂 choć ja sobie nie wyobrażam powrotu do rodziców (pewnie dlatego, że mają mieszkanie w bloku: 3 pokoje, ale jeden przechodni)

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Jasne – wszystko zależy od punktu widzenia, priorytetów, a nawet relacji z innymi. Chciałem tylko pokazać pewien tok rozumowania, który można uogólnić i stosować w wielu sytuacjach. Kiedyś pisałem o tym, że regularne kupowanie nowego auta to gwóźdź do trumny niezależności finansowej. Z mieszkaniem MOŻE być podobnie (oczywiście nie musi), o ile jest kupione w niewłaściwym czasie lub jest źle dobrane do naszych potrzeb. A takich przykładów jest bez liku i naprawdę nie ma się co dziwić, że spory odsetek rodaków nawet nie myśli o oszczędzaniu.

  7. Paweł Odpowiedz

    Hmm Tak sobie myślę że zamieszkanie w domu rodziców gdy ma się dla siebie całe piętro to jest najprostszy sposób na osiągnięcie wolności finansowej. Widzę to po swoich znajomych. Mieszkają z dziećmi u rodziców, mają dla siebie całe piętro, coś tam się dorzucają do rachunków, ale na pewno większość kosztów ponoszą rodzice. Nie muszą martwić się kredytami, tym kto przypilnuje dzieci. Kasę można odkładać, żyć nie umierać. Tyle tylko że nie zawsze jest to pełnia wolności bo jednak prawdziwe jest powiedzenie „wolnoć tomku w swoim domku”. No ale zawsze jest to jakieś wyjście, a wielopokoleniowe rodziny być może będą wracać do łask.
    Tak jeszcze niedyskretnie Wolny zapytam o kawalerkę w Bydgoszczy, też ją wynająłeś?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Koszty mieszkania pochłaniają naprawdę dużą część każdego budżetu domowego, więc ograniczając te koszty naprawdę można zbudować solidne podstawy finansowe. Wszystko się rozbija o podejście i to sprawa bardzo indywidualna – dla nas opcja powrotu do rodziców również jest tylko tymczasowym rozwiązaniem.
      Co do kawalerki, to nadal ją mamy i sam z niej korzystam kiedy jestem w Bydgoszczy.

  8. justyna Odpowiedz

    Czegoś tu nie rozumiem…dlaczego nie mogłeś zostać w swoim aktualnym mieszkaniu? po co ta przeprowadzka do rodziców, skoro macie mieszkanie. Jaki jest sens je wynajmować? jak było dobre dla waszej trójki to i czwórka chyba przez jakiś czas by sie pomieściła. Szczególnie że noworodek nie potrzebuje własnego pokoju.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ok – to napiszę parę zdań. 2-pokojowe mieszkanie, w tym salon z aneksem. Jeden pokój to: sypialnia, mój „gabinet” w którym pracuję 8 godzin dziennie i miejsce, gdzie śpi córeczka (zarówno w nocy, jak i drzemka w ciągu dnia). Kiedy przyjdzie na świat drugie dziecko, będzie spało, jadło i płakało (to tak w skrócie), wszystko w 2-3 godzinnych cyklach. To mocno zaburzy cykl życia Mai i mojej pracy – jednym słowem, byłby niezły bałagan. Nie mówiąc o tym, że na początku bardzo przyda nam się pomoc przy jednym z dzieci, i to mimo, ze będę miał aż miesiąc urlopu. Gdyby przyjeżdżała do nas jeszcze babcia (czy ktokolwiek inny), to 5 osób w 2-pokojowym mieszkaniu, gdzie ja potrzebuję jednak jako-takiej ciszy i izolacji przez sporą część dnia (praca zdalna) to byłby naprawdę tłum. Oczywiście – gdybyśmy nie mieli innych możliwości (czy to rodzice, czy finanse na wynajęcie czegoś większego) też byśmy dali radę. Ale były lepsze opcje, z których postanowiliśmy skorzystać.

      • RaV_K Odpowiedz

        Z tymi dodatkowymi pokojami to można się zawieść… 😉
        Mieszkaliśmy w mieszkanku pokój + kuchnia.
        Pojawił się Młody.
        „Ach, jak to będzie pięknie, gdy będziemy mieli swoje pokoje.”
        W wieku jego 15m-cy przenieśliśmy się: on ma pokój, my sypialnię, jest salon, kuchnia…
        Wszystkie zabawki i zabawy lądują w salonie – bo tam dzieje się życie, więc nasz 2,5latek też chce.
        Niby bez problemu zasypia u siebie, ale około drugiej w nocy materializuje się u nas i zostaje do rana.
        Kiedy zamknę się gdzieś, zaraz otwierają się drzwi, zza nich mała głowa: „Cześć tato, co tu robisz?”

        No i zastanawiam się teraz: po co mi było więcej pokoi? 😉

  9. Kinga Odpowiedz

    A ja się zgadzam z Wolnym jak najbardziej, przynajmniej w jego sytuacji. Sądzę że sporo osób też by miało takie możliwości gdyby pomyślało i umiało się DOSTOSOWAĆ. Ale właśnie nie wszystkim się CHCE. Wiem że nie każdy też miałby takie warunki, ale myślę że mieszkanie przez jakiś czas z rodzicami/ teściami jest lepsze niż kredyty na 20? 30? 40? lat. I użalanie się że raty szybują jak bieże się kredyt w obcej walucie. Oraz czeka sie na pomoc od innych obcych ludzi, podatników bo samemu podjeło się za szybkie, nie dokładnie przemyślane decyzje. Czasami warto dać sobie taki czas na podjęcie właściwej decyzji. Mieszkając w małym pokoiku na wynajmie czy u ciężkich w relacjach rodziców by wiedzieć napewno co w danej sytuacji jest dla nas najepsze.

  10. eMCi Odpowiedz

    Muszę się z wolnym zgodzić, że czasem wystarczy spojrzeć nieco z boku, aby rozwiązać problem. Jakiś czas temu zadeklarowałem półmaraton w tym roku, tylko jak się przygotować do niego w mieście. Do terenów zielonych „daleko”, wszędzie chodniki, nie ma czasu. Bullshit !! Czyste lenistwo. Zamiast używać windy, można używać schodów (3-4 razy dziennie na szczyt wieżowca, solidnie wzmacnia mięśnie). Rano spacer do piekarni, albo na rynek po warzywa. Deklaracja VAT? Po co jechać do urzędu, można się przebiec kilka kilometrów, wystarczy wstać 20 minut wcześniej itd. itp. Podobnie z mieszkaniem na swoim lub z kimś. To, że wydaje się nam, że się nie da, nie oznacza, że się nie da. Po prostu nam się tak wydaje, ale gdy będziemy chcieli o zmienić i zaczniemy szukać rozwiązań, może się okazać, że wszystko się da, a rodzice po kilku rozmowach zrozumieją, że dzieci dorosły i pełne mieszkanie też ma swoje plusy.

  11. Lidka Odpowiedz

    Można spojrzeć też na temat z innej strony – gdybyśmy z mężem zdecydowali się zamieszkać z rodzicami lub teściami, to musielibyśmy się pogodzić z niskimi płacami i brakiem mobilności zawodowej. Wybraliśmy Kraków, a tu lepiej jednak mimo wszystko z pracą o wiele lepiej, zarobki wyższe, no i komfort mieszkania samemu, nawet na wynajmie.
    @Wolny – muszę się przy okazji pochwalić, że dostałam nową pracę 😉 jeśli nasz poziom życia utrzyma się na takim poziomie jak dotychczas, to będziemy oszczędzać około 6500-7000 zł miesięcznie.

      • Lidka Odpowiedz

        Mam szczerą nadzieję, że tak będzie 🙂 a nawet jeśli nie, to wydaje mi się, że najciężej pracować właśnie na takich niższych stanowiskach, na jakich teraz pracujemy. Za parę lat możliwe, że nie tylko będzie lepiej finansowo, ale też praca przyjemniejsza (a najlepiej – opcjonalna, na część etatu 🙂 )

  12. Maga Odpowiedz

    Mieszkanie z rodzicami to trudny temat. Moim zdaniem kluczowe jest tu nastawienie obu stron, ma to większe znaczenie nawet niż warunki zewnętrzne (duży dom, osobna kuchnia itp.)
    To nastawienie musi być pozytywne. I, niestety, jak czasem teściowa potrafi zatruć życie synowej, tak często również i ta synowa doszukuje się złośliwości, negatywnych emocji i chęci udowodnienia jej, że jest złą żoną i matką tam, gdzie tego wcale nie ma.
    Sama wiem w jak różny sposób można różne działania innych osób odbierać i doszukiwać się złych intencji tam, gdzie druga strona robi coś w dobrej wierze.
    Takie wspólne mieszkanie wymaga delikatności i wyrozumiałości od obu stron. I daleka jestem od stwierdzenia, że wszystko zło pochodzi od teściowej, bo i synowe często nie są bez winy w swoim doszukiwaniu się wszędzie podstępu ze strony teściowej, która często chce po prostu pomóc.
    Pozytywne nastawienie i rozmowa w takich sytuacjach to podstawa.

  13. Ania Odpowiedz

    Dzięki za przypomnienie o wpisie o kosztach przeprowadzki – nie czytałam go, a wkrótce się przyda – czeka nas przeprowadzka, niestety na razie do wynajmowanego mieszkania 😉

  14. Marta Odpowiedz

    Mieszkanie z dziadkami to coś, na co nigdy bym się nie zdecydowała. No chyba, że dziadkowie potrzebowaliby jakiejś pomocy ode mnie. Ale to tylko tak doraźnie. Jak dla mnie rodzina wielopokoleniowa w jednym domu nie jest dobrym pomysłem… Ale zależy kto co lubi. Ja po prostu bardzo lubię czuć wolność, swobodę, niezależność…

  15. Rybka128 Odpowiedz

    Czesc Wszystkim,

    Od ponad roku obserwuje ten blog i przeczytalam chyba juz wszystkie wpisy i wiekszosc komentarzy. Postanowilam dzisiaj napisac krotki komentarz, poniewaz mam wrazenie, ze niektore osoby za bardzo „wczuly sie” w liderow/medrcow/bogow zycia. Kazdy ma swoje podejscie do zycia. Kazdy ma swoje problemy/cele/marzenia/pomysly itd. Jesli ktos ma inne podejscie niz Wolny to niech to napisze w komentarzu, ale z troche wieksza kultura. Nie ma tutaj licytacji. Kto ma lepiej, kto ma wiecej, kto jest fajniejszy. Wolny daje nam wspaniala okazje poznania jakie decyzje finansowe/zyciowe podejmuje jego rodzina. I powinnismy byc mu za to wdzieczni, ze chce sie dzielic tym z nami. Nie kazdy musi zgadzac sie z Wolnym i nikt nie jest zmuszony czytac Jego bloga. Ja pewnie zgadzam sie z 70-80% z tym co pisze. Jedne pomysly wcielam z zycie inne od razu odrzucam. Za 2/5/10 lat wszystko sie moze odwrocic o 180 stopni. Zycie jest nieprzewidywalne.

    Z pozdrowieniami,
    Rybka128

  16. Ola Odpowiedz

    Mieszkam z mężem i córeczką z moimi rodzicami ale w domu jednorodzinnym ( acz powiększonym ). Parter jest dla wszystkich ( kotłownia, pralnia itd ). Piętro rodziców i kolejne piętro jest całe nasze. Jakbyśmy się pokłócili to nawet są dwa wejścia do domu. Taki mieszkanie to same plusy. Jeśli dziecko jest chore zostaje z dziadkami, nie musimy brać L4 ani urlopu. Jak ktoś chory, zawsze można się nim zaopiekować. Rodzice pomagają nam, a my im. Jeśli ma się normalnych rodziców to taki układ jest idealny. Podział rachunków ( od początku osobne liczniki były zakładane itd ) mamy osobne piece na gaz, nie ma problemu. Wydaje mi się że to media itd wciskają nam że mamy żyć osobno a nie razem rodzinnie. To przecież straszne bo mieszkasz z rodzicami a nie masz kredytu na 50 lat. A przecież jeśli rodzina jest ok to my możemy pomóc rodzicom a oni nam 🙂

  17. Magda Odpowiedz

    Wolny przede wszystkim nie tylko Gosia obstawiala dziadków, ja również. Chociaż sądziłam ze właśnie będziesz szedł w stronę niezależnej części w ich domu, a wtedy pewnie już w tym roku byłbyś wolny finansowo. Także kolejny zakupu mieszkania zakończył mnie niczym brazylijska telenowela 🙂 Nie napisałeś jak to się ma do niezależności. W końcu albo wziąłeś kredyt albo zamroziles spora ilość gotówki która mogłaby dla ciebie pracować. Dodatkowo napisałeś ze mieszkanie jest na obrzeżach co w takim razie z dojazdem żony do pracy (w budżetowe raczej na prace zdalna nie pójdą ), a dzieci za chwile do żłobka/pprzedszkola. A co do malkontentow krytykujacych mieszkanie o zgrozo kilka miesięcy z rodzicami przykro mi ze sobie tego nie wyobrażacie, bo to tylko świadczy jakie macie plytkie relacje ze swoją rodziną. I wierzę że większość ludzi ma jednak dokąd wrócić jeśli albo powinie im się noga, albo tak jak Wolny tymczasowo ze względów praktycznych.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Przepraszam, jeśli nie uwzględniłem Twojego głosu – zwracam honor i gratuluję celnego strzału 🙂 Co do pracy żony, to „się zobaczy” – jeszcze przez ponad rok nie będziemy o tym myśleć, a – jak już wspomniałem – w zasadzie nie potrzebujemy Jej wypłaty, więc później będzie pewnie kontynuacja urlopu (wychowawczy). Chyba, że żona będzie chciała pracować, ale na razie takich zapędów nie ma – realizuje się fajnie z dzieckiem. Co do kredytu/gotówki – to prawda, ale to będzie klasyczna zamiana na większe mieszkanie, a mniejsze już jest wynajęte. W praktyce dopłaciliśmy trochę, ale nie tak znowu dużo, bo 50 m2 w centrum jest warte niemal tyle, ile nasze przyszłe 70+ metrów na obrzeżach. Będę na pewno informował Was o tym, jak całość wpłynie na nasze poczucie wolności. Pewne jest, że zaczniemy więcej korzystać z auta, co jest kolejnym kompromisem, na który się zdecydowaliśmy. Pozdrawiam.

  18. Kinga Odpowiedz

    Każdy podejmuje decyzje i rozwiązania najlepsze dla siebie.

    Ja na pół roku też przeprowadziłabym się do rodziców. Wynajem mieszkania na tak krótki czas, dla mnie osobiście jest bezsensowne, tym bardziej, że zazwyczaj właściciel mieszkania szuka do lokalu kogoś na dłużej.
    Wolnego argumenty do mnie przemawiają 🙂
    Ma chłopak taką możliwość rozwiązania krótkoterminowego „problemu” i dobrze. Rodzice wyrazili zgodę i dobrze. Żona się zgodziła i dobrze. Razem czasu trochę spędzą i dobrze. Wszystkim im taka sytuacja odpowiada i dobrze. Trzeba się cieszyć 🙂
    Nie wszystkim takie rozwiązanie się przydarzy, z braku możliwości.
    Nie wszystkim takie rozwiązanie jest wskazane, nawet przy największych możliwościach 🙂
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Jest dokładnie tak jak piszesz – nikt tu nikogo nie ciągnął na siłę, wszyscy się zgodzili na takie rozwiązanie, więc nie widzę problemu.

  19. regina Odpowiedz

    Wolny i jego małżonka dokonali bardzo racjonalnego wyboru, kiedy pisał o przeprowadzce,też obstawiałam dziadków, ale myślałam, że to będzie na stałe. Przez wiele lat małżeństwa bylismy samodzielni i niezależnie mieszkający, wcześniej nigdy nie chciałam mieszkać z rodzicami. Sytuacja się zmieniła, namawiam mojego męża do sprzedania domu, pozbycia się kredytu, małego mieszkania i zainwestowania w rozbudowę domku teściów, bo docelowo, chciałabym przenieść się na stałe na wieś. Ja osiągnę to o co dziś mi chodzi: zdrowsze jedzenie, wolniejsze tempo życia, pomogę starzejącym się teściom. Dziś to są właśnie moje szersze perspektywy i wybory, zupełnie odmienne od priorytetów jeszcze kilka lat temu.
    Na blog dalej chętnie zaglądam i oczękuję nowych wpisów, w końcu od liku miesięcy budżetuję, to naprawdę mój spory sukces, inspiracje znalazłam tutaj.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dzięki za komentarz – kolejny bardzo racjonalny zresztą. Każdy ma inną sytuację, każdy musi sam podjąć decyzję i się z nich rozliczyć z samym sobą 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dzięki – przeczytam te gratulacje ponownie za jakiś miesiąc, kiedy przyjdzie już na świat 😉

  20. Paweł S Odpowiedz

    Ale o co ta cała afera? Zgadzam się, że wpis strasznie kijowy, że tak słabo to nasz gospodarz jeszcze nie pisał, ale nie dlatego, że Wolny mieszka u rodziców bo tak rozsądniej, ale dlatego, że pisał jakie to zmiany nadejdą za kilka wpisów. Potem, że czeka go wielka przeprowadzka (ludzie się podniecali, zgadywali) i robił z tego wielką tajemnicę. Ktoś by pomyślał, że Wolny wyprowadza się do ciepłych krajów, albo jakieś urokliwe miejsce w naszym Pięknym Kraju, że przechodzi na upragnione rentierstwo albo co lepszego, a czym nas raczy gospodarz? Nuuuuuuuuuuuuudą! Podjął najbardziej racjonalną decyzję jaką mógł w swojej sytuacji. Do tego, jak zwykle, mędrkuje jak to każdy wszystko może (zgadzam się) i koniec. 😛

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Czyli po raz kolejny wychodzi na to, że nie sprostałem Waszemu wyobrażeniu o mojej osobie. No cóż – jakoś to przeboleję i będę nadal realizował ambitny plan, którego i ta przeprowadzka była częścią.

      • Paweł S Odpowiedz

        Ty? Moich? Nie! Ja raczej mówię o tym, że ten wpis nie sprostał moim wyobrażeniom (przez Ciebie podsycanych) tego co wcześniej nam przedstawiałeś. Akurat bardzo popieram Twój sposób życia (o czym nie raz dałem do zrozumienia w komentarzach). Postępuję podobnie (tylko nie w korpo, a w Beznadziejlandii). A propos wyobrażeń. Piszesz tutaj o trudnościach jakie bohatersko pokonałeś i jak to każdy może też sobie poradzić z przeciwnościami losu. Zastanawiam się gdzie te trudności? Bo w Twojej sytuacji to nie ma żadnej. Masz pieniądze, rodziców z dużym domem, trzy (już wkrótce) mieszkania, żonę w domu i piszesz o trudnościach. Wydaje mi się, że sam widzisz swoje życie inaczej niż jest w rzeczywistości. Masz lekko, łatwo i przyjemniej (i bardzo dobrze. Pracowałeś na to), a Ty z wyboru między kilkoma dobrowolnymi opcjami, jakby nie patrzeć żadna nie jest kiepska, robisz wielkie wydarzenie. Wpis powinien być taki:
        Tytuł: „Nudzi mi się to zrobię z igły widły.”
        „O ja biedny! Zanim przeprowadzę się do mojego nowiutkiego, pachnącego, przestronnego mieszkania z luksusami, muszę poczekać całe pół roku, ale… bohatersko (podziwiajcie mnie i się uczcie) rozwiązałem ten wielki – godzien Paris Hilton – problem. Mając do wyboru trzy opcje:
        1. Niewygodną dla mnie, ale tanią,
        2. Wygodną, ale drogą
        3. Wygodną i tanią,
        wybrałem… ułaga, ułaga… – Jak na 'herołsa’ przystało… – opcję numer …. TRZYYYYYYYYYYYYYYYY [ kobiety i dzieci płaczą, panienki rzucają majtkami, mężczyźni podziwiają i zazdroszczą (to akurat prawda)].
        I Ty drogi czytelniku też możesz sobie poradzić w tak dramatycznej sytuacji, wystarczy, że popatrzysz na to z boku.” „I żyli długo i szczęśliwie”
        Wolny, Twoje życie jest tak nudne, że… Ci cholernie zazdroszczę (nie mylić z zawiścią) i idę w Twoje ślady, ale daj sobie siana z tym pokazywaniem na swoim przykładzie jak sobie radzić z problemami. Nie masz ich, a już na pewno nie jest nim to co tutaj opisałeś.
        PS Wiem, wiem. Tylko ja tak twierdzę, więc nie mam racji.

        • RaV_K Odpowiedz

          Pawle S., jest nas co najmniej dwóch nie mających racji. 😉

          Też jestem zdania, że Wolny mógłby wrócić do tematu tego bloga, a nie raczyć nas telenowelą i godną jej wydumanych problemów.

          W dodatku opisałeś tę kwestię z taką ironią i sarkazmem, że się posmarkałem i oplułem ze śmiechu. Ale muszę głupio wyglądać…

          PS Wiem, wiem. Tylko ja tak twierdzę, więc nie mam racji.

          • wolny Autor wpisu

            Zmówiliście się na te PS-y czy jak? Przyznaję, komentarz Pawła jest dość zabawny i też się uśmiałem 🙂 Pozwolę (jak zwykle) przyczepić się do czegoś: blog jest ze swojej natury subiektywny i osobisty, dlatego też opisuję na nim MOJĄ drogę, więc akcentów telenoweli nie zabraknie i w przyszłości. Ciekawe jest też, że radzisz powrót do tematu bloga… czyli? Coś, co interesuje Ciebie nie musi interesować innych i na odwrót, a do tego ja mogę nie mieć ochoty/wiedzy/doświadczenia żeby o tym pisać. Są wpisy uniwersalne, ale ile można pisać o tym, żeby najpierw płacić sobie, prowadzić budżet czy poznać mechanizm procentu składanego? Podejrzewam, że sam jesteś na poziomie, na którym takie tematy też Ciebie nie interesują… może więc zamiast uogólniać, zaproponujesz o czym chciałbyś przeczytać, a ja obiecuję to przemyśleć. Będzie to znacznie bardziej konstruktywne niż nasze dzisiejsze komentarze.

          • Paweł S

            Cieszy fakt, że mój komentarz wywołał inną reakcję niż złość (w końcu:). Blog jest subiektywny, ale osobisty? Chyba się (znowu) nie zgodzę. Wikipedia jest po mojej stronie 😉 Tylko częściowo, ale zawsze 🙂
            Wolny, wolę nudne wpisy jak ten niż wciskanie ludziom IKZE, a już na pewno nie chciałbym żebyś go (tfu, tfu) zmonetyzował. Pisz co lubisz, jak lubisz i bierz na klatę krytykę bo to – jak by nie patrzeć – miara sukcesu.
            Powodzenia

          • Małgorzata

            O nie koledzy, nie jesteście sami ;).

            Ja również podzielam Wasze zdanie.

          • Małgorzata

            Mój powyższy komentarz pojawił się pod niewłaściwym wpisem.
            Powinien być parę oczek wyżej, aby miał sens.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Sam widzisz, jak różnie odbierany jest ten wpis – więc te trzy opcje, które są według Ciebie wyborem między dobrym a lepszym inni widzą trochę inaczej. Dobrze więc, że ten tekst powstał, mimo że być może nie jest najwyższych lotów. Ale dokonała się kolejna duża zmiana w moim życiu, na podstawie której będę dalej budował to, co zacząłem i chciałem się tym z Wami podzielić. A skoro są skrajnie różne komentarze, to znaczy że warto było.
          Muszę Ci przyznać rację co do ogólnego „zarzutu”: rzeczywiście problem, który opisałem we wpisie jest niczym w porównaniu z tym, z czym wielu ludzi musi się na co dzień zmagać. Postaram się na przyszłość nie próbować wchodzić w cudze buty żyjąc w takiej sielance jaką mam aktualnie. Bo mimo że cholernie pracowity mam okres, to wszystko idzie jak po maśle. Pozdrawiam i dzięki za szczerość.

          • Paweł S

            Nie ma za co:) Cieszy fakt, że nie „odwinąłeś” mi tak jak zwykle gdy krytykuję to co piszesz :). Bo to jest najważniejsze. Nie krytykuję Ciebie i Twojego życia, tylko niektóre wpisy. Najważniejsze, że (mam nadzieję, że to widzisz) nie płynie ona z tyłka, który bardzo boli – jak u Marka (skąd on się tu wziął?), który przeczytał tylko ten jeden wpis (i chyba nie cały) – a z … nie wiem jak to wyjaśnić. Po prostu czasami nie podzielam Twojego zdania. Wierzę mocno, że kiedyś tak Cię skrytykuję, a może jeszcze obrażę (filozoficznie i elokwentnie), że sam się nie zorientujesz, że to krytyka 😛 Ale na razie zostanę przy swoim, nie najlepszym, stylu.
            PS (lubię 'peesy’ (i nawiasy:)) Też ostatnio stanąłem przed dramatyczną decyzją. Zaproponowano mi nowe stanowisko – praca pod każdym (dosłownie) względem lepsza od dotychczasowej. Zgadnijcie co wybrałem? 😉 Podpowiedź: Jestem równie dzielny jak Wolny 😛

        • stock Odpowiedz

          Często się z Tobą nie zgadzam (nie zawsze wchodzę w polemikę), ale ten post jest świetnym i dowcipnym podsumowaniem wpisu. Brawo!

      • iga Odpowiedz

        Nie, bo kiedys krytykowałes ludzi, ktorzy kupuja duze mieszkania poza centrum i musza dlugo dojezdzac, a czas kosztuje… bo uzywaja wiecej auta niz Ty.. bo zachwycales sie swoim rowerem jezdzac tylko po centrum… bo krytykowales nabywanie za duzych jak wtedy dla Ciebie mieszkan… Twierdziles, ze to z aneksem jest dla Was wystarczajace, jak mozna kupowac duze mieszkania… bo uwazales, ze za duzo ludzie wydaja na dzieci, osadzajac ich z wlasnej perspektywy, czyli śweżego ojca jednego malenkiego dziecka itp. itd…jakzesz to zmienil Ci sie punkt widzenia. Ani razu nie zwrociles honoru ludziom, ktorzy Twoj obecny etap przechodzili kilka lat wczesniej i wowczas nie potrafiles ich zrozumiec a jedynie swoje racje uznawales za sluszne. A teraz piszesz takie posty jak ten. Opisujesz rzeczy, o ktorych ludzie wiedzieli od zawsze, probowali Ci w komentarzach wyjasnic, ale wtedy je krytykowales …i dziwisz sie, ze sa dziś rozczarowani.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          O – jakie zadowolenie bije z tego, że dokonaliśmy wyboru bliższego szaremu człowiekowi. Nie mam jednak co zwracać honoru, bo po pierwsze, staram się pokazywać tylko możliwości i nakładaniać do przemyśleń popartych obliczeniami a nie krytykować, a po drugie to nasz wybór wcale nie jest taki, jak Ci się wydaje. On jest świadomy – nie skazaliśmy się na wieczne, codzienne dojeżdżanie i tracenie na to po 2h dziennie. Wybraliśmy okolicę, w której są przedszkola, szkoła podstawowa i gimnazjum – na najbliższe kilkanaście lat mamy więc w dużej mierze załatwione potrzeby naszych dzieci jeśli chodzi o edukację. Samochodu będziemy używać nieco więcej, ale to był świadomy kompromis – i tak nikt nie uwierzy, że 10-letnie auto ma 100.000 na liczniku 😉 A na drugie ani myślimy się decydować. Nie pamiętam też tekstów typu „jak można kupować duże mieszkania” – pokazywałem jedynie, że często ludzie kupują za duże jak na swoje potrzeby. 50m2 przestało nam wystarczać dopiero teraz, kiedy nasza rodzina będzie 4-osobowa, a ja pracuję z domu. Niech każdy spojrzy na swoje potrzeby (i możliwości – finansowe i nie tylko) i zdecyduje samemu, co jest optymalnym rozwiązaniem. Co człowiek to inny przypadek.

          • iga

            Tylko winny się tłumaczy. Piszesz o rzeczach,w ktore świecie wierzysz tu i teraz. Tak jest od poczatku. W miare zmiany punktu siedzenia zmieniasz przekonania i sumie blog przestaje miec spojnosc. Twoje opinie i niekiedy rady w jednej czesci bloga gryza sie z obecnymi. Tyle. Popieram komentarze, ze blog robi sie tendencyjna telenowelą.

          • wolny Autor wpisu

            Tłaczy się ten, któremu stawiają zarzuty. Przypomina, że nikt nikomu czytać tego bloga nie karze, a jeśli tekst wzbudzający kontrowersje sprawia, że ktoś chce przestać czytać, wypada mi to uszanować, podziękować za wcześniejszą lekturę i życzyć znalezienia bardziej spójnego miejsca w świeci. Ja tylko przypominam, że tylko ten, kto nie myśli wcale nie zmienia poglądów, punktu widzenia i opinii. Ja również się różwijam, uczę i idę do przodu – nawet, jeśli dla niektórych ten kierunek razi czy nie pasuje do wcześniejszego wyobrażenia o mojej osobie.

  21. stock Odpowiedz

    Czytam tę dyskusję i sobie myślę, że chyba lepiej, gdyby ten wpis nie powstał. Jak ktoś już zauważył, żaden to spryt w ramach oszczędności wrócić do rodziców, którzy przy okazji pomogą przy dzieciach. Oczywiście jest to decyzja w tej sytuacji najbardziej racjonalna (poza tym, że nie zgadzam się, że konieczna była wyprowadzka z poprzedniego mieszkania – jest wiele 4-osobowych rodzin, które muszą sobie radzić na mniejszym metrażu i to bez dziadków przy boku), ale dajesz kolejny argument tym, którzy stwierdzą, że Twoja wolność finansowa to nie tylko efekt własnych wyborów, ale w sporej mierze efekt szczęśliwej sytuacji rodzinno-pracowniczej.

    A te wywody z drugiej części wpisu są, owszem, w znacznej mierze słuszne, ale mało się komponują z Twoim ostatnim wyborem. Nie zgadzam się jednak, że najlepsze z finansowego punktu widzenia jest mieszkanie na garnuszku rodziców jak najdłużej. Oczywiście czasami jest, ale przy założeniu, że dwudziestolatek ma inteligencję finansową trzydziestoparolatka i tych zaoszczędzonych pieniędzy nie przehula. W przeciwnym wypadku lepiej jest mieszkać na swoim, martwić się o samodzielne spięcie budżetu i w efekcie końcowym szybciej nabrać odpowiedzialności za własne finanse.

    • Maga Odpowiedz

      Zarzucasz Wolnemu „Twoja wolność finansowa to nie tylko efekt własnych wyborów, ale w sporej mierze efekt szczęśliwej sytuacji rodzinno-pracowniczej.”
      Masz rację, ja bym jeszcze dodała sytuację geograficzną i społeczną.
      Ale ten zarzut dotyczy absolutnie wszystkich, którym się powodzi lepiej niż przeciętnie. Nie ma ludzi którzy swoją sytuację zawdzięczają w 100% tylko i wyłącznie sobie. I mam tu na myśli zarówno tę dobrą sytuacją jak i złą.
      W Polsce pokutuje mit „każdy sobie”. Dlatego m. in. nie mamy społeczeństwa obywatelskiego.
      Prawda jest niestety inna – jesteśmy zależni od innych czy tego chcemy, czy nie. Im wcześniej to zrozumiemy, tym lepiej dla nas. Można ten fakt ignorować i żyć wg. filozofii „każdy sobie”, a jak trzeba zrobić jedną dziurę w ścianie, kupić wiertarkę, ale można też to zaakceptować i wręcz wykorzystać przy okazji dając też innym coś z siebie.

      • stock Odpowiedz

        Zdenerwowałem się – wycinasz moją wypowiedź z kontekstu, przypisujesz jej jakąś dziwną interpretację i na tej podstawie estrapolujesz na społeczeństwo. Fe, nieładnie.

  22. Newbie Odpowiedz

    @wolny: postepujesz wlasciwie, zrobilbym tak samo, wg mnie to idealne rozwiazanie w Waszej sytuacji. Na pewno bedzie wesolo, ale bedziesz ten czas mile wspominal. Kazdy na tym skorzysta.

    @Marek: jestes mocno ograniczony. Kilka innych osob tutaj rowniez. Wolny ma konkrenty plan na swoje zycie, realizuje go konsekwentnie, nie znam go ale podejrzewam, ze to ciekawy typ i watpie, aby taka osoba miala wkurzajacych rodzicow, ktorzy wylewaja zupe jego zony… Przestaje wam sie podobac blog? a moze zaczyna wam dzialac na nerwy fakt, ze przybywa sukcesow wolnego, a on smie je opisywac? polska mentalnosc jest nie do pobicia!!!
    My mieszkalismy blisko 10 lat ponad 1000 km od miejsca, w ktorym zyja nasi rodzice, teraz to juz tylko 300km, a po glowie chodzi mi mysl, aby zblizyc sie jeszcze bardziej. Tez kiedys czulem potrzebe udowodnienia wszystkim dookola, jak bardzo jestem samodzielny. Nawet wtedy kiedy pojawilo sie pierwsze dziecko. Z tego sie wyrasta… Dzis uwazam, ze powinno zyc sie w kupie, rodzina zbudowana na zdrowych relacjach to jedna z najwazniejszych spraw w zyciu. Daje mega sile i mase wolnosci. Wolny nie chce kupic nowego auta, ani tez pojsc do restauracji. Boze to na co mu te pieniadze?! Rece opadaja czytajac, niektore komentarze…
    Uklady z rodzicami to brak niezaleznosci? Bzdury! Czesto chcialbym wyjsc gdzies z zona, ale mamy zwiazane rece bo rodzice sa daleko, a z obcym dzieci nie zostawie. Gdybym mial ich pod reka czulbym sie bardzo niezalezny i wolny! Ludzie wy jestescie pogubieni. I musze was zmartwic: wolny bedzie w dalszym ciagu robil SWOJE i pisal o tym, a wam zazdrosnikom pozostana dwa wyscia: opuscic blog albo pisac tak jak Marek. Moze napisz cos o sobie, o swoim planie, decyzjach itp. co? Nie znosze takich ludzi jak ty. Wystarczy mi kilka twoich wpisow, wiem juz wszystko. Kurde Borussia stracila bramke 🙁

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ostatnie zdanie kapitalne – aż się zacząłem zastanawiać, czy aby nie zgubiłem jakiegoś wątku gdzieś po drodze 🙂

    • Maga Odpowiedz

      Ludzie są pogubieni, bo współczesny świat wmawia im, że bliski kontakt z rodziną to coś nienormalnego, przeżytek, teraz każdy musi być samodzielny.
      Ta logika jest zgodna ze współczesną wizją gospodarki, w której kupowanie coraz większej ilości dóbr jest sprawą najważniejszą i tę gospodarkę napędza.
      Wiadomo, że rodzina wielopokoleniowa albo przynajmniej taka, która utrzymuje bliskie i częste kontakty kupi mniej, rodzina atomowa kupi więcej – jedna wiertarka już nie wystarczy – każdy musi mieć swoją. Blachy do ciasta nie pożyczysz od teściowej, która mieszka 300 km dalej, pojedziesz do sklepu i kupisz, chociaż potrzebna jest ci ten jeden raz. Ludzie dają sobą sterować i jeszcze nazywają to wolnością i niezależnością.

      • Kasia Rz. Odpowiedz

        Podpisuję się obydwoma rękoma 🙂 Miałam napisać coś podobnego, ale mnie wyręczyłaś 🙂

  23. Lidka Odpowiedz

    Ja chętnie zamieszkałabym nie z rodzicami ani teściami, ale gdzieś w pobliżu. Życie zmusiło mnie do zamieszkania gdzie indziej, ale wcale nie chciałabym mieszkać „byle jak najdalej”. Poza tym, pamiętam, gdy jako dziecko (do 8 roku życia) mieszkaliśmy z dziadkami. Mieliśmy z rodzicami i siostrą jeden pokój. I dało radę. A jak byłam malutka, to po kolei zajmowali się mną: prababcia (umarła jak miałam 2 latka), potem szwagierka babci mieszkająca po sąsiedztwie, potem dziadek, który w tym czasie nie miał pracy i na końcu ciocia (nie wiem czy dobrze pamiętam, ale to chyba w Afryce mówią, że do wychowania dziecka trzeba całego plemienia 😉 Byłam przeszczęśliwa 🙂

    • Maga Odpowiedz

      Ja tak mieszkam i bardzo sobie chwalę. Teściowie mieszkają po drugiej stronie ulicy.
      To naprawdę jest ogromny komfort, że można wyjść czasem do kina z mężem, a jak przyjdzie zostać czasem dłużej w pracy albo coś innego wypadnie, to nie trzeba się stresować, kto dzieci ze szkoły/przedszkola odbierze.
      Podobnie z chorobami – chore dzieci można zostawić spokojnie z dziadkami (co prawda pracują, ale urlopu mają dużo, a z racji miejsca pracy raczej nie mają problemu z dostaniem go) i nie trzeba brać L4.
      Może ktoś napisać, że rozwiązaniem w tej sytuacji jest opiekunka na godziny. No nie zawsze – nie każde dziecko zostanie z obcą osobą, poza tym chorego dziecka nie zostawiłabym z kimś kogo nie znam.

  24. Grzesiek W Odpowiedz

    Dzięki za ten wpis. Pozwolił mi się nieco lepiej odnaleźć w sytuacji jakiej chwilowo się znalazłem, w sytuacji kiedy na krótki okres muszę nabrać więcej pokory i po prostu tak jak do tej pory (od kilkunastu miesięcy) robić kolejne kroki na drodze do realizacji swoich planów i marzeń.

  25. Gosia Odpowiedz

    Ja tu w delegacji, a tu takie newsy!
    Jeju jeju – chyba pierwszy raz coś wygrałam 🙂 Bardzo dziękuję za reklamę 🙂
    A dziadki nie są takie złe jak ich malują – podobno jak pojawiają się wnuki to tracą zainteresowanie dziećmi i przechodzi im ochota na kłótnie 😉

  26. Maga Odpowiedz

    Dodam jeszcze, że nikomu z krytykujących pomysł Wolnego nie przyszła do głowy myśl, że jego rodzice po prostu CHCĄ pomagać. Ja wiem, to się w głowie nie mieści, ale są tacy ludzie. Mój teść był wręcz nieszczęśliwy, że większość ostatnich prac remontowych załatwiliśmy przy pomocy fachowców i on nie miał nic do roboty.
    Mieliśmy plan, żeby ekipa zrobiła nam w domu wszystko, ale po tych jego lamentach część lżejszych robót zostawiliśmy dla teścia.

  27. Kasia Rz. Odpowiedz

    Wolny z rodziną przeprowadzi się do rodziców na kilka miesięcy. Ci wszyscy krytykujący tak zawzięcie tę decyzję, niech się zastanowią, że rodzice nie są wieczni (przypuszczam, że rodzice Wolnego są już po 70-tce) i tych kilka miesięcy, to może być na przykład ostatni szczęśliwy czas wspólnie spędzony, przed jakimiś chorobami i pogrzebami.

    • Roman Odpowiedz

      NAjczęściej sie ze sobą nie zgadzamy, ale dziś popieram w całej rozciągłości to co piszesz.

  28. Blog o Chinach Odpowiedz

    Ludzie! Powariowaliście? W Chinach oboje dziadkowie przestają pracować w wieku 40 – 50 lat, żeby opiekować się wnukami. Oboje rodzice pracuję i utrzymują siebie, dziadków i dziecko.

    W Polsce banki, które rozdają kredyty młodym ludziom wmawiając im, że każdy musi mieć własne mieszkanie i się jak najszybciej uniezależnić, ładnie polskiemu społeczeństwu wyprały mózgi! Poza tym dwójka młodych ludzi żyjącą z dala od wielopokoleniowej rodziny łatwiej mogą manipulować duże korporacje. Ktoś (wielki brat mający w tym interes?) wyraźnie promuje taki styl życia.

    • RaV_K Odpowiedz

      Z ciekawości zapytam, w jakim wieku ci dziadkowie pracę zaczęli? 5? 10?
      A ile się dożywa? O ile Partia się nie wtrąci, oczywiście.
      Dobrze też, że w Chinach nie ma Wielkiego Brata.

      Wolę jednak pozostać na naszym podwórku. Mój pies także. 😉

  29. Roman Odpowiedz

    Nooo… dom wielorodzinny????
    Popieram gorąco „rencyma i nogyma” 🙂
    Nie ma nic lepszego, a wiem co mówię, bo sam tak od lat żyję 🙂
    Powyuższe oczywiście pod warunkiem, że nikt nikomu nie wchodzi na głowę i nikt nikogo nie tyranizuje 🙂
    Odkupiłem dom od własnego ojca. On ma dożywocie i niemały dodatek do emerytury (zamiast raty kredytu do banku, daję ją ojcu), ja mam zawsze dwie dodatkowe pomocne ręce, moje dzieci mają dziadka „pod nosem”, a dziadek ma „pod nosem”

    • Kasia Rz. Odpowiedz

      Nie bardzo rozumiem, co to znaczy odkupić dom od własnego ojca? Chyba dostałeś darowiznę od ojca, a teraz co miesiąc jakąś kwotę w ramach darowizny dajesz ojcu?

      • RaV_K Odpowiedz

        Można np. tak: (żeby nie zużywać klawiatury za Wiki)

        Umowa o dożywocie lub umowa dożywocia (czasami też dożywocie) – rodzaj umowy cywilnoprawnej, mocą której jedna ze stron w zamian za przeniesienie na jej rzecz własności nieruchomości zobowiązuje się zapewnić zbywającemu dożywotnie utrzymanie. Umowa ta uregulowana została w art. 908-916 Kodeksu cywilnego.

        Umowa dożywocia skutkuje przeniesieniem własności nieruchomości, dlatego musi być zawarta w formie aktu notarialnego pod rygorem nieważności. Przeniesienie własności nieruchomości jednocześnie powoduje obciążenie nieruchomości prawem dożywocia.

      • Roman Odpowiedz

        A ja nie rozumiem czego nie rozumiesz? 🙂
        Normalna umowa kupna spisana u notariusza. Zgodnie z umową spłacam ojcu dom w comiesięcznych ratach, do tego zapewniam tzw, „dożywocie”. Ijak na razie wszyscy (no,moze poza ew. bankiem) zadowoleni.

          • Roman

            Nie, z punktu widzenia prawa jest to zwykła umowa kupna. Nie zawiera ona – czego faktycznie dokładnie nie napisałem – klauzuli dożywocia. Gwarancja dożywocia jest „gdzieś indziej”.

  30. RaV_K Odpowiedz

    Kurczę, szkoda, że w naszym pięknym kraju wszystko musi być od bandy do bandy, mocno czarne albo śnieżnobiałe. 🙁

    -Od kiedy dobre relacje w rodzinie oznaczają i są możliwe tylko przy „mieszkanie na kupie”? Wprowadzeniu się do rodziców? Ułatwieniu sobie życia ich kosztem bądź dzięki owocom ich pracy?
    Padło tutaj tyle głosów, jakie mieszkanie z rodzicami jest wygodne. OCZYWIŚCIE! To chyba w ogóle nie podlega dyskusji. Ale niech każdy sobie to ocenia po swojemu…

    -Dlaczego ktoś, kto chce trochę samodzielności (ale i niezależności), nie być całe życie ciężarem dla rodziców, to pewnie ma wyprany przez banki mózg? Jest ofiarą manipulacji ze strony korporacji (której konkretnie?)? Że naśladuje „modę z Zachodu”? No proszę Was…

    Każdy ma inny przypadek, inne okoliczności. Jak się z najbliższymi dogada, jakie mają warunki, tak sobie żyje.
    Tylko niech nie mówi, że to prawda jedynie słuszna i objawiona.

    Ciekawy byłby też pewnie rozkład głosów „za” i „przeciw” wobec tego, kto gdzie i jakich warunkach się wychował. Nie znam żadne

    • stock Odpowiedz

      Bardzo mądry głos. Taka masa generalizowania i skrajnych opinii w komentarzach na tym blogu wręcz trochę mnie zniechęca.

      I mówię to z perspektywy osoby, która wprawdzie z rodzicami czy teściami nie mieszka, ale bardzo by chciała (prawdopodobnie na ich starość to się stanie) i odwiedza ich bardzo często.

  31. RaV_K Odpowiedz

    go przypadku, żeby ktoś wychowany „w mieszkaniach” nagle stworzył wielopokoleniowy dom. Jeżeli wszyscy moi pradzidkowie/dziadkowie/rodzice i my mieszkali w kamienicach/blokach, to przecież nie zamieszkamy nagle w jednym domu. Znam przypadki, że rodzice pobudowali za duży dom, żeby się przenieść z dorastającymi dziećmi. I zostali w tym dużym domu.

    A znam przypadki, „pod miastem”, gdzie jak córka wyjdzie za mąż, to się dobuduje pięterko… Albo wydzieli kawałek pola i „ze szwagrem” dom postawi.

    Gdzie kto wyrósł, co wyniósł – to raczej to powiela. I dobrze. Każdy sobie orze jak może. 😉

    • Newbie Odpowiedz

      Nie jest czarno-biale. Opisalem wlasna sytuacje. Nigdy nie mieszkalismy blizej niz 80km. Piszac 'na kupie’ nie mialem na mysli 'pod jednym dachem’. Mowie o sytuacji, w ktorej na dojazd wystarczy powiedzmy 20 min.
      Uwazasz, ze jesli mieszka sie bardzo daleko, to mozna istniejacy wtedy kontakt nazwac relacjami? Jeden telefon na dwa, trzy dni to sa relacje?
      Oczywiscie, ze wprowadzenie sie do rodzicow sugeruje raczej, ze ktos ma noz na gardle. Chyba, ze jest sie „patrzacym szerzej”, majacym gdzies to co pomysla inni i zrobi sie tymczasowo to co robi wolny. I o tym jest mowa.
      Alez oczywiscie, ze jest to ulatwianiem sobie zycia! I to powinien byc cel kazdego czlonka zdrowo funkcjonujacej rodziny.
      Przeciez pozostaniesz w takich warunkach samodzielnym! i masz obowiazek zarabiac i pokrywac ewentualne koszty rodzicow czy tesciow. Przy czym podejrzewam, ze rodzic ktory przyjmie pieniadze za obiadki to rzadkosc.
      Kosztem ich pracy? bedac dla nich ciezarem?
      Moge odpowiedziec tylko na moim przykladzie. Jesli to jest praca i ciezar to wiem, ze moi rodzice chcieliby je miec na okraglo. Zwlaszcza w kontekscie wnukow.
      Oczywiscie, ze to przyszlo z zachodu. Wiem co pisze.
      I nie zgodze sie rowniez z tym, ze ktos powiela warunki w jakich dorastal.
      Bardzo czesto zdarza sie, ze ktos kto pchal sie w malym mieszkaniu, w doroslym zyciu mysli tylko do domu i przestrzeni. I jest spora grupa, ktora wychowala sie w domu i wie ile pracy i kosztow jest z tym zwiazane, dlatego w przyszlosci biora tylko pod uwage latwe do ogarniecia mieszkanie.
      Jestes przynajmniej tak samo czarno-bialy w swym komentarz jak ja, rzekomo…

      • RaV_K Odpowiedz

        Nie pisałem odpowiedzi na Twój post, Newbie, nie odnosiłem się bezpośrednio do niego. Nie wiem więc, dlaczego tak to odbierasz i jeszcze coś mi na koniec zarzucasz. Ja dla Ciebie mogę być i czarno-biały, i w kratkę. 😉

        To, że ktoś „całe życie mieszkał w bloku”, a potem kupił dom (i odwrotnie) nie przeczy mojej tezie. Moi rodzice kupili parę lat temu, dawni sąsiedzi, wielu rodziców znajomych z młodości.
        Ale mało kto z nich zrobił to z myślą o stworzeniu „domu wielopokoleniowego”. A tych kliku przypadkom, które tak planowały, nie udało się ze względu na odpór „młodych”. Jak się kto wychowa na względnie małej przestrzeni mieszkania, to potem woli raczej mieć małą i własną, niż współdzielić większą.

        Konkretny dystans w kilometrach i przeliczenie go na stopień zażyłości to niełatwe jest. Zwłaszcza przy dzisiejszym rozwoju techniki i tanich liniach. Można mieć kogoś „za płotem” i w ogóle nie żyć razem, a można nacieszać się autostradą, Skype’m i tanimi liniami.

        Jak sobie przypomnę, jak wyglądało np. załatwianie rozmów międzynarodowych pod koniec lat ’80… 🙂

        • Newbie Odpowiedz

          Wyczytalem kilka odnosnikow do mojego posta. Stad taka reakcja. Ale jesli tak nie jest to ok. Szachownica jest cool – biore ja 🙂
          To nie takie proste, tez sie tak kiedys pocieszalem. Wszystko juz przerobilem: lotniska, autostrady, skype, telefony itd. Rodzicow, ktorzy sa dla mnie bardzo wazni, widzialem 2 razy w roku. Jasne, ze mogloby byc wiecej, ale to sa koszty, a urlopu mialem tylko 30 dni. Dlatego twierdze, ze zycie nabiera jakosci jesli oparte jest na zazylych relacjach rodzinnych. Przy czym jeden bedzie chcial miec matke za sciana, a drugiemu wystarczy w sasiednim miescie.

  32. justyna Odpowiedz

    Widzę że zakup nowego mieszkania przez Wolnego poszedł na drugi plan, wszyscy tylko komentują mieszkanie z rodzicami.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Też mnie to nieco zdziwiło, ale ponieważ budynek dopiero powstaje, będzie jeszcze okazja żeby o tym porozmawiać.

    • Newbie Odpowiedz

      Przeciez to mieszkanie jest tutaj drugim planem. Nie da sie w nim zamieszkac wiec na chwile obecna tematu nie ma. Z tego powodu wolny „spojrzal szerzej” i trafil do… rodzicow.

  33. Bea Odpowiedz

    Odkąd mam dzieci uważam, że posiadanie dziadków jak najbliżej jest rozwiązaniem genialnym 🙂 Sama parę lat temu rzuciłam moim rodzicom taki pomysł, żeby zakupić dom i zamieszkać razem. Niestety mój rodziciel uwielbia spokój i oszalałby z ukochanymi wnusiami 😉 Wszystko tak na prawdę zależy od tego jakich posiadamy rodziców – czy da się z nimi żyć pod jednym dachem czy uciekać na drugi koniec kraju 😉 Jak dla mnie rozwiązanie świetne.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Też jestem tego zdania. Obserwując Maję i Jej dziadków po obu stronach widzę, że korzystają na tym obie strony. Nie krytykujmy tej wspaniałej więzi, która jeszcze 100 lat temu była znacznie rzadsza ze względu na średnią długość życia człowieka. Oczywiście, trzeba pracować nad tym, żeby te relacje były zdrowe i nie polegały na zrzucaniu obowiązków/odpowiedzialności na dziadków, ale bardziej były szansą dla nich na spędzenie czasu z maluchami. A jeśli i rodzice mogą dzięki temu odpocząć (a raczej: nadrobić jakieś zaległości w domu/pracy), to nie widzę w tym nic zdrożnego.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Zaczynam to powoli rozumieć – ale efekty tych przemyśleń pojawią się, jak je sobie dobrze ułożę w głowie.

  34. Anna Odpowiedz

    Wolny we wpisie pominąłeś zasadniczą kwestię, która sam wcześniej
    ,, wytłuściłeś”, a mianowicie kwestię pt. kupilismy mieszkanie, a rozpisałeś się o korzyściach z najlepszego dla was rozwiązania (dla mnie też ono jest najlepsze).Nie dziwię się,że komentujący szeroko podnieśli wątek przeprowadzki do rodziców,a inni użyli zwrotu telenowela brazylijska, bo przewrowadzce nadałeś ton wiodący.
    Blog ma przesłanie wolnym być, a dla większości pewnie powiało inflacją życia, bo założyłeś,że będzie wam trudno w 2-pokojowym mieszkaniu i kupujecie nowe 4 -pokojowe. Pojawia się nieścisłość między ogólnym założeniem bloga a Twoimi posunięciami. Napewno nowe mieszkanie użadzicie w duchu DIY, ale i tak skoro duże i nowe to trochę grosza wrzucić trzeba będzie. Nie wspominając o wyższym czynszu i kosztach energii itd.W sumie na podstawie swojego przypuszczenia odsuwasz sie znacząco od swojej idei , którą sam propagowałeś(gujesz). Przynajmniej dla zwykłego czytelnika jakim jestem ja tak to wygląda. A może poprostu napisz stać mnie na to więc kupiliśmy, przeciez nikt sie nie obrazi. Albo chciaz posta w jakim stopniu zakup odsunie w czasie Twoją całkowitą wolność finansową.

    A jeszcze bardziej moje wrażenie potęguje posiadanie kawalerki z której czasem korzystasz, czyli w tej chwili jej zakup nie jest inwestycją tylko udogodniem, bo równie dobrze mógłbyś wynająć pokój w hotelu- taniej by wyszło.

    Pozdr.

    • iga Odpowiedz

      Blog na poczatku zapowiadał się ciekawie. Obecnie to przerost formy nad trescia. Gospodarz na kazdym kroku, bezcelowo broni się, że mu ktos zazdrosci, gdy nastepuje zwrócenie mu jakiejkolwiek uwagi. Nie bierze pod uwage, ze spora osob zagladajacych tutaj, wcale nie ejst od niego biedniesza, ani nieszczesliwa. Co ma wspólnego z pierwotnym kierunkiem bloga, nakupienie kilku mieszkan, które generuja teraz koszty, a za kilka lat beda niesprzedawlane. Obecnie rynek nieruchomosci zmierza w kierunku segentowców z mala dzialka, malych szeregowcow bez garazu, dwupoziomowych mieszkan z ogrodkiem w miescie, ktore daja lepsze warunki zyciowe niz zwykle mieszkanie w blokowcu, a jest sporo tansze niz dom. Do tego metraz atrakcyjny, a zakup dofinansowany przez rząd.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dzięki za szczery komentarz. Jeśli chodzi o kawalerkę, to sprawa jest bardziej skomplikowana i – jak to zwykle bywa – wcale nie czarno-biała. Tyle że zarówno o tym, jak i o wielu innych kwestiach nie piszę na blogu, chroniąc resztki mojej prywatności. Zaczyna do mnie docierać, że odbiór wpisu jest jaki jest, ponieważ nie piszę Wam wszystkiego, nie macie całościowego obrazu naszego podejścia, sytuacji materialnej i nie tylko i stopnia zaawansowania w drodze do niezależności finansowej. Muszę to dobrze przemyśleć i podjąć decyzję, co z tym zrobić, ale najprawdopodobniej nieco „wypiorę” blog z akcentów osobistych, a bardziej skupię się na ogólnikach i rzeczach uniwersalnych. Nie chcę się przed Wami „obnażać”, a takie chodzenie w płaszczu i pokazywanie co jest pod spodem raz na jakiś czas 😉 powoduje to, co się stało pod powyższym wpisem. Pozdrawiam serdecznie.

      • Kasia Rz. Odpowiedz

        Zrób, jak napisałeś, że „wypierzesz” blog z akcentów osobistych, gdyż teraz sprowadza się do zupełnie niepotrzebnego tłumaczenia się ze spraw osobistych przed obcymi ludźmi, a czytanie różnych, czasem złośliwych komentarzy – w końcu żadna przyjemność.

        Sama zaczęłam się zastanawiać: po co mu ta kawalerka w Bydgoszczy, może trzyma tam jakąś pannę? 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Masz sporo racji w tym, co piszesz (oprócz zdania o kawalerce ;)) – na pewno mam o czym myśleć. Co czytelnik to inne zdanie, ale to głównie ja muszę się dobrze czuć z tym, co sprzedaję publicznie, prawda?

  35. gosia Odpowiedz

    Ale emocje haha! Sami rok temu, gdy zobaczyliśmy na teście 2 kreski stwierdziliśmy, że potrzebujemy większego mieszkania, bo na naszym 44m2 w 4kę się nie pomieścimy. Obejrzeliśmy parę mieszkań, przekalkulowaliśmy potencjalne koszty i poszliśmy po rozum do głowy 😉 z racji tego, że się budujemy, to każdy grosz się przyda, przemeblowaliśmy trochę mieszkanie – sprzedaliśmy/oddaliśmy czego nie potrzebujemy i sobie wygodnie mieszkamy – wygodnie na ile można na takim metrażu oczywiście, ale jest przytulnie 😉 mieszkanie z rodzicami to dla mnie ostateczność – nie dlatego, że mam złe stosunki z nimi, ale cenię sobie przyzwyczajenia naszej rodziny i rozumiem i szanuje przyzwyczajenia rodziców – docierać się na nowo w różnych codziennych sytuacjach – jednak podziękuję. Nic Wolny nie mam do twojej decyzji, znaczy fajnie, że masz plan i konsekwentnie go realizujesz 😉 Spytam tylko – w gdańsku pewnie miałbyś możliwość ucieczki gdzieś na 3-4 godziny dziennie popracować? jakaś biblioteka czy coś? ktoś ostatnio pisał o biurze coworkingowym – brałeś wogóle takie opcje pod uwagę? wiem wiem, że obierasz ziemniaki w czasie pracy czy przewiniesz brzdąca jak już będzie na świecie, ale nie sądzisz, że mógłbyś być bardziej efektywny – i co za tym idzie pracować krócej – pracując w spokoju, z dala od „rozpraszaczy”?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hej Gosiu. dziękuję za komentarz – z dużą wnikliwością czytam wszystko pod tym wpisem i daje mi to sporo do myślenia. O pracy spoza domu nie myślałem, bo:
      1. tak jak piszesz, pomagam i spędzam trochę czasu z rodziną
      2. to prawie zawsze są dodatkowe koszty
      3. już nie muszę i nie chcę być maksymalnie efektywny w pracy – być może kiedyś rozwinę ten wątek w osobnym wpisie?

      • gosia Odpowiedz

        Ad2. Właśnie ciekawiło mnie, czy robiłeś research w tym kierunku? rozumiem, że nie.
        Ad3. A to chętnie przeczytam, bo nie wiem czy się zrozumieliśmy, a myślałam, że czas jest dla ciebie wysoko cenionym dobrem – mi chodzi o to, by zrobić to, co ma się zaplanowane na dany dzień w jak najkrótszym czasie czy też dany projekt w jak najkrótszym czasie, wtedy de facto zostaje więcej czasu dla rodziny.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          To ja Ciebie chyba nie do końca zrozumiałem – myślałem, że właśnie chodzi Ci o jak największą efektywność a’la „wyścig szczurów” czy pokazanie się z dobrej strony, żeby otrzymać awans/podwyżkę. Wracając więc do Twojego pytania, to rzeczywiście praca z domu czasami nie ma z efektywnością wiele wspólnego, ale w warunkach, w jakich przyszło nam w ostatnim czasie żyć (mam tu głównie na myśli małe dziecko i żonę wysoko w ciąży), to i tak dużo lepiej niż gdyby nie było mnie te 8h (a nawet krócej) w domu. Myślę, że jeszcze trochę czasu minie i będę w stanie jakoś sensownie to sobie poukładać – ale pewnie wiesz, że życie z małymi dzieciakami ma niewiele wspólnego z efektywnym planowaniem czasu 😉 Dzieciaki pokrzyżują każdy, nawet najlepszy plan i trzeba się do tego przyzwyczaić i dostosować, robiąc jednocześnie co w naszej mocy. Pozdrawiam.

          • gosia

            Wolny, no nie zrozumieliśmy się. Dla mnie efektywna praca przy dzieciach to jest jakiś oksymoron;) Ja przy dzieciach pracuję dopiero jak idą spać, bo tak i z pracy nic nie ma, i dzieciaki nie mają nic z matki. Niestety, znaczy to, że chodzę spać koło 1a.m. a dzieciaki są na nogach nawet przed 6a.m.
            A propos wpisu – nie chcę cię urazić, ale powiem ci jak ja widzę ten wpis. Mi się wydaje, że ty się trochę pogubiłeś i taki ten wpis wyszedł bez sensu, sprzeczny z tym co wcześniej propagowałeś i sprzeczny nawet z samą ideą wpisu – „tylko dzięki elastyczności i przeanalizowaniu wszystkich dostępnych możliwości pokonasz przeciwności losu. Często ten ślepy zaułek, w którym się znaleźliśmy istnieje tylko w naszej głowie i od nas samych zależy, czy zburzymy otaczający nas mur i zobaczymy mnogość opcji, których wcześniej nie dostrzegaliśmy. ” Proszę cię – co to za rozwiązanie problemu: wrócić do rodziców. Poszedłeś na łatwiznę IMHO. Nie wziąłeś nawet POD UWAGĘ pracy w bibliotece czy jakimś biurze, czy jak ktoś tu sugeruje – pracy u rodziców w wolnym pokoju. – piszesz mi, że to się wiąże prawie zawsze z wyższymi kosztami – proszę podaj mi jakie to by były koszty w twoim wypadku, bo tak twoje przesłanie o szukaniu rozwiązań jest strasznie puste, gołosłowie, bo ty sam nie szukałeś tych rozwiązań, inne rozwiązania odrzuciłeś a priori. Bez przesady też z tą pomocą – po pierwsze ile tej pomocy trzeba – i tak miesiąc będziesz w domu (zakładam, że twoja żona jest zdrowa i dzieci też zdrowe, a nie niepełnosprawne) kobiety sobie świetnie radzą z bliźniakami, czworaczkami itd. twoja kobieta też przecież by sobie poradziła, więc to taki naciągany argument. Pewnie, że fajnie czasem mieć taką pomoc, ale nie jest ona NIEZBĘDNA. Sama mam dwójkę małych dzieci i jestem o wiele bardziej zorganizowana niż jak miałam jedno;) A drugi twój argument – że niby rodzice nie będą musieli do was dojeżdżać, by zająć się Mają – skoro i tak macie mieszkać u rodziców kilka m-cy to oni i tak będą potem do was dojeżdżać. Rozumiem waszą potrzebę większego mieszkania, chcecie to kupujcie bez urabiania jakiś ideologii, ale mogłeś naprawdę rozważyć więcej opcji niż tylko najem, który i tak wykluczyłeś – bo kto zechce wynająć mieszkanie na pół roku.
            Zgadzam się z tym, że zawsze jest mnóstwo rozwiązań, których często nie widzimy, ale jakie rozwiązania ty znalazłeś? Dlaczego nie spróbowaliście się zorganizować w obecnym mieszkaniu na te kilka miesięcy? Dlaczego w ogóle kupujecie większe mieszkanie, skoro możecie wygodnie żyć u rodziców?

          • wolny Autor wpisu

            Kolejny raz wychodzi, że nie wiecie wszystkiego i wyciągacie wnioski z tej niepełnej wiedzy. Co jest zresztą normalne – winię tu raczej siebie i myślę, w którą stronę pójść żeby to rozwiązać. Myślałem o innych opcjach jeśli chodzi o pracę, ale praca poza domem odpadła na początku, bo chciałem sprawdzić, jak sobie poradzę w takich warunkach, jakie mamy i przy okazji do czegoś się w domu przydać. Nie ukrywam też, że to wygodniejsze, bo mogę dobrze wykorzystać krótkie przerwy w pracy, których każdego dnia mam całkiem sporo – już odkładając na bok tą pomoc rodzinie, myślę tu nawet o takich banałach jak higiena czy jedzenie. Praca u rodziców w domu oznaczałaby codzienne dojazdy ok 15 km, a co za tym idzie – koszty (przede wszystkim myślę tu o czasie). Owszem – to były plany rezerwowe na wypadek gdyby praca z domu się nie sprawdziła, ale do tej pory naprawdę nie mieliśmy większych powodów do tego, żeby stwierdzić „to nie działa”. Działa, i to całkiem dobrze, a już na pewno – wystarczająco dobrze. Mimo, że oczywiście zdarzają się gorsze dni.
            Co do mieszkania, to napisałem o tym dosłownie w kilku zdaniach, nie rozumiem zarzutów o „dorabianiu ideologii”. Oczywistym jest, że kupujemy, bo chcemy mieć dobre warunki i stać nas na to – jeśli takiego zdania oczekiwaliście, to nie mam problemów żeby to przyznać. Ani to mieszkanie nie jest dla mnie niezbędne, ani pomoc dziadków by taka nie była, jak to sama zauważyłaś. Ale jeśli są opcje (w naszej ocenie optymalne), żeby lepiej zorganizować sobie życie, to czemu z nich nie skorzystać?
            A mieszkanie kupiliśmy właśnie bardzo blisko domu rodziców (dosłownie kilkaset metrów), więc późniejsza pomoc, a także pomoc w drugą stronę kiedy już będzie trzeba będzie znacznie ułatwiona.
            Pozdrawiam.

          • gosia

            Waszą decyzję o kupnie mieszkania większego uważam za całkowicie słuszną, tyle że ten przykład na radzenie sobie z przeciwnościami losu wybrałeś niefortunnie – no bo kto nie pomoże jak nie rodzice? O to mi chodziło z tą ideologią trochę dorabianą 😉

          • RaV_K

            @gosia: „Łapka w górę”

            Wyłożyłaś dokładnie to, co ja próbowałem napisać. Każde pytanie. Każde twierdzenie.
            Choć może mniej konfrontacyjnie. 😉
            Ale od razu mi lepiej.
            Pozdrawiam.

        • Weronika Odpowiedz

          Jak najbardziej są takie miejsca w Gdańsku, choćby biblioteka w Manhatanie ma wydzieloną salę ciszy.

          • wolny Autor wpisu

            Jedno z naszych ulubionych miejsc spędzania czasu z Mają. Niestety od paru dni jest zdecydowanie dalej niż dotychczas 🙁

          • gosia

            dzięki Weronika, nawet nie wiedziałam, że tam jest biblioteka 🙂 ale ja we Wrzeszczu jestem tylko, jak na lotnisko jadę 😉

  36. Aga Odpowiedz

    A ja bym chciała mieszkać w takim wielopokoleniowym domu 🙂
    Mamy taki świetny przykład na wiosce – cztery rodziny mieszkają w jednym domu (duuuużym) – wspaniale się na nich patrzy, jak przychodzi wiosna, lato, jesień – siadają razem przy ognisku, rozmawiają, śpiewają. Myślę, że w przypadku moich teściów/rodziców i rodzeństwa byłoby podobnie 🙂 Tylko żadne z nas takim wielkim domem nie dysponuje – niestety…

  37. Jasio Odpowiedz

    Ja się nie dziwię niektórym że czytając wpis Wolnego pt. Patrzcie jaki jestem sprytny, trochę się wkurzyli bo oni za mieszkanie musza płacić bankom, a tu ktoś żyjący u rodziców poucza ich jak moga osiągnąć „wolność”.
    Wolnemu jest przykro bo zamiaru docenić jego starania ludzie go krytykują.

    Proponuję wrócić do początkowych wpisów- o tym kto kupił najtańszy telefon, buty czy jak to pięknie jest pojeździć rowerem. Wszyscy będą zadowoleni.

    • iga Odpowiedz

      Obserwując rozwój bloga i samego Wolnego od 2013 do zaledwie początku 2015 r., nasuwa się jeden wniosek: minimalizm pełną gębą.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Odpowiem jak w innym komentarzu: „Przypominam, że minimalizm jest pojęciem subiektywnym i to, co dla jednego jest „normalnym życiem” lub wręcz szaleństwem, dla kogo innego może wynikać z racjonalnych wyborów lub wręcz świadomego życia znacznie poniżej swoich możliwości.”. Poza tym, to również droga do niezależności finansowej, która ma swoje wymagania ale i stwarza sporo możliwości, z których zaczynamy korzystać.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Heh – tylko czy właśnie o to chodzi, żeby wszyscy byli zadowoleni? Dyskusja jak ta pod powyższym wpisem też jest wartościowa.

  38. Newbie Odpowiedz

    @wolny: to Twoj blog, o Twoich dzialaniach, dlatego elementy osobiste sa moim zdaniem nieodzowne. Niczego nie pierz. Pisz tak jak czujesz, ze musisz. Sadzilem, ze chodzi o to by wrzala dyskusja. Zaczniesz pisac jalowo, a spadnie Ci „ogladalnosc”, a Ci ktorzy czepiaja sie teraz, beda sie czepiac rowniez w przyszlosci. Wtedy napisza, ze stales sie nudny i piszesz to co wszyscy.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Daliście mi sporo do myślenia pod tym wpisem, muszę to sobie jakoś poukładać i być może jeszcze raz przemyśleć priorytety. Pozdrawiam i dzięki za komentarze.

      • Newbie Odpowiedz

        Jesli zaczniesz cenzurowac teksty zgodnie z zyczeniem niektorych, to juz nigdy nie bedziesz mial materialu do przemyslen 😉

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Nie zamierzam tego robić (chyba że pojawią się wulgaryzmy itp). Nie piszę bloga dla siebie czy w celu stworzenia jakiegoś miejsca pochwalnego.

  39. Magda Odpowiedz

    Jeśli nie będzie akcentów osobistych to ja przestaje czytać 🙂 A tak serio dla mnie ważne jest poznanie właśnie indywidualnych szczegółów dotyczących waszych rozwiązań bo czerpie z nich inspiracje dla siebie. Tez myślę czy trzymać pieniądze na lokacie/funduszach czy kupić jakieś mieszkanie i wynająć. Wcale nie zdradzasz zbyt wiele konkretów, bo dalej nie wiemy czy/kiedy będziecie wolni finansowo i czy pieniądze z wynajmu będą wystarczające do pokrycia wydatków. W polskich realiach early retirement kolo 30 jest wg mało prawdopodobne niestety, ale kolo 40 całkiem realne.

  40. alma Odpowiedz

    zachowujac stary (juz nieaktualny widac) minimalizm i duch niepochwalajacy inflacji zycia, Wolny mogl na jakies 2-3 lata (zanim dzieci poja do przedszkola) jezdzic do domu rodzicow, by w spokoju popracowac kilka godzin dziennie i przemblowac obecnie mieszkanie tak, by spokojnie w 2 pokojach pomiescic sie z rodzina. Jeden pokoj dla rodzicow, drugi corek. Praca przez 2-3lata u rodzicow, koszt dojazdu w cenie 1 biletu miesiecznego. W wieku przdszkolnym cale mieszkanie wolne od rana do 15:00 i spokoj do pracy dla ojca. Zakup mieszkania wiekszego kloci sie z naciskiem wolnego na dobrowolny minimalizm oraz dezaprobate inflacji zycia. Coz blog powinien zmienic w koncu swoje motto, bo mocno odbiegac zaczyna od pierwotnego celu. wszelkie rady o koszcie utrzymania dzieci wolny takze powiniem wsadzic glboko w kieszen. Bo jak inaczej nazwac „koniecznosc” zakupu lokum jak nie kosztem zwiazanym z posiadaniem kolejnego dziecka? Wtedy te 200tys. na dziecko negowane przez Wolnego, u niego samego blyskawicznie rosna wraz z pojawieniem sie kolejnego potomka. A wraz z poeiedzeniem co rok to prorok, moga nabrac wiekszego rozmachu 😉 hihi

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Pozwól, że spytam: masz dzieci? Bo jeśli sądzisz, że 1,5-roczne dziecko może w sensowny sposób żyć z noworodkiem, a do tego ja mógłbym jeszcze w tych warunkach być chociaż w niewielkim stopniu użyteczny dla pracodawcy pracując zdalnie, to się mylisz.
      Nigdzie też nie pisałem o „konieczności” kupienia większego mieszkania (a jeśli tak, pokaż gdzie – poprawię błąd). Decyzja była wynikiem naszych potrzeb + komfortu (można to rozpatrywać w kontekście zachcianki) + naszych możliwości finansowych. Przypominam, że minimalizm jest pojęciem subiektywnym i to, co dla jednego jest „normalnym życiem” lub wręcz szaleństwem, dla kogo innego może wynikać z racjonalnych wyborów lub wręcz świadomego życia znacznie poniżej swoich możliwości. Pozdrawiam.

      • Tina Odpowiedz

        Wolny, tu się czepię 😉 moi rodzice mieszkali z trójką dzieci w jednym pokoju, mając wspólną łazienkę i kuchnię z sąsiadami. Osobny pokój dla dziecka to aktualne wymysły. Nie neguję, ale stawiasz na wygodę.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Zgoda – można zaakceptować naprawdę wiele rzeczy, jeśli nie ma się innych opcji – bo tak przecież kiedyś było, to nie były żadne minimalistyczne wybory, prawda? Nasza decyzja jeśli chodzi o mieszkanie to rzeczywiście postawienie na wygodę – nie neguję tego. Zaznaczam jednak, że to nadal racjonalny wybór.

    • RaV_K Odpowiedz

      @alma: Dobry, życiowy plan. A nie jakieś nie bo nie.
      Nazwałbym go: „Trudności? Czasami wystarczy spojrzeć szerzej.” 😉

      Zgaduję ,że za kilka(naście) tygodni „dowiemy się”, ze nie do każdego samochodu wejdą dwa foteliki i wózek i trzeba kupić większy. No chyba że rodzice już mają większy…
      O tym, że samochód przy małych dzieciach jest bardzo przydatny pomimo kategorycznych sądów i zaklinania rzeczywistości, oraz że rower go nie zastąpi, to już zostaliśmy oświeceni.

      Tylko żeby nikt nie śmiał wytknąć Gospodarzowi dysonansu między tym, co pisze a tym, co robi. Krytykanctwo i tyle!

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Mam do Ciebie prośbę: zapisz sobie swój zestaw wierzeń, przemyśleń, priorytetów i zwyczajów, ale tak dokładnie, rzetelnie. I otwórz te zapiski po 2 latach, w czasie których dużo się działo (w moim przypadku dwójka dzieci, 3 przeprowadzki, zmiana pracy i wiele innych) – ciekawy jestem, czy będziesz twardo obstawał przy każdym spisanym punkcie. Jeśli mogę, proszę Cię o nieco więcej życzliwości – wyraziłeś bardzo dobitnie swoje zdanie już wiele razy pod tym samym wpisem, a ja przyjąłem tą opinię (i wiele innych) i zamierzam z niej wyciągnąć wnioski. Naprawdę nie trzeba więcej, chyba że lubisz się nakręcać i szukać miejsca do wyładowania emocji. Ale jeśli tak, to są znacznie lepsze. Pozdrawiam.

        • RaV_K Odpowiedz

          Ja zaś prosiłem, żebyś nie robił psychoanalizy na podstawie paru zdań, bo raz, że to niezgodne ze sztuką, a dwa, że Ci to nie wychodzi i „nie trafiasz”.
          Lepiej przeanalizuj, jak odpowiadałeś tym, którzy popierają to, co zrobiłeś, a jak tego przeciwnikom…
          To chyba nie jest blog jakiejś szafiarki, żeby sobie tylko słodzić i z dzióbków spijać? Albo coś wystawiasz na widok publiczny i bierzesz wszystko na klatę, albo piszesz pamiętnik i chowasz do szuflady, jak niektórzy wiersze a ja – zdjęcia. 🙂
          Z radą o zapiskach, kurczę, też nie trafiłeś. Znam tylko jedną osobę bardziej ode mnie stałą z zestawem „wierzeń, przemyśleń, priorytetów i zwyczajów”. Mojego Ojca. 😉
          Też mi się przez 2 (i pół) roku wiele zmieniło. I co z tego? Też urodziło mi się dziecko, pożegnałem dwóch Dziadków, też zmieniłem mieszkanie, samochód, jedne firmy się zamknęły, inne otworzyły… To jakiś wyścig?
          Robisz, jak uważasz/-cie.
          A że zacząłeś robić przeciwnie do tego, czego „nauczałeś”, więc ktoś Ci to wypomniał? Deal with it!
          Pozdrowienia.
          (Wbrew temu, co sądzisz – życzliwe. Inaczej nie chciałoby mi się zużywać klawiatury)

  41. Wojtek Odpowiedz

    „Pozwól, że spytam: masz dzieci? Bo jeśli sądzisz, że 1,5-roczne dziecko może w sensowny sposób żyć z noworodkiem, a do tego ja mógłbym jeszcze w tych warunkach być chociaż w niewielkim stopniu użyteczny dla pracodawcy pracując zdalnie, to się mylisz.”

    Wolny, 4 osoby na dwóch pokojach to nie jest nic nadzwyczajnego :). Napisz, że kupiłeś mieszkanie bo Cię stać i tyle.

    P.S. Nie padło chyba w komentarzach pytanie, dlaczego akurat mieszkanie developerskie (co by nie było najdroższe na rynku)?

    • Weronika Odpowiedz

      Moi rodzice mieszkali na dwóch pokojach z trójką dzieci. Większe lokum kupili dopiero gdy w drodze było czwarte.

      Bardzo lubię słuchać, jak bogaci ludzie mówią, że czegoś się nie da 😀

      Też mnie zdziwiło kupno przez Wolnego mieszkania z rynku pierwotnego, i to jeszcze nieskończonego… Czy nie jest to kupowanie kota w worku? Już dwóch znajomych tak kupujących się na tym przejechało – jeden już dawno się przeprowadził, drugi szuka nowego mieszkania. Na wizualizacjach oczywiście wszystko było pięknie.

      • gosia Odpowiedz

        Kupno z rynku pierwotnego ma swoje plusy: urządzasz jak chcesz – o wiele taniej wychodzi urządzenie nowego mieszkania niż remont starego. No a Wolny dużo rzeczy potrafi sam zrobić.
        Obejrzyjcie sobie fotki mieszkań, które ludzie sprzedają – nie jest łatwo znaleźć takie, do którego możnaby się po prostu wprowadzić i zamieszkać. No chyba, że komuś wszystko jedno, jaki ma kolor ścian, czy też boazerie w przedpokoju i meblościanki na wszystkich ścianach. A co do kota w worku – to nawet jak mieszkanie już wybudowane, to po czasie możesz stwierdzić, że jednak ci nie odpowiada i będziesz szukać nowego. Co to znaczy, że na wizualizacjach wszystko pięknie? A rzeczywistość czym się tak różni? Żeby nie było – sama kupiłam mieszkanie w bloku, który nie miał nawet wykopanej dziury na fundamenty i jestem mega zadowolona 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Masz rację – bardzo ciężko znaleźć ciekawe mieszkanie na rynku wtórnym. W telegraficznym skrócie: zawsze coś nie pasuje (zwykle dużo nie pasuje), a jak już pasuje, to ludzie rzucają ceny z kosmosu. Po części to rozumiem, bo fajne wykończenie mieszkania z pomocą fachowców kosztuje i sprzedający doliczają te wszystkie koszty do ceny, plus każdy chce jeszcze na tym interesie zarobić… a ponieważ sam jestem w stanie wyremontować mieszkanie, to koniec końców kupno od dewelopera wychodzi sporo taniej. Nie rozumiem tej części o wadach – po to odbiera się mieszkanie w sposób profesjonalny i po to jest na nie gwarancja, żeby z tego korzystać. Czego nie można powiedziec o lokalach mających już swoje lata i – siłą rzeczy – generujących wyższe koszty utrzymania (chociażby: mieszkania w wielkiej płycie w dużych spółdzielniach).

          • gosia

            a te wady to do mnie? bo ja skorzystałam z gwarancji kilkukrotnie i generalnie to mojego dewelopera mogę polecić z czystym sumieniem. Mieszkanie z rynku wtórnego kupiłabym tylko w przypadku bardzo dobrej okazji, ale okazje mają to do siebie, że to my się musimy dostosowywać do sytuacji. Jak szukamy w jakimś konkretnym miejscu mieszkania, to okazuje się najczęściej, że nic sensownego nie ma i od dewelopera naprawdę wychodzi porównywalnie, a często i taniej.

          • Maga

            Również rozumiem kupowanie od dewelopera. Ja nie brałam innej opcji pod uwagę. Raz, że dla mnie estetyka jest szalenie ważna i raczej nie znalazłabym mieszkania wykończonego tak, jak chciałam, więc generalny remont byłby tak na dobry początek, a dwa, że mieliśmy dość precyzyjne kryteria odnośnie lokalizacji, metrażu, układu pomieszczeń. Znalezienie takiego mieszkania na rynku wtórnym byłoby raczej niemożliwe.

          • Wojtek

            Ale ja nie neguje mieszkań z runku pierwotnego. Sam takie posiadam. Pytam tylko w kontekście bloga na którym na każdym kroku promowane jest oszczędzanie. Ciekawi mnie dlaczego akurat w tym przypadku Wolny postąpił tak a nie inaczej.

          • wolny Autor wpisu

            Czy kupno mieszkania z rynku wtórnego uważasz za oszczędność w stosunku do kupna mieszkania z rynku pierwotnego? Czy ogólnie kupno mieszkania uważasz za odejście od oszczędności?

          • Wojtek

            Potrzebę większego mieszkania oczywiście rozumiem. Pytam tylko dlaczego akurat mieszkanie developerskie. Sam jestem w podobnej sytuacji do Ciebie i po przeanalizowaniu rynku mieszkań widzę, że mieszkanie nowe + jego wykończenie jest dużo droższe.

          • wolny Autor wpisu

            Być może to specyfika lokalnego rynku nieruchomości – w naszym przypadku jest tak, jak odpisałem kilka(naście?) komentarzy wyżej: ludzie mocno cenią swoje wymuskane mieszkanka wyremontowane za grube pieniądze, bo rękami fachowców. Sporo tańsze będzie dla nas mieszkanie od dewelopera + urządzenie moimi rękami. Pozdrawiam.

          • Weronika

            Można przecież kupić też na rynku wtórnym mieszkanie przeznaczone do remontu. Wtedy cena mieszkania + remont wyjdzie na pewno mniej, niż cena mieszkania nowego + wykończenie.

          • wolny Autor wpisu

            „na pewno” to umrzesz i zapłacisz podatki. Nie generalizowałbym, bo bardzo dużo zależy od specyfiki lokalnego rynku, lokalizacji, wieku budynku, a nawet konkretnego mieszkania, w tym piętra, metrażu, liczby pokoi itp.
            My przeanalizowaliśmy rynek i wyszło na to, że mieszkanie od dewelopera + samodzielny remont wyjdzie sporo taniej. Zaznaczam, że nie braliśmy pod uwagę starego budownictwa – z używanych braliśmy pod uwagę to, co zostało wybudowane po roku 2000.

      • alma Odpowiedz

        MdM dotyczy mieszkan do 50m2, nie mozna posiadac innego wlasnego, wiek do 35 lat. Nic tu nie paddje do tych kryteriow.

        • RaV_K Odpowiedz

          …no i limity cen w MdM są tak dobrane, żeby aby nie znaleźć mieszkania pod ten program podpadającego. 🙂

        • Kasia Rz. Odpowiedz

          Właśnie przeczytałam, że w MdM powierzchnia mieszkania maks. 75 m kw, nie wiadomo na kogo tak na prawdę są zapisane mieszkania Wolnego i ile Wolny i jego żona mają lat.
          Ale to takie luźne dywagacje 🙂

          • RaV_K

            Pewnie jest tak, jak było w RnS – mieszkanie może mieć do 75m2, ale płacą za 50m2.

  42. RaV_K Odpowiedz

    Pytanie techniczne:
    Nie da się wprowadzić „łapki w górę” / „łapki w dół”?
    Wg mnie przydałyby się, zwłaszcza przy tak gorących dyskusjach.
    Wypisywanie głosów „popieram” / „nie popieram” zagmatwałoby bardziej i tak czasem nieczytelny system komentarzy.

    PS. Ale ja jestem dziwny, bo lubię też porządek na półkach i buty na baczność. 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Da się wprowadzić ankietę i być może zagości ona w kolejnym wpisie – teraz to już nie ma większego sensu, bo ci co mieli przeczytać i tak przeczytali i mało kto wróci i zwróci uwagę na nią. Sam się zastanawiam, w którym kierunku ma pójść ten blog, bo widzę że się nieco przestajemy rozumieć, a wina leży w dużej mierze po mojej stronie (dokładniej: nie jestem całkowicie transparentny, a jednocześnie jestem wystarczająco, żeby wysnuć wiele wniosków, niekoniecznie prawdziwych). Może będzie to dobrą opcją, żebyście pomogli mi zdecydować co dalej – jak już wspomniałem, nie piszę dla samego siebie. Pozdrawiam.

      • alma Odpowiedz

        tylko, ze w tych calych kolejnych wpisach najciekawsze sa wylacznie komentarze Gosci 🙂

      • RaV_K Odpowiedz

        Miałem na myśli raczej „łapki” obok poszczególnych komentarzy.
        Kliknąłbym i nie korciłoby mnie, żeby znowu wyrażać „bardzo dobitnie swoje zdanie już wiele razy pod tym samym wpisem”. 😉
        PZDR..

  43. Jasio Odpowiedz

    „zapisz sobie swój zestaw wierzeń, przemyśleń, priorytetów i zwyczajów, ale tak dokładnie, rzetelnie. I otwórz te zapiski po 2 latach, w czasie których dużo się działo (w moim przypadku dwójka dzieci, 3 przeprowadzki, zmiana pracy i wiele innych) – ciekawy jestem, czy będziesz twardo obstawał przy każdym spisanym punkcie.”

    Czyli jak zwykle punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Tudzież byt kształtuje świadomość.
    Tylko ile wcześniejsze wpisy są teraz warte ?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Warte są tyle, ile każdy z czytelników z nich wyniósł. Niektórzy z w komentujących zdają sie wychodzić z założenia, że przekreslilem wszystko to, co pisałem wcześniej bo kupiliśmy mieszkanie… Zresztą, co to za pytanie „ile warte są wpisy” – jakbyś w nie zainwestował lub uzależnił od nich swoje życie. Powtarzam po raz n-ty: zachęcam do filtrowania wpisów, wybierania tego, co Wam pasuje, a przede wszystkim: do samodzielnych przemyśleń i świadomych wyborów.

  44. Prawomen Odpowiedz

    Sam należę do ludzi mocno przedsiębiorczych (etat, zlecenia, własna działalność, 2 mieszkania itd.) i powiem szczerze że filozofia mieszkania z rodzicami/dziadkami w celu optymalizacji kosztów jest mi zupełnie obca.
    Nie tego się spodziewałem po osobie która prowadzi bloga o niezależności.
    Jednakże rozumiem że są osoby, którym ten układ odpowiada i pozostaje mi tylko pogratulować. Oby tylko z upływem czasu ta sielankowa, rodzinna atmosfera nie prysła jak bańka mydlana.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      „Nie tego się spodziewałem” – czyli znowu mówimy o oczekiwaniach czytelników wobec mnie 🙂 Z czego to wynika, na jakiej podstawie oczekujecie ode mnie konkretnych działań i akcji, jednocześnie blokując możliwość zmian i podążania własną ścieżką?

      • Paweł S Odpowiedz

        Niby oczekiwać można, że będziesz postępował zgodnie z założeniami bloga, a życie z rodzicami rzeczywiście się z tym gryzie. Nikt nie zwraca jednak uwagi na to, że to rozwiązanie tymczasowe, podyktowane racjonalnymi powódkami. Poza tym „nieWolny” to byś był gdybyś, mieszkając u rodziców, żył na ich koszt, a to chyba nie nastąpi, co?

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Oczywiście, że nie. A pomijając już kwestie finansowe (zakładam, że o to Ci chodziło), już po tygodniu widzimy, gdzie jesteśmy przydanki i jak możemy się odwdzięczyć za pomoc.

  45. Kinga Odpowiedz

    Dla każdego minimalizm jest czymś innym.
    Jest optymalnym, najwłaściwszym rozwiązaniem dla danej osoby, podążaniem do osiągnięcia celu, które się obrało. Po drodze wiele czynników się zmienia. Tak bywa. Życie często nas zaskakuje. Nie jest jednostajne. A my powinniśmy w takich sytuacjach być elastyczni, by jemu podołać.

    Każdy z nas ma inny start życiowy, bagaż doświadczeń, skalę trudności do pokonania, różne ścieżki zawodowe, kłopoty finansowe lub ich brak.. Każdy z nas jest w innym momencie życia..

    Dlatego żal do Wolnego jest według mnie nieuzasadniony.
    Podąża on swoją ścieżką. Ma plany, które realizuje i które czasami modyfikuje w trakcie swej podróży. I nie miejcie mu to za złe.
    Nie musimy się zgadzać ze wszystkimi jego wyborami. Ale je uszanujmy.

    Wchodzę tu, by szukać inspiracji czy informacji, które mogę wykorzystać i dopasować w swoim życiu, by było ono lepsze. Wybieram to, co dla mnie jest wartościowe.
    Byłoby wręcz niestosowne, gdyby Wolny zaczął dopasowywać się do oczekiwań swoich czytelników.
    Chyba nie po to, my tu wszyscy wchodzimy.

    Pozdrawiam wszystkich serdecznie 🙂

    P. S.
    Wolny, oby tak dalej 🙂 Gratuluję kolejnej córki 🙂

    • Roman Odpowiedz

      Cały wic w tym, że (jak wszędzie) są ludzie, którzy nie potrafią uszanować tego, że jakiś człowiek nie pasuje do ich wizji rzeczywistości…
      Jakoś zamiast doszukiwać się „problemu” w sobie, w tym, że w ogóle stworzyli sobie wizję Wolnego, mają do niego pretensje, że „śmie” im do tej wizji nie pasować 🙂
      No bo jak to?!
      Bo my tu mamy swój własny wypielęgnowany obraz Wolnego, a ten „cham” nam ten obraz teraz „niszczy”?!
      No utopić gnoja w łyżce wody!! 😉
      A, że tak zapytam…
      Ktoś kazał ten obraz Wolnego w sobie tworzyć?

      • Kosmatek Odpowiedz

        Zaraz zaraz nie relatywizujmy minimalizmu zanadto. Jeśli każdy może mieć subiektywną wizję czego tylko chce… To wolność dzięki pracy też była wizją pewnego człowieka, który wypisał to nawet na pewnej słynnej bramie.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          A czy nie o to właśnie chodzi, żeby każdy dążył do szcześcia własnego, zdefiniowanego trochę po swojemu? Zwłaszcza, że mówimy o dość niejednoznacznych pojęciach. Być może rzeczywiście powinienem z biegiem czasu powoli wycofywać się z pisania o minimalizmie, a bardziej mówić o racjonalizmie w kontekście naszej konkretnej sytuacji materialnej (i nie tylko). Zaczynamy podejmować wybory, które z zewnątrz mogą wydawać się rozdmuchane, ale w naszym przypadku są po prostu racjonalne. A czy minimalistyczne? Pewnie nie bardzo, tylko że znowu generalizujemy, bo podejmując codziennie wiele decyzji, część z nich może być minimalistyczna, część racjonalna, a część wynikać nawet z zachcianek, prawda?

          • Kosmatek

            No tak, ale odchodzi sz od wcześniejszych zasad , jednak . Tak jak napis na bramie oswiecimskiej nie miał nic wspólnego z etyką protestancką .

          • wolny Autor wpisu

            Poczekaj – od jakich dokładnie zasad odchodzę? W praktyce wygląda to tak: inwestuję w nieruchomości dla stałego, pasywnego dochodu. Jeśli chodzi o nasze mieszkanie, to zamieniamy 2 pokoje na 4 – i tu jest pies pogrzebany, prawda? Tylko trzeba pamiętać, że robimy to dzięki wielu zmianom w naszym życiu: mam tu głównie na myśli aktualną i planowaną przyszłość zawodową żony + moją pracę zdalną. Dzięki temu zmiana mieszkania daje nam dodatkową przestrzeń i komfort życia/pracy, będąc jednocześnie kolejnym, spójnym krokiem do niezależności finansowej. Dopłacamy nieco (w praktyce różnica w wartości pomiędzy tymi mieszkaniami wyniesie kilkadziesiąt tysięcy), ale tak naprawdę rezygnujemy „tylko” z tych kilkudziesięciu tys. zł, bo opuszczone już mieszkanie generuje odpowiednie przychody. Z tego punktu widzenia nasz bilans zysków/strat nie wygląda źle i nie rzucamy się na głęboką wodę – zmiana mieszkania tylko w niewielkim stopniu przyczyni się do zwiększenia comiesięcznych wydatków – szacuję, że będziemy płacić około 200 zł miesięcznie więcej niż do tej pory. To 2.400 zł rocznie – nie tak znowu dużo za znacznie większy komfort (tak-komfort, piszę to świadomie). Nadal będziemy się starali optymalnie korzystać z auta, jeździć rowerami (w końcu mamy ciekawe tereny niedaleko), mówić NIE TV i galeriom handlowym, wyznawać zasadę DIY, samemu gotować/sprzątać/wychowywać dzieci do pewnego okresu, dbać o zdrowie i nie rzucać w wir pracy zawodowej (a wręcz: ją dalej ograniczać). A przede wszystkim: nadal będziemy co miesiąc wydawali zdecydowanie mniej, niż zarabiamy. Dlatego nie widzę tutaj jakiejś sprzeczności, zwłaszcza jeśli chodzi o dążenie do niezależności finansowej. Jedynie kwestia minimalizmu staje się nieco (ale tylko nieco) bardziej „racjonalna” niż minimalistyczna. Tak przynajmniej my to widzimy.
            PS Tak sobie myślę, czy kolejny wpis nie powinien aby być rozwinięciem powyższej myśli – wielu czytelników nie do końca rozumie nasze postępowanie i może dobrze byłoby pokazać, co się zmieniło, a w co nadal wierzymy i jak nadal będziemy żyć po nadchodzących zmianach.

          • iga

            Tylko jak chodzi o Twoj komfort to jest ok. Wtedy 2400 zł rocznie uwazasz, ze jest mało. Ale jak ktos wydaje wiecej na miesiac za wode, pieluchy, paliwo itp. to wtedy podnosiles glos na calym blogu. Tu chodzi o obłude i zmiane zdania w zaleznosci czy cena komfortu dotyczy Ciebie, czy kogos. Czyjes „przepłacanie” za jego komfort uwazales za absurdalna inflacje zycia. W swoim przypadku za optymalna zmiane zycia. Obłuda i tyle! to ludzi wkurza. Nic wiecej.

          • wolny Autor wpisu

            I znowu należy Wam się wyjaśnienie, a nawet kilka… chyba naprawdę w kolejnym wpisie podsumuję te wszystkie nasze komentarze i moje podejście, a raczej zmiany które w nim zaszły.
            Brutalna prawda brzmi (mam nadzieję, że odbierzecie to tak, jakbym chciał – nie jako atak na kogokolwiek czy wywyższanie się): jestem na zupełnie innym poziomie finansowym niż większość czytelników. A to dzięki temu, że przez dłuższy czas moje zarobki rosły do poziomu wręcz dla mnie wstydliwego (jak porównam sobie płace ludzi pracujących znacznie ciężej ode mnie to jest mi po prostu głupio), a comiesięczne wydatki były niskie. Dzięki temu jestem na finiszu drogi do niezależności finansowej (nie powiem, czy ta ostatnia prosta będzie trwała rok czy 10 lat – to wtórne) i pewne decyzje są dla nas w tym momencie optymalne – mam tu na myśli np. większe mieszkanie. Jednocześnie, dla większości czytelników oznaczałyby niemal samobójstwo finansowe i brak jakichkolwiek perspektyw na dalsze oszczędzanie. Oceniacie mnie ze swojej perspektywy i tego, że do tej pory sporo blogów o finansach osobistych było pisanych przez studentów, którzy snuli marzenia. Ja mam cele (nie marzenia) i jestem cholernie blisko ich realizacji, dlatego ostatnie zmiany w moim podejściu (w praktyce: temat mieszkania) może nie być dobrze zrozumiany przez czytelników. Pozdrawiam.

          • iga

            Wolny! „wygladasz” na faceta lekko po 30, a jesli to prawda to jestem Twoja rówieśnicą. Od 5 lat jestem wolna finansowo. Smiac mi sie chce z Twojego wywyzszania sie, opisywania w komentarzu wyzej o zarobkach, o zmianie pogladow, komforcie zycia i ogolnie szczegolow rodzinnych. Taki typowy z Ciebie mlody nowobogacki, ktory szybko i łatwo sie dorobil a emecjonalnie nie dorosl, zmiany Cie przerastaja i musisz wylac swoje przezycia publicznie na necie.Z gory zakladasz, ze inni sa za Toba w tyle… Inni sa z przodu, dorosli do niezaleznosci, wolnosci, ogolnie zycia i wiedza, ze paplanie o kasie (jesli faktycznie sie ją posiada) jest niekorzystne. Pozdrawiam, ide robić obiad 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Pozwól, że powstrzymam się od obrony – nie chcę zaogniać, nie mam ochoty się po raz kolejny tłumaczyć przed takimi zarzutami, zwłaszcza od kogoś, kto zaczął niezwykle aktywnie komentować od 2 dni i od razu rozgłasza swoją niezależność finansową osiągniętą w wieku 20-kilku lat, zapewne dzięki swojej ciężkiej pracy ;). Smacznego obiadu życzę.

          • iga

            Wolny, od ciezkiej pracy to mozna tylko garba się nabawić 😉 w dyskusję na swój temt nie dam się wciągnąć.

          • RaV_K

            @Wolny:
            Eee, bez przesady z tymi studentami. Oni to by mogli faktycznie pisać o minimalizmie. 😉 (Chyba że się pozmieniało od moich czasów)

            Blog finansowy, żeby był sensowny, to jednak musi być prowadzony przez kogoś z dużą wiedzą i/lub sporym doświadczeniem „życiowym”. M.Samcik, M.Iwuć, M.Szafrański (chodź tu mi ostatnio nie po drodze – blog o oszczędzaniu, którego partnerem strategicznym został operator kredytówek; no nie spina mi się to)
            PZDR.

          • Kasia Rz.

            Wolny, no to wyszło szydło z worka z jakim lekceważeniem tak na prawdę traktujesz czytelników Twojego bloga. To już jest ostatni mój wpis tutaj i więcej zaglądać tutaj też nie będę. Żegnam.

          • wolny Autor wpisu

            Nie wiem co masz na myśli i nie mam zamiaru dociekac. Dzięki, że czytałaś. Pozdrawiam i wszystkiego najlepszego.

          • RaV_K

            @Wolny: Paczaj, paczaj, co napiszę: Dobry komentarz.

            Bo rzeczowy i merytoryczny, poparty jakimiś liczbami. A nie tylko: „Jest tak a tak i koniec kropka. A jak się ze mną nie zgadzasz, to znaczy że masz złe relacje w rodzinie. 😛
            Dobrze, że napisałeś też o przejściu od „minimalizmu teoretycznego” do „minimalizmu realnego”. 😉

            A do plusów developerskiego mieszkania nad używanym dodałbym, że za 20 lat będzie miało 20 lat, a używane? 40? 50? I spojrzeć, jak się dziś patrzy na taką różnicę wieku mieszkań.

          • Kasia Rz.

            Mieszkania w kamienicach w centrum Warszawy mają po 100 lat, a osiągają ceny trzy miliony PLN. Jak to mówią pośrednicy: „Location, location, location”

          • RaV_K

            @Kasia Rz:
            Tych stuletnich kamienic w W-wie przesadnie dużo nie ma. Chyba że na Pradze Płn., od wojny nieremontowanych, nieraz bez własnego WC. Nie ma co generalizować.

            Pośrednicy mówią też… „Teraz jest najlepszy czas na kupno. Potem będzie już tylko drożej.” 😉

            Lokalizacja też jest bardzo ważna. Tyle że… dla każdego inna i niekoniecznie chce płacić za wycenę właściciela.
            Ja na przykład po latach mieszkania przy MEN, MSZ i KPRM przeniosłem się bardziej na peryferia i sobie chwalę. A różnica ceny 1m2 tu i tam jest porażająca. 🙂

          • Kasia Rz.

            Miałeś mieszkanie na przeciwko MSZ-tu przy al. Szucha?

          • RaV_K

            „Za ścianą” MEN’u.
            Naprzeciw MSZ parkowałem auto, żeby mi Żołnierze pilnowali.
            Ale zmieniono ich na jakiś „ochroniarzy”, to przestałem tam parkować. 😉

          • Kasia Rz.

            No to słusznie, że się wyprowadziłeś – straszny hałas i okropne powietrze 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Paczam i oczy ze zdumienia przecieram 😉 A tak poważnie: gdybym nie wiedział, że w Twoich komentarzach jest sporo życzliwości (mimo wszystko) i merytoryki, to nie kontynuowałbym rozmowy. Pozdrawiam.

          • Paweł

            „W praktyce wygląda to tak: inwestuję w nieruchomości dla stałego, pasywnego dochodu. ”

            tylko że w niedawnym wpisie pisałeś że jednak nieruchomości to nie jest dobra inwestycja, a teraz piszesz że to jest jednak dobra inwestycja. Pogubić się w tym wszystkim można 😉

          • wolny Autor wpisu

            Nie mówiłem że nie jest dobra, mówiłem że jest dość wymagająca i nie przynosi kokosów. Nie znaczy to jednak, żeby z niej rezygnować. Przy pewnym poziomie oszczędności zacząłem po prostu szukać czegoś materialnego i przynoszącego regularne zyski, niekoniecznie najwyższe z możliwych. Proszę czytać ze zrozumieniem, bo inaczej można wyciągnąć niebezpieczne wnioski, jak w tym przypadku.

          • Kasia Rz.

            Przestań się już tłumaczyć Wolny, na prawdę 🙂 Mądry chłopak jesteś i tyle 🙂 Czy mógłbyś zdradzić, ile dokładnie masz lat?

            Wiele osób jest po prostu rozgoryczonych swoją sytuacją (np. nieostrożnie wzięli kredyty w osławionych frankach, przepłacili za mieszkania, kredyty spłacają, a dług i tak rośnie i przekracza wartość mieszkania – jak niektórzy mówią Pan Bóg lemingi pokarał), więc nie mogą spokojnie czytać, jak ktoś zmienia mieszkanie na większe i to bez jakiś większych wyrzeczeń, typu cała rodzina łącznie z dziadkami składa się na ratę kredytu.

          • Wojtek

            A Kasia jak zwykle: albo panienki albo kredyt we frankach…

          • wolny Autor wpisu

            Na razie nie ujawnię tej informacji. Po wpielu wpisach można pewnie określić plus minus kilka latek 😉

          • RaV_K

            Patrząc po dynamice zmian u Wolnego nie zdziwiłbym się, gdyby jeszcze mniej.
            W końcu, jak powiedział znany mędrzec I.Jones: „To nie lata, skarbie, to przebyte kilometry.” 😉

          • Kosmatek

            Przecież chyba już się raz ujawniłeś z wiekiem w którymś wpisie sprzed roku lub dwóch, chyba teraz stuknęło ci jakieś 30-31.

          • Kosmatek

            Krótko: POWINIEN!
            Bo widzisz, na razie, tu i teraz, słusznie krytykanci wytykają ci relatywizm. A to dlatego, że mieszkanie bydgoskie nie jest jeszcze twoją inwestycją (bo tam mieszkasz), a gdańskie jeszcze też nie, bo z tego co zrozumiałem jeszcze go też nie wynająłeś.
            Dlatego spodziewałbym się dokładniejszych opowieści (co nie znaczy że kalkulacji, bo to może być sprawa prywatna) jak zarządzasz tymi nieruchomościami, inwestując, optymalizując, ale nie konsumując je.

          • wolny Autor wpisu

            Mieszkanie w Bydgoszczy jak najbardziej jest inwestycją i to taką, którą ciężko przebić. Nie chcę tu ujawniać szczegółów, mogę tylko powiedzieć, że to kwestia umowy pomiędzy mną a pracodawcą. Gdańskie również jest wynajęte od kilku dni i zaczęło przynosić regularne zyski, o czym traktowały 2 ostatnie wpisy.

        • Roman Odpowiedz

          No ja Cię przepraszam Kosmatek, ale co tu jst relatywizowane?
          Obserwuję kogoś i przez to tworzę W SWOJEJ GLOWIE MÓJ WŁASNY obraz tej osoby…
          I jeśli „nagle” ta osoba okazuje się być inna niż TO, CO MI SIĘ WYDAJE to czyja to „wina”?
          Tej osoby czy może moja?
          Ja twierdzę, że moja bo to JA POPEŁNIŁEM BŁĄD tak a nie inaczej oceniając tę osobę, a nie tej osoby, która zawsze była taka jaka była, a MI SIĘ WYDAWAŁO, że jest inna

          • Kosmatek

            Jest relatywizowanie. Bo za chwilę to okaże się że maybach i dom na hektarze to za mało dla czteroosobowej rodziny. Już się pojawił wpis, że cztery pokoje to „powinna być” norma /nie wolnego, czyjs inny/. To może i żywienie się w restauravjavh to też minimum? W zasadzie wakacje na Dominikanie to też bo czemu nie? I letni dom w Hiszpanii, a co, skoro kazdy minimalizm może być dowolny. Diy? Ktoś napisze – O tak, sam zajalem sie zakupem mebli, to bylo dopiero DIY, bo musiałem sam opowiedziec dekoratorowi wnetrz co sam lubię, trudno było, bardzo trudno, bo nie chciałsię domyślić co lubię….
            Chodzi mi właśnie o takie rozmydlanie granic pod plaszczykiem dopuszczenia subiektywnosci podejsc.

  46. Newbie Odpowiedz

    Albert Einstein prowadził kiedyś pisemny egzamin dla studentów drugiego roku fizyki na Uniwersytecie w Princeton. Po zakończeniu zebrał prace studentów i skierował się do swojego gabinetu. Obok szedł jego asystent, wyraźnie czymś podenerwowany. Einstein to dostrzegł i zapytał:
    – Co się panu stało?
    Asystent głęboko odetchnął tak, jakby zbierał wszystkie tkwiące w nim siły, aż wreszcie powiedział:
    – Panie profesorze, czy pytania, jakie podyktował pan studentom w tym roku, to nie były te same pytania, na które odpowiadali rok temu?
    – Dokładnie te same – odpowiedział spokojnie Einstein.
    – Ale jak pan może dawać studentom na egzaminie dwa lata z rzędu te same pytania? – oburzał się asystent.
    – Bo widzi pan – tłumaczył Albert Einstein – od ubiegłego roku odpowiedzi się zmieniły…

    • Jasio Odpowiedz

      Tak, tylko Albert Einstein nie podawał swoim studentom przez ten rok nieprawdziwych odpowiedzi.

      P.S. I nie mam żadnego żalu do nikogo bo ja tego bloga nie traktuje poważnie. Jest on dla mnie dowodem na to że ludzie bardzo lubią się wyróżniać wywyższając się.

      • Newbie Odpowiedz

        Jestes w bledzie. Czegos nie zrozumiales. Einstein podawal studentom odpowiedzi, ktore w danej chwili byly aktualne. Podobnie wolny: pisal teksty, ktore w danej chwili byly zgodne z jego przekonaniami, warunkami, okolicznosciami itd. Einstein zmienial odpowiedzi na skutek nowych rezultatow badan. Podobnie wolny: zmienil zdanie, poniewaz zmienily sie okolicznosci, priorytety itp. Juz zostawmy wolnego w spokoju, to przeciez dotyczy kazdego z nas. Ty z pewnoscia tez juz nie jeden raz zmieniles w jakiejs kwestii zdanie, tylko masz to szczescie, ze nie zapisywales tego publicznie , inaczej tez rozlozylibysmy Cie na lopatki. Fakt, ze odwiedzam blog dopiero od kilku miesiecy, ale nie zauwazylem, aby ktos sie tutaj wywyzszal.

        • Jasio Odpowiedz

          Tłumaczenie błędne – Einstein zajmował się nauka a nie mniemanologią i jego odpowiedzi nie zależały od jego widzimisię.
          I szkoda że przez parę miesięcy nie zauważyłeś pewnych cech charakterystycznych tego bloga.

  47. magda Odpowiedz

    A ja się zgodzę z kwestią, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Do tego mieszkanie z rodzicami wcale nie jest czymś złym i nie rozumiem dlaczego obecnie często mówi z pogardą o rodzinach wielopokoleniowych…

  48. Magda Odpowiedz

    Nie do konca rozumiem przedmiot calej dyskusji. Czy kupno mieszkania 4 pokojowego dla 4 osobowej rodziny o dobrych zarobkach to az taka inflacja stylu zycia. Zaczelabym od tego ze sama decyzja o posiadaniu dziecka jest w pewnym sensie inflacja/zmiana calego zycia, a 4 pokoje dla takiej rodziny to powinna byc norma. Ale oczywiscie nie w kraju, gdzie mieszkanie w 5 osob na 50 m2 uwazane jest za cos normalnego. Wolnego stac pewnie byloby na duzy dom, a wiec takie mieszkanie to nie jest chyba zaprzeczenie wszystkich wartosci, ktore promowal na blogu. Ludzie ja rozumiem, że Polska to nie Ameryka, ale nie przesadzajmy z tym gniezdzeniem sie w ciasnych klitkach.
    Minimalizm jest ok, ale kazdemu nalezy sie odrobina prywatosci (dzieciom jak podrosna i rodzicom przede wszystkim).

  49. lis Odpowiedz

    wolny w 2011 roku zrobiłam to samo, kupiliśmy mieszkanie 4-pokojowe, wynajęliśmy nasze 2-pokojowe i przeczekaliśmy 8 miesięcy u Teściowej 🙂 nie mogę powiedzieć nic złego na temat takiego rozwiązania, jedynie ostatni miesiąc był dla mnie ciężki (już chciałam na swoje :))
    życzę powodzenia w ciągu tych kilku miesięcy

  50. rzuler Odpowiedz

    W nastepnym wpisie przeczytamy, ze Wolny kupil lodowke side by side 😉 Oczywiscie nie mam zamiaru sie czepiac, bo nie oczekuje, ze ktos bedzie dostosowywal swoje decyzje pod poglady gloszone ja blogu, ale fajnie to pokazuje, ze ten caly minimalizm i spuszczanie wody co drugi raz to glownie sztuka dla sztuki, bo jak przyjdzie co do czego to fajniejsze mieszkanie, lepszy samochod itd. kazdy chetnie przytuli.

  51. Maciej Odpowiedz

    Gratulacje Wolny!!! Nie przejmuj się krytyką, realizujesz swój śmiały plan, to będzie przybywać kryktykantów i takich, co powiedzą „nie da sie”. Po prostu działaj, pokaż, że da się. Przeprowadzkę do rodziców-teściów na około roku da się wytrzymać w imię przyszłych korzyści.
    A czy dobrze zrozumiałem, że teraz macie 3 mieszkania? Jedno w Gdańsku małe, jedno w Bydgoszczy małe i jedno zupełnie nowe duże w Gdańsku? Zdradzisz coś na temat sposobu finansowania tych nieruchomości? Ja wiem, że to nie jest blog „Jak oszczędzać pieniądze” i nie będziesz tu publikował szczegółowego raportu swoich aktywów i pasywów, ale mógłbyś coś zdradzić – co jest aktualnie na kredyt, co już tylko Waszą własnością? Pytam nie bez kozery, bo sam mam małe 50 kilka m mieszkanie, 4 osobową rodzinę i sam chcę kupić większe mieszkanie albo dom szeregowy w Poznaniu i szukam inspiracji.

  52. Basianoc Odpowiedz

    A mi się wydaje, że detoks od konsumpcjonizmu przydałby się całemu zachodniemu światowi. I, że minimalizm ratuje wiele osób przed totalnym zagubieniem się w tym świecie.

  53. inzynierx Odpowiedz

    Drogi wolny.
    Podziwiam twoją pracę, potrafisz inspirować, a przy tym masz odpowiednią klasę, przy tym – wydaje mi się, że mamy podobne podejście do życia.
    Uważam jednak, że wybrałeś opcję wygodniejszą, a nie korzystniejszą.
    Nie miej mi za złe – to nie była męska decyzja – do rodziców się wraca(lub ich zabiera do siebie), kiedy jest im się potrzebnym(np. przy schyłku ich życia). Dużo piszesz o pracy nad sobą i o rozwoju osobistym – czy w ten sposób nie blokujesz rozwoju swojego i swojej partnerki?
    Pozdrawiam, z niemalejącymi wyrazami szacunku.

  54. Marcin Odpowiedz

    Przerażający jest fakt, że na prawdę mnóstwo osób nawet po 25 roku życia nadal siedzą na tzw. garnuszku rodziców! Ja rozumiem, duże koszty, przerażająca samodzielność. No ale ileż tak można? Ja odkąd skończyłem liceum zarabiam na siebie i nigdy nie zamieniłbym swojego życia czasem z małym budżetem na ciągłą zależność od rodziców. Pozdrawiam!

  55. Elve Odpowiedz

    Zdecydowanie to prawda, że własność w sensie mieszkania wiąże się z pewną symboliką w Polsce.
    Moi znajomi, którzy planują kredyty, nawet jeśli w innych zakresach inflacja stylu życia jest na niskim poziomie (naprawdę niskim!), mówią, że argumentem jest to, że „na starość, emeryturę, będzie, gdzie mieszkać”.

    Jak myślisz, to dobry argument?

  56. Beata Mirkowska Odpowiedz

    Dobry argument ? To żaden argument, bo równie dobrze mogą nie dożyć tej upragnionej emerytury, zus im nic nie da, ewentualnie figę z makiem przysłowiowo.

  57. Yerbogadacz niemożliwy Odpowiedz

    Hej Wolny 🙂 Czytam drugi raz całego bloga, tym razem z wszystkimi komentarzami. Od początku miałem wrażenie, że do tego momentu zaklinasz rzeczywistość o tym jaka fajna jest tu ekipa. Ja przeciwnie miałem wrażenie, że POZA WYJĄTKAMI jest tu banda hien. Socjalistyczne zapędy, zazdrość, nastawienie na atak. Spodziewałem się też tego, że jak wyjdzie w końcu na jaw po czasie + też zapracujesz na to że jesteś w końcu znacznie bogatszy od tej gawiedzi, to ona pójdzie na Ciebie z widłami. Taka wdzięczność i lojalność. Bardzo się tutaj zawodzę na tej ekipie ale też podziwiam siebie, że dobrze jednak ich wyczuwałem. Co do bloga odezwę się jak dojdę do najnowszego wpisu, wtedy będzie czas na podziękowania i pochwały dla Ciebie za ten wspaniały blog 🙂 POZDRO!!

  58. Yerbogadacz niemożliwy Odpowiedz

    Teraz to już pewnie dla Ciebie historia ale ja się zastanawiam jak się gawiedź zachowa pod następnym wpisem, czy faktycznie sobie pójdą i zrobią miejsce nowym mądrzejszym czy pozmieniają nicki dla „honoru”. O ile dobrze przeczuwam to chyba dlatego porzuciłeś niedługo później bloga na długi czas, mi się żal Ciebie zrobiło za to jak Ci „podziękowali”
    … Ale wiem, że dalej piszesz i jest tu happy end mam nadzieję 😉 Dobra czytam dalej nie gadam 😀

  59. Gaweł Odpowiedz

    Teraz rozumiem, dlaczego miałeś przerwę, bardzo Ci współczuję i gratuluję poziomu i klasy z jaka odpierałaś ataki tej patologii.
    Dla mnie jesteś inspiracją i niczego nie zmieniaj niech Blog będzie Twoim Blogiem, takim jakim w danym momencie jesteś i stamtąd dokąd dojdziesz. Powodzenia i pisz czekam z niecierpliwością.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *