Pomyślałem sobie, że w ramach małej przerwy od moralizatorsko-edukacyjnych wpisów pokuszę się o eksperyment. Obiektami moich wcześniejszych badań była: kochana córcia, współpracownicy, a przede wszystkim: ja sam. Tym razem odwrócimy nieco role i zamiast prezentować Tobie wyniki moich pseudo-analiz, poproszę Cię o udział w jednej z nich. Ponieważ ten blog aktywnymi (komentującymi) czytelnikami stoi, to istnieje szansa, że i tym razem mnie nie zawiedziecie. Już na wstępie poproszę Cię o odpowiedź na pytanie: co Cię definiuje?
Uwierz mi – to naprawdę proste. Wyobraź sobie, że właśnie się poznaliśmy, podaliśmy sobie z uśmiechem rękę, wymieniliśmy się kilkoma niezobowiązującymi zdaniami i przyszedł czas na pytanie, które zwykle w takich sytuacjach pada: „czym się zajmujesz?„. W niemal każdej głowie zachodzi wtedy szybki i automatyczny proces myślowy, którego rezultatem jest wyartykułowanie… swojego zawodu. „Pracuję w IT”, „jestem przedstawicielem handlowym” czy nawet „aktualnie jestem bezrobotny” (co wypada dzisiaj zamienić na „jestem w trakcie zmiany pracy”, ewentualnie „szukam nowych wyzwań”). Kiedy słyszę taką odpowiedź, od razu wracam myślami do Małego Księcia, który – zawierając nowe znajomości – pokazywał drugiej osobie taki oto rysunek:
Niech mały bohater sam wyjaśni, po co to robił:
„Zawód pilota dał mi okazję do licznych spotkań z wieloma poważnymi ludźmi. Wiele czasu spędziłem z dorosłymi. Obserwowałem ich z bliska. Lecz to nie zmieniło mej opinii o nich. Gdy spotykałem dorosłą osobę, która wydawała mi się trochę mądrzejsza, robiłem na niej doświadczenie z moim rysunkiem numer 1, który stale nosiłem przy sobie. Chciałem wiedzieć, czy mam do czynienia z osobą rzeczywiście pojętną. Lecz za każdym razem odpowiadano mi: – To jest kapelusz. – Wobec tego nie rozmawiałem ani o wężach boa, ani o lasach dziewiczych, ani o gwiazdach. Starałem się być na poziomie mego rozmówcy. Rozmawiałem o brydżu, golfie, polityce i krawatach. A dorosły był zadowolony, że poznał tak rozsądnego człowieka.”
Podobnie jest z nami – dorosłymi, poważnymi ludźmi, zajmującymi ważne stanowiska i będącymi (we własnym mniemaniu) niezastąpionym elementem większej układanki. Zwykło się przyjmować, że właśnie praca nas definiuje – to dlatego tak odpowiadamy na pytanie „czym się zajmujesz?” i również dlatego widzimy na rysunku kapelusz. Wszyscy (łącznie ze mną – a jak!) jesteśmy zamknięci w pewnych schematach, poza które boimy się wyjść – jakbyśmy byli odbici na ksero. Również dlatego nie ryzykujemy wychylenia nosa poza strefę komfortu i nie myślimy zanadto nad tym, jak żyjemy, a nawet – patrząc na przykład Małego Księcia – co widzimy przed oczami.
Sam nie jestem żadnym wyjątkiem – moja odpowiedź na tytułowe pytanie była sztampowa do bólu. To się jednak skończyło, bo w końcu dałem sobie nieco czasu na sformułowanie nie tylko „dzisiejszego ja”, ale również „ja za 5 lat”. Każda z tych definicji pokazuje moje priorytety i podejście do życia, a różnice pomiędzy nimi dają obraz tego, co chciałbym na przestrzeni najbliższych lat zmienić i w jakim kierunku mam zamiar podążać. Bo mimo, że plany się zmieniają, (w końcu droga jest ważniejsza od celu!), warto widzieć pod nogami szlak, zamiast gnać na oślep w losowym kierunku.
Jak bym się zdefiniował na dzień dzisiejszy? Ojciec, korpoludek, mąż, bloger, racjonalista, zawsze czymś zajęty pracuś. Nie obiecuję, że to właśnie będę mówił wszystkim nowo napotkanym osobom, ale słowo „ojciec” na pewno pojawi się przed określeniem zawodu. Jestem z tego dumny (niedługo będę dumny 2 razy bardziej!), a jeśli się dobrze nad tym zastanowić, to przecież właśnie o pewien rodzaj chwalenia się chodzi w tej grze. O ile duma z własnych dzieci jest czymś pozytywnym (a przynajmniej 100-procentowo naturalnym), to obwieszczając jako pierwsze zajmowane stanowisko, pośrednio pokazujemy swoją pozycję w hierarchii, a być może nawet: widełki płacowe? Wprawne oko wypatrzy jednak luki w tym szeregu, w którym pozycja na liście ma przecież olbrzymie znaczenie! Dlatego przejdę do drugiej części, czyli…
Jak widziałbym siebie za 5 lat? Jako ojca i męża, korzystającego z życia pracusia (tego nie zmienię) potrafiącego znaleźć chwilę na odpoczynek, aktywnego człowieka w dobrej formie, podróżnika, przedsiębiorcę patrzącego na życie szerzej niż tylko własne poletko i dającego nieco więcej siebie innym, być może blogera i freelancera pracującego na część etatu.
Ufff – trochę kosztowała mnie ta definicja. Różnice pomiędzy obiema definicjami widać gołym okiem. Nie znaczy to jednak, że mam zamiar przeprowadzić kompletną rewolucję we własnym życiu, ani że jestem z niego niezadowolony. Widzę jednak pole do poprawy (będę je zapewne widział do końca życia) i będę się starał konsekwentnie podążać małymi kroczkami w kierunkach, które właśnie wyznaczyłem. Chciałbym, żeby największy awans zaliczyła pozycja „mąż”, a największy spadek: „korpoludek”. Jeśli chodzi o to pierwsze, to poszliśmy ścieżką przetartą przez wielu i od kiedy pojawiło się dziecko, wzięliśmy na barki za dużo jak na naszą dwójkę, nie zwolniliśmy, a wręcz przeciwnie: podkręciliśmy obroty! Dzisiaj widzę, że brakuje nam czasu i energii na to, żeby ofiarować drugiej osobie więcej czasu i uwagi, niż wymaga tego ogrom codziennych obowiązków. Pozycja „korpoludek” natomiast powinna być oczywista dla stałych czytelników: stopniowo wprowadzane zmiany (jak choćby praca zdalna) mają zabrać nas nie tylko do niezależności finansowej, ale – przede wszystkim – do niezależności od jednego pracodawcy, któremu poświęcam codziennie zdecydowanie więcej czasu, niż bym chciał.
Mam nadzieję, że widząc moje własne, krytyczne spojrzenie zdobędziesz się na coś podobnego i poświęcisz chwilę na refleksję nad swoim życiem i tym, co chciałbyś w nim zmienić, usprawnić. Na koniec pokażę, że inni również potrafią wyjść poza utarte schematy, i to daleko bardziej niż ja sam. Znasz może zawodowo-biznesowe portale internetowe, w których publikuje się i aktualizuje swoje wirtualne CV, łącznie z zajmowanym stanowiskiem i nazwą kolejnych pracodawców? Tam również esencją każdego profilu jest zdanie typu „Maja Kowalska jest programistką w firmie XYZ”. Jakie było moje zdziwienie, kiedy otrzymałem maila z serwisu, mówiącego o zmianie pracy przez jedną z moich koleżanek! Brzmiał on bowiem tak: „Maja Kowalska jest teraz mamą i gospodynią domową w firmie DOM” 🙂 Daje do myślenia, hmmm?
A co Ty odpowiesz na kolejne pytanie „czym się zajmujesz?”.
Ciekawy post.
Aktualnie żona i mama Dwójki na pełen etat (staram się, żeby choć czasem było to w tej kolejności), ekperymentująca ze swoim życiem zawodowym (właśnie założyłam bloga http://www.statystyczny.pl), eks-księgowa (w każdym razie tak mi się wydaje), poszukująca w życiu szczęścia, wierząca i praktykująca, wciąż chwytająca się nowych wyzwań (choć niestety często z kiepską skutecznością).
Hej, dzięki za pierwszą odpowiedź na „pytanie dnia” i trzymam kciuki za nowego bloga. Widzę, że to już drugi – niezłe tempo sobie narzucasz 😉
Nie lubię stać w miejscu, szukam swojej pasji – być może przez pisanie uda mi się ją znaleźć 🙂
A blog de facto trzeci – pierwszy najbardziej prywatny.
Pasji się nie szuka, pasję się tworzy 😉
Dobre to jest! Fajny blog!
Dziekuję za ten wpis i to pytanie:) Bardzo mi bliskie ostatnio są te przemyślenia.
Moja odpowiedź: Coraz bardziej żyjąca w zgodzie ze sobą kobieta, finansistka ciesząca się swoją pracą, od niedawna blogerka czerpiąca radość z pisania.
Nono, Aniu – widzę, że blog się fajnie rozwija, trzymasz poziom i piszesz regularnie, a to klucz do sukcesu. Serdecznie pozdrawiam i ponownie życzę wytrwałości.
A ja ponownie dziękuję za te i poprzednie słowa – dają siłę do pisania dalej 🙂
Pracuję w branży IT oraz dorabiam w Internecie. W wolnych chwilach urządzam i aranżuję własne M. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła o sobie powiedzieć mama, żona 🙂
Życzę Ci przede wszystkim tych dwóch ostatnich!
Dziękuję serdecznie 🙂
A ja nie zobaczyłem na rysunku kapelusza, tylko dziwnie wyglądające zwierzę 😀
Ja też. Jak przeczytałem w tekście o kapeluszu to aż musiałem spojrzeć jeszcze raz.
Widać, że nie zatraciliście w sobie dziecka, a to tylko świadczy dobrze o Was!
Bardzo dziwne zwierze 😀
Bardzo dziwne zwierze 😀 Ale wpis bardzo logiczny i dobry, leci subek ;)!
ohoho – a pierwszy raz w życiu widziałeś ten rysunek?
To nie Mały Książę pokazywała ten rysunek tylko pilot, którego spotkał na pustyni. Mały Książę, jako jedyna osoba, potrafił odpowiedzieć prawidłowo na pytanie.
Ajć – racja, racja.
Ja jestem programistą 😉 Nie dlatego, że taką pracę wykonuję, tylko dlatego, że jest to czynność pochłaniająca największą część mojej doby. Nawet gdy nie jestem w pracy, zazwyczaj programuję. Dużo też gotuję, ale przede wszystkim jednak programuję. Jestem programistą i już 🙂
W przyszłości też będę programować, bo kocham to robić.
Hmmm – praca=pasja? Tylko dlaczego jesteś programistą a nie programistką?
Z tego samego powodu, dla którego nie ma architektek 😉 Cóż, język żyje, posłanka już jest normą, ale psycholożka chyba jeszcze nie. Niektóre nowomowy przyjmują się łatwiej niż inne. W sumie to wsioryba, tak mi się powiedziało 😉
Psycholożki i programistki istnieją juz od lat, nawet w mediach:)
Jestem CZŁOWEKIEM.
Mam życie przed sobą, z każdą chwilą coraz mniej.
Chciałbym być wszystkim po trochu.
Niestety, nie zdążę.
Niestety, nie da rady: jak się na jedno zdecyduję, innego nie spróbuję.
To nie jest więc powód, by się definiować przez wykonywane zajęcie, które przecież przychodzi do nas „z zewnątrz”.
Jestem bałamutnikiem, a mogłem górnikiem, hutnikiem lub urzędnikiem – czy któreś z tych zajęć jest lepsze od innych?
Gdy mnie na różnych spotkaniach zawodowych ktoś pyta co robię, odpowiadam, że cieszę się, że z nimi rozmawiam.
.
Pozdrawiam
Kosmatek,
Rozwiązywacz problemów wszelakich 😉
Kosma: postaw na dobrą literaturę i zły alkohol. Albo i odwrotnie: na lichą literaturę i dobry alkohol. Można wznieść się do Olimpu i być, czym się chce; tak między wschodem a zachodem; miedzy modlitwą a bełkotem.
„Chciałbym być wszystkim po trochu.” – coraz bardziej sam zdaję sobie z tego sprawę. A czy nie zdążę… co, ja nie zdążę??? 😛
Witam. To dobra okazja, aby się nad taką definicją zastanowić.
Co mnie definiuje?
Od lat pracuję przykuta do komputera:) Jestem tym zmęczona, tym bardziej, że firma przeżywa poważny kryzys, co nie daje gwarancji na przyszłość.
Tak więc jestem obecnie na etapie poszukiwania alternatywy dla mojego dotychczasowego zawodowego życia.
Ciągnie mnie do natury i do większej wolności, nawet kosztem osiągania mniejszych dochodów.
Poza tym mam dwójkę dorosłych już dzieci, tego samego od lat męża oraz wnuczka:)
W perspektywie najbliższych lat chciałabym mieć więcej czasu dla realizacji swoich pasji, dla swojej rodziny i znajomych.
Zamienić większą część mojego „muszę” na „chcę”.
I wreszcie w pełni cieszyć się z „tu i teraz”.
Pozdrawiam serdecznie. Wiola
Super komentarz, wyszło bardzo szczerze – i mimo, że nieco smutno, to skoro w jakiś sposób dążysz do tych zmian, jest dobrze!
No patrząc od tej strony to jestem początkującym blogerem, szachistą-amatorem, indywidualistą, minimalistą, nonkonformistą, realistą i stoikiem. Lubię czytać i interesuje mnie tematyka maksymalizacji wykorzystania umysłu (jak mnemoniki, szybkie czytanie itd.)
Cóż, z pewnością brzmi lepiej niż „jestem bezrobotnym studentem”:)
Szczęśliwa mama dwójki dzieci i żona cudownego męża 🙂 z zawodu inżynier geolog, aktualnie zajmująca się tylko domem, uwielbiam gotować a jeszcze bardziej piec. Poza tym kocham podróżować, chodzić po górach, z każdej wyprawy przywożę kamień do mojej kolekcji.
Ekstra – aż udzieliła mi się energia bijąca z tego komentarza.
Mam wrażenie, że tylko w Polsce takie pytanie kojarzone jest z pracą zawodową.
W Skandynawii gdzie spędzam dużo czasu, w Hiszpanii w której kiedyś mieszkałam odpowiedzi na takie pytania były mniej więcej takie:
„gram na perkusji w rockowym zespole” ( dyrektor marketingu pewnej znanej firmy), „przygotowuję się do wejścia na Mont Everest” (projektantka butów), „trenuję do maratonu”( matka 5 dzieci na wiecznym urlopie wychowawczym), etc. Dużo mogę przetoczyć takich przykładów, co ciekawe, kiedy ja zaczęłam mówić że aktualnie szukam pracy, wszyscy dziwnie na mnie patrzyli i pytali ” ale co robisz w życiu?” i wcale nie chodziło im o zawód.
To bardzo ciekawe. Czy ktoś jeszcze ma podobne spostrzeżenia? Czy rzeczywiście tylko wiecznie harujący Polak tak bardzo identyfikuje się ze swoją pracą, jakby nie robił poza nią nic innego?
Teraz: żyjący. (wow!)
Za 5 lat: nadal żywy (wow!, wow!)
EEeeeee.. wow !
Survivor, overlevende, czy jak kto woli komorka przetrwalnikowa.
Na codzien zajmuja mnie raczej egzystencjalne problemy: jak dac sobie rade, jak przetrwac, jak mimo malych srodkow wychowac dobrze dwojke dzieci.
Ciekawe – a tak poza codziennością, rozwijasz w jakiś sposób zainteresowania (obawy?) jeśli chodzi o survival?
Przyjemny wpis, Wolny. Pozostań przy takiej tematyce. 🙂
Nie ma co się dziwić, że ludzie definiują siebie i innych poprzez wykonywany zawód. Przecież na nic nie poświęca się przeciętnie tyle czasu co na pracę. A jak dodać to ile czasu po pracy nam zabiera myślenie o niej to wychodzi, że reszta to tylko zabijacze czasu po pracy. Jeszcze innym powodem (powiązanym z tym ile pracujemy) jest to, że przeciętniak po pracy nie robi nic. Praca jaka by nie była jest najciekawszą rzeczą w życiu Kowalskiego. Ewentualnie życie innych ludzi, ale nie pochwali się przecież, że jest wścibskim plotkarzem.
A jeżeli o mnie chodzi, najbardziej definiują mnie moje dziwne poglądy, ale tym się nie chwalę. Potem są moje marzenia (im wszystko podporządkowałem), ale nimi też się nie chwalę, bo w obecnych realiach zrobię z siebie wariata większego nich chwaląc się poglądami. No to pozostaje praca. Więc o niej w razie czego mówię.
Zresztą większość pyta „Gdzie pracujesz?”, a nie „Czym się zajmujesz?”, więc nie mam prawie żadnego pola manewru.
Słowo, które najbardziej się mi ze mną, w obecnej sytuacji, kojarzy – Nieudacznik. Ale tak też się nie przedstawiam bo musiałbym tłumaczyć dlaczego, a wtedy wyszłoby, że ci z którym najczęściej dane mi jest się spotykać są nimi jeszcze bardziej, a chyba nikt o sobie tak nie myśli.
Ja się nie widzę za pięć lat. Jest tyle niewiadomych i planowanych zmian, że za cholerę nie przewidzę jak się moje życie potoczy. Mam cele, wiem gdzie chciałbym być, ale czy się uda? Wierzę, że tak. Inaczej bym tego nie robił co robię.
Drugi akapit trafia w sedno. niestety…
Wyjąłeś mi to z ust 🙂
Jakkolwiek smutne i może trochę egoistyczne by to nie było to pocieszająca jest mimo wszystko myśl, że są wśród nas również inni nieudacznicy (w takiej czy innej materii).
Chociaż przyznam, że w gronie najbliższych zdarza mi się mówić o sobie per nieudacznik.
Mnie to nie pociesza. Mam gdzieś jacy są inni. Interesuje mnie to kim jestem i kim mógłbym być. Te dwa warianty porównuję. Stąd taka samoocena.
Napiszę inaczej – nie powinno w sumie to być pocieszające ale jest to niestety nasza polska przywara: cieszyć się z tego, że ktoś ma gorzej albo co najmniej tak źle jak ja. Staram się z tym walczyć kiedy przyłapuje się na takim myśleniu ale wciąż niestety mi się to czasami zdarza. Czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci. Niestety środowisko, w którym człowiek się wychowuje w znacznym stopniu go kształtuje a wytrzebić złe nawyki nie tak łatwo.
Z drugiej strony na myślenie o tym kim się by mogło być rzutuje chyba – przynajmniej w jakiejś części – to kim nasi rówieśnicy/znajomi ze szkoły/podwórka aktualnie są, co osiągnęli (czytaj więcej niż ja) mając do dyspozycji tak naprawdę te same środki i możliwości. I wtedy pojawia się taka a nie inna samoocena. Nie wiem szczerze czy da się uciec całkowicie od porównywania się z innymi. Też czasem sobie mówię, że mnie inni nie obchodzą, że co z tego że ten czy tamten ma to i tamto a ja nie. I mimo, że często jestem sobie w stanie to racjonalnie wytłumaczyć (najczęściej swoim porażającym lenistwem) to ostatecznie wcale dzięki temu nie czuję się z tym dobrze, że inni mają rzeczy/status/pozycję/karierę a ja nie.
Ciekawy komentarz. Dorzucę swoje dwa grosze:
1 grosik. Pamiętaj, że widzisz tylko wycinek życia innych, nie masz dostępu do całości, a zwykle to, co na zewnątrz wygląda lepiej niż rzeczywistość. Nie trzeba szukać daleko – ja sam czuję, że na tym blogu zbudowałem wizerunek samego siebie znacznie bardziej kolorowy niż w rzeczywistości…
2 grosik. Również uważam, że nie da się całkowicie uniknąć porównań. Ale samo „przyłapywanie się” na tym i mówienie sobie „oj oj oj – nieładnie” 🙂 to już coś i z czasem coraz łatwiej nam patrzeć na to, co wcześniej wzbudzało zazdrość.
Pozdrawiam.
Porównywanie się u mnie nie zdało egzaminu. Prawie zawsze wychodziłem na nim na „lepszego”. Uśpiło to moją czujność. Ale to raczej wina tego w jakim środowisku było i jest mi dane żyć. Teraz oceniam na co mnie samego stać i w takim porównaniu wpadam cholernie słabo. Może kiedyś dorównam „sobie”?
Jestem szczęśliwa emerytką.Cieszę się z każdej chwili, z radości mego dziecka
zięcia.I tym ze mimo ciężkiej choroby mój mąż ciągle się trzyma.
Mam takie radości jak działka dobra książka.
Pozdrawiam zięcia 😉 i trzymam kciuki za męża!
Bardzo ciekawy wpis… ja zawsze mam problem na rozmowach kwalifikacyjnych z odpowiedzią na pytanie jak się widzę za 5 lat…:/
Bo i odpowiedzi nie udzielisz też takiej, jakbyś napisała tutaj, prawda?
Mnie niestety definiuje lenistwo i poczucie czasu przelewającego się między palcami. Mam pracę którą chciałem mieć, pracę o której marzyłem, nie ma z niej kokosów jak np z IT, ale spokój, trochę mało się w niej rozwijam – brak motywacji z zewnątrz, a wewnątrz mnie jest, ale taka malutka, tak się tli. Mam dużo czasu wolnego, 34 lata, singiel.
Czuję że czegoś mi brakuje do hmm spełnienia się. Może żony i dzieci? Może poczucia jakiegoś głębszego sensu? Szukam w necie różnych motywacji i przez to trafiłem na tę stronę, która jest świetna. Nie tylko kasa się liczy w życiu, co próbuję sobie wpoić bo trochę świruję w tym zakresie. Mój problem polega na tym że biorę się za coś (np grafika 3D) i myślę „a może lepiej robić w tym czasie coś innego np. uczyć się programować, albo nie, może jeszcze coś innego, hmm co by tu jeszcze robić… i tak dzień za dniem. Nie jestem przedsiębiorczy, ktoś musiał by stać nade mną z batem i mówić „rób to a teraz rób tamto” wtedy wiedziałbym że to ma sens bo ktoś z zewnątrz mi każe to robić 🙂
Przeczytałem „O stawaniu się stoikiem” i „Stoicyzm uliczny” – fajne choć niektóre rzeczy mnie przerażają w tym stoicyźmie (przyzwolenie na popełnienie samobójstwa, kto czytał pierwszą wymienioną przeze mnie ten będzie wiedział). Stoicyzm pomaga, ale zamierzam wybrać z niego tylko to co mi pasuje, a co, ktoś mnie będzie z tego rozliczał? Nie 🙂
Czytam Wolnego od może kilku miesięcy, to mój pierwszy post, negatywny trochę no ale co tam, tak dla równowagi go napisałem żeby nie było tak wesoło 😉
Bardzo fajne to pytanie – co mnie definiuje. Muszę poszukać czegoś lepszego niż w/w.
Pozdrawiam Wolnego i czytelników!
Wspaniały komentarz – wielkie dzięki, że poświeciłeś na niego nieco czasu, a przede wszystkim: przemyśleń. Szukanie to nic złego – sam czasami skaczę z jednego tematu w drugi albo zaczynam czytać 3 różne książki i żadnej nie kończę… być może rzeczywiście coś jest w Twojej (auto)sugestii „Czuję że czegoś mi brakuje do hmm spełnienia się. Może żony i dzieci?” – dopóki nie zrobisz kilku kroków w tym kierunku, nie przekonasz się!
Krzysztofie, jeśli chciałbyś, weź od Wolnego mój e-mail. Spróbuję Ci wytłumaczyć stoickie dopuszczenie samobójstwa.
Teraz piszę doktorat i ogarniam domowe finanse. Trochę szukam mieszkania i pomysłów na nicnierobienie (zawodowe) 🙂
A za 5 lat będę już nic nie robić oprócz habilitacji i uprawiania nauki jako bogata Pani Doktor 🙂
Jak już zaczniesz nicnierobić, życzę znalezienia czegoś ciekawego do roboty 😉 Albo na przykład… gromadki dzieci – one już zagospodarują Twój czas 🙂
Dzieci też będą – bez dwóch zdań! Ale na razie priorytety są nieco inne. Dzieci są dziś numerem 3, a jak się już pojawią zostaną numerem 1 na wiele lat 🙂
Ostatnio przez dwa lata jestem przede wszystkim matką. Bywam też narzeczoną Przyszłego. Ogarniam finanse, bloguję i marzę o renowacji mebli, za które się wezmę po ogarnięciu finansów.
Aktualny zawód wykonywany – planista dnia codziennego, na krawędzi załamania nerwowego, bo Bulba me kręgi szyjne poprzestawiała, po rannym skoku na me ciało, wsadziła palucha w me oko, którego istnienie czuję cały dzisiejszy dzień i prawie wybiła mi zęby przednie swą złocistą główką.
Koniec 🙂
Cieszy mnie, że w wielu komentarzach bycie rodzicem jest na pierwszym miejscu – to naprawdę silny przekaz do tych „niedzieciatych” 😉
Zupełnie inny wpis niż zwykle, ale… nie powiem – bardzo ciekawy 🙂
Definiując swoją osobę powiedziałbym, że jestem: tatą, mężem (choć tutaj również zauważyłem, że moja relacja z żoną znacznie się pogorszyła, gdy na świat przyszedł nasz Michał – zbyt mało czasu spędzamy razem), pracownikiem etatowym, blogerem, pasjonatem gór, inwestorem amatorem, przyjacielem.
Za 5 lat chciałbym być: „wolnym” ojcem spędzającym więcej czasu z moją żoną Asią, mieszkającym w mieszkaniu nieobciążonym hipoteką i spotykającym się częściej z moimi przyjaciółmi najlepiej na górskim szlaku 🙂 Pozdrawiam Jacek
I tego Ci serdecznie życzę!
Tak po zastanowieniu stwierdzam, że za dużo tych etykiet, którymi od urodzenia jestem szczodrze obdzielany, a i sam równie szczodrze siebie obdzielam…
A które bym pozostawił, gdybym miał siłę resztę z siebie zmyć?
Mąż, ojciec, syn, rzemieślnik i wkrótce już – mam nadzieję, że z sukcesem – rolnik…
A w dalszej przyszłości stoik…
Dlaczego tak?
Od wszystkiego potrafie uciec tylko nie od relacji z sobą, rodziną i pracą…
Znaczy i od tego dało by sie uciec, tylko po co?
Bardzo ciekawy wpis, dokładnie takich oczekuję po tym blogu:)
Ode mnie:
Żona, córka, finansistka, zapalona bywalczyni siłowni, łowca lokatowych okazji, kochająca podróże, ciągle testująca nowe przepisy kulinarne szuka nowinek prozdrowotnych.
Wszystko powyższe próbuję łączyć z minimalizmem i rozwojem osobistym.
W sumie od jakiegoś czasu, nienachalnie myślę o zostaniu mamą. Ale się boję, że mi się nie spodoba, więc ciągle odkładam;) Ta ostatnia myśl naszła mnie po przeczytaniu komentarzy „dzieciatych”.
Czy Ci się spodoba, to zależy od tego, czego oczekujesz po byciu matką 🙂
W sumie to oczekuję, że nic się nie zmieni poza tym, że będę miała dziecko. Ale racjonalnie ujmując wiem, że zmieni się wszystko i stąd właśnie mój strach.
Zmieni się wszystko. Częściowo na lepsze, częściowo na gorsze. Będzie trudniej, ale bardziej satysfakcjonująco. A czasem łatwiej, ale za to dołująco…
Życzę dobrych decyzji!
Coś o dzieciach chyba muszę skrobnąć… nie od strony finansowej, ale właśnie w temacie rewolucji, jaka ma miejsce po narodzinach maleństwa. Myślę, że wielu z Was by z chęcią przeczytało coś takiego.
Wszystko się zmieni, zaczynając od definicji nocy i dnia, a kończąc na Tobie. Lepiej, gorzej? Dla każdego coś innego, jednych ucieszy dotyk maleńkiej rączki i zapach niemowlaka, pierwsze „mama”, pierwszy krok, pierwszy dzień w szkole …, ale inni będą nienawidzić zmęczenia, braku czasu, braku wolności. Wszystko ma swoją cenę, wolność i czas kosztują, może cena będzie nieznośna cisza w czterech ścianach, może ceną za najpiękniejszą laurkę na Dzień Mamy będzie jeszcze jedna nieprzespana noc i kolejne odłożenie na „kiedyś” wyprawy planowanej od zawsze.
To kolejny komentarz, który motywuje mnie do stworzenia wpisu o zmianach zachodzących po przyjściu na świat potomstwa!
Koniecznie:) Niedzieciaci nie wiedzą czego się spodziewać. Myślę, że warto poświęcić trochę miejsca na przemyślenia żony- to chyba jednak troche inne przeżycia dla meżczyzny i kobiety
Przede wszystkim tata oraz mąż, który pracuje fizycznie i jak mam być szczery nie lubię tej pracy i z miła chęcią chciałbym robić lub zrobić coś produktywnego co dawałoby mi radość każdego dnia. W końcu zacząć robić to co lubię i siedzi to głęboko we mnie, ale ryzyko rzucenia pracy i pójścia za tym co się zepsuło kilkanaście lat wcześniej przeraża. Wole być szczery i napisać to co tak naprawdę leży mi na sercu, ale też jestem przekonany tym że narzekanie nic mi nie da a pewnie bardziej mnie pogrąży i tak zostanie mi pracowanie do 67 roku życia… Tyle szczęścia w tym, że rodzina jest tym co daje dużo szczęścia w tym naszym szybkim życiu.
Jeśli mogę zapytać: co się „zepsuło” i do czego boisz się wracać?
I w pełni się zgadzam: rodzina daje niesamowicie dużo!
Mnie na razie definiuje pisanie magisterki 🙂
Gdy poznaję kogoś kogo może zainteresować coś poza moim zawodem/wykształceniem odpowiadam:
– Aktualnie zajmuję się byciem szczęśliwym, bo przecież w sumie o to chodzi. Od jakiegoś czasu wyjątkową radość sprawia mi paralotniarstwo, finansuję je programowaniem, ale głównie zajmuję się byciem szczęśliwym teraz i zapewnieniem sobie tego szczęścia w przyszłości. Ogólnie zajmowałem się różnymi rzeczami od prowadzenia handlu alkoholem, przez kładzenie rygipsów, sprzedaż własnoręcznie robionych wędzonek do projektowania kluczowych dla państwa systemów IT.
Może to trochę wydumana odpowiedź, ale wg mnie prawdziwa. Btw gdy zaczynam wymieniać czym zajmowałem się w ciągu ostatnich 10 lat (przysłowiowy tynkarz-akrobata z sukcesami w wielu dziedzinach) to często reakcja jest negatywna, bo ktoś traktuje to jako przechwalanie się.
Też chciałbym kiedyś o sobie powiedzieć „złota rączka”. Bo na nazwanie siebie „człowiekiem renesansu” to by mi kilku żyć zabrakło!
Na pytanie „czym się zajmuję” odpowiem, że wychowywaniem dzieci, pracą po godzinach, budową domu, spędzaniem czasu z najbliższą rodziną i przyjaciółmi. Zaś na pytanie „co cię definiuje” odpowiem, że jedzenie hehe – ostatnio jak zastanawialiśmy się, gdzie pojechać na wakacje, uświadomiłam sobie, że wszystkie miejsca mnie przyciągają jedzeniem – i mówię do męża: „może Istambuł – tam były te zajebiste grillowane ryby; może Maroko – te pyszne świeże owoce; a może Włochy – najlepsza pizza na świecie! a może to, może tamto – i wszystko wokół jedzenia 😉 A za 5 lat widzę siebie w naszym nowym domu na ganku pijącą kawkę i czytającą dobrą książkę, z trójką dzieciaków na tarasie (na razie mamy dwójkę) albo gadającymi i tłukącymi się w salonie (bez tv ofc), spędzającą czas z przyjaciółmi i – mam nadzieję, że jeszcze – z rodzicami w wolnych chwilach, wakacje pod namiotem, kajaki i wydmy latem, narty zimą, gofry i lody z dziećmi, winko z mężem, no proza życia, z korporacją już się pożegnałam – mam nadzieję, że na stałe, osiągnęłam co chciałam, mam własną firmę, kokosów nie ma, ale i ich nie potrzebuję, a robię co lubię, znalazłam swoje miejsce w życiu, zrozumiałam co się dla mnie liczy i żyję no po prostu, więc byle tak dalej – jak to mówiła Kasia Rz – dopóki jesteśmy młodzi i zdrowi wszystko jest ok 🙂
Gosiu – piękny komentarz, jestem pod wrażeniem tego, co osiągnęłaś i radości, którą widać w tym komentarzu. Tak trzymaj, a ja być może kiedyś również zdobędę się na tak odważne kroki. Serdecznie pozdrawiam i dużo zdrowia życzę!
Tata, mąż, przyszły rentier, pracownik na etacie…
Widzę, że również kombinujesz, jak tu wzmocnić 3 pierwsze punkty i jak wyeliminować ostatni 😉
A ja jeszcze nie wiem co mnie definiuje, jest to w moim życiu zmienne i płynne. Może właśnie to – ciągłe dążenie do zmiany!
Dopóki nie krzywdzisz tym innych i czerpiesz satysfakcję z tych zmian, ja nie widzę żadnego problemu 🙂
Bardzo możliwe – dążenie do samorealizacji! Ale zawsze w życiu człowieka przychodzą takie momenty kiedy trzeba nadać sobie konkretna definicję, na chwile się zatrzymać i pomyśleć o sobie!
Przejdzcie sie po cmentarzu (serio). Przypatrzcie sie nagrobkom. Pieknie utrzymane groby: Imie, nazwisko, a pod nim LEKARKA. Kilka krokow dalej imie, nazwisko i ADWOKAT, dalej POETA, widzialam nawet: PRACOWNIK SPOLDZIELCZOSCI.
Mieli Rodziny, ktrore przychodza, czyszcza nagrobki, stawiaja kwiaty, zapalaja znicze, komu? Lekarce, adwokatowi, poecie, pracownikowi spoldzielczosci, czy bratu, siostrze, ojcu, matce, dziecku, po prostu czlowiekowi?
To chyba jednak margines – przynajmniej taką mam nadzieję. Osobiście kilkukrotnie zauważyłem podobne napisy i również mnie to „ruszyło”, ale z moich obserwacji wynika, że to margines (a może niezbyt dokładnie się rozglądałem?). Zastanawia mnie, na ile to świadoma decyzja przed śmiercią, a na ile rodzina zmarłego postanowiła go „uhonorować”.
… Czyli siebie – podpiąć się pod ewentualny sukces, mając jedyny wkład w postaci nazwiska…
tego już nie chciałem pisać nie znając konkretnych przypadków, ale to bardzo prawdopodobne.
Dzisiaj: Początkujący ultramaratończyk, początkujący inwestor na rynku nieruchomości, pracownik etatowy, przedsiębiorca po godzinach.
Za 10 lat ;):Mąż, Ojciec, Zawodnik krajowej czołówki w ultramaratonach, Doświadczony inwestor, Przedsiębiorca
Kolejność nie jest przypadkowa 🙂
Wow – ambitnie. I o to chodzi, prawda?
Czy się zajmuję ?
Zajmuję się moją pasją, kocham projektować, szyć i wykonywać konstrukcje odzieżowe. Jest to częścią mojego życia.
Na dzień dzisiejszy mam dużo czasu ale brak wynagrodzenia.
A jak siebie widzę za parę lat ………we własnym domu na wsi, bez kredytu, bez pracy i dużo wolnego czasu aby poświęcić się dla pasji.
I pewnie ktoś zapyta z czego będę żyć? To co urośnie mi na działce ……..
a zaspokojenie potrzeb aby coś sobie kupić znikły jakieś dwa lata temu.
I to jest moje największe marzenie – pozdrawiam świetny blog 🙂
I to jest prawdziwy minimalizm 🙂 Trzymam kciuki, chociaż pewnie zdajesz sobie sprawę, że aż tak prosto w tym cywilizowanym świecie się nie da…
Ludzie mają problemy z określeniem prostych rzeczy dotyczących ich samych, jakby funkcjonowanie w tym świecie było dla nich czymś nienaturalnym.
Bo i dzisiejszy świat zbyt wiele z naturalnością nie ma, prawda?
mąż, ojciec , podróżnik, złomiarz- kolejność celowa.
Szczególnie ostatnie robi wrażenie wśród korpo szczególnie gdy mnie nie znają:) Z tym celem za 5 lat to mam problem bo w sumie cele udało mi się zrealizować. I nie wiem do końca czego sobie życzyć i czuje trochę pustki:(
Mąż, ojciec – koniecznie w tej kolejności bo dzieci są tylko etapem (jednym z najpiękniejszych w życiu) związku. Przychodzą na świat, rosną i odchodzą. Trzeba więc być w tym czasie dla nich przewodnikiem, nauczycielem, ostoją, przyjacielem. Jestem przyjacielem, najbardziej to przyjacielem mojej Żony. Lubię zwolnić bieg życia i dlatego wybiorę rower zamiast samochodu i spacer zamiast telewizji. Lubię czytać. I chcę ukończyć pełnego IronMana
definiuje mnie
1. dążenie do życia w wolności od wszelkiego grzechu – dążenie do świętości
2. dążenie do budowania rodziny – bycie dobrą żoną i matką ( obecnie mam tylko jedno dziecko)
3. dążenie do życia w zdrowiu psychicznym, fizycznym ( jeżdżę rowerem, nie jem „głupot” itp.)
4. dążenie do wolności finansowej – pracuję na etacie w drukarni, JESTEM EMIGRANTEM, jestem polką w UK, oszczędzam.
takie są moje życiowe priorytety, w nich staram się rozwijać, aczkolwiek nie przekładam tych niższych ponad te wyższe,
życie zgodne z prawem Bożym i tradycją Kościoła Katolickiego, życie małżeńskie, rodzinne, to jest dla mnie najważniejsze, na to nie może zabraknąć czasu i siły,
zdrowie – jedzenie, aktywność i odpoczynek w zrównoważonych proporcjach
dopiero później pojawia się praca – która myślę że jest mi niezbędna do zdrowego codziennego rytmu, spotkania z ludźmi, systematyczne zaczynanie i kończenie pracy. niestety nie wykonuję pracy marzeń, ale w warunkach bardzo dobrych – umowa na stałe, praca lekka, w dobrych warunkach, bez stresu, blisko od domu, wypłata wystarczająca by przynajmniej połowę odkładać, w celu rozsądnego spożytkowania później.
Mąż, ojciec, manelarz, zbieracz ;o) Sebastian ma rację, że dzieci są etapem w naszym życiu, ale często tak nas pochłaniają, że ciężko znaleźć czas na inne rzeczy, dlatego na razie o nich nie myślę, może jak dzieci dorosną będę mógł spełnić siebie i swoje plany, które się słabo rysują dopiero…poza tym uwielbiam czytać, grać na kompie, łazić po górach…
Obecnie: Mąż jednej żony, ojciec czwórki dzieci, codziennie próbuje wychować dzieci z żoną, pracuje w korpo. Pasjonat minimalizmu i prostoty, w wolnych chwilach pracuje fizycznie w ogrodzie gdzie najłatwiej widać efekt pracy po całym dniu – nic tak nie przemawia jak przekopane grządki bądź poprzycinane drzewka – wszelkie raporty i spotkania się chowają w korpo :D.
Za 5 lat: Początek ten sam, korpo chciałbym zamienić na wolny zawód (pracuję nad tym każdego dnia), reszta bez zmian – ogród, praca fizyczna, może jakieś zwierzęta…………..
Wolny – b. ciekawy wpis. Powodzenia przy kolejnych.
Pracuje w księgowości bo z czegoś trzeba żyć, ale nie zapominam o sobie i swoich potrzebach, marzeniach i pasjach. W każdej wolnej chwili spełniam się i swoje marzenia, dlatego potem łatwo mi pójść do niekoniecznie wymarzonej pracy, bo wiem że za chwilkę odnajdę znów siebie…. Wieczna optymistka 🙂
No nieźle
Gratuluję wpisu. Jak zbierasz indywidualne opinie to kilka słów ode mnie:
Definiuje mnie chyba szukanie. Chciałbym zrozumieć świat, tego jak działają ludzie, ich motywacje, sposoby działania itp. Dlatego sporo czytam oraz interesuję się polityką, gospodarką itp. Chcę wiedzieć więcej.
Pozdrawiam Jarek
„Kim ty jesteś – ja byłem, kim ja jestem – ty będziesz .”
Taki napis wypisany jest w krypcie Wiśniowieckiego
na Świetym Krzyżu . Na miejscu , stojąc obok szklanej trumny jegomościa
brzmi to bardzo wymownie .
Myślę , że wszyscy bez wyjątku jesteśmy ludźmi .
Podstawowym pytaniem na jakie warto sobie odpowiedzieć
brzmi : Quo wadis ?
Skąd idziemy i dokąd zmierzamy .
Odpowiedzi na te pytania chyba najbardziej nas definiują .
Wolny,
fajne są te twoje wpisy. Bez ogródek „korpoludek”. Tak bez mizdrzenia się, szczerze. Też mówisz o swoich wartościach i to się ceni. Przyjemne są też i Twoje perspektywy, zwłaszcza to poszerzenie poletka.
Trochę robisz, pisząc ten blog, dzieląc się swoimi doświadczeniami i dając pole do dyskusji, co widać po komentarzach.
To swoją drogą jest jakiś odpowiedzialny racjonalizm, pisanie planów na siebie za pięć lat, wyznaczanie celów. Również podoba mi się to i jest to dla mnie inspirujące.
Pozdrawiam serdecznie