Zdrowie: ten tylko Cię doceni, kto Cię stracił.

Pamiętasz może, jak kilka miesięcy temu na własnej skórze odczułem, jak przydatny jest fundusz awaryjny? Otóż dość szybko przekonałem się, jak ważna jest szybka odbudowa tych środków, bo prawdopodobieństwo prawdopodobieństwem, ale nieszczęścia chodzą parami, a czasami i stadami ;). Mógłbym więc wzmocnić wcześniejszy przekaz, nakłaniać do zwiększenia środków „na czarną godzinę” czy też apelować o szybkie uzupełnienie nadwyrężonych funduszy. Ale ponieważ tym razem posłuszeństwa odmówiło moje ciało – daleko cenniejsze niż jakikolwiek inny sprzęt wymagający naprawy – pozwolę sobie pominąć te wszystkie oczywiste oczywistości i przejść do tego, co naprawdę w życiu ważne.

Najpierw jednak garść statystyk: niedawne badania wykazały, że w przeciętnej polskiej rodzinie wydatki w kategorii zdrowie znowu poszybowały w górę o ładne kilkanaście procent i obecnie wydajemy oszałamiające… 58 zł miesięcznie na osobę. No, no – istne szaleństwo, musimy być chyba chodzącymi okazami zdrowia, skoro w ciągu roku 4-osobowa rodzina przeznacza na leczenie prawie 2.800 zł. Przepraszam za ironię, która wcale nie musiała zabrzmieć zabawnie: ani dla tych, którzy mają świadomość kwot potrącanych z każdej pensji na ubezpieczenie zdrowotne, ani dla tych, dla których wysupłanie 2.800 zł z domowego budżetu na ratowanie zdrowia nie jest łatwym zadaniem. Śmiesznie się jednak robi, kiedy porównamy nakłady na zdrowie z tymi potrzebnymi do utrzymania auta (przykłady tu i tu, zachęcam oczywiście do sprawdzenia tego na własnym przykładzie). Samo ubezpieczenie czterech kółek potrafi przewyższyć wartość wizyt i leków dla wszystkich domowników – nie mówiąc o przeglądach, naprawach, wymianie opon, a nawet wizytach na myjni. Czy zatem samochód znaczy dla nas więcej niż my sami? A może – w przeciwieństwie do blaszanych puszek, jesteśmy idealnie sprawni i nie wymagamy żadnych nakładów? Przyznasz chyba, że to nieco nagięta argumentacja…

zdrowie_3

Słabe auto, mocne zdrowie? 🙂

I co z tego, że dodatkowe (wcale niemałe!) środki z każdej naszej pensji idą na utrzymanie kolejnej nienasyconej hydry zwanej publiczną służbą zdrowia, skoro z tej „służby” większość z nas nie korzysta? Czasami dlatego, że jesteśmy młodzi i względnie zdrowi, finansujemy więc system, z którego korzystają osoby bardziej potrzebujące (ot – kolejny przykład odpowiedzialności zbiorowej, podobnej do systemu emerytalnego, z którą nie każdy musi się zgodzić, a za to nikt się nie może z tego wypisać). Niekiedy jest jednak inaczej: zdarza się przecież, że rzeczywiście potrzebujemy szybkiej diagnozy lub naprawy naszego ciała i wyciągamy rękę po nikłą część z tego, co oddaliśmy. I tu się zaczyna loteria – taka bez reguł 🙂 Ja ostatnio zobaczyłem środkowy palec wyciągnięty w moją stronę, czego rezultatem było niemal 3.000 zł wydane w prywatnym gabinecie, w którym czekają mnie kolejne wizyty (i wydatki). Tak jest nie tylko wtedy, kiedy nie możemy (lub nie chcemy) sobie pozwolić na wielomiesięczne czekanie na wizytę czy zabieg – w moim przypadku chodziło bardziej o różnicę pomiędzy „za darmo = metody i rozwiązania ze średniowiecza, trwałe jak domek z kart” a „kosztownie = profesjonalnie, porządnie, na długo”. I absolutnie nie chcę się tutaj żalić czy wytykać absurdy publicznej służby zdrowia (zwłaszcza, że sam jestem orędownikiem kupowania jakości). Wręcz przeciwnie, chciałbym podzielić się satysfakcją, która płynie z posiadania możliwości dbania o zdrowie swoje i mojej rodziny w profesjonalny sposób.

Nie ma co się oszukiwać: chodzącymi okazami zdrowia nie jesteśmy. Czasami mam wręcz wrażenie, że ludzie dzielą się na tych chorych i… niezdiagnozowanych. Nie na darmo mówi się o chorobach „cywilizacyjnych”, niemal nie robią już wrażenia zawały w okolicach trzydziestki czy dolegliwości u młodych osób, które teoretycznie „powinny” pojawić się kilkadziesiąt lat później. Obecny styl życia i sposób odżywiania się sprawiają, że ten cud natury, jakim jest ludzkie ciało musi pracować na najwyższych obrotach, żeby bronić się przed naszymi błędnymi decyzjami („nie chce mi się wstawać z tego fotela”, „ale ten fast-food smaczny” itp.). A jednak niezliczona liczba wrogów wciąż próbuje przełamać te systemy obronne i czasami im się to niestety udaje. Zazwyczaj dopiero wtedy zaczynamy myśleć o tym, co naprawdę ważne i nieco zwalniamy, próbując ratować utracone zdrowie i obiecując sobie poprawę. Ale kiedy tylko niebezpieczeństwo mija i dochodzimy do chwilowo utraconej sprawności, wcześniejsze obietnice wkładamy do kosza i znowu naciskamy na pedał gazu. Jeśli dodamy do tego niewydolność publicznej służby zdrowia powstaje niebezpieczna mieszanka: z jednej strony średnia długość życia niesamowicie wydłużyła się w ostatnich kilkudziesięciu latach, a z drugiej: coraz więcej młodych ludzi wymaga opieki zdrowotnej, której nie może zagwarantować NFZ. Co w takim razie mamy począć z naszymi częściowo zużytymi, młodymi ciałami, które mają posłużyć jeszcze długie dziesięciolecia, a których serwisowania na odpowiednim poziomie nie podejmie się publiczna służba zdrowia? No cóż – po raz kolejny muszę stwierdzić, że przyszłość widzę w szarych barwach (podobnie jak to jest z systemem emerytalnym) i jedyne sensowne w mojej ocenie rozwiązanie to raz jeszcze nieśmiertelne: umiesz liczyć? Licz na siebie!

Wielokrotnie prostowaliście mnie wskazując, że zbyt dużą wagę przywiązuję do pieniędzy, nie doceniając jednocześnie swoich umiejętności, które w wielu sytuacjach mogą okazać się wielokrotnie cenniejsze niż jakiekolwiek złoto (i dziękuję Wam za to, bo dzięki temu coraz bardziej idę właśnie w tym kierunku). Tutaj jednak raczej nie dam się przekonać: pieniądze mogą być czymś decydującym o długości i jakości mojego życia. Nie mam na myśli sytuacji skrajnych, w których zwykliśmy mawiać: „miał tyle kasy, i co mu z tego przyszło, kiedy choroba dopadła?”. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na to, jak kluczowe dla poczucia satysfakcji z prowadzonego życia jest dobre zdrowie – i to pojmowane subiektywnie, na zasadzie „mogę robić to, co inni”, „nie jestem w żaden szczególny sposób ograniczony”. Niemal każdy sondaż, w którym pytanie jest różnie sformułowanym „co jest w życiu najważniejsze” stawia zdrowie na pierwszym miejscu. Ba – nie trzeba się odwoływać do sondaży – wystarczy przypomnieć sobie niektóre z ponad 10.000 komentarzy na tym blogu (:)), gdzie przewijały się opinie typu „aktualnie mam ważniejsze sprawy na głowie – zdrowie nie dopisuje…”.

zdrowie_1

Jaki to ma związek z kapustą? Ano dość jednoznaczny. Dzięki osiągnięciu niezależności finansowej (a choćby i pół… lub nawet ćwierć-niezależności!) mogę:

– zdecydować o ograniczeniu czasu sprzedawanemu pracodawcy, co przy odrobinie chęci może się przełożyć na więcej czasu na różnie rozumiane dbanie o swoje zdrowie – nie tylko fizyczne, na które ostatnio stawiam, ale również psychiczne, spędzając więcej czasu z rodziną 😉 Sam na razie przeszedłem na pracę zdalną i koncentruję się na dostarczanych wynikach, a nie przepracowanych godzinach i pogaduszkach ze współpracownikami – w efekcie nieco obciąłem faktyczny czas spędzany na aktywności zawodowej.

– w wyjątkowych sytuacjach całkowicie zrezygnować z pracy zawodowej. Choroba kogoś z domowników, konieczność niesienia im pomocy, lub nawet wykluczenie mnie samego z możliwości zarobkowania – to wszystko jest możliwe tylko wtedy, kiedy masz środki na utrzymanie dotychczasowego stylu życia przez dłuższy czas bez otrzymywania wynagrodzenia (lub: kiedy masz naprawdę dobre ubezpieczenia, do których sam podchodzę z dużą rezerwą).

zapewnić sobie i swojej rodzinie dostęp do najlepszej możliwej opieki zdrowotnej. Nikogo nie muszę chyba przekonywać, że czasami czas odgrywa olbrzymią rolę, a szybkie, zdecydowane działania (lub ich brak) potrafią decydować o przyszłości najbliższych. A „szybko” i „zdecydowanie” raczej nie są najlepszymi przymiotnikami opisującymi NFZ, prawda? Nawet pomijając czas reakcji możemy natrafić na rozmaite ograniczenia („o nie – tego nie refundujemy!”) lub brak możliwości leczenia przez dostępnych specjalistów. Życie może stać się naprawdę ciężkie, jeśli oprócz maksymalnego zaangażowania w proces leczenia (nas lub kogoś bliskiego) musimy jeszcze stawać na głowie, żeby to sfinansować.

– być otwarty na nowinki, do których dostęp będą mieli nieliczni. Postęp w medycynie jest niesamowity i wiele scenariuszy dzisiaj brzmiących jak science-fiction będzie za jakiś czas dostępne komercyjnie. Tyle, że nowinki (często ratujące życie lub drastycznie podnoszące jego jakość) zazwyczaj słono kosztują i mogą minąć długie lata (co ja mówię! Dziesięciolecia!), zanim będą dostępne dla przeciętnego Kowalskiego. Skoro dzisiejszymi decyzjami mogę kupić możliwość podjęcia wyborów w przyszłości, czemu miałbym to przekreślać i świadomie decydować się na zamknięcie niektórych drzwi za X lat?

zdrowie_2

Powyższe punkty mogą przypominać listę wykonaną przez rasowego prepersa przygotowującego się na zagładę nuklearną. Coś w tym pewnie jest, ale mimo stosowania diety informacyjnej, świat regularnie pokazuje mi, że dobrze przygotować się na co bardziej prawdopodobne scenariusze. Nie mam złudzeń – prawdopodobieństwo wiecznego zdrowia wszystkich domowników jest równie duże, jak wygrana w totka… i między innymi dlatego nie gram. Jeśli więc mogę wpłynąć na nasze zdrowie odpowiednim stylem życia i podejściem do niego, jak również przygotowaniem się na różne ewentualności – czemu tego nie zrobić? To jedna z ważniejszych motywacji dla finansowego zabezpieczenia mojej rodziny. Wszystkim tym, którzy czasami pytają się „po co ci to? w wieku 70 lat chcesz kupić porsche?” odpowiadam: absolutnie nie o to chodzi! Niezależność finansowa to czas, likwidacja wielu zmartwień, wysoka jakość życia, możliwość zadbania o zdrowie własne i najbliższych, a także zwiększenie prawdopodobieństwa długiego życia w niezłej formie! To wszystko cenię znacznie bardziej niż cokolwiek materialnego, co mogą dać pieniądze.

Na koniec wypada przypomnieć, że wszystko jest względne (pozdrawiam, Albercie :)), a ile ludzi – tyle różnych scenariuszy. Jak we wszystkim, warto zachować rozsądek, bo zdrowia nie da się kupić (w przeciwieństwie do czasu na zadbanie o nie!), a na wszystkie możliwe scenariusze się nie przygotujemy. Dlatego, mimo sceptycznego spojrzenia na możliwości naszej rodzimej służby zdrowia jestem optymistą.  Nie tylko dlatego, że już teraz staram zapobiegać, zamiast później leczyć, ale również dlatego, że nawet taki laik jak ja widzi, jak cudownym mechanizmem jest ludzki organizm, który znosi dzielnie brutalne traktowanie przez właścicieli, że mój egzemplarz nie powinien narzekać na względnie łagodne warunki funkcjonowania, które mu stworzyłem. Rezygnuję też z pokazywania swojego statusu mechanicznymi potworami na kołach czy otaczaniem się określonymi przedmiotami: niech dobra sprawność, na którą liczę w podeszłym wieku będzie najlepszą wizytówką tego, że warto zawczasu zapobiegać, zamiast leczyć.

PS Wiem, że tematu nie wyczerpałem i w głowie nadal kłębią mi się myśli. Chociażby o suplementach diety, bez których nie obejdzie się żaden blok reklamowy w radiu (zakładam, że w TV jest podobnie) czy o cienkiej granicy pomiędzy dbaniem o zdrowie a zbyt dużą ingerencją w skazanych na porażkę próbach uczynienia się nieśmiertelnym. Czas pokaże, czy zdecyduję się poruszać również te kwestie – nie jestem tu żadnym autorytetem, a ostatnio coraz bardziej odchodzę od wskazywania konkretnej ścieżki postępowania mając świadomość różnorodności czytelników i ich życiowych sytuacji.

113 komentarzy do “Zdrowie: ten tylko Cię doceni, kto Cię stracił.

  1. Anna Odpowiedz

    Ostatnio choruję i choruję – nie mogę się wyleczyć, bo co jedno zwalczę to drugie łapię. To pokazało mi jak bardzo ważne jest zdrowie… Życzę go Tobie i Twojej rodzinie jak najwięcej!

  2. Iwona Odpowiedz

    Hi Wolny, trudno się z Tobą nie zgodzić. Powiem więcej: do takich samych wniosków jak Ty doszłam w tamtym roku kiedy również około 3 tys. zostawiłam jednorazowo w prywatnym gabinecie. Miałam wybór: albo usuwać ósemkę i zrobić resztę ząbków na NFZ albo prywatnie, bez bólu i w narkozie. Wybrałam to drugie i uważam, że to jedna z najlepszych decyzji, jakie podjęłam w życiu. Oczywiście najlepszych z mojego punktu widzenia – osoby która boi się panicznie dentysty i bólu, bo dla kogoś innego to może być wręcz irracjonalne.

    To był właśnie pewien przełom w moim myśleniu: w końcu nie po to pracuję, by wydawać tylko na rzeczy materialne. Czy one są ważniejsze niż ja? No nie, więc czas wykorzystać kasę w dobrym = ważnym celu i zadbać profesjonalnie o swoje zdrowie.

    Powiem też, że bardzo dużą rolę, jeśli chodzi o zdrowie, odgrywa dieta. Ja po zmianie żywienia uporałam się z problemami hormonalnymi bez endokrynologa i leków. A wczoraj zamówiłam książkę pt. Ukryte Terapie – czego lekarz Ci nie powie. Jestem jej bardzo ciekawa, nawet moja teściowa farmaceutka – orędowniczka suplementów itp. – chce ją przeczytać 😉

    • zonk84 Odpowiedz

      Zgadzam się w 100%. U mnie też na pierwszy plan wyszedł stomatolog, czyli leczenie kanałowe, a potem niestety implant (to też w myśl zasady, że nieszczęścia chodzą parami). Argumentacja była identyczna: skoro pracuję, mogę sobie pozwolić na kosztowne leczenie i nie ma co się nad tym dłużej zastanawiać, bo w końcu zdrowie jest najważniejsze. Gdybym liczyła na NFZ, byłabym w gronie szczerbatych – na pewno bogatsza, ale czy szczęśliwsza?:)

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Podobnie było i u mnie – generalnie chyba stomatologia jest specjalizacją zdominowaną przez prywatne gabinety, prawda? Chociaż dla odmiany, dzisiaj żona wylądowała w szpitalu (przedwczesny alarm ciążowy – termin tuż tuż!) i była „obsłużona” profesjonalnie i szybko. To by potwierdzało to, co napisałem: loteria bez reguł 🙂

        • MiGoo Odpowiedz

          Hmmm, ja już parę dobrych lat (żona i rodzeństwo również) leczymy ząbki na Fundusz i za każdym razem leczenie (nie licząc kanałówki, która kosztuje marne 50 zł) jest za free i ze znieczuleniem. Możliwe, że trafialiście do stomatologa, co nie ma najlepszej umowy z NFZ podpisanej, bo innego wytłumaczenia szczerze nie widzę, A jak się chodzi na wizyty regularnie co kilka miesięcy, to i terminy nie straszne, bo już takowy czeka zanim cokolwiek się bolącego przytrafi. Wystarczy być trochę zapobiegliwym 🙂

          • MiGoo

            PS. W komentarzach wyświetla się godzina sprzed zmiany czasu – warto to poprawić 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Fajnie, że Wam się to udaje. Gratuluję też zapobiegliwości, której mi często brakuje w temacie zębów (to nie jest zbyt przyjemny temat – na samą myśl o tym wykrzywiam twarz :)). Jedno małe ale: jest dużo przypadków i problemów, których NFZ nie rozwiąże, ale jeśli jesteście obdarzeni przez naturę uzębieniem bez większych mankamentów, nie ma co się przejmować cenami aparatów, mostów, protez czy implantów – a przynajmniej, jeszcze nie teraz 🙂 Pozdrawiam!

          • trevi

            CYT MiGoo „..ja już parę dobrych lat (żona i rodzeństwo również) leczymy ząbki na Fundusz i za każdym razem leczenie jest za free..”

            Jakie free?
            To jest właśnie przykład „wyprania mózgu”. Każdy z pracujących płaci składkę zdrowotną !!! Łatwo policzyć ile to jest w skali roku.. a ile z tego wykorzystujemy..
            Do tego za tę cenę – jaka jest jakość usługi i obsługi..
            (tak tak zaraz będzie, że „co jak straszna choroba się przytrafi” – to kwestia uwolnienia rynku ubezpieczeń i dobrej ustawy – no a poza tym teraz jest dobrze? loteria w kolejce kilkuletniej – zdążę czy nie przed śmiercią?

            Zawsze dla porównania i przemyślenia podaje się przykłady stomatologii i weterynarii – czy są tam strajki? czy ktoś z tych lekarzy narzeka? Jakim sprzętem dysponują?
            — dlaczego?

          • wolny Autor wpisu

            Myślę, że „free” to skrót myślowy – taki sam, kiedy mówimy o „darmowej” służbie zdrowia. Składkę na ubezpieczenie zdrowotne i tak płacimy, ale różnica podczas późniejszego leczenia jest taka, że albo dopłacamy (i to słono), albo nie.

          • Weronika

            Ja publicznego nie unikam z powodu kosztów ani terminów, tylko jakości obsługi… Niestety, zdarzyło mi się i zaplombowanie niedokładnie oczyszczonej dziury (skończyło się ogromnym bólem i rwaniem całego zęba, bo po tym co się działo po plombą nie było czego ratować) czy spiłowanie zęba na ostro, także poraniłam sobie policzek od wewnątrz…. Siostrze zabito zdrowego zęba zamiast chorego (dentystka się pomyliła…).

            Ale najgorsze to było jednak traktowanie. Zwracanie się nie tylko bez uśmiechu, ale i bez szacunku. A gdy przerażona długo już trwającym borowaniem plułam hektolitrami śliny i krwi usłyszałam: „ile pani tych chusteczek zużywa?!!!”…

          • wolny Autor wpisu

            Czasami warto zapłacić i za takie coś, jak podejście do pacjenta, brak stresu i poczucie „bycia w dobrych rękach”, prawda?

          • Magda

            U mnie na NFZ jest tylko plomby z amalgatu czarnego, biała 50zl. Możecie taniej ale ja chodzę za 100 prywatnie

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To prawda – często nie rozumiemy przyczyny naszych problemów i zarówno my, jak i lekarze skupiają się na leczeniu objawów, nie dociekając nawet źródła problemu. Rzeczy typu dieta czy styl życia mają czasami olbrzymie znaczenie.

    • Olicja Odpowiedz

      Doskonała książka! Oparta na ogromie pozbieranych przez lata badań, na masie publikacji. Bardzo polecam. Ja niedługo zamawiam trzecią część. A moje najnowsze odkrycie to : ksiązki dr Grzebyka – „Rak to nie wyrok” i „wylecz się sam- mega dawki witamin” otworzyły mi oczy… i o dziwo widzę, że zaczynają sięgać po nie moi rodzice 😉 Pozdrawiam serdecznie.

  3. Rybka128 Odpowiedz

    Witam Wszystkich,

    Zastanawiam sie jak wspolczesny tryb zycia wplynie na nasze zdrowie w przyszlosci. Ciagle siedzenie przed komputerem (w pracy, w domu). Stres zwiazany z dazeniem do zdobywania kolejnych stopni kariery. To wszystko sie kiedys odbije na zdrowiu. Ja mam teraz 28 lat i dopiero po 3 latach pracy w korpo zdalam sobie sprawe co robie mojemu organizmowi. Zwolnilam troche…jakby to powiedziec… „utrzymuje krok, ale nie wyprzedzam”… Na razie skupiam sie bardziej na odpoczywaniu i sporcie niz na karierze. Moze troche odbije sie to na finansach w porownaniu z kolegami, ale bede czula sie zdrowsza i szczesliwsza.

    Pozdrowienia,
    Rybka

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      I o to chodzi – dbanie o zdrowie zdrowie i poczucie satysfakcji z tego, jak żyjesz, niekoniecznie patrząc na maksymalizację zysków. Pamiętaj tylko, że to luksus, na który nie każdy może sobie pozwolić – wtedy będziesz z tego jeszcze bardziej zadowolona 😉

  4. Przemek Odpowiedz

    Nie wiem wprawdzie, jak u Ciebie wygląda dbanie o zdrowie, ale mam nadzieję, że nie popadasz w skrajność i nie dążysz do całkowitego zwalczania bakterii w otoczeniu. Organizm potrzebuje zarazków do praktyki, żeby się uodpornić. Ludzie, którzy unikają chorych ludzi i starają się żyć w jak najzdrowszym środowisku mają paradoksalnie słabszy organizm. Oczywiście taktyka nie unikania zarazków nie uchroni Cię przed wszystkimi wirusami i infekcjami, ale na pewno wzmocni Twój system odpornościowy.

    Fajnie to przedstawił amerykański komik, George Carlin. Nie podlinkuję, bo nie chcę, żeby komentarz mi usunął Twój filtr antyspamowy, ale wpisz „George Carlin – Strach przed zarazkami”:)

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Heh… widać, że nie cofnąłeś się do początków tego bloga i naszych eko-eksperymentów, w ramach których między innymi przez pewien czas nie spłukiwaliśmy toalety po każdym użyciu 😉 Nie – zdecydowanie nie jestem maniakiem czystości, nie popadam w skrajności.

  5. matimateo89 Odpowiedz

    „kolejny przykład odpowiedzialności zbiorowej, podobnej do systemu emerytalnego, z którą nie każdy musi się zgodzić, a za to nikt się nie może z tego wypisać” – można się wypisać, można… Chociażby pracując za granicą. Kłaniają się również umowy śmieciowe, do których mam nadzieję że w końcu dojrzejesz 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Nie mam co dojrzewać – gdybym miał taką możliwość u aktualnego pracodawcy, nie wahałbym się ani chwili. Chociaż nie wiem, czy poszedłbym aż tak daleko, żeby całkowicie zrezygnować z możliwości nieodpłatnego leczenia w ramach NFZ. Z ciekawości sprawdziłem, że można „prywatnie” zawrzeć umowę za około 350 zł miesięcznie. Zerknąłem też na swój pasek płacowy za ostatni miesiąc i… ehhh – nie będę nawet tego komentował. W każdym razie nie jestem w stanie teraz stwierdzić, czy nie zapłaciłbym tych 4.200 zł rocznie za możliwość bezstresowego pójścia do lekarza czy szpitala, nawet ze świadomością, że w razie części problemów zostanę odesłany z kwitkiem.

      • stock Odpowiedz

        Wolny, nie żartuj. Jak już spoglądasz na pasek i się zżymasz, to spojrzyj też na pozycję „odliczenia od podatku” w Twoim zeznaniu rocznym.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Nie do końca rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć: że ta spora kwota jest jeszcze przemnożona przez 12, czy może chodziło Ci bardziej o to, że w całości podlega ona odliczeniu od podatku dochodowego?

          Ale to chyba nie zmienia faktu, że za dokładnie ten sam zakres świadczeń można płacić 350 zł miesięcznie, a tymczasem z mojej pensji odciągane jest kilkukrotnie więcej. To nie różnica pomiędzy 18% a 32% – to setki procent, które raczej ciężko racjonalnie umotywować.

          • stock

            Chodziło o to, że realnie ta kwota obniża podatek i prawdziwy Twój koszt to 1,25% wynagrodzenia brutto. Jak zarabiasz powyżej 400 tys. rocznie i ten 1,25% wyjdzie powyżej 4200 zł, to gratuluję.

      • Krzysztof Odpowiedz

        prywatne umowy o leczenie, bez posiadania ubezpieczenia w NFZ sa nie wiele warte. Pierwszy lepszy przyklad to chociazby karetka pogotowia – nie ma zadnej firmy, ktora swiadczyla by tego typu uslugi na poziomie calego kraju. Jesli trafi ci sie choroba/przypadlosc, ktora znajduje sie w grubej ksiedze wykluczen takiego ubezpieczenia, NFZ pomoze, ale wystawi odpowiedni rachunek (doba w szpitalu to 200-300 pln – bez wliczania zadnych zabiegow). Nawet jesli przytrafi nam sie kosztowna sprawa nie bedaca w ksiedze wykluczen, firma „dociagnie” nas do konca umowy a pozniej kolejna sklada roczna wzrosnie do zaporowej 10.000-20.000 zl byle tylko pozbyc sie problemu. Warto rowniez zapytac podczas prywatnych zabiegow, chociazby u zwyklego dentysta – co jesli zdarzy sie cos nieprzywidywanego podczas zabiegu, np. omdlenia. Otoz wykonywany jest wtedy telefon po pogotwie, ktore zabiera pacjenta do zwyklego szpitala. Podobnie sprawa sie ma podczas porodow w „specjalistycznych klinikach” – koszt okolo 3.000 zł, a jak nie wszystko idzie zgodnie z planem i nie da sie ogarnac na miejscu, pacjentka jedzie do zwyklego szpitala NFZ. Piszesz ze skladka to okolo 350 zl miesiecznie – dla Ciebie bo jestes mlody i zdrowy – sprobuj poprosic w ubezpieczenialni o wyliczenie skladki dla osoby z rakiem np. jelita grubego 😉

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Hej,
          Nie chodziło mi o prywatne ubezpieczenie zdrowotne, a o ubezpieczenie się w NFZ, kiedy nikt za nas tego nie zrobi – chociażby, kiedy pracujemy na umowach „śmieciowych”. Na szybko znalazłem takie coś: klik.

      • Jan Odpowiedz

        Ubezpieczenie zdrowotne można sobie załatwić w taki sposób, że możesz spisać z kimś znajomym umowę zlecenie na kwotę 10zł. np za regularne sprawdzanie jego stanu konta na telefonie i doładowywanie telefonu za niego. Składek wyjdzie wszystkich coś koło 3zł a ubezpieczenie masz.

          • Paweł S

            Działa. Kiedyś pracowałem na 1/32 etatu, a prowizję od sprzedaży dostawałem przez u. o dz. Normalnie mogłem korzystać z lekarzy bo bylem ubezpieczony, a ile za to płaciłem to nikogo nie interesowało.

          • wolny Autor wpisu

            Ciekawy sposób – być może przydatny dla młodych rentierów, którzy nie mają działalności 😉

  6. mary Odpowiedz

    To ja dorzucę swoje trzy grosze do tematu z pozycji fizjoterapeuty. Jeśli chodzi o REHABILITACJĘ, wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak ciężko teraz w NFZcie o przyzwoitą rehabilitację, która jest sednem zdrowienia i odzyskiwania utraconych sprawność (re=ponowne, habilitas=zdolność,sprawność).
    Mamy w Polsce dwa problemy

    a) dostanie się na rehabilitację w szybkim terminie. powodem oczywiście kolejki (co np. wywołuje takie paradoksy jak rehabilitacja złamania kości udowej dwa lata po urazie….)
    b) brak dobrej opieki fizjoterapeutycznej w placówkach NFZ-tu (tutaj przyczyną są groszowe stawki za ciężką fizyczną pracę, często umowy śmieciowe lub „kontrakty” zamiast etatów, szanujący się fizjoterapeuta nie weźmie takiej pracy tylko otworzy gabinet)

    Nie dziwmy się, że szukając dobrej rehabilitacji musimy wyłożyć 100zł za godzinną terapię, ale też bądźmy gotowi na taką konieczność – polska służba zdrowia raczej nam nie zapewni profesjonalnej rehabilitacji

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Potwierdzeniem tego jest bliska mi osoba, która niedawno złamała nogę. Owszem – zapisała się na rehabilitację w ramach NFZ, ale ponieważ czas oczekiwania wynosił około 2 miesięcy, wcześniej zaczęła ćwiczenia prywatnie i we własnym zakresie, w domu.

  7. Roman Odpowiedz

    Tak mi się przypomniało w trakcie czytania pewne powiedzenie:
    „Ludzie modlą sie o długie życie, a jednocześnie panicznie boją starości”

    Nawiasem mówiąc…
    Co to jest ten „blog reklamowy” w radio, o którym piszesz w ostatnim akapicie? 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      „Blog” reklamowy zaktualizowany – nie wykrył go ani automat (w końcu to nie błąd językowy), ani recenzentka (trzeba Jej wybaczyć, bo dziewczyna jest wysoko w ciąży ;)). Myślałem, że jednak skontrujesz jakoś moje argumenty „wysławiające” kasę – czy skoro tego nie zrobiłeś, zgadzasz się z tym, co napisałem?

      PS Ale „tytułowa” fota chociaż się spodobała? Tak się zastanawiałem, czy nie dostanie mi się od kogoś za nie-rowerowe, a motorowe zdjęcie.

      • Roman Odpowiedz

        JA na „motóry i motórzystów” zawsze przychylnym okiem i z szeroko otwartymi rękoma reaguję 🙂
        A jeszcze jak ktoś na „janie” siedzi to bezapelacyjnie 🙂
        A co do „państwowej służby zdrowia”…
        Znam to trochę od środka; matka jak żyła,była lekarzem i sporo sie nasłuchałem o „logice i absurdach” 🙂
        Zasadniczo sie z Tobą zgadzam (moze mógłbym się czepiać drobiazgów,ale oj tam).

  8. Vanessa Odpowiedz

    Człowiek nie zauważa powolnej utraty zdrowia, ale końcówka tego procesu jest drastyczna. Ceny leków i konieczność prywatnych zabiegów także.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Masz rację – czasami przyzwyczajamy się do powolnie postępujących ograniczeń. To ten sam mechanizm, przez który szybko przyzwyczajamy się do dobrego, tylko że odwrócony, prawda?

  9. justyna Odpowiedz

    Ja tydzień temu chciałam córkę zapisać na NFZ do ortodonty… co usłyszałam… do końca roku nie ma wolnych terminów. Połowa marca a do grudnia NIC już nie ma!
    Pozostaje wizyta prywatna.

      • Kosmatek Odpowiedz

        Napiszę, a co mi tam, choć teraz już całkiem będzie mnie łatwo zidentyfikować:
        .
        Lata temu chodziłem do ortodontek w dzieciństwie w publicznej „służbie chorobie”. Wiele godzin czekania w kolejkach i tygodni na badania lub kolejne „etapy” typu pomiary odciski, wyrobienie topornego aparatu… Chyba trzy lata zachodu, wszystko bezskutecznie.
        Teraz, jak mam po czterdziestce, moja kobieta, gdy spacerowaliśmy i mijaliśmy pewien gabinet, stwierdziła- „a zajdź, sprawdź”.
        Na drugi dzień miałem wycisk, tydzień później założony aparat, teraz po niecałym 1.5 roku mam prawie proste zęby. Prywatnie, po latach.
        .
        Tak samo, jeśli trzeba skorzystać z innych specjalizacji. Chcesz mieć dobrze i szybko, nie może być darmo lub tanio. Chcesz dobrze i tanio, to musisz mocno poczekać. Chcesz szybko i tanio, będziesz miał na łapu capu byle jak
        (to ostatnie też czasem potrzebne: mam za sobą opinie lekarzy takie na łapu capu, na zasadzie opinii znajomego-lekarza-mojego-znajomego, po to aby potwierdzić lub wykluczyć konieczność nagłego działania; nie uzyskuje się w ten sposób pogłębionej, precyzyjnej diagnozy i ukierunkowanego leczenia).

    • Agnieszka Odpowiedz

      U mnie akurat nie ma problemu na umówienie się na termin na NFZ. Zwykle czekam około 2 tygodni. (W gabinecie prywatnym można nawet na jutro 😉 ). Tyle że wizyta to nie wszystko, bo na refundowany aparat czeka się w kolejce około 1,5 roku. Tak więc jeśli wada zgryzu jest na takim etapie, że jak najszybciej powinno się zacząć ją korygować, aby się bardziej nie utrwaliła (jak u mojej córki), pozostaje zrobienie aparatu płatnego (800 zł) i płacenie za każdą kolejną wizytę 50 zł. Tak zrobiłam z moją starszą córką.
      Młodsza od jesieni jest w kolejce po aparat i na początku przyszłego roku powinna się dopchać. 🙂

      Jeśli chodzi o długie terminy oczekiwania to w moim mieście stosunkowo długo czeka się na wizytę u ginekologa. Tak więc jeśli sprawa jest pilna, a nie jest się w ciąży, pozostaje prywatna wizyta (100zł).

  10. Krzysztof Odpowiedz

    „za darmo = metody i rozwiązania ze średniowiecza, trwałe jak domek z kart”

    Średniowiecze – to epoka, która dość długo trwała.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ehkm… a jaki to ma związek z wpisem? Długość epoki nie ma nic do rzeczy, skoro oczywistym jest, że metody na leczenie ludzi sprzed kilkuset lat nie były zbyt efektywne, prawda?

  11. Wojtel Odpowiedz

    Święta prawda! Kasa nie uczyni nas nieśmiertelnymi, ale życie bez pieniędzy może okazać się krótki i bolesne. niestety waszysko kosztuje. Każda wizyta u lekarza to dziesiątki złotówek, do tego leki itp. może pomóc nam w przedłużeniu życia. Bez pieniędzy chorowanie jest dużo cięższe. Dlatego tak jak piszesz- Poduszka bezpieczeństwa to podstawa. Powinien to być podstawowy argument za tym, żeby ją posiadać. Zycie pisze różne scenariusze. Trzeba być przygotowanym na wszystko.
    Sam niedawno miałem awarię kręgosłupa i wiem, że jakbym nie miał odłożonych pieniędzy to pewnie do dzisiejszego dnia bym leżał na łóżku i wył z bólu.
    Trzymaj się. Mam nadzieję, że u Ciebie już wszystko OK. Zdrowia życze

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Zgodzę się z wszystkim oprócz „Trzeba być przygotowanym na wszystko.”. Niestety – a może i stety – na wszystko się nie przygotujemy i ja już się wyleczyłem z chęci posiadania rozwiązania na każdy scenariusz. Pozdrawiam.

  12. Magdalena Odpowiedz

    Wszyscy wiemy, ze zdrowie jest najwazniejsze, ale mnostwo ludzi zapomina, ze lepiej jest zapobiegac niz leczyc. Ja juz wybralam 🙂 Duzo zdrowia i pomyslnosci dla wszystkich Czytelnikow!

  13. Anna Odpowiedz

    Mam taką myśl, że jako naród jesteśmy chyba liderami pod względem zakupu wszelkich środków przeciwbólowych i suplementów diety. Ciekawe, ile udałoby się odłożyć przeciętnej rodzinie, gdyby pieniądze wydawane na te leki i suplementy zacząć odkładać, a w ramach inwestycji we własne zdrowie prowadzić zdrowszy tryb życia, dbać o wolny czas, jakość posiłków, uprawianie sportu. Z jednej strony zgadzam się, że bardzo ważna jest poduszka finansowa. Z drugiej, uważam, że nie ma lepszej inwestycji niż ta we własne zdrowie, tak żeby zminimalizować ilość wydatków na leczenie w przyszłości.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      O suplementach chciałbym kiedyś napisać, bo jest to dla mnie jakaś abstrakcja. Tyle, że nie wiem czy się na to zdobędę: po pierwsze, ekspert ze mnie żaden, a po drugie: staram się już za bardzo nie wyrokować, nie uogólniać i nie krytykować, bo zdaję sobie sprawę z własnego, subiektywnego i niekoniecznie „jedynego prawdziwego” punktu widzenia.

  14. Radek Odpowiedz

    Moj profesor na „Polityce gospodarczej” na uniwerku powtarzal takie powiedzenie:”Leczac sie za darmo, prawdopodobnie leczysz sie na darmo”.
    Moglaby by z tego wyniknac wiekasza dyskusja o systemie zdrowotnym, ale nie mam takiej intencji. U mnie w rodzinie, nikt nie zastanawia sie nad wydawaniem na dentyste, bo od dziecka zawsze leczylismy sie prywatnie i zeby bylo trudniej, to jak wemigrowalismy, najpierw w Polsce, teraz za granice, to najczesciej prodoze do Polski, czy rodzinnego miasta, to taki zdrowtny przeglad serwisowy.
    I jeszcze dorzuce, choc moze nie na temat, nasza sluzba zdrowia i tak stoi na wysokim poziomie, porownujac ja do Estonii, w ktorej mieszkam od dwoch lat. Ale jest jedna regula, ktora obowaizuje wszedzie, najlepiej nie chorowac!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To powszechna praktyka – znajomi przylatujący z Anglii często są w kraju spuchnięci albo znieczuleni po wizytach u stomatologa 🙂 Zresztą – turystyka medyczna (tak to się chyba nazywa) staje się coraz bardziej popularna na zachodzie – u nas to chyba jednak nadal margines, bo większość usług ma chyba jeszcze sensowny stosunek ceny do jakości.

  15. Marzena Odpowiedz

    To i ja dorzucę „swój” przykład. Dziecko o godz. 17 w czwartek skierowane do szpitala na pilną diagnostykę i leczenie. Niestety szpital znam, warunki pobytu są fatalne, 1 łazienka na oddział gorsza niż na najbardziej odległym dworcu. A przed nami weekend i w związku z tym pobyt min 7 dni (a wiem, że szpitale wolą trzymać 10 dni bo wówczas się inaczej rozliczają) aby „załapał” się na wszystkie konsultacje.
    Internet, telefon, 1500zł i w piątek byliśmy z diagnozą w ręce, kosultacjami i badaniami takimi jakie zrobiliby mu w ciagu pobytu w szpitalu.
    Uważam, że warto jest mieć takie pieniądze. Po to żeby oszczędzić sobie i dziecku nieprzyjemności.

  16. Darek M. Odpowiedz

    Morał jest taki, że powinniśmy się cieszyć każdym dniem z naszego życia.

    Niestety ale wciąż jest wiele chorób, wobec których nasza medycyna jest bezsilna i pieniądze tutaj nic nie pomogą.

    Chciałem się rozpisać i opisać nasz przykład, ale uznałem, że nie ma sensu wylewać swoich żalów i się nad tym rozwodzić.

  17. Stanisław Odpowiedz

    Drogi Wolny.
    NIe finansujesz służby zdrowia, tylko opłacasz składki na UBEZPIECZENIE zdrowotne. Ty za nic nie płacisz, tylko się ubezpieczasz. Nic,że przymusowo ale różnica między zapłatą za usługę a opłatą ubezpieczenia jest zasadnicza. W ubezpieczeniu zdrowotnym płacisz za wypadek lub zdarzenie, którego nie przewidzisz, oraz za darmową dostępną służbę zdrowia.
    Co by było, gdybyś się nie ubezpieczał, czy też jak twierdzisz, „finansował” służby zdrowia?

    Zakładam, że (przepraszam, to tylko oczywiście symulacja) nie ubezpieczasz się. Doznajesz wypadku. Przyjeżdża karetka, trafiasz do szpitala. Badania, konsultacje, tomografia, hospitalizacja, operacja, możliwe powikłania, drogie leki, reoperacje. Koszty idące w dziesiatki, jeśli nie setki tysięcy złotych. Jeśli sie nie ubezpieczasz (składki zdrowotne) to płacisz z własnej kieszeni, lub opłacasz co miesiąc drogie prywatne ubezpieczenie zdrowotne.
    A tak masz to za free. Święty spokój i bezpieczna kieszeń. Oczywiście nie na najwyzszym światowym poziomie, ale masz to jednak za free. I nie płacisz za to. Teraz mi powiedz, czy naprawdę za to i za spokój ducha nie warto płacić ubezpieczenia?

    Sam w jednym komentarzu napisałeś, że twoja żona wylądowała w szpitalu i została potraktowana profesjonalnie i szybko. Ile za takie potraktowanie, gdyby było to opłacane wyłącznie z twojej kieszeni, prywatnie, musiałbyś zapłacić?

    Twoja córka się rodzi, poród w szpitalu, za free. Szczepienia free. Wizyty u pediatry free.

    Nagle zachorujesz, przyjeżdża karetka pogotowia, ty za to nie płacisz, masz spokój w głowie, że przyjadą gdy coś sie stanie tobie lub rodzinie i nie będziesz za to płacił.

    Twoje córki rosną, maja kontrole i bilanse lekarskie. Za free.

    Na starość będziesz miał nadcisnienie i cukrzycę. Nie będziesz musiał płacić kroci, całości za drogie leki bo są częściowo refundowane.

    Dostajesz zawału, w ciagu kilku godzin masz koronarografię (wysoki europejski standard), co ratuje twoje serce i pozwala ci żyć. Nie płacisz za to.

    Musisz mieć by-passy. Masz to, nie płacisz.

    Czy naprawdę nie widzisz jak wiele aspektów i na jak długo pokrywa to, twoje ubezpieczenie zdrowotne? Naprawdę Wolny, nie finansujesz służby zdrowia, tylko masz ubezpieczenie (moim zdaniem niezbyt drogie) na święty spokój i mnóstwo, mnóstwo różnych usług.

    I proszę nie wybrzydzać na ich poziom i że u prywatnego drogo, szybko, profesjonalnie i miło. Chcesz mieć luksus płacisz za luksus.
    Jeszcze dziesięć, piętnaście lat temu można było pomarzyć o lekach i operacjach, które dziś są standardem i są dostepne dla wszystkich. Tylko,że w sumie lepiej ponarzekać, bo zawsze mogłoby być lepiej. Tylko, że za to trzeba płacić.

    Przepraszam, jeśli trochę emocjonalnie, nie miałem zamiaru nikogo urazić.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Heh… rzeczywiście trochę emocjonalnie – chyba niepotrzebnie, bo przecież nigdzie nie napisałem że jestem przeciwko płaceniu za ubezpieczenie zdrowotne, tylko nie do końca rozumiem, czemu moja składka jest kilkukrotnie wyższa niż osoby, która chce się ubezpieczyć dobrowolnie, nie przez pracodawcę. Zdaję też sobie sprawę z tego, że koszty pewnych zdarzeń mogą iść w dziesiątki tysięcy złotych i nie demonizuję NFZ-tu – twierdzę tylko, że nie oferuje on opieki na odpowiednim poziomie, zapewne w dużej części przez nieefektywność, marnotrastwo – zupełnie jak to się dzieje z naszymi podatkami 🙂

      Co do składki za ubezpieczenie, to nie do końca się zgodzę. Twierdzisz, że niczego nie finansuję – otóż finansuję, właśnie swoimi składkami. Z czego żyją firmy ubezpieczeniowe, jeśli nie ze składek ubezpieczonych? Ci ubezpieczeni właśnie je finansują – jedni bardziej, inni mniej, jeszcze inni odbierają więcej niż wkładają. Ale zasada jest prosta: suma składek finansuje działalność firmy, prawda?

      Co do „wybrzydzania”, to porównując z sytuacją sprzed lat oczywiście widać poprawę. Nie nazwałbym jednak luksusem konieczności ratowania zdrowia czy życia siebie lub mojej rodziny – dla mnie to konieczność i najwyższy priorytet, natomiast słowo luksus kojarzy mi się zdecydowanie z opcjonalnością i zachcianką, a nie potrzebą.

      Nie zauważyłem też narzekania – przedstawiłem sytuację faktyczną, oczywiście nieco subiektywnie i napisałem, że cieszę się, że mogę sobie pozwolić na dbanie o zdrowie na dobrym poziomie i nie mam problemu z wydawaniem na to nawet dużych pieniędzy, bo znam realia. Nie biję piany – raczej komentuję realia. Komentarze innych zdają się to potwierdzać – szczerze mówiąc jestem dość zdziwiony, że właśnie tak odebrałeś ten wpis.

      Pozdrawiam.

    • matimateo89 Odpowiedz

      Nie rozumiesz tego co pisze Wolny. On płaci 1.000 zł miesięcznie (albo i więcej) składki, podczas gdy dokładnie TO SAMO otrzymałby płacąc 340 zł miesięcznie. Myślisz że karetka zawiezie go do szpitala 3x szybciej? Albo że przebadają jego córkę 3x dokładniej? Zaaplikują 3x skuteczniejszą szczepionkę?
      I nie pisz ciągle „za free, za free”, bo to jest co najmniej niemądre. To tak jakbym przyszedł do Ciebie i powiedział „Daj mi 50 groszy, a bułkę dostaniesz za free”. Skoro zapłaciłeś 50 groszy, to jakie „free”?!

      • Stanisław Odpowiedz

        Nie dostaniesz ubezpieczenia za 340 zł które zapewni ci karetkę, lekarza rodzinnego, poród w szpitalu, szczepienia dla dzieci, refundacje leków, operacji ewentualnie reoperacji, rehabilitacji, koronarografii przy zawale, by passó w razie potrzeby ich wykonania,wizyt dla dzieci, szczepień itd. itd itd. I to pokrycie kosztów bez limitów. Nie znajdziesz takiego ubezpieczenia za 340zł.

        „Za free” chodzi o to, że nic nie płacisz gdyby coś sie stało, bo się ubezpieczasz. Tak jak ubezpieczenie samochodu, płacisz składki, więc w razie kraksy lub straty auta niczego już z własnej kieszeni nie płacisz.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          „Tak jak ubezpieczenie samochodu, płacisz składki, więc w razie kraksy lub straty auta niczego już z własnej kieszeni nie płacisz.” – hoho, idealista-wizjoner nam się trafił 😉 A co z utratą wartości auta, złodziejskimi przelicznikami ubezpieczycieli (dodatkowe zaniżanie wartości sprzed wypadku, niskie stawki godzinowe robocizny), uwzględnianiem amortyzacji części używanych czy zwrotem tylko 90% (zaniżonej wcześniej) wartości skradzionego auta? Nie ma co – ładne mi nic – chyba raczej „nic, tylko się ubezpieczać” 😉

          • Stanislaw

            Nie wiem jakie są twoje doświadczenia, ale ja już bezproblemowo, bezgotówkowo dwukrotnie likwidowałem szkody.
            Jak podpisałeś ubezpieczenie na zwrot tylko 90% lub z amortyzacją części, to cóż…tylko pogratulować takich „oszczędności”przy zawieraniu ubezpieczenia.

      • Stanisław Odpowiedz

        Śmiem twierdzić, że nie znalazłbyś takiego prywatnego ubezpieczenia i za tysiąc złotych. A nie daj boże gdybyś już był w wieku 65plus lub miał chorobę przewlekłą. Idź wtedy do prywatnego ubezpieczyciela i powiedz, że dasz mu tysiąc złotych miesięcznie, a chczesz mieć to wszystko co w NFZ, tylko szybciej, wygodniej, milej i bardziej profesjonalnie 😀

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Nie rozumiesz chyba, w czym rzecz. Jesteś zatrudniony w oparciu o umowę o pracę, zarejestrowany jako bezrobonty, pobierasz emeryturę itp => masz ubezpieczenie w NFZ. Ale czasami nie masz do niego podstaw – kiedy np. nie pracujesz wcale czy pracujesz w oparciu o umowy „śmieciowe”, z których nie są odprowadzane składki na ubezpieczenie zdrowotne. Wiele osób więc nie może po prostu pójść do szpitala w razie potrzeby i uzyskać pomocy, która będzie nieodpłatna. Za to mogą podpisać umowę z NFZ (NIE żadnym prywatnym towarzystwem!) i za 340-350 zł mieć to, co mają inni ubezpieczeni. I NFZ Cię przyjmie za tą kaskę niezależnie od wieku czy chorób. Rozumiesz, o co nam chodzi?

          • Paweł

            Składki zdrowotnej płaci się 9% ale 7,75% odlicza się od podatku. Czyli faktyczny koszt to 1,25%. Dopiero osoby zarabiające powyżej 28tys. miesięcznie zapłacą więcej niż 350zł. Także to o czym piszesz dotyczy małego promila ludności. Też chciałbym mieć tego typu problem 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Ok – pytanie tylko, gdzie te pieniądze naprawdę idą. Czy do jednego wielkiego wora zwanego budżetem czy rzeczywiście do NFZ, a odliczanie podatku swoją drogą?

          • Paweł

            Składkę zdrowotną w wysokości 9% odprowadza się do ZUS który następnie przekazuje ją do NFZ.
            7,75% odliczamy od podatku i o tyle mniej odprowadzamy podatku do urzędu skarbowego.

          • matimateo89

            No i co z tego że można odliczyć od podatku? W niczym nie zmienia to faktu, że jest to nasz koszt. Osoba zarabiająca 4.000 brutto, musi zapłacić 360 zł na NFZ. To że nie płacimy od tej kwoty podatku dochodowego jest dość słabym pocieszeniem.

          • Paweł

            Ty chyba tego nie rozumiesz al bo z liczeniem masz problem 😉 Osoba zarabiająca 4000zł płaci de facto 50zł na NFZ bo odlicza sobie te 7,75% od podatku. Czy 50zl to jest dużo?

          • Stanislaw

            50zł. Jeszcze lepiej. I niektórym wydaje się, że z tego się wszyscy dookoła pasą.

          • matimateo89

            Z całym szacunkiem, ale przecież już na pierwszy rzut oka widać że piszesz bzdury 😉 50 zł miesięcznego kosztu ubezpieczenia zdrowotnego? I z tego NFZ miałby się niby utrzymać? Nawet ślepiec zauważyłby że coś w tych rachunkach się nie zgadza.
            A więc rozrysuję to na konkretnym przykładzie mojej siostry, bo parę tygodni temu wypełniałem jej PIT-a. Zwykła praca na etacie. Zaokrąglę nieco liczby żeby się łatwiej liczyło. W ubiegłym roku zarobiła 32.000 zł. Koszt uzyskania przychodu wyniósł 1.500 zł. A zatem realny dochód to 30.500 zł. Złodzieje z ZUS-u ukradli jej łącznie 4.000 zł, a więc podstawa opodatkowania wynosi 26.500 zł. Po uwzględnieniu kwoty wolnej od opodatkowania, należny podatek dochodowy wynosi 4.200 zł. Pracodawca zdążył jej już pobrać 2.000 zł zaliczki, więc pozostaje do zapłacenia 2.200 zł. Dokładnie tyle wynosiły jej składki do NFZ-u, więc wszystko się ładnie bilansuje, PIT złożony, podatki uregulowane.

            Przyjrzyjmy się tej sytuacji. Podatek który musi zapłacić to 4.200 zł. I teraz przychodzi do niej państwo i mówi tak:

            – Szanowna pani! Damy pani wybór. Pierwsza opcja jest taka, że wpłaca pani pełne 4.200 zł do worka z napisem „budżet RP” i nie otrzymuje pani nic w zamian. Druga opcja jest taka, że 2.000 wpłaci pani do worka z napisem „budżet RP”, a pozostałe 2.200 wrzuci pani do worka z napisem „NFZ” otrzymując w zamian ubezpieczenie zdrowotne. Co pani wybiera?

            Oczywiście wybór będzie prosty. Skoro i tak trzeba się pożegnać z kwotą 4.200 zł, to lepiej otrzymać w zamian ubezpieczenie NFZ-owskie, niż zostać z pustymi rękami. Tylko że to nie jest żaden wybór. To jest iluzja wyboru. Podobnie jak iluzją wyboru jest sytuacja, gdy oprych wyjmuje nóż i krzyczy do nas „Pieniądze albo życie!”. Wiadomo co wybierzemy…

            Państwo nie jest żadnym dobrodziejem dającym jej ubezpieczenie zdrowotne za pół-darmo, bo te 2.200 zł rocznie tak czy owak musiałaby zapłacić! Jeśli nie w ramach składki NFZ-owi, to w formie podatku dochodowego!

          • Stanislaw

            To ty nie rozumiesz o co nam chodzi. Za 300 zł miesięcznie masz ubezpieczenie na całe życie,pokrywające wszystko łącznie z rodziną twoją, mimo że od 67 roku życia już nie pracujesz.
            Skoro wybrzydzasz na publiczną opiekę zdrowotną, to pokaż mi ubezpieczyciela który za te wasze śmiesznie niskie składki zdrowotne oferuje taki sam pakiet usług zdrowotnych na całe życie.
            Polska ma jedne z najniższych w Europie nakładów na służbę zdrowia wobec PKB. A najbogatsza nie jest. Więc jak relatywnie z dużo skromniejszego worka pieniędzy zabierzesz mniej procentowo niż z bogatszego to masz lichą sumkę. I taka też jest nasza służba zdrowia. Licha. Nie spodziewajcie się zdrowotnych mercedesów za wasze liche składki.

  18. matimateo89 Odpowiedz

    Przypominam, że w Szwajcarii nie istnieje coś takiego jak „publiczna służba zdrowia”. Co więcej, Szwajcarzy w referendum sprzed kilku miesięcy zdecydowali, że nie chcą jej tworzyć. Mają w tej chwili ponad 60 konkurujących ze sobą prywatnych firm i każdy musi się ubezpieczyć w jednej z nich. Polecam pojechać tam na urlop. Zobaczycie tysiące biednych Szwajcarów umierających na ulicach, którym chciwi prywaciarze odmówili leczenia. Przecież każdy z nich odsyła w krytycznym momencie do grubej księgi pełnej kruczków i wyjątków.
    Oh, wait… coś tu się nie zgadza…
    http://www.forbes.com/sites/theapothecary/2011/04/29/why-switzerland-has-the-worlds-best-health-care-system/
    http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/polska-slabo-w-rankingu-jakosci-sluzby-zdrowia,510077.html

    • stock Odpowiedz

      Popatrzmy sobie na Szwajcarię w innych pozytywnych kategoriach, dziwnym trafem też wypada bardzo wysoko. Mam zresztą wątpliwości, czy czytałeś pierwszy artykuł, bo jego rzetelność pozostawia wiele do życzenia.

      Ale cherry picking to broń obosieczna. Dla kontrastu można sobie poczytać o Kubie, np. tu:
      http://www.huffingtonpost.com/salim-lamrani/cubas-health-care-system-_b_5649968.html

      i w wielu innych miejscach, w tym porównujących ten kraj pod kątem służby zdrowia do USA.

      • matimateo89 Odpowiedz

        Artykuł przywołałem nie dla jego treści, tylko dla potwierdzenia faktu, że Szwajcaria ma jedną z najlepszych służb zdrowia na świecie. Podobnie z drugim linkiem – nie wkleiłem go po to żeby pokazać jak jest w Polsce źle, tylko żeby zwrócić uwagę na to, że Szwajcaria ma drugą najlepszą służbę zdrowia na świecie (jest o tym mowa w artykule). Rzecz jasna – prywatną.
        Oczywiście możemy się „boksować” przykładami. Są tacy, którzy mówiąc o braku państwowego interwencjonizmu wskazują bogate Hong-Kong czy Singapur. A są też tacy, którzy odwołują się wtedy do prymitywnych krajów afrykańskich gdzie rola państwa również jest śladowa. Ale nie w tym rzecz. Chodzi o pokazanie, że całkowicie prywatny system nie jest fikcją ani abstrakcją. On istnieje i bardzo dobrze się sprawdza.

  19. gosia Odpowiedz

    Absurdem jest dopiero płacenie składki zdrowotnej na etacie i na działalności – nie ma bata, masz działalność – musisz płacić, nieważne, że pracodawca też za ciebie płaci. I jak pisze matimateo – nie masz przez to żadnych względów ani w kolejce ani w dostępie do usług 😛

  20. Zośka Odpowiedz

    Absurdem jest to, że każdy płaci składki zdrowotne i chodzi do lekarza prywatnie! Jak się można na to godzić?!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Jak się można godzić? Normalnie, takie mamy realia i jeśli w imię ideałów czy poczucia niesprawiedliwości nie pójdziesz do prywatnego gabinetu, to sama sobie zaszkodzisz. Z niektórymi rzeczami trzeba się niestety pogodzić – świata nie zmienisz, więc czasami warto odpuścić i się dostosować. Szkoda nerwów, a przede wszystkim zdrowia. Pozdrawiam.

      • Kasia Rz. Odpowiedz

        Jesteście tak naiwni, wręcz śmieszni, wierząc, że jak zapłacicie za prywatną wizytę, to dostaniecie fachową i możliwie najlepszą pomoc lekarską.

        • gosia Odpowiedz

          o witamy z powrotem – nie za długo się Kasia powstrzymałaś od komentarzy, a miałaś już nie zaglądać 😉 dalej też czuję nutkę złośliwości 😀 co do tej naiwności to nie przesadzaj – często TRZEBA pójść prywatnie, bo państwowo się nie dostaniesz – przykład z życia: mój mąż rozciął sobie rękę piłą, karetka przyjechała, lekarz zszył, wypuścili do domu, za 2 dni konieczna zmiana opatrunku i obejrzenie przez lekarza – w przychodni nie przyjmują, bo lekarz na urlopie, w szpitalu (!) nie przyjmują, bo nie ma miejsc na NFZ. i co? idziesz prywatnie do tego samego lekarza, co w szpitalu nie przyjmie. a prywatnie – od ręki.
          drugi przykład – rok temu zaszłam w ciążę – 6go lutego chciałam się umówić na wizytę w szpitalu do lekarza w ramach NFZ – nie ma terminów do czerwca! nieważne, że w ciąży, trzeba iść prywatnie (nawiasem mówiąc, żeby dostać „becikowe”, to do 10go tyg musisz zaliczyć wizytę). tak że prywatne wizyty to często konieczność, a nie wybór, bo chcemy lepszej opieki, czy w dupach nam się poprzewracało;) zwyczajnie – jak pisze Wolny – taka jest rzeczywistość w naszym kraju.

          • Kasia Rz.

            Już tyle razy przekonałam się na własnej skórze, że prywatne leczenie wcale nie jest skuteczniejsze od państwowego, a czasem wręcz dużo gorsze – mogłabym dużo przykładów podać. Jeśli tylko można na prawdę szkoda wydawać pieniędzy na prywatne wizyty – pieniądze lekarze wezmą, a nic nie pomogą, a czasem wręcz zaszkodzą, nie ponosząc za to żadnej odpowiedzialności.

          • wolny Autor wpisu

            Może Kasia jednak dotrzymała obietnicy i zgodnie z deklaracją przestała czytać, co jednak jej nie przeszkadza w publikowaniu własnych komentarzy 😉

          • gosia

            też mam takie wrażenie, ale już nie chciałam kija w mrowisko wkładać 😉

        • matimateo89 Odpowiedz

          Kasia’s back!
          I ja też wróciłem z RPA. Niestety. Choć miałaś rację: samoloty czasem spadają. Jak ostatnio ten z Germanwings.

  21. Magda Odpowiedz

    Wyrywalam ósemki w szpitalu na NFZ. Poza długim staniem w kolejce i zabiegiem w sali z innymi pacjentami obsługa super. W ten sposób zaoszczędzilam 350 zł na każdym zebie. Wg mnie warto bo w razie komplikacji więcej specjalistów i sprzętu niż w prywatnym gabinecie. Ale za to jak komuś mowie ze poszłam państwowo to niektórzy patrzą na mnie z politowaniem, o biedna nie stać jej na prywatnego. Dzięki takim prostym trikom stać mnie na wiele więcej niż ich 🙂 Dziwny mamy ten kraj gdzie pójście państwowo w pewnych kręgach jest traktowane jako obciach wrecz

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Takie szufladkowanie jest rzeczywiście smutne. Ale może dzięki takiemu podejściu większości kolejki w ramach NFZ będą mniejsze? 🙂

      • Magda Odpowiedz

        W warszawie gdzie wszyscy na etatach mają prywatna opiekę łatwiej zapisać się do specjalisty na NNFZ niż do prywatnych przychodni opłacanych przez firmy. Nie dotyczy to stomatologii bo za to firmy nie wiedzieć czemu nie chcą płacić. Zdrowie to rzecz bezcenna

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      O ile zgadzam się, że tryb życia mocno wpływa na zdrowie, o tyle daleki jestem od zakładania, ze żyjąc zdrowo możemy zapomnieć o wszelkich chorobach.

  22. Kami Odpowiedz

    Wolny, dziękuję za kolejny wartościowy wpis. Wiele się od Ciebie uczę. A w kwestii zdrowia, może postarajmy się o nasze największe bogactwo zadbać sami – nikt tego lepiej nie zrobi, a z całą pewnością nie lekarze czy NFZ, pieniądze też nie załatwią wszystkiego. Ja postanowiłam żyć długo i dobrze i zostać PRZEWLEKLE ZDROWA. Pomaga mi w tym np. dieta warzywno-owocowa dr Dąbrowskiej. Zainteresowanym polecam stronę http://www.akademiawitalnosci.pl/

  23. Aleks Odpowiedz

    To niesamowicie frustrujące kiedy faktycznie zdamy sobie sprawę z tego jak wielkie sumy co miesiąc musimy oddawać na NFZ (nie mówiąc już o małych przedsiębiorcach). Chciałoby się z tego skorzystać, z tej „darmowej” służby zdrowia, ale gdy przychodzi co do czego… trzeba płacić drugi raz. U mnie ta sytuacja wygląda tak w przypadku dentysty (nie ma co liczyć na profesjonalną usługę w ramach przychodni publicznej) oraz endokrynologa (termin wizyty… bagatela 15 miesięcy). Aż człowieka w środku ze złości ściska jak sobie o tym myśli. I wyjścia żadnego z tej patowej sytuacji nie ma.

  24. Karol Odpowiedz

    Ja moze troche nie na temat, ale na pewno na temat edukacji finansowej.
    Na stronie coursera wlasnie zaczal sie 8tygodniowy kurs na ten temat – przygotowany przez Uniwersytet na Florydzie.

    Zapowiada sie mocno obiecujaco.

    https://www.coursera.org/course/uffinancialplanning

    I nie, to nie zadna reklama ani spam 🙂 Wiele wyciagnalem z Twojej strony i teraz ja chcialbym podzielic sie czyms od siebie 🙂

  25. Majeczka Odpowiedz

    Bardzo ciekawy wpis;) NFZ to studnia bez dna, ile się tam nie wrzuci i tak zniknie. Strasznie to denerwujące, płacimy wszyscy niemałe pieniądze, a kiedy człowiek potrzebuje pomocy, to i tak musi zapłacić prywatnie… a nie każdego na to stać.

  26. inzynierx Odpowiedz

    No cóż, życie nie zawsze układa się według planów. Po to należy mieć tzw. fundusz awaryjny czy poduszkę finansową.
    Najważniejsze to zapobiegać, a nie leczyć. Czasami wszyscy widzimy z boku różne choroby/tragedie, ale sami jakoś nie wyobrażamy sobie, że to samo może spotkać Nas.

  27. roman m Odpowiedz

    Chciałbym podzielić się trochę swoimi doświadczeniami ze służbą zdrowia i finansami w polskich realiach.
    Otóż mam synka 2 letniego który od 20 miesięcy ma padaczkę lekooporną. W dużym skrócie codziennie ma kilka serii napadów padaczkowych różnych rodzajów co nie zagraża jego życiu ale powoduje że się nie rozwija – jest na etapie noworodka. Przeszliśmy przez wiele szpitali i wiele różnego rodzajów leczeń. I wniosków z tego płynących jest kilka:
    1. po pierwsze prywatna służba zdrowia ma mało do zaoferowania w przypadku bardziej skomplikowanych chorób.
    2. po drugie pieniądze się przydają ale nie można ich przeceniać. TO znaczy dobrze mieć kilka miesięcznych dochodów odłożone aby móc skupić się na leczeniu a nie na walce z kolejna ratą.
    3 Jednak od pieniędzy dużo istotniejsza jest postawa proaktywna. To znaczy docieranie do najlepszych lekarzy. Dla przykładu my konsultowaliśmy leczenie z profesorami z USA i Japoni posząc po prostu maile do osób z publikacji naukowych dotyczących naszego przypadku. I odpisywali…. proste. Lekarze w swojej masie naprawdę chcą pomóc szczególnie w ciężkich przypadkach tylko trzeba do nich dotrzeć jeżeli mają zajęte terminy polecam facebooka, emaile, konsultacje dla studentów na uczelni. Najłatwiej jest pójść i zapłacić za wizytę ale naprawdę są inne sposoby. Nam wiele razy się zdarzało żę jak chieliśmy lekarzom płacić to nie chcieli pieniędzy.
    4 Od NFZ można naprawdę dużo dostać tylko trzeba szukać i prosić. My np dostaliśmy dofinansowanie do leków z ministerstwa bez większego problemu tylko trzeba trochę papierków i pieczątek.
    5 Leczenie w rzeczywistości przypomina poszukiwania pracy to znaczy można pójść do najbliższej przychodni wziąć numerek i czekać jak w pośredniaku albo robić tak jak szuka się pracy to znaczy: pytać się znajomych, dzwonić i pisać do wielu instytucji, fundacji, firm i naprawdę wile można osiągnąć
    6 Bardzo pomocne są fundacje naprawdę sporo finansowania można zdobyć szczególnie na rehabilitacje i sprzęt rehabilitacyjny.
    (my też zbieramy jeden procent może chcecie się pomóc http://www.robertmiotke.com)
    7 Podatki mało kto w trakcie choroby o tym myśli ale sporo rzeczy można sobie od podatku odliczyć (leki, rehabilitacje,sprzęt, remont domu, podróże)

    Więc podsumowując pieniądze są istotne ale jeszcze ważniejsze jest działanie i wiedza jak je sensownie wykorzystać.

    p.s. dzięki wolny za to że podsunąłeś mi książki o soicyzmie. Myślę że to myślenie też pomaga lepiej czuć się w naszej kochanej służbie zdrowia

    p.s.s jeszcze dowcip na koniec wiecie dla czego Kasy Chorych zamienili w Narodowy Fundusz Zdrowia. Bo ktoś policzył że taniej jest zajmować się zdrowymi a nie chorymi:)

    • gosia Odpowiedz

      roman, bardzo fajnie to napisałeś. życzę zdrowia twojemu synkowi i wam dużo sił w przezwyciężaniu trudności. PITów jeszcze nie rozliczyłam, więc z wielką chęcią przekaże 1% dla Roberta, niewiele to pewnie będzie w morzu potrzeb, ale walczcie dalej!

    • Tina Odpowiedz

      Romanie, wszystkiego dobrego życzę! Dużo zdrowia dla syna!
      Wiem jak ciężko jest dowiadywać się czegokolwiek w naszej służbie zdrowia i wiem, że wymaga to postawy bardzo proaktywnej. W przypadku naszego synka również spotykaliśmy się z wielką życzliwością lekarzy i chęcią pomocy, ale trzeba było szukać i pytać, pytać, pytać…
      Potwierdzam również, że bez własnego zaangażowania i dopytywania wszystkich dookoła, można stracić bardzo wiele. W naszym wypadku byśmy wyszli ze szpitala z jedną receptą i brakiem jakichkolwiek zaleceń.

  28. Monika Odpowiedz

    Nasze życie to jedna gonitwa, cały czas pędzimy za czymś i często zapominamy o sobie… A zdrowie mamy jedno, więc warto od czasu do czasu się zatrzymać i pomyśleć o sobie i swoich potrzebach…

  29. Natalia Odpowiedz

    Mam wrażenie, że w mojej rodzinie, wydatki na zdrowie to średnio jakieś 1 zł rocznie. Jeśli nie mniej. Serio, nie chorujemy. *odpukuję w niemalowane 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      I życzę Wam, żeby tak pozostało jak najdłużej – i to nie tylko ze względu na stan Waszego portfela, ale przede wszystkim – zdrowia. Pozdrawiam.

  30. Monika Odpowiedz

    Myślę, że bardziej dbamy o samochód niż własne zdrowie bo w przypadku tego drugiego nawet najmniejsza usterka wymaga natychmiastowej naprawy. Wiadomo, że bez samochodu wiele osób jest jak „bez ręki” – do pracy dojechać jakoś trzeba. A zdrowie, cóż, tutaj małe „usterki” często ignorujemy bo myślimy, że nie doprowadzą one do popsucia całej „maszyny”.

  31. Jacek Odpowiedz

    To czysta prawda niestety. Miałem wielu znajomych wydawało się, że byki takie zdrowe, dźwigają tyle i tak dalej. Co się później okazało po kilku latach ten nie żyje, tamten jest strasznie chory i tak dalej. Trzeba umieć żyć mądrze, wtedy jest jakaś szansa, że pożyjemy w miarę długo. Pozdrawiam i życzę wszystkim zdrowia.

  32. Jacek Odpowiedz

    O tak, dopiero jak coś się stanie to ludzie plują sobie w brodę, że można było lepiej jeść, przy pierwszych objawach iść do lekarza. Często budzimy się za późno, a często, nasz kochany NFZ sprawia, że gdy docieramy do specjalisty to jest za późno…

  33. Kamil Odpowiedz

    Wszystko ładnie, pięknie ale jak przyjdzie co do czego i potrzebujemy na szybko wizyty u dobrego specjalisty, to zazwyczaj nawet nadwyrężając mocno swój budżet decydujemy się na prywatną opiekę i sprawdzonych lekarzy. Niestety bardzo często lekarze NFZ(a zwłaszcza Ci, ktorzy po godzinach pracują w swoich gabinetach prywatnych) te „darmowe” wizyty traktują bardzo pobieżnie. Oczywiście, nie można szufladkować, bo jest wielu specjalistów z powołaniem, natomiast inni lekarze skutecznie psują im opinie.

  34. Justyna Iledać Odpowiedz

    Zgadzam się z poprzednikiem. Moim zdaniem służba zdrowia to jest złe określenie na to, co się dzieje. Jak można nazwać to służbą skoro człowiek po pierwsze czeka na wizytę 2 lub 3 miesiące, a po drugie zostaje przebadany w 5 minut bo kolejka jest ogromna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *