Witaj po dłuższej przerwie. Chciałem zaczekać z kolejną publikacją przynajmniej do dnia narodzin drugiej córeczki, ale ponieważ natura rządzi się swoimi prawami i małej tak dobrze w maminym brzuchu, że nie chce z niego wyjść na czas, to w tak zwanym międzyczasie (czymkolwiek on jest :)) będzie o czym innym. Może pamiętasz, jak deklarowałem tutaj koniec mojej światłej 😉 kariery informatyka-etatowca na przełomie 2018 i 2019 roku? Nie wgłębiając się zanadto, jak będą wtedy wyglądały nasze finanse (bo ani tego dokładnie nie przewidzę, ani nie jest to tematem dzisiejszego wpisu), zadaję sobie ostatnio pytanie: co dalej? No właśnie: co dalej, jeśli chodzi o sprawy zawodowe?
Przede wszystkim, zawód marzeń to nie brak zawodu. Jest to prawdziwe nie tylko dla z trudem wiążących koniec z końcem bezrobotnych, ale również dla wszystkich osób niezależnie od sytuacji majątkowej. Ja sam nie zamierzam osiąść na laurach nawet po osiągnięciu niezależności finansowej i zamierzam nadal ciężko pracować (jeśli ta koncepcja wydaje Ci się dziwna, zapraszam do tego wpisu, który mimo 2 lat na karku nie stracił nic ze swojej aktualności). Praca nie musi jednak być jednoznaczna ze sprzedawaniem każdej wolnej chwili bezosobowemu pracodawcy. Nie musi też oznaczać codziennego stania w korkach (które to pojęcie zdołałem już całkowicie usunąć ze słownika dzięki podjęciu pracy zdalnej!) czy wykonywania tych samych czynności każdego dnia. Ba – nawet tak z pozoru istotna rzecz jak uzyskiwanie dochodu nie musi być ani motywacją do podjęcia pracy, ani jej rezultatem. Co więcej, Twoja pierwsza praca prawdopodobnie będzie się diametralnie różniła od tego, czym będziesz się zajmował kilkadziesiąt lat później. Jeśli więc usuniemy wszystkie stereotypy, standardy i ograniczenia, których niewolnikami jesteśmy dzisiaj, to… co ciekawego byś wybrał? Ja sam jeszcze nie wiem, ale zauważam, że koncepcja „zawodu marzeń” w moim przypadku ewoluuje, co samo w sobie jest bardzo znaczące, bo…
moja odpowiedź będzie prawdopodobnie inna dzisiaj, a inna za 10 lat. Wielokrotnie się przekonałem, że kolejne doświadczenia zmieniają nas i nie ma co twardo obstawać przy swoim, bo nie raz i nie dwa życie zmieniło mój pogląd na wiele spraw. Może to zabrzmi naiwnie, ale 10 lat temu pracą idealną było dla mnie właśnie to, co robię teraz: stabilna, dająca sporą swobodę, mało powtarzalna, bardzo dobrze płatna praca za biurkiem, która na dodatek jest wykonywana zdalnie, niekoniecznie w konkretnych godzinach, które ktoś na mnie wymusi. Brzmi super? Z jednej strony tak – ciężko byłoby mi trafić lepiej, a bez tak dobrze rozdanych kart i bez ogromu włożonego w ich rozegranie wysiłku nie mógłbym planować nawet części z tego, co planuję. Z czasem jednak zacząłem dostrzegać dziury w całym i niezależnie od tego, czy jest to efekt mojego dojrzewania, czy po prostu objaw dobrobytu (na zasadzie… ekhmm… „w dupie mi się poprzewracało”), dzisiaj widzę, że to co robię ma sporo wad, które pozwolę sobie wypunktować. Przede wszystkim, brakuje mi poczucia wartości i namacalności tego, co robię. Praca w IT, w dodatku w dużej korporacji, gdzie jest się małym trybikiem większej maszyny, której głównym zadaniem jest zarabianie pieniędzy ma to do siebie, że nie widać wprost przełożenia wykonywanej pracy na jej rezultaty. Albo są one tak niejasne i tak niespójne z systemem wartości zdrowo myślącego człowieka, że niewiele dla niego znaczą. Brakuje mi mniej lub bardziej bezpośredniego efektu, który byłby znaczący: na zasadzie lekarz przywracający zdrowie pacjentowi, firma produkująca przedmioty przyczyniające się do poprawy jakości życia lub zmniejszająca negatywny wpływ ludzi na naszą planetę. Albo nawet: rolnik, racjonalnie używający tak zwanej chemii, sprzedający co tydzień na bazarze swoje produkty.
Inną, wcześniej przeze mnie niedostrzeganą jest aspekt zdrowotny. Siedząc za biurkiem ryzyko zawodowe jest minimalne i poza nadwyrężeniem sobie stawów niewiele złego można sobie zrobić, prawda? Błąd – i to duży. Siedząca praca to cichy zabójca, do tego podstępnie namawiający do niezdrowego trybu życia, mimo że całość wygląda bardzo niewinnie w porównaniu do ekstremalnych zajęć typu praca na budowie. Biurowy styl pracy to przecież spotkania przy kawkach, zamawianie niezdrowego jedzenia, najczęściej zerowa porcja ruchu nie tylko w czasie pracy, ale i podczas dojazdów (ehhh, te auta). A najlepsze jest to, że te wszystkie wygody męczą człowieka na tyle, że trzeba sporo determinacji i siły woli, żeby zacząć się ruszać – po pracy jest przecież tyle obowiązków, że aktywnym trybem życia mogą pochwalić się nieliczni.
Koniec marudzenia na moją idealną pracę, czas spojrzeć w przyszłość. Ideał, za którym goniłem przez pierwsze lata w zawodzie ewoluował i nie jest już nim to, o czym mówią młodzi wchodzący na rynek pracy: zarobki, możliwość rozwoju, awansu czy dobra atmosfera w zespole. Kiedyś po 8 godzinach poświęconych pracodawcy potrafiłem resztę dnia spędzić na zgłębianiu wiedzy, dzięki której stawałem się coraz bardziej cennym pracownikiem. O ile inwestowanie w siebie to nadal mój numer jeden, o tyle dzisiaj widzę ogrom potencjalnych możliwości wykraczających poza dziedzinę, którą się zajmuję i – przykładowo – zdecydowanie wolę zainwestować w bycie nieco lepszym rodzicem niż lepszym pracownikiem. Idę więc w stronę jeszcze lepszego balansu pomiędzy pracą a życiem osobistym, ale czy to na dłuższą metę wystarcza? Po niemal roku pracy zdalnej i zdecydowanym postawieniu na rodzinę stwierdzam, że to krok we właściwą stronę, ale… chciałbym czegoś jeszcze. Chciałbym być przydatny społecznie i mieć poczucie, że to co robię jest ważne – nawet, jeśli to miałaby być tylko moja subiektywna ocena. Może więc etatowy bloger to moje przeznaczenie? To rozwiązanie odpada – nie planuję zmieniać tego hobby w pracę, bo z dużym prawdopodobieństwem skończyłoby się to źle zarówno dla mnie, jak i dla Ciebie 🙂
Doszedłem więc do tego, że zawód Wolnego w roku 2019 to nadal biała karta, czekająca na zapisanie 🙂 Nie martwi mnie to jednak, bo nie zamierzam definiować siebie poprzez wykonywany zawód, który na przestrzeni swojego życia pewnie jeszcze kilkukrotnie zmienię. Pozwalają mi na to nie tylko finanse, ale przede wszystkim wiara we własne możliwości i świadomość, że świat jest zbyt ciekawy, żeby ograniczać się do jednej specjalizacji. Do lamusa odchodzi podejście, według którego do końca życia wykonujemy wyuczony za młodu zawód, który wybraliśmy (lub – jak to często bywa – został za nas wybrany) w wieku lat nastu. Ja sam byłem wtedy jeszcze zbyt mało doświadczony i zbyt naiwny na prawdziwie świadomy wybór – obstawiam, że spory odsetek nastolatków jest dzisiaj w podobnej sytuacji. Co więcej, czasami odkrywamy w sobie pewne predyspozycje znacznie później. Nie trzeba zresztą daleko szukać – przed wystartowaniem z blogiem moje jedyne dłuższe teksty to były wypracowania na języku polskim, z których najlepszych not nie zgarniałem 🙂 Inny przykład to moja żona, która zawsze chciała pomagać chorym, a z różnych względów podjęła studia i późniejszą pracę w zupełnie innej działce. Nie znaczy to jednak, że nie dojrzeje kiedyś do tego, żeby spełnić tamte marzenia – jeszcze sporo przed nami; mamy czas na realizację tego, czego naprawdę pragniemy. O ile tylko zadbamy o to, żeby tak przyziemne rzeczy jak comiesięczne raty nie przytłoczyły nas finansowo na długie lata, świat staje przed nami otworem, a marzenia możemy zamienić w plany.
I to jest chyba właśnie to, co chciałem dzisiaj przekazać. Zawód idealny nie istnieje, jego niedokładna definicja zmienia się u każdego z nas wraz z czasem, jest ona zaburzana przez efekt „u sąsiada trawa jest zawsze bardziej zielona”, a do tego mocno zależy od aktualnej sytuacji życiowej każdego z nas. Ja, jako ojciec stawiam obecnie na rodzinę, a jako człowiek z uporządkowanymi finansami: na dawanie co nieco z siebie innym. Dla kogo innego priorytetem na tą chwilę mogą być pieniądze (zapraszam przy okazji do poradnika „jak wychodzić podwyżkę” :)) czy rozwój i nic mi do tego – daleko mi od krytykowania takiego podejścia. Przestrzegam jedynie przed definiowaniem siebie poprzez pracę, a także przed budowaniem przy jej pomocy swojej wartości. W przeciwnym razie ryzykujesz bolesny upadek w razie materializacji powiedzenia „groby są pełne ludzi niezastąpionych”, nie mówiąc już o tym, że zamykasz się na całą masę ciekawych doświadczeń, choćby tak błahych jak wypiek własnego chleba, hodowla pomidorów, wyrób piwa czy remonty mieszkań. A przecież każda z tych czynności to potencjalna inicjacja do Twojego zawodu przyszłości.
PS To jak – może po moich wywodach sypną się propozycje zawodów idealnych? 🙂
A ja mam idealny zawód dla siebie 🙂 Wymyślacz-konstruktor 😉 obym mógł się tym zajmować już w 2019 roku. Ale najpierw inne priorytety.
Bardzo szeroka definicja – łapie się niemal wszystko od nowych wzorów butelek na napoje po promy kosmiczne 🙂
I o to chodzi 🙂 Daje mi to mnóstwo swobody w realizacji pomysłów, których mam mnóstwo z różnych dziedzin 🙂
Bardzo mądry tekst.
Zawód idealny jak każdy ideał, jest według mnie tym do czego dążymy, ale nigdy nie będzie czymś co jest tu i teraz 🙂 Każdy człowiek ma chyba zakodowaną w mózgu chęć poprawiania, udoskonalania swojego życia.
Też kiedyś miałam inne wyobrażenie idealnej pracy. Strach pomyśleć, że kiedyś moja korpo wydawała mi się świetnym miejscem. Na szczęście teraz mam pracę bardziej idealną, ale i tak coś uwiera i każe myśleć, jakby tu dalej dążyć do ideału 🙂
Pewnie też dlatego dobrze zmienić pracę raz na kilka lat, prawda? To, co na początku wydaje się rajem obiecanym, po czasie przestaje tak cieszyć. A może tak raz na 5-10 lat zmieniać nie tylko pracodawcę, ale i branżę? 🙂
Prawda, choć co do branży, chyba jeszcze nie mam w sobie tyle odwagi. Ale może warto by dokonać takiej radykalnej zmiany? 🙂
Z drugiej strony, odkąd zaczęłam planować założenie własnej firmy, ciągle łapię się na wymówce pt. „Ale przecież to nie jest zgodne z moim wykształceniem. Po co więc studiowałam?”. Czasami chyba tak jest, że zamiast realizować marzenia, szukamy wymówek.
Kiedyś jako pracownik budowlany marzyłem by mieć własną firmę i pracować w domu. Dziś spełniając swoje marzenie z przed 5/6 lat chciałbym… odwieść rano dzieci do szkoły i później móc popracować w ogródku, pomalować płot czy skosić trawnik. Może jako 40latek po spłaceniu hipoteki będzie to możliwe!
Między innymi dlatego nie chcę zmienić podejścia do blogowania – dopóki to niezobowiązujące hobby, które mogę przerwać w każdej chwili, to odbieram to inaczej niż pracę. Twoja decyzja była na pewno poprzedzona porządną analizą i podyktowana względami praktycznymi/finansami. Patrz przed siebie i życzę spełnienia marzeń i celów!
Bardzo ciekawy tekst. Ja sam po 5 latach pracy, jako dziennikarz/redaktor w wydawnictwie zostałem… piwowarem w browarze restauracyjnym. To przez lata piwowarstwa domowego było moim marzeniem i się spełniło! Minęło pół roku, więc niezbyt długo, ale śmiało mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy. Każdy dzień jest dniem robienia tego co się lubi. To daje kopa do innych spraw. Jak będzie dalej zobaczymy 🙂 Spełniajcie marzenia! Pozdrawiam.
Wow – jestem pod wielkim wrażeniem. Brawo za odwagę – takie decyzje kosztują wiele, ale niemal nigdy ich nie żałujemy.
PS Ja już z niecierpliwością czekam na pierwszą degustację własnego autralian pale ale 🙂
A ja się tu już do gratulacji szykowałam… 😉
Mój aktualny zawód to mama 24 godziny na dobę i… jestem nim trochę zmęczona…
Zawód bardzo ciekawy, ale jak wszystko, co wykonywane non stop, może po pewnym czasie zmęczyć, więc wcale się nie dziwię. Żona od paru dni w szpitalu (jesteśmy już sporo po terminie i nic się nie dzieje) a na urlopie, więc aktualnie spędzam znacznie więcej czasu z Mają niż wcześniej. Poznaję ją coraz lepiej i bardzo mi się to podoba!
Inni mogą być zmęczeni i chcieć zostać mamą 🙂
zmęczeni pracą*
Nadmiar jest zawsze groźny i potrafi doprowadzić do pewnych frustracji, i to nieważne, czy chodzi o czas spędzany z dzieckiem czy ten poświęcony na pracę. Dlatego trzeba umieć odpoczywać i czasami odciąć się chociaż na chwilę od nadmiaru bodźców, co dla mamy na pełen etat (który trwa 24h, a nie 8h jak u pracownika) może być dosyć ciężkie.
Rozumiem doskonale chęć zostania mamą. To wspaniałe doświadczenie, ale 24 godziny na dobę przez prawie pięć lat – uwierz mi, że czasem by się chciało wziąć urlop…
Wolny, a jak tam Żona i Dzidziuś? Wszystko dobrze? Niecierpliwie czekam na wpis oznajmiający dobrą nowinę 🙂
Zgodnie z życzeniem: właśnie wystawiłem 🙂
Pierwszy raz na Twoim blogu i od razu wpis który idealnie wstrzelił się w temat który gryzie mnie od jakiegoś czasu, a mianowicie zmianie zawodu. Problem polega na tym, że ja mam pracę przydatną społecznie i dosyć ważną bo jestem ratownikiem medycznym i pracuję w pogotowiu ratunkowym a chciałbym rozpocząć karierę w IT (najlepiej jako freelancer). Na domiar złego lubię swoją pracę i zarabiam całkiem nieźle ale czuję, że potrzebuję zmiany (na lepsze?). Cytując klasyka: Jak żyć? 😉 Pozdrawiam,
Cieszę się, że się „wstrzeliłem”. Zachęcam do dalszej lektury – masz sporo do nadrobienia 🙂
PS Chyba nie muszę dodawać, że Twój zawód wydaje mi się aktualnie znacznie więcej znaczący niż to, co sam robię na co dzień?
dlatego Wolny mi sie wydaje, ze to nie jest tak pieknie jak sie czlowiekowi wydaje z poczatku 🙂 w koncu kazdy chce cos do garnka wlozyc, a samym ratowaniem ludzi rodzinie utrzymania nie zapewnisz. Generalnie wiem o czym piszesz (chec sprawstwa), ale zapewne po roku-dwoch w jakimkolwiek zawodzie ktory daje takie poczucie, bylbys zniesmaczony roznymi sytuacjami dookola (papierkologia, glupie przeznaczanie funduszy, niezadowolenie pracownikow itp) i bys sie po prostu zmeczyl. Dlatego wg mnie najlepszym sposobem jest wlasnie zapewnienie sobie chocby czesciowej niezaleznosci finansowej, ktora pozwoli ci zaakceptowac mniejsze (lub duzo mniejsze) zarobki, zeby utrzymywac poczucie sprawstwa i do tego zmieniac prace (lub rowniez branze) co 3-4 lata. wtedy jest najbardziej optymalnie wg mnie 🙂 plus gdzies tam w przerwach jakis wyjazd (moze byc charytatywny) do afryki czy gdzies daleko, zeby przez rok pomagac innym 🙂
Bardzo fajna wizja, podpisałbym się obiema rękami, gdyby nie to, że chwilowo jestem przede wszystkim ojcem, który na dalsze wyjazdy (tym bardziej charytatywne) pozwolić sobie nie może. Ale ogólnie, fajne podejście.
Wolny, akurat świeżo MMM napisał: Great News – Early Retirement Doesn’t Mean You’ll Stop Working. We wpisie tym zadał dwa ciekawe pytania:
„So I forced myself to adopt two new rules:
I try to make all spending decisions as if the price were $0.00
And I make all work and income decisions as if the wage were $0.00”.
Drugie z nich idealnie definiuje mój zawód marzeń: to zajęcie, przy którym całkowicie zapomnisz o zarabianiu pieniędzy.
Świetnie napisane. Widzę, że muszę nadrobić zaległości na mrmoneymustache.
A ja uważam, że istnieje „zawód marzeń” 🙂
Tyle, że jedynie w marzeniach 🙂
„Idealnosć” pracy – jeśli jej w ogóle doświadczymy – jest co najwyżej krótkotrwała.
Zanurzając sie w jakąkolwiek pracę, prędzej czy później zaczniemy odkrywać jej minusy, ale nawet z tymi minusami (jeśli nie przeważają plusów) praca nadal może być idealna (no, niemal).
Z resztą to jak odbieramy swoją pracę to tylko nasz stan umysłu, nasza decyzja.
Kiedyś byłem prawnikiem, dziś szyję żagle, za chwilę rozpoczę przygodę z rolnictwem, a kiedyś…
Któż to wie…
Żadne z tych zajeć nie straciło swojej wartości…
To tylko ja kolejny raz staję na „rozstaju dróg” i chcąc isć dalej musze jakąs drogę wybrać, a zakiejś zrezygnować.
Ale przecież droga z której rezygnuje nie staje się przez to zła, ani nawet gorsza.
Czy już wspominałem, że czasami komentarze są idealnym uzupełnieniem wpisu i niosą ze sobą bardzo wartościowy przekaz? Dzięki Roman – super napisane, bardzo życiowe przemyślenia.
Po pierwsze to jak na kogoś kto w szkole z pisania był średni to trzeba przyznać, że piszesz świetne posty:)
Podobnie jak ty ostatnie moje dłuższe teksty pisałem w liceum i też nie szło mi to jakoś super. Więc założenie własnego bloga było dla mnie jak rzucenie się na głęboką wodę.
Po drugie. piszesz, że jako informatyk nie widzisz efektów swojej pracy, ale zobacz jakie świetne rzeczy osiągnąłeś jako bloger!!Zobacz ilu masz wiernych czytelników (tylko pozazdrościć), ilu z nich pomogły twoje rady. Na tym polu powinieneś czuć się spełniony.
Po trzecie: nie ma rzeczy idealnych. zawsze coś ma plusy i jakieś minusy. z pracą będzie tak samo. ważne natomiast jest aby tych pozytywów było jak najwięcej:) Przynajmniej takie jest moje zdanie:)
Dzięki za komentarz. Owszem: bloga założyłem chyba przede wszystkim dla siebie, miał dać mi poczucie wartości tego, co robię i tą rolę spełnił w 100%.
Dopiero dzisiaj znalazłam chwilkę, aby przeczytać Twój nowy wpis i … zdziwiłam się bardzo. Mogę się pod nim podpisać. Już od pewnego czasu męczyły mnie takie dylematy o jakich piszesz, ale życie okazało się sprytniejsze ode mnie. Po trzynastu latach pracy w firmie dostałam wypowiedzenie z przyczyn ekonomicznych. To nie było dla mnie łatwe emocjonalnie, chociaż wiem, że ten krok podyktowany był radykalnymi cięciami kosztów. Jednak nastąpił dokładnie w momencie, kiedy moje ciało, a dokładnie kręgosłup powiedziały NIE ośmiogodzinnej pracy przy komputerze.
Wysiadły mi oczy, a tęsknota do świata za oknem przybierała formę choroby:)
Nie wiem co dalej, ale jak napisałeś, świat jest bogaty i oferuje wiele możliwości.
Coś wymyślę, ale sądzę, że za biurko nie wrócę 🙂
Pozdrawiam.
Brawa za odwagę !
Trudniej pokonać swoje ambicje, jeśli już się w pracy trochę coś osiągnęło, a jakimś rzeczom, pomysłom, awansów czy tytułom zawodowym niewiele zostało do wykończenia. Wtedy takie restrukturyzacje lub inne obiektywne okoliczności przychodzą jak wybawienie :).
Fajnie, że podchodzisz do tego w ten sposób. Na pewno coś znajdziesz, a w końcowym rozrachunku może się okazać, że to był dar z nieba. 13 lat to szmat czasu i nic dziwnego, że już wcześniej myślałaś o zmianie.
Nawet sobie nie zdawałam sprawy, jak bardzo potrzebowałam przeczytać taki tekst! Dzięki! 🙂
Miło mi, lubię „wstrzelić się” w potrzeby czytelników. Chyba wielu z nas jest zmęczonych aktualną pracą, zwłaszcza jeśli tkwimy w niej długie lata i dostrzegamy wady, których wcześniej jakoś nie było widać.
Zawód idealny? Myślę, że zawód, który pozwala mi się zająć, w danym dniu, rzeczą, na którą mam ochotę. Bez pośpiechu realizować cel główny danego dnia, a w dowolnej chwili pójść na spacer z rodziną czy pomóc innym.
Praca przede wszystkim z ludźmi, wnoszącymi „coś” do mojego życia zawodowo oraz mentalnie.
Wolny – myślę, że potrzebujesz zawodowo lub psychicznie podnieść sobie poprzeczkę – spróbuj, motywacja być może wzrośnie.
Hmmm – na razie jestem na takim etapie życia, że sprawy zawodowe mają niski priorytet. Być może to się zmieni kiedy dzieciaki nieco podrosną, ale niewykluczone, że wcale tak nie będzie – bardzo dużo znaczy dla mnie rodzina i zdrowie, a mając świadomość upływającego czasu i ogromu rzeczy, których jeszcze nie zrobiłem i miejsc, których nie widziałem wcale nie jestem pewien, czy znajdę motywację do dalszej specjalizacji.
Kilka miesięcy temu miałem zdać dość ciężki egzamin, chciałem się do niego przygotować przed przyjściem na świat drugiego dziecka. I co? Tylko zacząłem naukę, a myśli „po co mi to, i tak po zdaniu większość zapomnę, zostanie tylko papier” i tym podobne pojawiły się szybko. Dlatego temat gdzieś tam sobie odszedł, czas pokaże czy wrócę do niego czy nie.
Doceń to, że wybrałeś to, co właśnie było dla ciebie najważniejsze. Mało kto potrafi podjąć decyzję zgodnie ze swoim sercem.
W życiu nie zawsze to co warto – się opłaca – i nie zawsze to co się opłaca – warto zrobić.
http://www.gazetaprawna.pl/galerie/866078,duze-zdjecie,1,8-zawodow-w-ktorych-mozna-dobrze-zarobic-najlepiej-w-nowych-technologiach.html
Niemal same obco brzmiące tytuły, które niewiele mi mówią i w które na pewno nie da się wskoczyć ot tak, z marszu. Pamiętajmy też, że dobre zarobki wcale nie oznaczają pozytywnego odbioru tego, czym się zajmujemy – a przynajmniej wcale nie musi tak być na dłuższą metę.
bardzo ciekawe zdanie na temat pracy idealnej, myślę że można znaleźć pracę idealną lecz w odpowiednim wieku, czytać po 30-35 roku życia.
Jestem w wieku, który przytoczyłeś i właśnie doszedłem do wniosku, że pracy idealnej nie ma – może coś ze mną nie tak? 🙂 Na razie uważam, że praca idealna może być idealna co najwyżej na krótki okres czasu, dopóki nie zobaczymy tego, co wcześniejszy entuzjazm odsuwał na bok.
Ciekawy tekst. Miałam go przejrzeć pobieżnie, ale w końcu przeczytałam od A do Z ;-). Myślę, że najwięcej problemu mają młodzi ludzie, ponieważ są niezdecydowany co do swojej drogi zawodowej. Doskonale ich rozumiem, bo jeszcze parę lat temu sama nie wiedziałam co robić. Bardziej zastanawia mnie jak pobudzić u młodych pasję i poszukiwanie swojej ścieżki, bo potem już pójdzie łatwiej 😀
Masz sporo racji. Myślę, że nad młodym człowiekiem trzeba pracować jako rodzic, obserwować go, dopingować. Zbyt wiele zostawiamy szkołom, które traktują wszystkich jednakowo i rzadko potrafią złowić jakiś talent lub dostrzec pasję albo chociaż predyspozycje uczniów.
Moim zdaniem błędy popełniane są wcześniej i to w dużej mierze nie przez nas samych. Mam na myśli system nauczania, począwszy od podstawówki. Większość informacji, które tam otrzymaliśmy to śmieci. Każdy z nas jest inny i dlatego program nauczania powinien zostać zpersonalizowany, im wcześniej tym lepiej. Powinno się uczyć przedsiębiorczości i wszystkiego co jest z tym związane od najmłodszych lat. Rodzice powinni być bardziej zaangaźowani w kształcenie dziecka w szkole. Po to by młodego człowieka jak najprędzej ocenić, w sensie co lubi, co potrafi itd. Jeśli się tego wszystkiego nie zrobi to potem krążą po świecie młodzi, zdezorientowani, bez celu, nierzadko z dobrym dyplomem (bo głupi przecież nie są), ale mimo wszystko zagubieni.
a raczej spersonalizowany 🙂
Cala esencja Polskiego systemu edukacji ktory poza papierem niewiele daje a czasami a moze nawet czesciej niz czasami szkodzi.Sam pamietam jaka meka byla dla mnie szkola zwlaszcza gimnazjum .Tony bezuzytecznej wiedzy,zero indywidualnego podejscia,nauka pod testy i sprawdziany .Szkola z inteligetnych jednostek potrafi zrobic glupkow.
Hmmm – ale czy nie jest trochę tak, że inteligentne jednostki i tak się jakoś z tego wyłamią, chociażby idąc po najmniejszej linii oporu w przypadku tych mniej lubianych i potrzebnych w przyszłości przedmiotów, a rozwijając się tam, gdzie chcą?
Znowu idillyczny obraz nam tu zaserwowałeś. Kto miałby uczyć tej przedsiębiorczości? Jak spersonalizować system, przez który przechodzą olbrzymie liczby uczniów? O ile zgadzam się (z małymi wyjątkami) z tym, co piszesz, to uważam, że to rola nasza – rodziców, nie systemu, o którym można by dużo mówić, a z którym niewiele da się zrobić, nawet w perspektywie najbliższych kilkunastu lat, kiedy moje dzieci będą z niego korzystały.
„Kto miałby uczyć tej przedsiębiorczości?”
Kto? Nauczyciele. A z czego? Z podręcznika, o udostępnienie którego Ciebie, Michała Szafrańskiego i Marcina Iwucia prosiłem. Wtedy kolejny raz wyszedłem na naiwniaka wierzącego w szczerość i uszciwość ludzką. Zapomniałem, że ” money tfu… content is the king”. Bez ciemnego ludu Michał i Marcin nie mieliby co robić. Nie mogliby uczyć oszczędzania poprzez wydawanie za pomocą karty kredytowej. Tylko jaki Ty masz w tym interes to nie mogę dojść. Ciekawe kiedy przestanę być naiwnym frajerem i nauczę się co jest najważniejsze w tym świecie? Oby nigdy!
Oglądając sie za siebie widzę, że dużo więcej mówię niż robię.
Ja, Ty ,on, ona…
Niemal każdy z nas jest pełen wielkich słów i małych czynów.
JEst takie z lekka cyniczne powiedzenie: „umiesz liczyć? licz na siebie”
Cóż stoi na przeszkodzie, by korzystając z doświadczenia innych samemu napisać taki podręcznik?
Będzie twój 🙂
Nie mam umiejętności żeby taki napisać. Wsparłem jednak (finansowo i nie tylko) projekt takiego podręcznika i liczyłem, że ludzie, którym podobno zależy na edukacji finansowej naszego narodu przyłączą się chociaż w najmniejszym stopniu do projektu.
Nie do końca zrozumiałeś moją odpowiedź. Pytając kto miałby uczyć tej przedsiębiorczości miałem na myśli raczej to, że nauczyciele to niekoniecznie grupa zawodowa cechująca się dużym doświadczeniem w tej materii i ciężko mogłoby być nagle wlać w nią ducha przedsiębiorczości. Ponadto trudne byłoby przedstawianie suchych, spisanych faktów z dziedziny, która ewoluuje, zmienia się i której zasady ciężko zebrać razem i przelać na papier. Pierwsze lepsze pytanie bardziej zainteresowanego ucznia zbiłoby z tropu takiego nauczyciela-teoretyka, a przecież mówimy o czymś, co bazuje na praktyce, doświadczeniu i otwartości umysłu, a nie na zbiorze uniwersalnych reguł.
Odniosę się też do innego z Twoich postulatów: indywidualizacja nauczania, patrzenie na uczniów jako na jednostki, wyławianie ich silnych i słabszych stron – bo rozumiem, że o to właśnie Ci chodziło. Znowu spytam: kto miałby to robić w ramach dość skostniałego systemu, który od zawsze stawia na masówkę i klepanie tego samego po sto razy kolejnym, dużym grupom uczniów. Tu znowu potrzebna byłaby rewolucja w podejściu, myśleniu i przedefiniowanie reguł.
Generalnie zgadzamy się co do idei, natomiast mam wrażenie, że ja patrzę na to bardziej realistycznie (nawet, jeśli efektem jest rozłożenie rąk i stwierdzenie „nie da się”), a Ty odsuwasz na bok wszelkie przeszkody. Takie myślenie może przynieść super efekty i potencjalnie możesz zrobić znacznie więcej dobrego niż ja – pytanie tylko, czy aktywnie działasz w kierunku realizacji swoich własnych postulatów? Ja robię swoje jeśli chodzi o blogowanie i na razie do tego ograniczam swój wkład w dawanie czegoś od siebie i zmienianie rzeczywistości – nie w głowie mi rewolucje na większą skalę.
PS „Bez ciemnego ludu Michał i Marcin nie mieliby co robić” – zgadzam się, ale chyba wyciągam z tego inne wnioski. Dla mnie to znaczy, że jeszcze wiele dobrego jest do zrobienia, a edukacja finansowa leży na łopatkach i nad jej poprawą wspólnie pracujemy. Skoro już zahaczyliśmy o temat mało realnych idei, to ja też mam jedną: chciałbym, żeby nie było komu czytać wpisów moich, Marcina czy Michała, bo wszyscy mieliby w małym paluszku całą wiedzę, którą przedstawiamy na blogach i potrafili doskonale zarządzać swoim własnym budżetem domowym.
Ad 1. Nauczyciele mogą być tylko wstępem, ale z dobrymi narzędziami będą zachęcać, a nie zniechęcać młodzież do przedsiębiorczości (i przedsięwzięć w ogóle) zamiast uczyć wyciągania łapy po cudze. Poza tym w każdej szkole miałem nauczycieli, którzy prowadzili jakiś tam biznes i mogliby się doświadczeniami podzielić. Polecam też zapoznać się z działalnością ASBIRO. Myślę, że można by to robić na lokalną skalę. Ale masz rację. System jest jaki jest i na razie nie ma opcji na zmianę bo większość nie kuma czaczy, inni mają w tym interes, a ci którzy widzą jak jest i chcieliby coś zmienić są zbyt nieliczną grupą.
Ad. 2. Nic tutaj nie pisałem na temat indywidualizacji programu nauczania itd. (chyba newbie?)
Ad3. jeżeli zależy Ci na właściwej edukacji Kowalskiego z Nowakiem to dlaczego nawet nie raczyłeś mi odpisać żebym się w $%^& pocałował jak napisałem maila z prośbą o udostępnienie linka do podręcznika redagowanego przez fundację Misesa na polakportafi.pl? To mi nie pasuje do tego co mówisz. Tyle piszecie (cała Wasza grypa) jak to Wam na sercu leży to czy tamto. Wielkie hasła, które dobrze się sprzedają, a jak przychodzi co do czego to nawet nie chce się linka na bloga wrzucić. Dla mnie to zwyczajna hipokryzja. Szkoda, że tylu ludzi daje się na to nabrać. Tematu Twoich kolegów dalej drążył nie będę bo to nie miejsce na to, a nie mają też możliwości się bronić. Inna sprawa, że panowie bardzo dobrze wiedzą co robią więc wytykanie im nie ma sensu. Cieszę się, że u Ciebie nie ma wciskania produktów finansowych gdzie popadnie.
Co do mojego aktywnego działania na rzecz „oświecenia” ludzi, to poddałem się po kilku próbach wytłumaczenia znajomym dlaczego socjalizm to kiszka. Teraz działam tylko w najbliższej rodzinie (na szczęście z dobrym skutkiem).
Odniosę się tylko do punktu 3. Przykro mi, ale otrzymuję taką liczbę maili, a do tego odbieram je często nie będąc przy komputerze, ale np. na telefonie, że nie jestem w stanie na każdego odpisać, a nawet każdemu poświęcić chociaż kilka minut. Brutalna prawda jest taka, że Twój mail prawdopodobnie mi umknął, albo stwierdziłem, że niestety nie mam czasu na analizę tego tematu i dokładne sprawdzenie, czy chciałbym podpisać się pod takim czy innym projektem i dołączyłeś do sporej grupy czytelników, którzy poświęcili czas na kontakt ze mną, nie otrzymawszy odpowiedzi… Jestem sam jeden, blog nie jest moim priorytetem, a petycje czytelników najzwyczajniej na świecie często przegrywają z ograniczoną liczbą godzin w ciągu doby.
Widzę, że brak mojej (naszej?) odpowiedzi potraktowałeś osobiście, co rozumiem o tyle, że wydajesz się bardzo zaangażowany w tą inicjatywę. Musisz jednak rozumieć, że Twoje zaangażowanie nie musi się przekładać na równie entuzjastyczne podejście innych ludzi, którzy nie wiedzą zbyt dużo o tym pomyśle i nawet niekoniecznie chcą się angażować (chociażby z braku czasu lub innych powodów) w podobne inicjatywy.
Jest dokładnie tak jak mówisz. Najważniejsze, że projekt się powiódł i podręcznik zostanie wydany. Oby kiedyś służył też Twoim dzieciom. Rozumiem, że nie każdy musi być entuzjastą tego co ja. Większość nie jest. Jednak liczyłem na zainteresowanie blogerów którzy tyle mówią o pomaganiu i ed. finansowej.
juz jest taka szkoła a nazywa sie ASBIRO. Wykładaja tam przedsiebiorcy moze nie dla dzieci ale dla młodych napewno sie nadaje.
Przedsiębiorczości mieliby uczyć ludzie. Tacy, którzy ją znają. Na poziomie szkoły podstawowej i średniej nie potrzeba do tego noblisty w tej dziedzinie. Już nie bądź taki bezradny!
Nad personalizacją systemu trzeba popracować. Oczekujesz, że ja załatwię to wpisem na blogu? Cel jest jasny, ale nie ma woli, bo systemowi zależy na produkcji niewolników. Człowiek o jasnym umyśle, wolny i odważny, mający wiedzę praktyczną stanowi zagrożenie dla tych którzy dziś rozdają karty.
O wyłącznej roli rodziców mógłbyś mówić tylko wtedy gdybyś był z dzieckiem 24h/dobę, ale oddajesz dziecko każdego dnia na wiele godzin i tam też musi być jakość. Sam piszesz o OGROMNEJ liczbie uczniów, więc tylko dobry system może to udźwignąć.
Przykro mi – nie mam wiary w dobry system, i to zarówno, jeśli mówimy o edukacji, finansach czy zdrowiu. System jest jaki jest i (wróćmy już do edukacji) ja – jako rodzic – chcę osobiście dać mojemu dziecku to, czego system się nie podejmie albo co zrobi nieudolnie. To tak jak z tym blogiem: kto chce, sięgnie po odpowiednią wiedzę, zgłębi ją i znajdzie sposób, żeby dotrzeć tam, gdzie chce – niezależnie od systemu i ograniczeń, które on nakłada.
Nie wiem czy nie na wyrost, ale planuję dużą akcję pod tytułem „edukacja finansowa dla najmłodszych”, która miałaby postać kursu (kolejnych „lekcji”?) przeprowadzonego przez rodziców i uczącego dzieci podstaw finansów osobistych. To na razie plany, jeszcze nie do końca zdefiniowane, a zanim coś sensownego stworzę i przetestuję na swoich (a może i nie tylko moich) dzieciach, mogą minąć lata. Być może na koniec okaże się, że ten blog był właśnie budowaniem mojego wizerunku pod tą akcję i będziesz wtedy mógł powiedzieć „rozgryzłem Cię, Wolny!”? 🙂 Kto wie – może i stworzę podwaliny pod nowy przedmiot wprowadzony już do przedszkoli gdzieś w okolicach roku 2030? 😛
Dziś jestem wrogiem wmawiania dzieciom, że najważniejsza jest szkoła i zadanie domowe itp., a dopiero potem gra w piłkę czy na gitarze. To idiotyzm. Jeśli widzimy talent u dzieciaka, to naszym obowiązkiem jest przygotować wszystko co jest z tym związane. I nie należy zmuszać dziewczynki, która zafasynowana jest ubraniami, kosmetykami itp. do uczenia się bitwie pod Grunwaldem. Bo zabijemy w niej miłość do czegoś co w przyszłości może stać się jej pasją, a może i źródłem wielkich pieniędzy. Jeśli rodzic ma klapy na oczach to i dziecko będzie je miało.
Newbie a jak pisałam, że moje 3letnie dziecko ogląda bajki i piosenki po angielsku i świetnie łapie ten język to pojechałeś ze mną jak po bandzie, że niby ile zajęć dodatkowych dziecku funduję. a tu proszę – twierdzisz jednak, że obowiązkiem rodzica jest ten talent rozwijać. miałam rację, że się czepiasz i mnie obrażasz. bo niby dlaczego nie miałabym rozwijać talentu u mojego trzylatka, skoro widzę, że świetnie sobie radzi z językami, a w przyszłości może z tego tylko skorzystać?
I podtrzymuję to co wtedy napisałem. Skoro odkryłaś u swojego zaledwie 3-letniego dzieciaka „talent do języków”, to albo ono albo ty jesteś geniuszem.
nie pogrążaj się niewbie. niby u trzylatka nie wyłapiesz wymowy, akcentu, łatwości przyswajania słów? jak to nazwiesz jak nie talentem? no możemy jeszcze mówić o naturalnej predyspozycji 😀 zgadzam się z tym, co napisałeś – że rolą rodziców jest odkrywać talenty i je rozwijać, żeby nasze dziecko miało pasje i zamierzam pomagać mojemu dziecku odkrywać jego talenty, nieważne ile będzie miało lat 🙂 ale współczuje twoim dzieciom – ile lat musi mieć dziecko, żebyś odkrył u niego talent? gdzie wyznaczyłeś tę granicę?
Nie potrafię odpowiedzieć… jestem pogrążony…
Pogrążony, ale chyba nie zmartwiony tym faktem? 🙂 Nie wiem czy też to zauważacie, ale dyskusje pod kolejnymi wpisami potrafią człowieka sporo nauczyć – również o tym, jak prowadzić dyskusję, argumentować, bronić swego zdania, a czasami jak z klasą odpuszczać, kiedy nieco się zagalopujemy 🙂
Zgadzam się, że szkoła nie jest najważniejsza. Tyle, że większość rodziców wkłada tak mało pracy w kształcenie swoich dzieci, że szkoła to jedyne miejsce, gdzie pobierają naukę i gdzie uczą się obowiązkowości i systematyczności.
Prawie sie z tobą zgadzam 🙂
Zdecydowaną większosć tej wiedzy, którą dzis wykorzystuję zdobyłem sam lub z własnej inicjatywy…
Uwazam jednak, że uczenie sie jedynie tego co nas pasjonuje jest samoograniczaniem się…
Nie jest dla mnie poważny ktoś będący mistrzem w swej dziedzinie, a jedocześnie ignorantem jeśli chodzi np. o historię własnego narodu 🙂
Albo klient – prezes dużej spólki giełdowej – niepotrafiący poprawnie formułować wypowiedzi i robiący koszmarne błędy ortograficzne.
Od ludzi na pewnym poziomie oczekuję pewnego poziomu 🙂
A to jes nieosiągalne jeśli będziemy uczyli się jedynie tego co „pasjonujące, interesujące i potencjalnie cnam potrzebne”.
To miało być do Newbie 🙂
Twój artykół przypomniał mi, że miałam zakładać ludziom akwaria 🙂 Taki plan B na wypadek nieukończenia studiów. Może jeszcze do tego planu B wrócę 🙂
Chociaż zawód geodety daje niemal nieograniczone spektrum możliwości prac i usług. Pozdrawiam Cię Wolny.
Artykuł jeśli już 🙂
Nie ma ludzi o idealnym charakterze, wyglądzie itd, idealnego dnia i idealnego zawodu 🙂 Cały ten ideał to zawsze jakieś niedoścignione „coś”, czego najczęściej nie umiemy nawet opisać, nazwać, a co dopiero wykonywać. Myślę, że taki mój zawód marzeń to taki który będzie ewoluował z czasem, dając mi możliwość nauki, satysfakcji i poznania.
Bardzo ciekawy wpis, praca marzeń to na razie marzenie, ale mam nadzieję, że kiedyś uda mi się je zrealizować…;) chyba że ewoluuje;)
Witaj Wolny gratuluję wpisu. Bardzo optymistyczny, dojrzały i jednocześnie inspirujący wpis 🙂 Dopiero nie dawno trafiłem na Twojego bloga i już mi się bardzo podoba:-)
Witam może ja nie mam zawodu marzeń, ale na pewno jest perspektywiczny i daje dobrze zarobić. Jednak nie wiem, czy jest to dobre miejsce, gdzie mogę się nim pochwalić. Mogę jedynie powiedzieć, że jest to praca wykonywana przez internet bez polecania, sprzedaży i innych pierdół, które większość firm, oferuje i to jest mój zawód marzeń.
To chyba prawda, że zawód marzeń nie istnieje. Zwłaszcza że tak jak mówisz, trawa po drugiej stronie płotu zawsze jest bardziej zielona i nawet jeśli wydaje nam się, że to zajęcie jest stworzone dla nas, dopiero gdy zaczniemy je wykonywać poznajemy nie tylko jego dobre ale także to złe i ciężkie strony. Poza tym cały czas ewoluujemy, zmienia się nasz sposób myślenia i priorytety, to co cieszyło nas wczoraj, jutro może już nie mieć dla nas znaczenia. Inna sprawa to to że zawód to nie wyrok. Zawsze można wiele zmienić, przekwalifikować się, podążać za swoimi zainteresowaniami.
Istnieje i gdzieś tam czekan na nas! 🙂
Jeśli uda nam się połączyć pasję z dobrze płatna pracę to już nigdy nie będziemy czuli się nie na miejscu. Mnie się udało 🙂 Tobie również życzę tego….
Moim zawodem marzeń od momentu kiedy podjąłem normalną pracę w systemie 8 godzin dziennie była praca w domu przed komputerem i z wykorzystaniem internetu. Udało mi się to osiągnąć choć czy jest praca marzeń, to po tych wszystkich latach już nie jest takie pewne 😉 Fajne jest to że człowiek sam może sobie regulować czas, ale z drugiej strony musi pamiętać o tym że musi swoje zrobić każdego dnia.
Twoje teksty są naprawdę swietne 🙂 Sam od paru lat cos pisze, jednak szczerze muszę przyznac, ze zestawiajac moje tresci z Twoimi, ja odpadam w przyslowiowych przedbiegach 🙂 No naprawdę, chyle czola 🙂 Rzadko kiedy zdarza mi się chwalic, bądź co bądź, jakas forme konkurencji, jednak Ciebie nie można po prostu nie pochwalic 😀
Zwięzłość, to to co przybliża nas do sukces 🙂 Kiedy będę chciał przeczytać Twój pamiętnik, kiedy zostaniesz już znanym Blogerem, to kupię książkę. Na której zarobisz dodatkowe pieniądze, a dziś czas to pieniądz… Zwięzłość
Pozdrawiam
Artur
Ja znanym blogerem? Nie mam takich aspiracji, nie dążę do tego, więc pewnie i książki nie będzie. I szkoda, że czytasz tylko to, co mają do powiedzenia znani – czasami mam wrażenie, że to właśnie oni mówią tylko po to, żeby mowić. Pozdrawiam.
A jednak linki do Twojego bloga są cytowane przez najbardziej znanych blogerów więc myślę że można uznać Twojego bloga za znany czy uznany w środowisku choćby blogów finansowych 😉 pozdrawiam
Środowisko jest na tyle małe,że znamy się nawzajem i staramy wspierać, zamiast robić sobie pod górkę. Pozdrawiam.
I opowiedział im przypowieść: Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! Lecz Bóg rzekł do niego: Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem. (Łk 12:13-21)
Mocne ?
Trafiłem na ten blog wczoraj , ciekawy .
Autor używa rozumu , ma interesujące spojrzenie na wiele spraw .
Piszesz , że akcenty zdecydowanie przeszły
od pracy na rodzinę , choć nadal czegoś ci brak , ale czujesz że idziesz we właściwą stronę .
Ja także myślę ( spore nadużycie ) , że warto inwestować .
W siebie , w przyszłość ale zwłaszcza tę długoterminową .
Człowiek jest istotą zbyt skomplikowaną , aby śmierć była jego kresem .
Jaki sens miałoby umieranie w szczycie tego osobistego rozwoju ?
Człowiek żyje w świecie materialnym , ale jest istotą duchowo – cielesną .
Prawdziwe szczęście jest relacją , z sobą samym , innymi i Stwórcą .
Relacja jest dawaniem siebie i umiejętnością przyjmowania od innych .
Uczymy się albo na obserwacji i myśleniu , albo najskuteczniej
na „własnej dupie” , czyli wszelkich „nieszczęściach” .
Z idealną pracą jest jak z piramidą Maslowa. Gdy zaspokajasz podstawowe potrzeby, wspinasz się coraz wyżej i Twoje oczekiwania stale rosną. Na jej wierzchołku czeka praca marzeń. W zależności od czasu i miejsca, w którym jesteś, piramidy się zmieniają, a Ty możesz przeskakiwać z jednej na drugą. I to jest własnie super – wystarczy otworzyć umysł na zmiany, a uświadomisz sobie, że o ile tylko chcesz możesz robić praktycznie cokolwiek. Co więcej, uważam, że praca w jednym zakładzie przez wiele lat jest niekorzystna zarówno dla Ciebie, jak i pracodawcy, który Cię zatrudnia. Zaczynasz podchodzić do swoich obowiązków skrajnie rutynowo i nierzadko z niechęcią, co oczywiście przekłada się na niską efektywność. Ja dopiero zaczynam swoją drogę zawodową, kończę studia i pracuję jako freelancer w Galilea3 – co daje mi ogromną elastyczność, a tym samym plasuje się wysoko na mojej piramidzie idealnej pracy. 🙂 Pozdrawiam
Bardzo ciekawy wpis. Dopiero odkrylam Twoj blog, ale czuje, ze zagoszcze na nim na dluzej. Mialam szanse przeczytac raptem maly % jego zawartosci, ale to co dotychczas przeczytalam zgadza sie w 100% z moim 'swiatopogladem’ jesli tak to moge ujac 🙂
Mam 30 lat i poczucie, ze nie chce spedzic kolejnych przynajmniej 30 lat wykonujac prace w specjalnosci, ktora wybralam jako 20 letnia, nie dojrzala wowczas osoba bez wyrobionego zdania na wiele tematow.
Podobnie jak Ty, Wolny, pracuje zdalnie wiec jest to pod pewnymi wzgledami spora zaleta, jednak praca nie daje mi przyjemnosci i satysfakcji. Po ostatnim, krotkim urlopie, po pewnych lekturach i przemysleniach w koncu dojrzalam do tego, aby powiedziec samej sobie, ze zamierzam zmienic zawod i zajac sie tym, co mnie interesuje. Oczywiscie, nie jest to rzecz do zrobienia z dnia na dzien. Wymaga to poswiecenia ogromnej ilosci czasu i jakiejs ilosci pieniedzy, ale jestem na to gotowa i wierze w siebie 🙂
Zaluje, ze majac 20 lat nie wiedzialam o sobie tego co wiem teraz 🙂
Pozdrawiam serdecznie i dziekuje za Twoj wartosciowy przekaz.
Hm, im dłużej czytam ten blog, tym bardziej mi się podoba. Odpowiada mi takie myślenie o specjalizacji, ale dobrze, że Autor podkreślił również, że zmiana specjalizacji wiąże się z nakładem pracy – to zawsze jest trochę rewolucja, bo zaczynasz w danej dziedzinie od zera.
Każdy ma swój zawód idealny. W ogólnym znaczeniu taki zawód nie istnieje, ale każdy z nas z pewnością wie jakie są jego ideały. Dla jednych może to być praca z dziećmi, budowanie najwyższych budowli na świecie, jeżdżenie ciężarówka itp. Dla mnie zawód idealny chyba nie istnieje, bo musiałoby być ich kilka. Jednak obecnie najbliżej mi to podróżnika-freelancera.