Dzieci a wolność.

Kochani – z radością chciałbym obwieścić całemu światu, że nadszedł upragniony przez nas dzień, w którym na świecie pojawiła się Hania! Bardzo podobało jej się w maminym brzuchu, więc posiedziała tam znacznie dłużej niż myśleliśmy, przez co wszyscy już przebierali nogami z niecierpliwości i nie mogli doczekać się tego radosnego dnia. Drugi poród był nieco innym doświadczeniem, chociaż po raz kolejny mi – jako mężczyźnie – towarzyszyło poczucie bezsilności w moich nieudolnych i mało znaczących (przynajmniej w mojej ocenie) próbach ulżenia rodzącej. Najważniejsze jednak, że wszystko się udało, powoli oswajamy się z nową sytuacją i dwójką maluchów, o których będzie traktował dzisiejszy wpis. Podzielę się z Tobą garścią absolutnie subiektywnych odczuć, które wynikają z (już podwójnego!) ojcostwa. Myślę, że część czytelników tego właśnie oczekuje, czego dowodem są komentarze pod tym wpisem, których przesłanie brzmi następująco: „na razie boję się  rewolucji, jaką jest dziecko”. Ze stereotypami mówiącymi o horrendalnych kosztach posiadania potomstwa już walczyłem (klik) – teraz czas na garść informacji, które mogą zaciekawić wahających się ze względu na ryzyko wywrócenia dotychczasowego, ułożonego i dobrze zaplanowanego życia do góry nogami. A nawet nie ryzyko, ale niemal 100% prawdopodobieństwo takiego zdarzenia 🙂

Tak, tak – ja również potwierdzam, że niezależnie od wcześniej prowadzonego trybu życia, pojawienie się pierwszego dziecka wywoła niemały szok. I wcale nie chodzi mi o tą burzę nowych uczuć i emocji, ani o nagłą odpowiedzialność, którą zostajemy obdarzeni (a o której napiszę więcej w dalszej części) – mam raczej na myśli fakt, że każdy kolejny dzień rodzica będzie wyglądał diametralnie inaczej niż to, do czego jesteś przyzwyczajony. I to niezależnie od tego, czym wypełniona była wcześniej Twoja typowa doba. Zarówno dla zapalonych imprezowiczów, jak i zagorzałych domatorów (to my!), nic już nie będzie takie samo – dotychczasowy plan dnia ulegnie metamorfozie; na szczęście nie tak zupełnie nagłej i niespodziewanej, bo sama ciąża jest przecież pewnym przygotowaniem do tej zmiany. Nie zmienia to faktu, że w ciągu jednej chwili staniecie się odpowiedzialni za nowe życie, które zmaterializuje się na Waszych oczach i przy Waszym udziale 😉 Które skutecznie powstrzyma Was przed co bardziej szalonymi pomysłami, a nawet każe zrezygnować ze zwykłych przyjemności – chociażby w imię tak utopijnego zadania jak wyspanie się „na zapas”. Brzmi zniechęcająco? Niesłusznie! To, co otrzymujemy w zamian z nawiązką rekompensuje nam te drobne niedogodności i zmniejszenie priorytetów własnych potrzeb i zachcianek, a oprócz tego wypełnia nasze życie znacznie głębszym sensem niż do tej pory.

Mimo, że bilans zysków i strat to u mnie niemal norma podczas podejmowania ważniejszych decyzji, to podświadomie bronię się przed wskazaniem plusów i minusów posiadania potomstwa. To przede wszystkim sprawka uczuć, którymi darzę moją rodzinę, a które wszelkie dywagacje typu „czy było warto” zmiatają w pył krótkim „oczywiście, że tak!”. Tu po prostu nie da się wykonać obiektywnej oceny sytuacji – bo jak tu postawić na szali nieprzespaną noc szargającą nerwy z późniejszym uśmiechem niemowlaka, wynagradzającym te trudy? Mam zresztą świadomość, że u każdego będzie to wyglądało nieco inaczej i nie mogę dać nikomu gwarancji podobnych odczuć i podobnego wyniku końcowego. Mimo wszystko, postaram się jakoś ubrać w słowa to, co warto przekazać zagubionym, sceptycznym lub po prostu: niezdecydowanym. Nie będzie typowego zestawienia wad i zalet, a raczej lista zmian, które zauważyliśmy i którymi chętnie się z Tobą podzielimy. Co więc zmieniło się w naszym życiu po urodzeniu Mai, a co jeszcze się intensyfikuje, od kiedy i Hania jest na tym świecie?

dzieci_wolnosc_3

Pierwsze minuty Hani na tym świecie…

– skoro już wspomniałem o uczuciach, to nie sposób pominąć ich mnogości, której źródłem jest ta malutka istota, jaką poznasz w momencie jej narodzin. To niesamowita dawka bezinteresownej i bezwarunkowej miłości (jakże różnej od tej pomiędzy dorosłymi ludźmi), odkryta w sobie samym nagle i od razu ofiarowana maleństwu. Co jeszcze ciekawsze: tej miłości starcza dla wszystkich, mimo że przed urodzeniem kolejnego dziecka rodzice zwykle myślą o tym, czy będą w stanie kochać je tak, jak to pierwsze. Osobiście nie znam nikogo, kto nie zapałałby tym uczuciem zaraz po urodzeniu, lub po krótkim czasie spędzonym z maleństwem. To działa również w drugą stronę – dla dziecka mama (potencjalnie również tata, jeśli zainwestuje w to swój czas) jest całym światem, a ufność jaką obdarza rodziców jest wprost niesamowita. Wniosek jest jednoznaczny: jesteś skazany na miłość! 🙂 Dla porządku wspomnę jeszcze o całej palecie pozytywnych, a czasami i negatywnych emocji, które pojawiają się nie wiadomo skąd i które dają siłę do tego, żeby udźwignąć tą…

– odpowiedzialność, którą nagle zostajemy obarczeni. Od pierwszych dni życia dziecka podejmujemy ogrom decyzji, które wpływają na nie w rozmaity sposób; decydujemy praktycznie o wszystkim, wielokrotnie na szali stawiając zdrowie maluszka. Przykład pierwszy z brzegu: szczepić, nie szczepić? W jakim zakresie? Jak porównać prawdopodobieństwo problemów wynikłych z braku szczepienia z tymi spowodowanymi przez powikłania po szczepionkach, jeśli zamiast rzetelnych danych mamy papkę informacyjno-medialną, w której każdy próbuje jak najmocniej przeciągać linę na swoją stronę? Takich dylematów jest mnóstwo i nie uciekniemy przed nimi – grunt to podjąć jak najlepsze decyzje posiadając ograniczoną wiedzę i doświadczenie. Nie ma się jednak co martwić – to wszystko przyjdzie z czasem i już widzimy, że obawy i wątpliwości przy drugim dziecku będą nieporównywalnie mniejsze.

dzieci to wyzwanie, czyli coś, co chętnie podejmuje każdy z czytelników bloga, prawda? Kiedy widzę jakąś bezdzietną parę cieszącą się chwilami we dwoje, żyjącą beztrosko i posiadającą ogromne pokłady wolnego czasu, widzę – używając terminologii sportowej – absolutnych amatorów. Spoglądając kilka lat wstecz dostrzegam, jak sam się rozwinąłem i dojrzałem – zostawiłem daleko w tyle beztroskich lekkoduchów (których pozdrawiam – to również piękny etap w życiu) i z amatora wyrosłem na prawdziwego zawodowca 🙂

– do tej pory nie rozumiem, jak ta mała istota może sprawić, że nasze życie nagle nabiera znacznie głębszego sensu i znaczenia. Proste czynności wykonywane dla dziecka są nagle okropnie ważne, a we wszystko, co chociaż luźno powiązane z byciem rodzicem, angażujemy się znacznie bardziej niż wcześniej. Pracodawcy już dawno dostrzegli, że rodzice są bardziej wydajni w pracy, potrafią lepiej planować i korzystać z ograniczonego czasu. Lekarze uważają, że pokonanie problemów zdrowotnych przychodzi łatwiej tym, którzy mają dla kogo żyć. A ja od dawna wiem, że wykąpanie bobasa to znacznie większa frajda niż umycie samego siebie 🙂

sami odkrywamy w sobie dziecko! Zabawy z dzieciństwa wracają do nas po latach, zaczynamy śpiewać domagającemu się tego maleństwu, nasza sprawność fizyczna jest wystawiana na próbę podczas karkołomnych wyczynów akrobatycznych, które wywołują u dziecka śmiech, który chciałoby się słyszeć bez przerwy! Znajdujemy czas na spacery, na robienie babek z piasku, zbieganie z górki na pazurki 😉 i mnóstwo innych rzeczy, o których dawno zapomniałeś, a które potrafią dostarczyć sporo radości również dorosłemu!

dzieci_wolnosc_1

Nasza wolność to również decyzje, żeby nie wynajmować obcej osoby do spędzania takich chwil z naszym dzieckiem!

– uczymy się sporo o sobie samym. Przede wszystkim, nasza cierpliwość jest nieustannie wystawiona na próbę i chyba nie ma rodzica, który tej próby by czasem nie oblał. To jednak nauka dla nas samych i jeśli tylko chcemy wyciągać wnioski z przeszłości, to kolejne testy sprawią, że będziemy silniejsi.

– czujemy misję pokazywania dziecku świata, sami na nowo go odkrywając. Dla małego człowieka mechanizmy dla nas oczywiste, wynikające z praw fizyki i zwykłego „porządku świata” są nowością. Świat jest niezbadaną przestrzenią, pełną zagadek i ciekawostek, a my musimy nieustannie tłumaczyć, czemu parasol trzymamy nad głową, a w zimie nie wychodzi się na dwór w sandałach. Zadaniem rodzica jest pokazać i wyjaśnić tysiące zjawisk – niejednokrotnie samemu ich nie rozumiejąc lub nie potrafiąc tego właściwie zrobić. Rodzice nagle dowiadują się, że istnieją takie atrakcje jak wesołe miasteczka, place zabaw, zoo czy biblioteki organizujące zajęcia dla maluchów – czyli miejsca, o których być może nawet do tej pory nie wiedziałeś. Bycie rodzicem sprawia, że odkrywamy świat na nowo i widzimy rzeczy, obok których setki razy przechodziliśmy obojętnie, a które nagle okazały się prawdziwymi cudami przyrody 🙂

– obserwujemy rozwój małego człowieka i nieustannie dziwimy się postępami, które ten czyni. Nowe umiejętności, słowa, zmieniający się wygląd… patrząc na tak dynamiczne zmiany przypominamy sobie, że życie to ciągła zmiana, która jest również naszym udziałem, tylko postępująca w zwolnionym tempie, przez co często niezauważana. Świadomość, że życie płynie i czas, który mamy nie jest nieskończony sprawia, że lepiej wykorzystujemy to, co mamy.

– stajemy się mniej drobiazgowi i potrafimy machnąć ręką na problemy, z którymi jeszcze niedawno byśmy walczyli, tracąc cenny czas i zdrowie. Nagle wiele z nich schodzi na dalszy plan, bo liczy się tylko to, co naprawdę ważne.

– jeśli już mamy chwilę dla siebie, to korzystamy z niej lepiej niż wcześniej. Ten czas jest bardziej cenny, więc nie przecieka przez palce jak kiedyś i więcej dla nas znaczy. Nie ma co się oszukiwać: dziecko skradnie Ci całe morze czasu, ale nie znam rodzica, który miałby coś przeciwko temu. Dla niedzieciatych porównałbym to do miłości, która również jest złodziejem czasu i rozsądku, co zakochanym zdaje się absolutnie nie przeszkadzać 🙂

dzieci_wolnosc_2

Jaki rodzic nie zawiózłby takiej księżniczki na koniec świata? Rowerem, oczywiście!

– decyzja o zmajstrowaniu potomstwa to niezaprzeczalnie krok do przodu – jeszcze nie spotkałem się z opinią, że tak nie jest.  To wyjście poza to, co znane i oswojone, to dowód odwagi i dojrzałości, a także zdecydowane opuszczenie strefy komfortu, która dla wielu jest więzieniem ze ścianami wyłożonymi miękkim pluszem.

– sprawy materialne odsunęliśmy jeszcze bardziej na bok – teraz czas dla dziecka jest priorytetem. Widzę, że działa to w obie strony: z jednej, lista naszych zachcianek skurczyła się jeszcze bardziej, a z drugiej: czasami godzimy się na to, żeby zapłacić więcej, aby tylko nie tracić czasu na poszukiwanie „okazji”. Pieniądze nieco się zdewaluowały w naszych oczach, a czas jeszcze zyskał na wartości.

– niestety, niektóre z projektów DIY zeszły na dalszy plan. O ile podjąłem się kolejnej edycji projektu pomidor, to – przykładowo – zdecydowanie rzadziej podejmuję się pieczenia chleba. Owszem – czasami to pójście na łatwiznę i sięgnięcie po coś mniej wartościowego (a przy tym zwykle droższego…), ale jak już wspomniałem, teraz czujemy jeszcze większy deficyt czasu niż dotychczas, więc pewne kompromisy były konieczne.

– uczymy się dawać i żyć dla innych. Nasuwają mi się porównania z dobroczynnością, bo i w jednym, i w drugim przypadku ofiarujesz swój czas i zaangażowanie, w zamian otrzymując niesamowicie wiele. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że w gruncie rzeczy decyzja o pomaganiu innym oraz o posiadaniu potomstwa ma zbawienny spływ na nasze samopoczucie i zdrowie psychiczne. W telegraficznym skrócie: dając, otrzymujesz – i nie inaczej jest, kiedy zdecydujesz się zostać rodzicem.

– wreszcie, stajemy się nieco młodsi za sprawą tych urwisów, mobilizujących nas do zwariowanych zabaw, aktywności umysłowej i tego, żeby pracować nad własną wyobraźnią, chociażby wymyślając bajki na dobranoc. Co by nie mówić, aktywność odmładza i nie pozwala rozleniwić swojego ciała i umysłu w szarej, biernej codzienności.

W tym wpisie planowałem jeszcze odpowiedzieć na dość kontrowersyjne pytanie: czy posiadanie dzieci ogranicza wolność? Czuję jednak opór przed użyciem słów „dziecko” i „ogranicza” w jednym zdaniu, bo mimo bezspornych zmian, które ta mała istota wymusza, nie wyobrażam sobie, po co miałbym być niezależny (finansowo, ale nie tylko) i nie mieć dzieci.  Skoro powiedzieliśmy już sobie, że to one nadają sens temu, co robimy, to nie inaczej jest z wolnością – chcę z nimi dzielić tą wolność, chcę z niej korzystać wspólnie z nimi – nie tylko dla siebie, bo własne „ja” wcale nie jest najważniejsze. To również dla nich robię to, co robię i to im chcę przekazać jak najwięcej z tego, co wiem i umiem – tak, żeby mieć jak największy wkład w ofiarowanie światu świadomych, wewnętrznie wolnych ludzi. To samolubne, ale tak już nas natura ukształtowała: każdy chce coś wartościowego po sobie pozostawić, a tym czymś w moim odczuciu wcale nie musi być okazały dom czy wyniki ciężkiej pracy. Podsumowując: dzieci ograniczają wolność w taki sam sposób, w jaki robi to konieczność jedzenia, z którego nie możemy przecież zrezygnować – i dobrze, bo zdecydowanej większości z nas ta czynność sprawia dużo radości!

dzieci_wolnosc_4

Dzieci i wolność na jednym zdjęciu. Taka metafora… albo i nie 😉

Nie sposób nie zauważyć, że nasze wnioski są dość jednostronne. Użyłem słowa „nasze”, ponieważ moja lepsza połówka bardzo pomogła w tworzeniu tego wpisu i wniosła do niego szereg ciekawych uwag. Zdajemy sobie sprawę, że nasz hurra-optymizm nie musi pasować do każdej sytuacji – to, że sami w ten sposób odbieramy rodzicielstwo to nie żadna gwarancja dla Ciebie. W naszym przypadku nieprzespane noce i ogrom pracy włożony w wychowywanie dzieci odchodzi szybko w niepamięć, za to w głowie pozostają szczęśliwe chwile spędzone razem. Czy jesteśmy w tym podejściu naiwni, czy przymykamy oko na niektóre sprawy? Być może, ale jakie to ma znaczenie, skoro rodzina jest dla nas najważniejsza i fakt jej powiększania sprawia nam ogromną radość? O szczęście bez kochających ludzi wokół trudniej, ale daleko jestem od twierdzenia, że znalezienie go nie jest możliwe. Dla kontrastu z wpisem przedstawię jedną z zabawnych opinii, na którą się ostatnio natknąłem:

„(…) te małe krwiopijcze stworzenia potrafią sprawić, że człowiek, który jeszcze dziewięć miesięcy temu miał pasje, zainteresowania i hobby teraz interesuje się głównie tym czy w pieluszce jest na rzadko, miękko czy może klocek jest zwarty i twardy. I nagle nowy sens życia odnaleziony – nie trzeba już interesować się sobą – wystarczy „maleństwo”. Ja mimo wszystko wolę być ograniczonym (ale ograniczonym w swoich rodzicielskich instynktach, nigdzie indziej poza tym) hedonistą.”

Ciekawy jestem, czy postrzegasz rodzicielstwo podobnie do mnie, a może bardziej identyfikujesz się z przytoczonym komentarzem? Być może twierdząco odpowiedzą Ci z Was, którzy nie są (jeszcze?) gotowi na posiadanie potomstwa, którzy każdy dzień żyją pełnią życia i dobrze im w obecnej sytuacji. Nie oceniam, nie przekonuję, nie krytykuję – niech każdy żyje tak, żeby był szczęśliwy. Nam akurat olbrzymią dawkę tego szczęścia dają dzieci i z tego co widzę, nie jesteśmy wyjątkiem! Jeśli więc podejmiesz kiedyś decyzję o zostaniu rodzicem, z całego serca życzę Ci zdrowego maleństwa, które wniesie do Twojego świata radość i sens życia – czyli to, o czym tak często w dzisiejszych czasach zapominamy.

PS Mam nadzieję, że wybaczycie mi brak regularności w publikacji wpisów w ostatnim czasie. Jest takie ładne angielskie powiedzenie „first things first”, które można przetłumaczyć na „najpierw rzeczy najważniejsze”, co dobrze obrazuje przyczyny takiego stanu rzeczy. Nie będę Cię zwodził czytelniku: kolejna malutka istotka zepchnęła blog nieco niżej w mojej hierarchii ważności, co będzie miało odzwierciedlenie w odstępach czasu pomiędzy kolejnymi wpisami. Mam też dobrą (dla niektórych) wiadomość: jest całkiem prawdopodobne, że Hania zmotywuje mnie do odkurzenia niektórych pomysłów na wpisy „dzieciowe”, których ostatnio na blogu jak na lekarstwo, a które cieszyły się dużym zainteresowaniem sporej grupy czytelników.

PS2 Kończę ten wpis w pozycji leżącej, z kilkudniowym maleństwem ufnie śpiącym… na mnie. Słyszę Hani oddech, czuję ten jedyny w swoim rodzaju zapach i ciepło od niej bijące, co jakiś czas daję buziaka w małą główkę… mówię Ci, takich chwil nie pobije nic na tym świecie i żadne pieniądze ich nie kupią!

211 komentarzy do “Dzieci a wolność.

  1. Anna Odpowiedz

    Wolny, jeszcze raz gratulacje! 🙂
    Korci mnie, żeby zapytać o publikowanie zdjęć Twoich pociech na blogu. Przyznam, że sama nie zdecydowałabym się na coś takiego, bo mam wątpliwość, czy nie jest to naruszenie prywatności dziecka, którego nie można zapytać o pozwolenie. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

    • justyna Odpowiedz

      przesadzasz, co jest takiego strasznego we wrzuceniu foto małego dziecka? ono tak sie zmieni, że za pół roku nikt go nie pozna.
      Poza tym człowiek się cieszy, chce się pochwalić, sama wrzucałam na fejsa zdjęcia dzieciaków i nie uważam tego za coś strasznego. Przecież nie są to nagie zdjęcia. Nie czułabym się zgorszona gdybym się dowiedziała ze moja matka pokazała w internecie moje zdjęcie jako kilkulatki 🙂

      • Anna Odpowiedz

        Justyna, nie wiem czy przesadzam czy nie. Napisałam, że sama bym się na to nie zdecydowała, bo mam po prostu wątpliwości. Zadałam pytanie, bo chciałabym poznać inny punkt widzenia.

        • Olga Odpowiedz

          Moim zdaniem do 18 roku życia za dziecko odpowiada rodzic i to on ma prawo decydować o tym, czy i gdzie będą publikowane jego zdjęcia. Jak córeczki Wolnego urosną i zapragną, żeby usunął ich zdjęcia, to pewnie jako tatuś zakochany w córeczkach zrobi to w pięć sekund 😉

    • Weronika Odpowiedz

      Zdecydowanie jest to naruszenie prywatności dziecka, ale kto by się tam prywatnością dziecka przejmował 😉 Przecież jemu to na pewno nie przeszkadza, zaraz będzie inaczej wyglądał, a przede wszystkim dzieci i ryby głosu nie mają.
      I tak gorsze jest chrzczenie dzieci bez ich zgody.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Widzę, że już inni odpowiedzieli. Już to kiedyś pisałem, ale powtórzę: dzieci zmieniają się niesamowicie szybko i za jakiś czas (naprawdę niezbyt długi) nikt nie pozna kto jest kim. Po drugie, chyba każdy rodzic uważa, że jego dzieci są wspaniałe i chce się podzielić tym szczęściem z innymi, a wręcz wykrzyczeć je całemu światu 😉 To to już dziwnie natura nas wyrzeźbiła.  

  2. Tina Odpowiedz

    Wreszcie mogę złożyć gratulacje!
    Wszystkiego dobrego dla Małej Hani, dla całej Waszej Rodziny, a szczególnie dla Małżonki, która będzie najbardziej odczuwać konsekwencje powiększonej rodziny (zarówno te pozytywne jak i negatywne).

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Oj, odczuwa najbardziej – i o ile staram się jak mogę, mam świadomość, że to Ona odwala najcięższą robotę.

  3. Roman Odpowiedz

    Gratulacje, dla żony, Ciebie i ćórek…
    Imię Hania jest idealne; wiem co mółię moja zona tak ma na imię 🙂
    Życzę ci Wolny, żebyś za kilka lat z entuzjazmem powtarzał to,co jaod kilkunastu lat mówię:
    „Bycie ojcem to najlepsza przygoda mojego życia”.

  4. Aneta Odpowiedz

    Gratulacje dla całej dużej Rodzinki!
    Wiem, jakie to uczucie bo mam dwóch synków, ale bardzo Ci dziękuję, że zechciałeś podzielić się z nami podsumowaniem „na tę chwilę”, Masz rację w całej rozciągłości, a ja bardzo często zapominam o tym wszystkim, co napisałeś, bo po prostu padam na nos (młodszy ma 1,5 roku). Dziękuję za przypomnienie i ubranie w słowa tego, co też czuję. To naprawdę pomaga. Będę wracać do tego wpisu.
    PS. To mój pierwszy komentarz na Twoim blogu-nie bij;)-choć czytam Cię od ponad roku. Robisz świetną robotę. Dziękuję!

  5. matimateo89 Odpowiedz

    Każdą hipotezę najlepiej testuje się poddając ją ekstremalnemu testowi… Postawiłeś tezę (między wierszami, nie wprost), że dzieci nie ograniczają wolności. No więc wyobraźmy sobie przeciętną rodzinę, której urodzi się 10 dzieci. Aby je wykarmić, ubrać, ogrzać etc., będą musieli się zaharowywać dzień i noc. Mając 1-2 dzieci, byliby w stanie żyć dość dostatnio. To jest właśnie taki „stress test” dla postawionej hipotezy, który ładnie pokazuje że istnieje silna relacja między ilością dzieci a ograniczeniem wolności. Jeśli MUSZĘ pójść do pracy żeby mieć czym nakarmić dzieci, to znaczy że nie jestem wolny. A nawet jeśli po pewnym czasie osiągnę wolność finansową, to obecność dzieci mi osiągnięcie tej wolności utrudni (np. stanie się rentierem w wieku 50 lat, a nie 40).
    Natomiast co do tego zapachu dziecka, całowania po główce etc. – owszem, takie chwile są piękne. Ale ja bym to porównał do zamieszkania w górskiej chatce. Piękna sprawa, niewątpliwie. Cudowny widok zza okna na strzeliste szczyty, czyste powietrze, cisza… Raj. Tylko że potem trzeba wstać i pojechać 15 km do najbliższego sklepu. Trzeba spędzić codziennie pół godziny na odśnieżenie 50-centymetrowej warstwy śniegu z podjazdu, co w sumie mija się z celem, bo za godzinę i tak zawieje znowu. Trzeba poradzić sobie jakoś z dzikimi zwierzętami, które podchodzą pod dom. I tak dalej, i tak dalej. Cudowny zachód słońca w górach czy roześmiane małżeństwo z dzieckiem dobrze wyglądają na reklamach, które z definicji muszą być nieco utopijne. Potem przyjdzie proza życia, której już w folderkach promocyjnych nie zobaczymy. Każdy musi po prostu samodzielnie ocenić jaki jest bilans zysków i strat i na tej podstawie podjąć decyzję odnośnie macierzyństwa.
    No i przyznam że spodobał mi się przytoczony cytat 😉 Widzę to po znajomych na facebooku chociażby. Wchodzę na ich profil żeby zobaczyć jak wyglądają i co widzę? Zdjęcie dziecka, dziecka, dziecka, psa, dziecka, dziecka i dziecka. Zagaduję do nich i o czym mi opowiadają? O dziecku. Świat przestaje istnieć, jest już tylko dziecko. Może i są szczęśliwe, ale dla mnie to jest trochę chore i wzdrygam się na myśl, że mógłbym stać się taki jak one…

    • Roman Odpowiedz

      Może trzeba zmienić pytanie i wówczas nie bedą mówić wyłącznie o dzieciach? 😉 Jeśli pytasz co u nich wówczas logiczne jest, że mówią o tym co (kto) dla nich najważniejsze 🙂

      • matimateo89 Odpowiedz

        To nie ma znaczenia o co zapytam, bo temat wraca jak bumerang.
        – Co planujecie na wakacje?
        – A wiesz, chcemy żeby mały zobaczył góry bo nigdy tam nie był…
        – Może mielibyście ochotę skoczyć ze mną na bilarda/kręgle?
        – Jasne, tylko na razie mały się rozchorował, więc lepiej później…
        – Będziecie głosowali w majowych wyborach?
        – Jasne! I chyba poprzemy pana XYZ, bo ma fajny program prorodzinny…
        Oczywiście przejaskrawiam, ale tak to mniej więcej wygląda.

        • Roman Odpowiedz

          Ale ja właśnie o tym 🙂
          Zauważ, że odpowiadają przez pryzmat tego co dla nich najważniejsze 🙂
          Wolałbyś, by ich odpowiedź wynikała z czegoś, co na dzień dzisiejszy uznają za mało ważne?

          • matimateo89

            Piszesz najpierw że muszę zadawać innego rodzaju pytania aby uniknąć tematu dzieci, a po chwili dodajesz że o co bym nie zapytał, to tematu i tak nie uniknę, bo u nich dzieci są „filtrem” przez który każde pytanie musi przejść… No więc ja w końcu – da się czy się nie da?

          • Roman

            No przecież nie mogą to być pytania „życiowe”, bo ich życie to przede wszystkim dzieci 🙂

          • Iwona

            a od niedzieciatych znajomych, pochłoniętych pracą, nie dostajesz na każde pytanie odpowiedzi z nią związanych? albo od tych, co właśnie prawo jazdy robią, czy nie wszystko około-samochodowe? taki etap, prawda…

    • justyna Odpowiedz

      Będziesz miał dziecko zmieni się twój punkt widzenia, sam oszalejesz na Jego punkcie. Czasem aby coś zrozumieć trzeba tego doświadczyć, przeżyć. Ja nie zamieniłabym swojego życia na to „sprzed dzieci”, mimo że super wspominam te czasy….

      • matimateo89 Odpowiedz

        Może zmienię, a może nie. Obecnie bezdzietne związki zyskują na popularności nie tylko ze względu na kiepską kondycję finansową, ale też ogólniej ze względu na „lifestyle”.
        Swoją drogą to ironia losu, że jedni starają się o dzieci całymi latami, a inni płacą setki/tysiące złotych za wazektomię czy inne metody antykoncepcji…

        • Roman Odpowiedz

          To nie ironia…
          Każdy sam powinien określać co dla niego jest ważniejsze, a co mniej ważne i zgodnie z tym postępować…
          Nie chce ktoś mieć dzieci, jego wybór nic mi do tego…
          Nie chcę zatrudniać „bezdzietnego z wyboru”, mój wybór i nic nikomu do tego…

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Wiesz – z tą popularnością to się trochę zagalopowałeś, bo wszechobecny konsumpcjonizm i życie ponad standard też jest bardzo popularne i nie najgorszy to sposób na życie, prawda? Czytelnicy tego bloga jednak zdają się nie patrzeć na to, co modne i popularne, a nawet nie na to, co łatwiejsze (bo przecież o to w modzie na bezdzietność również chodzi, prawda?) tylko zwykle obierają tą trudniejszą ścieżkę, która nie oferuje natychmiastowej gratyfikacji, ale coś mniej namacalnego i nie tak pewnego w odległej przyszłości.

          • matimateo89

            Ja tylko stwierdziłem fakt, że ludzie dokonują takich wyborów. W Niemczech bodajże 50% osób w przedziale 30-35 lat to single. Można oczywiście „zwalić” wszystko na konsumpcjonizm, niedojrzałość itp., ale czy to przypadkiem nie jest pójście na łatwiznę? 😉 Może ci ludzie dokonują takiego wyboru z innych pobudek, w pełni świadomi?
            W moim przypadku niechęć do posiadania dzieci to „szerszy problem” i bierze się ogólnie rzecz biorąc z zamiłowania do niezależności, wolności. I to na wielu płaszczyznach. Na przykład transport… Mam pieniądze na samochód i mógłbym go kupić, ale wolę zapłacić 2 zł za bilet, wsiąść do autobusu i mieć świadomość że ceny paliwa, przeglądy, naprawy, kosmetyka, amortyzacja, ubezpieczenie etc. – wszystko to jest zmartwieniem MPK, a nie moim. Posiadanie własnego samochodu dałoby mi wolność poruszania się gdzie chcę i kiedy chcę, ale jednocześnie odebrałaby mi innego rodzaju wolność. Musiałbym się zajmować milionem drobiazgów, które mogę zrzucić ze swoich barków po prostu kasując bilet. Albo kwestia mieszkania. Gdybym kupił własne, musiałbym martwić się remontami, utratą wartości, czynszem, uciążliwymi sąsiadami… Natomiast jeśli wynajmuję mieszkanie, to mam poczucie wolności. Jeśli cokolwiek mi się przestanie podobać (właściciel, sąsiedzi, cena, lokalizacja), po prostu pakuję manatki i po miesiącu już mnie nie ma. Paradoksalnie, im mniej rzeczy posiadam, tym większe mam poczucie wolności i niezależności. „Posiadanie” dzieci to tylko jeden drobny element tej układanki 😉

          • matimateo89

            To zdumiewające, że obce osoby które w życiu nie widziały mnie na oczy, mają stuprocentową pewność o tym jak ułoży się moje życie. Tym bardziej że nawet ja sam takiej pewności nie mam. Zakładam natomiast, że pewne scenariusze zdarzą się z dużym prawdopodobieństwem. 100 lat temu osoby bez żony i dziecka były piętnowane społecznie, teraz to się zmieniło. Nie jest więc oczywiste, że kiedyś dziecko będę miał. Poza tym nie jestem 15-latkiem. W moim wieku ma się już sprecyzowany jakiś pogląd na życie, a przynajmniej ogólny kierunek w którym się podąża.

          • Newbie

            Nie napisalem, ze wiem jak ulozy sie twoje zycie, tylko ze na 100% zmieni sie twoj punkt widzenia, kiedy urodzi ci sie dziecko i ze oszalejesz na jego punkcie i tez staniesz sie na jakis czas monotematyczny.
            Nie namawiam cie to tego bo jest mi obojetne czy bedziesz mial dzieci.
            I nie porownuj dziecka to gorskiej chatki…
            Zapewniam cie, ze nie ma takiego przezycia, takiego orgazmu, takich wczasow, takiej sztuki, takiej pasji, takiej przyjazni czy milosci, ktora przebilaby widok wlasnego dziecka, ktore sie rozwija, uczy, rozsmiesza, zaskakuje oraz milosc do niego.

          • Roman

            Potwierdzam. Bycie rodzicem przebiło wszystko czego wcześniej w życiu doświadczyłem…

          • justyna

            popieram 🙂 dziecko ogranicza, zabiera czas, nie daje sie wyspać, uszczupla budżet, wciąż coś chce… ale daje o wiele więcej, dopinguje do działania, wywołuje uczucie dumy, szczęścia, sprawia ze uśmiechasz się częściej, kochasz bezgranicznie i jesteś kochany!

          • Weronika

            No tak, wszyscy rodzice jak jeden mąż automatycznie zakochują się w swoich dzieciach… Pewnie dlatego w gazetach teraz piszą o ojcu, co zgwałcił swoją dwuletnią córkę :/ Nawet miesiąc nie minął od morderstwa 5ciolatki w Brześnie (sprawcą też był ojciec). Dlatego kilka miesięcy temu przyjaciółka na kawie szeptem i ze wstydem wyznała mi, że nie lubi swoich dzieci i żałuje założenia rodziny… I pewnie dlatego moja siostra oddała dzieci na wychowanie dziadkom, a sama wyniosła się do innego miasta robić karierę.

            Zazdroszczę wam, że obracacie się w środowisku, w którym wszyscy są szczęśliwi i zdrowi psychicznie. Patrząc po moim otoczeniu to albo ja mam niesamowitego pecha, albo wy jesteście ślepi…

          • Kasia Rz.

            Proponowałabym zmienić dotychczas kupowane gazety i oglądane kanały telewizyjne na inne. Takie epatowanie patologią jest celowe – nie ma co sobie psuć nerwów i umysłu 🙂

          • Paweł S

            Ciekawe Kasiu, że Ty dajesz takie wskazówki. Jeszcze niedawno sama podawałaś patologiczne przykłady z mediów próbując wmówić, że życie to straszna, śmiertelna choroba.

          • Kasia Rz.

            „Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową” 🙂

            Staram się już jak najmniej oglądać telewizję (zwłaszcza tę z niebiesko – żółtym logo 🙂 po przeczytaniu „Ukrytego” Bronisława Wildsteina, którą to lekturę polecam zwłaszcza Weronice 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Według mnie takie sytuacje będą się zdarzały zawsze, a media bardziej niż chętnie rozdmuchają i nagłośnią takie wyjątki. Zauważ, że to odstępstwa od reguły (nikt przecież nie powie o tysiącach szczęśliwych, świeżo upieczonych rodziców, bo taka wiadomość jest zwyczajnie nudna), które zwykle mają źródło gdzie indziej – we wcześniejszych przeżyciach (dzieciństwie?), problemach z partnerem, zdrowiem itp, a dopiero ujściem są dzieci, które przepełniają czarę goryczy.
            Nie wiem czy jestem ślepy, ale odcinając się od mediów przestałem słuchać o ludzkich tragediach naokoło, a skupiłem się bardziej na rodzinie i znajomych, wśród których rzeczywiście nie ma przypadków zbliżonych do tych, które przytoczyłaś.

          • Weronika

            To pozwól, że powtórzę:
            „Dlatego kilka miesięcy temu przyjaciółka na kawie szeptem i ze wstydem wyznała mi, że nie lubi swoich dzieci i żałuje założenia rodziny… I pewnie dlatego moja siostra oddała dzieci na wychowanie dziadkom, a sama wyniosła się do innego miasta robić karierę.”

            Rodzina i znajomi.
            Ja wiem, że większość faktycznie ma te instynkty rodzicielskie, większość jest szczęśliwa i super, że ma dzieci. Ale niestety – nie każdy, nie na 100%, żadnej gwarancji nie ma…

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Bardzo fajny komentarz – aż postanowiłem odpisać, mimo że czasu wybitnie brak.
      Porównanie do górskiej chatki udane i nawet dobrze obrazuje sytuację „dzieciatych”, tyle że my już w tej chatce mieszkamy prawie 2 lata i ani w głowie nam jakiekolwiek wątpliwości czy żal do siebie w związku z powołaniem na świat dzieciaków. To jest bilet w jedną stronę, ale taki, którego chyba nikt (pomijając naprawdę szczególne przypadki) nie chce zwrócić, w przeciwieństwie do chęci powrotu do miasta wielu, którzy spełnili swoje marzenie o górskiej chatce, lub chociaż domu za miastem.
      Ta relacja pomiędzy liczbą dzieci a ograniczeniem wolności też nie wydaje mi się tak oczywista, jak Tobie. Przede wszystkim, wolność to nie tylko niezależność finansowa – a głównie w sferze finansów taka relacja się sprawdza. Istnieje jednak wiele innych przeszkód, które nie pozwalają nam dorobić się za młodu: jedzenie, sen, higiena, znajomi, przeżycia… pamiętajmy, żeby nie zagalopować się i nie zapomnieć, że w gruncie rzeczy chodzi o szczęście, a nie możliwość życia z odsetek, bo sposobów na maksymalizację dochodów znalazłoby się całkiem sporo, jeśli wypralibyśmy życie z innych celów i doświadczeń. Wierzę, że potrafisz być szczęśliwy bez dzieci. Wierzę jednak też, że kiedyś się na nie zdecydujesz i po pewnym czasie z radością stwierdzisz, że to była jedna z lepszych decyzji w Twoim życiu 🙂
      Pozdrawiam.

      • matimateo89 Odpowiedz

        Otóż to – kwestia gustu. Moi rodzice kupili domek za miastem i rozkoszują się każdym dniem, a ja mieszkając z nimi umierałem z nudów 😀 Wolę miejski harmider, mimo że oni właśnie od niego uciekli na wieś.
        Po prostu musimy zrozumieć że każdy ma inną definicję szczęścia i nie można mierzyć wszystkich własną miarą!
        No i jeszcze jedna chyba dość ważna uwaga przemawiająca na Twoją korzyść – nie po to pracujemy i oszczędzamy pieniądze, żeby zabrać je do grobu. Dla jednego spełnieniem marzeń będzie ogromna willa, dla innego wyśniony samochód, a Ty wydasz pieniądze na córki. No i spoko. To co dla innych jest kosztem przeszkadzającym w realizacji marzeń, dla Ciebie JUŻ jest realizacją marzeń.
        Nie odpisuj już… Dziewczynom przyda się Twój czas znacznie bardziej niż jakiemuś anonimowemu komentatorowi z internetu 😉

        • katja Odpowiedz

          Ja bym tez nie gloryfikowala posiadania dzieci. Sama je mam a mimo to zgadzam sie z wiekszoscia tego co matimateo napisal.
          Osobiscie tez irytuja mnie ludzie, ktorzy o niczym innym nie potrafia rozmawac tylko o swoich dizciach (zwlaszcza to dotyczu rodzicow maluchow, ale czesto rozciaga sie na cala szkole podstawowa).
          Ja to rozumiem, bo tez lubie o dzieciach, ale zameczam tym tylko osoby bezposrednio zainteresowane czyli dziadek, babcia, reszte nie racze opowiesciami, bo sama nie lubuie sluchac o obcych dzieciach wiec na zasadzie ; nie rob drugiemu co Tobie niemile.
          Poza tym dzieci ograniczaja wolnosc do wlasciwie zera. No bo jedank, pracuje zeby na nie zarobic, wychowac i wlasciwie na dluugie lata moge zapomniec o swoich potrzebach (zwlaszcza w sferze materialnej). Nie moge sie wyprowadzic bo szkola, bo to i tamto. No i tak 95% decyzji podejmuje z mysla o nich: dotyczy tez wakacji, zakupu mieszkania itp.

    • Andrzej Leszno Wlp. Odpowiedz

      No właśnie nie wszystko jest takie kolorowe jakby się wydawało przede wszystkim trzeba mieć ustabilizowane finanse ,jakieś oszczędności na wypadek np choroby,braku dochodów itp.Trzeba mieć odpowiednią partnerkę a to wydaje mi się że jest coraz trudniejsze .No i popadanie w skrajności w każdej dziedzinie nie jest dobre rodzina czemu nie ale też nie chciałbym żeby moje wszelkie rozmowy i wszelkie zainteresowania skupiały się tylko na dzieciach i pracy uważam że jakaś pasja albo chociaż hobby są bardzo potrzebne niekoniecznie jakieś ekstremalnie drogie ale jest to potrzebne .Fajnie by było to wszystko wypośrodkować i nie musieć z niczego rezygnować ani z rodziny ani z zainteresowań tylko w 24 godzinnej dobie może być to trudne ale z drugiej strony rezygnując całkowicie np z telewizji zyskujemy cenne godziny więc wszystko jest możliwe chociaż na pewno nie jest łatwe.

  6. exkonsumpcja Odpowiedz

    Gratulacje! 🙂 Niemniej ja osobiście bardziej przychylam się do tego drugiego komentarza – dzieci nie są dla mnie 🙂 Nie zniechęca mnie to, że dzieci są drogie, bo moim zdaniem wcale nie są, chyba że ktoś szasta smartfonami na komunię, żeby dziecku wynagrodzić choćby brak czasu. Ja po prostu nie posiadam instynktu macierzyńskiego choćby w najmniejszym stopniu i to się raczej nie zmieni. Takie życie – jeden cieszy się rodziną, drugiemu z tym nie po drodze. Byle każdy był szczęśliwy w swoich wyborach. Twojej rodzinie życzę szczęścia, dostatku i wielu, wielu, wielu radosnych wspólnych chwil 🙂

  7. kosmatek Odpowiedz

    Gdzie czworo, tam sporo 😉 . gratuluję, jedne z najpiękniejszych chwil w życiu przed tobą – np. gdy wszystkie trzy szczęścia zechcą poranek zacząć od przytulenia się do. Ciebie. Wtedy nie pamięta się juz o tych niedospanych nockach 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Na razie rano jedna chce cyca, druga spać, a trzecią trzeba posadzić na nocnik i rozczesać włosy – co, nie powiem, jest bardzo satysfakcjonującym zadaniem 🙂

      • Karolina Odpowiedz

        z rozczuleniem przypomniałam sobie, ze tak delikatnie jak tata rozczesywał mi włosy to nawet sama do dziś tak nie potrafię 🙂
        ps. jeszcze raz gratulacje

  8. Jasio Odpowiedz

    Krytykanci posiadania dzieci powinni się zapytać swoich rodziców po co im były dzieci. Czytając ich to chyba nie był dobry pomysł.
    A wpisowicz z fejsbuka sam siebie sprowadził do za przeproszeniem gó…a w pielusze.

    • matimateo89 Odpowiedz

      A kto powiedział, że wszyscy muszą być jednakowi? Kto powiedział że dzieci muszą mieć identyczne poglądy jak ich rodzice?
      Skoro rodzice chcieli mnie urodzić, to widocznie korzyści wynikające z moich urodzin przewyższały straty (tym bardziej że jestem ich drugim dzieckiem, więc wiedzieli na co się piszą). Podobnie jak Wolny, który „robiąc” dzieci sprawia że jego życie staje się (subiektywnie) szczęśliwsze, radośniejsze, pełniejsze etc. Oni widzieli swoje szczęście z dziećmi, ja widzę swoje szczęście bez dzieci. Nie ma tu sprzeczności. Pytanie brzmi raczej: kto dał ci prawo sugerować, że moi rodzice podjęli błędną decyzję decydując się na urodzenie mnie?
      Wpisowicz z fejsbuka celnie i dosadnie wskazał, jak monotematyczni stają się niektórzy młodzi rodzice i jak wpływa to na postrzeganie ich przez znajomych, rodzinę etc.

      • Newbie Odpowiedz

        Ci niektórzy młodzi rodzice mają w d… to jak są postrzegani przez otoczenie. Zrealizowali marzenie o posiadaniu dziecka i żyją w swoim świecie i są w nim szczęśliwi. Tak to już jest, że Ci najbardziej z życia zadowoleni wyglądają z zewnątrz na szurniętych.

        • matimateo89 Odpowiedz

          Taaa… Jasne… Tylko że taka teza się nie trzyma kupy, a fakty jej przeczą. Jest _dokładnie_odwrotnie_. Ludzie bardzo dbają o to jak są postrzegani przez rodzinę/znajomych/sąsiadów. Co więcej, jest to niezwykle pożyteczne zjawisko, bo utrwala pewne normy społeczne. To że ludzie dbają o to jak są postrzegani świadczy milion różnych detali. Kobiety maskują pod makijażem pryszcze, bo nie chcą uchodzić za zaniedbane. Faceci się golą i układają włosy z tego samego powodu. Myjemy samochody i kosimy trawniki nie tylko dla zaspokojenia własnego poczucia estetyki, ale również ze względu na mechanizm kontroli społecznej (co sobie ludzie pomyślą? że jestem brudasem?). I tak dalej.
          Wielu ludzi po urodzeniu dziecka żyje we własnym świecie i jednocześnie _nie_zdaje_sobie_sprawy_ z tego, jak bardzo zmienili się w oczach znajomych. Jeśli ktoś podejdzie do ciebie i powie że ci glut wystaje z nosa, to speszony pójdziesz do łazienki i doprowadzisz się do porządku. Jeśli młodemu rodzicowi ktoś powie że ten stał się monotematyczny, wręcz nudny, to owemu rodzicowi może da to nieco do myślenia. Tylko że najczęściej nikt tego wprost nie mówi, bo to przecież niegrzeczne, a rodzic nadal będzie myślał że wszystko jest w porządku.

          • Roman

            No ale to ich wybór, ze są w twoich oczach monotematyczni…
            Może tak wolą…
            A moze uważają, że w chwili powstania relacji z potomstwem pozostałe relacje schodzą na dalszy plan?
            Relacja ze znajomymi staje sie dużo mniej istotna, a nawet (jak w moim przypadku) zupełnie nieistotna…

          • Newbie

            Nie trzyma się kupy, bo wszystko przekręciłeś. Zastanów się co ty porównujesz. Porównujesz brud, gluty, pryszcze, zarost i nieskoszony trawnik z tymczasowym świrem na punkcie własnej pociechy. Ktoś taki musi się społecznie kontrolować? bo jeszcze ktoś pomyśli sobie że ….. jest zafascynowany potomkiem? Gdybyś to mi zwrócił uwagę to owszem dał byś mi do myślenia i wymyśliłbym, żeby cię unikać, po czym powiedziałbym ci coś co tobie dałoby do myślenia. A ja dalej myślałbym, że wszystko jest w porządku, bo byłoby w porządku!
            Proszę cię skończ z tymi antyrodzinnym bełkotem i żyj tak jak ci się podoba. Jeszcze 8 razy zmienisz swoje „sprecyzowane plany”. Znam takich, którzy mówili, że nigdy się nie ożenią, że nigdy nie będą mieć dzieci, a teraz…

          • Katja

            Ale Newbie powiec szczerze czy Ty lubisz sluchac o cudzych dzieciach? Ja rozumiem ze lubisz opowiadac o swoich, Ale wysluchiwac o innych? No. sorry Ale czy tak trudno to zrozumiec.

          • matimateo89

            Ciesze sie ze wreszcie zaczales nazywac sprawy po imieniu: „swir na punkcie dziecka”. Jak ktos juz zdazyl wspomniec, czasem wcale nie jest tymczasowy, lecz permanentny. Owszem, taki ktos musi sie spolecznie kontrolowac, zeby zrozumiec ze to co sam nazywa zafascynowaniem potomkiem, byc moze zaczyna przybierac patologiczne formy. Znam matki, ktore w ocenie 95% obserwatorow sa zdecydowanie nadopiekuncze, a one same nie widza problemu, „bo przeciez milosci nigdy za wiele”. Ja tez usprawiedliwisz? We wszystkim trzeba zachowac umiar. Odprowadzanie 16-latka do szkoly bedzie tak samo niedobre, jak zrywanie wiezi towarzyskich ze wzgledu na dziecko. To dla mnie tak oczywiste ze sam sie dziwie ze takie rzeczy trzeba tlumaczyc… No ale czego mozna sie spodziewac po osobie, dla ktorej kilka slow stojacych w kontrze do autora bloga jest nazywanych „antyrodzinnym belkotem”. Moge oczywiscie zamilknac, tylko ze blog ma byc chyba platforma do wymiany mysli, a nie miejscem poklepywania sie po plecach osob myslacych jednakowo. I znowu – nie znasz mnie, ale jestes zupelnie pewien ze jeszcze 8 razy zmienie poglad na rodzine. Bo „skoro inni zmieniaja, to ty tez zmienisz”. Nie ma co, ciezkie argumenty…

          • Newbie

            Nie spodziewaj sie po mnie wiele. W ogole nie spodziewaj sie po ludziach wiele, bo stale bedziesz przezywal rozczarowania.
            Owszem, blog jest platforma do wymiany mysli, a nie belkotow.
            Oczywiscie, ze takie matki usprawiedliwie! Moja matka tez miala tendencje do nadopiekunczosci, jako nastolatka mnie to czasem wkurzalo, dzis natomiast uwazam, ze to jedna z najcenniejszych rzeczy jakie mi przekazala. Zawsze mysle o niej cieplo, przypominajac sobie dziecinstwo. Dzieki niej ja sam jestem opiekunczym i przewidujacym ojcem. Dzieci sa dla nas tematem nr 1, poniewaz nie ma w naszym zyciu niczego wazniejszego. Wiem, ze masz cholerne klopoty, zeby to pojac, ale nie wymagam tego od ciebie.
            Mylisz sie myslac, ze ci ludzie zrywaja wiezy towarzyskie. Oni sie spotykaja regularnie z podobnymi do siebie, rozmawiaja, wymieniaja sie doswiadczeniami itd. Ty ich juz nie interesujesz, bo nie wnosisz niczego ciekawego do ich swiata i jestes dla nich nudny.
            Sadze, ze jestes jednym z tych osamotnionych w swoim towarzystwie. Wiekszosc twoich znajomych pozakladalo rodziny, porobilo dzieci. Zyja teraz w innym swiecie: bogatszym, mniej egoistycznym. Jest im czasem ciezko, ale nikt nie powiedzial, ze bedzie latwo. Natomiast tobie jest smutno, bo czesto musisz pic piwo samemu i jestes z tego powodu zly, dlatego wkurza cie kolega, ktory nawija o dziecku. Ja to rozumiem, bo znam tez takich. Jesli cos tu jest patologia, to to w jaki sposob ty wypowiadasz sie o nieszczesciu jakim jest rodzicielstwo.
            Chce ci dac ostatnia szanse, bo byc moze jestes fajny facet, ale chwilowo sfrustrowany… Prosze opisz zafascynowanie potomkiem wsrod twoich znajomych, takie o ktorym piszesz, ze przybralo patologiczna forme.

          • matimateo89

            Aha. Jeśli ktoś pisze coś z czym się zgadzasz, to są to „myśli”. Jeśli ktoś pisze coś z czym się nie zgadzasz, to jest to „bełkot”. Logiczne.
            „Ty ich juz nie interesujesz, bo nie wnosisz niczego ciekawego do ich swiata i jestes dla nich nudny”. Aaaaaa… Czyli dla mojej znajomej, z którą przez 10 lat świetnie się dogadywałem, często spotykałem, z którą miałem mnóstwo wspólnych tematów etc., nagle stałem się nudny, bo nie chcę rozmawiać wyłącznie o jej dziecku i, co gorsza, nie mam własnego. Logiczne.
            Po raz trzeci, z uporem godnym lepszej sprawy, informujesz mnie o tym jak wygląda moje życie. Samotny, nudny, sfrustrowany opuszczony przez kolegów, którzy wiodą szczęśliwe, rodzinne życie. W końcu któż zna mnie lepiej niż ty? Logiczne.
            No i najlepsze – zjawisko odprowadzania niemal dorosłego syna do szkoły przez matkę jest twoim zdaniem _normalne_. To pokazuje że pochodzimy z dwóch różnych planet. To co dla mnie jest patologią, dla ciebie jest normalne. Pytasz o inne przykłady? Miałem w gimnazjum kolegę, który nie potrafił sznurować butów, bo zawsze robiła to dla niego mama. Z miłości rzecz jasna. Nie umiał też robić kanapek, bo mama z miłości mu je przynosiła do pokoju, gdy zgłodniał. „Zafascynowanie potomkiem” pełną gębą, bez grama patologii. Dobrze byś się z nimi dogadywał, bo ani on, ani ona nie widzieli w tym żadnego problemu…

          • Newbie

            Teraz to juz totalnie wszystko pomieszales, no ale starales sie wybrnac…
            Tematem wyjsciowym bylo to, ze mlodzi rodzice, twoi znajomi sa monotematyczni i ze niby powinno sie ich sprowadzac na ziemie.
            A ty mi piszesz o 16-letnich mlodziencach oraz o kolegach ze szkoly. Zakladam, ze matka tego 16-latka nie jest twoja kolezanka, z ktora nie potrafisz sie juz dogadac bo ona tylko o dziecku…
            Piszesz o bledach wychowawczych. Oczywiscie ze facet nie potrafiacy zawiazac butow czy posmarowac chleba to dramat.
            Wszyscy piszemu tutaj o fascynacji potomkiem mlodych rodzicow, ze zyja w troche innym swiecie, co jest naturalne. To ze rodzic kocha i mocno sie troszczy nie znaczy, ze zapomina pokazac dziecku jak sie wlewa herbate itp.
            To, ze 16-latek idzie z matka do szkoly jest troche dziwne, ale byc moze nie znasz prawdziwych powodow, moze jest cos co uzasadnia zachowanie matki. Ale patologia to nie jest. Byloby gdyby matka sie przy tym zataczala, a syn palil skreta.
            Jezeli liczba w twoim nicku to rok urodzenia to radze ci sie wyluzowac i przestac myslec, ze wszystko widziales i wszystko wiesz. Twoje zycie dopiero teraz sie zaczyna.

          • matimateo89

            Nie manipuluj. Rozmowa owszem, była na temat młodych, monotematycznych rodziców, ale poruszyliśmy też temat nadopiekuńczości, więc ten właśnie temat rozwinąłem. Nadopiekuńczość może się przejawiać we wczesnych latach życia dziecka, ale może się przeciągnąć również na lata późniejsze. Jeśli natomiast pytasz o patologiczne przykłady nadopiekuńczości we wczesnych latach – proszę bardzo:
            1. Po pierwsze i najważniejsze, to o czym rozmawiamy od początku – wyjałowione, uschnięte kontakty towarzyskie, bo cały świat kręci się wokół dziecka. Albo inna wariacja tego samego problemu – rozmowy wyłącznie na temat dziecka, co zaczyna nudzić i irytować rozmówców. Jeśli moją pasją są znaczki pocztowe, to mogę z przyjemnością opowiadać o nich godzinami, ale nie będę tego robił, bo wiem że zanudzanie tym moich rozmówców byłoby nieuprzejme.
            2. Po drugie, rodzic który mówi do gości: „Tylko proszę żebyście umyli ręce DWA RAZY zanim dotkniecie mojego Michałka”. Od razu uprzedzam: Michałek nie ma żadnego AIDS ani innego zespołu obniżonej odporności. Po prostu rodzice chcą go wychowywać w sterylnych warunkach.
            3. Po trzecie, dziecko biegnie sobie po placu zabaw, bęc, upadło. Zamiast dać mu się spokojnie podnieść, otrzepać spodnie i pobiec dalej, nadopiekuńcza mamusia już podbiega żeby je podnieść. I będzie tak podbiegała jeszcze 20 razy. Przykładów jest mnóstwo, można je mnożyć.
            Poza tym zdecyduj się – najpierw piszesz że usprawiedliwiłbyś matkę która odprowadza 16-latka do szkoły, a potem że taka sytuacja jest jednak „trochę dziwna”. Nie mówimy o żadnych wyjątkowych okolicznościach typu niepełnosprawne dziecko na wózku. Mówimy o zwykłej nadgorliwej, nadopiekuńczej matce.
            Dodam na koniec, że jest wyjątkowo nieuczciwe używanie argumentów ad personam: „Młody jesteś, co ty możesz wiedzieć o życiu, dorośniesz to zrozumiesz” etc. Tak, cyfry przy moim nicku to rok urodzenia. Ale co to ma do rzeczy? Ustosunkuj się do argumentów, a nie do mojej osoby. Mogę jeszcze dodać, że mieszkam na wsi i nie mam wyższego wykształcenia. Teraz to dopiero straciłem wiarygodność, no nie?

          • kosmatek

            Ostatnio mam świra na punkcie gry w szachy i w snookera ze swoim potomstwem, cóż, jedni przyjaciele rozsypali sie po świecie, a ci z którymi się spotykam nie grają. Za to rozmawiają o dzieciach. Chętnie slucham, miło wiedzieć co mnie za jakiś czas może czekać :).

          • Roman

            Zmieniły się okoliczności więc zmieniła się hierarchia wartości Twojej znajomej i spadłeś o ileś miejsc…
            Dla mnie to kolejny dowód na to, że nie warto w „dzieciństwie” wieść zbyt rozbuchanego życia towarzyskiego, bo w życiu dorosłym czas zaczynają zajmować sprawy ważniejsze…
            I hierarchia wartości powinna się zmienić…
            Ja akurat z rezygnacją z kontaktów z ludźmi nigdy problemów nie miałem, ale jest kilka dziedzin, które kiedyś były dla mnie bardzo ważne – wręcz najważniejsze – a po założeniu rodziny stopniowo spadały w hierarchii.
            Kiedyś uwielbiałem podróżować. Nie wyobrażałem sobie, by nie móc spędzić co najmnie 3-4miesięcy w roku na żeglowaniu. Dziś na samą myśl o wyjeździe z domu na więcej niż kilka-kilkanaście godzin robi mi się niedobrze i szkoda mi czasu…

          • matimateo89

            Dyskusyjna sprawa. To mi trochę przypomina dyskusję o tym, gdzie przebiega granica między „pasją” a „uzależnieniem”. Jeśli ktoś gra w gry komputerowe po 12 godzin dziennie, to ktoś z boku powie że to patologia i prawdopodobnie uzależnienie. A sam gracz stwierdzi że wszystko jest ok, bo to jego pasja. To samo może dotyczyć „dzieckocentryzmu”.

          • Roman

            Niewykluczone, żejest jak prawisz…
            Wszelakodopuki to my decydujemy co jest dla nas ważniejsze, ważne lub mało ważne, nikomunic do tego…

      • Jasio Odpowiedz

        Jak widać niektórzy single są strasznie monotematyczni – smęcą głównie na temat cudzych dzieci (czyli o czymś o czym nie mają pojęcia).

        • matimateo89 Odpowiedz

          Skoro rozmowa jest o dzieciach, to trudno zebym zaczal pisac o uprawie truskawek. Sorry, ale tutaj monotematycznosc jest wskazana…
          Natomiast druga czesc zdania mnie rozczulila 😉 To dosc karkolomna teza, bo idac jej tropem dojdziemy do wniosku ze tylko osoba po zawale serca bedzie mogla zostac kardiochirurgiem, tylko astronauta ktory byl w kosmosie moze wypowiadac sie nt. astronomii, no i oczywiscie zaden ksiadz nie ma prawa udzielac nauk przedmalzenskich, bo co taki ksiadz moze wiedziec o malzenstwie, no nie? 😉

          • Tina

            A żebyś wiedział, że osobiście uważam księży mówiących o małżeństwie i rodzicielstwie za absolutnych teoretyków, którzy niewiele rozumieją w tym zakresie. Niektóre rzeczy trzeba po prostu przeżyć i tyle.
            Jeśli kiedyś zdecydujesz się jednak na posiadanie dziecka, to myślę, że też przyznasz mi rację 🙂
            A jeśli się nie zdecydujesz – też fajnie – możesz mieć bardzo ciekawe życie. Serdecznie ci tego życzę. I zdaję sobie sprawę, że możesz zdobyć mnóstwo ciekawych doświadczeń, których ja nigdy nie zrozumiem. Ale nie będę udawać, że jestem w tym zakresie mądrzejsza, bo przeczytałam, usłyszałam, widziałam… Póki się czegoś nie przeżyje, to jest się w tym zakresie tylko teoretykiem i tyle.

          • Kasia Rz.

            Księża, to się tyle nasłuchają podczas spowiedzi, że mają 1000 razy lepszą wiedzę na najprzeróżniejsze tematy od „zwykłych” ludzi.

          • Tina

            Jednak nadal teoretyczną.
            Przy całym moim szacunku do księży nadal uważam, że teoria i praktyka to zupełnie coś innego.

          • matimateo89

            Chyba po raz pierwszy (i być może jedyny!) raz w życiu zgadzam się z Kasią 😀 Ludzie są do siebie podobni. Mają podobne potrzeby, przeżycia, cele… i problemy również są podobne. Ksiądz (albo psycholog) mimo że nie ma rodziny, może mieć OGROMNE doświadczenie. Przeżycie tych problemów na własnej skórze na pewno jeszcze bardziej by jego wiedzę wzbogaciło, ale nie zmienia to faktu, że taka osoba jest kompetentna żeby pomagać 😉 Teoria też może być pomocna, nie tylko praktyka.

          • Pakton

            Witam wszystkich!
            Czytając posty „matimateo89” doświadczyłem nie lada zjazdu kolejką wysokogórską. Cóż złego jest jeżeli rodzic ma dużo do powiedzenia o swojej pociesze? Dużo tu wątków poruszyłeś nawiązując do chatek w górach, pryszczach, autobusach, samochodach, trawnikach i co tam jeszcze, ale Twe wypowiedzi są dla mnie jak zaklinanie rzeczywistości.

            A tu mam takie pytanie – czy ty jesteś homosiem? I od razu zaznaczę, że nie mam nic przeciwko osobom o odmiennej orientacji płciowej, jeżeli nie narzucają swojego światopoglądu innym.

          • matimateo89

            Co jest złego w tym że rodzic ma dużo do powiedzenia o swojej pociesze? Nic. Problem pojawia się dopiero wówczas, gdy rodzic nie ma do powiedzenia NIC poza „newsami” z życia swojej pociechy…
            Spokojnie, nie jestem homosiem, ani tym bardziej gejem. Jeśli już, to raczej mam przesadną słabość do kobiet… 😉

  9. Karolina Odpowiedz

    Gratulacje 🙂
    pozwolę sobie dodać swoje trzy grosze, co prawda dzieci nie mam, ale nie z wyboru, tylko mój organizm nie chce ich mieć,( mam nadzieję , że w końcu zechce), ale mam kochanych siostrzeńców, którzy wręcz uczą mnie wolności, bo dla dzieci nie ma czegoś niemożliwego, od dzieci uczymy się na nowo, że wolność to nie brak zobowiązań, ale takie ułożenie życia, przyjęcie takich zadań , które sprawiają nam dużo satysfakcji i radości, nawet jeżeli ktoś inny uzna to za męczące albo nudne.

  10. Kasia Rz. Odpowiedz

    Dla uczciwych ludzi nie ma żadnych możliwości założenia rodziny – tak było w PRL-u, a tym bardziej tak jest teraz w III RP.

    • Adam Odpowiedz

      Dla uczciwych ludzi jest sporo możliwości założenia rodziny – tak było w PRL-u, a tym bardziej tak jest dzisiaj.

      • Kasia Rz. Odpowiedz

        Życzę powodzenia w zakładaniu rodziny pracując na umowie śmieciowej albo za 1200 złotych netto.

          • Kasia Rz.

            Jak ktoś jest biedny to na pewno jest uczciwy, natomiast jak ktoś jest zamożny w Polsce, to na 99% uczciwy nie jest.

          • Roman

            Złodzieje, oszuści, malwersanci, bandyci są w każdej grupie społęcznej. Co najwyżej działają na mniejszą lub większą skalę…
            I tylko ta skala ich rózni…

          • gosia

            stwierdzam fakt – czemu niby mają służyć twoje komentarze? Że zacytuję: „Jak ktoś jest biedny to na pewno jest uczciwy, natomiast jak ktoś jest zamożny w Polsce, to na 99% uczciwy nie jest.” „Dla uczciwych ludzi nie ma żadnych możliwości założenia rodziny – tak było w PRL-u, a tym bardziej tak jest teraz w III RP.” obiecałaś kilka wpisów temu już nie komentować, a jednak wróciłaś? z mojej strony EOT, nie wdaję się z tobą w dyskusje.

          • Kasia Rz.

            Jak ktoś ma klapki na oczach i nie widzi otaczającej rzeczywistości, to masz rację, nie mamy o czym dyskutować.

          • Maga

            O, wypraszam sobie, jestem uczciwa, nieźle zarabiam. Pewnie kłamię.

          • Maga

            Aha, przypomniało mi się – znam biednych złodziei. Wielokrotnie pożyczali pieniądze od moich rodziców (wcale nie tak bardzo zamożniejszych od nich) i nigdy nie oddawali.
            Niestety uczciwość nie wynika z biedy ani bieda z uczciwości. To nie jest takie proste.

          • Kasia Rz.

            Jeśli raz nie oddali pożyczonych pieniędzy, to dlaczego dostawali kolejne pożyczki? Trzeba było więcej nie pożyczać i tyle.

          • Roman

            A moze ta „wielkorotoność” to były jednorazowe pozyczki dla różnych ludzi, a nie wielokrotne pozyczki dla tej samej osoby?

          • Maga

            Kasiu, podałam przykład na to, że biedny nie oznacza z automatu uczciwy.
            Pomijam całkowicie kwestię dlaczego moi rodzice pożyczali tym ludziom pieniądze jeszcze nie raz, to nie ma nic wspólnego z tematem.
            Ale jeśli jesteś tak bardzo ciekawa to robili to, bo po porostu nie mieli serca im odmawiać, bo oni na prawdę tych pieniędzy potrzebowali. Poza tym chyba też wierzyli do pewnego momentu, że oni jednak te pieniądze zwrócą.
            Przyszedł oczywiście taki moment, że miarka się przebrała i pożyczanie się wtedy skończyło.

          • Kasia Rz.

            Nie jestem ciekawa 🙂 Jak ktoś jest biedny, to na pewno milionów albo nawet miliardów nie ukradł.

          • Adam

            Czy byłaś ciekawa Kasiu, czy nie: to oczywiście Ty wiesz najlepiej, ale pytałaś, to Ci Maga odpowiedziała nieco.
            .
            Jeśli ktoś jest biedny, to milionów lub miliardów nie ukradł. Fakt (chyba że ukradł, a potem stracił…).
            Ja jednak myślę, że liczy się tu nie tyle ilość, a jakość (czynu). Co mam na myśli? Same kradzieże czy oszustwa – nawet te na małą skalę – wciąż są oszustwami i kradzieżami. Żądza posiadania poprzez zabranie komuś – już jest paskudna. I to, że ktoś nie ukradł wiele, bo nie umiał lub nie miał okazji – marna to pociecha, a już na pewno nie świadczy to na plus o jego moralności.
            .
            Szczerze mówiąc, przejmuje mnie pewnym zaniepokojeniem myśl, że większość z tych, którzy są ode mnie bogatsi i którym się lepiej w życiu wiedzie, po prostu na to zasłużyli i są w pewnym sensie lepsi ode mnie. Wołałbym myśleć, że to oszuści, a nie pracowici i zaradni ludzie (z pewnym odsetkiem inteligentnych krętaczy, malwersantów itd). Wołałbym, a jednak tak nie myślę.
            .
            Kiedy lew żre, krwi leje się dużo. a kiedy ryś żre, krwi leje się mniej. Oba zwierzaki żrą. Drapieżniki. I my także jesteśmy drapieżnikami – tyle że społecznymi.
            .
            „Czemuś biedny? Boś głupi! Czemuś głupi? Boś biedny.”
            .
            Zdaje mi się, że to byłoby zbyt łatwe i zbyt wygodne wytłumaczenie: jestem biedny, więc (ponieważ) jestem uczciwy. Raczej skłaniałbym się (i polecał) taką myśl: za mało pracowitości, za mało talentu, a nieuczciwość na malutką skalę.
            .
            Są jacyś (na wskroś) uczciwi???

          • Kasia Rz.

            Ja jestem uczciwa, więc jestem biedna, a nie w drugą stronę.

            Jest zasadnicza różnica czy ktoś kradnie np. z głodu czy dla zaspokojenia chorych ambicji. Zwierzęta zabijają tylko z głodu, a nie z innych powodów.

          • Roman

            Znaczy jakbyś była bogata to konsekwentnie mówiłabyś o sobie, że jesteś nieuczciwa…

          • Kasia Rz.

            Nie 🙂 Jakbym była bogata, to bym mówiła, że doszłam do bogactwa własną, uczciwą pracą i talentem 🙂

      • Kasia Rz. Odpowiedz

        Zapewne podobnie jak 3 miliony młodych ludzi, którzy z Polski wyjechali. A kolejny milion się szykuje do wyjazdu.

          • Roman

            Gosiu, jak mozesz być tak beszczelna 😉 i tak otwarcie wyłamywać się ze stereotypu?!

          • gosia

            Roman haha – nie wiem, czy się wyłamuję, bo zaliczam się też do tej grupy młodych, uczciwych, co wyjechali 😉
            wyjechali i wrócili – nie, nie po resztę bagażu;) ale by tu sobie w naszej pięknej Polsce żyć i cieszyć się życiem 🙂

          • Kasia Rz.

            A w tej naszej pięknej Polsce powietrze najbardziej zatrute w całej Europie. A już np. Stołeczne Królewskie Miasto Kraków bije wszelkie rekordy. I jak tu mają rosnąć zdrowe dzieci? Jak dla mnie zagadka.

        • gosia Odpowiedz

          do mnie to? bo jeśli do mnie, to sprawdź jeszcze kiedy to napisałam, a potem ewentualnie wytłumacz o co chodzi..

    • janek Odpowiedz

      A to ciekawe. Wszystkie osiedla z lat 60-70. są nadziane szkołami i przedszkolami jak dobra kasza skwarkami…

  11. zonk84 Odpowiedz

    Ja też dołączam do gratulacji. A sam wpis przeczytałam z dużym zainteresowaniem, tym większym, że sama oczekuję pierwszego potomka:)

  12. Daniel Odpowiedz

    Nie wiem, czy słyszeliście, ale dzisiaj jest oficjalny start internetowego forum dyskusyjnego dla minimalistów, czyli tematyka w dużym stopniu zbieżna z zakresem tego zacnego bloga 🙂 Przy rejestracji wymagane jest podanie odpowiedzi – Minimalizm po polsku

    PODCYTATEM.PL/FORUM

  13. gosia Odpowiedz

    gratulacje Wolny 🙂 co do posta – życie się zmienia po urodzeniu dziecka, niektórzy będą to lubić inni nie, nie mając dzieci trudno wyobrazić sobie ogrom tych zmian – w moim życiu zmieniło się wszystko, łącznie z miejscem zamieszkania i pracą.. tylko mąż pozostał 😉 moja refleksja po narodzinach pierwszego dziecka – gdybym wiedziała, jakie to uczucie, to bym starała się o dziecko wcześniej 😉

  14. Ania Odpowiedz

    Podobno im więcej ma się dzieci, tym mniej ma się wolności. Cóż, ja nadal jestem na takim etapie życia, że wierzę w to, bo nie mam dzieci i mam masę czasu wolnego, czasu dla siebie. A wszyscy mający dzieciaki ledwo żyją i musza kombinować, żeby w ciągu dnia mieć czas na chociażby zakup, już o hobby nie mówiąc. Tak ja to właśnie widzę, póki co wolę mieć swój czas dla siebie.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ktoś wcześniej całkiem trafnie napisał, że dzieci są pewnym etapem w życiu, który prędzej czy później większość z nas przejdzie. Myśląc całkiem pragmatycznie, łatwiej przejść go za młodu 😉

  15. Mateusz Odpowiedz

    Jakie mi to bliskie, mam 16 miesięczną córeczkę – prowadzę własna DG.
    w roku w którym urodziła mi się córka miałem rekordowe obroty w firmie, i 80% weekendów wolnych od prazy – spędzonych z rodziną 😉
    Duma rozpiera !

  16. Osa Odpowiedz

    Po narodzinach dziecka przezywa sie szok i uswiadamia sobie czlowiek, ze nagle wszystko w zyciu sie zmienilo. po wkroczeniu dziecka w wiek szkolny, uswiadamia sobie, ze pojecie wolnosci u doroslwgo znika. nic ni da sie zrobic bez wpasowania w kalwndarz szkolny. Wstaje sie o 7 tylko dlatego, ze dziecko chodzi na 8 do szkoly i nie wazne, ze ma sie czas peacy elastyczny. Nie jezdzi sie na urlop w maju, kwietniu czy wrzesniu poza sezobem, tylko zawsze w scisku turystycznym lipiec-sierpien, bo szkola! Nie mozna skoczyc spontanicznie na popoludniowego grilla, bo dzis tyle lekcji do odrobienia, a potem trzeba wczesnie polozyc dziecko spac, bo jutro bedzie niewyspane. poki dziecko male, poza dodatkowymi obowiazkami z opieka i zapewnieniem bezpieczenstwa, nie odczuwa sie braku wolnosci az tak, gdy pojdzie do szkoly i wszystko trzeba dostosowac do obecnosci, obowiazkowosci itp. Tylko jak czlowiek decyduje sie swiadomie i z miloscia na przyjscie dziecka, umie pogodzic sie z bakiem wolnosci i traktuje wszelkie podporzadkowania jako ciekawa zmiana w zyciu. Jesli nie dojrzal do decyzji o posiadaniu potomstwa, jest inaczej i spadek wolnosci traktuje jak spadek wolnosci i nie dopisuje do tego ideologii. A jesli dorosly posiadajacy juz dzieci nie chce podporzadkowac sie zmianom w zyciu, pozostawia na swiecie zaniedbane dzieci. Nie ma co na sile nikogo przekonywac do swoich wyborow. Bo nic dobrego z tego nie ma. Pozdrawiam, Matka uczennicy, pogodzona i szczesliwa ze zmian, jakie zaszly w moim zyciu po pojawieniu sie potomka, jednakze swiadona

  17. Osa Odpowiedz

    C.d. swiadoma ograniczen i koniecznego poczucia obowiazku jaki musze miec. To ogranicza, mimo ogromu szczescia, bezwarunkowej milosci i wielu pozytywnych jakie wnosi rodzicielstwo, nie mozna stwierdzic, ze dzieci nie zabieraja wolnosci. Bo zabieraja. Tylko, ze jedni chca i potrafia z to zmiana sie pogodzic i czerpc radosc, inni nie. Nie zmuszajmy niezdecydowanych do posiadania dzieci, nie przekonujmy do przewagi pozytywow nad negatywami, bo nie ma nic gorszego niz nieszczesliwe, zaniedbane dziecko z powodu niedojrzaloci rodzicow.

    • Paweł Odpowiedz

      Super komentarz. Bo wszyscy tutaj o małych dzieciach (sam mam małe dziecko) a nikt się nie zastanawia co będzie jak pójdą do szkoły. Ta wolność do której tak dążymy być może rozminie się z naszymi teraźniejszymi wyobrażeniami. Choćby te podróże będą już mocno ograniczone.

      • Roman Odpowiedz

        No to tylko do samych siebie mozemy mieć chyba żal, że „hodujemy” w głowach urojenia, które nie przystają do rzeczywistości?

      • Maga Odpowiedz

        Zupełnie nie rozumiem dlaczego większość ludzi wolność identyfikuje z brakiem zewnętrznych ograniczeń. Wolność to przede wszystkim przecież stan ducha.
        Wolności rozumianej jako brak ograniczeń nie da się osiągnąć – zawsze jakieś są.

        • iga Odpowiedz

          jak zatem osiagnac wolnosc rozumiana przez Ciebie jako stan ducha, skoro ciagle cos sie musi lub trzeba? Majac dzieci jest mnostwo obowiazkow, ktore trzeba wykonac, czy sie je lubi czy nie. Niektore czynnosci lubi sie, niektore polubi sie z biegiem lat, a niektore zwyczajnie w swiecie sie nie lubi, a musi sie je wykonac. Bez dzieci zylam wiele lat i wtedy rzeczywiscie mialam poczucie wolnosci, chociazby z powodu braku odpowiedzialnosci i zewnetrzych ograniczen. Nie mowie, ze zycie bez dzieci bylo lepsze. Bylo po prostu inne, latwiejsze i dawalo spokoj ducha. Takie wlasnie poczucie wolnosci.

          • wolny Autor wpisu

            Ja rozumiem wolność inaczej: dla mnie to zdecydowanie nie izolacja od obowiązków, więzi czy problemów. To nie przysłowiowe 100 przedmiotów w plecaku. Taka wolność potrafi krzywdzić ludzi wokół nas, bo wpływa negatywnie na innych: rodzinę, znajomych i relacje międzyludzkie w ogólności.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Zawsze są i powiedziałbym, że nie są wcale złe. Nie dla mnie jest wolność „samolubna”, gdzie ważny jestem tylko ja i gdzie automatycznie krzywdzę innych swoim podejściem na zasadzie „nic nie muszę”, „nie chcę brać odpowiedzialności”, „to mnie ogranicza, więc uciekam”.

          • Osa

            Byc szczesliwym i zadowolonym w zyciu i z zycia to dla mnie nie to samo co byc wolnym. Inaczej rozumiem wolnosc. uwazam, ze bedac ograniczonym przez roznego typu „musze” nie jest sie wolnym. Z drugiej strony do szczescia nie trzeba wolnosci. I ja w takiej czasoprzestrzeni sie znajduje (na wlasne zyczenie i z pelna akceptacja) bez krzywdzenia kogokolwiek zadnym egoizmem.

          • Maga

            Można zmienić optykę. To że teraz pewne rzeczy przy dzieciach robić muszę jest naturalną konsekwencją mojego niegdysiejszego „chcę” – chciałam mieć dzieci, to był mój świadomy wybór.
            Mi ta świadomość – że to ja dokonuję w moim życiu wyborów daje poczucie wolności właśnie. I naturalne dla mnie jest, że te wybory mają konsekwencje.
            Ludzie, którzy nie mają zbyt wielu ograniczeń zewnętrznych wcale nie muszą być ludźmi wolnymi. Przeciwnie, mogą być bardzo zniewoleni – np. przez strach, że kiedyś te ograniczenia się pojawią. I ten strach może powodować, że taka osoba nie wchodzi np. w głębsze relacje, zawsze ucieka, bo boi się że wraz z relacją pojawią się ograniczenia. Jaka to więc wolność? Dla mnie to jest zniewolenie.

          • Kasia Rz.

            Jaki świadomy wybór? Nie ma wszystko mamy wpływ i nie znamy do końca konsekwencji swoich decyzji. Jakbyś np. urodziła dziecko, które jest nieuleczalnie chore i wymaga do końca życia opieki innych osób, to też twierdziłabyś, że to był świadomy wybór?

          • Maga

            Oczywiście, że nie możemy przewidzieć wszystkich konsekwencji swoich decyzji, ale co to ma wspólnego z wolnością?
            Przecież ludzie, którzy unikają zewnętrznych ograniczeń też tego nie potrafią. I również takim ludziom przydarzają się w życiu rzeczy, na które nie mają wpływu.
            To o czym piszesz to jest poczucie kontroli, a nie wolność. A poczucie kontroli jest złudne – na najważniejsze rzeczy w życiu wpływu nie mamy.
            Ale wybór mamy zawsze – gdybym urodziła dziecko nieuleczalnie chore, wymagające stałej opieki, mogłabym je przecież porzucić. Nie twierdzę, że tak bym zrobiła, ani że uważam to za właściwe, ale przecież mogłabym. I gdybym wybrała, że się tym dzieckiem jednak zajmę, będę je kochać i się nim opiekować, to owszem, byłby to mój wybór i poniosłabym jego konsekwencje. Tak samo jak poniosłabym konsekwencje, gdybym wybrała inaczej.
            Zawsze mamy wybór, możemy zrobić tak albo inaczej, zawsze. I każdy wybór ma jakieś konsekwencje.

    • Tina Odpowiedz

      A co się stanie, jeśli dziecko nie będzie przez dwa tygodnie w szkole? Co się stanie, jeśli wyjątkowo raz lekcje odrobi byle jak? Nie przeceniałabym wartości szkoły w życiu dziecka. Przecież nawet w pracy można wziąć urlop na żądanie 😉
      Moje jeszcze nie chodzi do szkoły. W przedszkolu nie był przez miesiąc, bo zdecydowaliśmy się na wyjazd. Ja byłam całe lata straszliwie obowiązkowa, nie opuściłam żadnego dnia szkoły bez ciężkiej choroby. Nadgorliwie się uczyłam, stresowałam i płakałam, jak dostałam trójkę ze sprawdzianu. Z perspektywy czasu uważam, że niewiele z tamtego okresu pamiętam, mogłam poświęcić wolne chwile na dużo ciekawsze rzeczy. Chciałabym moje dziecku nauczyć wyboru. Obowiązkowość – tak, ale bez przesady…

      • Roman Odpowiedz

        Polecam ksiażkę „Córy oceanu”…
        Dowód na to, że można 🙂
        Z resztą w czasach gdy podróżowałem spotykałem w portach dzieciate rodziny…
        Sam nawet przez moment taki pomysł miałem 🙂

      • Osa Odpowiedz

        Porozmawiamy jak bedziesz miala dziecko w straszych klasach szkoly podstawowej lub gimnazjum. Gdy nasze dziecko bylo male i chodzilo do przedszkola i zerowki tez dostosowywalo sie do naszych potrzeb, chociazby wyjazdow. Znam tez rodziny wloczace sie z dziecmi szkolnymi na last minute w roku szkolnym, do tego dochodza niobecnosci z choroby i dziecko non stop jest do tylu z materialem. A potem sprawdziany, klasowki nadrabiane po lekcjach, pisane na kolkach, czytani lektur po terminie. Brak obowiazkowosci i nieobecnosci suma sumarum bardziej stresuja niz daja chwilowej radosci. Potem nadrabianie zaleglosci, egzaminy, punkty. Ambicje sa, a zaleglosci trzymaja. Zreszta dziecko starsze, niz Twoje obecnie, ma takze swoje potrzeby i nie chce robic tego co Ty, jechac tam gdzie Ty i go samego nie zostawisz. Co powie: jade w marcu na last minute na tydzien, jak nie chcesz to zostajesz sama w domu, bo my z ojcem lecimy. Jak poleci bedzie mialo zaleglosci, a przeciez w kwietniu sprawdzian na koniec szkoly. Tyle przed wystawieniem ocen sprawdzianow i prac do oddania na ocene. A ja powiem: trudno, nie to nie. Ja lece z ojcem. Tak musialaby wygladac sytuacja. Dlatego konkretnie dalam przyklad wkroczenia dziecka w wiek szkolny. Pozyjesz zobaczysz. Nic lepiej nie uczy jak wlasne doswiadczenie, a dawanie rad i zachwyty mlodych rodzicow czesto weryfikuj zycie z biegiem lat.

        • Tina Odpowiedz

          Ja nie mówię wcale, że nie zobaczę. Życie zweryfikowało już tyle moich poglądów, że w żadnym wypadku nie zamierzam upierać się, że w tej chwili mam rację.
          A aktualnie najbardziej mnie kusi wizja edukacji demokratycznej. Nie wiem, czy się zdecyduję na taki wybór dla moich dzieci, ale sama idea bardzo mi się podoba.

          • Osa

            Dzieci z nieobecnosciami gorzej sa zintegrowane z klasa i rowiesnikami, zyja jakby poza spolecznoscia i tylko w rodzinie maja wsparcie i wymuszone w nauczycielach. Nie po to wychowuje sie dziecko, aby umialo zyc tylko przy rodzicach. Musi umiec zyc w spoleczenstwie i kontakt z rowiesnikami przez tyle lat uczy je tego. Opuszczanie lekcji na zadanie i do tego choroby, przerwy swiateczne powoduja wybijanie sie dziecka z rytmu klasy. w szkole sa imprezy, wycieczki itp. W ktorych dziecko chce brac udzial, a nie zawsze rodzicowi termin lub impreza odpowiada. A musi. wywiadowki, zebrania itp. czlowiek to robi interesujac sie wlasnym dzieckiem, bez wxgledu czy z jezykiem na brodzie pedzi z pracy. Gdyby nie dziecko, pewnie robilby cos przyjemnijszego w wolne popoludnie. Wiek szkolny na wiele lat ogranicza wolnosc rodzica. Caloroczne przygotowania do komunii, egzaminy trzecioklasisty, szostoklasisty, gimnazjalny, matura, korepetycje itp. Co rok cos nowego, ze nie mozna tak sobie olac roku szkolnego, wstawac kiedy sie chce, wyjezdzac kiedy sie chce itp. A nauka indywidualna w domu? Ciekawa sama jestem jak to wypali. Przebyanie w grupie rowiesnikow, obcowanie z ich problemami, potrzebami duzo uczy. Nauka tego w teorii pzez rodzica moze byc niewystarczajaca. Nie wiem.

          • Roman

            A musi być „zintegrowane z klasą i rówieśnikami”?
            Jeśli pracuje sie nad tym by dziecko było wewnątrzsterowne to potrzeba integracji jest dużo mniejsza lub wręcz znikoma…

          • Osa

            granica miedzy bycie wewnatrzsterownym a samotnikiem w wieku szkolnym jest bardzo cienka i latwa do przekroczenia. Umiejetnosc samodecyzyjnosci a potrzeba przynaleznosci do grupy ew. odczucie odizolowania, to bardzo trudna sprawa do oceny u niedojrzalych emocjonalnie osob. Nie mozna ot tak sobie wytrenowac dziecka. Zreszta nie o to chodzi. Nawet u doroslych.

          • Roman

            Wiem. Sam tę granicę w pewnym momencie przekroczyłem i była to – patrząc z dzisiejszej perspektywy – jedna z najlepszych „decyzji” w moim życiu… 🙂
            Dlatego też nie mam zamiaru „żałować” jej moim dzieciom 🙂 jeśli oczywiście tak zdecydują 🙂

          • Osa

            No wlasnie jesli tak zdecyduja. Nie wolno na sile im wmawiac, ze chec przynaleznosci do grupy jest nieptrzebna i zla i niepotrzebnie czuja sie odrzucone, bo fajnie byc samotnikiem.

          • Roman

            Nie jest ani dobra, ani zła…
            Jeśli jest taka potrzeba – przynależy się do grupy, jeśli takiej potrzeby nie ma, do grupy się nie przynalezy.
            Ważne by wiedziało, że z każdym z tych wyborów można wieść satysfakcjonujące zycie.

          • Osa

            a ja pisze o sytuacji, ze jest potrzeba przynaleznosci, a dziecko zostalo odrzucone. nie jest zintegrowane z klasa z powodu czestych nieobecnosci w szkole. I nie ma tu mowy o przypisywaniu samotniczych cech charakteru dziecka czy wytrenowaniu braku potrzeb spolecznych u niego. Nie zaglebiaj sie Roman w filozofiach i nie doszukuj podtekstow tylko czytaj wprost. W ogole temat dyskusji odbiegl od pierwotnego tematu na blogu.

          • Roman

            Dziecko cierpi za winy rodziców, którzy nie potrafia dać przykładu, że bez przynależności da sie dobrze zyć 🙂

          • Roman

            potrzebę przynależności (jeśli juz taka potrzeba się pojawia) można realizować nie tylko w szkolnej grupie rówieśniczej…
            A że natura nie znosi próżni tak i dziecko – przy odrobinie zanagażowania własnego i rodziny – taką potrzebę bez problemu zaspokoi poza szkolną grupą rówieśniczą (moja córka robi to w klubie motocyklowym i żeglarskim).
            Wiec bez obaw. Zabranie dziecka na kilka tygodnize szkoły nawet raz czy dwa razy do roku „kuku” temu dziecku nie zrobi. Nie bedzie „przyjaciół”w skzole? Będą poza szkołąi taka cała różnica…
            (albo nie bedzie ich wcale, bo nie bądą potrzebni).

          • Osa

            Roman, chcialoby sie powiedziec, ze jestes idealnym facetem-rodzicem… a jednak, jest cos, co sprawia, ze nie chcialoby sie miec z Toba dzieci. i cos mi sie wydaje, ze Twoja wewnatrzsterownosc to nic innego jak egocntryzm sprowadzajacy Cie do zwyklego dziwactwa, jak ktos tutaj juz napisal. Dobranoc. Szkoda czasu na dalsza „dyskysje” w ktorej na kazdym kroku chcesz miec ostatnie zdanie… zdanie subiektywne… na podstawie swoich doswiadczen i potrzeb.

          • Roman

            Jest taka co chciała i ma trójkę, wkróce kolejne…
            Może po prostu mamy (ja i moja żona) podobną hierarchię wartości?…
            Jeśli dla ciebie ważna jest (moze się mylę) dobra integracja społęczna to nie ma sprawy – to Twoja hierarchia wartości 🙂
            Dla mnie nie jest to ważne i niewiele jest spraw, które gotów byłbym dla „dobrych relacji” poświecić…
            Być moze jestem dziwakiem nie interesującym się „uznaniem społecznym”…
            Ale wiesz…
            Wolę być dziwakiem po swojemu, niż „normalsem” po czyjemuś 🙂

          • iga

            Na szczescie nie kazdy czlowiek od dziecka marzy by zostac dziwakiem. Czlowiek jako istota spoleczna nie marzy ot tak sobie, by sie izolowac od spoleczenstwa. Jakies przezycia sklaniaja go by do zadnej grupy nie miec ochoty przynalezyc, by nie szukac i potrzebowac towarzyszy.

          • kosmatek

            Człowiek jako istota społeczna potrzebuje grupy ale nie społeczeństwa. Roman grupę ma. Swoje dzieci ucze ze przyjaźń biesy ważna, ale już uznanie społeczne niekoniecznie

          • Osa

            Kosmatek, caly czas mowie o zintegrowaniu z klasa w szkole, czyli grupa osob, cala klasa lub grupa klasy. Coz tu mnie poprawiasz? Pisze o potrzebie posiadania przyjaciol, kolegow i akceptacji w tejze grupie, jednak z powodow nieobecnosci trudno te relacje rozwinac. Ciezko zaczac sie przyjaznic z kims kogo nalo sie zna i kogo czesto nie ma, gdy zycie klasowe ciagle sie toczy. Nie dorabiajcie ideologii do mojej wypowiedzi o braku potrzeby dziecka zintegrowania sie lub nieudolnym wytrenowaniu dziecka przez rodzicow by nie potrzebowalo kolegow w szkole. Opowiadacie historie nieadekwatne do mojej wypowiedzi. Czytajcie ze zrozumienim a nie przechwalajcie madrosciami zaczerpnietymi z wlasnego domu i nie poprawiajcie o jedno zdanie wiecej kazdej wypowiedzi non stop. Pisze o jakims problemie a Wy z Romanem rozpatrujcie cos innego. Bo jesli czlowiek nie chce miec znajonych, przyjaciol, grupy, paczki czy jest z wyboru aspoleczny to nie ma problemu.

          • Tina

            Dlatego mówię o szkole demokratycznej, a nie nauczaniu domowym. Które też mnie kusi, lecz jestem zbyt leniwa 😉

          • wolny Autor wpisu

            Pierwszy raz słyszę o czymś takim. Po pobieżnej lekturze chyba jednak jestem dość sceptyczny – młodzi ludzie chyba jednak samodzielnie nie są w stanie zmobilizować się i narzucić sobie pewnego rygoru, który jest wymagany nie tylko do tego, żeby „nauczyć się uczyć”, ale – co może i smutne, ale brutalnie prawdziwe: żeby spełnić wymagania pracodawców. Taka szkoła być może „produkowałaby” wybitnych przedsiębiorców – jednostki, które by potrafiły się odnaleźć w świecie biznesu, ale cała reszta, przyzwyczajona od małego do tego, że nic nie muszą, jeśli tylko nie chcą, byłaby co najmniej zagubiona na rynku pracy.

          • kosmatek

            Znam osobiscie osoby, które działają w takich szkołach. Wolę osiedlową tysiąclatkę z tłumem dzieci z
            blokowisk. Szkoła ma nie trzymać pod kloszem, nie ma tylko rozwijać talentu, ale też nauczyć poruszania się w ludzkiej dżungli.

    • Weronika Odpowiedz

      Gdy byłam dzieckiem było dla mnie prawdziwą traumą wstawanie o 7dmej. Obiecałam sobie wtedy, że jako dorosła znajdę zawód, który nie będzie wymagał ode mnie tak nienaturalnej rzeczy – i się udało, wstaję praktycznie kiedy się wyśpię.

      Myśl o konieczności wrócenia do tego kieratu sprawia, że ciarki mi po plecach przechodzą… Pewnie byłabym taką mamą, która o siódmej krzyczy: „dzieciaki do szkoły, byle cicho, bo ja jeszcze śpię!” 😛

      A tak serio to mam ogromną nadzieję, że zanim do tego dojdzie, to dzieci w Polsce będzie już tak mało, że nie będą konieczny „tryb zmianowy” w szkołach i zajęcia będą zaczynały się o 10tej 😉 A jak nie to ja nie wiem, nauczanie domowe chyba zostanie 😐

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Hehe – ciekawe, jak być zareagowała na na pobudki o 4ej rano na zabawę (na zasadzie „już się wyspałam”), albo wewnętrzny zegar biologiczny dziecka, który w przypadku Mai od nie pamiętam jak dawna jest już ustawiony na 5:45 i za cholerę nie da się tego zmienić – nawet zmiana czasu działa co najwyżej na tydzień!

  18. Bea Odpowiedz

    Nic dodać nic ująć – szczęśliwy tatuś 🙂 Gratulacje 🙂 Moje dzieci są już nieco starsze ale cudownie było przeczytać ten tekst i spojrzeć na rodzicielstwo świeższym okiem 🙂

    PS. jako kobieta daję Ci 100% gwarancji, że obecność mężczyzny podczas narodzin dziecka, choćby nie wiem jak nieudolna, jest absolutnie nie do przecenienia 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Żona też tak twierdzi, więc coś w tym musi być. Ale wiesz – widząc i doświadczając tych wszystkich emocji i trudu kobiety, facet czuje się o taaaaaki malutki.

  19. Dora21 Odpowiedz

    Gratuluję 🙂 Fajnie, że masz takie podejście i umiesz to wszystko tak bezpośrednio opisać w blogu, który jest fantastyczną bazą wiedzy, takiej życiowej wiedzy. Super. Oby tak dalej. Powodzenia

  20. Wojtek Odpowiedz

    Oczywiście Gratulacje!!!
    Wiem jak to jest bo samemu niedawno urodziło mi się drugie dziecko. Mogę tylko powiedzieć, że potwierdzam wszystko to ,co napisałeś. Dzieci odmładzają- człowiek nie ma czasu na użalanie się nad sobą, znajduje w sobie pokłady energii do działania, przypomina sobie swoje dzieciństwo i przeżywa je razem z dziećmi na nowo.Tak jak napisałeś- dzieci to też złodzieje czasu- no nie da się ukryć, że po ich narodzinach świat staje na głowie, wszytsko się zmienia i na wszytsko brakuje czasu. Trzeba na nowo przeorganizowywać sobie życie i zmieniają się priorytety. Ja również zajarany jestem ideą oszczędzania i dążenia do wolności finansowej, co opisuję również na swoim blogu (http://stabilizacja-finansowa.blogspot.com), ale przy dwójce dzieci coraz częsciej staję przed wyborem czy lepiej kupić coś na szybko, bez szukania lepszej ceny, ale mieć więcej czasu dla rodziny, czy może ta zaoszczędzona stówka lepiej by nam się przydała. tu niestety nie ma idealnego rozwiązania. trzeba szukać złotego środka.:)
    ale jedno jest pewne. Dzieci to największe szczęście w naszym życiu. one wynagradzają wszystkie trudy i poświęcenia. nie ma nic piękniejszego na świecie niż uśmiech dziecka

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Masz rację Wojtku – wybory finansowe, które czasami podejmujemy mając dziecko (a teraz dwójkę) potrafią się nieco kłócić z podejściem „sprzed”.

  21. Iwona Odpowiedz

    no właśnie, zabierają tę wolność, dom wykańczamy właśnie, ciągle jest coś do roboty, a tu dzieci wymagają, chcą, proszą, żądają… człowiek czasu nie ma, żeby cokolwiek przy tym wykańczaniu zrobić, sobie czasem myślę. Ale, na cholerę by mi był ten dom bez nich? a tak to mam i dom i dzieci, trudno jest, schodzi trzy razy dłużej, ale ma to sens. A bez nich by nie miało. Nic by nie miało, o.

    • Kosmatek Odpowiedz

      Przemieszkalem 8 lat w mieszkaniu bez remontu ( meble z przypadku, bialy montaż srodek lat 80-tych, w tym odpadajace płytki ze scian itp. , z maluchami od urodzenia , remont zrobiłem przed tym jak dzieci poszły do szkoły . To się okazała świetna decyzja, bo nie żal mi było zniszczeń które typowe przedszkolaki sieją wokół siebie.

  22. roman m Odpowiedz

    Wielkie gratulacje wolny. Masz niesamowity entuzjazm do dzieci. Obyś miał taki sam przy kolejnych (w końcu szkoda poprzestawać na dwójce skoro daje tyle radości) Myślę że jesteś super tatą!!!!

    Czy dzieci ograniczają wolność? – Zdecydowanie TAK
    czy dzieci dają radość? Zdecydowanie TAK
    czy jeszcze raz zdecydował bym się na posiadanie dzieci? Zdecydowanie TAK

    Jestem ojcem 3 dzieci (3,5 , 2 i 0,5lat) w zgadzam się ze zdaniem OSY. Dzieci odgraniczają wolność i to zdecydowanie.
    Wiem że z dziećmi można wiele ale wiele rzeczy też nie można. Dam przykład ze swojego życia. Lubię podróżować i to dużo. Niedawno wybrałem się z 3 do ameryki południowej na miesiąc. Więc wiem że z dziećmi można daleko się wybrać a co z tego skoro na miejscu człowiek bardzo wielu rzeczy nie może, na treking się nie wybierze, na całonocną szaloną imprezę też nie, nie odpocznie ani też dobrze nie pozwiedza. Więc po tym wyjeździe doszłem do wniosku że pewnie w najbliższym czasie nie będę daleko jeździł gdyż mija się to z celem gdyż sam nie może czerpać pełnymi garściami z wyjazdu a dla dzieci takie podróże nie są do szczęścia potrzebne.

    p.s. dyskutując z żoną o tym wpisie zapytałem się w jakim stopniu dzieci ograniczają wolność? i dała mi odpowiedź bardzo dokładną odpowiedź: „Moim zdaniem w 48%” 🙂

    • Karol B24 Odpowiedz

      Dużo prawdy z tymi ograniczeniem wolności ale mając dwójkę dzieci nie zamieniałbym się na żadną inną opcję 😉 Czy równie tyle frajdy dałoby wybranie się samemu przykładowo nad morze. Może tak ale przez 10, może 15 minut – radocha dzieciaków to najpiękniejsza rzecz jakiej doświadczamy w oczywiście wielu innych podobnych sytuacjach.

  23. roman m Odpowiedz

    Jeszcze jedna sprawa. Mam wrażenie że obecnie świat (co widać w dużej ilości komentarzy) jest za bardzo dzieciocentryczny. To znaczy że nieproporcjonalnie dużo uwagi koncentruje się na dzieciach zapominając że w rodzinie najważniejszy jest małżonek i relacje między rodzicami a dopiero potem dzieci i relacje z nimi.
    Zadając znajomym pytanie: czy gdyby mieli wybór i mogli uratować tylko dziecko lub małżonka gruba większość odpowiadała że dziecko.
    A moim zdaniem tak nie powinno być!!!
    Człowiek składa przysięgę małżeńską małżonkowi a dziecko jest pochodną ich relacji i zawsze powinno pozostawać na tym miejscu. Jeżeli rodzice zadbają o siebie i rozwój relacji między nimi (i to pierwszej kolejności), dzieci naprawdę będą żyły tym szczęściem.
    Mam wrażenie ludzie za bardzo koncentrują się na rozwoju dziecka a zapominają o rozwoju małżonka (jego potrzebach rozwoju, miłości, namiętności, jego hobby itd.)
    A wy jak?
    Gdybyście mogli uratować TYLKO żonę/męża LUB dziecko kogo byście uratowali?

    • Maga Odpowiedz

      Bzdurne pytanie. Skąd mam wiedzieć?
      Tak samo mogłabym sobie zadawać pytanie „Gdybym mogła uratować jedno dziecko, to które?” i nie znalazłabym odpowiedzi dopóki nie znalazłabym się w takiej sytuacji.

      Myślę jednak, że ratowanie dziecka jest bardziej naturalne. Taka jest kolej rzeczy i życia. Rodzice odchodzą wcześniej. Dlatego śmierć dziecka jest wydarzeniem, którego z niczym się nie da porównać – bo jest tak bardzo wbrew naturze. Łatwiej pogodzić się ze śmiercią własnych rodziców czy nawet współmałżonka niż ze śmiercią dziecka. Tak myślę.

    • gosia Odpowiedz

      roman m – a ty byś potem umiał żyć, ze świadomością, że poświęciłeś to dziecko? i co byście żyli długo i szczęśliwie?

      • roman m Odpowiedz

        myślę że umiałbym bym żyć że świadomością że uratowałem żonę a nie dziecko. Bo takie mam priorytety najpierw żona, potem dzieci, potem moi rodzice itd
        Wiem pytanie może jest trochę za bardzo dosadne i abstrakcyjne. Chodzi mi o to że wybory typu tylko w wersji mniej radykalnej są podnajmowane często. Np czy przeznaczyć czas i pieniądze na rozwój dziecka i jego hobby czy na rodzica (który też może mieć hobby i niekoniecznie to samo co dziecko). Albo czy na kurs języka ma chodzić rodzic czy dziecko. Bo nie zawsze da się wszystkim wszytko dać. I wtedy trzeba podejmować decyzję na podstawie własnych priorytetów

        • Adam Odpowiedz

          Najpierw ratowałbym dzieci, nawet ku własnemu zatraceniu.
          (W zasadzie ratując dzieci, ratuję samego siebie – nic w tym szczególnego; zwierzęce to iście).
          Potem bacznie zważając na własny los, starałbym się ratować żonę.
          Twoje podejście Romanie M, wydaje mi się nienaturalne i będące raczej intelektualną koncepcją, niż „prawdą żywą”.
          Kiedy nie miałem jeszcze dzieci, ratowałbym żonę i jak się da – to siebie.

        • gosia Odpowiedz

          roman m – a twoja żona też umiałaby żyć ze świadomością, że poświęciłeś dziecko, ratując ją? i chciałaby jeszcze z tobą żyć? bo ja podejrzewam – bym na mojego męża patrzeć nie mogła – powołaliśmy dziecko na ten świat i to my jesteśmy za nie najbardziej odpowiedzialni, to my powinniśmy oddać życie za nie, jeśli będzie taka potrzeba.

          • Kasia Rz.

            Rodzić zupełnie bezbronne dzieci na ten okrutny, bezwzględny świat? Żeby niewinne istoty cierpiały? Bezsens zupełny. Jak przyszłaby kolejna apokalipsa, to i tak nikogo byście nie uratowali, ani żony/męża ani dzieci.

          • Adam

            Kasiu, ależ to skrajnie pesymistyczna wizja rzeczywistości. Świat bywa okrutny, ale bywa także nam sprzyjający i piękny.
            Chociaż z drugiej strony filozof tego formatu, co piewca powszechności cierpienia – Schopenhauer, przyklasnąłby Ci i przyznał rację.

          • Maga

            Świat nie jest okrutny sam z siebie. Może byłby odrobinę lepszy gdybyśmy skupili się na tym co dobre i piękne i spróbowali nieść innym otuchę, wiarę i pomoc, zamiast wypisywać jadowite i naładowane frustracją komentarze.

          • Kasia Rz.

            No tak, przepraszam. Zapomniałam, że to blog dla pięknych, młodych i bogatych, którzy w życiu doświadczyli tylko tego, co dobre i piękne.

          • Maga

            Nie masz pojęcia, czego doświadczyłam w życiu, więc może się nie wypowiadaj na ten temat.

          • Maga

            Ja nie snuję domysłów ani insynuacji na temat tego, jak wygląda Twoje życie. Wyraziłam tylko opinię o pisanych przez Ciebie komentarzach.

          • Kasia Rz.

            Również nie snuję domysłów i insynuacji na temat jak wygląda Twoje życie.

            Najważniejsze, że naród trochę się obudził 🙂

  24. Kasia Odpowiedz

    No graaaatulacje 🙂
    Córeczkę masz prześliczną! A te oczka, ta minka – czyżby mówiła „w brzuszku mamusi było tak przyjemnie, dlaczego mnie stamtąd wyciągaliście” 😉
    Dziecko to duża odpowiedzialność, no i ograniczenie wolności – bezsprzecznie ale zarazem największy i najpiękniejszy skarb. Niech się chowa zdrowo 🙂

  25. Pingback: Miesięcznik 4/2015 | marilabo.pl

  26. Marta Odpowiedz

    Gratuluję ogromnie 🙂 Niebawem ta sama przygoda czeka mnie drugi raz ponownie, dziecko w brzuchu szykuje się do drogi. Piękny, mądry wpis, mam bardzo podobne spostrzeżenia. Dobrze, kojąco się je czyta. Szczęścia, zdrowia i spokoju dla całej rodzinki 🙂

  27. martabielec Odpowiedz

    Totalne gratulacje! Co prawda nie mam jeszcze sama dzieci więc ciężko mi zrozumieć jakie emocje temu towarzyszą ale wzrusza mnie sam fakt takiego cudu natury jak narodziny dziecka,

  28. Dorota Odpowiedz

    Hah, gdybym osobiscie mial taki talent do pisania, to bym zarabial chyba krocie na copywritingu 🙂 Talent oraz latwosc pisania, z obu tych cech, ja posiadam tylko zalazek tej drugiej, niestety :p Jednak chylę czoła przed mistrzem, czyli przed Tobą, uwielbiam Twojego bloga, sledze go regularnie i nie mam zamiaru przestac 🙂

  29. Awodent Odpowiedz

    Zdrowie i jeszcze raz zdrowia. Jeśli chodzi o wolność, no cóż dużo czasu stracisz na zajmowanie się dzieckiem ;x

  30. Ilona Odpowiedz

    Gratuluje i zarazem współczuje. Ja tez mam od jakiegoś roku dwójke już dzieci i jest ciężko ;o)Oczywiście nie zamieniłabym nigdy tego wszystkiego na nic innego , nie cofnełabym czasu nigdy przenigdy, aletrzeba spojrzeć prawdzie w oczy- jest ciężko;o)ALe po to ma się dzieci, żeby dać im tyle ile się może siebie i swojego czasu wieć nie ma co narzekać bo czas szybko leci i te cudowne chwile gdzies nam umkną…

  31. Małgorzata Odpowiedz

    Najważniejsze obszary w jakich człowiek powinien się spełniać to pieniądze, szczęście, miłość. Gratuluję wspaniałej córki 🙂

  32. Elve Odpowiedz

    Mam taką obserwację, że z perspektywy osoby niezdecydowanej to właśnie te kwestie emocjonalne budzą lęk – chociażby przed tym, czy faktycznie stanie się tak, jak piszesz, i że człowiek od razu odczuje falę uczuć do dziecka. Ja akurat znam osobę, która miała z tym trudność. Nie opowiada się o tym od otwarcie, fakt ten wyszedł na jaw dopiero, gdy dziecko było dorosłe.

    A poza tym istnieją pary bezdzietne, które poszukują możliwości dawania swojego czasu innym ludziom, decydując się jednak na nieposiadanie dziecka. Ja osobiście uważam, że to kwestia priorytetów i również takie podejście jest możliwe, w to przynajmniej wierzę
    🙂

  33. Basia Odpowiedz

    Dziękuję za ten wpis. W przeciągu tygodnia powinno urodzić się nasze pierwsze dziecko. Mimo wielkiej radości, mam wiele obaw – Twój/Wasz tekst dodał mi odwagi i napełnił optymizmem 🙂
    pozdrawiam

  34. Syleia Odpowiedz

    Mysle, ze zbyt wielu doroslych ludzi nie jest przygotowanych do roli rodzica. Zwlaszcza corkom mowi sie “ jak przyjdziesz do domu z brzuchem to…” Jak mozna wejsc w role mamy , kiedy kolezanki mowia o traumatycznym porodzie, matki o niewdziecznych dzieciach … a babcie o straconej mlodosci. Mam 41 lat, moja corka ma 13. Razem uprawiamy kitesurfing, nauczylam moja corke 3 jezykow ( w tym polskiego za granica).Nie jestem mama doskonala, swiadomie zdecydowalam sie tylko na 1 dziecko, bo chcialam sie rozwijac zawodowo. Moja relacja z dzieckiem przypomina bardziej relacje dobrych przyjaciol . Pozwalam mojemu dziecku popelniac bledy i nie strasze ze Swiat jest zły. Mam nadzieje , ze wyposazylam moje dziecko w umiejetnosci , ktore pozwola jej wyjsc calo z kazdej sytuacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *