Deklaracje kontra rzeczywistość.

Niedawno trafiłem na ciekawe badania, dotyczące najważniejszych wartości w życiu, które deklarują Polacy. Oto, co stwierdził CBOS:

wartosci_1

Na podstawie raportu CBOS.

Wygląda na to, że niemal wszyscy jesteśmy tryskającymi zdrowiem, prawymi obywatelami, dla których na pierwszym miejscu stoi szczęście rodzinne, a kwestie finansowe są tylko skutkiem ubocznym naszych dobrych uczynków 🙂 Obserwując te wyniki nasuwa mi się pytanie, jak rozłożyłyby się odpowiedzi, gdyby pytanie brzmiało nieco inaczej; gdyby zamiast o deklaracje, ankieterzy spytali o czyny i sposób życia. Gdyby nie chodziło o pustosłowie, a codzienne uczynki – czy one również potwierdziłyby górnolotne deklaracje? Z moich obserwacji wynika, że niekoniecznie…

Nie tylko po współpracownikach i znajomych, ale i po samym sobie widzę, że rozdźwięk pomiędzy ideałami, które siedzą nam w głowie a rzeczywistością jest całkiem spory. Gołym okiem widać, że maksymalizujemy czas sprzedawany pracodawcy, a także ten przeznaczony na osobistą (a nie rodzinną) rozrywkę. Minimalizujemy natomiast to, co niewygodne i wymagające, a co jeszcze niedawno było nazywane po prostu życiem. Nie chcemy brudzić sobie rąk przy całej masie czynności, które wolimy po prostu zlecić innym. Na zachodzie przybiera to kuriozalne formy, niewinnie zwane outsource’ingiem – czyli, mówiąc wprost, znajdywaniem kogoś, kto wyręczy nas w czynnościach nielubianych, wymagających lub po prostu czasochłonnych. Specjalizujemy się do granic możliwości, jednocześnie zatracając umiejętność i chęci do zrobienia czegokolwiek, co wykracza poza wymagania naszego szefa. Już nawet osoby fizyczne zaczynają działać jak prezesi korporacji, zatrudniając osobistych doradców z drugiego końca świata (stawka godzinowa odgrywa tu dużą rolę…), żeby umawiały ich na wizytę u lekarza, zamawiały zakupy do domu czy… odpisywały na komentarze na blogu 😉

Niewielu z nas ma aspiracje do bycia ludźmi renesansu – w końcu „lepiej nie próbować, skoro się nie znam / mogę zepsuć”. Dotyczy to niezwykle wielu dziedzin życia: jeśli się nad tym dobrze zastanowić, już dawno sprzedaliśmy większość z tego, co kiedyś było kwintesencją życia. Ograniczamy się do zarabiania pieniędzy, jednocześnie oddając w ręce innych specjalistów niemal wszystko inne: żyjemy w domach wybudowanych i wyremontowanych przez kogo innego, nasze dzieci wychowują obcy nam ludzie, żywność kupujemy w coraz bardziej przetworzonej formie, a o własnoręcznej naprawie (czy choćby umyciu) auta myślą nieliczni, zwani kompletnymi szaleńcami 😉 . Na dobrą sprawę, nawet wkładając do sklepowego koszyka dżem czy chleb (nie mówiąc o całej masie innych produktów) wyręczamy się kimś innym. Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele i wcale nie twierdzę, że wszystkie z nich są negatywne. Życie w coraz bardziej wyspecjalizowanych społecznościach oznacza postęp, na którym zyskują wszystkie strony. Tylko, że… nie zawsze musi chodzić o ciągłe parcie do przodu.

Stopniowy wzrost zarobków sprawia, że z czasem pewne czynności, które jeszcze niedawno wykonywaliśmy, najzwyczajniej na świecie przestają się opłacać. Widać to szczególnie tam, gdzie liczba przepracowanych godzin bezpośrednio przekłada się na zysk, ale i ja – zwykły etatowiec – z czasem zacząłem zauważać, że sporo rzeczy, które nie wymagają specjalistycznej wiedzy czy doświadczenia wygodniej zlecić komuś innemu. Czy to bezpośrednio (oddając auto do mechanika, rower do serwisu, a dziecko do żłobka), czy pośrednio (robiąc zakupy), oddajemy fragmenty naszego życia komuś innemu. Zaznaczam, że to wcale nie musi być złe – chciałbym Ci jedynie uświadomić mechanizm, według którego od dawien dawna żyje cały świat i który – przyznaję – jest jednym z motorów napędowych gospodarki i rozwoju. W końcu maksymalizacja czasu spędzonego na pracy nie musi oznaczać tylko zarobienia furmanki kapusty i wyzbycia się człowieczeństwa, ale może prowadzić do wielkich odkryć, które popchną ludzkość do przodu. A mimo to nie potrafię się przekonać do takiego stylu życia i jeśli masz podobnie, chciałbym Cię zachęcić do pewnego ćwiczenia 🙂

deklaracje_4

Wykonaj (choćby i w myślach) listę czynności, które zlecasz innym i krytycznie spójrz na każdą z nich. Przypominam, że krytyczne spojrzenie nie znaczy automatycznego odrzucenia, a jedynie zadanie sobie pytania: „Czy to jest dla mnie dobre? Czy właśnie tego chcę?”. Zastanów się, czy pogoń za zyskiem nie sprawiła, że zleciłeś ważne fragmenty życia innym tylko po to, żeby móc sprzedać swój wolny czas komuś innemu. Klasycznym przykładem będzie opieka nad dziećmi, która niewątpliwie mocno ogranicza czas spędzony z maluchami. Czasami to konieczność, czasami świadomy wybór – i o ile tak jest, nie ma w tym nic złego. Ale niejednokrotnie ta „konieczność” (czy to w odniesieniu do dzieci, remontów czy gotowania) jest dobrą wymówką dla pogoni za pieniądzem czy wygodą. Jeśli zaczniesz wątpić, może sam dojdziesz do takiego wniosku – a stąd już niedługa droga do życiowych zmian, których efekty mogą być więcej niż pozytywne.

Zapytaj sam siebie: czy naprawdę dbasz o rodzinę czy zdrowie tak, jak wynika to z Twoich deklaracji? Czy przypadkiem zysk nie przesłania Ci części obrazu? Czy dbanie o zdrowie nie jest pustym sloganem lub wiecznie odkładanym na później planem? A może dopóki wszystko „jakoś się kręci”, nie inwestujesz w to, co naprawdę ważne? Wreszcie: czy żyjesz w sposób dobry zarówno dla Ciebie, jak i Twojej rodziny? A może pokornie godzisz się ze swoim losem myśląc: „tak po prostu musi być, nie ma innego wyjścia”? Na koniec zadaj sobie jeszcze pytanie pomocnicze: czy byłeś ze sobą absolutnie szczery, próbując odpowiedzieć na powyższe pytania? 😉

Nie wszystko co robisz musi się opłacać – czasami warto zrezygnować zarówno z zysku, jak i wydatku – zazwyczaj i jedno, i drugie pochłania czas, który jest skończony dla każdego z nas. Co więcej, ciągłe parcie do przodu może z czasem się zemścić i sprawić, że zgubimy coś, co naprawdę ważne. Dlatego nie sprzedawaj innym tego, co dla Ciebie ważne i co sprawia, że jesteś człowiekiem. Kwestionuj każdą decyzję (swoją bądź Tobie narzuconą) i znajdź jej konsekwencje. Nie pozwól, żeby ktoś żył za Ciebie tylko dlatego, że to się opłaca. Ja sam pracuję nad tą postawą i chociaż wiele jest jeszcze do zrobienia, to jestem na dobrej drodze do tego, żeby podjąć absolutnie nieopłacalne finansowo decyzje, dzięki którym zyskam czas na to, co dla mnie naprawdę ważne.

69 komentarzy do “Deklaracje kontra rzeczywistość.

  1. emi Odpowiedz

    Nie podoba mi się zbytnio takie podejście.. powiem szczerze, nie zgadzam się, że na przykład oddając dziecko niani i powrót do pracy jest czymś co zasługuje na pogardę (trochę tak się czuję, czytając ten wpis).. Jak się pracuje w budżetówce i wykonuje nudną pracę, to fajnie zostać w domu – ale jeśli lubimy swoją pracę, to dlaczego mamy z niej rezygnować na te 8 godzin – jak się przychodzi do domu, to wtedy realnie można się z dzieckiem pobawić i jest czas od 16:00 do wieczora. Wtedy to jest prawdziwa zabawa, można się oddać całkowicie dla dziecka. Znam mnóstwo sfrustrowanych mam, które by zapłaciły, żeby chociaż trochę codziennie się wyrwać z opieki nad dziećmi..

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Cześć, nie wiem czy przeczytałaś wpis dokładnie – napisałem w nim wyraźnie, że jeśli to kwestia wyboru (na zasadzie: chcę pracować i się realizować i nie chcę, żeby dziecko wypełniło całą i każdą dobę), to jest to w porządku. Sami jesteśmy rodzicami 2-latki i 3-miesięcznego bobasa i wiemy, ile pracy i trudu wymaga opieka nad dziećmi. Mamy gorsze chwile, rozumiemy potrzebę oderwania się od tego wszystkiego i to, że ktoś woli realizować się w pracy, zamiast bez przerwy przewijać pieluchy. Jak ze wszystkim: są wady i zalety obu podejść, my wybraliśmy (a w zasadzie: żona wybrała) zostanie w domu i jest z tego wyboru zadowolona. Ja też spędzam z dziećmi dobre kilka godzin dziennie i mimo, że nie zawsze jest różowo, to doceniam możliwość obserwacji i uczestnictwa w ich rozwoju. Zresztą – sami korzystamy z pomocy babć i wiemy, że bez nich byłoby nam zdecydowanie trudniej, a przecież nie wszyscy mają takie wsparcie.
      Podreślam jednak: życie to sztuka wyboru (o tym zresztą najprawdopodobniej będzie kolejny wpis), a wystarczająco dużo widziałem przypadków, kiedy to decyzja o szybkim powrocie do pracy po urodzeniu dziecka nie wynikła ze świadomego wyboru, tylko z mniej lub bardziej prawdziwej „konieczności”.
      I nie – nie gloryfikujemy naszego podejścia, ale wyrażamy nasze opinie i pokazujemy, jak sami żyjemy i co z tego wynika 🙂
      Pozdrawiam.

    • Kaska Odpowiedz

      Jak sie wraca do domu o 16 no to bajka, ale
      Zauwaz ze wiekszosc firm pracuje do 17 lub 17.30 , zanim dojedziesz do domu jest 18.30 kiedy dziecko idzie zaraz spac, wiec sie widzi je tylko weekendy, ale i wtedy trzeba sprzatac zrobic zakupy i inne nudne obowizaki i dla dzieci nie zostaje czasu prawie wcale! Swietny i trafny wpis wolnego, zbyt latwo sie w tym zatracic, ja po macierzynskim pol roku tak pracowalam i strasznie brak czasu dla dziecka mnie bolal. Skrocilam godziny oraz dni pracy i jest to jakis kompromis ale i tak uwazam ze za malo mam czasu i ten swiat jest wogole bezsensu skonstruowany.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Doskonale Cię rozumiem, akurat dzisiaj rozmawiałem o tym z żoną. Zauważyłem, że około 17:30 na ulicy pod domem robi się spory ruch – zresztą sami o tej porze wracaliśmy kiedyś z pracy. Bez dzieci jeszcze jakoś ujdzie, z dzieciakami to naprawdę chyba tylko zostają weekendy, żeby spędzić trochę więcej czasu razem… Pozdrawiam i trzymam kciuki za dalsze pozytywne zmiany.

  2. BJK Odpowiedz

    prawda jest taka, że niestety specjalizacja jest nam narzucana. Naprawienie kilkuletniego auta w domowych warunkach jest praktycznie nierealne bez zakupu całkiem sporego zestawu kluczy i oprogramowania diagnostycznego (nie mówię o ściągnięciu pirackiego).
    Remont… Tu jest większe pole do popisu, ale też z drugiej strony, wszystko zależy od kontekstu. Można samemu i da się. Ale to oznacza mieszkanie w kurzu i brudzie przez spory okres czasu (nie każdy ma kilka mieszkań). Gdybym miał sam dwa lata temu remontować swoje mieszkanie to nie wiem czy w rok bym dał radę. A tak miesiąc i po generalnym remoncie 😉

    Z opieką nad dziećmi czy najmowaniem osoby, która nas umówi do lekarza byśmy mogli więcej pracować – w pełni się zgadzam. Oddawanie swojego życia jest bezcelowe. W ten sposób na starość będziemy tylko pamiętać moment, w którym koledze z pracy zrobiliśmy jakiegoś psikusa.
    Za do w deklaracjach jesteśmy dobrzy 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja mam właśnie w planach wykonanie generalnego remontu w miesiąc (no, może o tydzień czy dwa to przeciągnę) – chociaż rzeczywistość może nieco skorygować te plany. Odpowiednie przygotowanie i możliwość poświęcenia się temu tematowi to chyba klucz do sukcesu. I powiem szczerze, że już nie mogę się doczekać tego mojego „urlopu po polsku” 😉

      • BJK Odpowiedz

        Daj znać czy Ci się uda 😉 Ja niestety nie mam wiedzy z zakresu elektryki (a musiałem wymienić całą instalację) czy żeby przesunąć rurę od gazu o 40 cm – a też to trzeba było zrobić. Z resztą pewnie bym sobie dał radę, ale bym musiał wziąć urlop na to. Co kto lubi, ja wolałem, żeby profesjonalista się tym zajął 😉

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Dzisiaj pierwsze większe zakupy okołoremontowe za nami, mimo że do odbioru jeszcze miesiąc. Lista czynności remontowych w przygotowaniu, łącznie z szacunkowym czasem i potrzebnymi materiałami. Wszystko wiążemy z rozmaitymi cashbackami na kartach debetowych/kredytowych, a do tego dzieci nie pozostawiają zbyt dużo czasu na wspólne planowanie / realizację tych zamiarów. Już widzę, że miesiąc to może być za mało i mam na oku pomocnika z rodziny, któremu przy okazji chętnie pomogę finansowo.
          Jak widzisz: dzieje się sporo i jeszcze przed rozpoczęciem właściwych prac mam sporo wątpliwości i obaw, ale wierzę, że będzie ok 🙂 Pozdrawiam.

  3. Weronika Odpowiedz

    No tak szczerze, to zlecam znacznie mniej, niż bym chciała 😀
    Samochód daję do naprawy mechanikowi. Czasem zjem na mieście (ale udało mi się wyzbyć jedzenia na mieście z lenistwa – robię to rzadziej, a większą wagę przykładam do jakości, a nawet kulinarnej inspiracji). Poprosiliśmy wujka o pomoc przy kładzeniu kafelek (fachowcem jest). Więcej zlecania nie pamiętam 🙂

    Chętnie zleciłabym komuś pranie, zmywanie, odkurzanie. To są tylko godziny stracone, żadnego z tego pożytku, że ja to robię. Opłacałoby się, bo zarabiam 10x tyle, co wynosi stawka godzinowa sprzątaczki. Mogłabym zamiast sprzątania zająć się czymś, co lubię, co robię dobrze (nie zmywam dobrze). Mogłabym postawić kolejną stronkę (bardzo lubię i świetnie mi to idzie), mogłabym zrobić domową wędlinkę, upiec chleb, pójść pobiegać.

    Nie używamy już pralek typu Frania, tylko automatycznych. Nie zmywamy naczyń ręcznie, tylko wkładamy do zmywarek. Odkurzacze wypierają powoli automatyczne Rumby. Czy to jest oddawanie życia robotom…? Absolutnie nie! To jest właśnie kupowanie życia.

    Ja nie sprzedaję mojego czasu komuś innemu, tylko odzyskuję go dla siebie 😉 Jeśli w tym kupionym czasie postanowię zrobić komuś stronkę, to tylko dlatego, że lubię to robić.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Bardzo fajny komentarz. Tylko gdzie leży ta granica pomiędzy sprzedawaniem życia a kupowaniem czasu? Czy jest to proste zlecenie czynności maszynie vs człowiekowi? Chyba nie, bo przecież również o samą czynność chodzi – jedne warto „sprzedać”, innych bym się nie wyrzekł, mimo że wcale łatwe nie są.

      • Paweł S Odpowiedz

        Wolny, Weronika przedstawiła sytuację dokładnie odwrotną do tej z Twojego wpisu. Oddaje pieniądze za czas, nie czas za kasę. Czyli robi dokładnie to co Ty, gdy samodzielnie ważysz piwo albo chleb pieczesz.

        • czas Odpowiedz

          @Paweł S

          a niby skąd Weronika owa wzięła pierwej kasę…? WYMIENIŁA swój czas, aby angażując Franię znów kupić czas. Być może nawet ów wolny czas pomnożyć 🙂
          Znam osobę w swojej rodzinie, która świetnie odnajduje się w roli sprzątaczki (swojego domu). Wręcz kocha latanie ze ścierką. Być może autor bloga kocha ważenie piwa i wypieki.

          Energia w przyrodzie nie ginie.
          W poście wydaje się być kluczowym samo PODEJŚCIE do jej faktycznej KONSUMPCJI.

  4. Roman Odpowiedz

    Hehe…
    Patrząc na tabelę mocno zastanowiły mnie dwa wyniki:
    Dobre zdrowie ważne jest dla 74% badanych, dobre (uczciwe) życie dla 26% badanych… 😀
    I od razu przypomniały mi sie słowa Seneki o tym, że większość z ludzi marzy o długim, a nie o dobrym życiu. A przecież na to pierwsze mamy dużo mniejszy wpływ niż na to drugie 🙂
    Taaaaa…
    Uwielbiamy żyć mżonkami…

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Niby wyniki podobne na przestrzeni lat, a mimo to ciągle mam przed oczami wizję tego badania: „witam, dzwonię z CBOS, czy poświęci mi pan 10 minut na udział w badaniu?”. „Hmm – oglądam serial, ale przez 3 minuty mogę pana słuchać jednym uchem i jeśli tylko pytania nie będą za trudne, mogę coś strzelić”.

      • Roman Odpowiedz

        No coś trzeba strzelić 🙂
        Tak swoja drogą – znowu odnosząc sie do tabelki – zacząłem się zastanawiać jak decydowaliby respondenci ludzie mając do wyboru żucie krótkie i dobre kontra życie długie i kiepskie?

        • Adam Odpowiedz

          Trochę dziwią mnie Roman Twoje rozterki i Twój sposób myślenia.
          W mojej opinii większość ludzi próbuje działać wg następującej zasady: „Postępuj tak, abyś długo żył i dobrze ci się powodziło”. Ważne jest i jedno, i drugie. Zważmy, że zdrowie powiązane jest z samym faktem biologicznego istnienia, natomiast dobrostan/radość/szczęście już nie. Innymi słowy mając niezrujnowane zdrowie i wciąż żyjąc, można nadal myśleć o uczynieniu swego życia dobrym i szczęśliwym, natomiast odwrotnie raczej się nie da. Ludzie słusznie dają pierwszeństwo zdrowiu, a nie dobremu (uczciwemu) życiu uważając, że to pierwsze jest jednak ważniejsze, bo jest swego rodzaju podstawą, a to drugie czymś kolejnym do zdobycia. (Inna sprawa, że tego kolejnego kroku wielu nawet nie stara się zrobić lub wciąż przekłada na jutro) W każdym razie ja wybierałbym bez wahania życie długie i kiepskie, mając nadzieję, że przechytrzę życie/los/bogów i zamienię je w niekiepskie.

  5. Kasik Odpowiedz

    Ja rozgraniczylabym obowiazki na dwa rodzaje: praca a zycie. W pracy dazymy do radosci dzialania, realizacji pomyslow i… co najwazniejsze zmiejszania czasu przeznaczonego wykonanie tej pracy przy jednoczesnym zwiekszeniu dochodow. W zlecanie komus (lub maszynie) innemu wlasnych, malo istotnych, nudnych, prostych obowiazkow jest jak najbardziej ok. Jazda zaczyna sie tak jak autor napisal w zyciu… co zrobic kiedy wylacza prad a my musimy przeprac jedwabna bluzke na wieczor do kina albo mamy ochote na ogorki nie kiszone ale malosolne? Ja czerpie przyjemnosc z odkurzania albo tapetowania, nie dosc ze sie poruszam to jeszcze sie czegos naucze 🙂 Poza tym mysle, ze w zyciu trzeba znalezc rownowage i umiar w pracy, bo dazymy do przyjemnosci (swojej i otoczenia), prawda?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Tak jak piszesz – czasami i nudne, proste czynności potrafią być przyjemne. Przykład z mojego podwórka: ostatni weekend spędziliśmy na działce u teściów, gdzie przez kilka godzin machałem łopatą. Czułem wartość tego, co zrobiłem, efekty były szybko widoczne, a do tego podczas kopania wpadłem na pomysł na fajny wpis 🙂 Pewnie gdybym na co dzień przez wiele godzin musiał machać łopatą, nie byłbym tak zadowolony – i to pewnie kolejna zmienna, którą powinniśmy brać pod uwagę zastanawiając się nad sprzedaniem pewnych czynności komu innemu.

  6. eMCi Odpowiedz

    Myślę, że to kwestia indywidualnego podejścia i przyzwyczajeń. Gdy sprezentowaliśmy pralkę teściowej, która wcześniej prała ręcznie kilka godzin tygodniowo, początkowo podchodziła do niej z wielką rezerwą. Dopiero po miesiącu zaczęła jej regularnie używać. Teraz jest bardzo zadowolona, że zamiast tracić 5-6 godzin tygodniowo na pranie, może zająć się innymi obowiązkami lub po prostu odpocząć.
    Niue jestem przekonany czy zlecenie drobnych czynności czy nawet poważnych remontów jest oddawaniem swego życia. Z pewnością jest pewną modyfikacją, rodzajem kupowania własnego życia (inna sprawa na co poświęcimy ten czas). Znam kilka dobrze sytuowanych osób, które regularnie korzystają z usług sprzątaczek. Jest to związane zarówno z prostym rachunkiem ekonomicznym jak i poszanowaniem dla małej ilości „własnego” wolnego czasu, jak i niemal już wymarłą miejską tradycją „posiadania” pokojówki, żeby nie powiedzieć służby, bo lokajów, ani kucharek nie zatrudniają.
    Kluczowe dla mnie jest tu w jaki sposób ktoś wykorzysta czas, który mógł by poświęcić np. na wysprzątanie domu. Może w tym czasie pracować, zająć się dziećmi, poświęcić pasji, leniuchować (czasem odpoczynek może się okazać najrozsądniejszym rozwiązaniem).
    Nie potępiam, ani nie popieram. Ostatni remont robiłem sam i nie narzekam. Nauczyłem się czegoś nowego 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      „Kluczowe dla mnie jest tu w jaki sposób ktoś wykorzysta czas, który mógł by poświęcić np. na wysprzątanie domu.” – strzał w dziesiątkę!

  7. Bartosz Sosiński Odpowiedz

    Ja hcyba jednak wybieram zyskanie większej ilości czasu. Wolę go lepiej spożytkować dla siebie i narzeczonej. A za co mogę (i jeśli mnie stać) to wolę zapłacić. W wielu przypadkach powierzenie moich spraw innym mi się opłaciło.
    Od początku, gdy szukaliśmy mieszkania stwierdziliśmy, że nie mamy czasu na nic więcej oprócz wybierania ofert, które nas interesują. Wszystko inne przerzuciliśmy na doradcę. Kredyt również. I bardzo dobrze na tym wyszliśmy, a do tego ostatecznie nic za to nie zapłaciliśmy, bo koszty pokrywali sprzedający.
    Mógłbym naprawiać samodzielnie auto, jednak prawdopodobnie zajęłoby mi to miesiąc dłuzej niż specjaliście.
    Trochę też jestem za napędzaniem w ten sposób gospodarki, bo jednak daję innym sens ich pracy i zarobek.
    Chyba przy tym pozostanę. Jednak Twoje rozważania na ten temat są bardzo ciekawe i mi się podobają.
    Pozdrawiam, Bartek 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Oj – byłbym ostrożny w twierdzeniu, że wszystkie koszty pokrywali sprzedający. Kilka razy negocjowałem kupno mieszkania i wynajmowałem swoje – za każdym razem obecność „doradców” mocno ograniczała możliwości negocjacji ceny po obu stronach, a przerzucanie kosztów na drugą stronę (chociażby przez zawyżanie ceny inicjalnej i brak lub ograniczone możliwości negocjacji) to powszechna praktyka.
      Ogólnie temat nie jest czarno-biały (jaki dzisiaj jest…) i – przykładowo – sami ostatnio skorzystaliśmy z pomocy przy odbiorze mieszkania (chociaż jeszcze go nie odebraliśmy… nie wchodzę w szczegóły :)). Mógłbym zrobić to sam, już 2-krotnie to wykonywałem, większość informacji można wyszukać w Internecie, a dodatkowo – szczególnie skomplikowane to nie jest. Trzeba jednak uważać na kilka detali i mieć sporo doświadczenia, żeby później nie żałować. A mimo wszystko, zdecydowaliśmy się na taką usługę i z radością z nią zapłaciliśmy głównie dlatego, żeby zatrudnić kogoś z dalszej rodziny, któremu przez większość życia wiart wieje w twarz.
      Dlatego i my dopuszczamy wyjątki od reguły i sami nie potrafimy wyraźnie rozgraniczyć pozytywnego od negatywnego korzystania z usług innych.

      • Bartosz Sosiński Odpowiedz

        Jasne, wiadomo, że od wszystkiego może być wyjątek. Nikt nie musi działać ściśle według raz wytyczonych ścieżek i wstydzić się bo zrobił coś inaczej.

        Fajnie, że mogliście w ten sposób też komuś pomóc, bo to cenne. Wiedzieć, że ma się taką możliwość i zdać się na kogoś z obustronną korzyścią.

        Co do mojej sytuacji – fakt, że może bywać bardzo różnie i trzeba po prostu na chłodno oceniać, co się dostaje. Nie pokrywałem prowizji pośrednika, ale moja pozycja negocjacyjna nie była taka zła – z mojego punktu widzenia. Na przykład z ceny mieszkania udało się urwać 6 tysięcy zł, ale dodatkowo w mieszkaniu pozostały wszystkie sprzęty AGD (prawie nówki sztuki, świetnie działające, co mogę stwierdzić już po pół roku używania) i dużo nowych mebli. A samo mieszkanie było dobrze zrobione i nie wymagało remontu. Ogólnie podsumowując, o co mi chodzi – w tym wypadku zdaliśmy się na kogoś i wyszliśmy na tym bardzo dobrze, bo dostalismy to czego szukaliśmy 🙂

        Ale fakt, należy pamiętać, że nie zawsze tak jest. Nie łątwo na przykłąd znaleźćdobrą ekipę remontową, albo dobrego mechanika 🙂 czasami faktycznie moze szybciej zrobi się coś samemu 🙂

        Pozdrawiam

  8. Tina Odpowiedz

    A ja np. mojego (wówczas) trzylatka oddałam do przedszkola, mimo że siedząc w domu z młodszym, mogłabym równie dobrze opiekować się dwójką. Ale wiem, że moje towarzystwo (nawet najbardziej zaangażowane i najbardziej kochające) nie zapewni mu takich samych kontaktów jak równieśnicy. Ze mną nie będzie głupio rechotał, nie będzie wymyślał durnych żartów i nie będzie uczył się rozwiązywania konfliktów na swoim poziomie. Niech więc trochę powychowują go obce przedszkolanki, a przede wszystkim jego nowi koledzy i koleżanki.
    Prace domowe robię sama, ale wcale nie jestem przekonana, że jest to najlepsze rozwiązanie. I być może, jak już wrócę do życia zawodowego, to jednak będę musiała kupować wiele usług, które w tej chwili spadają na moją głowę. Choć pewnie zrobię to niechętnie, bo niezależność i samodzielność (chociaż częściowa) mi się podoba, nawet jak na liczne obowiązki czasem narzekam.
    Mam wrażenie, Wolny, że jak zaczynałam czytać Twojego bloga jakiś czas temu, to Tobie było bliżej do minimalizmu niż mi. Teraz chyba sytuacja trochę się odwraca 😉

  9. Roman Odpowiedz

    Z perspektywy dziesiecioleci stwierdzam, e czas spędzony w gronie rodzinnym na pracach domowych i okołodomowych był najlepiej spędzonym czasem…
    Rodzinne podróżowanie, świetowanie, spędzanie czasu wolnego też było fajne, ale wspólna praca z ojcem w warsztacie lub gotowanie z matką przebijały wszystko…
    A lie wówczas „przepękało” rozmów o życiu, powstawało planów, pojawiało się pomysłów…
    Nie brakowało mi obecności rodziców…
    I to nie dlatego, że wówczas „żyło się wolniej i pracowało mniej” (choć pewnie również), tylko dlatego, że byłem z rodzicami nie tylko w czasie wolnym, ale wchodziłem w świat ich pracy, uczestniczyłem w ich dorosłym życiu…
    Tak sobie myślę, że pewnie wiele z rzeczy, które wykonuję sam, mógłbym zlecać „na zewnątrz”: Było by zapewne, i szybciej, i taniej, i… nudniej 🙂
    Płacić komuś za okrojenie mojego własnego zycia rodzinnego do „czasu wolnego”?
    Nie, to chyba nie dla mnie 🙂

  10. Marcin Mniej Odpowiedz

    Z moich obserwacji wynika, ze wiekszosc ludzi i tak nie ma co robic z wolnym czasem.

    W Anglii centra handlowe sa pelne ludzi, i wszyscy wygladaja na znudzonych jak mopsy.

    A co do przyszlosci, to jest swietny fragment w filmie Wall-E:

    http://youtu.be/h1BQPV-iCkU

    Na razie to science fiction, ale duzo nam nie brakuje…

    Sam zmienilem kariere w korpo na prace w nowoczesnej fabryce w UK i nie zaluje. Zamiast zostawania wieczorami – zeglowanie. Fajnie.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Obejrzałem to, co podlinkowałeś… jednocześnie piękne i przerażające. Fajnie, że takie sceny docierają do szerszej publiczności – chociaż pewnie zdecydowana większość traktuje je jako dobry żart, a nie ostrzeżenie.
      PS Zerknąłem na Twojego bloga: trzymam kciuki za sukces i realizację planów (nawet, jeśli jeszcze do końca nie zdefiniowanych).
      Pozdrawiam.

  11. Calipso Odpowiedz

    Czytam sobie twój wpis i komentarze pod spodem, wiele z nich bardzo trafnych jak ten na co wykorzystujemy czas uzyskany ze zlecania prac innym i wydaje mi się, że jakoś tak niepostrzeżenie umknął nam drobny fakt. Osoby które tu zaglądają jak i się wypowiadają w tym ty Wolny są w na tyle dobrej sytuacji gdzie takie rozważania filozoficzno-moralno-lifestyleowe w ogóle są możliwe.

    Jeśli wierzyć statystykom to całkiem spora cześć polaków takie rozważania skwitowała by: „W dupach wam się poprzewracało…”

    Temat zlecania prac i własnego wolnego czasu a także kosztu tego czasu jest fajny. Ale cofnijmy się o krok i zobaczmy jak mamy dobrze i dziękujmy (sobie, Bogu, szczęściu czy komu tam chcemy), że mamy w ogóle możliwość by takie dywagacje prowadzić. Wracając do tabeli u góry wpisu to jak się zastanowić to właśnie dwa pierwsze punkty gdy się jest na pewnym poziomie (świadomie czy nie) stają się najważniejsze.

    Otaczamy się ludźmi o podobnym poziomie (intelektualnym, społecznym itd) i w pewnym momencie przestajemy dostrzegać pewne aspekty czy problemy bo nasze środowisko takich nie ma i dochodzi do takich w sumie zabawnym absurdów jak napisał Wolny w komentarzu. Cieszyło go machanie przez parę godzin łopatą bo się natyrał i widział efekt (dziura czy co tam było). Jeszcze 20 lat temu każdy co jakiś czas machał łopatą i była to normalna czynność, teraz spora część miastowych to łopaty od lat nie widziała. Tak nawiasem zapytam Wolny czy masz w znajomych ( takich z którymi utrzymujesz kontakt) takich co żyją z „kopania rowów” i czy mają podobne poglądy na zlecanie prac jak czytelnicy bloga.

    Tak sobie myślę, że w nieświadomości jak nam dobrze chodzimy ze skwaszonymi minami zamiast wstawać codziennie z bananem na twarzy. Zapominamy, że życie jest dla nas tak łaskawe, że naszym problemem nie jest co do gara włożyć ale czy zlecić komuś robotę czy pobawić się z tym samemu.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Bo to i blog dla pięknych, młodych i bogatych, jak to ktoś tutaj raczył stwierdzić 😉
      Nie – nie mam znajomych kopiących rowy – jak sam stwierdzileś, zwykle obracamy się wśród podobnych do nas (jeśli chodzi o poziom materialny czy wykształcenie). Mam jednak sporo obserwacji z różnych stron i dzięki temu wiem, jak mam dobrze. Wiem też, że mnóstwo ludzi (w tym czytelnicy tego bloga) też żyje jak pączuszki w maśle, lecz to nie przeszkadza im narzekać i żyć na skraju bankructwa (czasami przy okazji opływając w bogactwa). Pozdrawiam i dziękuję za przypomnienie mi i innym, jak cudownie wygodne i bezproblemowe życie mamy 😉

      • Calipso Odpowiedz

        Proszę bardzo:) Przyznam, że sam jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że mam dobrze. Przez co autentycznie wstaje rano z bananem na twarzy. Mimo że dzieciaki potrafią zamęczyć, w pracy z dnia na dzień tysiąc problemów to wiem, że mogę być z życia zadowolony.

        Też zauważyłem, że narzekanie to nasze narodowe hobby. Jak by dobrze nie było to zawsze na coś można ponarzekać.

        Widzisz, ja mam kumpli którym z edukacją było nie po drodze. Może to nie reprezentatywne ale oni na serio mają inne problemy. Nie są ani głupsi ani gorsi ale ich życie kręci się w okół innych priorytetów. Mimo, że teraz paroma telefonami zarabiam roczną pensję żony to pamiętam jak zasuwałem przy zbiorze ogórków zgięty w pół po 3 złote za godzinę. Dlatego czasem warto cofnąć się o krok i spojrzeć na siebie z dalszej perspektywy.

    • Andrzej Leszno Wlp. Odpowiedz

      W sumie tak ale jest pewna prawidłowość bywa dość często że ludzie co teoretycznie są dobrze sytuowani mają często problemy psychiczne depresję i inne niefajne rzeczy .A już bardzo często są średnio zadowoleni z życia .A z drugiej strony często prości ludzie co zarabiają na miesiąc tyle co wielu użytkowników tego bloga w kilka dni są zadowoleni z życia.Trzeba to jakoś wypośrodkować praca lub firma jest bardzo ważna ale niemożna zapominać o innych aspektach życia i stale się rozwijać bo przeciętny xiński kończy szkołę lub coraz częściej studia i później już się niczego nowego specjalnie nie uczy .

  12. Zbigniew Odpowiedz

    Niestety ale wielu z nas poświęca wiele czasu na pracę. Sam widzę to po sobie.Obecnie prowadzę firmę i mam coraz mniej czasu dla rodziny oraz znajomych. Otoczenie również.
    Pamiętam życie na studiach. O wiele częściej spotykało się w gronie znajomych, miało sie czas na współne wyjścia , odwiedziny. Obecnie każdy zajęty jest sobą, swoim życiem. Tracimy jednocześnie to co jest najważniejsze. Kontakty międzyludzkie, które są ważniejsze niż pieniądze. Pieniądze szczęścia nie dają. Jest to znana prawda.

    Sam jednak staram się nie narzekać. Od jakiegoś czasu skuteczniej gospodaruję czasem wolnym. Jest to moje postanowienie noworoczne.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja sam widzę, jak czas przecieka przez palce. Wpisy na blogu pojawiają się znacznie rzadziej niż wcześniej i niby bezpośrednią przyczyną są dzieci… ale zdaję sobie sprawę, że to tylko wymówka. Gdybym naprawdę chciał, mógłbym skasować całkiem sporo bezproduktywnych pożeraczy czasu. Tyle, że i one są czasami potrzebne, prawda? Ehhh – kolejny niebanalny temat 🙂

  13. Magda Odpowiedz

    Prace, których nie zlecam i dzięki czemu pewnie całkiem sporo oszczędzam: przygotowywanie posiłków do pracy dla 2 osób, strzyżenie męskie i damskie (ja męża, mąż mnie 🙂 ), zabiegi kosmetyczne: manicure, pedicure, depilacja woskiem, mycie samochodu. Nie wspominając o oczywistym sprzątaniu, robieniu zakupów, rozliczaniu podatków itd. Dla mnie to normalne, ale rzeczywiście szczególnie usługi fryzjerskie „we własnym zakresie” budzą sporo sensacji wśród znajomych 🙂 Szczególnie, że nawet roczne-dwuletnie dzieci prowadzane są do profesjonalnych salonów na „strzyżenie”.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To strzyżenie brzmi ciekawie: w szczególności to, że mąż strzyże Ciebie, ciekawy jestem efektów 🙂 Ja u fryzjera nie byłem już z 15 lat, ale lepsza połówka od czasu do czasu (raz na 3-4 miesiące) zaszaleje i wyda 150 zł. Dzieci na razie nie wiedzą co to fryzjer i na początku raczej żona wejdzie w tą rolę. Podejrzewam jednak, że w przyszłości jeszcze poczuję wydatki na fryzjera dla moich trzech blond główek 😉

  14. matimateo89 Odpowiedz

    Od kiedy urodziło Ci się drugie dziecko, wpisy pojawiają się znacznie rzadziej. Widać na tym przykładzie, jak bardzo posiadanie potomstwa drenuje rodziców z wolnego czasu. Jeśli ktoś to lubi to w porządku, ale akurat dla mnie jest to kolejny sygnał, żeby z dziećmi dać sobie spokój 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Przyznaję: dwójka maluchów wyzerowała mój czas wolny, a dodatkowo sprawiła, że pojawiło się trochę napięć i poczucie wyeksploatowania, a nawet bezsilności od czasu do czasu. To jednak jedna strona medalu; a nawet: jedna z wad posiadania potomstwa, którą zauważyłeś. Nie widzisz za to wielu innych wad i zalet (które – moim skromnym zdaniem – rekompensują niedogodności). Co więcej – jak to ktoś fajnie zauważył, dzieci to pewien etap, który dodatkowo można podzielić na wiele mniejszych. Nasza 2-latka daje nam całe wiadra radości – wspaniały wiek! 3-miesięczna Hania za to zaczyna być coraz bardziej komunikatywna i zaczynamy już widzieć, że jeszcze chwilę i będzie z górki. Dzieci są cudowne, a że okresowo pochłaniają nawet 110% czasu rodziców – no cóż, tak to już jest.
      Pozdrawiam i powtarzam: szanuję Twoją decyzję, chociaż jednocześnie podskórnie czuję, że kiedyś będziesz gotowy na potomstwo i na Ciebie też przyjdzie czas 😉

      • matimateo89 Odpowiedz

        No tak, właśnie dlatego napisałem że „jeśli ktoś to lubi to w porządku”. Podobnie jest z innymi rzeczami. Weźmy na przykład takie wędkowanie. Całymi godzinami siedzi się w ciszy i gapi na spławik. Dla jednych jest to doskonała forma relaksu, a ja umarłbym z nudów, bo potrzebuję ciągłych bodźców, moja uwaga musi być czymś zajęta.
        Dzieci bardzo absorbują czasowo, ale jeśli pozytywy rekompensują te niedogodności, to wszystko gra 😉
        Nie zarzekam się że „nigdy przenigdy” nie będę miał dzieci, bo każdy się zmienia, a razem z nami również nasze poglądy. Na chwilę obecną scenariusz z dziećmi wydaje mi się być mało prawdopodobny (przede wszystkim dlatego że dzieci mocno zredukowałyby moje szanse na wolność finansową…), ale kto wie? 🙂

  15. rzuler Odpowiedz

    Najgorzej jest z rzeczami, na których człowiek się nie zna, bo chętnie by je komuś zlecił, ale z drugiej strony łatwo wtedy o to żeby ktoś nas przyciął w ch…. Masa ludzi niestety jest nieuczciwa i tylko żeruje na tym jak wykorzystać czyjąś niewiedzę w dziedzinie którą się zajmują. Przez to mam spore opory przed zlecaniem czegokolwiek komukolwiek. Niestety czasami inaczej się nie da, bo na wszystkim się znać nie mozna, ale w każdym razie nawet jak coś zlecam to staram się w miarę możliwości rozeznać w temacie i w ogóle mto chyba ciężki ze mnie klient. Trudno 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Słuszne podejście – czasami wystarczy kilka godzin żeby wiedzieć, o czym mówi druga strona, a nawiązanie choć trochę merytorycznej dyskusji (zamiast potakiwania głową: „taaaak, rozumiem”) może ochłodzić zapał do maksymalnego golenia nas z kasy. Ja jednak wolę pójść o krok dalej: o ile nie chodzi o coś, do ogarnięcia czego potrzeba lat doświadczenia (a stosunkowo rzadko korzystamy z tak zaawansowanych usług), wolę zainwestować swój czas i zwyczajnie nauczyć się czegoś na wystarczającym poziomie, żeby poradzić sobie samemu. Oczywiście praktyka czyni mistrza, ale przeważnie wystarczy podstawowa wiedza, trochę „pomyślunku” i kilkukrotnie więcej czasu, niż poświęciłby fachowiec.

      • rzuler Odpowiedz

        Mnie to jednak strasznie wkurza – jak się nie znasz na samochodach to sprzedadzą Ci jakiś rdzewiejący powypadkowy złom z cofanym licznikiem. Albo mechanik wymieni Ci sprawne części na nowe… tfu, zapłacisz za nowe, a wsadzi używki z odzysku, albo w ogóle nic nie wymieni. jak się nie znasz na komputerach to Cię skasują za nie wiadomo co, a nacisną 2 przyciski. Jak się nie znasz na budowaniu i zlecisz 'pod klucz’ to naciągną Cię nawet na 2x tyle kasy licząc materiały podwójnie, czy mieszając w roboczogodzinach. Wszędzie tylko polują na Twoją niewiedzę, na chwilę nieuwagi, wszystko kręci się dookoła nie tego jak uczciwie zarobić, ale jak komuś wcisnąć g… w złotym papierku. mentalność z poprzedniej epoki. Niektórzy chociaż potrafią nieco zmienić podejście jak im mówisz, że sorry jesteś prywaciarzem, to nie przetarg publiczny, wydajesz swoje pieniądze… i nagle się potrafi okazać, ze coś kosztuje kilkukrotnie mniej. Śmieszne, nie? W mniejszej skali to samo. Montowałem monitoring do firmy to zapłaciłem grube tysiaki, jakiś czas później postanowiłem sam sie z tym pobawić u siebie w domu… i okazało się, że to co mam w firmie to jest ostatni szajs nie wary 10% tego co za to zapłaciłem. Pozostało zrobić i w firmie samemu. I tak jest ze wszystkim od pieczenia je…. chleba po montaż bramy garażowej, Wszędzie bylejakość, wszędzie tylko ludzie kombinują jak z Ciebie zrobić jelenia -.- naprawdę uczciwi ludzie, którzy nie nadużyją tego, ze wiedzą coś o czym Ty nie wiesz to skarb. Jakiś czas temu gość chciał mi sprzedać używaną drukarkę… jak sie potem okazało z cofanym licznikiem… myślałem, że padnę. jakim trzeba być zerem żeby robić ludzi w ch. cofając liczniki w drukarkach… 😀

        • Roman Odpowiedz

          Nie, nie wszędzie bylejakość i próba „wydojenia frajera”…
          Znalezienie uczciwego fachwca jest możliwe zawsze, choć czasami bardzo czasochłonne…
          Przynajmniej takie jest moje doświadczenie.

          • rzuler

            Oczywiście, że jest możliwe. Jednak jeśli samemu nie jest się w danej dziedzinie fachowcem i nie zna się kogoś zaufanego kto jest to często ciężko jest to zweryfikować. Oczywiście jakoś sobie trzeba w tej rzeczywistości radzić. Jednak o ile przyjemniej by było gdyby ludzie byli wzgledem siebie zwyczajnie fair 🙂 I to na wszystkich poziomach zaczynajac od bezdomnego, któremu płacisz za wykopanie korzenia, a ten go zakopuje jak nikt nie patrzy, kończac ma państwie i urzędnikach łupiących obywateli na każdym kroku.

        • czas Odpowiedz

          @rzuler „Jakiś czas temu gość chciał mi sprzedać używaną drukarkę… jak sie potem okazało z cofanym licznikiem… ”

          A jak się okazało…?
          Mam obawy, że na drukarkach też się nie znasz, bo wymiana płyty z CPU „pamiętającym” stan licznika jest po prostu … nieopłacalna 🙂

        • czas Odpowiedz

          @ rzuler ” mentalność z poprzedniej epoki”

          Z jakiej poprzedniej? Absolutnie się nie zgodzę! Znowu najprościej zwalić WSZYSTKO na „komunę”… a to ten niespotykany nigdzie indziej w świecie szlif mentalny, który powoduje, że „nikt polaka tak nie wydyma, jak drugi polak” (koniec cytatu). Zatem to jeno zapis w naszym polskim DNA a nie żadna poprzednia epoka 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      A czy nie lepiej brzmi coś w ten deseń: pieniądze szczęścia nie dają, ale nie przeszkadzają w jego osiągnięciu? Uważam, że pieniądze mogę być Twoją przeszkodą lub sojusznikiem w osiągnięciu szczęścia. A że ten sojusznik lub przeciwnik jest potężny, wolę go mieć po swojej stronie – wtedy już bardzo łatwo wydać rozkaz „nie przeszkadzaj”. Tylko tyle i aż tyle 🙂

      • Newbie Odpowiedz

        W samej Polsce żyją miliony ludzi, którym nic nie dałoby więcej szczęścia, niż poprostu dużo kasy. Włącznie z ludźmi chorymi, którym duża gotówka umożliwiłaby rozpoczęcie/przyspieszenie leczenia. W wielu przypadkach można kupić zdrowie/życie. Nie brzmi to słodko ale tak jest. Jest niewiele sytuacji, w których pieniądz byłby bezradny. Kasa ułatwia wszystko, otwiera drzwi, realizuje marzenia itd.
        A jeśli kasa komuś coś utrudnia to problemem jest on sam, a nie pięniądz. Są ludzie, którzy nie potrafią używać np. alkoholu oraz tacy, u których dotyczy to pieniędzy. Pieniądze są niewinne i każdy powinien indywidualnie zdecydować jak bardzo chce się poświęcić dla ich zdobywania. Tak to widzę z mojej obecnej perspektywy…

        • Roman Odpowiedz

          „Kasa UŁATWIA wszystko” jak napisałeś.
          Nie jest to jednoznaczne z tym ,ze ZAŁATWIA wszystko nawet pośród rzeczy możliwych do ZAŁATWIENIA dzięki kasie…
          Kasa może również UTRUDNIĆ wszystko…

          Bo to wbrew pozorom tylko narzędzie, a nie jak zwykliśmy uważać BÓG (dla niektórych) lub SŁUŻACY (dla innych).

          To tylko narzędzie i będzie wykorzystane jedynie na miarę naszych „talentów”.

          • Newbie

            To, że kasa nie załatwi wszystkiego to oczywiste. Pieniądze są przede wszystkim celem, a w drugiej kolejności narzędziem.
            Co kasa może utrudnić człowiekowi z głową na karku?

  16. Łukasz Odpowiedz

    Niby najwazniejsza jest rodzina oraz zdrowie a pracujemy coraz więcej. Dotyczy to szczególnie populacji młodych ludzi w wiekszych miastach.
    Poprzez pracę ponad siły niszczymy zdrowie. A potem zarobione pieniądze przeznaczamy na leczenie. Błędne koło.

  17. czas Odpowiedz

    To uczciwe życia dla bez mała 30% respondentów (w kraju, w którym c.a. 9 na 10 uważa się za katolików), to nawet by się zgadzało.

    Wystarczy na kilka minut zostawić rower pod marketem. Bez nadzoru.

  18. Krystian Kowalczyk Odpowiedz

    Mnie zaskakuje, że z czasem ważniejszy jest dla ludzi szacunek innych ludzi i uczciwe życie 🙂 Z tym uczciwym życiem może oznacza to, że ludzie w Polsce przestają kombinować, to się chwali 😉 Jednak z szacunkiem obawiam się, że ludzie coraz bardziej mają parcie na to, żeby wyglądać lepiej w oczach innych ludzi, zamiast samemu być z siebie w pełni zadowolonym.

  19. Ewa Odpowiedz

    Czesc 🙂 Chcę Ci cos powiedziec i proszę, wez to sobie do serca 🙂 Zawodowo zajmuje się pisaniem tekstow, moje imię znajdziesz w polu „nick”, to tyle z przedstawiania się 🙂 Czesto w swojej pracy podzlecam pisanie innym, taka firma 🙂 Szczerze Ci powiem, ze naprawdę swietnie piszesz, jak na mój gust mozesz zaczac robic to zawodowo 🙂

  20. Inżynierx Odpowiedz

    Zastanowilbym się czy:

    a.) Pewne deklaracje nie wynikają z presji i norm społecznych.

    b.) Czy, być może, chcemy zupełnie coś innego niż to w jakim kierunku poszło nasze życie, bo słuchałaś/sluchales Pani ekspert z telewizji, swoich pociotków i znajomych?

    c.) Czy wynik tego nie odzwierciedla naszych potrzeb? A może jest fałszywy?

  21. Małgorzata Odpowiedz

    Zastanawiam się tylko dlaczego tylko 1 % deklaruje dobrobyt i bogacenie się i czy- jak wynika z tego badania – pieniądze to nadal dla nas temat tabu?

  22. Dorota Odpowiedz

    Mysle, ze ten cytat pasuje do tego wpisu:
    „Sa w zyciu rzeczy ktore oplaca sie zrobic ale nie warto ich robic, sa tez takie ktorych nie oplaca sie robic ale i tak zrobic je warto” 🙂

  23. Elzbieta Odpowiedz

    Wolnosc jest tylko wtedy gdy nie musimy uzalezniac sie od innych. 1 sierpnia bylam zaproszona na wesele w innym miescie. Gospodarze umowili fryzjerke. Wielokrotnie upewnialam sie, ze fryzjerka nie zawiedzie. Fryzjerka odwolala w ostatniej chwili. Bylam zmuszona sama obciac/wymodelowac wlosy nad hotelowym sedesem i uczesac sie w „prowizorycznych warunkach” w hotelowym lusterku. Niestety na tym weselu bylam jedna z osob „na widoku”, wmieszanie sie w tlum nie wchodzilo w rachube. Moglam liczyc tylko na siebie. I co z tego, ze mialam pieniadze na to, zeby zaplacic komus innemu?

  24. AniaG Odpowiedz

    Ja uważam, że każda refleksja jest dobra i warto czasem się zatrzymać na chwilkę. Ogólnie jestem za zlecaniem różnych niepotrzebnych czy regularnych czynności właśnie, aby zyskać czas na rzeczy dla mnie ważne. Czemu mam spędzić 1,5 h w sklepie spozywczym kiedy mogę to zamówić w 20 min online? Dlaczego mam sprzątać cały weekend, kiedy w Anglii jest normalne, że zapłacę Pani sprzątającej i mam cały ten czas dla siebie…Aczkolwiek pewnie przegięcie w każdą stronę dobre nie jest.

  25. Natalia Odpowiedz

    Ciekawe czy te odpowiedzi były na zasadzie 'faktycznie tak myślę’, czy 'wypada mi tak myśleć’. A Wy co o tym myślicie? 😉

  26. Krystian Odpowiedz

    Niektorzy fizole tez maja marzenia i mozgi wydarte z windy donikad i chca isc po schodach na szczyt 😉

  27. Sebaaa Odpowiedz

    Ostatnio oglądałem wykład, nie pamiętam już dokładnie o kim była mowa ale spotkało się zdaje coś około 70 roku 5 najbogatszych ludzi świata i wszyscy skończyli tak:
    – jeden zbankrutował
    – drugi siedział w więzieniu
    – trzeci popełnił samobójstwo
    – czwarty umarł w samotności
    – a piątego już nie pamiętam ale też skończył nieciekawie

    Posiadanie giganstus fortuny nie za bardzo ludziom wychodzi.

  28. Pingback: Po co mi to wszystko? - Primo CappuccinoPrimo Cappuccino - Blog o Włoszech, slow life i dobrej kawie.

  29. Aga Odpowiedz

    Widzę, że temat wzbudza wiele kontrowersji. Ja tez chciałabym kupowac sobie czas. za duzo rzeczy robię sama, tych ktorych nie lubie i mnie nie rozwijają.

  30. Pingback: Po co mi to wszystko? - Primo CappuccinoPrimo Cappuccino - Blog pilota wycieczek: o Włoszech, Slow Life i dobrej kawie.

  31. Elve Odpowiedz

    Wartości rodzinne u Polaków są na czele podobnych zestawień spójnie i niezmiennie od wielu lat. To są również deklaracje, które, odnoszę wrażenie, trafiły do badań przez słabą metodologię. Jeśli rozdasz arkusze tysiącom ludzi i zapytasz, to wiele z odpowiedzi może być „z automatu”.
    to wywiady pogłębione powinny lepiej ujawniać, czym kierują się ludzie i jakie jest ich rozumienie poszczególnych wartości. Ogólnie nigdy nie przepadałem za prorodzinnym w deklaracjach klimatem Polski, bo towarzyszą mu określone wyobrażenia, z którymi się nie zgadzałem.

    Krótko mówiąc – jakby zastosować inną metodę badawczą, to sam byłbym ciekaw wyników i jestem przygotowany na to, że byłyby one różne od tego, co przedstawiono powyżej. Dodatkowo, nie zdziwiłbym się, gdyby ludzie w Polsce często pragnęli pracować mniej lub w lepszych warunkach. W tym kontekście Twój wpis jest ważny, bo wydaje mi sie, że odpowiada na pewne często niewyrażane pragnienie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *