Trudna sztuka wyboru

Teoretycy z dziedziny ekonomii twierdzą, ze wybór to zawsze dobra rzecz. Doskonale wiedzą o tym Ci, którzy na własnej skórze doświadczyli pustych, sklepowych półek i z zazdrością patrzyli na przywożone przez szczęśliwców produkty zza granicy. Wybór to rosnąca konkurencyjność, większa dbałość o klienta, lepsza jakość produktów… i wiele więcej – w końcu wybór to niemal… wolność.

Grey arrow

Jest to prawda tak długo, jak długo nie musimy wprowadzić tej teorii w życie – sam przekonuję się o tym za każdym razem, kiedy wchodzę do sklepu (choćby i internetowego). Każdorazowo muszę dokonać wyboru jednego z tysięcy dostępnych produktów, czego konsekwencją jest cała gama emocji (zarówno pozytywnych, jak i negatywnych), które są tym silniejsze, im poważniejszego tematu dotyczą. Pomyśl o zmianie miejsca zamieszkania czy pracy – to każdorazowo ogromna dawka stresu, wątpliwości i niepewności. Jakkolwiek kupno kilograma ziemniaków czy pietruszki nie wzbudza takich emocji, to jest to tylko kwestia skali – żaden wybór nie jest dla nas obojętny i – jak się okazuje – nadmiar opcji może być wręcz szkodliwy! Na czym dokładnie polega paradoks wyboru? Sam określiłbym go klęską urodzaju, przekleństwem dobrobytu lub – nieco zwyczajniej – bólem głowy związanym z realizacją potrzeb i zachcianek.

Kiedyś nie kupowało się gumy do żucia; szło się do sklepu po „Donalda” lub „Turbo”, a synonimem słowa dezodorant był jedyny wówczas słuszny wybór: „Old Spice”.  Te czasy dawno minęły: olbrzymia konkurencja i różnorodność sprawiają, że z przymrużeniem oka patrzymy na reklamy, próbujące nam wmówić, że oryginał jest tylko jeden (żeby daleko nie szukać: jeden z niemieckich producentów przekonuje, że jego wozidła to po prostu „das auto”). Zamiast tego, dzisiaj kupując jakikolwiek produkt – począwszy od papieru toaletowego, po nowy telewizor, stajemy przed sporym problemem, a przynajmniej: dylematem. Nikt z nas nie stoi godzinami przed półką z papierem, ale wybór telewizora, auta czy mieszkania jest już zdecydowanie mniej oczywisty. Wydaje mi się, że kluczem jest regularność: im częściej kupujemy dany towar i im jest on tańszy (bardziej dostępny), tym łatwiej przychodzi nam dokonanie wyboru. W końcu byle jaki smak dobrze wyglądającego chleba jest mniej bolesny niż oddanie rocznych zarobków w zamian za awaryjne i nieodpowiednie dla nas auto, o którym będą nam przypominały późniejsze, co miesięczne raty. Innymi słowy: im mniejsza strata, tym mniej dotkliwa pomyłka. W przypadku codziennych zakupów łatwiej nam dojść do satysfakcjonującego nas kompromisu pomiędzy ceną a jakością czy modą a praktycznością.

Zauważ, że o kompromis tym łatwiej, im mniejszy jest wybór. „Kupiłem niedobry jogurt, ale nie było innego” – ile razy złapaliście się na takim tłumaczeniu własnej pomyłki? Ja mnóstwo, ale do tej pory nie wiedziałem, że to klasyczne przerzucanie odpowiedzialności na kogoś innego; swoiste oczyszczenie z zarzutów siebie samego. To przecież zadanie piekarza, żeby odpowiednio upiec chleb; lekarza, żeby przepisać odpowiednie leki; bankiera, żeby odpowiednio zainwestować nasze środki. Dzisiaj to przestało być prawdziwe: to Ty jesteś winien, że wszedłeś do słabej piekarni, wybrałeś nieodpowiedniego lekarza lub leczyłeś się przez Internet, powierzyłeś pieniądze w ręce naciągacza. Innymi słowy: ciężar odpowiedzialności został przesunięty z eksperta (piekarz, lekarz, bankier) na laika (Ty i ja) – i między innymi dlatego staram się nie sprzedawać zbyt dużej porcji swojego życia innym.

Jeśli nie chcemy wejść w buty ekspertów, pozostaje tłumaczenie: „To przecież wina tego niedobrego sklepikarza, który sprzedał nam wczorajszą drożdżówkę”. Wyrzucamy sobie, że nie poszliśmy do marketu, gdzie wybieralibyśmy spośród 20 niemal identycznych produktów, które moglibyśmy na dodatek powąchać i pomacać. Niestety, i tutaj napotykamy na trudności. Każdy towar wrzucany do koszyka to dalece bardziej skomplikowany wybór, niż w osiedlowym sklepie. Firma, skład, opakowanie, cena, smak – to wszystko i wiele więcej musimy ocenić i porównać w odniesieniu do różnych produktów jednocześnie! Toż to prawdziwe wyzwanie – zwłaszcza dla jednowątkowych facetów ;). Pół biedy, jeśli zakupy robimy na co dzień i przywiązaliśmy się do produktów, które wybraliśmy metodą prób i błędów. Jeszcze lepiej, jeśli wybór jest ograniczony – dlatego właśnie wolę zakupy w dyskontach niż w wielkich marketach. Od jakiegoś czasu cena zaczyna odgrywać coraz mniejszą rolę i nie jest głównym kryterium wyboru. Coraz ważniejszy staje się wybór produktów: ograniczony, ale w zupełności wystarczający do podjęcia decyzji, z której będę zadowolony. Bo i łatwiej być zadowolonym, jeśli człowiek nie musi się za długo drapać po głowie 😉

paradoks_wyboru_2

Zwróć uwagę, jakie figle płata Ci umysł, kiedy stanie naprzeciw problemowi zbyt dużego wyboru. Przede wszystkim, następuje niesamowita eskalacja oczekiwań – dzisiaj już nie chcemy auta, które przewiezie nas z punktu A do B. Chcemy wygody jak w salonie, osiągów jak w bolidzie, bezpieczeństwa jak w szpitalnej sali wyłożonej poduchami i prestiżu, jak w eleganckiej restauracji. Nie ma co się oszukiwać – nawet mając przed sobą sto modeli aut, nie ma tego jednego, idealnego; zamiast tego, każdy jest zlepkiem zalet i wad. Wybór pomiędzy czarnym a białym nie istnieje (to jeszcze jedna ważna prawda, którą nauczyło mnie życie). W konsekwencji, Twój umysł z wysiłkiem ograniczy liczbę produktów do dwóch – trzech, z których z największym wysiłkiem wybierzesz ten jeden, jedyny. Po czym… niemal natychmiast pożałujesz wyboru. A przynajmniej zaczniesz się zastanawiać „a może tamto byłoby lepsze?”. Na długo po wyjściu ze sklepu będziesz pamiętał łamigłówkę, której być może wcale nie rozwiązałeś tak, jak należy. A to dlatego, że „jak należy” wcale nie istnieje – z czym zazwyczaj bardzo ciężko nam się pogodzić . To przecież absurd, żebyśmy czuli się gorzej przez to, że wszystko staje się coraz lepsze.

Kolejnym groźnym efektem nadmiernego wyboru jest stopniowo rosnący stres, a nawet poczucie winy, o ile zakup nie będzie satysfakcjonujący. Kiedyś winny był „system”, ewentualnie sprzedawca – w końcu kupując dżinsy miałeś do wyboru jeden krój, markę i kolor, a zmienną był jedynie rozmiar. Dzisiaj układ równań mocno się skomplikował, a za jego błędne rozwiązanie odpowiedzialny stałeś się Ty sam! Przecież: jak można było źle wybrać, skoro tyle produktów starało się dopasować do Twoich oczekiwań!

Podsumowując, życie to kwestia wyborów. Jak na złość, zbyt dużo możliwości oddala nas od wolności i sprawia, że stoimy sparaliżowani, nie potrafiąc się zdecydować. Odkładamy pewne decyzje na wieki lub wcale ich nie podejmujemy (wtedy często decyzje podejmują się same…). Zauważ, że świat pozwala nam na niesamowicie wiele i na dobrą sprawę młody człowiek może zrobić ze swoim życiem niemal wszystko. A mimo to tylko nieliczni potrafią wyrwać się z utartego schematu; bezpiecznej, przetartej przez miliardy ścieżki; strefy komfortu. Dobrze jest mieć pewne ograniczenia – cała sztuka w tym, żeby one istniały, ale nie było ich zbyt dużo; żeby były nałożone przez nas samych, a nie tylko przez otaczający nas świat; żeby dawały wyzwolenie, a nie paraliżowały. Każdy potrzebuje swojego akwarium , które go ograniczy i zapewni poczucie bezpieczeństwa – kwestia, żeby akwarium nie było zbyt ciasne, bo wtedy zaczyna brakować powietrza. Innymi słowy: wybór JEST lepszy od braku wyboru, ale więcej wyboru wcale nie jest tak dobre, jak to nam się wydaje.

Nie sposób nie zgodzić się z Barry’m Schwartzem – autorem podcastu, który zainspirował mnie do tego wpisu, a który powiedział: sekretem do szczęścia są niskie wymagania. I mimo, że sala słuchaczy wybuchła wtedy śmiechem, ja nie widzę w tym nic zabawnego; wręcz przeciwnie – uważam, że to jedno z mądrzejszych stwierdzeń, jakie słyszałem od dłuższego czasu. Jeśli więc nie chcesz być stale zajęty szukaniem nowego i lepszego, na co przecież zasługujesz, a jednocześnie zawiedziony, że nie możesz tego znaleźć, wystarczy nieco obniżyć swoje oczekiwania – czy to nie piękne w swojej prostocie?

PS Wierz lub nie, ale od kiedy mam świadomość istnienia paradoksu wyboru widzę, że sam go regularnie doświadczam. Ostatnio uderzyło mnie to w… lodziarni, gdzie wybrałem się z naszą Mają. Zauważyłem jednocześnie, że Jej paradoks wyboru nie dotyczy – w końcu to oczywiste, że najlepsze są lody… różowe. Ba – nie tylko lody; wszystko, co różowe jest lepsze w mniemaniu naszej 2-latki 🙂 Efekt? Satysfakcja gwarantowana, niezależnie od asortymentu i dokonanego wyboru. Za to ja – świadomy konsument, nie raz i nie dwa głowiłem się stojąc przed dziesiątkami kuwet z mrożonym niebem w gębie, a później żałowałem, eksperymentując ze słonym karmelem czy czekoladą z chilli, myśląc jednocześnie „czemu nie wybrałem tego, co dobrze mi znane i lubiane?”. Może więc paradoks wyboru wynika po prostu z nadmiernego komplikowania sobie życia przez dorosłych, a prosto patrzące na świat dzieci są na niego odporne? Hmmmm…

 

154 komentarze do “Trudna sztuka wyboru

  1. Adam Odpowiedz

    Tak sobie pomyślałem: słynny polski filozof T. Kotarbiński opracował kiedyś zasady właściwego, racjonalnego pracowania – tak aby wykonywana przez nas praca przynosiła jak najlepsze efekty przy możliwie jak najmniejszym wysiłku. Chodzi m. in. o dobrą organizację pracy. Rzecz opisał w dziele „Traktat o dobrej robocie”, a dziedzinę nazwał prakseologią.
    Przydałby się nam dzisiaj jakiś filozoficzny traktat o dobrym wyborze. Może zresztą i taki powstał? Nie wiem, nie siedzę aż tak mocno w filozofii. W każdym razie powyższe uwagi Wolnego (przy zachowaniu odpowiednich proporcji) uznać można za wielce ciekawe intelektualne i mające charakter przyczynkarski do poważniejszych przemyśleń i opracowań. Masz Wolny umysł lotny; powinieneś częściej filozofować. 🙂
    Natomiast zdanie, które Cię zachwyciło „sekretem do szczęścia są niskie wymagania” nie jest oczywiście oryginalną myślą jakiegoś tam Schwartza tylko ujętą w syntetycznych słowach myślą wielu filozofów.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Jak tu filozofować, jak dwie małe okoliczności przyrody nie sprzyjają wyciszeniu i angażują ponad miarę?

  2. Maga Odpowiedz

    Och, solony karmel to właśnie niebo w gębie 🙂
    Ale ja te lody robię sama.

    A w temacie – warto z góry założyć, szukając czegoś, że ideału się nie znajdzie.
    Pomaga ustalenie kilku kryteriów, które dany produkt absolutnie musi spełniać i z których za żadne skarby nie chcemy zrezygnować, byle nie było ich za dużo i przyjęcie, że resztę wymagań możemy odpuścić. Łatwiej się wtedy zdecydować.
    My tak zrobiliśmy szukając mieszkania: określiliśmy lokalizację i metraż, minimalną liczbę pokoi oraz to że mieszkanie musi mieć osobną kuchnię, nie aneks. Owszem, mieszkanie nie jest idealne i kilka rzeczy mogłoby być inaczej, ale założyliśmy, że jak będziemy szukać idealnego, to albo zbudujemy dom, albo będziemy szukać do śmierci.

    • Stefan Odpowiedz

      A tak zapytam poza temat.
      Dlaczego mieszkanie z osobną kuchnią ? Zawsze zastanawiam się nad opcja z osobną kuchnią i jako aneks. A dlaczego wy wybraliście osobną?

      • Maga Odpowiedz

        Bo ja dużo gotuję. Uważam, że aneks kuchenny to rozwiązanie dla ludzi, którzy w domu przygotowują tylko herbatę.
        Rozważałabym też kuchnię połączoną z salonem/jadalnią, ale jednak nie taki typowy aneks. Dla mnie to jak mieszkanie w kuchni.

        • Stefan Odpowiedz

          Żona bardzo dużo gotuje i nie ma problemu – potrzebny tylko dobry okap.
          A tak jak ja siedze w salonie to jesteśmy razem, a nie jest zamknięta w jakimś innym pomiesczeniu 🙂

          • Roman

            Osobna kuchnia -jak dla mnie – jest to potrzeba wynikająca z lenistwa 🙂
            Ewentualni goście nie mają wglądu (bezpośredniego) do kuchni i „picowanie na wysoki połysk” następuje wówczas kiedy ja tego potrzebuję, a nie na potrzeby „dobrego samopoczucia” gości 🙂
            Ale to tylko jeden z kilku powodów 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Dzisiaj osobna kuchnia jest na tyle rzadkim zjawiskiem w nowym budownictwie, że można się wręcz poczuć wyjątkowo posiadając takie pomieszczenie 😉

          • wolny Autor wpisu

            Czy przypadkiem „potrzeba wynikającą z lenistwa ” nie ma innej nazwy? Jak to było… zachcianka czy Jakoś tak 😉

          • Roman

            Zachcianka? Chyba nie, ale…
            Nie potrafię uzasadnicz dlaczego się w tej kwestii z Tobą nie zgadzam…

          • Weronika

            E tam, to wystarczy mieć wylane w opinię gości o moim bałaganie 😛

          • Roman

            Zgadzam się, ale jest i prostsze rozwiązanie – wystarczy nikogo nie zapraszać 🙂
            Wszelako jakiś minimalny oczekiwany poziom porządku powinien być zachowany, a przy otwartej kuchni ten poziom jest nie wiedzieć dlaczego wyższy 🙂

          • Maga

            Ja nie mam kuchni całkowicie zamkniętej – nie mam wstawionych drzwi, poza tym jest tak usytuowana, że nie czuję się samotna podczas gotowania, często z niej wychodzę.
            W poprzednim mieszkaniu miałam kuchnię częściowo otwartą, ale było to jednak osobne pomieszczenie, a nie salon w którym na jednaj ścianie mieści się kuchnia.

          • Roman

            U mnie podobnie…
            Kuchnia jest „otwarta” w ten sam sposób co u Ciebie z tym, że nie na pokój dzienny, a na korytarz.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          A czy przypadkiem to nie jest tak, że wszystko zależy od punktu spojrzenia, a także przyzwyczajeń? Mniej więcej połowę życia mieszkałem z oddzielną kuchnią, połowę z aneksem. Bardziej przemawia do mnie aneks i w takich właśnie warunkach gotujemy na co dzień od lat. Wszystko ma swoje wady i zalety, a im dłużej człowiek wybiera i porównuje, tym bardziej może później żałować 😉

      • rzuler Odpowiedz

        Mieszkałem i w mieszkaniach z aneksem, i w takich z osobną kuchnią. Aneks ma dla mnie sens i fajnie się z tego korzysta jeśli taki pokój jest z góry przeznaczony 'na straty’ jako wspólna przestrzeń wszystkich domowników. A na takie 'zmarnowanie’ i osobną 'sypialnię’ jednak nie mogłem sobie pozwolić biorąc pod uwagę, że priorytetem jeśli chodzi o wybór mieszkania była jednak lokalizacja w ścisłym centrum, a nie metraż i mnożenie pomieszczeń.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Tylko ciężej zaakceptować wady, jak się kupuje coś za kilkaset tysi, prawda? Chociaż kupno mieszkania, gdzie się niedługo wprowadzimy przyszło nam wyjątkowo łatwo. Sami do tej pory nie rozumiemy czemu 😉

      • Maga Odpowiedz

        Niby tak, chociaż ja mam taką konstrukcję, że nie koncentruję się na wadach, zwłaszcza jeśli nie mogę nic z nimi zrobić. Wybrałam jak umiałam najlepiej, a że nie idealnie, cóż, czasu nie cofnę. Zresztą, jak oglądam inne oferty w naszej okolicy, to jeśli nie zdecydowalibyśmy się na to mieszkanie,
        do tej pory mieszkalibyśmy w starym, bo nic ciekawszego nie ma.
        Zasadniczo jesteśmy zadowoleni, a powód do narzekania zawsze przecież można znaleźć, choćby się mieszkało w pałacu.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          „jak oglądam inne oferty w naszej okolicy” – to niestety kolejna pułapka, w którą często wpadamy, a której konsekwencją może być potwierdzenie podjętej decyzji lub właśnie to, o czym traktuje wpis: dojście do wniosku, że nie postąpiliśmy najlepiej jak mogliśmy i cały szereg negatywnych odczuć z tym związanych. Wiem, że przy życiowych decyzjach łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale polecam zakończyć poszukiwania na etapie podjęcia wyboru i podpisania umowy. Bo kiedyś trafi się coś lepszego, może tańszego i będzie wtedy klops 😉

          • Stefan

            Wybory, wybory i tak chodzi o kasę!
            Ja się jarałem, że kupiłem mieszkanie w fajnej okolicy za 300 000 za 68 m2. A znajomi do mnie, że w Legnicy za takie mieszkanie ale z rynku wtórnej dali 180 000 zł 🙂 I mnie zabiło to 🙁

          • Roman m

            Zgadzam się. Ja tak często mam z biletami lotniczymi. Zauważyłem ze po kupnie biletu nie warto później sprawdzac ceny. Bo nie dość że człowiek traci czas to jak znajdzie cos tańszego to się jeszcze denerwuje a i tak już nic nie zmieni.

  3. AgnieszkaK Odpowiedz

    Zdecydowanie się z Tobą zgadzam! Sama doświadczam podobnych dylematów, które sprawiają, że poważniejszy zakup zamiast być przyjemnością, staje się przykrym obowiązkiem. Na przykładzie butów: najłatwiej jest określić na początek porę roku, surowiec, kolor i kwotę, jaką mamy w budżecie. Co jednak ze starannością wykonania, szyciem, podeszwą, rodzajem gumy, gwarancją, opinią sklepu? Może lepiej zmienić widełki cenowe o 10-15% (najczęściej podnieść)? Może przejść się nie do dwóch, ale do dwunastu sklepów, by na pewno znaleźć odpowiednie buty? Może poczekać z tydzień, dwa aż będą w lepszej cenie? A może nie czekać, bo wykupią?
    To jest całkiem szalone 😉 Dlatego podobają mi się małe miasteczka, bo jednak wybór jest zdecydowanie mniejszy. Brzmię może niemodnie 😉 ale naprawdę wolałabym mieć dwa porządne sklepy z butami i dwa zakłady szewskie z prawdziwego zdarzenia zamiast stu iluś sklepów.

  4. malwyn Odpowiedz

    Też tak mawiałam…że gdybym była mniej ambitna byłabym szczęśliwsza… bo zawsze do szczęścia czy zadowolenia z siebie coś mi brakuje, a to niewystarczająco szczupła, zbyt mało wysportowana, niewystarczająco wykształcona, za mało znam angielski, za mało zarabiam….i te wrażenie, że gdybym to wszystko miała wystarczające to na pewno byłabym szczęśliwsza. Poza tym ta odpowiedzialność za swoje wybory, naprawdę ile razy się na tym łapie, że zamiast mieć pretensje do sprzedawcy, że coś i wcisnął złej jakości czy zbyt dużej cenie lub nie wywiązał się wystarczająco z umowy to mam do siebie żal, że nie przejrzałam dobrze ofert itp.
    Bardzo trafny wpis.

  5. eMCi Odpowiedz

    Jest taka książka „Filozofia F**k it”. Jedynie ją przejrzałem, ale nie wypada mi się nie zgodzić, czasem warto po prostu z premedytacją nie przejmować się pewnymi sprawami.
    – Kupiłem telewizor (po przeczytaniu „całego internetu” a przynajmniej połowy) i taki będzie niezależnie od tego, że ma kilka drobnych mankament – F**k it, teraz będzie za mną x (wstawić dowolną liczbę) lat.
    – W sklepie jest 10 rodzajów ogórków w słoiku, wybieram X, jeśli będą niedobre – F**k it, następnym razem kupię inne.
    – Kupiłem kabanosy w promocji zapakowane w folię, okazały się stare – F**k it, już nigdy tego nie zrobię.
    – Kolega kupił nowy telefon za 1500zł, po tygodniu upadł na podłogę, działa ale nie ma już gwarancji – kolega stwierdził – F**k it „za naukę się płaci”.
    – itd itp.
    Moim zdaniem trzeba dać sobie prawo do błędu, przy czym od ekspertów wymagać, żeby zachowywali się jak eksperci, a nie partacze.
    PS. We wszystkich przypadkach gotówka daje większe pole do F**k it, jeśli coś układa się nie po naszej myśli.

    • Adam Odpowiedz

      Hm… To chyba nie jest tak proste, jak piszesz.
      Konkretnie: „Kupiłem kabanosy w promocji zapakowane w folię, okazały się stare – F**k it, już nigdy tego nie zrobię.” Ale czego już nigdy nie zrobisz?
      1) Nie kupisz kiełbasy (i) w promocji (i) zapakowanej w folię?
      2) Czy może tylko nie kupisz kiełbasy zapakowanej w folię, ale jeśli nie będzie ona w promocji – to jednak ją kupisz?
      3) Czy może raczej nie kupisz kiełbasy na promocji niezależnie od tego czy jest zapakowana w folię czy nie?
      4) A może w ogóle nie kupisz już żadnej kiełbasy?
      5) A co z szynką foliowaną i promocyjną?
      6) A co z wyrobami nabiałowymi – jeśli w promocji i w folii?
      Należałby ponadto wziąć pod uwagę, czy to nie wina konkretnego sklepu, a nie kiełbasy lub też sposobu pakowania! Ponadto coś może być nie tak ogólnie z produktami pakowanymi w folię lub tymi oferowanymi w ramach promocji!
      .
      Innymi słowy, nie jest dobrze.
      Oczywiście, poszedłem nieco w stronę groteski, niemniej…

      • eMCi Odpowiedz

        Miałem odpisać elaboratem, ale F**k it – doskonale rozumiemy o co nam się rozchodzi. Miałem wybór, pardonne, „wolność wyboru” i nie zawahałem się jej użyć 🙂

        • Adam Odpowiedz

          Zręczna riposta.
          Acz nurtuje mnie wciąż, czy coś konkretnego postanowiłeś. Czy też widząc w sklepie podobny towar, do tego jaki kupiłeś, znów pójdziesz na żywioł?

          • eMCi

            Widząc podobny do tego, który kupiłem (dziwnie zapakowany, z wyprzedaży), zrezygnuję z zakupu.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Jest taka fajna koncepcja, o której tez pewnie kiedyś napiszę. Nazywa się toto „F-u money” i również ma sporo wspólnego z wolnością 🙂

  6. Magda Odpowiedz

    Koleżanka podała mi kiedyś wzór na zadowolenie/szczęście czy brak frustracji pi prostu: zadowolenie = rzeczywistość/oczekiwania. Jeśli oczekiwania rosną do nieskończoności zadowolenie dąży do zera. Smutne ale prawdziwe. Często widzę ludzi z małymi aspiracjami i osiągnięciami pogodowych z losem. Coraz więcej jest ludzi ambitnych którym wiecznie mało. Niestety takie wzorce w nas wpisano od małego.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Masz rację – i to wynika również z tego, że szybko przyzwyczajamy się do dobrego i to dobre po chwili staje się normalnością, z której przecież nie można być zadowolonym 😉

  7. Edyta Odpowiedz

    Wiele z oferowanych nam wyborów to, według mnie, tylko wybory pozorne. Czym istotnym dla mnie tak naprawdę różni się te 20 rodzajów ręczników papierowych (to tylko przykład, ale dotyczy to większości codziennych zakupów i wyborów)? Mnie taka mnogość opcji męczy. Rozprasza uwagę i pochłania czas. Możliwość wyboru ma nam dać poczucie wolności, dobrobytu albo bezpieczeństwa. W swoim życiu wolę jednak ograniczać opcje, by mieć większą świadomość i więcej spokoju.

    • Paweł Odpowiedz

      Dlatego ręczniki papierowe i papier toaletowy kupuje w biedronce. Nie dość że tańsze to tylko ze 2 rodzaje do wyboru. A w supermarkecie jak człowiek stanie przed tymi półkami i papierem i ręcznikami to aż głowa zaczyna boleć jak się zacznie porównywać te ceny i jakość tych ręczników i papieru. A ile człowiek czasu na tym traci.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Dokładnie to miałem we wpisie na myśli. Ja również wolę zakupy w mniejszych marketach i nie odwiedzam praktycznie dużych sklepów (nawet wiedząc, że mógłbym zapłacić mniej i wybrać nieco lepiej). A papier to tylko z makulatury, który moim zdaniem akurat nieco lepszy jest w Lidlu niż w Biedronce 😉

    • Maga Odpowiedz

      Ja mam wręcz przekonanie, że to jest celowe działanie. Chodzi o to, żeby ludzie zaspokoiwszy swoją potrzebę wyboru takimi właśnie wyborami nieistotnych rzeczy, zrezygnowali myślenia i wybierania w sprawach naprawdę ważnych z życiowego punktu widzenia. Nam się ma WYDAWAĆ, że jesteśmy wolni i mamy wybór.

    • Adam Odpowiedz

      A niekoniecznie. Może być tak luksusowo, że wśród 10 możliwości aż 9 jest dobrych, ale tylko jedna fatalna. 🙂

      • Adam Odpowiedz

        Problemem może być natomiast zanalizowanie tak wielu możliwości i stwierdzenie, że aż 9 jest dobrych – tak by nie działać metodą na chybił-trafił przy wyborze. Sprawa się dodatkowo komplikuje jeśli wśród tych dziewięciu są wyjścia przeciętne, dobre i bardzo dobre, a nam zależy na najlepszym.

        • Roman Odpowiedz

          W sytuacji gdy MUSISZ i jednocześnie nie wiesz jak dokonać wyboru wówczas metoda chybił-trafił jest równie dobra jak pozostałe metody.

          • Adam

            Tak, to prawda.
            Dobrze mieć wtedy wyczucie bohaterów amerykańskich filmów sensacyjnych, którzy zawsze w ostatnich 2-3 sekundach przed grożącą eksplozją przecinają ten właściwy kabelek. 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Z matematyką nie wygrasz 😉 Oczywiście, o ile – zwiększając liczbę opcji – nadal utrzymujemy, że ta „prawidłowa” jest tylko jedna.

  8. Roman Odpowiedz

    „Paradoks wyboru”…
    świetna książka 🙂
    JEstem satysfakcjonalistą; wystarcza mi „coś” 🙂
    Gdybym był maksymalistą wóczas pewnie mczył bym się wybierając „najlepsze coś”

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      A widzisz… muszę chyba nadrobić zaległości czytelnicze, bo z pewnego powodu (któremu na imię Hania) ostatnio nie czytam absolutnie niczego, co ma więcej niż kilka stron.

    • Maga Odpowiedz

      O, to tak jak ja. Ja maksymalistów wręcz kompletnie nie rozumiem, dla mnie to ludzie z innej planety.

  9. Wojtek Odpowiedz

    To ja już wolę mieć za duży wybór niż pustki w sklepie. Co prawda, czasami człowiek rzeczywiście może zgłupieć stojąc przed sklepową półką, ktora aż ugina się od nadmiaru produktów. Ale wystarczy podejść do tematu zdrowo rozsądkowo. Ja jeśli robię zakupy z markiecie, gdzie jest ogromy wybór wszystkiego przeważnie stawiam na czas tzn. jeśli złapię się na tym, że za długo gapie się na np. na jogurty to zaraz sobie myślę „Bierz obojętnie co i leć do dzieciaków i żony. Szkoda twojego czasu za te kilka groszy”. Przeważnie działa. Staramk sie także wybierać mniejsze sklepy, gdzie i wybór jest mniejszy. Tak jest łatwiej. Jeśli natomiast mam zamiar kupić coś droższego, co jednak wymaga juz większego zastanowienia, nie kombinuję za długo, wchodzę na jakiegoś eksperckiego bloga albo forum, albo staram się podpytać fachowca. Życie jest za krótkie na takie dylematy 🙂
    Jestem osoba raczej oszczędną i staram się nie przepłacać za kupowane produkty, jednak jeśli mam straciś pół dnia na zastanawianiem się co kupic to wolę troszkę przepłacić ale mieć czas dla siebie, i rodziny.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Podejście fajne, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że każdy ma nieco inne podejście i inny próg „machnięcia ręką”. Jeden będzie analizował tygodniami, jaki telewizor kupić i straci na to kilkadziesiąt godzin (recenzje, fora, wizyty w sklepach, śledzenie cen itp), a inny dokona dość przypadkowego zakupu w godzinę. Co ciekawe, niektórzy potrafią naprawdę długo stać przed półką z jogurtami. Ja sam ostatnio spędziłem kilka minut na wyborze paru butelek piwa i myślę, że świadomość „paradoksu wyboru” pozwoliłaby mi dzisiaj na znacznie szybsze decyzje 🙂

  10. z Odpowiedz

    Tak, kilka dni temu sam powiedziałem patrząc w menu: „Gdyby były 3 opcje, wiedziałbym co wybrać”.
    Czy paradoks wyboru nie jest przypadkiem jedną z przyczyn tzw. dziadowania? Jeśli ograniczysz liczbę kryteriów do jednego (ceny), to dużo łatwiej dokonać wyboru. Dodatkowo cała rzesza speców od marketingu bierze grubą kasę za utrudnianie nam wyboru.

    • Roman Odpowiedz

      Przecież chodzi o utrudnienie wyboru…
      wówczas jest większa szansa, że dokonasz wyboru „nie do końca dobrego” i tym samym szybciej zechcesz dokonywać kolejnych wyborów (z załozenia również nie do końca dobrych).
      Twoim „obowiązkiem” jako konsumenta jest kupować wiecej, a nie lepiej… 😀

      • Maga Odpowiedz

        Dodałabym jeszcze, że te ogromne możliwości wyboru mają sprawić, że będziesz myślał, że jesteś wolny.
        A tak naprawdę wybrano już dawno za Ciebie – masz kupować i to jest uzasadnienie Twojej egzystencji jako człowieka.

        • Roman Odpowiedz

          MArek Aureliusz wspomniał w Rozmyślaniach, że jeśli ktoś chce ciebie namówić do zmiany postępowania powinien UDOWODNIĆ, że powinieneś to zrobić…
          Danie samego wyboru nie jest żadnym dowodem.

  11. Iwona Odpowiedz

    to tak jak uczy się dzieci poczucia wpływu na rzeczywistość – daje im się wybór, ale najlepiej z dwóch, jak dostaną za dużo nie dość, że niczego się nie nauczą, to jeszcze zgłupieją na tyle, że będą wybierać bezsensownie długo, a natychmiast po podjęciu decyzji zapytają, czy można by ją zmienić.

    Biedronka to wie i to dopiero jest ograniczenie wolności, kiedy ten wybór z dwóch, czy trzech jest tak sprytnie zaprojektowany, że jeszcze czujemy, jak nam z tym dobrze…

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Prawda – czasami sam świadomie daję wybór na zasadzie „jeden z dwóch” naszej Mai. Czasami działa, ale spryciula szybko skumała, że jeśli żaden z wyborów jej nie pasuje, może powiedzieć „nic” 🙂

      Co do fragmentu o Biedronce… może coś w tym jest, sam nie wiem. Z jednej strony można przypuszczać, że wszędzie czają się pułapki i stado speców od marketingu tak planuje wszelkie tematy okołokonsumenckie, że wiedzą co zaraz zrobimy lepiej od nas samych. Z drugiej nie można popadać w skrajności… dzisiaj wybrałem się na rynek po ogórki do kiszenia i obok siebie było dwóch sprzedawców z nieco inaczej wyglądającymi warzywami – zmówili się, specjalnie tak ustawili, dzielą się zyskiem, chcą mnie oszukać? 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Bardzo fajne nawiązanie – do tego wpisu też się dłuższy czas przymierzam. Rzeczywiście te tematy można zgrabnie powiązać – jeśli znajdę trochę czasu (tiaaaa…), pokuszę się o to. Dzięki!

  12. Iwona Odpowiedz

    też jestem zdania, że mimo spisku marketingowców;) jakoś żyć trzeba, jak również robić zakupy, a nawet popełniać błędy od czasu do czasu i nabierać się na różne sztuczki. Oby tylko w miarę świadomie, to pół biedy.

  13. rzuler Odpowiedz

    Zazwyczaj na szybko można zrobić na tyle dużą selekcję odrzucając totalny chłam, że ten wybór wcale nie okazuje się specjalnie szeroki, więc ja bym tam na 'nadmiar wyboru nie narzekał.;) Jakiś czas temu chciałem kupić sobie jakieś tam proste, tanie radyjko do kuchni- poszedłem do jednego, drugiego marketu… i mimo kilkunastu modeli nie było w sumie w czym wybierać. Bo wybieranie pomiędzy kompletnym badziewiem mnie jakoś nie bawi. Skończyło się na zakupie przez internet. Ze sporą częścią artykułów jest to samo. I to właśnie oddzielenie tego morza chłamu od tych kilku wartościowych produktów jest najbardziej męczące. Dlatego bardzo cenię sobie sklepy, gdzie sam fakt, że mają coś w asortymencie gwarantuje,że nie jest to byle co. Wybór w takim sklepie to sama przyjemność 😉

    • rzuler Odpowiedz

      Zresztą przecież jak się nie chce akurat wybierać to nikt nie broni wzięcia pierwszego artykułu z brzegu. Więc nie wiem w czym problem. Możliwość wyboru jest dla mnie zawsze lepsza niż jego brak 😉 Przecież zawsze można zrobić szybką selekcję czy to patrząc na ceny, marki, czy biorąc coś wypróbowanego.

  14. Alexandra Odpowiedz

    Myślę, że to my dorośli komplikujemy sobie życie. W żadnym aspekcie życia nie chcemy się zawieść. Odebraliśmy sibie prawo do popełniania błędów. Chociaż znam ludzi, którzy do dzisiaj charakteryzują się dziecinną prostotą w dokonywaniu wyborów.

  15. N. Odpowiedz

    Jeśli chodzi o uwielbienie koloru różowego, polecam przeczytać „Żywe lalki” Natashy Walter. Prawie całe życie myślałam, że lubię różowy i podświadomie go wybierałam. Po tej lekturze odkryłam, że wolę niebieski…

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To chyba zbyt ambitna lektura dla 2-latki 😉 swoją drogą to niesamowite, że już w tym wieku Maja wyraźnie preferuje wszystko, co różowe, mimo że ten kolor wcale nie dominował w jej garderobie czy zabawkach (osobiście o to zadbałem :)). No nic – nie zamierzam z tym walczyć – zwłaszcza w tak młodym wieku. Pozdrawiam.

  16. Marek Odpowiedz

    Cześć 🙂 Swietny wpis, naprawdę 🙂 Zaluje teraz tylko tego, ze tak pozno odkrylem Twojego bloga i Twoj talent do pisania 🙂 A ten posiadasz naprawdę ogromny, jestem pod wrazeniem. Nie przestawaj nigdy pisac, a uwierz, z cala pewnoscia osiagniesz pod tym wzgledem wielki sukces :p Gwarantuje Ci to 🙂 Czekam na kolejny wpis 🙂 Pozdrawiam

  17. Monika Odpowiedz

    Najbardziej rozbawił mnie Post Scriptum, który obrazowo i jakże prosto przedstawił w czym rzecz. Moim zdaniem my – dorośli – od dzieci możemy się wiele nauczyć a to dlatego, że nie są one „skażone” otaczającym światem oraz złymi schematami wpajanymi nam przez mass media. Wszystkim rodzicom radzę bacznej obserwować swoje pociechy i mówię to jako matka bystrego pięciolatka, który już nie raz udowodnił mi, jak życie może być proste. To my, dorośli, je komplikujemy. Pozdrawiam.

  18. Magda Odpowiedz

    Zastanowił mnie ten cytat, że kluczem do szczęścia są niskie wymagania. Po krótkim namyśle: nie zgadzam się 🙂 Niskie wymagania chyba nie zawsze są źródłem szczęśliwego życia, ale już elastyczność tych wymagań – pewnie tak.
    Pozdrawiam!

  19. rzuler Odpowiedz

    Gdzie ten za duży wybór? Wczoraj pół popołudnia szukałem okapu do kuchni – na mieście nic co by pasowało, po przeczesaniu sieci 1 model mniej więcej nadający się 🙂

    • Adam Odpowiedz

      Wyobraź sobie, że mamy rok 1985 i… po prostu kup okap, który zobaczysz, w końcu to tylko kawał blachy. Jakoś go tam potem w domu zaokapisz. 🙂

      • rzuler Odpowiedz

        Tak to nie działa – musi się zmieścić między istniejące szafki i w miarę estetycznie wyglądać. Nie mam zamiaru wyrzucać mebli, żeby durny okap powiesić 😉

        • Adam Odpowiedz

          Nieco przerysowałem, fakt.
          U mnie w kuchni nie ma okapu. Jest po prostu pusta przestrzeń między szafkami nad kuchenką. Wyciąg kominowy zaś jest z boku na ścianie. Nic złego się dzieje.

          • rzuler

            U siebie to mam pierwszy tani z marketu, bo nad kuchenką miałem pusta przestrzeń… Ale rodzice mają całkiem spasowane szafki i głupio byłoby rezygnować z jednej z nich z powodu okapu, w każdym razie dzięki tej całej straszliwej możliwości wyboru udało się mniej więcej znaleźć co trzeba i po drobnych przeróbkach powinno wszystko pasować 😉

  20. Marcin Odpowiedz

    Bezmiar możliwości powoduje nieraz problemy z wyborem naszej ścieżki życiowej. Nie tylko produktów jakie kupujemy, ale to jaką szkołę wybierzemy, później pracę, nawet to z kim się zwiążemy, bo przecież nie ma co ukrywać, zawsze analizujemy wady i zalety drugiej osoby(pomijam kwestie miłości). Świat nie jest łatwym miejscem, ale jak dobra gra komputerowa – im bardziej rozbudowane i z wieloma scenariuszami do wyboru – tym ciekawsze, ale nie znaczy, że łatwe.

  21. Inżynierx Odpowiedz

    Przyłącze się do dyskusji jednym tylko pytaniem.

    Jak rzeczy, tak przyziemne, jak kawałek kiełbasy czy nawet mieszkanie, mogą budzić tyle emocji? Czy nie pomyliły nam się priorytety?

  22. Natalia Odpowiedz

    Nie mam absolutnie żadnego problemu z podejmowaniem decyzji co do zakupy pierdół. Moje zakupy wyglądają tak: idę alejką, wrzucam co trzeba, płacę i wychodzę. Właściwie auto też kupiłam nie zastanawiając się nad tym specjalnie. Myślenie o zakupach ograniczam do minimum i jestem zdrowsza przez to 😉

    • marek mj. Odpowiedz

      Ale musialas chyba dokonac wstepnej selekcji? Bo o ile mge zrozumiec zakupy bez rozczulania sie nad cenami (stac mnie, zeby za 20% drozszych zakupow „kupic” sobie beztroske nieprzejmwania sie metka) to kupowanie byle czego czyli sera ktory nie jest serem, chleba ktory nie jest chlebem itp. to nie jest chyba rozwiazanie problemu nadmiernego wyboru. Niby czlowiek zdrowszy psychicznie ale przerzucanie tego kosztu na watrobe to kiepski pomysl 😉

    • wyborowy Odpowiedz

      @ natalia „wrzucam co trzeba, płacę i wychodzę. Właściwie auto też kupiłam nie zastanawiając się nad tym specjalnie”.

      Skąd wiesz, że „wrzucasz co trzeba”, skoro nie zastanawiasz się nad tym specjalnie…?

  23. sferasklep Odpowiedz

    Za duży mamy ten wybór – niestety, ale wolę wybrać coś droższego i bardziej trwałego, a ostatnio moje zakupy, taki bardziej trwałe, na przykład ubraniowe, są o wiele rzadsze

    • Adam Odpowiedz

      Może i masz rację. też tak czasem wolę. Ale na pewno nie będzie to trampek za 169 zł w niby-promocji na stronce, którą firmujesz swym wpisem.

  24. wyborowy Odpowiedz

    Nie widzę nic zdrożnego w większym wyborze. Natomiast poczucie trudnej sztuki wyboru, to nasza OBAWA spowodowana świadomością, że znakomita większość reklam, zapewnień sprzedawców, to ordynarne oszustwo. Taka pułapka zastawiona we współczesnej dżungli. I tylko nasz nos, nasze doświadczenie i wiedza pozwala ograniczyć prawdopodobieństwo błędnego wyboru – tu specjalizacja (faktycznie nasza ograniczona wiedza w innych obszarach, z innych dziedzin) wybitnie nie sprzyja w podejmowaniu decyzji.

    Tę naszą bezradność dziecka stojącego przed kolorową sklepową półką skwapliwie wykorzysta producent, oferując np. krem pod powieki, na powieki, za powieki i przed powieki. BYLEBYŚ TYLKO KUPIŁ JEGO produkt. Najlepiej w poczuciu złudnego przekonania, że WRESZCIE masz precyzyjny, celny wybór, wreszcie znalazłeś to czego szukałeś.

    Nie doszukiwałbym się spisku, że „przecież chodzi o utrudnienie wyboru…”. Jeśli chodzi o utrudnienie wyboru, to tylko wyboru jednego producenta od innego (często pozornie innego).
    Ot, taki współczesny zakamuflowany feudalizm, w którym folwarki stają na głowie, aby przekonać zarobionego po uszy chłopa, aby (dobrowolnie) oddał swój – najogólniej rzecz ujmując – czas.

    Trafnym wyborom sprzyja, jak zawsze, WIEDZA. A tę można pozyskać również dzięki „niesprzedawaniu własnego życia” (czy jakoś tak), które praktykuje autor bloga, a które popieram 🙂

    PS
    Zważywszy na jakość reklam, ich nachalność, naiwność, NIEDORZECZNOŚĆ tak się czasami zastanawiam, czy to nie jakiś eksperyment, w którym poszukuje się intelektualnego dna albo granicy percepcji współczesnych „chłopów”. I to pomimo tak szerokiego, taniego dostępu do wiedzy.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Remontuję, pracuję, żyję… jednym słowem, przerwą techniczna, która trochę jeszcze potrwa. Chwilowo brak czasu i głowy na blogowanie. Pozdrawiam i życzę udanego tygodnia!

  25. twojtyp Odpowiedz

    Twoje wpisy są naprawdę dobre. Zanim ktoś się zdecyduje, powinien zapoznać się z twoim blogiem. Będę zaglądać tu częściej:-)

  26. Mae Odpowiedz

    Witam,
    Nasze EGO zawszę będzie chciało zrzucić winę, na innych. Przecież MY nigdy nie popełniamy błędów, a jeżeli już to tylko przez kogoś innego…..

    Mądry tekst 🙂 Pozdrawiam

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Aktualnie samodzielny remont odebranego mieszkania – spory projekt, który jeszcze trzeba pogodzić że wszystkim innym. Musicie dać mi troje czasu… wrócę!

  27. Karol Odpowiedz

    Drogi Wolny, czy miałeś okazje zapoznać się z książką „Fastlane Milionera”? Jestem świeżo po lekturze, przyznam że zrobiła na mnie dobre wrażenie i zainspirowała. Ciekawi mnie jaki byłby jej odbiór u Ciebie bo sama w sobie różni się mocno od innych wydawnictw o tej tematyce

  28. Weronika Odpowiedz

    Kurczę, powiem szczerze, że smutek mnie ogarnia.
    Śledzę kilka blogów dot. oszczędzania, organizacji, zarządzania czasem. Lubię te tematy, bo uważam, że dużo jeszcze mam do poprawienia.

    Smutno mi się robi jak te blogi powoli padają, gdy pojawiają się dzieci… Oczywiście nie od razu, najpierw notki pojawiają się coraz rzadziej. Początkowo bo to bo tamto, że niby taka wyjątkowa sytuacja chwilowa. W końcu przerwy coraz dłuższe i to notki stają się wyjątkiem.

    To ci ludzie, których miałam za jakoś tam ogarniętych (w końcu blogi piszą o tym, jak się ogarnąć), nie ogarniają…? Zachęta do macierzyństwa jak ja pitolę 🙁

    • Adam Odpowiedz

      Ja to inaczej widzę. Sądzę, że już prędzej Wolny nam oświadczy, że właśnie się przepoczwarzył, że jest naprawdę wolny. Że urobił sobie 5 mieszkań, z których czerpie zyski, nakupił baksów i złota ćwierć kilo, ma bunkier przeciwatomowy i… mogą mu nadmuchać. 🙂

      • iga Odpowiedz

        Bez przesady Adam. Obecny Wolny to nie ten sam sprzed roku, dwóch, co oszczedzał i ograniczał się. Teraz wydaje i konsumuje, podnosi standardy zycia zapominajac jak szczycil sie ideami o minimalizmie, porzucaniu auta, małych metrażach itp. bilans budzetu domowego z 2015 nie bedzie juz taki rozowy.

        • Paweł Odpowiedz

          A po co oszczędzać i się ograniczać? Po to żeby kiedyś móc zacząć choć trochę zbierać owoce swojej pracy. Jakby Wolny nie oszczędzał i się nie ograniczał to nie doszedłby do tego co ma teraz i na co może teraz sobie pozwolić.
          Chociaż widzisz tak do końca też nie jest bo jakby Wolny przestał się całkowicie ograniczać to zamiast samemu wykańczać mieszkanie to wynająłby do tego ekipę.
          Ja go rozumiem, ma dwójkę małych dzieci, pracę, do tego remontuje mieszkanie i chwilowo brakuje mu już czasu na bloga. Ale mam nadzieję że wkrótce wróci 🙂

          • iga

            a czy ja powiedziałam, że oszczędzanie jest konieczne? To Wolny zawsze mówił. Czytaj uważniej. Nie zgodziłam się z założeniem, że Wolny po długiej nieobecności na blogu, obwieści nagle swą wolność.
            Co do samodzielnego wykanczania mieszkania: powodów nie wziecia ekipy moze byc kilka. Nie tylko silna potrzeba ograniczania się tak dla idei. Jednym z nich moze byc zwyczajnie brak kasy, z powodów zainwestowania gotówki w zakup nieruchomosci. A koszty Wolnego w tym roku wzrosły, wydatki na luksus takze. Nawet dobrze zarabiający, ale duzo wydający człowiek, musi się w pewnym momencie ograniczyć, tzn. kasa go ograniczy 😉

    • Kasia Rz. Odpowiedz

      Dzisiaj padł rekord – dwa miesiące bez nowego wpisu. Być może remont się przedłuża, zaś Wolny chciałby pokazać fotki z nowego, pięknego mieszkania – a na razie nie ma czym się pochwalić 🙂

  29. Miron Odpowiedz

    Mam 55 lat i mogę Wam z własnego doświadczenia powiedzieć, że posiadanie oszczędności i brak kredytu (wszystko co mam kupiłem z oszczędności) daje poczucie wolności. Nie trzeba we wszystkim przytakiwać Szefom z obawy o pracę (z czego spłacę kredyt?). Nawet za poprzedniego ustroju mając oszczędności (niewielkie bo dopiero startowałem w życie) wiedziałem, że nie do końca zależę od tamtej rzeczywistości co dawało mały bo mały ale zawsze jakiś margines wolności.

    Bardzo Wszystkim Czytelnikom tego bloga polecam wpojoną mi w moi rodzinnym domu zasadę ” Nie wydawaj więcej niż masz. Nie kupuj za pożyczone”

  30. Kosmatek Odpowiedz

    Wolny, zwątpiłeś w sens i kierunek, czy co ;-)?
    Minimalistycznie – napisz przynajmniej jakieś haiku :).
    Blog z ostatnim postem starszym niż kwartał staje się martwy.
    Może alternatywą jest losowe wznawianie postów o uniwersalnych treściach, jak to robi Jacob Fisker z earlyretirementextreme?

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Coś się zawiesiło, przestałem dostawać powiadomienia o komentarzach na telefon i byłem pewien, że wszyscy już się przyzwyczaili do chwilowej ciszy – a tu zaskoczenie! Przeprowadzka za ok 3 tygodnie, do tego czasu ciągła 'tyrka’, później jeszcze trzeba trochę ochłonąć, podsumować ostatnie miesiące i ubrać to w slowa… nie będzie łatwo, nie będzie szybko, ale widząc dotychczasowe efekty tego, co zrobiłem – nie żałuję! Mimo, że moje ciało głośno domaga się porządnej regeneracji, a rodzina widuje mnie zdecydowanie rzadziej niż zazwyczaj. Ale już blisko mety, niedługo znowu będziemy na swoim i wszystko wróci na swoje tory… nie mogę się już doczekać! Trzymajcie kciuki!

  31. Sebaaa Odpowiedz

    Nie na temat ale co tam:
    Miło jest widzieć że ktoś używa w nagłówkach czcionki Palatino Linotype. Rzadko spotykana czcionka 🙂

  32. Krystian Kowalczyk Odpowiedz

    Jak najbardziej zgadzam się ze stwierdzeniem, że zbyt duży wybór jest przekleństwem dobrobytu. Dzisiaj ludzie nie muszą wybierać między potrzebnym a niezbędnym, przynajmniej w zachodniej cywilizacji. To powoduje duży brak szacunku do rzeczy martwych i oducza nas samej umiejętności dokonywania wyborów.

  33. Ania Myszkowska Odpowiedz

    Moja 2,5 latka też nie widzi świata poza różowym. W grę wchodzi jeszcze… fioletowy, ale tylko z braku możliwości wyboru różu (co ciekawe, różu u nas w domu jak na lekarstwo) 🙂
    Zdecydowanie dzieci mają zdolność do życia w pełni. Także dzięki prostocie w oczach, wiedzą, czego chcą i tylko po to sięgają.
    A ja…? Ja z lodami mam podobnie. Trafiłeś tym przykładem w samo sedno. Więc dzisiaj, wbrew swojemu myśleniu sprzed godziny, wieszam nad głową zdanie: „Sekretem do szczęścia są niskie wymagania.” To zdanie ma sens tylko w powyższym kontekście. Bo chodzi nam o szczęście, a nie o doskonałość, taki mit, którego i tak nikt nie osiąga.
    Dzięki, że piszesz, wpadłam tu przypadkiem i już teraz jestem pewna, że wielu osobom Cię jeszcze polecę 🙂

  34. kamil Odpowiedz

    Dzieje się tu coś? Czy może autor bloga zginął w wypadku potrącony przez auto gdy jechał na rowerze?

      • kamil Odpowiedz

        Skąd wiesz, że chcę Wolnego zachęcić do reaktywacji bloga? Poza tym, moja wersja o wypadku jest bardziej prawdopodobna niż to, że autorowi bloga po prostu znudziło się pisanie. Wydaje się być fajnym gościem i raczej nie odszedłby bez pożegnania.
        Co do kultury…

        Pozdrawiam 🙂

        • Paweł Odpowiedz

          Jego żona na pewno wie o istnieniu tego bloga więc pewnie by coś na ten temat napisała gdyby faktycznie coś takiego miało miejsce. Ale to milczenie Wolnego jest naprawdę dziwne. Można nie mieć czasu żeby pisać artykuły ale na napisanie 2 zdań komentarza że się żyje i wkrótce wróci to nawet 1 minuty nie trzeba…

          • wolny Autor wpisu

            Hej, jestem cały i zdrowy – bez obaw. Ostatnie pół roku było jednak tak zwariowane, że blogowanie siłą rzeczy musiało poczekać. Nie planowałem tego, ciągle próbuję się zebrać do powrotu, ale jeszcze trochę czasu musi chyba upłynąć (kilka razy siadałem do pisania, ale to nie było to). Nie chcę pisać raz na miesiąc albo tworzyć słabych treści, zastanawiam się też nad niewielką zmianą tematyki (zgodną ze zmianami, które zaszły we mnie). Albo się przełamię i nieco poprzestawiam obecne priorytety, albo blog będzie jeszcze musiał odczekać, aż rozmaite tematy nieco się wyprostują. Pozdrawiam!

          • kamil

            Super 🙂
            W takim razie czekamy. Ciekawy jestem co się zmieniło, ale cierpliwie poczekam zaglądając tu od czasu do czasu.

            z pozdrowionKamil

          • Tina

            Życzę szczęścia w prostowaniu…
            I przypominam, że wpis na jeden temat mi kiedyś obiecałeś 😉

  35. Marek Odpowiedz

    Wolny od kiedy nie piszesz skoczyły mi wydatki. Musisz wrócić do pisania bo tu pobankrutujemy 😉

  36. Paweł Odpowiedz

    Wolny jak tam z Twoją wolnością? Przybliżyłeś się, oddaliłeś się? Napisz coś w końcu 🙂

  37. Jakub Zarazik Odpowiedz

    Najlepszym przykładem potwierdzającym tezę iż cena schodzi na drugi plan jest (fanatyczna niemal) lojalność klientów apple, przystających na coraz mniej korzystną relację ceny do jakości zachodzącą u ich produktów.
    Potwierdza to również wagę budowania silnej marki.
    pozdrawiam,

  38. MJ Odpowiedz

    Wolnyyyyy, no co jest, chociaż parę słów, że żyjesz… 🙂
    Czy ten blog już umarł, czy jeszcze nie?

  39. kabierki Odpowiedz

    Ja cały czas mam jeszcze nadzieje. Najlepszy bloger w tej tematyce. Cała reszta się sprzedała.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dość niecodzienne okoliczności przyrody sprawiły, że mam chwilowo sporo czasu i częściowo wykorzystuję go na pisanie. Możesz więc już zbierać kasę 😉 pozdrawiam

  40. Konrad Odpowiedz

    Kiedyś czytałem artykuł o tym jak w kwestii pieniędzy teoretyczny wolny wybór oznacza sterowanie przez marketing i PR. Czyli jak kampanie reklamowe wpływają na nas, kiedy myślimy że podejmujemy wolną decyzję (wybór) tak naprawdę wykonujemy starannie opracowany schemat przez najlepszych marketerów. Ot, taki urok dzisiejszych czasów.

  41. Krzysztof Elve Odpowiedz

    Prawdę napisał ktoś, kto wskazał, że myśl Schwarza jest z ducha stoicka. XXI w. odkrywa stoicyzm na nowo zresztą, w minimalizmie np. Wizerunek marketingowy sugerujący prostotę otrzymywanego towaru też jest nośny 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *