Nowa kuchnia? Złota rączka prawdę Ci powie :)

Dzisiaj wpis z gatunku „srebrne rady złotej rączki”, który pomoże tym, którzy mają w perspektywie oddanie równowartości kilku pensji za meble kuchenne, nie mając jednocześnie doświadczenia w temacie. Siedem lat temu sami byliśmy na takim etapie, skierowaliśmy więc kroki do przybytków zwanych salonami mebli kuchennych (do tej pory nie rozumiem: to w końcu salon czy kuchnia? ;)) i mądrze potakiwaliśmy głowami, kiedy ktoś, kto miał zarobić sowitą prowizję za nasz podpis na umowie używał kwiecistego języka profesjonalnego sprzedawcy, w którym groźnie pobrzmiewały takie zwroty jak „blenda” czy „cokół” 🙂

Od tego czasu wykończyliśmy 3 mieszkania, za każdym razem prowadząc projekt od stanu deweloperskiego do przeprowadzki. Jednocześnie, każdorazowo podchodziliśmy do tematu nieco inaczej, a każda kuchnia powstawała na różnym etapie jeśli chodzi o nasze finanse oraz podejście do życia, dlatego mamy całkiem niezłe porównanie możliwych opcji, spośród których każdego roku wybiera cała masa ludzi, decydujących się na remont lub odbierających nowe mieszkanie od dewelopera. A że w wielu przypadkach inwestorom planującym urządzenie swojego pierwszego „M” po prostu brakuje doświadczenia, postanowiłem podzielić się wnioskami, które wyciągnęliśmy, a które zawężę do tematu kuchni – najważniejszego dla wielu pomieszczenia w domu, na którym możemy chyba najbardziej „popłynąć” z wydatkami.

Pozwolę sobie pokrótce przedstawić kolejne projekty (zaznaczam, że temat sprzętów kuchennych całkowicie pomijam):

Kuchnia numer 1

Rok 2009: nasze pierwsze mieszkanie, zero pojęcia w temacie, w związku z czym skorzystanie z usług salonu z meblami kuchennymi było dla nas czymś oczywistym. Dzisiaj wiemy, że brak wiedzy i zdanie się na łaskę dobrych sprzedawców może oznaczać spore wydatki. Wydaliśmy wtedy 7.600 zł za meble kuchenne (ok 4mb, fornir, szafki dół+góra, praktycznie bez spowalniaczy, blat + szkło na ścianę, cena nie uwzględniała sprzętów) wraz z montażem – to około 1.900 zł za metr bieżący mebli. Pamiętam, że jedynym przejawem racjonalności było wtedy odwiedzenie kilku salonów meblowych, z których otrzymaliśmy wyceny tego samego projektu. Z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że całość poszła gładko, a czas nie potraktował brutalnie naszych mebli – myślę, że jeszcze co najmniej kilka lat będą dobrze służyły kolejnym wynajmującym tamto mieszkanie. Nie zmienia to faktu, że zapłaciliśmy sowite frycowe za naszą nieznajomość tematu.

kuchnia1-thumb

Kuchnia nr 1. Kliknij, aby powiększyć

Kuchnia numer 2

Rok 2014: kawalerka, w której nie mieliśmy zamiaru zamieszkać (motywację do kupna określiłbym jako inwestycję + przejściowe mieszkanie pracownicze dla mnie). To czas, kiedy porządnie przesiąknęliśmy już duchem minimalizmu, a na dodatek nie urządzaliśmy mieszkania pod siebie – stąd chęć zamknięcia się w jak najmniejszym budżecie, przy zachowaniu sensownego standardu. Zgodnie z podejściem do-it-yourself (względnie „co, ja nie zrobię?”), całość zakupów i montażu miała się odbyć bez jakichkolwiek pośredników. Stanęło na meblach z popularnego hipermarketu na C, dzięki czemu zamknęliśmy się w kwocie około 1.600 zł (ok 2,5 mb, jedynie 4 szafki dolne + blat, cena nie uwzględnia sprzętów, kafli czy zlewu). Ta kuchnia otworzyła nam oczy na to, że można inaczej: samemu, bez pośredników, niekoniecznie obniżając jakość samych mebli, a cały biznes, na którym kokosy zarabiają salony mebli kuchennych w dużej mierze opiera się na tym, że przeciętnemu Kowalskiemu brakuje wiedzy oraz odwagi, żeby wziąć do ręki wkrętarkę. Przekonaliśmy się, że strach ma wielkie oczy, a własnoręczny projekt i wykonanie może przynieść masę frajdy. O remoncie całej kawalerki, który kosztował nas jedyne 13.000 zł przeczytasz tutaj.

kuchnia2-thumb

Kuchnia nr 2. Kliknij, aby powiększyć

Kuchnia numer 3

Rok 2015: dopiero co zakończony projekt; mieszkanie dla naszej rodziny, w którym mieszkamy zaledwie od kilku miesięcy. Sposób montażu pozostał taki sam (DIY rządzi!), natomiast byliśmy bardzo otwarci, jeśli chodzi o dostawcę mebli. Nie chcieliśmy popłynąć z kosztami, a jednocześnie strzelaliśmy w standard, który określiłbym jako „średnia półka”. Tym razem byliśmy bardzo, ale to bardzo ograniczeni czasowo (szczegóły dla ciekawskich tutaj) i nie byliśmy w stanie porządnie rozejrzeć się na rynku. Początkowo byliśmy zdecydowani na meble z IKEA, jednak po rozplanowaniu całości zaskoczyła nas cena, która miała wynieść blisko 9.000 zł za niecałe 5 mb szafek (dół+góra, w tym zabudowa na lodówkę) i blat, do czego musielibyśmy dorzucić długie godziny spędzone na składanie wszystkiego od podstaw. Coś nam tu śmierdziało… projekt w stylu DIY, ale w ekskluzywnej cenie… to nie dla nas. Szanowna Wolna kojarzyła jednak, że podczas jednego ze spaceru z wózkiem zauważyła niewielki salon z meblami kuchennymi, który nie ociekał złotem i marmurem sprowadzanym z Włoch, a reklama głosiła, że to salon producenta mebli. Byliśmy niezwykle zaskoczeni, kiedy finalna cena niemal identycznego zestawu jak z IKEA wyniosła 5.000 zł (bez montażu, przy uwzględnieniu 10% rabatu za płatność gotówką) + 600 zł za blat, który kupiliśmy sami w jednym z marketów. Co więcej, całość uwzględniała pomiary, niemal dowolne wymiary szafek (spróbujcie w IKEA czy innej Castoramie zamówić szafkę o szerokości 47 cm…) i dowiezienie na miejsce (wraz z wniesieniem) złożonych już szafek. Magia? Okazało się, że niekoniecznie – kluczem było chyba to, że salon nie należał do pośrednika, a był placówką producenta mebli. Ograniczenie producenta, sprzedawcy, doradztwa i transportu do jednego podmiotu wyeliminowało tylu pośredników, że – uwzględniając sporą konkurencję na rynku – końcowa cena okazała się być więcej niż przyjazna. Efekt? Sami oceńcie (poniższe zdjęcie nie jest tak „sterylne” jak dwa pozostałe – niestety tym razem nie udało się tego zaaranżować odpowiednio wcześnie, a godzinne przygotowania do jednego ujęcia pozostawię szafiarkom :)):

kuchnia5-thumb

Kuchnia nr 3. Kliknij, aby powiększyć.

Skoro znacie już szczegóły poszczególnych realizacji, zapraszam na wnioski, które z pewnością przydadzą się niejednemu czytelnikowi. Zaznaczam jednak, że to nie żadne „prawdy objawione”, a raczej garść przemyśleń, które mogą skłonić do nieco szerszego spojrzenia na temat kuchni – odpowiedzialność za nietrafione decyzje nadal leży na Twoich barkach, dlatego apeluję o rozsądek. Wystarczy tego straszenia – czas na obiecane wnioski.

  • Na początek krótki komentarz dotyczący podłogi. Pierwszy projekt to czysta klasyka (kafle), dwa pozostałe – aktualny trend (drewno, w naszym przypadku panele), zgodnie z którym podłoga w całym salonie z aneksem jest identyczna. Na ile to rozwiązanie będzie praktyczne, trwałe i długowieczne? Czas pokaże – ja na razie jestem zadowolony z oszczędności czasu (kładzenie paneli vs kładzenie kafli), estetyki i z tego, że dzieci nie stąpają po zimnych kaflach; zobaczymy, czy będę miał tak samo pozytywne odczucia po kilku latach użytkowania mieszkania.
  • Jeśli już zdecydujesz się na skorzystanie z usług profesjonalistów (salony z meblami kuchennymi), dobrze jest porównać oferty w kilku miejscach: to może być naprawdę ekspresowo oszczędzona 4-cyfrowa suma. W przypadku pierwszego z naszych projektów, rozbieżności były olbrzymie (7.500 zł – 15.000 zł za to samo!), a najbardziej opłaciło się skorzystać z usług salonu z mniejszej miejscowości. Nie wpadlibyśmy na to, gdyby nie to, że akurat często odwiedzaliśmy tam teściów i pewnego dnia postanowiliśmy sprawdzić opłacalność takiego rozwiązania. Myślę, że mimo upływu lat sytuacja się diametralnie nie zmieniła i ograniczając poszukiwania do co bardziej znanych i modnych salonów możemy „liczyć” na zapłacenie olbrzymiego frycowego. Wraz z nabywaniem doświadczenia (kolejne projekty, ewentualnie dziesiątki godzin spędzone na lekturze blogów/forów itp), człowiek zaczyna… czuć, czy dany zestaw jest wyceniony optymalnie – dlatego też ostatnim razem poszukiwania ograniczyliśmy do niezbędnego minimum. Mieliśmy świadomość, że trzeba by się dobrze nachodzić, żeby jeszcze obniżyć finalną cenę o kilka-kilkanaście procent – zdecydowaliśmy, że nie jest to warte naszego czasu.

kuchnia16

  • Niektóre salony jawnie podają cenę montażu kuchni i pozwalają na rezygnację z tej usługi. Ta decyzja pozwala co nieco zaoszczędzić (w przypadku najnowszej kuchni: 650 zł), ale sugerowałbym dobrze ją przemyśleć. W skrócie: gdybym wiedział, na co się piszę, nie wziąłbym tego na swoje barki. I to mimo, że przywiezione meble były już skręcone (gotowe szafki, a nie projekt à la IKEA), a ja miałem za sobą montaż kuchni z mieszkania nr 2. Tam jednak temat wyglądał prosto: 4 szafki na dole, jedna półka na górze, żadnej filozofii. Tym razem kuchnia w kształcie litery L, dwa rzędy szafek, lodówka w zabudowie, a do tego wszystkiego korona (do tej pory tylko częściowo zamocowana ;)). Całość zajęła mi około 30 godzin (mniej więcej dwukrotnie dłużej niż profesjonalistom) i nie różniła się wiele od odkrywania koła od nowa. Blendy, cokoły, poziomowanie szafek, instalacja podświetlenia szafek, przycinanie korony… to jedynie niektóre z tematów, na których spędziłem zdecydowanie więcej czasu, niż ktokolwiek, mający chociaż niewielkie doświadczenie. Z drugiej strony, kolejna kuchnia poszłaby już zdecydowanie sprawniej i wiem, że mógłbym mocno zoptymalizować większość czynności. Nie ma co – praktyka czyni mistrza.
  • Jeśli brakuje Ci doświadczenia, sugeruję kładzenie kafli pomiędzy dolnym a górnym rzędem szafek już po montażu mebli kuchennych oraz blatu. To bezpieczniejsza opcja, chociaż wymaga dobrego zaplanowania kolejności prac (zwłaszcza, jeśli montaż kuchni oraz kładzenie kafli jest wykonywane przez różne ekipy).
  • Pamiętaj, że na zakupione meble (oraz montaż, jeśli nie był samodzielny) przysługuje Ci gwarancja, dlatego w przypadku jakichkolwiek wad czy usterek (które pojawią się również w trakcie użytkowania mebli) skieruj swoje pierwsze kroki do firmy, z którą podpisałeś umowę. Zachowanie owej umowy / faktury / paragonu również będzie mądrym posunięciem – to w końcu nie rachunek ze spożywczego 😉

kuchnia11

Resztki z drewnianego blatu to bardzo cenny materiał!

  • Jeśli decydujesz się na usługę montażu kuchni, upewnij się, co ona zawiera. Na początek oczywista oczywistość: temat podłogi pod kuchnię oraz kafli nad dolnymi szafkami jest po Twojej stronie (oczywiście, jeśli się na nie zdecydujesz; można zamiast nich wybrać chociażby taflę szkła, a wtedy montaż będzie błyskawiczny). Zwyczajowo sam musisz rozprowadzić instalację elektryczną w taki sposób, aby możliwe było podłączenie oświetlenia (pod górnymi szafkami czy wewnątrz szafek) zgodnie z projektem. Montaż sprzętu (zwykle: lodówka, zlew, piekarnik, płyta grzejna, zmywarka, okap) to zazwyczaj temat dla fachowca, ale upewnij się, że ekipa wykonująca montaż kuchni poradzi sobie z całością, czy jest to wliczone w cenę usługi oraz czy otrzymasz pieczątki wymagane przez producentów (montaż przez osobę z uprawnieniami, który osobiście zawsze pomijam, ale nie polecam tej opcji każdemu). Co ciekawe, większość producentów z kompletnie nieznanego mi powodu wymaga, aby montaż piekarnika (czyt. podłączenie przewodu do gniazdka) było wykonane przez osobę z uprawnieniami; jeszcze chwila, a człowiek nie będzie mógł sam się po czterech literach podrapać 😉
  • Pamiętaj, że realizując samodzielnie projekt, zakupy i montaż oszczędzisz na pośrednikach i masz sporo swobody, ale bierzesz na siebie odpowiedzialność za wszelkie pomyłki i błędy na poszczególnych etapach. Potencjalnie może to zniweczyć ambitne plany racjonalizacji kosztów projektu „kuchnia”. Moja jedyna skucha do tej pory to spalenie bezpiecznika trójfazowego, co kosztowało mnie 100 zł (bezpiecznik + ekspresowy dojazd i wymiana) – jak na dwie kuchnie, mogło być znacznie gorzej.
  • Skoro już mowa o ryzyku, to pamiętaj, że absolutnie najważniejsze jest Twoje zdrowie. Praca z ostro zakończonymi i szybko obracającymi się narzędziami  jest spełnieniem marzeń niejednego nastolatka ;), ale zalecam olbrzymią dozę ostrożności przy wszelkich remontach z użyciem elektronarzędzi (i nie tylko). Jeśli nie czujesz się na siłach, nie ryzykuj – płacąc za pracę fachowców automatycznie przerzucasz ryzyko utraty zdrowia na nich – tym bardziej nie ma się co dziwić wysokim stawkom speców od wykończeniówki.
  • Blat jest dość istotnym elementem całego zestawu i muszę przyznać, że do tej pory chyba nie znaleźliśmy rozwiązania idealnego. Kuchnia numer 1 to najpopularniejszy i chyba najtańszy (był wliczony w cenę kuchni, nie wiem ile kosztował) blat z płyty laminowanej. Po 9 latach nie wymaga wymiany czy renowacji, chociaż widać pojedyncze odbarwienia czy drobne uszkodzenia (wgniecenia). W pozostałych kuchniach króluje blat drewniany (buk, głównie z racji twardości) o grubości 2,8 cm z popularnego marketu na C. Koszt: około 100 zł/mb, a więc kilkukrotnie więcej niż płyta. Zalety: naturalny materiał, duża trwałość, możliwość odnowienia po latach, możliwość alternatywnych zastosowań (z resztek zrobiliśmy dodatkowe półki w kuchni oraz łazience, a także całą masę porządnych, trwałych desek do krojenia). Wady: duża waga (przenoszenie 3-metrowych blatów to nie lada wyzwanie, nawet dla dwóch osób), ciężka obróbka (wycinanie otworów na zlew czy płytę grzejną), naturalne niedoskonałości materiału (można uznać, że dodają mu one charakteru :)), odkształcenia (to drewno, które pracuje, więc lekkie wygięcia są na porządku dziennym), dość wymagający w utrzymaniu (należy olejować dedykowanymi preparatami, lepiej nie pozostawiać mokrych plam do wyschnięcia itp).

kuchnia6

Wspomniane półki, wykonane z resztek blatu. Jeszcze jedna jest w łazience – zgodnie z zasadą „ziarnko do ziarnka” to spora oszczędność 🙂

  • Zaplecze narzędziowe, które będzie pomocne przy montażu kuchni nie jest jakieś szczególnie wyszukane. Z niemal każdym zadaniem poradzisz sobie z zestawem popularnych narzędzi typu młotek, wkrętarka, ręczna piła do drewna czy wiertarka (ew. jakiś mały zestaw hydraulika typu francuz+pakuły, jeśli będziesz podłączał wodę do zlewu i zmywarki). Drabina też będzie pomocna (ale nie konieczna!) podczas wieszania górnego rzędu szafek. Nieco bardziej wymagające może się okazać docinanie blatów i wycinanie w nich otworów na zlew czy płytę grzejną. Jeśli wybrałeś płytę laminowaną, to zwykła wyrzynarka powinna w zupełności wystarczyć. Z drewnem jest trudniej i wyrzynarka słabo radzi sobie z grubym na niemal 3 centymetry, twardym (buk) drewnem. Ja skorzystałem z pożyczonej piły do drewna (kto by pomyślał, nawet teść się czasami przyda ;)), dla której cięcie takich blatów to przysłowiowy pikuś. Oczywiście można skorzystać z usługi cięcia i wycinania otworów w miejscu, gdzie kupujemy blat (niekiedy jest to nawet darmowe, jeśli kupiliśmy materiał), ale ja się na to nie zdecydowałem. Przycinanie pod wymiary pobrane na sucho jest dość ryzykowne, a wożenie w tą i z powrotem (kupno, przymiarka na miejscu, powrót do sklepu, z powrotem do domu…) blatów ważących więcej niż ja sam to również nie najlepszy wybór ;). Warto uwzględnić takie aspekty przed podjęciem ewentualnych decyzji.
  • O ile nie dostrzegam jakichś wyraźnych różnic w jakości pomiędzy meblami w poszczególnych kuchniach, to jedynie ta najstarsza przeszła już na tyle dużo, że można coś powiedzieć o jej trwałości. Dlatego nie pokuszę się o porównanie jakościowe pomiędzy meblami „z marketu” vs „od producenta”.

kuchnia9

Nie mówiłem, że taki blat to nie przelewki?

  • Spowalniacze to osobna kwestia, którą warto rozważyć. Spora część salonów wychodzi z założenia, że jedyne-porządne-i-warte-uwagi są akcesoria marki na B. Argumentują to ich absolutną bezawaryjnością i brakiem konieczności serwisowania. O ile nie sposób się z tym nie zgodzić, to… czy wydałbyś na auto dodatkowe 20% ceny tylko dlatego, że otrzymałbyś pancerne zawiasy drzwiowe, dzięki czemu drzwi będą się domykały całkowicie bezszelestnie i wytrzymają 50 lat? Domyślam się, że niekoniecznie… w przypadku ostatniej kuchni zawiasy najbardziej znanej i renomowanej firmy miałyby kosztować 300 zł… za każdą szafkę czy szufladę. Osobiście oceniam to jako kiepski deal, najwygodniejszy dla pośrednika, który zgarnie słoną prowizję i nie będzie musiał się martwić o wizyty gwarancyjne. Klient prawdopodobnie również będzie zadowolony… ale jego portfel już niekoniecznie. Nasz wybór zwykle wygląda następująco: jeden drogi zestaw na szafkę ze śmietnikiem (najczęściej używana w całej kuchni) plus zdecydowanie tańsze zamienniki wszędzie indziej.
  • z reguły szafki z szufladami są znacznie droższe niż analogiczne meble z pojedynczym frontem, otwieranym na bok (tzw. szafka stojąca). Jeśli dodamy do tego markowy spowalniacz na każdą z szuflad, różnica w cenie może z łatwością sięgnąć 500 zł (na pojedynczej szafce!) lub więcej. Nie znaczy to, że należy jak ognia unikać szuflad – w niektórych przypadkach (ot, chociażby – sztućce) są one znacznie bardziej poręczne od innych rozwiązań. Dobrze mieć jednak świadomość, że ograniczając szuflady do niezbędnego minimum (w moim mniemaniu: nawet do pojedynczej szuflady w małej kuchni lub – jak u nas – do jednego słupka z trzema szufladami) nie tracimy wiele, a w portfelu zostanie całkiem sporo.

kuchnia15

Po zakończonej pracy dobrze sprawdzić, czy masz wszystkie palce 😉

  • szafki typu cargo to coś, na czym się nieco sparzyliśmy w trakcie pierwszego projektu. Po zwymiarowaniu całości cargo wyszło szerokie na 40 cm, dzięki czemu było bardzo pojemne… jak się później okazało, aż za bardzo. Korzystaliśmy z tej przestrzeni, jednocześnie nadmiernie obciążając mechanizm wysuwanych szyn. I co z tego, że został po jakimś czasie naprawiony w ramach gwarancji – jak to mówią, niesmak pozostał 😉 W kolejnych projektach unikaliśmy szafek cargo raczej ze względu na to, że te wąskie nie dały się sensownie wkomponować w kuchnie, a na szerokie więcej się nabrać nie damy. Według nas, jeśli cargo, to max 20-25 cm szerokości.

kuchnia10

Wnętrze szafek w pełnej krasie.

  • nie mam niestety doświadczenia z różnego rodzaju magicznymi, wysuwanymi mechanizmami, koszami i innymi dodatkowymi elementami wyposażenia szafek. W moim mniemaniu, cena takich kuchennych wodotrysków jest zbyt wysoka w stosunku do tego, co oferują – nie mówiąc o tym, że to kolejne mechanizmy, które mogą ulec awarii (coś na zasadzie różnicy pomiędzy tym samym autem z niewysilonym, benzynowym silnikiem a nowoczesnym dieslem). Keep it simple – to nasze osobiste podejście, z którym oczywiście nie musisz się zgodzić 🙂

Na koniec zaznaczam, że wszystkie przytoczone projekty były aneksami a nie osobną kuchnią. Pomijając subiektywne odczucia i odwieczną walkę na argumenty „kuchnia vs aneks”, nie sądzę, żeby to zmieniało wiele w powyższych wnioskach. Nie mam doświadczenia w remontach istniejących już kuchni, dlatego w powyższym wpisie brakuje opcji niskobudżetowego odnowienia starych mebli, którego efekty mogą być więcej niż dobre. Jestem pewien, że co bardziej dociekliwi dokopią się do udokumentowanych, bajkowo wyglądających projektów za trzy grosze 🙂 Analogicznie, nie mogę się pochwalić projektami kuchni za wysokie, 5-cyfrowe kwoty, więc nie dane było mi posmakować kuchennego luksusu (wierz mi, kilka mało optymalnych cenowo wyborów i trafienie na niewłaściwego pośrednika wystarczy, aby cena wystrzeliła w kosmos).

kuchnia12

Praca wre.

Mam nadzieję, że ten wpis nieco pomógł Ci w podjęciu decyzji, które przed Tobą. Zachęcam jednocześnie do śledzenia komentarzy poniżej – zazwyczaj idealnie dopełniają one temat wpisu i wnoszą do niego niesamowicie wiele.

Zazwyczaj na koniec pojawia się jakaś reklama. Tym razem będzie inaczej – dzisiaj będę na tyle bezczelny, żeby prosić Cię o bezpośrednie wsparcie. Jeśli ten wpis był dla Ciebie użyteczny; jeśli rozwiał pewne wątpliwości; jeśli pozwolił dokonać wyboru lub oszczędzić parę groszy; jeśli tylko chciałbyś za niego podziękować, serdecznie zachęcam Cię dzisiaj do wsparcia akcji Pajacyk. Wbrew pozorom, wsparcia możesz udzielić niezależnie od swoich możliwości finansowych, klikając (najlepiej codziennie!) w poniższy banner. Każde kliknięcie to parę groszy na ciepłe posiłki dla dzieci. Dla „chcących bardziej” podpowiem, że możesz przekazać Pajacykowi swoje punkty Payback (każde 400 punktów to jeden obiad dla dziecka!), przekazać 1% swojego podatku (KRS nr 0000136833, cel szczegółowy: „Pajacyk”) lub – do czego Cię szczególnie zachęcam – przekazać darowiznę. Chyba nie muszę przypominać, że każda złotówka się liczy, a ja będę niezmiernie wdzięczny, jeśli wspólnie zrobimy coś dobrego.

pah_pajacyk_banner_rectangle_300x250_1b

PS Pod koniec 2018 założyliśmy firmę zajmującą się projektowaniem i aranżacją wnętrz!  Jeśli nasz styl Ci odpowiada i sam jesteś przed przed mniejszym lub większym wyzwaniem z tej tematyki, zapraszamy do zapoznania się z ofertą naszej Pracowni Dobrych Wnętrz. A także, do odwiedzenia naszego mini-bloga. Daj znać, że jesteś czytelnikiem wolnymbyc.pl, żebyśmy wiedzieli, żeby przyznać Ci rabat na nasze usługi 🙂

90 komentarzy do “Nowa kuchnia? Złota rączka prawdę Ci powie :)

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Czemu na szczęście? Według szanownej lepszej połówki, inna nie pasowała – dla mnie to większego znaczenia nie miało. Ale może od razu kolejny wniosek, którego zabrakło we wpisie: lodówka w zabudowie to dość droga sprawa. Potrzebny jest dodatkowy mebel, a na dodatek, nie wiadomo czemu (podatek od fanaberii?) sama lodówka jest z reguły droższa niż wolnostojąca z podobnymi parametrami. Pozdrawiam.

    • Malina Odpowiedz

      Czemu na szczęście? Lodowki w zabudowie sa po pierwsze duzo mniejsze, płytsze od wolnostojacych, po drugie w tej samej cenie maja mniej funkcji. Widziales lodowke side by side? Cena spora, ale liczac zwykłą taka pod zabudowe + szafke na nia, to cena wychodzi podobna. Ale nie mozna sie takiej dwudrzwiowej powstydzic, by ja chowac w meblu. A cena tych pod zabudowe wynika z innej technologii chlodzenia sie samej lodowki, bo pracuje w zamknietym pudelku.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Hmmm – zgodzę się, że można mieć lodówkę side-by-side w cenie tej do zabudowy + szafka na nią. Uważam jednak, że taka „podwójna” lodówka to nie tylko kwestia ceny: to również potrzebna dodatkowa przestrzeń, większe ryzyko awarii (sporo części jest x2), zdecydowanie większe zużycie prądu i „zachęta” do marnowania żywności. Kiedyś wypowiedziałem się o takich lodówkach (klik) w sposób mocno prześmiewczy; dzisiaj jestem bardziej wyważony, ale nadal nie uważam, żeby to było sensowne rozwiązanie dla kogoś, kto nie ma w domu sporej gromadki dzieci.

  1. Jacek Odpowiedz

    Położyliście panele w kuchni? I jak się sprawują? W przypadku wycieku wody całosc paneli trzeba będzie wymienić.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Jest o tym we wpisie. Co do zalania… na razie panele przeżyły pierwszą awarię zmywarki (nowej!), z której ze 2 wiadra wody się wylały (nie jednorazowo). Zobaczymy jak będzie dalej, ale tak sobie myślę, że przecież mieszkanie jest ubezpieczone, więc ewentualne szkody powinny mieć pokrycie. Oczywiście, byłaby to uciążliwość, ale po co od razu pisać czarne scenariusze, zwłaszcza, że na razie widzę same plusy (łatwość kładzenia, brak efektu zimnej podłogi – ważne dla naszych maluchów, a także wrażenia estetyczne, subiektywne oczywiście)? Pozdrawiam.

      • Emi Odpowiedz

        W pierwszym mieszkaniu mieliśmy panele w kuchni i nie sprawdziły się – napęczniały w okolicy zlewu – nie mieliśmy zmywarki. Teraz znowu panele w kuchni + zmywarka i nie ma problemów. A w aktualnym mieszkaniu panele są zdecydowanie gorszej jakości niż w tamtym.

      • Katarzyna Odpowiedz

        Co do paneli w kuchni – to jak najbardziej polecam. Swojego czasu położyliśmy w kuchni najtańsze panele, ponieważ zależało nam na prowizorce przed generalnym remontem, i sprawdziły się znakomicie. Przeżyły poważne zalanie, które spowodowało wprawdzie wygięcie się paneli po bokach, ale po upływie tygodnia, kiedy wyschły, wróciły do swojego pierwotnego kształtu i po deformacji nie zostało śladu! Byłam naprawdę mile zaskoczona 🙂

        • Marta Odpowiedz

          Ja położyłam deskę barlinecką i generalnie jestem zadowolona. Co prawda zadrapania powstają w tym samym tempie co na panelach, ale nie ma odkształceń spowodowanych zalaniami (a zalewana jest regularnie, choćby przez koty, które rozchlapują wodę z miski). Generalnie polecam, przy czym lepszą opcją jest ciemna – na jasnej znacznie lepiej widać odgniecenia i zadrapania.

    • Adam Odpowiedz

      Panele w kuchni to już normalka, rzadko kiedy zdarzają się wycieki w kuchni, a jeżeli już to panele kuchenne są wodoodporne, panuje powszechny stereotyp niestosowania paneli w kuchni, ale to już przeszłość.

  2. Paweł Odpowiedz

    Ja jeśli drugi raz miałbym urządzać kuchnię to na 100% jednak dopłaciłbym do wysuwanych szuflad w dolnych szafkach. Dostęp do naczyń i produktów jest po prostu rewelacyjny. Nie trzeba się gimnastykować żeby coś wziąć/włożyć z tyłu szafki. Jak dla mnie to jest to super udogodnienie warte swojej ceny.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hmm, naczynia w wysuwanych szufladach? Wydaje mi się, że to może być ryzykowne nawet dla najlepszych mechanizmów – w końcu talerze swoje ważą, po wysunięciu szuflady ciężar mocno przesuwa się do przodu, ja bym nie ryzykował. Wystarczyło mi 40cm cargo, którego mechanizm nie wytrzymał zbyt dużego ciężaru.

      • Iwona Odpowiedz

        My użytkujemy takie szuflady, w których trzymamy całą zastawę, już 5 lat i nic się nie dzieje. Szuflady mają po 90cm szerokości, więc też ciężar jest inaczej rozłożony. U mojej mamy to samo rozwiązanie funkcjonuje równie dobrze od co najmniej 7 lat, więc polecam.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Z ciekawości zajrzałem na strony kilki producentów szuflad. Standardem jest obciążenie ok 20-25kg – osobiście nie wrzucilbym tam kompletu 12 dużych i małych talerzy (powinny się zmiescić jeśli chodzi o przestrzeń, a może się mylę?). Jednak wspomniana we wpisie jedyna-sluszna-firma-na-B dopuszcza w swoich produktach 30kg,a nawet do 60kg. Tyle, że wtedy sama prowadnica do jednej szuflady kosztuje ok 150zł 🙂 widać, że można, „wystarczy” dopłacić, ewentualnie podjąć (czasami nieświadomie) ryzyko uszkodzenia mechanizmu. Które – sądząc po Twoim komentarzu – wcale nie musi być jakieś szczególnie wysokie. Chociaż jak sobie przypomnę to nasze cargo…

      • Paweł Odpowiedz

        Tak już kilka lat trzymamy naczynia w tych szufladach i nic się nie dzieje. Te szuflady mamy dość duże – 90cm, cięższe naczynia stoją z tyłu szuflady. Ile to kg, nie liczyłem ale pewnie ze 20-30kg jest. Zresztą tych szuflad mamy 9 (6 dużych i 3 mniejsze na noże i inne pierdułki), jedna jest tak mocniej obciążona, reszta mniej, ale może rozłożymy w takim razie ten ciężar na 2 szuflady.

        Ale nawet jakbym miał wymieniać za kilka mechanizm w tej szufladzie to i tak uważam rozwiązanie z tymi szufladami za bajkę – wysuwasz i wszystko masz pod ręką i w zasięgu wzroku.

          • wolny Autor wpisu

            Silna ekipa się robi 🙂 Musiałbym sprawdzić takie rozwiązanie w praktyce, bo „na sucho” nie potrafię sobie wyobrazić jakichś wielkich różnic.

          • Kasia

            Ja mam takie rozwiązanie – w pracy. Ikea, maximera 80 szer, z wysokimi bokami. Bardzo powoli trzeba wysuwać – a zagląda się do niej ok 100 razy na dzień. Naczynie nie mogą być w wysokim słupku. Trzęsą się. specjalne uchwyty na talerze nie wchodziły w grę – ograniczają pakowność.
            Minus to syfienie się w takiej szufladzie oraz powolne zamykanie i otwieranie ze względu na ciężąr.
            Plus – naprawdę jest pojemna. I to bardzo.
            Otwierana co najmniej 100 razy dziennie przez 300 dni w roku juz od 4 lat. I to z mega obciążeniem pomimo 25 kg zalecanych. Nie było jeszcze usterki.
            Sama bym nie chciała takiego rozwiązania – a kiedyś bardzo mi się podobało. Wolę tak trzymać zapasy.

    • Malina Odpowiedz

      Warto dopłacic nie tylko do kilku dobrych szuflad i ze 2-3 cargo i zawiasow, ale takze do servo-drive. Wedlug mnie to nr 1 w kuchni. Szuflada na smieci otwietan po dotknieciu kolanem to najlepszy wynalazek jaki udalo mi sie nabyc do kuchni. Zawsze kiedy masz pelne rece obierkow lub mokre rece nad zlewem i chcesz wyrzucic resztki to nie masz czym otworzyc szafki z koszem… szafki kuchenne uzywane sa w calm domu najczesciej i musza byc wygodne. Nie warto oszczedzac na waznych rzeczach wykonanych na tyle lat. Mowie to jako gotujaca kobieta.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Ciekawa propozycja. Mam świadomość, że takie rozwiązanie jest przydatne w kuchni i kto wie – gdybyśmy o nim wiedzieli, może byśmy się skusili (zresztą z tego co widzę, taki zestaw można dokupić). Podczas pomiarów zaznaczyliśmy jednak, że ma być raczej prosto, więc nawet nikt nas nie namawiał na coś takiego. Tak sobie jednak myślę, że sporo ma to wspólnego z przyzwyczajaniem się do „dobrego”: czegoś nie masz (może nawet nie wiesz, że istnieje) i jest w porządku. Wystarczy jednak, że gdzieś się danym produktem zachwycisz, nagle okazuje się, że bez tego żyć nie można 🙂 Nie twierdzę, że tak jest w każdym przypadku (to, co napisałaś brzmi bardzo rozsądnie, chociaż osobiście nie dopłaciłbym 500 zł za takie usprawnienie, skoro całe życie dobrze radzimy sobie bez niego), ale chyba warto mieć świadomość, że w pewnym momencie kończą się potrzeby i sensowne usprawnienia, a zaczyna marketing i rozwiązania przydatne znacznie mniej, a kosztujące naprawdę sporo. Pozdrawiam.

        • Malina Odpowiedz

          Też wcześniej nie wiedziałam o servo-drive. Mieszkając w bloku miałam tez inne potrzeby i przyzwyczajenia, małe dziecko, które wcale nie korzystało z kuchni. Teraz córka sama próbuje robić sałatki, desery, przesiadujemy całą rodziną w otwartej strefie dziennej większość dnia. Teraz więcej robię przetworów, jesteśmy na diecie bezglutenowej, robimy nalewki, wędliny itp. Nam takie „coś” zaproponował stolarz. On na tym nie zarobił, bo kase brał za meble, mechanizmy kupowaliśmy osobno. Do dobrego szybko człowiek się przyzwyczaja. Przy naszym metrażu kuchni dorzucenie dokładnie 450zł za mechanizm do szuflady pod zlewem nie stanowiło znacznego wzrostu kosztu całej inwestycji w kuchnię. Chociaż ostatecznie na koniec tyle udało mi się jeszcze u stolarza utargować.

      • Zosia Odpowiedz

        Niesamowite,że teraz to trzeba pośladkami otwierać kosz na śmieci.Jedynych nie stać na podstawowe rzeczy a innym się w głowach poprzewracało.Jeżeli ktoś mówi o ważnych rzeczach w kategorii szafek, zawiasów czy frontów to naprawdę brak słów. Widzę jak jedni pracują ciężko i drudzy pracują ciężko, tylko różnica jest taka, że jeden doi drugiego.Mam na myśli prywaciarz i osoba zatrudniona u niego.Prywaciarz będzie myślał często o kolejnej drogiej głupocie w domu, albo samochodzie zamiast innym dołożyć do pensji.Póki nie pozbędziemy się tak ogromnych nierówności społecznych i własnego egoizmu nie ma szans na zadowolone społeczeństwo.Przepraszam,że może dotknęłam swoją wypowiedzią ,ale mam dużo złości w tym temacie.

        • Malina Odpowiedz

          Tak dotknęła Pani, Pani Zosiu i wcale nie ma Pani w tym skrupułów. Nie znajac sytuacji innej osoby, ocenia z pryzmatu szuflady. Przykro mi, ze zazdrosci Pani mechanizmu za 450zł. Nie wiem co Pani robi i czy pracuje, jakie zaangazowanie miała Pani w swą edukację ani jaki jest Pani stan zdrowia, dlatego w przeciwienstwie do Pani nie bede ocniac Pani sytuacji zawodowej i finansowej i dlaczego tak wrogo podchodzi do osob uczciwie zarabiajacych na etacie. W ogóle mnie to nie interesuje. Zbyt dużo mam swoich zdrowotnych zmartwień, by przejmować sie Pani samopoczuciem po dowiedzeniu się, że szufladę można otwierać nawet pośladkiem. Rety i tekst jak z kogel mogel… Marian, tu jest jakby luksusowo 😉

          • Kasia Rz.

            Najniższa emerytura albo renta w Polsce, to jest około 800 złotych na rękę, pensja minimalna 1200 na etacie, więc proszę sobie porównać „450 zł za mechanizm do szuflady pod zlewem” i 800 zł, które mają starczyć na cały miesiąc…

          • Malina

            Tylko jak mozna porownac emeryta do osoby w sile wieku? Zreszta… Kto ma rozkrecac gospodarke kraju, utrzymywac rencistow, bezrobotnych, ludzi na zasiłkach, jak osobom zaradnym, kreatywnym, mlodym chce sie podcinac skrzydla tylko dlatego, ze cos chca robic, robia, maja pomysl, szczescie i entuzjazm i placa ogromne podatki na funkcjonowanie kraju ze swej opodatkowanej wysoko pracy? Wie Pani ile podatku osoba dobrze zarabiajaca ma zabierane przez panstwo i tego przeznacza na Pani potrzeby, by miala Pani drogi, pzystanki, leki refundowane, opieke w szpitalu, policje, straz pozarna? Przeciez Pani od najnizszej krajowej placi moze z 500zl rocznie podatku… i z tego Pani utrzymuje szpital? Miedzy innymi na te renty i emerytury po 800zł, bo osoby wczesnie wypadajace z rynku pracy nie zdazyly odlozyc wystarczajacej kwoty na swoja rente i potem emeryture. Kto rencistom oplaca skladki zdrowotne dla ich dzieci, skoro oni nie placa swoich skladek? Jakby nie bylo lepiej zarabiajacych, to nawet Ci biedni by poumierali w tym kraju. Lepiej by sie Pani poczula, gdyby wszyscy zaczeli mniej zarabiac i placic mniejsze podatki lub wcale? Co daje pomnozenie biedy? Wieksza biede. Poza tym nawet nie wie Pani czy pomagam innym, czy nie. Jednak zlosc zaslepia Pani rozsadne analizowanie zycia, bo jak wyobraza sobie Pani z jednej sredniej krajowej pomoc calemu swiatu. Mozna pomoc, podzielic sie z kilkoma osobami, mozna pomagac bez uzycia pieniedzy, przez wiedze, prace itp. Nie po to sie pracuje, by potem swoj zarobek rozdac. Mam takze swoje potrzeby, koszty, rodzine, choroby… Nie pomagam tez roszczeniowym mlodym ludziom w sile zdrowia i wieku, jak Pani. Pani mnie tez w niczym nie pomogla. Jest zbyt duzo dzieci porzuconych przez nieodpowiedzialnych rodzicow lub pokrzywczonych przez los, ktorym sie pomaga…Ale pensja jest jedna. A Pani niech zacznie pozytywnie patrzec na swiat to i los do Pani sie usmiechnie. Moze tez milosc na wiosne przyjdzie, bo w zyciu lzej i milej jest w parze. Zycze szczescia i milosci.

          • Kasia Rz.

            Powtórzę jeszcze raz pensja minimalna 1200 złotych (i to w teorii, bo ile ludzi pracuje na umowach śmieciowych za jeszcze niższe stawki bez żadnego ubezpieczenia ani płatnego urlopu), a „ mechanizm do szuflady pod zlewem – 450 zł”.

          • Kaska

            Kasia Rz oraz reszta potepiaczy mechanizmu za 450 zl – kazdy ma prawo wyboru na co wydaje pieniadze czy co ma w ofercie, na tym polega wolny rynek. bezsensowne czepianie sie. Idac tym tokiem myslenia – porownajcie najnizsza krajowa 1200zl a lamborgini za 1 200 000… Nikt tu nie mowi ze swiat jest sprawiedliwy.

          • Zosia

            Po prostu rzeczy materialne mnie przytłaczają i nigdy nie będę w stanie zrozumieć ludzi którym dają szczęście(dla mnie pozorne szczęście), bo mi go nie dają. Nie rozumiem kobiet które jarają się malowaniem paznokci, zawiasem w drzwiach czy kolejnym ciuchem robionym przeważnie przez małoletnich na dalekim wschodzie.Może nawet zazdroszczę Pani ,że daje to Pani radość, bo mi nigdy jej nie dały rzeczy materialne. Cieszą mnie dobre relacje z ludźmi.Mam nadzieję,że chociaż napędza Pani swoimi zakupami naszą rodzimą gospodarkę.Dobrze,że jest taka różnorodność w upodobaniach,wartościach, celach i marzeniach.Pozdrawiam

          • Kasia Rz.

            @Malinko miła,
            brak Ci podstawowej wiedzy ekonomicznej, to właśnie najmniej zarabiający odprowadzają do budżetu państwa procentowo od swoich dochodów najwyższe podatki, a potem i tak w tych państwowych szpitalach umierają – ile różnych przykładów ostatnio o umierających dzieciach pozostawionych bez właściwej pomocy lekarskiej właśnie w szpitalach.

          • Malina

            Pani to potrzebna jest pomoc psychologa, a moze nawet psychiatry, bo nie radzi sobie z emocjami i zyciem w społeczeństwie. Po przeczytaniu Pani komentarzy, pod roznymi nie raz nikami na tym blogu, łatwo zauwazyc problemy z akceptacja innosci potrzeb, zachowan, charakterow, upodoban roznych ludzi ,majacych do tego prawo, a zyjacych na tym samym globie, co Pani. A na punkcie cudzych finansow ma Pani obsesje.

        • Beata Odpowiedz

          To, że ktoś za swoje pieniądze zarobione kupuje samochód czy szafki Ci przeszkadza, a dlaczego nie przeszkadza Ci, że Twoje ciężko zarobione pieniądze przejada rząd, kościół i patologia żyjąca na koszt państwa? Nie wiem, czy wiesz, ale żeby wypłacić najniższą krajową, pracodawca musi łącznie zapłacić jakieś 2200, a pracownik ma z tego 1300. Praca jest opodatkowana jak alkohol i dlatego jest źle.

        • ŁukaszO Odpowiedz

          Polecam obu Paniom przeczytanie książki „Bogaty albo biedny. Po prostu różni mentalnie.”

          Pani, która kupiła servo (też kupiłem 🙂 ) zrozumie dlaczego druga Pani zieje jadem na osobę, która ma cokolwiek więcej niż ona sama.

          Pani, która zieje jadem z powodu marnych 450zł na mechanizm do szafki może zrozumie, że sama jest powodem własnej sytuacji życiowej. NIKT nie jest temu winien. To Pani kreuje swój świat, zarobki, pracę, wydatki itd

          Najbardziej absurdalne wpisy jakie ostatnio albo kiedykolwiek czytałem 🙂 „Ludzie mało zarabiają a Pani kupuje serwomechanizm za 450zł” 🙂 BTW aktualnie w IKEA jest po 350 – także promocja!!

    • KaYa Odpowiedz

      Witam, zgadzam sie w 100%!! U mnie dodatkowa motywacja bylo uszkodzone kolano i wizja klekania i grzebznia w szafkach za czymkolwiek nie wchodzila w gre.

    • słowianka Odpowiedz

      dokładnie – oszczędność na szufladach dla mnie jest raczej skąpstwem niż rozsądnym planowaniem kuchni. Mam kuchnię (nie aneks) za ok. 4,5 tyś. robioną przez stolarza, wiec też nie szalałam cenowo, ale szanuję własny kręgosłup.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Hej, ja definicję szanowania kręgosłupa rozumiem nieco inaczej. Coś na zasadzie: organ nieużywany zanika, więc zdecydowanie polecam okazjonalne schylenie się po kilogram mąki 😉 pozdrawiam

  3. JarekP Odpowiedz

    Ładne kuchnie Wam wychodzą, więc w razie problemów z pracą albo z wypaleniem pracą możecie się przerzucić na projektowanie i wykonawstwo.

  4. Kosmatek Odpowiedz

    O, dawny wolny się odradza ; ).

    Wolny, a co z opcją 'ekipa stolarzy robiąca całe mieszkanie? Przy dobrym sprzęcie potrafią zrobić meble daleko solidniejsze od tych z metką.

    U mnie wyszło 6 lat temu ok. 5 tys. za 4 m plus barek w kuchni i 12 tys. za kilkanaście szt. regałów, szaf, biurek itd.

    Tacy stolarze jedynie mają tę 'wadę’ że najchętniej robią hurtem całe kuchnie lub mieszkania i niechętnie przyjedzaja dla jednej dodatkowej szafki. Ale właśnie przy twojej skali inwestycji mogliby się sprawdzić.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Niczym feniks z popiołu… kto wie, trzymaj kciuki 😉

      Niestety, z ekipami mam w ogóle małe doświadczenie. Zdaję sobie sprawę, że jakość takich mebli może być wysoka (lite drewno?), a cena nadal przyjazna. Jeśli możesz, napisz parę zdań jak to działa – jak znaleźć/zweryfikować firmę (nie mającą przecież placówki), co z projektem kuchni (domyślam się, że stolarz ogarnie to bez problemu?) i montażem. Zaciekawiłeś mnie.

      • Malina Odpowiedz

        Nam stolarz kuchnię 1.5 roku temu. W cenie projekt, wizualizacja, lakiernik, montaż, umowa i gwarancja oraz porada (po wykonaniu iluś kuchni facet zwyczajnie wie co sie sprawdza a co nie). Znajduje sie takich wykonawcow droga pantoflowa z polecenia. Teraz ten sam pan bedzie robił nam jeszcze 4 meble. Np. nietypowy do salonu, ktorego nie da sie w tym rozmiarze kupic, panel pod wymiar, z transportem i montażem oraz podwieszany sufit nad istniejaca juz wyspa kuchenna. Biurko 180cm robi w cenie, za ktora mozna w sklepie kupic cos a’la stolik na laptop. Rozbieznosc wycen tych 4 mebli przez 4 stolarzy to kwota rozniaca sie o 100%. Ostatecznie zdecydowalusny sie na pana, ktory robil nam wlasnie kuchnie – 1) sprawdzony juz przez nas, 2) dal najlepsza cene dla stalych klientow.Przy tej cenie i komforcie wniesienia i zamontowania, nie widze sensu kupowania gotowych mebli i samodzielnego skladania. Zreszta gotowy nie wpasuje sie wszedzie idealnie i nie bedzie mial tylu bajerow, co zrobiony pod indywidualna potrzebe.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Można tylko pozazdrościć 🙂 Ja pewnie nigdy nie „dorobię” się tak wartościowych kontaktów, skoro niemal wszystko robię sam. Może tylko dodam od siebie, że warto na własne oczy zobaczyć pracę poleconej ekipy, a nie zdawać się jedynie na rekomendację (nawet dobrych znajomych). Raz prawie popełniliśmy ten błąd – okazało się, że chyba mamy zupełnie inne pojęcie dobrze wykonanej pracy niż polecający 😉

          • Malina

            Stolarzom płaci się na koniec pracy,po montażu, zatem nic się nie ryzykuje. Jak coś jest niedopracowane, to musi wykonawca poprawić, albo nie dostanie zapłaty. Przed podpisaniem umowy ogląda się jego prace u innych w domu. Ostatnio była pani ogladać własnie moją kuchnię. Potencjalną klientkę skierował do nas stolarz, by zobaczyła na zywo jak wykonuje meble. Pani podjechała pod nasz dom i zpytała, czy ten i ten pan robił nam kuchnie i czy moze zobaczyć, bo zastanawia się czy zdecydowac sie na tego stolarza. Salony meblowe są koszmarnie drogie, ale stolarnie rodzinne juz maja ceny sklepowe. Młody syn czy córka zajmuje sie wizualizacjami, projektami itp. a ojciec pomiarami i wykonywaniem mebli. Tak tez jest z produkcja schodów. Jedziesz ogladać w stolarni pokazowe modele, potem do kogos u kogo robili, potem wymiary, pomiary, projekt z wizualizacją, obliczenia, żeby schody były wygodne i ergonomiczne itp. Przykład:Znalazłam sobie zdjecie w necie fajnych nowoczesnych schodów, skontaktowałam sie z salonem w Krakowie i wstępna wycene podali mi 40tys zł za 16 stopni z balustradą wzdłuz schodów wzdłuż antresoli. Nawet nie wiedziałam co robi głowny koszt przy tym modelu. Natomiast w moim mieście dwie ulice od nas, w dużej stolarni szef od razu powiedział mi co robi glowna cene schodów ze zdjęcia, co mozna czym zamienic, by wyszło taniej, ale jednakowo ładnie i solidnie. Zreszta on drewno ma swoje i nie zleca prac innym, tylko na miejscu ma swoich panów. Potem podałam mu adres do pomiarów i okazało się, ze mieszka na naszej ulicy. W związku z tym na wstępie powiedział, że balustradę wzdłuż całości zrobi nam w gratisie, a projekt potraktuje priorytetowo. Ludziom z osiedla robi szybciej i taniej niz zlecenia na wyjezdzie. Ostatecznie cena schodów dębowych wyniosła 30% ceny z salonu z Krakowa. Właściwie dzięki jego uprzejmości i sąsiedztwu. Czasem trzeba zaufac ludziom. Nie kazdy to zlodziej i partacz. Przeciez płaci się pod koniec. Wykonawca tez ponosi ryzyko, bo co zrobi potem ze schodami samonosnymi i 5 m balustrady do antresoli wpasowanymi do mojej dziury w stropie i wysokosci kondygnacji?

      • Kosmatek Odpowiedz

        Wolny, a więc tak:

        1) płyta zwykła, bo drewno lite byłoby dużo droższe; ale nie rozumiem nawet płyta jak bierzesz u stolarza, który zamawia ją u typowego hurtownika typowego producenta (np. Pfleiderer Grajewo) jest duzo solidniejsza od tych z metką (BRW, Ikea, a nawet Forte, które … też głównie bierze materiały z Grajewa).
        .
        2) Dobry stolarz ma narzędzia. A to oznacza, że np. krawędzie płyt „obtapia” jakąś taką grubą i solidną taśmą, a nie tasiemką o grubości kartki. Plus inne bajery.

        3) Ekipa stolarska to w moim przypadku zakład z regionu północno-wschodniego. Myslę, że w rejonie między Bydgoszczą a Gdańskiem też jest sporo takich zakładów.

        4) Szef-właściciel przyjeżdża do twojego miasta, robi u ciebie obmiar, ogląda układ światła w mieszkaniu itd. Daje próbniki, dobierasz co się podoba.
        Parę lat wcześniej robiliśmy kuchnię, łącząc bardzo ciemny orzech z czymś jasnym, niekoniecznie klonem. Nie chcieliśmy wyrzucać dobrych mebli, a kuchnia otwarta. Więc zadanie z doborem nowych nie było proste, tym bardziej że nienawidzimy terakoty i mamy panele bardzo-drewno-podobne na całym mieszkaniu. Nie było proste, bo trzeba było tak zaprojektować meble, aby nie było różnodrewnianej pstrokacizny.

        Nam pięknie podoradzał jak połączyć klon z orzechem, a to po to, że jasne meble wyglądałyby mdło, a ciemne ponuro. Więc mam takie różnorakie, np. gdzieniegdzie szuflady orzechowe, a drzwiczki klonowe, ale całe miaszkanie tylko w tych dwóch drewnach, co sprawia wrażenie znaczków z jednej serii.
        .
        I to jest przyjemne dla oka. Można powiedzieć, że majster zaprojektował nam wszystkie meble, to on doradzał jakie głębokości i szerokości stosować, by pomieścić różne rzeczy. Stworzył też maskownice na różne takie rury w kątach itp. (mieszkanie w bloku), nierówne ściany itd.
        .
        Mimo wszystko, nie jest tak różowo z takimi ekipami. Zazwyczaj robota się przeciąga w czasie. Zawsze coś przy tej ilości pomyli, czegoś nie dowiezie itp. Ja tam jestem tolerancyjny i macham ręką na to, że np. miało być o dwie półki do regału, po to aby potem móc więcej samemu regulować, a zapomniał zanotować. Albo, że nieco inne uchwyty dobrał niż wcześniej pokazywałem w katalogu (choć bardzo podobne). Na takie pierdolety mam w zwyczaju w życiu się nie spinać póki pasują i działają normalnie.

        • Kosmatek Odpowiedz

          Errata – na początku miało być mniej więcej tak:
          (…( bo drewno lite byłoby dużo droższe; ale nie rozumiem DLACZEGO płyta jak bierzesz (…) jest dużo solidniejsza, grubsza i taniej wychodzi niż „z metką”

  5. Kasia Rz. Odpowiedz

    Ach te nowe, piękne mieszkania z ciemną kuchnią bez okna czyli tak na prawdę bez podstawowej wentylacji i oświetlenia światłem dziennym. Gotowanie przy mieszance światła dziennego i sztucznego, to dla oczu koszmar. Biedna Pani Wolna. Tyle tyko, że kuchnia cała biała, czyli trochę światła odbija.

    Mieszkanie bez oddzielnej kuchni z porządnym oknem, to się nadaje dla kogoś, kto gotuje bardzo mało, ale dla rodziny? To oczywiście nie jest wasza wina tylko deweloperów i projektantów.

    Jak Pani Wolna będzie coś piekła w piekarniku (piekarnik w linii dolnych szafek), to będzie musiała cały czas pilnować, żeby dzieci się nie poparzyły – to też jest minus kuchni z aneksem.

    Glazura położona za nisko, powinna sięgać przy najmniej dolnej linii okapu.

    Czyi generalnie wizualnie bardzo ładnie, ale pod względem użytkowym, to mam wątpliwości.

    • Maga Odpowiedz

      Nie przesadzałabym z tym oświetleniem. Ja mam co prawda kuchnię osobną, z dwoma oknami, ale oka są małe i w takie dni, jak dziś nie wystarcza światło dzienne, zwłaszcza po południu. Jakoś nie odczuwam wielkiego dyskomfortu, a gotuję dużo, praktycznie codziennie.
      Co do piekarnika – niby wygodniejszy i bezpieczniejszy ze względu na dzieci jest piekarnik w słupku, ale czasem się nie da. Tzn, da się, ale np. kosztem estetyki lub powierzchni blatu roboczego. U mnie te dwie kwestie zaważyły na tym, że piekarnik mam w linii dolnych szafek, no ale ja mam dzieci już spore, więc kwestie bezpieczeństwa nie miały aż takiego znaczenia. Z drugiej strony – dzieci rosną (wiec ta niedogodność związana z pilnowaniem jest chwilowa), a piekarnik w słupku zostaje.

    • Paweł Odpowiedz

      Podejrzewam że Wolny kupił piekarnik z tzw. zimną szybą, czyli nawet podczas pieczenia szyba nie jest gorąca tylko lekko ciepła. Inna sprawa że dość łatwo otworzyć tak nisko zamontowany piekarnik a wtedy robi się niebezpiecznie. Ja u siebie zamontowałem go dość wysoko w słupku, dziecko dostanie do zimnej szyby ale już go nie otworzy.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Przyglądam się tej dyskusji i ze zdziwieniem obserwuję, że niekiedy przychylacie się do wyjątkowo słabych argumentów wysnutych na początku. Przecież to oczywiste, że współczesne piekarniki nie parzą (podwójna warstwa szyby, ta zewnętrzna ledwie ciepła przy nagrzanym piecu), a dzieci to rozumne istoty i takie, które są już w stanie własnoręcznie otworzyć piekarnik z łatwością zrozumieją przekaz pod tytułem „to niebezpieczne”.
        Piekarnik w słupku? Nie znam z praktyki tego rozwiązania, może i jest sensowne jeśli ma się miejsce w kuchni (jak ktoś wspomniał, zabiera on 60cm blatu, a to niemało) i domyślam się, że tu również płacimy za pewnego rodzaju modę.
        Sposoby na wentylację na nowych budynkach też są inne niż jedyne kiedyś dostępne uchylenie okna.
        Natomiast pisanie o oświetleniu nie widząc całego pomieszczenia jest dość zabawne, bo gotowaliśmy przez dłuższy czas w 6-7 kuchniach (aneksy + oddzielne) i mając porównanie muszę stwierdzić, że ta z wpisu na pewno znalazła by się na podium – absolutnie nie ma tutaj mowy o gotowaniu przy oświetleniu, chyba że przygotowujemy obiad w porze kolacji 😉

        • Paweł Odpowiedz

          Wolny nie każdy współczesny piekarnik posiada funkcję zimnej szyby, jeśli nie wierzysz to sprawdź.
          Ja bym tak do końca dziecku nie wierzył nawet jeśli jest już rozumną istotą, zakazany owoc smakuje najlepiej 🙂

          Piekarnik w słupku to żadna moda po prostu wygoda i bezpieczeństwo. Nie musisz się schylać coś do niego włożyć/wyjąć/zobaczyć, no i dziecko do niego nie dostanie. Nie każdy ma na takie coś miejsce w kuchni bo faktycznie blatu może być mniej, ale nad piekarnikiem możesz też zabudować sobie mikrofalówkę i już się robi więcej miejsca na blacie, a w miejsce piekarnika na dole dajesz szuflady 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Akceptuję te argumenty dotyczące piekarnika w słupku, brzmi sensownie. Natomiast jeśli chodzi o dzieci, to raczej jestem z tych rodziców, którzy starają się unikać chuchania-dmuchania, więc jeśli do dziecka nie docierają argumenty i naprawdę musi się przekonać o szkodliwości czegoś, to jego wybór (o ile to nie jest niebezpieczne dla zdrowia: dotknięcie piekarnika to co najwyżej chwila bólu i ślad na skórze, który przez krótki czas przypomni o konsekwencjach, a być może to doświadczenie nauczy dziecko, żeby bardziej wierzyć rodzicowi i unikać podobnych prób w przyszłości, w bardziej niebezpiecznych sytuacjach). Naszej starszej argumenty wystarczyły, pomogła też wielokrotnie czytana książka „Uwaga, to niebezpieczne” (polecam!). Jestem zwolennikiem uświadamiania i ostrzegania, a nie uniemożliwiania zrobienia sobie krzywdy – wszystkich przeszkód i niebezpieczeństw nie usuniemy. Ale chyba trochę zanadto zboczyłem z tematu 😉

          • KaYa

            Nie panikujmy z dziecmi! My tez bylismy mali ,piekarniki nie mialy zimnej szyby i staly na podlodze, czy macie z tego powodu jakas traume?!

        • Kasia Rz. Odpowiedz

          Jak widać na załączonym obrazku okna nie ma ani nad żadnym blatem roboczym ani nad zlewozmywakiem. Źródło światła naturalnego zawsze z tyłu, czyli pracujesz zasłaniając swoim ciałem blat roboczy albo zlew albo kuchenkę. Ale jeśli Wam to nie przeszkadza OK – Wasze oczy nie moje.

          Co do wentylacji nie sądzę, żeby w waszym mieszkaniu była klimatyzacja. Zapewne jest zwykła wentylacja grawitacyjna, czyli jeśli gotuje się np. najzdrowsze polskie warzywa czyli kapustę albo kalafiora, to nie ma cudów – zapach roznosi się po całym mieszkaniu.

          Ja tam wolę oddzielną kuchnię z dużym oknem, z widokiem na zieleń, z dużym stołem i terrakotą na podłodze. Jeśli gotuję coś takiego jak wspominana powyżej kapusta, to nastawiam garnek, uchylam okno i z kuchni wychodzę, zamykam drzwi, a w pokoju dziennym mogę w tym czasie nawet przyjmować gości:) I nikomu nic nie przeszkadza.

          • wolny Autor wpisu

            Okna są z tyłu, to prawda, ale jest ich tyle, że całe pomieszczenie jest bardzo jasne i nawet o tej porze roku, w pochmurny dzień nie ma mowy o gotowaniu w porze obiadowej przy sztucznym świetle.
            Wentylacja: pudło, jest mechaniczna, jest dodatkowo okap z odprowadzeniem (nie ślepy z prostym filtrem).
            Zapachy gotowania… oczywiście są, ale tu wkraczamy w argumenty pod tytułem „aneks vs kuchnia”, na które nie mam zamiaru się przerzucać. Każdy ma swoje preferencje, deweloperzy przeważnie oferują tylko aneks, nie ma się co przepychać i próbować udowadniać, że ktoś ma „rację”.

    • Agnieszka Odpowiedz

      Nie demonizowałabym dolnego piekarnika. Dzieci nie są głupie, wystarczy im wytłumaczyć, dać wyczuć, ze piekarnik jest bardzo gorący (może nie przykładać raczki bezpośrednio, ale z odległości ;)) i będą trzymały się z daleka – przynajmniej ja miałam takie doświadczenia.
      Zgadzam się natomiast z płytkami nad płytą grzewczą. Dużo gotuję, smażę i widzę jak bardzo się brudzą. Pół biedy, bo mogę je wyczyścić, ale z taką gołą ścianą może być ciężko.

  6. Tina Odpowiedz

    Potwierdzam, że mieszkańcom większych miast dobrze może zrobić na finanse poszukanie mebli kuchennych po mniejszych okolicznych miejscowościach. Nam się udało zaoszczędzić na tym duże kwoty. Podobnie robiliśmy potem ze stołem i krzesłami. Trzeba tylko uważać, bo nie zawsze trafia się na słownych producentów.

  7. Małgorzata Odpowiedz

    Jestem właśnie po remoncie w kuchni. Byliśmy nastawieni na zamówienie mebli na wymiar u sprawdzonego przez znajomych fachowca. Były pomiary, wstępna kalkulacja i byłoby ok, ale w momencie wyboru materiału wielkie rozczarowanie. pomimo kilkudziesięciu kolorów nic mi się nie podobało na 100%. Chciałam meble białe, ala drewniane. A to wszystko wydawało mi się takie plastikowe… Pan proponował również wspomniane niezawodne szuflady i urządzenia do szafek z wieczną gwarancją. Pomyślałam wówczas, że to jakiś przerost formy nad treścią. Te wszystkie mechanizmy w środku swoją jakością zdecydowanie przewyższają materiał, z którego miałyby być wykonane szafki. Z pewnością by je przeżyły. Ponieważ od początku chcieliśmy robić meble na wymiar, nie oglądaliśmy nic w sklepach. Przeszliśmy się więc i stwierdziliśmy, że meble w sklepach również są z materiałów dość tandetnych (słabych). Stwierdziliśmy, że nasze meble są lepsze jakościowo, tyle, że nie mają nowoczesnych rozwiąwiązań. W takiej sytuacji, ponieważ remont kuchni już trwał, a my nie mieliśmy pomysłu na meble, zdycydowaliśmy się na malowanie naszych starych (20letnich!!!) mebli, których fronty wykonane są z jakieś sklejki i były w kolorze dębu. Pomalowaliśmy na biało. Efekt? Dla mnie rewelacja! Również znajomi, rodzina oceniają zmianę na duży plus. Nawet nasz sceptycznie nastawiona z początku córka, zaskoczona jest efektem. Już dawno chciałam je pomalować, ale bałam się, że nie będzie dobrze. W takiej sytuacji nic nie ryzykowaliśmy, gdyż meble i tak przeznaczone było już do wyrzucenia lub na działkę. Ta praca sprawiła mi ogromną frajdę. Myślę, że za jakiś czas rok, dwa wymienimy meble na nowe, ale w tym czasie znajdziemy takie, które będą nam odpowiadały jakościowo i cenowo. Marcin, Twój wpis na pewno też będzie pomocny w dokonaniu właściwego wyboru.

  8. Przemek Odpowiedz

    Dodam tylko od siebie, że polecam szukać fachowców z mniejszych miejscowości oraz dobrymi opiniami. Za pierwszym razem sugerowaliśmy się ceną. Wybraliśmy firmę droższą bo myśleliśmy, że drożej znaczy lepiej. Zazwyczaj tak jest, niestety w naszym przypadku było na odwrót. Krzywo położone płytki, cieknąca woda z przewodów. Tydzień zamienił się w miesiąc razem z poprawkami. Na końcu jeszcze chcieli podnieść cenę za jak to ujęli „nieprzewidziane okoliczności”.

  9. Emilia Odpowiedz

    Proszę Cię jeszcze o kilka rad/odpowiedzi.
    1. Czy pomiędzy blatem a ścianą jest „coś” typu silikon czy akryl w tubie? Pisałeś że pomiędzy kaflami a blatem dałeś akryl w tubie ale czy pomiędzy blatem a ścianą coś?
    2. Blat dębowy który chcemy kupić w Castoramie ma szerokość 60 cm, meble dolne mają głębokość 51 cm. Sprzedawca w Castoramie powiedział żeby odsunąć meble od ściany i nie przycinać blatu. Tylko że wtedy widać będzie bok tej ostatniej szafki odsunięty od ściany. Chodzi mi o tą szafkę z szufladami. Czy meble mają być przy ścianie? Help!
    3. Kładąc kafle nie miałeś blatu właściwego tylko kładłeś kawałki które Ci zostały czy tak?
    Z góry uprzejmie dziękuje za odpowiedź.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      1. Nie, blat przyszedł bezpośrednio do ściany. Nie widzę sensu kładzenia tam czegokolwiek.
      2. Meble rzeczywiście w takim przypadku się odsuwa od ściany – zresztą z tyłu i tak powinnaś mieć trochę miejsca, chociażby na kable (prąd, woda) od zmywarki itp. To, o czym mówisz załatwi Ci szafka na wymiar (z jednym bokiem dłuższym) – oczywiście czegoś takiego w Castoramie nikt Ci nie zrobi, ale możesz też sprawdzić, czy mają pojedyncze płyty w kolorze mebli kuchennych -tak, żebyś obok ostatniej szafki postawiła ją pionowo i żeby zlikwidowała ona tą przestrzeń.
      3. Dokładnie tak, dawałem dłuższe kawałki żeby mieć poziom, oczywiście mógłbym dać właściwy blat, ale musiałbym go dobrze zabezpieczyć przed ubrudzeniem klejem.

      Pozdrawiam.

  10. Ania Odpowiedz

    Fajnie że się odezwałeś i że wszystko u was ok 🙂 Co do mebelków bardzo podoba mi się wasza ostatnia kuchnia. Ja w zeszłym roku pomalowałam swoje mebelki i wymieniłam uchwyty. A był to zestaw za 1200zł kupiony pięć lat temu nie pod zabudowę. Wyszło na tyle fajnie że nie zamierzam póki co wymieniać tych szafek 🙂 Co do szuflad ja preferuję drzwiczki otwierane na boki. Nie sprawia mi problemu sięgniecie głębiej po coś co zwykle nie jest na co dzień używane. U mojej mamy są szuflady i tyle jest nakładzione że ciężko je odsunąć. osobiście boję się że uchwyty się w końcu pourywają. Mam rocznego malucha w domu i jak piekarnik jest gorący to drzwiczki są dobrze ciepłe ale nie gorące. Pod kontrolą pokazaliśmy córce że to jest gorące i wie że nie może dotykać. Dziecko niestety samo chce się przekonać. Powiedz skąd te płytki i jak się sprawdzają przy czyszczeniu?

  11. Natalia Odpowiedz

    Właśnie planuję remont kuchni w swoim mieszkaniu i w tym, które wynajmuje. Świetny poradnik, bez niego wtopiłabym kasę tak jak Wy w pierwszym mieszkaniu.

  12. Pavelkuss Odpowiedz

    Choc nie wspomniales o tym w poscie – widze ze ostatnia kuchnia w koncu miala zachowana tzw zasade trojkata! Bardzo wazna w kuchni.

    Dla, ktorzy co planuja samemu taka inwestycje – droga zywnosci w domu:
    1) przechowanie – lodowka (swierzych nie dotyczy)
    2) mycie/ przygotowanie – zlew
    3) gotowanie – kuchnia, piekarnik, mikrowela, etc

    Wszystkie 3 powyzsze musza byc w tej kolejnosci w kuchni jesli blat jest prosty. Jesli jest w ksztalcie U musza byc blisko siebie.

    Miedzy kazdym z nich musi byc chocby skrawek blatu – przy wyjmowaniu z lodowki musimy miec gdzie cos odlozyc. Przy gotowaniu gdzie postawic talerz aby nalozyc potrawe itd.

  13. Marta Odpowiedz

    Nie ze wszystkim się zgadzam, dlatego piszę ten komentarz, dodatkowo chcę dodać swoje pięć groszy, może dla kogoś okażą się bezcenne 😉
    1. Gdzie zamówić 😉
    Najlepszą opcją jest wybrać producenta mebli z małej miejscowości 😉 Często tacy wykonawcy mają w swojej ofercie to samo co te ” salony meblowe” , tyle, że z dużo niszą marżą 😉 Całkowicie odradzam kupowanie w salonach „sieciowych ” typu „B. ” czy „A.M” , bo w domu wcale możecie nie być 😉 Moja koleżanka ,w tym samym czasie co ja, robiła kuchnie i wybrała właśnie meble z takiej świecówki, stwierdziła „co ja będę się wydawać kupię takie bo takie tanie a wygląd mają, nawet ok” powiem tylko tyle, że szybko musiała wymienić ;/ Dodatkowo zobaczcie sobie jakie takie meble są ” lekkie” ,słabej jakości w porównaniu z tymi robionymi na zamówienie , jak je otwieram mam wrażenie jakby miały za chwilę się rozwalić :/ dodatkowo robiąc meble na zamówienie możecie wygospodarować każdy centymetr 😉
    2. Szuflady
    sa bardzo praktyczne 😉 nie musisz robić przeszukiwań w całych szafkach aby znaleźć mały garnek, czy „nurkować” po mąkę która znajduje się na końcu szafki 😉 myślę , że to dobra inwestycja w wygodę 😉
    3. Cargo
    tak, to nie najlepszy pomysł ,jeśli chodzi o takie duże;) cargo ewentualnie 20-30 cm . Zamiast cargo polecam szafkę po której otworzeniu mamy oddzielne szuflady , uważam że bardziej praktycznie 😉 Pamiętamy że cargo cargowi nie równie 🙂 to właśnie zależy od producentów , ale chodzi mi tu o markę jaka wyprodukowała cargo nie o wykonawcę , bo on go nie wykonuje;)
    4. Oszustwa kiepskich meblarzy
    a)choć możesz mieć meble wykonane na zamówienie, mogą być kiepskiej jakości, chiński zawias za 1,5 złotych to częsta praktyka na miejskich rynkach, tam radzę nie szukać 😉
    b) szuflady na 45 cm choć cała szafka ma 60 cm, tak oszczędzają na wykonaniu , oczywiście niektórzy 😉
    5. Wyposażenie mebli akcesoriami z popularnej firmy b.
    są droższe, ale zdecydowanie lepsze od tych siecówkowych czy bazarowych ;D , gdy otwierasz je , czujesz że masz do czynienia z porządnym meblem 😉 warto zdecydować się na marki sprzedające właściwie to samo, tylko bez tej markowej , ekskluzywnej nazwy, dlatego bo są tańsze ( u dobrych producentów szybko znajdziesz ;)) Dodatkowo cena takiego wyposażenia zależy gdzie je zamówisz (patrz punkt 1.) jeśli zdecydujesz się na takie rozwiązanie, które ma 25? lat gwarancji , chcąc zrobić mały remont, odnowić kuchnię, wystarczy wymienić fronty, bo wnętrze mebli będzie dalej sprawne, co pozwoli nam zaoszczędzić 🙂

  14. Moniczka Odpowiedz

    Wygląda naprawdę obiecująco. Idealnie wpasowuje się w aktualne standardy z chęcią sprawiłabym sobie właśnie taką kuchnie.

  15. Adelajda Odpowiedz

    To i tak nie tak super cena… My ostatnio wymienialiśmy kuchnie i za podobny zestaw (4 szafki wiszące), dwie szafki na dole, szafka z szufladami, jedna szafka boczna i dwie małe na wymiar, ze spowalniaczami, blatem, nożkami, mosiężnymi uchwytami etc, dowozem i montażem wydaliśmy 7 tysięcy. Przy czym fronty z litego dębu.

    Pan niestety zaprzestał działaności i przekwalifikował sie

  16. Monika Odpowiedz

    Niejednokrotnie praca pochłania nasze życie. Staramy się znaleźć chwilę wolnego czasu ale ciężko można go wygenerować jak się tworzy coś takiego jak wy macie 🙂 Pozdrawiam ludzi szanujących swój czas i pracę 😉

  17. Pracownić Odpowiedz

    Kuchnia to chyba jedno z fajniejszych miejsc w każdym domu. Kuchnia musi być funkcjonalna z pomysłem, warto więcej czasu poświęcić na jej zaplanowanie.

  18. Marek Odpowiedz

    Super! Świetna robota! Na https://www.extradom.pl/ widziałem dzisiaj dość podobne kuchnie. Strasznie podoba mi się ta biała cegła na ścianie. Jak tak patrzę na nią, to sam chciałbym ją mieć u siebie. Pozdrawiam! Bardzo fajny blog 😉

  19. Justyna Odpowiedz

    Jestem wdzięczna złotej rączce za te rady. Mimo, że zajmuję się meblami zawodowo, to jednak remonty i projektowania wnętrz przychodzą mi z trudnością. Te informacji wiele mi ułatwiły. Dziękuję

  20. Solidne Instalacje Odpowiedz

    Znacznie trudniej jest mieszkańcom wielkich miast, gdzie zatrudnienie hydraulika lub elektryka jest kwestią przypadku. W związku z tym warto uruchomić polecenia sąsiedzkie, które zagwarantują nam wybór najlepszego specjalisty z okolicy.

  21. Cookandstyle Odpowiedz

    Dużo przydatnych rad, ja jednak musiałem zrobić meble na wymiar , dlatego że mam dość niewymiarowe pomieszczenie i musieli ogarnąć to spece. Twoja kuchnia wyszła również bardzo ładnie 🙂 Coś ala styl skandynawski, takie pomieszczenia naprawdę wyglądają ładnie.

  22. Grzegorz Suder Odpowiedz

    Panele w kuchni? Wow. Dawno nie widziałem takiego rozwiązania. Dobrze się sprawuje? Bo ja jednak bym się trochę obawiał ze względu na to, że w kuchni często się coś rozlewa, a panele za wodą nie przepadają.

  23. Basia Odpowiedz

    Dziękuję za tak cenne porady, fajnie trafić na kogoś, kto ma już to wszystko za sobą (i to na kilku przykładach!) i tak chętnie dzieli się wskazówkami. Muszę przyznać, że skutecznie przekonujecie do DIY 😉

  24. Marta Odpowiedz

    świetny wpis o tych kuchniach. Czy mógłbyś na maila przesłać mi namiary na producenta mebli, u którego robiłeś kuchnią podobną do tej z Ikei. Z góry dziękuję. Marta

  25. Agnieszka31 Odpowiedz

    Jeśli ma się trochę czasu no i oczywiście choć odrobinę wyobraźni to spod naszych rączek mogą wyjść takie cuda ❤ z mebli IKEi można zrobić na prawdę przeróżne kombinacje, tak samo jak się dobrze zakręcimy to możemy rozłożyć zapłaty za sprzęty kuchenne, teraz np kupowałam piekarnik BEKO BIR w media expercie to wziełam go an raty bez oprocentowania

  26. Tomasz Odpowiedz

    A ja proponuję tańsze rozwiązanie i równie wytrzymałe: wręcz tej samej jakości względem kuchni na wymiar za 7600 bodajże ( cena niska lub nawet bardzo niska): 8 snopków słomy i deski z wagonu bydlęcego zamiast szafek górnych. Koszt- max 400 zł. Wszystko wytrzymałe i przy odrobinie fantazji estetyczne

  27. Ewelina Odpowiedz

    Jak zakończyłeś krawędź kafli od strony salonu, jakaś listwa? Przycinałeś wszystkie płytki na tym brzegu żeby były równej grubości czy tylko te połówki są przycięte a reszta „cała” 🙂

  28. Ania Odpowiedz

    Piękna!!! Czy jest jakakolwiek szansa abyś podał mi wymiar całej dolnej zabudowy tzn. elki? 😀😍

  29. Radosna Odpowiedz

    Cóż, dla mnie składanie mebli to zawsze był dopust Boży… Zwłaszcza gdy meble były słabo odrobione, co się niestety nadal zdarza. Ostatnio kupiłam kanapę narożnikową polskiego producenta, jakość spasowania elementów niestety rodem z najgorszych lat „chińszczyzny”. Do tego fatalnie wykonane otwory pod wkręty lub ich brak w niektórych miejscach. Dobre bity do wkrętarki i urządzenie z funkcją wiercenia warto mieć pod ręką, bo bez tego ani rusz…

  30. Rafixxx32 Odpowiedz

    Naskładałem się mebli w życiu i szczerze mówiąc to już bym wolał tego nie robić xD Głównie z racji lipnego wykonania, źle naszykowanych miejsc na montaż itp. Producenci robią sobie nadal jaja z klientów – nie wszyscy, ale część na pewno. Zestaw bitów i wkrętarka – mus przy takich pracach, tak jak już ktoś wyżej pisał. Przynajmniej idzie sprawniej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *