Uznałem, że wszystkim nam przyda się chwila wytchnienia od nieruchomości, dlatego dzisiaj mały przerywnik, który wielu powinien zainteresować. Być może pamiętasz, że kiedyś pokusiłem się o zdefiniowanie kolejnych etapów niezależności finansowej (jeśli nie, gorąco zachęcam Cię do lektury!). Tamten wpis był wyjątkowo ciepło przyjęty i dziś chciałbym pójść jego tropem. Z poniższej lektury skorzystają zwłaszcza adepci sztuki oszczędzania – ci, którzy jeszcze są na pierwszych stopniach drabiny prowadzącej do stanu, w którym pieniądze będą jedynie skutkiem ubocznym tego, co robisz; czymś, co po prostu nie będzie przeszkadzało Ci realizować Twoich planów i marzeń.
Brzmi nieźle, ale początki niezależności finansowej są zgoła inne. Zwykle na tą ścieżkę trafiają Ci, którzy nieco się zagubili w pędzącym świecie lub jakieś wydarzenie skłoniło ich do wykonania zwrotu o 180 stopni. To przeważnie osoby, które najpierw trzeba wyciągnąć z mniejszego lub większego bagienka, z którego wydostać się wcale nie jest łatwo. Mam dla Ciebie jednak dobrą wiadomość: nawet jeśli nie odziedziczyłeś wielkiego bogactwa, nie sprzedałeś swojego start-upa światowemu potentatowi, ani nie zaliczyłeś złotego strzału na Bitcoinie, jesteś lub możesz stać się jednym z nas: ciężko pracujących ludzi, którzy właśnie swoją pracą (z odpowiednią dozą szczęścia i przypadku, nie zaprzeczę) mają szansę w przyszłości zajść w niemal dowolne miejsce, niezależnie od tego, gdzie teraz są. Brzmi górnolotnie, a do tego niezwykle prosto. Tak to wygląda u mnie z perspektywy czasu, po mniej więcej 10 latach pracy zarobkowej, odpowiedniego podejścia i finansowej nudy, wynikającej ze stosowania metod, które publikuję na blogu.
A później widać wszystko jak na dłoni…
10 lat to jednak szmat czasu i zdaję sobie sprawę, że dość łatwo mi pisać o efektach, kiedy najtrudniejszy etap mam już za sobą. Przyznaję: pierwsze lata to nie żaden ekspres, a poruszający się ślimaczym tempem parowóz, który ma przed sobą jeszcze straaaaasznie długą i krętą drogę. Mam tego świadomość, dlatego mój dzisiejszy przekaz jest prosty: to normalne, że rozpędzenie swoich finansów zabiera czas.
Pociąg do niezależności finansowej nie porusza się ze stałą prędkością. Na początku trzeba zrobić wiele, żeby w ogóle ruszyć go z miejsca. To wymaga determinacji, zdecydowanych działań i nieszablonowego podejścia. Zwłaszcza, jeśli zbyt mocno skręciłeś w stronę konsumpcjonizmu lub masz na głowie pożyczki i kredyty. Wtedy kalibracja kompasu na nowo nie wystarczy, najpierw musisz zatrzymać rakietę, którą pędzisz w odwrotnym kierunku!
Kiedy już to zrobisz, zaczniesz powoli. Naprawdę powoli, zdecydowanie wolniej niż byś tego chciał. Droga do niezależności finansowej działa podobnie jak efekt kuli śnieżnej czy magia procentu składanego – w końcu te trzy pojęcia są ze sobą nierozerwalnie powiązane. Dlatego to absolutnie normalne, że ruszysz stąd:
Liczby przy osiach X i Y są nieważne, chodzi raczej o zasadę.
Zaczniesz od 0 km/h (albo i niżej, jeśli zdążyłeś się ostro zadłużyć…) i przez pierwsze lata będziesz się poruszał ślimaczym tempem, nie ukrywajmy: nie czerpiąc raczej z tego szalonej satysfakcji i być może nawet nie czując rewolucji, której jesteś świadkiem. Prędkość w końcu wzrośnie, ale te kilka kilometrów na godzinę, które osiągniesz, nadal nie zrobi na Tobie większego wrażenia. Według mnie jedynym racjonalnym zachowaniem jest nie zrażanie się i wykorzystanie tej stagnacji na automatyzację finansów, wyzbycie się złych nawyków i zgłębianie wiedzy. A może i inwestycja w samego siebie, która w przyszłości zaprocentuje bardziej niż sądzisz!
Te pierwsze, pokonane w ślimaczym tempie lata absolutnie nie są stracone! O własne finanse najlepiej nauczysz się dbać na mniejszych kwotach, dzięki czemu poważne decyzje inwestycyjne poprzedzisz wieloma mniejszymi krokami (oraz wpadkami), które oswoją Cię z obracaniem pieniądzem i ryzykiem z tym związanym. Zdaję sobie sprawę, że wielokrotnie przechodzą wtedy przez głowę myśli „to nie działa”, „nigdy nie osiągnę zakładanego celu”, „to bez sensu”. Kluczem do ich odrzucenia są według mnie małe ustępstwa, które nie powinny Cię zbyt dużo kosztować, a które podniosą wewnętrzną satysfakcję do takiego poziomu, w którym nie będziesz czuł, że się męczysz czy odkładasz życie na później. Każdy powinien znaleźć taki złoty środek metodą prób i błędów. Sam odkryłem, że najwięcej daje mi sport – mając mój i tylko mój budżet, który co miesiąc się akumuluje i który mogę wydać na najbardziej nawet niepotrzebne sportowe gadżety, oszczędzanie w innych aspektach przychodzi mi zdecydowanie łatwiej. Wręcz naturalnie, bo skoro sport stoi wysoko w moich priorytetach i mam na niego wystarczające fundusze, to reszta zachcianek traci na znaczeniu. Dlatego też kilka miesięcy temu wprowadziliśmy system kopertowy dla sporej części naszych wydatków. Stała kwota co miesiąc trafia do takich kategorii jak sport, przyszłe wakacje, dobroczynność czy zbieranie na auto. Te koperty nie są i nie będą inwestowane, a jedynie (lub aż) posłużą na podwyższenie naszej satysfakcji z życia. Do kupek trafia też część nadprogramowych przychodów. Przykład? Nie cała premia czy wynagrodzenie za nadgodziny idą na zwiększanie naszej wartości netto – pewną część wrzucamy do którejś z „kopert” (w praktyce to oczywiście osobne subkonta) i dzięki temu czuję sens pracy po godzinach. Każdy jednak musi znaleźć odpowiedni dla siebie balans pomiędzy nagradzaniem siebie dzisiaj a budowaniem kapitału na przyszłość. Ktoś wybierze podróże, kto inny kolekcjonowanie torebek czy rozrywki typu restauracja/kino/zakupy w „nagrodę” – i nikomu nic do tego, w jaki sposób dana osoba się nagradza! Jeśli to skuteczne i nie wpływa w znaczący sposób na realizację przyjętych planów, to wszystko jest w najlepszym porządku.
Co się dzieje po kilku latach? Ano przyspieszamy – i to w zauważalny sposób. To jeszcze nie pierwsza prędkość kosmiczna, ale co miesiąc możemy już czuć satysfakcję z wykonanego planu i rosnących oszczędności czy coraz większych możliwości inwestycji.
To, co się dzieje później, to wręcz magia – inaczej tego nie potrafię określić. Jeśli odrobiliśmy pracę domową, na trzecim etapie cieszymy się kilkoma źródłami dochodów z niezależnych źródeł, a do tego coraz częstszym zmartwieniem jest to pod tytułem „co zrobić z nieplanowanymi nadwyżkami finansowymi”. Śmiej się, ale zarządzanie rosnącym portfelem to spore wyzwanie, które często generuje dodatkową pracę i obawy. Których oczywiście z całego serca Ci życzę!
Jak to wygląda czasowo? Ile lat będziemy mieli poczucie, że stoimy w miejscu, kiedy w końcu zaczniemy odczuwać powolny ruch w górę, a po jakim czasie nabierzemy wiatru w żagle? To zależy od wielu czynników, które dodatkowo są zmienne w czasie. Mimo to, uprośćmy kalkulacje i wykonajmy pewne ćwiczenie praktyczne. Bardzo subiektywnie i niedokładnie założyłbym, że czas na dojście do niezależności finansowej (niezależnie od tego, jak długi by on był) podzieliłbym na 3 równe części, które właśnie odpowiadałyby różnym prędkościom i – co za tym idzie – różnemu efektowi psychicznemu.
Zaznaczam, że to stany emocjonalne dotyczące satysfakcji z rezultatów obranej drogi, a nie ogólne odbieranie życia, które jest w znacznym stopniu niezależne od stanu finansów (w pewnych granicach oczywiście)!
Jednocześnie mam dla Ciebie dobrą wiadomość: to Ty jesteś maszynistą i konduktorem w jednym i to właśnie od Ciebie zależy, z jaką prędkością ruszysz maszynę i jak ostro będzie nachylona krzywa na powyższym rysunku. Znowu upraszczając, gazem i hamulcem sterujesz właściwie trzema zmiennymi, którymi są:
- Przychody
- Wydatki
- Rentowność inwestycji
Być może komuś się narażę, ale rentowność inwestycji będzie miała tutaj najmniejsze znaczenie. A raczej: z rynkiem nie wygrasz, nie wykręcisz niebotycznych stóp zwrotu, a co więcej, im większym kapitałem będziesz obracał, tym Twój potencjalny zysk będzie mniejszy. Z góry odrzucam tu wszystkie szybkie sposoby na bogactwo – nawet jeśli się to zdarza, to prawdopodobieństwo w Twoim czy moim przypadku jest znikome. Jeśli zatem zostajemy przy mało lub umiarkowanie ryzykownych produktach inwestycyjnych, to nie masz większych szans na powtarzalne kilkanaście i więcej procent zysku, zwłaszcza kiedy zaczynasz obracać większymi oszczędnościami. Niemal każdy może wykręcić tysiące procent zysku z małych kwot. Ba, korzystając z różnych promocji bankowych mógłbym pewnie to zrobić bez żadnego ryzyka! Ale konia z rzędem temu, kto utrzyma wysokie (procentowo) zyski wraz ze stale rosnącym kapitałem. To normalne, że są w nas jakieś blokady, które powstrzymują nas przed nieroztropnym ryzykowaniem tego, na co tak długo i ciężko pracowaliśmy.
Jeśli zatem odsuwamy rentowność inwestycji na bok, jako zmienną, która nie będzie się diametralnie różniła pomiędzy inwestorami, zostają nam dwa czynniki: przychody i wydatki. A nawet jeden: procentowy stosunek między nimi. Na stronie networthify.com znajdziesz niezwykle prosty kalkulator, który na podstawie jednej, jedynej zmiennej jest w stanie w przybliżeniu powiedzieć Ci, kiedy osiągniesz niezależność finansową. Tą magiczną zmienną jest właśnie procentowy udział oszczędności w naszym comiesięcznym budżecie domowym. Przykładowo, oszczędzając 10% dochodów, potrzebujesz ponad 51 lat do stania się w pełni niezależnym – niezależnie od tego, czy zarabiasz 10 000 PLN i wydajesz 9 000 PLN, czy zarabiasz 5 000 PLN i wydajesz 4500. Proste, prawda?
Jeśli podkręcimy ten wskaźnik do 30%, czas do osiągnięcia celu obniży się do 28 lat. Dla 50% oszczędności, wystarczy Ci jedynie 16,5 lat. Jednk niezależnie od scenariusza pewne jest, że przynajmniej kilka lat nie będziesz raczej przeglądał wykresów Twojej wartości netto z wypiekami na twarzy (zresztą później też nie, człowiek przyzwyczaja się do absolutnie wszystkiego). Prawdopodobnie około 1/3 całego okresu to będzie raczej ślimaczy ruch do przodu. Kolejna 1/3 to pewne parcie do przodu, a ostatnia 1/3 to już niepowstrzymany i dynamiczny wzrost wartości. Ze względu na ten pierwszy okres niezwykle ważne jest, żebyś nie czuł się stłamszony; żebyś nie odkładał życia na później. Tym sposobem po prostu nie wytrzymasz, poddasz się i zrezygnujesz z obranej drogi, która przecież nie musi być męczarnią, o ile ją trochę umilisz. Najlepiej zadbać o dobrą kondycję psychiczną już na początku, dlatego warto nauczyć się nagradzać od pierwszych kroków – tak, żebyś wyrobił w sobie dobre nawyki, a nie przykuł kulą do nogi na resztę życia.
Pamiętaj, że z biegiem czasu Twoja sytuacja majątkowa ma szansę się poprawić, dzięki czemu będziesz mógł zarówno poluzować nieco pasa, jak i podnieść kwotowo/procentowo poziom oszczędności. To właśnie kumulacja efektu procentu składanego oraz zwiększenia kwotowo i ilościowo comiesięcznych przychodów daje najbardziej pożądany efekt!
I jeszcze jeden, nie mniej ważny aspekt dzisiejszego wpisu. Skoro wiesz,w jaki sposób podkręcić prędkość wzrostu Twojego portfela, to na pewno znajdziesz też sposoby na to, żeby… nieco zwolnić tempo! Na pierwszy rzut oka pomysł wydaje się niedorzeczny: po co miałbyć zmniejszać prędkość dążenia do niezależności finansowej? Powodów może być wiele: ktoś może świadomie zmniejszyć rentowność swoich inwestycji, żeby minimalizować ryzyko i dzięki temu spać lepiej dzięki niższemu poziomowi stresu, który mu towarzyszy. Kto inny nie może już wytrzymać zaciskania pasa i po prostu musi spalić nieco grosza, na przykład spełniając któreś ze swoich marzeń, świadomie odkładając w czasie upragniony moment przejścia na wcześniejszą emeryturę. Ja również mam swoją motywację: otóż widząc i czując, że jestem gdzieś na przełomie drugiego i trzeciego progu prędkości, postanowiłem zarówno nieco poluzować pasa, jak i zwolnić obroty. To pierwsze realizuję przez wspomniane wcześniej fundusze celowe (system kopertowy), na które co miesiąc idzie całkiem pokażna kwota, której nie wliczam do mojej wartości netto – od razu traktuję ją, jako przehulaną. Obroty natomiast zwalniam z prozaicznego powodu: w moim przypadku, jak niestety w sytuacji znakomitej większości nas, moje przychody z etatu zależą niemal bezpośrednio od czasu, jaki przeznaczę na pracę. W zeszłych latach inkasowałem całkiem ładne sumki za różnego rodzaju dyżury i nadgodziny, często brane dobrowolnie, każdorazowo coś w związku z tym poświęcając: a to jakieś wyjście z rodziną, czas dla siebie, trening czy po prostu możliwość odprężenia się i napisania jakiegoś wpisu na bloga 🙂 Otóż u podstawy idei niezależności finansowej leży zawsze piękna idea: pozwól pieniądzom pracować ciężej, niż Ty. Idealnym przykładem jest mieszkanie, które kupiliśmy za pieniądze wypracowane przez niesamowitą liczbę godzin. Załóżmy (czysto teoretycznie oczywiście, bo o tym dopiero za kilka tygodni), że wynajęliśmy to mieszkanie za 2 000 zł. Ponieważ nie mamy noża na gardle (a przede wszystkim: kredytu do spłaty), te pieniądze możemy zagospodarować na różny sposób: przyspieszając comiesięczny wzrost naszej wartości (= zmniejszając czaspotrzebny na osiągnięcie niezależności), wydając (czy taka kwota przeznaczana co miesiąc podróże nie rozpala Twojej wyobraźni?), lub… kupując własny czas już dziś. I tą właśnie opcję wybrałem: zdecydowałem, że o ile nie będzie to abslutnie konieczne, przestaję dobrowolnie brać nadgodziny czy dyżury. Tym samym efektywnie będę pracował mniej, nie odczuwając większych braków w portfelu. O to właśnie chodzi w tej całej zabawie: każąc pieniądzom ciężko pracować, kupujesz własny czas i przeznaczasz go nie tak, jak Ci każe pracodawca czy jak wymaga tego Twoja firma, ale tak, jak tego pragniesz: leniuchując, realizując hobby czy marzenia, realizując się w dziedzinach, które nie przynoszą dochodu lub rozkręcając jakiś biznes, który jest Twoją pasją. Brzmi fajnie? Bo tak właśnie jest 🙂
Na koniec dzisiejszego wpisu chciałbym Cię zapewnić, że powyższe podejście naprawdę działa i nie ma co się zrażać słabymi początkami. To one budują nasz charakter, a także są pewną naturalną selekcją dla tych, którym jednak nie jest pisana niezależność finansowa. W tym „sporcie” jest inaczej niż w pozostałych dyscyplinach: tutaj najciężej jest na początku, bo właśnie tam efekty są najmniejsze. Kiedy jednak lawina zacznie schodzić, masz poczucie, że nie ma już takiej siły, która może Ci przeszkodzić, i to niezależnie od mniejszych czy większych potknięć. To jednocześnie sport długodystansowy: bliżej mu do biegania ultra niż do szybkich sprintów. Dlatego jeśli i Ciebie kręci to, co nietrywialne, wymagające czasu i poświęceń, ale dostępne dla nielicznych, prawdopodobnie nieźle byś się sprawdził w kroczeniu do niezależności finansowej.
Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi wpisami na blogu, serdecznie zapraszam Cię do zapisania się na newletter! Za chwilę dobijemy do zadowolonych 1000 subskrybentów, którzy otrzymują abslutne zero spamu 🙂
Hej Wolny!
Bardzo lubię Twoje przemyślenia na temat niezależności finansowej 🙂
Całkowicie się zgadzam, że kluczowy jest tutaj charakter i cierpliwość. Bo niezależność finansowa jest dla każdego, ale właśnie brak silnej woli i charakteru powoduje, że wiele osób nawet nie próbuje podjąć wyzwania. A szkoda 🙂
W tym pierwszym etapie, który zdecydowanie jest najtrudniejszy i tak jak napisałeś czujemy się jak w bagienku, polecam każdemu nabyć pewną umiejętność o której mówi Sławek Muturi:
„Umiejętność życia poniżej swoich możliwości finansowych”
To nie oznacza wcale „dziadowania” i życia na niższym poziomie. Po prostu oznacza racjonalne podejście do swoich możliwości finansowych. Na przykład gdy zarabiam 2000 zł, to wydaję 1950 zł, jak zarabiam 3000 zł, to wydaję 2800 zł, jak zarabiam 4000 zł, to wydaję 3500 zł itd. Musimy nauczyć się nie wydawać pieniędzy tylko dlatego, że je mamy.
Oczywiście w międzyczasie przy każdej podwyżce warto się nagradzać. A najlepiej tak jak napisałeś znaleźć pasję, tak jak sport w Twoim przypadku. Wtedy jest dużo łatwiej, bo reszta zachcianek traci na znaczeniu 🙂
PS. Dzięki za kalkulator, nie słyszałem o nim, a bardzo lubię takie „zabawki”. Pokazał mi, że za około 15 lat będę wolny finansowo, czyli w wieku 42-43 lat. Oby to się sprawdziło, taki wynik biorę w ciemno! 🙂
Miłego dnia! 🙂
Kalkulator proponuje traktować z przymrużeniem oka, bo niemożliwym jest utrzymanie stałych warunków (procentowego stosunku zarobki/wydatki), ale ja też lubię takie proste narzędzia. Nawet jeśli wynik nie jest dokładny, to jest jakimś przybliżeniem i motywacją do dalszej pracy. Pozdrawiam!
Ja to bym chciała doczekać czasów, kiedy ludzie przestaną oceniać się przez pryzmat poziomu zarobków, bo niezwykle przykre jest dla mnie to z jaką falą pogardy spotykam się jak już przyznam się, że pracuję za najniższą krajową. Nie wiem co się stało z ludźmi, może zawsze tacy byli (?), ale to niezwykle przykre, że pracę postrzegamy tak zerojedynkowo – duże zarobki=dobra praca, małe zarobki=zła praca. Biorąc pod uwagę czas spędzany w pracy to pieniądze nie powinny byś jednym wyznacznikiem.
Ależ te czasy już nastały – tacy ludzie istnieją i jest ich całkiem sporo 🙂 Natomiast ci, którzy oceniają ze względu na zarobki niestety będą istnieć zawsze, bo zawsze będzie ktoś dla kogo pieniądz jest najważniejszy.
Jeżeli ktoś Tobą gardzi z tego powodu, to… w sumie dobrze, bo wiesz że zadajesz się z osobą która ma nieco skrzywiony system wartości i nie musisz się przejmować jej opinią 😉 Tylko zanim taką osobę skreślisz upewnij się, że to faktycznie pogarda, a nie np. niefortunnie wyrażone współczucie albo próba doradzenia co zrobić, żeby poprawić sytuację? Nie mówię, że praca za najniższą krajową jest zła, ale z tego co piszesz u siebie wynika, że akurat Twoja Ci nie daje satysfakcji, więc ktoś mógł próbować w dobrej wierze poradzić coś, co odebrałaś jako pogardę?
Dobry wpis Wolny 🙂 . Wydaje mi się, że dlatego tak niewiele procentowo osób jedzie tym pociągiem rozpędzającym się w miarę upływu czasu bo nie lubi czekać na efekty i dlatego nie zaczyna. Moja żona przy nowych projektach często powtarza zdanie „trzeba zacząć to robić a za rok, dwa czy pięć będzie zrobione – a czas tak czy siak mija” To jest chyba sedno problemu – nie myślimy teraz o tym co będzie za dziesięć lat – jesteśmy jak „młodzi bogowie” z reklamy ubezpieczeń. A przecież wystarczyło na przykład 10 lat temu rozpocząć taką drogę jak Ty by być tu gdzie Ty (zakładając wspomnianą przez Ciebie ciężą ukierunkowaną pracę przy odrobinie szczęścia) zamiast czekać na lepszy moment by zacząć. I tak mija ten czas a pociąg stoi na stacji początkowej – bo jeszcze jest czas. Tak samo jak z dążeniem do wolności finansowej jest ze spełnianiem marzeń. Jeżeli nie podejmiemy decyzji, że wsiadamy do pociągu i zaczynamy go rozpędzać w kierunku spełniania marzeń to będziemy stali na stacji i narzekali, że się nie spełniają. A wiem co mówię bo swój pociąg z marzeniami rozpędzam od kilku lat. Z Twoich rad odnośnie finansów – a także rad kilku innych autorów również korzystam od kilku lat i też widzę jak pociąg ładnie się rozpędza. Także w pełni popieram przedstawione przez Ciebie stanowisko i zachęcam do dalszego tak dobrego jakościowo szerzenia świadomości sprawczości.
Pozdrawiam i dziękuję.
marzyciel
Fajny komentarz, fajne przemyślenia. Dziękuję i trzymam kciuki za kolejne lata 🙂
Wolny, jednej rzeczy nie rozumiem. Piszesz, że kupujesz swój czas już dziś i nie bierzesz nadgodzin i dyżurów. A w poprzednim wpisie przyznałeś się, że przeznaczyłeś trzy tygodnie swojego urlopu (!) na remont mieszkania, narzekając, jaka to ciężka praca. Coś mi tutaj zgrzyta 🙂
Tak, ten rok ma być właśnie zdecydowanie luźniejszy w pracy ZAWODOWEJ, co nie znaczy, że lżejszy w ogóle 🙂 Byłem świadomy, że remont mnie pochłonie, chociaż nie do końca świadomy, że tak bardzo. Natomiast właśnie dlatego, że remont to olbrzymie poświęcenie, staram się zluzować gdzie indziej. Byłem gotowy poświęcić (nawet całkowicie) 3 tygodnie w zamian za to, co zyskałem i mając przed sobą wizję znacznie lżejszych kolejnych miesięcy, podczas których naładuje baterie i nie będę starał się walczyć w innych obszarach.
Dzięki za Twoje przemyślenia.
Swój system kopertowy już 3 lata prowadzę. Trochę to śmieszne ale niezwykle skuteczne 🙂
Ciekawi mnie ilu subskrybentów wciąż otwiera wiadomości i ilu wchodzi do wpisu. Możesz się tym podzielić ?
Nie mam pod ręką statystyk (zresztą nie ma się czym chwalić, 2-letnia przerwa w blogowaniu zrobiła swoje…), ale po wysyłce newslettera widzę zdecydowany wzrost aktualnych sesji na stronie.
Wolny,
Super wpis. Lubię takie „klimaty” 🙂 Właśnie jestem na podobnym etapie w życiu.
Na szczęście, kiedy w 2011 roku zaczynałam moje dorosłe życie w Krakowie z 2 tys zł oszczędności miałam już dość silną motywację i jakieś początki wiedzy odnośnie wolności finansowej. Dlatego moje jedyne zadłużenia zawsze wynikały albo z kredytów hipotecznych albo z kartami kredytowymi (ale! na zasadzie 123 proc zwrotu przy zakupach). Nigdy nie miałam kredytów konsumpcyjnych ale zawsze jak pożyczałam kasę to było to pod inwestycję.
Mam też dylemat taki jak ty. Z jednej strony fajnie byłoby już być na „emeryturze” ale z drugiej strony nie stać mnie, aby najfajniejsze lata życia (25-45) ciężko pracować. Mam 32 lata, męża, dwójkę dzieci i też chcę trochę pożyć 😛
Pozdrowienia,
Beata
Można dojść do takiego etapu w 7 lat? Jak widać można, takich wyjątków jak ja jest wbrew pozorom całkiem sporo 🙂 pozdrawiam i życzę owocnego szukania tego złotego środka!
Fajny wpis.
Jak ktoś chce w miarę łatwo przyspieszyć swoją drogę do wolności finansowej proponuję wyjazd za granicę i podjęcie pracy tam. Polecam Anglię. Proste rozwiązanie ale nie łatwe i nie dla każdego. Ciężko potem wrócić jak przyzwyczaimy się do luksusu.
Druga rada to pomóc dzieciom w tej drodze i odkładać dla nich od narodzenia. W tym momencie gdy zaczną pracę mogą mieć już 25 lat oszczędzania za sobą!!! W tym momencie już są pod koniec drugiego etapu. Za tym też musi iść edukacja finansowa by wiedzieli czym jest oszczędzanie i do czego dążą.
Obecnie jest to super proste dzięki 500+. Korzystajmy póki dają.
Łukasz, dobre i konkretne rady 🙂
Łukasz, z tym pomaganiem dzieciom to bym się tak nie wyrywała, bo dzieci i ludzie są różni. Sama znam masę osób, które otrzymały dużo na start i spoczęły na laurach lub po prostu przepuściły te pieniądze. Bardzo wiele zależy tutaj od człowieka i od wychowania, bo skoro chcesz już dać swojemu dziecku duże pieniądze na 25 urodziny, to masz 25 lat, żeby uczyć go szacunku do tych pieniędzy i dopilnować, żeby mu się raz dwa nie rozeszło. Michał z oszczędzanie na etacie jest osobą, która w smutnych okolicznościach zaczęła życie ze sporym buforem pieniężnym i bardzo po nim widać jak poważnie do tego podchodzi.
Bardzo długi i merytoryczny wpis. Szkoda tylko, że większość osób nie ma takiej cierpliwości. Ja jestem trochę niecierpliwy i gdybym miał czekać na efekty latami to byłoby dla mnie nie do zniesienia. Jednak wiem, że należy nad tym popracować, bo może dzięki temu będzie mi się lepiej żyło w przyszłości.
Widać, że jesteś wnikliwym obserwatorem 🙂 Bardzo fajne wnioski wypływają z Twojego artykułu, dziękuję za ten przerywnik od cyklu o inwestycjach na wynajem!
Miałem wrażenie, że nie wszyscy z takim samym zainteresowaniem czytają o tematach mieszkaniowych, więc chociaż jeszcze 3 wpisy przed nami, to przerywnik zdecydowanie się przydał.
Ja się przyznam, że wpisy mieszkaniowe omijam, bo dla mnie zbyt odległa przyszłość 😉
Póki co mam takie marne biedne cele jak spłacić swoje długi 🙂
Dlatego kolejne wpisy mieszkaniowe będą publikowane co drugi tydzień. Chociaż następny powinien Cię zainteresować, bo będą dokładne koszty wykończenia oraz sporo zdjęć z naszego mieszkania. Warto chociaż zerknąć pobieżnie.
Przeczytałem artykuł i tak sobie pomyślałem: kurcze dokładnie tak samo robię jak Wolny i już w sumie nawet nie wiem czy moje podejście wynika z faktu że sam do tego doszedłem czy wziąłem przykład z Ciebie 🙂
Mam identyczny system kopertowy jak Ty. Np. na wakacje odkładam co miesiąc jakąś sumę i już tego nie wliczam do wartości netto ani nigdzie nie ujmuję. Zakładam jakbym tych pieniędzy już nie miał. Dzięki temu łatwiej jest mi później wydać te pieniądze bo tak to bym się zastanawiał że przecież o te 5tys. obniży się moja wartość netto, a tak mam spokojną głowę jak jadę na wakacje 😉
Druga sprawa, dodatkowe pieniądze które mamy z inwestycji w mieszkania już teraz konsumuję. Konsumuję w ten sposób że dzięki nim mogłem odejść z etatu i skupić się na własnej działalności. I już nie zasuwam po kilkanaście godzin na dobę tylko dużo mniej i na zdecydowanie większym luzie. Nazwałbym to takim pół rentierstwem. Nawet jakby się coś złego stało to pieniądze z wynajmu pozwolą nam przeżyć na co prawda dość niskim poziomie ale jakby trzeba było to byśmy przeżyli 🙂 Owszem można byłoby te pieniądze reinwestować i nadal zasuwać w 2 robotach ale doszedłem do wniosku że życie jest za krótkie i że wolę już teraz z niego korzystać niż np. za 10 lat. Aktualnie mam dużo więcej czasu dla siebie i dla rodziny. Mogę sobie sam dowolnie planować dni, tygodnie i miesiące. Mogę sobie w środku dnia pozałatwiać jakieś sprawy, wyjść z dzieckiem na plac zabaw czy pojeździć rowerem. A pracować mogę z samego rana, po południu czy wieczorem. Kiedy mi pasuje. W etacie zawsze mnie denerwowało to że muszę siedzieć za biurkiem 8 godzin i jak jest piękna pogoda to nie mogę pójść na spacer, pojeździć rowerem czy pójść do lasu posłuchać ptaków 😉 Teraz ten problem nie istnieje. Takie kupowanie czasu jest mega fajne 🙂
Wolny tak poza tym ten wpis sprzed kilku lat o etapach niezależności finansowej uważam za kultowy. W sumie to dzięki temu wpisowi jestem tu gdzie teraz jestem 🙂 Dzięki 🙂
Nie przesadzaj, aż takich zasług bym sobie nie przypisał. Ja staram się podsuwać pomysły i dawać przykład, tylko tyle i aż tyle. Cała reszta zależy od Was.
A system kopertowy działa na mnie z tego samego powodu: normalnie miałbym problem z wydaniem jednorazowo większej kwoty, na przykład na wakacje czy zmianę auta. Dokładając po trochu na subkonta i niejako zapominając o tych pieniądzach, łatwiej będzie mi je ruszyć. Chociaż nie sądzę, żeby wiele osób miało ten problem jak ja: możliwość pozwolenia sobie na coś fajnego i jednoczesny wewnętrzny opór przed zrobieniem tego.
Pozdrawiam i cieszę się, że tak fajnie to sobie poukładałeś. U mnie jeszcze tak różowo nie jest, ale ten rok jest przełomowy i myślę, że jestem już bliżej niż dalej o podjęciu decyzji zmieniających wiele.
Oczywiście sam do wszystkiego doszedłem i dochodzę ale Twoje wpisy jak również blog Marcina Iwucia dawały mi i nadal dają niesamowitego kopa 🙂
A do tego wpisu o etapach niezależności powracam co najmniej kilka razy do roku 😉
Fragment który kiedyś na mnie najbardziej działał i dawał niesamowitą motywację był ten:
„w pewnym momencie zaczynasz patrzeć na pracę jako coś, co ma dawać Ci satysfakcję i poczucie spełnienia. Ma Cię stymulować psychicznie, ma mieć jakieś znaczenie. A jeśli nie ma? No cóż – przecież nic Cię tu nie trzyma, nikt nie zmusi do marnowania życia w imię czyjegoś interesu. „
Dobrze, że końcowo tak pozytywnie wyszło, bo czasami aż sam nie dowierzam, jakie mam przełożenie na myślenie innych. Chyba muszę częściej przypominać we wpisach, że każda decyzja jest Wasza i tylko Wasza, a reklamacji nie rozpatrujemy 🙂
Cześć,
czy mogę mieć do Was niedyskretne pytanie? Czytając to co piszecie, staram się umiejscowić wasze miejsce w drodze do wolności finansowej na osi etapu życiowego. Mówiąc wprost, w jakim wieku jesteście, czy macie dzieci, jeśli tak to w jakim są wieku, no i jak długo pracowaliście na aktualny stan majątku/wartości netto? Jakiej kwoty miesięcznie oczekujecie, aby móc powiedzieć, że jesteście wolni?
Jeśli o mnie chodzi to uaktywniłem się zawodowo w 2010r. Nigdy dużo nie wydawałem i raczej wszystkie zarobione pieniądze reinwestowałem, a jeśli już możliwości inwestycji w firmie się skończyły to zacząłem po prostu odkładać, a od 2016 inwestować w nieruchomości – flipy. W tym roku zostawiam sobie pierwsze mieszkanie na wynajem. Miało iść na flipa, ale stwierdziłem, że jest w zbyt dobrej lokalizacji, żeby je sprzedać. Jeśli wyprzedałbym firmę i wydał całą gotówkę to byłbym w stanie zakupić mieszkanie do którego chcemy się przeprowadzić, a nasze aktualne, podzielić na pokoje i wynająć uzyskując około 4500zł miesięcznie z najmu dwóch mieszkań (7 pokoi). Kredytu nie mam jednak wydaje mi się, że powyższa kwota nie pozwoliłaby mi czuć się bezpiecznie. Wydaje mi się, że 7000zł miesięcznie to kwota jaka byłaby wystarczająca – choć na chwilę obecną wydajemy ledwie ułamek tej kwoty. Nie jestem w stanie zaplanować kiedy to osiągnę ponieważ, moja działalność gospodarcza jest mocno nieprzewidywalna, jednak w najczarniejszym scenariuszu daje sobie jeszcze 10 lat zanim będę mógł powiedzieć, że jestem wolny. W najbardziej optymistycznym,to jakieś 3 lata. Na dzień dzisiejszy mam (jeszcze) 29 lat i pierwsze dziecko w drodze.
Hej, już chciałem na szybko odpisać, ale… w sumie Twoje pytanie zmotywowało mnie do ruszenia 2 wpisów, które leżą odłogiem. Obiecuję, że w najbliższych tygodniach znajdziesz na blogu odpowiedzi na większość Twoich pytań. Dlatego też zapraszam do regularnego zaglądania lub zapisania się na newsletter 😉 pozdrawiam!
Moim zdaniem świetnie ci idzie. Z tego co mówisz to jesteś na szybkiej drodze do pełni szczęścia w życiu.
Każdy w pewnym momencie porównuje się z innymi i to jest całkowicie normalne. Też tak miałem i dalej mi się zdarza. Tak mi się wydaje, że to wynika z niepewności czy obraliśmy dobrą drogę, czy wygrywamy z średnią.
Uważam, że jak się porównywać to z takimi do których aspirujemy albo nie porównujmy się w cale i róbmy swoją robotę. To też się świetnie sprawdza.
W porównaniu z Zuckerbergiem (ten sam rocznik) to finansowo słabo 🙂 Za to znacznie lepiej wyglądam 🙂 Żeby mu dorównać wystarczy, że założę międzynarodowy biznes. Wbrew pozorom to nie jest aż takie trudne jak się wydaje. Przynajmniej wiadomo co trzeba zrobić i można to robić lub nie.
Mam 34 lata, 2 dzieci (5 i 7), firmę, brak kredytów i poduszkę na kilka lat. Mój dochód pasywny w 100% pokrywa średnią kosztów z życia za ostatnie 3 lata. W zasadzie jestem wolny i żyje na dużym luzie. Psychicznie nie czuję jeszcze wolności finansowej. U mnie granica w głowie to 3 krotność kosztów życia. Nie wiem dlaczego akurat tyle ale tak mam.
Moim zdaniem nie oglądaj się na innych i rób swoje. Niedługo znajomi będą porównywać się do ciebie a ty cały czas będziesz odjeżdżał.
Samo porównanie z Zuckenbergiem pokazuje, że masz do siebie spory dystans. To też poniekąd zasługa sytuacji, którą wypracowałeś i pewności siebie, jaką ona daje, prawda? Także chyba mamy kolejną zaletę bycia finansowo zaradnym 🙂 a, co mi tam, ja też ten sam rocznik 🙂 pozdrawiam!
Dzięki! Działamy dalej! Na chwilę obecną już osiągnąłem swego rodzaju spokój ducha, bo wiem, że wypracowana sytuacja, pozwoli mi poradzić sobie w większości przykrych sytuacji jakie mogą nas spotkać w życiu. Dla mnie to poczucie jest bezcenne.
Cześć, dawniej zgodziłbym się z Tobą w 100%, dzisiaj jedynie w 50 🙂 Owszem, pokaźna poduszka finansowa (powiedzmy, pozwalająca na kilka lat życia bez przychodów) i brak kredytów na karku daje niesamowity spokój ducha. Natomiast:
1) nie musimy osiągać pełnej niezależności finansowej, żeby to poczuć. Większość z lęków siedzi w naszych głowach i tylko od nas samych zależy, w jakich warunkach te lęki odegnamy. Dlatego zabezpieczenie finansowe pomaga, ale nie jest warunkiem koniecznym do spokojnego snu.
2) mi chyba jeszcze więcej niż silne finanse pomaga to, czego się nauczyłem przez ostatnie lata, wykonując najróżniejsze projekty. W przypadku sytuacji nadzwyczajnych, których skutków i rozmiarów nie przewidzisz pieniądze w ciągu jednej nocy mogą wyparować a nieruchomości na wynajem mogą przestać być cokolwiek warte (np. w wyniku ich zniszczenia lub sytuacji, w której absolutnie każdy będzie zmuszony uciekać z tego kraju). Uważam, że najważniejsze (oprócz odpowiednich priorytetów w głowie) są umiejętności z różnych dziedzin, które dają znaczne szanse na poradzenie sobie w ekstremalnych sytuacjach w taki czy inny sposób. Swego czasu popełniłem ten wpis, bardzo w temacie.
Pozdrawiam.
Cześć,
zgadzam się z Tobą odnośnie umiejętności radzenia sobie w różnych sytuacjach, dlatego pisałem o „większości” sytuacji życiowych – jak choćby utrata pracy, choroba, wypadek.
Niestety w przypadku sytuacji ekstremalnych jak choćby nowotwór złośliwy, może się okazać, że taki sam pożytek będziemy mieć z 10 mieszkań jak i z tego że jesteśmy omnibusem i umiemy układać płytki, czy mówimy biegle po japońsku.
trafna riposta 🙂
Dzięki za wpis!
Kalkulator jest rzeczywiści bardzo ciekawym narzędziem, jednak by był również użyteczny nalezy poczynić pewne założenia, jak:
* inflacja
* roczna stopa zwrotu z inwestycji
* procent z calosci majatku, ktory wyplacamy rocznie
Ustawienie zbyt wysokiej stopy zwrotu z inwestycji, tak jak opisałeś, nie jest mozliwe do utrzymania w długim terminie.
Najpopularniejszą zasadą z którą się spotkałem, by oszacować te liczby jest reguła 4% wynikająca z „Trinity Study”.
Naukowcy zbadali historyczne wyniki portfela złożonego z akcji oraz obligacji, biorąc pod uwagę inflacje. W skrócie portfel posiadający w 75% akcje a w 25% obligacje przy wypłacaniu 4% rocznie przetrwał wszystkie burze 😉
Pozdrawiam!
ps mój wpis na ten temat dla zainteresowanych: http://www.kowalwlasnegolosu.pl/2018/01/regua-4-procent.html
Naukowcy, analiza różnych portfeli… ok, zgadzam się ze wszystkim, ale podobnie jak Ty (w końcu kowal własnego losu :)) biorę sprawy w swoje ręce. Według mnie to wręcz niemożliwe, żeby po osiągnięciu niezależności już nigdy w życiu nie zarobić ani złotówki. To też skrajnie naiwne, jeśli ktoś widzi, że oszczędności się kurczą i jednocześnie kupuje bilety na Karaiby 🙂 według mnie droga do niezależności uczy człowieka tak dużo i na tyle otwiera mu oczy, że nikt po własnoręcznej, wieloletniej pracy nad swoimi finansami raczej nie zostanie na starość bez środków do życia. Pozdrawiam!
Bardzo ciekawy wpis. Znowu dowiedziałem się czegoś nowego 🙂
Czekam na kolejne.
Pozdrawiam 🙂
Cieszę się i bardzo Wam wszystkim dziękuję za komentarze – jeśli to nie oczywiste, to już wyjaśniam: to one nakręcają mnie do dalszego pisania!
Nie ma sprawy, ja mogę komentować każdy artykuł, jeśli to Cię nakręca 🙂
Kolejny sprzedawca marzeń i słabych celów…
Lepiej jak każdy się skupi na pracy nad sobą, żeby być szczęśliwym tu i teraz, a nie na ściubieniu grosza przez całą młodość, żeby za kilka dekad osiągnąć „niezależność finansową”.
Być może po drodze przyjdzie kryzys (wysoce prawdopodobne). Ceny nieruchomości/giełd spadną o 60% i dupa z procentu składanego i ładnych wykresów. Bycia wewnętrznie szczęśliwym nikt Ci nie odbierze.
Chcecie niezależności finansowej ? Jedźcie do Azji. Tam od zaraz możecie żyć za grosze, utrzymując się z internetu, bez konieczności ściubienia latami.
Witam azjatycki sprzedawco marzeń 🙂
„Lepiej jak każdy się skupi na pracy nad sobą, żeby być szczęśliwym tu i teraz” – zgadzam się, tylko nie rozumiem, jaki to ma związek z oszczędzaniem i czemu Azja ma monopol na szczęście. Pracuj nad sobą, bądź szczęśliwy, super plan!
Pozdrawiam.
„Zgadzam się, tylko nie rozumiem, jaki to ma związek z oszczędzaniem”
Taki, że ludzie się unieszczęśliwiają myślą, że nie są rentierami/”niezależni finansowo”. Znam osobiście takie przypadki. Tymczasem można dobrze żyć nie mając 5 mieszkań na wynajem i niewiadomo jakich oszczędności.
„i czemu Azja ma monopol na szczęście.”
Przykład miejsca, w którym da się już teraz tanio i przyjemnie żyć. Nie trzeba ściubić latami. Dla kontrprzykładu w PL trzeba dużo wydać na samochody, ogrzewanie, ubrania, podatki, emerytury których się nigdy nie dostanie, oczyszczacze powietrza i lekarzy.
„Pracuj nad sobą, bądź szczęśliwy, super plan!”
Dziękuję. Tak robię. Od 20 lat pracuję w IT. Z czego połowa na kontraktach. Wiem, że pieniądze i „niezależność finansowa” szczęścia nie dają.
Drażnią mnie specjaliści od rozwoju osobistego, wolności finansowej, kołczowie, specjaliści od dorabiania się na giełdzie, nieruchomościach i kryptowalutach. Ale pracuję nad tą słabością 🙂
Jeśli jeszcze Cię nie rozdrażniłem do końca, to poczekaj ze 2-3 tygodnie, wtedy opublikuję wpis, który powinien Ci się spodobać, bo zgadzam się w nim z wieloma tezami, które stawiasz. Nie gonię (już?) za czymś nie do końca zdefiniowanym, co ma nastąpić za dziesiąt lat. Prowadzę satysfakcjonujące życie tu i teraz, do tego w Polsce. Natomiast nie mogę zgodzić się z fragmentem „w PL trzeba dużo wydać na samochody, ogrzewanie, ubrania, podatki, emerytury których się nigdy nie dostanie, oczyszczacze powietrza i lekarzy.” – zbyt dużo zależy od konkretnego przypadku i tego, co sobie poukładasz w głowie. I od interpretacji słowa „dużo” 🙂
Nie uważam się za specjalistę, chociaż pewnie wielu czytelników tak mnie odczytuję. Podążam pewną drogą, niezbyt popularną i mało uczęszczaną i staram się ją opisywać. Jak również zmiany, które we mnie następują – a jest ich niemało.
Jestem tylko ciekawy, jak te lata pracy zdalnej na drugim końcu świata pogodziłeś z życiem rodzinnym (jeśli rodzinę posiadasz) i jak one wpływają na Ciebie w aspektach takich jak przyjaźnie, miłość, interakcje z otaczającym Cię społeczeństwem itp.
A co nas interesują ceny nieruchomości? Nie spekulujemy na wartości w długim terminie, więc nie ma to dla nas żadnego znaczenia. Jeżeli nawet gospodarka się załamie to wtedy będzie jeszcze więcej chętnych na wynajem 🙂
Druga sprawa to proszę, nie mierz innych swoją miarą. Nie każdy potrzebuje „kilka dekad” na osiągniecie niezależności finansowej. Nie każdy musi „ściubić grosza”. Może osoby które żyją poniżej swoich możliwości finansowych też są szczęśliwe i do szczęścia wcale nie potrzebują najnowszych gadżetów, samochodów czy willi z basenem? Może przeszli już etap „pracy nad sobą” i szczęście daje im wolny czas który uzyskali lub wkrótce uzyskają i będą mogli przeznaczyć go całkowicie dla rodziny albo dla realizacji swoich pasji?
Życzę poszerzenia horyzontów i ślę życzliwe pozdrowienia.
Fajnie się czytało. A najlepszy jest system kopertowy 🙂 u mnie się sprawdza.
Ej naprawdę? Przecież to jest na maksa niewygodne z tymi kopertami i gotówką w środku 😀
Czemu nie?! Dla mnie wygodne. nie zawsze musi być przelew bankowy. Z konta jakoś szybciej pieniądze znikają 🙂
Można mieć system kopertowy na kontach bankowych. Nie powinno być problemem założenie kilku RORów lub kont oszczędnościowych (zależy jak często będziemy z kopert wyciągać).
Dokładnie 🙂 wpis o mojej wersji systemu kopertowego wczoraj powstał, jeszcze muszę zaplanować datę publikacji, bo w kolejce są też inne artykuły.
Wolny,
dzieki za wpis. Pomogles mi podjac decyzje, z ktora walczylem od jakiegos czasu.
Przychody spoza pracy pozwalaja nam pokryc miesieczne koszty (srednia roczna podzielona na 12). Ponadto zarowno ja, jak i malzonka pracujemy i godnie zarabiamy. A mimo to jakis czas temu podjalem dodatkowa prace w weekendy.
Wlasnie doszedlem do wniosku, ze nie warto sprzedawac reszty wolnego czasu 🙂
Rezygnuje z pracy w weekend!
Ale nie nie rezygnuje z wolnosci finansowej. Plan bedzie sie realizowal odrobine wolniej.
dzieki 🙂
Ten blog ma moc 🙂 a tak poważniej, właśnie dzięki lekturze wpisów takich jak ten włącza się w głowie myślenie i analizowanie swojej sytuacji. Porównujemy się, to normalne, ale i zaczynamy sami siebie pytać o sens różnych działań, czasami podejmowanych bez większego celu u przemyślenia. A jeśli z tego wychodzą takie decyzje jak Twoja, to jest pięknie. W sytuacji, w której się znajdujesz praca w weekendy rzeczywiście wygląda na szaleństwo 🙂 Nikt nam tego czasu nie zwróci, a ja już wystarczająco się nasłuchałem o starszych osobach żałujących, że przez ciągłą pracę życie im umknęło, a czasu dla siebie i rodziny nigdy nie było. Pozdrawiam i gratuluję
To prawda, najlepsze są te wpisy, po których mamy do samych siebie kilka pytań.
Tak czytam i czytam i utknęłam na systemie kopertowym i tak chciałam podpytać, bo troszkę się zgubiłam – obecnie stosujecie system kopertowy? W sensie wypłacacie gotówkę, ładujecie w koperty i na tym bazujecie, czy to taki skrót myślowy i opiera się tak naprawdę na płaceniu kartą a nie gotówką?
Heh, bardzo trafna uwaga. Na dobrą sprawę nikt tu nie wyjaśnił, co dla niego znaczy ten system kopertowy. U mnie to raczej idea tego systemu, połączona z dedykowanymi subkontami oraz z funduszami celowymi na różne kategorie. Myślę, że osobny wpis byłby pomocny. Ciekawy jestem, jak inni komentujący tutaj realizują system kopertowy. Jego tradycyjna forma byłaby dla mnie zbyt kłopotliwa oraz czasochłonna do realizacji.
Dla mnie koperty są ok 🙂
Dzięki za ten wpis. Aktualnie jestem na etapie nudy, nic się nie dzieje (przynajmniej mam takie odczucie) mozolne gronadzenie pieniędzy, mimo jeszcze młodego wieku – weekendy w domu bo na klub szkoda pieniedzy 😉 moja narzeczona jest nieoceniona bo w tym wszystkim podnosi na duchu i tworzymy zespół 🙂 póki co na horyzoncie widać już pierwsze mieszkanie na wynajem. Może coś się ruszy jak już wreszcie zobaczymy pierwszy owoc naszych wyrzeczeń 😉 mimo wszystko i tak nie wyobrażam sobie powrót do życia na kresce…znam ten stan od podszewki 😉 szkoda życia 😉 pozdrawiam 🙂
Nuda jest dobra jeśli chodzi o finanse – to znak, że idziesz w dobrym kierunku! Pozdrawiam i życzę powodzenia.
Kiedyś takie oszczędzanie wydawało mi się super rozwiązaniem. Nawet uzbierałem sporo gotówki, za którą chciałem kupić 2-3 mieszkania w swojej okolicy, ale postanowiłem za tę kasę otworzyć firmę. Rok później zamknąłem ja z ogromną strata 40 tys. zł., a gdyby wliczyć koszt alternatywny w postaci dochodu, którego nie uzyskałem, to ze dwa razy więcej.
Na szczęście, przynajmniej narazie, w międzyczasie żona otworzyła swoją, która rozwija się tak dobrze, el że dołączyłem do niej i nie nadążamy zatrudniać kolejnych pracowników.
W tym momencie firma wydaje mi się być lepszym generatorem dochodu pasywnego niż oszczędzanie na etacie. Z tym że dużo bardziej ryzykownym i z bardzo odroczonym momentem odcinania kuponów – jakieś 10 lat. Do tego nie jest to typowy dochód pasywny, bo jednak trzeba pilnować, ale to dobrze, bo i tak nie potrafił bym zostać emerytem w wieku 40 lat. Gdybym jednak nie miał dużej rezerwy finansowej, z której pokryliśmy 2 lata życia, rozwój dwóch firm i upadek jednej, to pewnie bardzo bym żałował, że nie poszedłem w Twoje ślady, Wolny.
Czy kiedyś rozważałeś własny biznes? Nie mówię o zatrudnieniu przez umowę B2B, tylko taki biznes z wieloma klientami, pracownikami itd.
Ja uważam, że sposób oszczędzenia pieniędzy ma znaczenie długoplanowe. Czy jesteś w stanie generować duże nadwyżki na etacie czy w firmie nie ma większego znaczenia, dopóki nie zagonisz tej kasy do roboty w odpowiedni sposób. Pewnie mając firmę można nieco łatwiej automatyzować jej funkcjonowanie i tym samym przełączyć się na dochód pasywny, ale pieniądze zarobione na etacie też można zainwestować w taki sposób, żeby generowały pasywny dochód.
Odnośnie własnego biznesu, to będzie o tym co nieco w kolejnych wpisach, ale fakty są takie, że do tej pory nie miałem odpowiednich wzorców ani nie obracałem się w towarzystwie, gdzie własna firma była czymś normalnym. W moim otoczeniu raczej króluje etat i owszem, stopniowo dojrzewam do pewnych decyzji, ale to jeszcze potrwa.
Heh 🙂 W otoczeniu, z którego ja pochodzę królował i pewnie nadal króluje pomoc społeczna i paczki żywnościowe 🙂 Takimi rzeczami się nie przejmuj. Warto otworzyć biznes chociażby po to, aby pobyć z ludźmi o niesamowitej mentalności. Poza tym, biorąc pod uwagę fakt ile rzeczy Ci się udaje, to firma też wyjdzie bardzo dobrze 🙂 Chętnie poczytam co planujesz.
No ładnie, na to odpowiedzi nie mam, super komentarz, jeden z tych zdmuchujących jakiekolwiek wątpliwości i obawy, mówiący po prostu: rób to! Dziękuję.
Z wolnością finansową to jest tak, że wielu o niej mówi, ale podobno nikt nie widział haha.
Ale tak poważnie – świetny artykuł i albo u mnie coś się poprzestawiało, albo nie ogarniam, ale wyświetla mi ten wpis z 2018 jako najnowszy. Jakiś błąd się wdarł?
pieniądz bierze się tylko i wyłącznie z pracy ludzi
pieniądze same z siebie nie pracują
pasywny dochód bierze się z tego że inni ludzie ciężko pracują, generując pieniądz
pieniądz ten na mocy praw własnośćiowych/patentowych/autorskich nabiera kluczowej cechy a mianowicie zdolności generowania się w rękach nie osoby pracującej a osoby posiadającej pewne prawa
sztuka niezależności finansowej polega więc na tym aby za pomocą konstruktów prawnych istniejących w naszej cywilizacji zaprząc innych ludzi jak konia do naszego pługu na naszym polu
tak więc rozmawiamy o sztuce wyzyskania drugiego człowieka
to jest prawdziwa natura pasywnego przychodu i tylko osoba która ją rozumie, wie co robi i jest w stanie to zrobić