Ostatnio sporo komentarzy na blogu dotyczyło właśnie systemu kopertowego. Najpierw sam przyznałem się, że zaczęliśmy go używać, później kilku czytelników dodało swoje zdanie na ten temat. Aż w końcu swoją opinię zostawiła Askadasuna, autorka jednego z blogów:
Wtedy właśnie zdecydowałem, że zagadnieniu zdecydowanie należy się dedykowany wpis. Zwłaszcza, że mój system kopertowy to poniekąd skrót myślowy, w rzeczywistości dość daleko odbiegający od klasycznego podejścia i wcale się nie zdziwię, jak w komentarzach napiszecie że to nieadekwatna nazwa do tego tworu 🙂
A jak wygląda ten system w klasycznym wydaniu? Bardzo prosto. Po otrzymaniu wypłaty wypłacamy pieniądze z bankomatu, rozdzielamy je na różnokolorowe koperty z napisami „żywność”, „rozrywka”, „transport” itp, a następnie kupując coś z danej kategorii używamy właśnie środków zgromadzonych w poszczególnych kopertach (jak nie starczy, zęby w stół :)). Chodzi o to, żeby kontrolować poszczególne kategorie wydatków i starać się nie przekraczać zakładanego budżetu. A jak coś zostaje na koniec, to fru – na konto oszczędnościowe na przykład.
Mimo wszystko, to klasyczne podejście wydaje mi się mało praktyczne. Przede wszystkim, z góry zakłada obracanie wyłącznie gotówką. Wymaga noszenia jej ze sobą i narzuca konieczność ciągłej kontroli: w końcu kupując w hipermarkecie marchewkę, płytę z muzyką i płyn zimowy do auta, powinniśmy zapłacić z trzech różnych kopert, ponieważ te wydatki należą do różnych kategorii. A co, jeśli jesteśmy małżeństwem i robimy zakupy osobno, nie mając przy sobie akurat odpowiednich kopert, bo żona ma je w torebce? 🙂
Nie, absolutnie nie poszliśmy w tą stronę w drugiej połowie 2017 roku, kiedy wprowadzaliśmy system kopertowy do naszego budżetu osobistego. Przede wszystkim, nasz cel był inny: chcieliśmy nieco lepiej kontrolować wydatki w niektórych kategoriach oraz wprowadzić dla nich fundusze celowe.
I tak dla przykładu: na „sport” (kategoria w 90% dla mnie) ustaliliśmy budżet 400 zł miesięcznie. W praktyce, stworzyliśmy dedykowane subkonto o nazwie „sport” i co miesiąc wpłacamy na nie 400 zł. Jednocześnie, w naszym arkuszu z budżetem osobistym przyporządkujemy każdy wydatek do jednej z nastu kategorii, tak jak poniżej:
Jednocześnie, stworzyłem formułę, która automatycznie podlicza wszystkie wydatki w poszczególnych kategoriach w danym miesiącu:
BardzoSkomplikowanaFormuła oraz część kategorii, które śledzimy każdego miesiąca.
Inna formuła, którą dorzuciłem do naszego głównego arkusza śledzącego m.in. wartość netto mówi mi, ile na 1 dzień danego miesiąca powinno znajdować się pieniędzy na konkretnych subkontach. Uwzględnia ona wcześniejszy stan subkonta, powiększony o comiesięczne jego zasilenie oraz pomniejszony o wydatki na daną kategorię w poprzednim miesiącu.
Nasze aktualne kategorie kopert/funduszy celowych oraz ich automatycznie aktualizowana wartość.
W taki sposób trzymamy poszczególne kategorie w ryzach, a jednocześnie budujemy ich wartość (jeśli wydatki < wpływy) na przyszłość.
Co mi to daje? Przede wszystkim, znacznie mniej czasu spędzam na zastanawianiu się, czy rzeczywiście potrzebuję danej rzeczy. Wcześniejsze dylematy „potrzeba vs zachcianka” są zdecydowanie prostsze, bo skoro nie mam wystarczających środków na koncie, to wydatek automatycznie odpada. Jeśli natomiast mam, to łatwiej mi dokonać zakupu, nawet jeśli jest on zachcianką – w końcu po to ta kategoria jest, żeby z niej korzystać.
Aktualnie oddzielne subkonto ma na przykład kategoria „auto”. Z jednej strony, jest ona używana do opłacania napraw / ubezpieczenia / przeglądów naszego samochodu, ale jej głównym celem jest zbieranie na nowszy samochód. Co miesiąc trafia tam 1 500 zł. Dużo? Niekoniecznie, bo aby nazbierać planowane 40 000 zł, potrzebujemy ponad 2 lat, a w praktyce 2.5-3, ponieważ utrzymanie obecnego auta co jakiś czas uszczupla ten budżet. Mógłbym oczywiście stwierdzić, że nie odkładam nic, a kiedy przyjdzie moment odpowiedni na kupno, po prostu zrobię to korzystając z oszczędności. Wolę jednak z wyprzedzeniem przewidywać nadchodzące, większe wydatki. Kategoria RTV / AGD / Elektronika to z kolei 500 zł każdego miesiąca zarezerwowane zarówno na nowego smartfona jak i zepsutą lodówkę.
Z kolei stan poszczególnych subkont mniej więcej odpowiada temu, co „rozkaże” arkusz ze zdjęcia powyżej
Jak widzisz, to połączenie budżetu celowego oraz systemu kopertowego: nakładamy sobie miesięczny limit w danej kategorii, z którego finansujemy potrzeby bieżące, ale i zbieramy na przyszłe zakupy. Wczoraj na przykład wydałem 200 zł w Decathlonie na sprzęty, których w gruncie rzeczy nie potrzebuję (przynajmniej nie teraz). Podjąłem tą decyzję ze świadomością, że te zakupy odsuwają w czasie moment, w którym uzbieram planowane 3 000 zł na wymianę roweru.
To taki kaganiec nałożony na siebie, pozwalający dokonywać mądrych wyborów ze świadomością konsekwencji. Czasami pomaga on także wydać pieniądze, które inaczej byśmy zachowali dla siebie. Najlepszym przykładem jest tutaj koperta (subkonto) na charytatywność. Co miesiąc ląduje na nim 300 zł (ja również uważam, że to skandalicznie mało! Kwota będzie na pewno rosła z biegiem czasu), ale ponieważ aktualnie nie mamy pomysłów, jak mądrze pomagać takimi kwotami, a jednocześnie czujemy potrzebę pomagania, to rozwiązanie załatwia nam sprawę. Myślę, że w niedalekiej przyszłości znajdziemy sensowny sposób spożytkowania tych pieniędzy (będę też wdzięczny za podpowiedzi z Twojej strony), a wtedy na subkoncie może być już dobre kilka tysięcy złotych. Bez dedykowanego funduszu na ten cel mielibyśmy spore opory, żeby „ot tak” przekazać komuś taką kwotę (wynika to z braku naszego przyzwyczajenia, oswojenia się z takimi wydatkami) – dużo łatwiej będzie to zrobić, jeśli te pieniądze będziemy uważali za już wydane, a w praktyce będą one tylko czekały na ruch z naszej strony.
To właśnie kolejna zaleta naszego podejścia: wszystkie comiesięczne przelewy zasilające poszczególne subkonta traktujemy tak, jakbyśmy te pieniądze już wydali. Inaczej mówiąc, nie wliczamy ich do naszej wartości netto, nawet jeśli fizycznie na kontach jest kilkadziesiąt tysięcy złotych, z którymi możemy zrobić, co chcemy. W naszych głowach ich już nie ma, bo mają one swoje przeznaczenie. 1 000 zł miesięcznie przeznaczane na wakacje to po prostu limit, który kiedyś wykorzystamy. A dzięki temu, że opłaty dokonamy ze zgromadzonych wcześniej środków, nasza wartość netto tego nie odczuje. Co tu dużo mówić: wychylenia tego wskaźnika w dół nie działają zbyt dobrze na psychikę. Jednorazowe wydatki sporych kwot na rodzinne wakacje czy samochód mogą wręcz wiązać się z bólem po „spaleniu” wielu tysięcy złotych. Jeśli jednak efekt tych działań nie będzie się wiązał z jakimkolwiek spadkiem naszej wartości netto, wykonanie przelewu przyjdzie znacznie łatwiej i nie będzie powiązane z uczuciem dyskomfortu.
Czy w ten sposób się nieco nie oszukujemy? Być może, ale to na razie eksperyment, który całkiem fajnie się sprawdza. Daje nam nieco „powietrza” w planowaniu zakupów i pokazuje sens zarabiania. Wolna ma niemal „swoje” ubrania, ja mam niemal swój „sport”, wspólnie odkładamy na auto czy wakacje i wiemy, że to są środki, które można spożytkować w racjonalny sposób bez żadnych wyrzutów sumienia.
Co więcej, nasz system daje jeszcze jedną, bardzo fajną możliwość. Otóż w przypadku otrzymania nadprogramowych dochodów (wynagrodzenie za nadgodziny, premia czy cokolwiek innego), możemy dokładnie określić ich przeznaczenie. Przykładowo: wypracowany dodatkowo tysiąc złotych możemy podzielić pół na pół pomiędzy inwestycje i przejedzenie, które z kolei możemy podzielić na fundusze celowe. Czyli z takiego tysiaka 500 zł idzie na inwestycje (=zwiększanie naszej wartości netto), 200 zł na subkonto „sport” (np. z przeznaczeniem na wspomniany rower), 200 zł na subkonto „podróże”, a za pozostałą stówkę idziemy do kina czy restauracji. I wszystko, może oprócz tych ostatnich 100 zł rzeczywiście, fizycznie zostaje wpłacone na odpowiednie subkonto, a my w sposób namacalny widzimy jego wzrost, czyli przybliżanie się do określonego celu.
Kolejny przykład: kupujesz auto korzystając z funduszu celowego na ten cel, następnie przelewasz na to samo subkonto kwotę ze sprzedaży starego samochodu i masz pewien bufor na ubezpieczenie/nieprzewidziane wydatki/jakiś wkład na kolejne auto, które kupisz za kilka lat i dzięki temu na przykład decydujesz, że przez najbliższe miesiące zawieszasz doładowywania subkonta „auto”.
Jeśli jednak chcesz bardziej koncentrować się na oszczędzaniu, a nie wzroście funduszy na poszczególne kategorie wystarczy, że środki, których nie wydasz w danym miesiącu przerzucisz na inne konto (np. „oszczędzanie” czy „inwestycje”). W takim wypadku kasujesz element oszczędzania na fundusze celowe, w zamian bezpośrednio powiększając swoją wartość netto.
Może to dziwne, ale nie wprowadziliśmy powyższego systemu tam, gdzie robi się to najczęściej: na wydatki codzienne typu żywność. Tu nie ma oszczędzania: przez lata i tak nauczyliśmy się kupować rozsądnie, więc żaden kaganiec tutaj nie jest potrzebny, a nie wyobrażam sobie sytuacji, w której zakładana kwota nie wystarcza i wtedy zaczynamy kupować gorsze jakościowo produkty czy mówimy dzieciom że „kolacji nie ma” 🙂
Ciekawi mnie, co myślisz o moim połączeniu systemu kopertowego ze zbieraniem na fundusze celowe. Czy Twoja realizacja systemu kopertowego wygląda inaczej? A może opiera się na oryginalnym podejściu i fizycznym dzieleniu wypłaconych pieniędzy na oddzielne kategorie? Jestem też ciekawy, co myślisz o mojej liście kategorii – czy czegoś brakuje, coś jest nadmiarowe?
PS Powyższa metoda ma tą wadę, że zgromadzone środki są niemal nieoprocentowane. Na razie to akceptuję z racji relatywnie niewielkich odsetek ze zgromadzonych do tej pory kwot, w przyszłości mogę wprowadzić jakąś ewolucję tego podejścia (na przykład, arkusz kalkulacyjny dokładnie odwzorowujący stan środków, a faktycznie odłożone środki zdeponowane na jednym, oprocentowanym koncie oszczędnościowym).
— Edytowany 11.03.2018.
Nareszcie znalazłem rozwiązanie tego problemu, a jest nim konto oszczędnościowe Profit w Banku Millenium. 2.7% w skali roku do 200 000 zł aż przez 92 dni, po których najprawdopodobniej będzie można łatwo przedłużać tą promocję! Zapraszam do wpisu ze szczegółami i z góry dziękuję za założenie konta oszczędnościowego za pomocą mojego linka partnerskiego!
PS2 Być może zauważyłeś, że zagęszczam publikację wpisów na blogu: przez najbliższe kilka tygodni planuję publikację aż dwóch wpisów w tygodniu (wtorek wieczorem: wpis „główny” oraz piątek wieczorem: wpis „dodatkowy”). Ostatnio cierpię na częste przypływy weny do pisania, dlatego kolejne wpisy ustawiają się w kolejce i zdecydowałem, żeby przyspieszyć ich publikację. Mam nadzieję, że to pomoże spopularyzować bloga, któremu jeszcze sporo brakuje do dźwignięcia się do popularności sprzed kilku lat.
PS3 I wreszcie na samiuteńki koniec, wczoraj odkurzyłem podstronę „Polecam”, na której większość produktów była już nieaktualna. Teraz możecie ponownie podpatrzeć, z czego korzystam i – w razie zainteresowania danym produktem czy usługą – skorzystać z przygotowanych przeze mnie linków i bannerów, tym samym dziękując mi za pracę, którą wykonuję.
W jakim banku masz możliwość tworzenia tego typu zapewne darmowych subkont?
Podstrona „Polecam”, tam jest niemal wszystko, z czego korzystam. Te konkretne subkonta mam w mBanku.
Łał, wróciłeś 🙂
Już parę tygodni temu, masz minusa za tak późne wyłapanie mojego powrotu 😉
Właśnie, przez brak oprocentowania nie korzystam z tej metody mimo, że ją rozważałem i widzę jej zalety.
Jak korzystacie z tych pieniędzy? Karta do każdego subkonta czy przed zakupami przelew na konto główne?
Przelew na konto główne, zdecydowanie nie jesteśmy miłośnikami posiadania i pilnowania wielu kart. Przelew nie musi też iść przed faktyczną transakcją – wystarczy że widzimy, że mamy wystarczające fundusze, a faktyczne wyrównanie robimy raz w miesiącu na podstawie tego, co wyliczy Excel. To również z tego powodu, że część z tych kont pozwala tylko na 1 bezpłatny przelew w miesiącu, kolejne kosztują kilka złotych.
W czasach kiedy jeszcze miałam kasę a nie tylko długi 😉 też miałam takie subkonta i cele finansowe chociaż było tego niewiele: wydatki bieżące i rozrywka z konta głównego, kasa na kocie wydatki na osobne konto i jakieś drobne wędrowały na większe wydatki ktore muszę ponieść bliżej niż dalej czyli np. zakup skórzanych butów pasujących do sukienek jesiennych. Wydatek rzędu 300 zł sfinansował się praktycznie sam ze zbieranych przeze mnie dwuzlotowek 😀 a potem przyszły problemy finansowe i cóż….. Zbieram się żeby napisać post skąd wzięły się moje długi, ale boję się łatki skończonej idiotki, która zapozyczyla się na konsumpcję
Nie bój się, fajnie piszesz i idziesz ciekawą drogą, o której też warto przeczytać, zwłaszcza że jest wiele osób na Twoim etapie. Zresztą dla Ciebie (jak chyba dla każdego) blog jest pewną formą autoterapii, możliwością wyrzucenia z siebie wielu rzeczy i uporania się z tymi, które gryzą.
Hej.
System kopertowy dopiero co raczkuje u mnie. Też jest wirtualny jak u Ciebie. Nie stworzyłem jeszcze aż tak szczegółowych kategorii jak Ty ale będę musiał to zrobić. Na razie przy dochodach rozbijam sumę na trzy wartości – 60% bieżące wydatki (wszystkie rachunki, kredyty, żywność, ubranie, edukacja), 30% Awaryjne, Długoterminowe, Inwestycyjne – które lądują na koncie oszczędnościowym i 10% rozrywka (tutaj są zachcianki, prezenty, podróże, alkohol, zabawki, wyjścia na imprezy,gry itp) Niestety sam sobie narzuciłem reżim trzymania tych funduszy na różnych kontach co przy wykorzystaniu kart kredytowych (też łapię kasę z promocji bankowych a co 🙂 ) i trzech kont powoduje trochę zamieszania z przelewami i pilnowaniem co na co idzie. Poza tym nie potrafię przysiąść do spisywania wydatków chociaż kiedyś przez ponad rok to ciągnąłem. Męczy mnie trochę aż tak dokładna księgowość wiążąca się ze szczegółowym notowaniem z paragonów do poszczególnych kategorii. Kto wie może będę musiał to jakoś reaktywować bo wtedy naprawdę czułem gdzie kasa ucieka :-). Wolny – czy Wy spisujecie rzeczywiście dokładne sumy szczegółowe z paragonów? Jak się do tego zmotywować? 🙂
I jeszcze a propos funduszu celowego charytatywne – prosisz o podpowiedzi. Ja aktualnie wspieram i rozgłaszam trzy akcje. Jeżeli się zgodzisz tu w komentarzu to podam do nich bezpośrednie linki. W skrócie – Kasia – dziewczyna z zespołem FAS, cukrzycą i porażeniem mózgowym, która dzielnie walczy o życie ucząc przy okazji innych za pomocą swojego bloga na FB, Szymek – chłopak, który po wypadku jest w śpiączce w klinice budzik i potrzebuje środków na rehabilitację i powrót do życia oraz największa akcja – niespełna 3 letni Jasiu, który zbiera pieniądze na pokonanie nowotworu – potrzebują milion na terapię pozwalającą przeżyć – lokalna społeczność w kilka dni uzbierała prawie 250 k.
Jak dasz zgodę podrzucę linki.
Artykuły o Kasi i Szymku są na moim blogu. Historia Jasia się dopiero pojawi.
Pozdrawiam marzyciel.
Hej, jasne, podlinkuj. Odnośnie spisywania paragonów, to dzięki kategorii „bieżące”, czyli większość rzeczy kupowanych w markecie, nie rozbijamy tych paragonów na składowe. Czyli jak oprócz jedzenia piwo czy papier toaletowy, to całość trafia do jednej rubryki, wtedy łatwiej i chętniej to spisujemy
Ulżyło mi z tymi paragonami 🙂 chociaż mam zboczenie na punkcie excela i zrobiłem naprawdę potężny kombajn do zliczania wydatków dzięki czemu wiedziałem np. ile poszło w danym roku kasy na mięso, ile na warzywa a ile na browar 🙂 .
Dzięki za możliwość pokazania akcji charytatywnych – może ktoś oprócz Ciebie również szuka okazji do pomocy 🙂
Kasia Liszcz – jej strona na FB – https://www.facebook.com/KasiaLiszczFAS/ i strona fundacji na którą można wpłacać – https://www.siepomaga.pl/kasialisz
Szymon – strona z licytacjami przedmiotów na FB gdzie można kupić lub wystawić do licytacji przedmioty – https://www.facebook.com/groups/512742349089346/ i strona fundacji na którą można wpłacić pieniądze – http://rik.pl/szymek/ – lwią część wpłat stanowi akcja z licytacjami organizowana przez moich wspaniałych współpracowników 🙂
I Jasiu który bardzo pilnie potrzebuje najwięcej pieniędzy. strona fundacji https://www.siepomaga.pl/jan-twardowski i coś co przerosło najśmielsze oczekiwania spontanicznych organizatorów – grupa licytacja dla Jasia na której jest już 13 tys członków – tam też można kupić coś lub wystawić na licytację a cała kasa idzie dla Jasia https://www.facebook.com/groups/203805363697960/?fref=nf
Jeszcze raz dzięki Wolny za tę możliwość. A od Ciebie przejmuję dorzucenie kategorii „charytatywne” do funduszy celowych bo do tej pory robiliśmy to raczej spontanicznie niż systemowo i raczej wspomagamy fantami które potrafią osiągnąć bardzo satysfakcjonujące poziomy cen, a płacący za fant dostają w zamian coś namacalnego.
Ja po zakupach wpisuje wszystko do apki „moje finanse”, nie mam tego tak bardzo rozbudowanego, żeby wiedzieć ile wydałem na mieso, ale wiem ile wydaje w głównych kategoriach takich jak jedzenie, chemia, ubrania etc.
I też dobrze. Dla mnie głównym minusem tego typu aplikacji jest sprzedawanie szczegółowych informacji o swoich finansach… w zasadzie nawet nie do końca wiadomo gdzie. Poza tym, jeśli chcę w swoim excelu dodać taki czy inny parametr, wykres, funkcję która mi coś automatyzuje, to mogę to swobodnie zrobić i dostosować do swoich potrzeb.
Ale – jak wspomniałem na początku – takie apki spełniają swoją główną funkcję, a do tego są często banalne w obsłudze.
a nie masz wątpliwości co do oddawania bankowi i Bóg jeden wie, komu jeszcze, informacji o tym, co kupujesz i gdzie, płacąc kartą? bo, pomijając liczne zalety płacenia kartą, tak właśnie się dzieje…
Heh, a czy ja napisałem, że płacę wszędzie kartą? 🙂 W zdecydowanej większości przypadków to właśnie gotówka – chyba że płatność kartą niesie jakąś korzyść (cashback, punkty co tam jeszcze). A te moje subkonta są po to, żebym wiedział i na własne oczy widział, ile i na co mam. Wydam stówkę na sport gotówką, to na początku następnego miesiąca na konto 'sport’ idzie mi 300zł zamiast 400zł, więc gotówka tu nie przeszkadza. Tak jak napisałem na koniec – ponieważ konta są praktycznie nieoprocentowane, a do tego ich stan wyznacza mi też Excel, być może zdecyduję się na założenie jednego, zbiorczego (lepiej oprocentowanego) i śledzenie całości tylko w excelu – a wtedy mogę płacić nawet kapslami, ważne żeby na na koniec dla suma się zgadzała 😉
Ale to bardzo trafna uwaga, to nie jest oczywiste we wpisie, postaram się uzupełnić tekst. Dzięki!
Polecam sortować produkty już na taśmie w markecie – dzięki temu na paragonie cały alkohol mam obok siebie, podobnie chemia i sporadyczne produkty niespożywcze.
Zakupy na tydzień też wygrywają – dużo mniej paragonów 🙂
Fajny patent, nie pomyślałem o tym.
Tak. Ten patent jest genialny 😀 chyba pisal o nim w jakimś komentarzu Michał Szafrański i bardzo mi się spodobał. I tak w kolejce nie ma co robić, można posortowac 😀
Ja też robię listy zakupów np kosmetyków i idę kupić za jednym razem wszystko żeby nie chodzić kilka razy i żeby mnie nie kusily promocje
Bardzo fajne podejście! Ja mam oszczędności na jednym koncie, ale Twój sposób konkretnie pokazuje, czy stać Cię już na przykład na wymianę auta czy nie. Podobnie jak Ty mam osobne konto na cele charytatywne i potwierdzam, że to jest skuteczne rozwiązanie. Potrzeb jest tak dużo, że ja mam odwrotny problem – komu nie dać 🙁
Twój problem jest odnośnie pomocy innym? Jeśli tak, będę wdzięczny za inspirację.
Może pomyślisz, że to naiwne, ale moim zdaniem to nieważne, na jaką organizację wpłacisz czy komu indywidualnie pomożesz. Mam wrażenie, że chcesz jak najlepiej zainwestować te pieniądze, ale często nie da się w tej sferze określić, co jest lepsze – wykupić staruszce leki czy wesprzeć budowę hospicjum. Ważne, że dajesz z serca – i to się liczy! Jeśli zaczynasz dawać, to widzisz, jak wiele jest tych potrzeb i że po prostu wszędzie nie pomożesz – to jest właśnie mój charytatywny problem 🙂 Dużo zależy też od Twoich przekonań religijnych. Jeśli jesteś osobą wierzącą, warto wspierać też różne działania ewangelizacyjne.
Nie mogę się niestety zgodzić. Regularnie wspieramy Unicef (malutkie kwoty, 35zł/miesiąc) i jakoś nie do końca to czuję i nie sądzę, że czułbym większą wartość takiej pomocy, jeśli pomnożyłbym tą kwotę razy 10. Jakoś bardziej do mnie przemawia pomoc lokalna, znajomość osób, którym pomagasz, pewna kontrola nad tą pomocą i widoczne jej skutki długofalowe. Oczywiście to moje subiektywne wyobrażenie, nie mam większego doświadczenia w tym temacie.
W czasach kiedy placilam jeszcze gotówką i pracowałam w duzym mieście pełnym hmm… Żebraków ogólnie ujmując, dawalam kasę ulicznym grajokom oraz tym uczciwym nawet jeśli wprost mówili że potrzebują 50 gr do piwa.
Pieniądze nieinwestycyjne (te, które planuję wydać w ciągu najbliższych 3 lat) trzymam na jednym/dwóch kontach oszczędnościowych, poza drobnym osadem na ROR i w gotówce. Zwykle płacę kredytówką (oczywiście spłacaną w 100% na koniec okresu rozliczeniowego 🙂 ). Przez jakiś czas stosowałem to samo podejście, co Ty, jednak pilnowanie zgodności zabudżetowanych kwot z faktycznym stanem konta pochłaniało mi po prostu za duzo czasu. Częściowo pewnie było to spowodowane tym, że starałem się utrzymać „klasyczny” system kopertowy, czyli z niego pokrywać wydatki stałe (jedno konto) i nieregularne (drugie konto) i pozostałe kategorie (kilka kont).
Ostatecznie przełamałem się, żeby przetestować YNABa i to był dla mnie strzał w dziesiątkę – właśnie to umożliwiło mi wrzucenie większości środków na jedno (relatywnie) dobrze oprocentowane konto przy jednoczesnym zachowaniu kontroli nad poszczególnymi kategoriami – stan „subkont” widzę po prostu przez spojrzenie na kolumnę ze środkami zabudżetowanymi dla danej kategorii, a wszystkie środki pracują na znacznie lepszy procent. Dodatkowo, bardzo łatwo mi w ten sposób nadzorować wydatki na poszczególne kategorie bez mnożenia kont – póki co jestem jeszcze na etapie szukania dobrego poziomu wydatków na różne kategorie „codzienne”, więc nie chcę zbijać tego w jeden worek. Dodatkowo, dzięki wyznaczeniu celów w poszczególnych kategoriach, technikalia przydzielenia odpowiednich kwot sprowadzają się do kilku kliknięć, a pensja po wpłynięciu wędruje niemal w całości na konto oszczędnościowe. Do kategorii nieoszczędnościowych podchodzę raczej elastycznie i dość często zdarza mi się „przerzucać” między nimi pieniądze według uznania jeśli akurat tak wyjdzie. Zdarza mi się też w miesiącu oszczędzić mniej niż zaplanowałem, ale wymaga to naprawdę wyjątkowej sytuacji, zwłaszcza że po rocznej obserwacji, wyszło mi że średnie wydatki dość dobrze zgadzają się z tymi, które początkowo budżetowałem 😉
Drobną różnicą jest to, że jednak pieniądze pozostają w obrębie budżetu, czyli wartość netto się waha, ale nie przeszkadza mi to – wręcz przeciwnie, wolę się nie „oszukiwać” rozbijając ból związany z wydatkiem na mniejsze części, żeby nie przywiązywać się aż tak bardzo do liczby określającą w danym momencie wartość netto. Wiem, że jestem na dobrej drodze (na chwilę obecną oszczędności na poziomie ~60% pensji, choć pewnie z czasem procent nieco zmaleje – jeszcze nie założyłem rodziny), więc znacznie zdrowsze wydaje mi się zwalczenie irracjonalnej negatywnej reakcji na spadek liczby na skutek zaplanowanej realizacji marzeń, niż unikanie jej, w końcu nie tak rozwiązuje się problemy 🙂
Skomentuję tak: dobry jest taki system, który działa. Fajnie, że jesteś elastyczny i przerzucasz fundusze, jeśli widzisz w tym sens. Dziękuję, że chciało Ci się zostawić tak obszerny komentarz!
Pewnie – w żaden sposób nie chciałem krytykować Twojego podejścia, jeśli tak to odebrałeś. Dla mnie po prostu się ono nie sprawdziło.
Przy okazji, dodam że na bloga trafiłem akurat w momencie kiedy wygasał, więc niezmiernie mnie cieszy że wróciłeś, Choć, jak wielu czytelników, nie ze wszystkim co pisałeś się w pełni zgadzałem, to nieraz dałeś do myślenia i miało to spory udział w tym żebym osiągnął taki poziom oszczędności i zadowolenia z tego co już mam, więc spóźnione dzięki! 🙂
Spoko, to nie miejsce na krytykę czy hejt, ale raczej platforma do konstruktywnej wymiany opinii, co właśnie tu robimy 🙂
Bardzo ciekawe podpowiedzi, nie słyszałam wcześniej o opcji „subkont”, choć doczytuję komentarze i ma to swoje kruczki – mnogość kart lub tylko jeden bezpłatny przelew. Niemniej pomysł kuszący, dziękuję za podzielenie się! Teraz intensywnie myślę 🙂
A propos akcji charytatywnych – istnieją specjalne portale (np. siepomaga), które codziennie wręcz zalewają nowymi zbiórkami. Można też wybrać sobie temat najbliższy sercu. Oparty na smutnej zasadzie, że np jeśli ktoś chorował w rodzinie na raka – wspierać fundacje walczące z rakiem. Jeśli ktoś z rodziny musiał być pod opieką hospicjum – wspierać hospicjum.
Ja kieruję się może dość okrutną zasadą, ale jakoś musiałam się zdecydować. Otóż uważam, że ludzie są w stanie pomóc sobie sami (lub sobie nawzajem), ale zwierzęta, które sami udomowiliśmy i teraz porzucamy już sobie nie pomogą. Wspieram schronisko w moim mieście i Fundację Centaurus.
Plus dochodzą jeszcze spontaniczne wpłaty pod wpływem mediów. Kiedy jakieś dramatyczne wydarzenie zostanie nagłośnione i mnie poruszy, przelew pieniądze na konto podane w artykule.
Brałem kiedyś udział w akcjach na siepomaga, ale jakoś nie do końca to czułem.
Co do systemu kopertowego, to zdecydowanie nie polecam używania jednej karty dla każdej kategorii – szybciej człowiek zwariuje niż to wszystko ogarnie 😉
To ciekawe. Okazuje się, że prowadzę taki system kopertowy w mniejszej skali. Co miesiąc wyznaczam, jaka kwota będzie przeznaczona na wydatki w danej kategorii, a takie szacunki opieram o bilans wydatków z kilku poprzednich miesięcy w budżecie domowym. Nie trzymam się jednak tak ściśle tych wyznaczonych na początku miesiąca wytycznych. Jeśli jakaś „koperta” jest pusta, a coś bardzo chcę kupić, to przesuwam z innych kopert. Teraz się zastanawiam, czy metoda: nie mam w danej „kopercie”, więc nie kupuję, faktycznie nie jest bardziej skuteczna, jeśli chodzi o kontrolę finansów.
PS. Fajnie, że wróciłeś! Twój blog był pierwszy, który mi pokazał, że muszę jakoś ogarnąć swoje finanse, bo zmierzałam w stronę katastrofy. Teksty o o inflacji stylu życia i hasło, by płacić najpierw sobie, zrewolucjonizowały moje myślenie.
Dziekuje za ciepłe słowa. Odnośnie przerzucania pomiędzy kopertami: dopóki trzymasz się sumarycznego limitu to ok. I dopóki nie kusi Cię, żeby np przerzucić niewykorzystane fundusze z kategorii „charytatywne” do „rozrywka” 😉
Przerzucanie miedzy kategoriami powinno być karane bardzo surowo. Pierwsza dostałabym po łapach, bo robiłam to notorycznie i chaos w finansach ogromny. Bardzo pomaga w tym brak kasy – nie ma z czego przerzucać i na czym oszukiwać 😁
A to już zależy od konkretnego przypadku i kontroli wydatków w ogólności. Każdy zna się na tyle, że wie, na ile ma silną wolę czy „ciągoty” do przepuszczania kasy bez większego sensu w którejś z kategorii – jeśli tak jest, to rzeczywiście dodatkowe reguły są przydatne.
Trochę to skomplikowane. Kiedyś się w coś takiego bawiłem, ale to dla mnie bez sensu. Teraz robię tak że po otrzymaniu pensji robię wydatki konieczne (rachunki, tel, przelew na wspólne konto na miesięczne wydatki z narzeczoną, tankuję samochód do pełna itd.). Z części tego co zostaje robię inwestycje / lokaty / oszczędności. Reszta zostaje jako oszczędności do wydania – aczkolwiek nie konicznie w danym miesiącu, mogę też dowolnie zmieniać marzenia albo kierować się potrzebami bo jakbym miał np. konto „ubrania” 0zł puste a konto „wakacje” 2000zł i potrzebowałbym nowych ubrań to co? Mam czekać? Bez sensu zabawa zajmująca czas.
To już zależy od podejścia, albo przelewasz z jednego konta na drugie, albo czekasz. Ty jesteś panem sytuacji i o to chodzi w każdym z podejść do finansów osobistych. Ja trochę miałem tak, że ciężko było mi wydawać więcej kasy na sport, mimo że widziałem w tym sens. Tak samo ciężko byłoby mi przeznaczyć 5 czy 10 tys na wakacje dla rodziny, bo mieliśmy dłuższą przerwę od urlopowania. Dlatego potrzebowałem budżetu na różne kategorie, żeby dobrze czuć się z tymi wydatkami. A przy okazji wyszedł całkiem fajny sposób na kontrolę budżetu. Pozdrawiam!
Ogólnie nie mam problemu z oszczędzaniem, zdecydowanie większy z wydawaniem.
Do tej pory korzystałem z dwóch „tradycyjnych” kopert dotyczących wydatków, z którymi miałbym problem: na cele charytatywne (jako % od zarobków – polecam) i opłaty związane z eksploatacją samochodu. W tym roku założyłem dodatkową – urlopową, aby zmusić się choć do odrobiny szaleństwa na wyjazdach :).
I jest to gotówka, którą wpisuje do Excela jako wydaną (szczegółowo od lat spisuję wydatki i kontroluję swoją wartość netto), chowam w fizycznej postaci do odpowiedniej koperty i o niej „zapominam”. Bo na koncie ta kwota zbytnio by kusiła aby przeznaczyć ją na jakąś inwestycję 🙂
W kwestiach charytatywnych, ja większość kwoty wydaję na WOŚP. Ale nie bezpośrednio, tylko poprzez różne aukcje. Kupuję zwykle nietypowe usługi typu wycieczka po jakimś normalnie niedostępnym miejscu lub przejażdżka fajnym samochodem (prywatnym). W zeszłym roku wylicytowałem weekendowy rejs i poznałem przy okazji świetnego człowieka i pasjonata :).
Dodatkowo staram się też samemu wystawiać na aukcje charytatywne przedmioty.
Fajne podejście z tymi aukcjami WOŚP. I miałem ten sam problem z wydawaniem wiekszej kasy na rzeczy typu urlop / sport itp, a w tym fundusze celowe na pewno pomagają.
Wolny, dzięki za wzmiankę 😉
Jeśli chodzi o pomaganie, bo do tego na razie dotarłam, to ja i moja rodzina staramy się pomagać w sposób hmm… niszowy i nie pieniężny. A dokładniej to wedle zasady – pomaganie zaczynaj od najbliższego otoczenia, żeby było wiadomo czy Twoja pomoc na sens i co się z nią potem dzieje. To moim zdaniem jest bardzo ważne, bo całe to przekazywanie pieniędzy gdzieś w świat mnie osobiście nie daje żadnego poczucia pomocy. Ot pozbyłam się 300 zł z konta i nie mam na nie żadnego wpływu ani mocy sprawczych czy decyzyjnych.
W praktyce wygląda to tak, że robimy zakupy dla kilku biednych sąsiadów, piekę im pyszne ciasta, organizujemy karmę psa jednego pana, bo kocha swojego psa bardzo, ale budżet mu się zwyczajnie po ludzku nie spina i na pieska brakuje, więc podrzucamy karmę dla pieska i trochę pyszności dla tego pana, żeby było mu miło, dokarmiamy osiedlowe kotki i tak to się kręci. Robimy tyle ile możemy i dla kogo możemy, uważam, że to bardzo ważne mimo że inni robią milion razy więcej i na większą skalę. Wydaje mi się, że gdyby każdy rozejrzał się dookoła i poświecił odrobinę uwagi najbliższemu otoczeniu to byłoby dużo lepiej na świecie 🙂 Takie drobiazgi jak choćby karma dla pieska miłego pana, albo zabranie tego pieska na szczepienia to duża pomoc i satysfakcja.
Nie ukrywajmy, że pomagamy innym również dla siebie: poczucie głębszego sensu i dobrego uczynku, który spełniliśmy daje naprawdę dużo, dobro do nas wraca w taki czy inny sposób. A wydaje mi się, że właśnie taka pomoc, o jakiej piszesz daje Tobie chyba równie wiele, ile Ty dajesz od siebie. Jak dla mnie petarda! Dużo jednak zależy od środowiska, w jakim się obracasz – czasami ciężko dotrzeć do takich osób, bo one same nie wyciągają zwykle ręki o pomoc, prawda?
Ja go w ogóle jestem człowiekiem który musi widzieć efekty swoich działań i wiedzieć co się z tym moim wkładem sił, czasu i pieniędzy dzieje, bo inaczej nie odczuwam że pomagam. Po prostu widzę ubytek na koncie i nie czuję się lepszym czlowiekiem. Przelew jak przelew po prostu xd poza tym dużo się naogladalam od wewnątrz jak działała pewna fundacja i cóż… Zachwytu to we mnie nie wzbudziło. Raczej niechęć. I tak na wszelki wypadek postanowiłam pomagać bez pośrednictwa fundacji 🙂 teraz odczuwam autentyczną namacalna satysfakcję 🙂
To że nie dajesz bezpośrednio pieniędzy, to nie znaczy, że to jest „gorsza” lub „mniejsza” pomoc. Realnie pomagasz i za to Cię podziwiam.
Ja czuję potrzebę pomagania innym, ale mimo wszystko wolę przeznaczyć na to „tylko” pieniądze, a nie pieniądze, czas, emocje, po prostu kawałek siebie. Zbyt leniwy jestem 🙂
Ja właśnie postrzegam jako najbardziej wartościową taką pomoc, jakiej udziela Askadasuna. Bo to również kontakt z drugim człowiekiem, często w trudnej sytuacji, a to uwrażliwia, otwiera oczy na pewne sprawy, skłania do większego doceniania tego, co mamy sami.
To prawda, szczególnie, że oprócz wielkich tragedii takich jak poważna choroba dziecka i jego kosztowne leczenie są też tragedie zwykłe i codzienne jak samotność osób starszych, które nie mają do kogo się odezwać przez wiele dni, brakuje im na coś więcej niż egzystencję jak choćby to ciasto żeby poczestowac wnuki albo pomocy w znalezieniu domu dla ukochanego psa zony, którym mąż ze względu na stan zdrowia nie może się zająć. Sporo jest takich codziennych sytuacji kiedy można zrobić coś miłego. Chocby zrobić ciepła herbatę dla miłego klienta który dzisiaj zostaje dłużej a widać że przemarzniety i niezbyt zdrowy. Taka drobna codzienna pomoc najbardziej mnie cieszy:))
Fajny ten system ale na pierwszy rzut oka czasochłonny. Jak tak patrzę po ludziach to ciekawie prezentują się różnicę w prowadzeniu różnych form kontroli finansów wynikające z indywidualnych cech danych osób. Sprytny masz sposób na mentalną zgodę na przepalenie dowolnej ilości kasy pod warunkiem, że jest uciułana w odpowiednim funduszu celowym.
Ja nie prowadzę budżetu bo nie mam takiej potrzeby. Jedynie spisuję wydatki w podziale na kategorie. Potrzebuję jedynie znać jaki procentowy udział ma dany aspekt moich kosztów życia. Do tego widzę poziom kosztów życia na przestrzeni lat więc anomalie są łatwo wychwytywane i wiem czy mi nadmiernie nie rosną koszty życia.
To tylko taka myśl ale na fundusz charytatywny uzbierałeś już jakąś kwotę i nie możesz się zdecydować komu je przekazać. Może wynika to z faktu, że szkoda ci ciężko zarobionych pieniędzy przekazać komuś kto być może przepali je bez efektu. Może było by ci łatwiej gdybyś na cele charytatywne przeznaczał procent z dochodów pasywnych. Tym samym to nie ty byś ciężko pracował na innych tylko twoje pieniądze. Skoro to one tyrają a nie ty, to może łatwiej było by ci coś wybrać. Może wystarczyło by tylko by cel był taki z którym się utożsamiasz.
Skoro spisujesz wydatki i dzielisz je na kategorię, to w jakiejś formie (być może okrojonej) ten budżet jednak prowadzisz 🙂
Z ciekawości: nie śledzisz swojej wartości netto czy innych parametrów, które czarno na białym pokazują, czy idziesz we właściwym kierunku?
Odnośnie funduszu charytatywnego: według mnie to nie tak. Nie jesteśmy po prostu przyzwyczajeni do przekazywania tego typu kwot na dobroczynność i do tej pory ograniczaliśmy się do okazjonalnego wsparcia jakiejś akcji na siepomaga / przelewu 50 zł na WOŚP (który w tym roku został podwojony przez mBank – świetne posunięcie marketingowe tak by the way :)) / regularnego, comiesięcznego wsparcia Unicefu (zaledwie 37 zł / m-ąc). Chcielibyśmy jednak zwiększyć przekazywane kwoty i nie przewiduję tu oporów w naszych własnych głowach, ale musielibyśmy robić to w sposób, który… nie wiem jak to nazwać, żeby nie wyszło źle… który byśmy bardziej czuli. Coś a’la komentarz Askadasuny – taka praca praca u podstaw, pomoc ludziom potrzebującym w okolicy i doświadczanie efektów tej pomocy na własne oczy. Może i tak jak sugerujesz – nieco większa kontrola nad tymi środkami, żeby to nie były pieniądze wyrzucone w błoto tylko raczej powolne dawanie wędki zamiast ryby, albo pomoc w sytuacjach, które powstały bardziej przez czynniki losowe aniżeli z czyjegoś zaniedbania czy wręcz lenistwa lub rażąco błędnych decyzji finansowych. Bo to, że przekażemy kilkukrotnie więcej na jakąś organizację czy wrzucimy gdzieś do puszki, to jakoś nie do końca jest to.
Budżet planuje wydatki. Ja je spisuje post factum. Ile wydałem dowiem się jak podliczę miesiąc. Czy to jest 6 czy 9 tysięcy jest rzeczą drugorzędną. Przede wszystkim chcę wiedzieć na co. To wynika z tego, że zarobione pieniądze wydaje z rocznym lub większym opóźnieniem.
Wartość netto policzyłem raz kiedy spłaciłem wszystkie kredyty. Nie monitoruję jej w ogóle bo jest kłamliwym wskaźnikiem. To szaraczki jarają się majątkami najbogatszych. Najbogatsi majątek szacują plus minus.
Ja monitoruję kilka wskaźników które razem dają mi pełen obraz sytuacji
– koszty pasywów – warto wiedzieć co mi kasę z kieszeni wyjmuję. Nie chodzi o to by je od razu zbijać bo w tym mam wydatki na hobby lub rzeczy które po protu chce mieć.
– koszty życia – ile mnie kosztuje życie w tym etapie życia. (Przy małych dzieciach to szybko się zmienia – niania, przedszkole, szkoła)
– wielkość dochodu pasywnego – im więcej tym lepiej
– dochód główny – inne źródła – ja mam nieregularny wiec patrzę na kwoty roczne rok do roku. One stanowią podstawę wydatków na kolejny rok.
– Zwrot z inwestycji – im więcej tym lepiej bo ja mogę mniej pracować.
Wartość majątku mi nie robi. Mi zależy na generowaniu dochodu (preferowany pasywny) i jak duży plus zostaje nad całością kosztów. Wzrost majątku jest efektem ubocznym a nie celem.
Czekaj czekaj, hola hola 🙂 „Budżet planuje wydatki” – od tego wyszedłeś i wyciągnąłeś dalsze wnioski. Według mnie to nie tak, nie zamykajmy budżetowania w tak ciasnej definicji, zachowajmy pewną elastyczność. Według mnie, budżet służy do kontrolowania swojej sytuacji finansowej. Może i tej z przeszłości, bo – jak to pisał Orwell: „kto kontroluje przeszłość ten ma władzę nad przyszłością”.
Ja również nie planowałem wydatków kolejnych miesiącach, dopiero ostatnio wprowadziłem system o którym piszę wyżej, ale on nie obejmuje wielu rodzajów wydatków. Czy zatem ja nie prowadzę budżetu domowego? Owszem, prowadzę, analizuję go i wyciągam wnioski na przyszłość, co nie musi być tożsame z dokładnym rozplanowaniem wydatków na kolejne miesiące, bo tutaj również staram się być elastyczny.
Z resztą Twoich argumentów w zasadzie się zgadzam, chociaż ja lubię widzieć tą jedną liczbę, aktualizowaną automatycznie co miesiąc. Lubię mieć świadomość, że idę w dobrą stronę – chociaż oczywiście, tutaj trzeba mieć świadomość, że na przykład kupno domku nad jeziorem nie wpłynie negatywnie na naszą wartość netto, ale na comiesięczne koszty i utracone przychody, które te środki mogą generować – już jak najbardziej.
Tu się nie zgodzę. Budżet odnośni się tylko do przyszłości. Wszystko inne to zapisy historyczne. Od ręki masz u mnie flachę jak znajdziesz kogoś kto zrobił w 2018 budżet na 2016 lub inny przeszły termin 🙂 Budżet powinien się opierać na zapisach historycznych bo wtedy jest dokładniejszy niż założenia wyciągnięte z rękawa.
Jeśli zakładasz kwotę na przyszłość np na sport – to jest budżet. Możesz się w nim nie zmieścić albo olać to założenie całkowicie jak zmieni ci się koncepcja ale miałeś na coś budżet. Zapiski historyczne to co ja prowadzę nie uwzględniają przyszłości. Są kroniką tego co wydałem. Opierając się na tych kronikach mogę zrobić założenie, że w kolejnym roku nie chce wydać więcej niż 100k i to będzie budżet. Natomiast już z tej perspektywy nie ma znaczenia czy to 100k wydam na auto i resztę roku będę żył energią kosmosu czy rozłoży się to na koszty życia.
Budżet sam w sobie nie służy do kontrolowania sytuacji. On tylko zakłada gdzie i ile powinieneś wydać kasy. To kontrolowanie faktycznie poniesionych wydatków daję informację zwrotną. Jak nie wierzysz to zrób budżet i potem poproś Wolną by go zrealizowała wedle uznania i nie powiedziała ci ani słowa czy jak, gdzie, kiedy, na co wydała, nawet kwoty łącznej. Ciekawe czy po miesiącu dalej będziesz twierdził, że zrobienie budżetu daje ci kontrolę nad finansami 🙂
Każdy z nas prowadzi w jakimś stopniu budżet i kontrolę wydatków. Ważne by być świadomym co jest czym i co do czego służy.
U mnie ten system działa i sprawdza się od kilku miesięcy. Wydatki codzienne jak żywność, drobne przyjemności, paliwo, czynsz, rachunki są opłacane z konta na które otrzymuje pensje. Na większe wydatki i fundusz awaryjny założyłem „skarbonki” w pko na które z automatu sa przelewane środki z głównego konta. Kasa z premii i nadgodzin w 50% idzie na przyjemności a w 50% na oszczędności
„Kasa z premii i nadgodzin w 50% idzie na przyjemności a w 50% na oszczędności” – i to jest bardzo fajne, bo naprawdę nadaje jakiś sens tej dodatkowej pracy, prawda? Bo co z tego, że wrzucisz kolejnego tysiaka na jakąś tam lokatę – na pewnym pułapie już tego za bardzo nie odczuwasz, więc zamiast satysfakcji zaczyna się pojawiać poczucie straconego czasu czy możliwości, których nie wykorzystałeś.
Możesz rozwinąć te Skarbonki w PKO 🙂 ? To konta oszczędnościowe? Szukałem takiego rozwiązania i chyba za słabo.
Cześć. Wielkie dzięki za bardzo cenną i praktyczną wiedzę👍 super, że uaktualniles zakładkę „polecam”. Będę bardzo wdzięczny jeśli odświeżysz także listę lektur😊
Hej, też jest to w planach, kilka nowych pozycji mam już w głowie.
Bardzo lubię Twojego bloga i cieszę się z Twojego powrotu😊ja próbuję wdrożyć metodę oszczędzania tzw 6 słoików. Jest super, ale trudna do realizacji dla osoby, która płaci wyłącznie kartą i nigdy nie ma przy sobie gotówki…. Ciekawe, jak oceniłbyś słoikową metodę😊pozdrawiam
Metoda słoikowa też jest jak najbardziej ok. Zresztą – jak wczoraj napisałem w jednym z komentarzy, dobre jest to, co się sprawdza w naszym przypadku!
Skoro nie używasz już fizycznych kopert to chyba trzeba pomyśleć nad zmianą nazwy bo to troszkę mylące.
PS. Jeśli chodzi o subkonta celowe w mBanku to są one oprocentowane chyba 0.5%
Nie chciałem tworzyć nowej terminologii, ot – po prostu wprowadzam swoją wersję będącą pewną hybrydą dwóch metod.
Tak, konta oszczędnościowe w mBanku są minimalnie oprocentowane, ale ponieważ to szalone 0,5%, to w praktyce zakładam, że nie są 🙂
Zaskakująco podobne podejście do mojego.
Ja jadę na Excelu i jednym koncie z uwagi na oprocentowanie. Subfundusze dzielę na dwie główne kategorie: coroczne i wieloletnie (te wieloletnie można swobodniej lokować na dłuższy okres).
Wieloletnie to:
– wymiana auta
– emerytura
– konta dla każdego z dzieci
– wymiana komputera (jako narzędzie pracy)
– wymiana telefonu
Coroczne:
– wakacje
– ubezpieczenia
– ubrania
– zdrowie
– eksploatacja auta
– bilety komunikacji
– prezenty (zwłaszcza gwiazdkowe!)
Nawet nie wiedziałem, że są subkonta, a przynajmniej jakoś ich nie zapamiętałem. Jeżeli są to oddzielne konta w tym samym banku i są darmowe to rzeczywiście można w ten sposób zaoszczędzić na różne rzeczy. Ja bym wybrał 1 subkonto lub 2 – bo więcej już na prawdę wymaga dużo większej uwagi i poświęcenia swojego czasu, a z drugiej strony na pewno też większych zarobków niż przeciętny „Kowalski”. Uważam też, że warto mieć w domu parę groszy może to być w 1 lub 2 kopertach – mi osobiście było łatwiej odłożyć fizycznie jakieś pieniądze właśnie do koperty (by je później wydać oczywiście na dany cel) niż odkładać na koncie głównym. Bo mi się kojarzy konto główne ze środkami do wydania. Ale rzeczywiście będzie trzeba się rozejrzeć za subkontami. Dobry post!
Dzięki za kolejny wpis!
Ja wliczam do swojej wartości netto pieniądze z konta na „rozszastanie” i widzę, że jest to błąd. Z żoną mamy duże opory przed wydaniem jakiejkolwiek kwoty z tego konta, mimo założenia że są to pieniądze „stracone”.
Kwota ta jest u mnie również ukryta na subkoncie (bez karty), więc jak dochodzi do wydania mniejszej sumy to zwykle zapominam zaktualizować stanu. (Po kilku latach przestaliśmy spisywać paragony, robimy szybkie miesięczne podsumowanie.)
Może warto je odrazu wypłacić i fizycznie trzymać w kopercie..? 🙂
Pozdrawiam!
Heh, czyli nie tylko u mnie psychika odgrywa taką rolę 🙂 jak chcesz się czuć swobodniej z wydawaniem tych pieniędzy, zdecydowanie nie uwzględniaj ich w wartości netto, albo chociaż nie uwzględniaj przyszłych wpłat na to konto. Jak planujesz kiedyś przerzucić tą nadwyżkę na przykład na inwestycje, zostaw jak jest, tą dodatkowa bariera w głowie dobrze Ci zrobi 😉
Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się na to, że w tygodniu będą pojawiać się dwa wpisy! Jeden to zdecydowanie za mało 🙂
Miło mi 🙂 Ale to tylko tymczasowe rozwiązanie na kilka najbliższych tygodni. 2 wpisy w tygodniu plus odpowiadanie na komentarze zjada naprawdę sporo czasu, więc dopóki blog to moje hobby nie przynoszące praktycznie dochodu, muszę odpowiednio dozować to, co daję od siebie.
A planujesz rozwijać blog w kierunku zarabiania na nim czy jednak celujesz w pisanie hobbistyczne? :))
Ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć. Na pewno będę robił to co robię w zgodzie ze sobą – nie wyobrażam sobie „wciskania” czytelnikom bubli tylko dlatego, że ktoś mi proponuje za to dobre pieniądze. Natomiast umiem sobie wyobrazić, że ze specjalisty IT przekwalifikowuję się w blogera od finansówi tematów pokrewnych, nawet na full time 🙂 A to musiałoby się wiązać z konkretnymi przychodami z bloga.
Wiem, że to się wzajemnie nie wyklucza, zobaczymy co przyniosą kolejne miesiące. Na razie, do końca 2018 nie planuję żadnych rewolucji.
W koncie założonym w BZ WBK mam podobnie rozłożone te kategorie. Sam się zdziwiłem że gdy pewnego razu po zalogowaniu się na konto zauważyłem różne zakładki typu okazjonalne wydatki, samochód, zdrowie i uroda, wakacje itp.. Oczywiście system sam wszystkich płatności nie jest w stanie rozpoznać, ale można mu w tym pomóc.
Podobnie jest w mBanku i nie tylko – banki starają się nam nieco „pomóc” kategoryzując nasze wydatki. Dla mnie to niewystarczające, bo bardzo często płacimy gotówką, a poza tym to pokazuje, że banki zbierają o nas niesamowitą ilość informacji, które czasami niekoniecznie chcę im oddawać.
Podobnie jak karty ŚKUP na Śląsku, które mnie osobiście przerażają – gdzie jeździsz, jak często, skąd dokąd itp. 😉 mam bujną wyobraźnię i od razu wymyśliłam sobie historię z psychopatycznym mordercą w tle tropiacym swoje ofiary po zapisach z tej karty…. Sorka 😀 ponioslo mnie 😀
Nie musisz sobie wyobrażać. Przeczytaj „Rozbite okno” Jeffery’ego Deavera, tam taki scenariusz jest podstawą fabuły. A książka bardzo dobra.
Przeczytam koniecznie 🙂 dzięki za polecenie :))
A co do gotówki to niestety można nieźle popłynąć jak się nie kontroluje wydatków. Mnie się to przydarzyło i ciężko potem odtworzyć wszystkie transakcje – gdzie, kiedy, co, komu, z kim, ile na co. Jedna wielka niewiadoma.
Ja osobiscie polecam fundaje Mali Bracia – https://www.malibracia.org.pl/
oraz Viva http://www.viva.org.pl/ albo http://charytatywni.allegro.pl/cele?charityOrganizationId=155, albo https://sklepik.viva.org.pl/
co roku tez sprzedaja super kalendarze
ja bardziej skupiam sie na zwierzetach i osobach starszych,
ale duzo mozna znalesc na stronie https://pomagam.pl/
Ania
Ja z innej beczki? Jaki rower chcesz kupić 😊?
Heh 🙂 nie wiem jeszcze, na pewno szosowy. W zeszłym roku kupiłem cudo co się zwie Indiana Arrow (rower z mediaexpert, ale produkowany dla nich przez Krossa), czyli absolutna podstawa w promocji za 1000zł. Za tą cenę zdecydowanie warto, zwłaszcza że od początku to miało być na próbę. Jak się wkręcę (a tak się stało), to w tym/przyszłym roku będę wymieniał na coś nieco lepszego, pewnie w okolicach 3k na posezonowych wyprzedażach. I tak na moim szoso-biedaczku cisnę na trenażerze i zrobię na nim 1/2 IM, więc się biedaczyna zamortyzuje.
Grunt żeby planować i nie słuchać tych co mówią że się nie da 😛
Jakoś tego nie czuję. Miałem kiedyś fundusz celowy. Nazywał się SKO i zbierałem na korki 🙂 Obecnie mam tylko zaskórniaki, które od czasu do czasu wydaje na ubrania dla żony 🙂
A na poważnie, to o ile rozumiem takie podejście u ludzi, którzy nie potrafią dysponować pieniędzmi, to nie widzę uzasadnienia bawienia się w to wszystko przez osobę, która ogarnia temat. To wszystko wygląda mi na działanie czysto filozoficzne, że lżej się wydaje, gdy nie spada wartość netto i że niby ma się świadomość konsekwencji itp itd.
A może się myje i czegoś nie doczytałem i system ten ma realny wpływ na kondycję Twoich finansów, Wolny?
PS Przydałyby się powiadomienia o odpowiedziach na komentarze.
Ten system ma głównie działanie na mój umysł, na zasadzie: to i tak wydane, nie zmniejszy wartości netto, możemy sobie pozwolić na to a na to. Paradoksalnie, mnie to motywuje do wydawania więcej: przykładowo, teraz jesteśmy w Szczyrku, bo czasowo mogliśmy to ogranąć, a na subkoncie „podróże” była kasa. Planuję też zmianę roweru szosowego na taki za 4-5 tys zł i taki wydatek również ciężko mi uzasadnić. Po prostu chcę go i zbieram po parę stówek, mam już nastukane około 3 tys zł – będzie całość, to będę miał zdecydowanie mniejsze opory, żeby użyć tych pieniędzy.