Kochani! To, o czym dzisiaj napiszę wynika właściwie z wielu wpisów z ostatnich tygodni, ale ponieważ uderzyło mnie to z siłą huraganu i jest niczym prawda objawiona, to zdecydowanie zasługuje na oddzielny wpis.
Wiecie, co kiedyś sobie myślałem? Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu uwierzyłem, że każdy z nas ma szansę na dwa życia na Ziemi. Tak tak, dobrze przeczytałeś. Jedno życie jest dość zwyczajne, całkiem normalne, nie obfituje w zbyt wiele radosnych chwil, za to jest pełne obowiązków, uległości wobec pracodawców, strachu o jutro i niepewności, którą można nazwać „a co, jeśli…”. Ten okres w życiu, który zaczyna się mniej więcej z chwilą wkroczenia na rynek pracy, trzeba po prostu przetrwać. Najlepsze, co możesz dla siebie zrobić, to maksymalnie go skrócić – i to właściwie jest główne zadanie dla nas w tym niebezpiecznym i pełnym zagrożeń okresie. Bo jeśli zrobimy wszystko jak należy, to już po kilku/kilkunastu latach względnej wegetacji… rodzimy się na nowo.
A robimy to, wkraczając do krainy zwanej Wolnością Finansową. Krainy zamieszkałej przez garstkę ludzi, którzy weszli na jakiś wyższy poziom i całkowicie wyzbyli się problemów, które są codziennością dla reszty. To drugie życie zaczyna się od całkowitej rewolucji: rzucenia pracy, zmiany stylu życia i zamiany niby-uśmiechu na permanentny stan nirwany.
Dlatego i ja optymalizowałem, co się da. Minimalizowałem wydatki, parłem do przodu w celu maksymalizacji dochodu i starałem się cieszyć tym, co mam. Nie powiem, nawet nieźle mi to wychodziło i zdecydowanie pomagało to, że gdzieś tam, na końcu tunelu widać przebłysk światłości, która jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieni wszystko. Kiedyś. A wtedy będę mógł wyjść z cienia i pokazać tym wszystkim tłamszącym mnie potworom środkowy palec. Tyle, że… ostatnie lata to stopniowe odczarowywanie tych wyimaginowanych potworów. Nagle okazało się, że żadnych straszydeł tam nie ma, a mi jest dobrze już tu i teraz, bo dokonałem w swoim życiu nie tak znowu trudnych, ale dużo dających zmian. Nie potrzebuję pocieszać się żadną rewolucją w przyszłości ani nie czekam na coś nieokreślonego, co kiedyś ma się wydarzyć.
… albo i nie.
Mam nadzieję że masz świadomość, że celowo nieco przejaskrawiłem powyższe akapity, ale chciałem możliwie dosadnie naszkicować Ci sytuację coraz większej rzeszy osób, która z różnych powodów pozwoliła się zamknąć w ciasnych i ciemnych klatkach i robi wszystko, żeby kiedyś, za X lat, wyjść na upragnioną wolność i wreszcie zobaczyć Słońce. To nie tak moi mili. Jak do znudzenia będę powtarzał, że najważniejsza jest droga, nie cel, który może się zmieniać z czasem i w skrajnych sytuacjach doprowadzając nas do depresji, jeśli goniliśmy tylko za nim przez ostatnie lata. Życie jest jedno i jeśli nie weźmiemy spraw w swoje ręce tu i teraz, oczekiwanie na cud mający nastąpić za kilkanaście/kilkadziesiąt lat jest dość smutnym rozwiązaniem. Najważniejsza jest równowaga, którą w sferze finansów można zdefiniować jako mądre wydawanie i próba znalezienia balansu pomiędzy zwiększaniem oszczędności/inwestycji a drobnymi przyjemnościami dnia codziennego.
To nie jest wyścig, który mamy jak najszybciej ukończyć. Nie chodzi o to, żeby w pewnym momencie pochwalić się wszem i wobec (lub samemu sobie) „mam X zł, od dzisiaj nie muszę pracować!”. Nie chodzi też o to, żeby zrobić to jak najwcześniej, przed innymi, wzbudzając sensację pod tytułem „ma X lat i nie musi pracować!”. Jeśli jesteś 25-letnim rentierem, gratulacje! Jeśli w wieku 40 lat odłożyłeś pierwsze 5 000 zł na poduszkę finansową, Tobie również gratuluję! Zarówno jeden, jak i drugi przypadek to efekt wykonanej pracy, zarówno nad finansami, jak i samym sobą. Ta jedna dodatkowa złotówka, którą pokaże Twój excel śledzący wartość netto nie zrobi żadnej różnicy, zwłaszcza jeśli wcześniej zadbasz o odpowiedni balans w życiu i nauczysz się z niego mądrze korzystać. I wiesz co? Jest coś jeszcze lepszego! Jeśli to zrobisz, to – analogicznie – żadnej różnicy nie zrobi to, że będzie Ci brakowało tej złotówki. Czy stu tysięcy. Czy miliona. Absolutnie nie żartuję!
Postaraj się już teraz ułożyć życie tak, żebyś czuł z niego satysfakcję. Żebyś kochał i był kochany. Żebyś miał i realizował swoje hobby i marzenia. Żebyś potrafił mądrze zarządzać finansami osobistymi, dzięki czemu to mityczne „jutro” nie będzie już tak niepewne i wcale nie musi tak mocno różnić się od „tu i teraz”. Żebyś miał szeroki wachlarz umiejętności i otwarty umysł, dzięki czemu z łatwością dostosujesz się do wielu mniej lub bardziej oczekiwanych sytuacji życiowych.
Nie ścigajmy się, żyjmy i cieszmy się z tego życia! Może i łatwo mi mówić, skoro moja lokomotywa jest już nieźle rozpędzona. Ale wiesz co? W końcu przestałem do niej dorzucać kolejne worki z węglem i wrzuciłem na luz, pozwalając jej toczyć się siłą rozpędu. Pewnie od czasu do czasu dostanie jakiś zastrzyk paliwa, ale będzie to wynikało tylko z mojej motywacji i chęci. Nie obchodzi mnie już, czy i kiedy osiągnę niezależność finansową. Mam nawet wątpliwości, czy chcę być niezależny. Bo być może „niezależny” też może do pewnego stopnia znaczyć „niepotrzebny”, „bezużyteczny”? Chcę robić ciekawe rzeczy i z moim wachlarzem umiejętności i nastawieniem na zasadzie „możesz wszystko” nie wyobrażam sobie, żebym nie mógł jeszcze przez dziesięciolecia dobrze zarabiać, jednocześnie się realizując i mając frajdę z tego, co robię.
A wolność? Wolność jest w głowie, w możliwościach, z których zdajesz sobie sprawę lub nie. W wyborach, których dokonujesz niemal codziennie. W czasie, którym rozporządzasz mniej lub bardziej swobodnie. W możliwościach rozwoju Ciebie jako człowieka i w tym, czy z nich korzystasz. I – do pewnego stopnia – w tej poduszce finansowej, którą wypracujesz mądrym podejściem do finansów 😉
PS W niedzielny wieczór będę miał dla Ciebie niespodziankę! Nie wiem czy zauważyłeś, ale wizualnie mój blog nieco trąci myszką… ale już za kilka dni to się zmieni. Nie będzie wielkiej rewolucji i z pewnością po 1-2 wpisach odnajdziesz się w nowej rzeczywistości, ale całkiem nowy motyw WordPressa i parę ciekawych zmian na pewno przyniesie powiew świeżości, tak potrzebny po 5 latach od pierwszego wpisu! Swoją drogą, przez tą przerwę nawet nie zauważyłem, że stuknęło mi już 5 lat… ale zaległe życzenia z radością przyjmę 😉
I o to właśnie w tym wszystkim chodzi 🙂
Dla niektórych to oczywiste, innym trochę zajmie wyciągnięcie podobnych wniosków, jeszcze inni nigdy do nich nie dojdą. A jednocześnie, zupełnie niezależnie od tego, każdy może być szczęśliwy. Magia? 🙂
Nie ma jednego przepisu na właściwe życie 😉 niech każdy żyje po swojemu, byle zaznał szczęścia :))
100 lat blogowania:)
Fajnie, że po tak długiej przerwie wróciłeś do blogowania, bo „Wolnym być” od długiego czasu było już u mnie na czymś w rodzaju „cmentarzyska blogów finansowych” a tu taka miła niespodzianka.
Potrzebowałem dłuższego oddechu i zrobienia kilku kroków bez pisania o tym. Trzymaj lepiej kciuki, żeby to się nie powtórzyło 😉
Coś co mamy zawsze przestaje być doceniane i nie odczuwamy tęsknoty za tym 😉
Dokładnie. Pół biedy, jak zdajemy sobie z tego sprawę. Popełniłem kiedy ten wpis, pasuje doskonale.
Nawet nie wiesz, jak bardzo się z Tobą zgadzam. Ty masz chyba że 100 lat, skoro takimi mądrościami sypiesz jak z rękawa 🙂 Wszystkiego najlepszego z okazji 5 lat bloga, niech już nie zdarzają się na nim tak długie przerwy! No i niech zachwyca nie tylko treścią, ale i wyglądem 🙂
Heh, aż tak stary nie jestem. Czasami po prostu wpadnę na coś (polecam bieganie – wtedy myśli się najlepiej :)) i drążę temat w swojej własnej głowie, aż dojdę do sensownych wniosków, którymi mam ochotę się podzielić. Fajne jest to, że nie kopiuję innych – kiedyś próbowałem czerpać inspiracje z innych blogów, wiele tematów powtarzałem po innych, na swój sposób oczywiście. Teraz… nawet nie wiem, bo praktycznie nie buszuję po sieci, a wszystkie pomysły na wpisy po powrocie do blogowania po prostu rodzą się w mojej głowie. To też mnie napędza, zobaczymy jak będzie dalej. Pozdrawiam i dziękuję za życzenia.
BRAWO
dzięki 🙂
Ja rowniez mam podobne podejscie. Staram się tu i teraz korzystać z życia – dla każdego oznacza to co innego. I bardzo dobrze. Dla mnie coraz ważniejszy jest czas. Czas, który mogę przeznaczyć dla siebie, dla rodziny, dla przyjaciół.
Dlatego moje zbliżanie się do wolności finansowej nie odbywa się w maksymalnym możliiwym tempie. I dobrze mi z tym. Mam już jakieś poczucie bezpieczeństwa i daje mi ono możliwość rezygnowania z dodatkowych form zarabiania, z robienia (w pewnym stopniu) rzeczy, które chcę robić w miejsce tych, które musiałem robić. Zarobię mniej? Ok – stać mnie 😆. Tym bardziej, że w sumie mam minimalistyczne podejście do życia i konsumpcjonizm jest mi obcy.
Coraz bardziej brakuje mi czasu na rzeczy niezwiązane z pracą. I to nie dlatego, że tak dużo pracuję. Myślę o jeszcze większym ograniczeniu czasu pracy vs czas wolny. Może praca na niepełny etat ?
To chyba jest tak, że pragniemy tego, czego nie mamy lub mamy w ograniczonym stopniu. Nie mając rodziny (a w zasadzie: dzieci) czasu jest na tyle dużo, że nie odczuwamy tutaj jakichś większych braków. Po zostaniu rodzicem ten czas dla siebie nagle się zeruje i trochę czasu upływa, zanim odzyskamy choćby jego małą część. Na pewnym etapie życia to właśnie czas staje się najbardziej wartościowy, a tylko od nas zależy, w jaki sposób go spożytkujemy. Z jednej strony to najbardziej produktywny okres życia, z drugiej: wtedy właśnie czas z rodziną i dziećmi najbardziej procentuje. Jak zawsze, zdrowy balans pomaga.
Praca na niepełny etat… ja to w zasadzie już realizuję, bez oficjalnego zmniejszania wymiaru godzin. Po prostu od początku tego roku daję z siebie zdecydowanie mniej, a że mam w praktyce tryb zadaniowy, to skutek jest po prostu taki, że mniej mnie widać, mniej się wykazuję, mniej zarobię z racji nadgodzin / dyżurów / premii. Jeśli obie strony mają jasność sytuacji, nie widzę w tym nic zdrożnego.
Jak się cieszę że znowu piszesz. Pozdrawiam.
Dzięki!
Ciekawe podejście do życia. To był proces czy raczej jednostkowe wydarzenia, które skłoniły Cię do zmiany podejścia do wolności finansowej? W sensie zamiast oszczędzać przez lata odmawiając sobie wszystkiego, żeby za X lat osiągnąć wolność mówisz, że ważniejsze jest cieszenie się życiem tu i teraz jednocześnie powoli podążając do wolności finansowej.
Hmmm, określiłbym to jako całą serię jednostkowych zdarzeń, rozciągniętych w czasie 🙂 To rzeczy typu znalezienie i wkręcenie się w hobby (sport), które zdecydowanie zwiększyło satysfakcję z codzienności. To rozpoczęcie + nauczenie się pracy zdalnej dającej dużą elastyczność i możliwość sensownego zagospodarowania wolnych przebiegów i dopasowania dnia pracy do siebie a nie siebie do dnia pracy. To uświadomienie sobie, że podejmowałem się tylu różnych rzeczy, że poradzę sobie, jeśli nie tak to inaczej. To czas spędzany z rodziną, który z racji wieku naszych maluchów możemy planować w coraz ciekawszy sposób, bo coraz mniej nas ogranicza. I wiele innych… 😉
Dzięki za szczerą odpowoedź! Fajnie, że udało Ci się znaleść swój własny rytm na drodze do wolności finansowej 🙂
Ta Twoja wizja niezależności mocno się zmieniła, ale w sumie czy niezależność musi od razu oznaczać brak zatrudnienia?
Absolutnie, nawet nie powinna! Mimo, że ta przeklęta wyspa, ten hamak i drink z palemką to nadal synonim niezależności finansowej, mimo że nijak ma się to rzeczywistości.
Czytałam dzisiaj Twój post już kilka razy i cały czas mam w głowie myśl – bądź szczęśliwy pomimo a nie z powodu. Myślę, że takie bycie szczęśliwym samym w sobie bez względu na to czy już masz poczucie wolności i niezależności czy nie jest niesamowicie ważne. Życie ciągle się zmienia i myślę, że najważniejsze to znaleźć szczęście na co dzień i nie uzależniać go od spełnienia założeń i osiągnięcia wymyślonych celów. Porażka też jest opcją, ale nie można z jej powodów zrezygnować ze szczęścia i popaść w marazm, bo coś się nie udało.
Eh wolny wolny… Kulą w płot tym razem 😉 Jest takie powiedzenie „syty głodnego nie zrozumie” dziś ty jesteś syty i oderwałeś się od rzeszy „głodnych”. Ludzi mających po 2k pensji netto. Ludzi zastanawiających się czy będą w stanie utrzymać kolejne dziecko. Ludzi myślących czy kiedyś dorobią się własnego domu.
Ty już jesteś „wolny” i to jest ten problem. Nie rzucisz pracy jutro i nie będziesz oglądał tv 24h na dobę, ale gdyś stracił pracę? Idę o zakład że mógłbyś spokojnie utrzymać siebie i rodzinę przez rok z oszczędności i inwestycji. Chwała ci za to. Ty już jesteś szczęśliwy. 90proc społeczeństwa kurczowo trzyma pracę nawet jak jej nie nawiedzi bo 2 miesiące bez wypłaty i komornik licytuje ich mieszkanie 😉 Czy ludzie żyjący w ten sposób mogą być spełnieni i szczęśliwi?
Może i to nie jest wyścig… Ale jeżeli człowiek nie podejmie wysiłku, nie zacznie mądrze inwestować albo chociaż oszczędzać to do końca życia będzie niewolnikiem marnych groszy na pierwszego. Nawet żeby podnieść swoje własne zarobki zwykle trzeba zainwestować – we własne umiejętności lub poszukiwania lepszej pracy, przeprowadzka itp.
Nie odrywaj się od swojej publiki wolny… Żebyś nie zmienił nicka na „syty” 😉
Ta publika wolnego może zaglądać na mój bieda blog 😀 też jestem w kategorii 'glodnych a nie sytych’ 😉
Chyba inaczej zrozumiałeś termin „korzystania z życia”, o którym piszę. To nie musi być (a przynajmniej nie w znacznym stopniu) związane z pieniędzmi i jasno o tym piszę.
„Syty” byłem od początku blogowania: już zakładając bloga zarabiałem wielokrotność wspomnianych przez Ciebie 2k, natomiast wtedy bardziej niż teraz skupiałem się na sposobach na oszczędzanie. Zdecydowaną większość z nich opisałem i te wpisy nadal są dla czytelników dostępne – nic tylko czytać i próbować. Aktualnie jestem na innym etapie i to pokazuję. Jestem dzięki temu autentyczny i to chyba widać. A czy moja ewolucja powoduje utratę czytelników… pewnie niektórzy odejdą, inni przyjdą, każdy wyciągnie własne wnioski z tego, co przeczyta. Od nikogo się nie odcinam, a zamiast tego opisuję tematy, którymi żyję.
Pozdrawiam.
W blogach wyjątkowe jest to, że możemy obserwować jak bloger się zmienia i ewoluuje – jak zmienia się jego sytuacja, styl pisania, tematyka.
Oczywiście masz rację.
Przede wszystkim jest to twój blog i nie mam żadnego prawa mówić ci w jaki sposób masz pisać i do jakiej publiki masz się zwracać. Tym bardziej jak masz żyć.
Być może mój post wynikał z zazdrości – zazdroszczę Ci że widzisz jasno swoją drogę i jesteś zadowolony ze sposobu w jaki idziesz przez życie. Ja jeszcze nie znalazłem swojej drogi. I nie znalazłem sposobu aby poklepać sam siebie po plecach i powiedzieć „dobra robota”. A może to jakieś inne złe emocje miały wpływ na napisanie tego posta. Żałuję że go napisałem.
Przeczytałem chyba wszystkie Twoje wpisy i dalej będę czytał tego bloga. I faktycznie masz rację że ewoluował on i nie jest już tym czym kiedyś był – bo ty się zmieniłeś i nie mógłbyś szczerze pisać w tym samym tonie co kiedyś.
Pozdrawiam.
To ile zarabiałeś zaraz po studiach? Chyba teraz możesz się przyznać?
Arek, ale idea zwolnienia i cieszenia się życiem tuiteraz wcale nie oznacza, że trzeba zupełnie zapomnieć o oszczędzaniu i inswestowaniu na przyszłość. (A przynajmniej według mnie). Oczywiście, że trzeba oszczędzać (szczególnie w obszarach, które nie są dla nas ważne), ale to nie oznacza (w większości przypadków) biedowania.
„90proc społeczeństwa kurczowo trzyma pracę nawet jak jej nienawidzi”
Myślisz, że aż tylu mamy nieszczęśliwych ludzi w Polsce? 🙂
Fajny ten nowy wygląd
😀
dziękuję Monia, miło mi 🙂
Prędzej, czy później każdy z nas złapie zadyszkę, a za sobą zobaczy rzeczy naprawdę ważne, które wymagają większej uwagi. Cały sęk w tym, żeby taki moment nie przyszedł za późno, bo wtedy pozostaje tylko przeć przed siebie lub stanąć w miejscu.
Zgadzam się w 100%. Od samego początku o tym piszę 😉 Że mądre zarządzanie finansami, to ograniczanie wydatków na rzeczy, które nie są dla nas ważne, ale jednocześnie wydawanie na to, co dla nas istotne ;). Życie #tuiteraz. Moje dzieci już nigdy nie będą takie malutkie. Ja też nie będę już młodsza ;P Trzeba zachować równowagę. Odmawianie sobie wszystkiego w imię „wolnosci… kiedys tam” jest zupełnie bez sensu. Tak samo jak pracowanie ponad siły i widywanie rodziny godzinę przed snem…
Co innego, gdy ktoś tonie w długach i tylko krok dzieli go od katastrofy – wtedy trzeba ostro zacisnąć pasa. Ale w wielu przypadkach zbyt mocno skupiamy się na „kiedyś” zapominając o dzisiejszym dniu 🙂
Oglądamy wyścig ZMIANY- Dobrej Zmiany .. z Nowoczesną i PO kto głebiej bez mydła wejdzie wrogom Polski w..
To o czym piszesz na początku to ja, a dokładnie ja w moich marzeniach kilka lat temu, a może nawet niedawno. Chciałem mieć wszystko zoptymalizowane, wyliczone i zaplanowane, aby osiągnąć wolność finansową, ale mi się do dzisiaj nie udało; nawet w połowie. Mam za słabą wolę, brakuje mi dyscypliny i jestem strasznie leniwy. Nie raz straciłem pieniądze na głupoty albo w głupi sposób, ale w gruncie rzeczy dobrze mi z tym. Popełniam błędy, ale się na nich uczę.
Aby zliczyć wszystkie swoje porażki musiałbym nosić jakiś licznik, bo zdarzały mi się kilka razy dziennie, codziennie. Mimo to jestem dalej niż byłem „wczoraj”. Dalej niż większość moich rówieśników. Czasami słyszę, że mam idealne życie, a mi jednak to nie odpowiada, bo wiem, że mogę więcej, szybkiej i lepiej.
Jednocześnie lubię to gdzie się teraz znajduje, bo widzę obrany kierunek i tego nie cierpię, bo mógłbum być dalej albo podążać tam szybciej. Może nawet byłbym u celu.
Tylko znowu zadaje sobie pytanie co bym musiał oddać za kompletny sukces finansowy. Na pewno mnóstwo godzin przeznaczonych na gry, seriale i Internety. Ale być może też relację, którą tworzę z moim kilkumiesięcznym synem? Od niedawna myślę, że mógłbym zatrudnić nianię i popracować kilka dodatkowych godzin, przyspieszając rozwój firmy. Z drugiej strony za pieniądze, których nie zarobię, kupuję czas z małym łobuzem, który pluje zupką, nie chce spać, no chyba że na rękach, który wszystkim sąsiadom oznajmia, że poszedłem za potrzebą, a przecież mam go nosić albo łaskotać.
Droga rzeczywiście jest ważna, ale ważniejsze jest, aby próbować nią podążać, nawet jak za cholerę nie wychodzi. Gdyby nie te moje w większości nieudane próby osiągnięcia sukcesu zawodowego na pewno bym był… nie wiem kim i gdzie, ale nie tutaj. A tutaj jest dobrze, nie idealnie, ale na tyle dobrze, że mogę wybrać rodzinę zamiast kasy. A to chyba dzięki temu, że bez ustanku próbuje znaleźć drogę do mojej utopi, umiem podjąć taką, a nie inną decyzję rozumiejąc co na wartość.
Podsumowując, jestem wolny finansowo, mimo że nie mam dochodu pasywnego, nie mam nawet własnego mieszkania, a oszczędności by mi się skończyły za kilka lat. Dzięki próbom osiągnięcia wolności finansowej jestem wolny od finansów…
No to mnie poniosło :/
Dzięki za zainspirowanie do totalnie nie trzymających się kupy przemyśleń. 🙂
Paweł, Ty wygrałeś w momencie, kiedy zdałeś sobie sprawę, że popełniasz błędy, że są inne możliwości. Bo to znaczy, że myślisz, wyciągasz wnioski, analizujesz swoje decyzje i ich konsekwencje. Nie wiem czy Cię zaskoczę, ale większość ludzi tak nie postępuje 😉