Pomysł na poniższy wpis przyszedł mi do głowy, kiedy ostatnio sięgałem po kostkę pysznej, ciemnej czekolady. Odłamując kawałek pomyślałem o niedawnej rozmowie z sąsiadem, który zdradził mi, że nie przechowuje w domu żadnych słodyczy. Powód tego zachowania jest banalnie prosty: kiedy coś słodkiego wpadnie w ręce komuś z jego rodziny, po chwili nie ma po tym śladu. Niezależnie od tego, czy to batonik, czekolada czy całe pudełko ciasteczek. Pokusa jest zbyt wielka, więc wspólnie z żoną podjęli decyzję, że usuwają z domu niemal wszystko, co słodkie.
My zaś należymy do grona osób, które mają całą szufladę przeznaczoną na słodkości. Sami staramy się wybierać te zdrowsze, ale nie zliczę ile razy nasze pociechy dostawały od kogoś coś słodkiego. Wtedy – zamiast pochłaniać wszystko na miejscu – muszą się zadowolić tylko małą częścią (lub nawet niczym, z różnych powodów), a reszta ląduje w szufladzie. Dzięki takiemu podejściu (oraz tłumaczeniu dzieciom, dlaczego tak postępujemy) nie mamy absolutnie żadnego problemu z tym, żeby te słodkości racjonować, zresztą z pozytywnym skutkiem, bo wszyscy potrafimy czerpać radość z drobnych słodkości i nie musimy zjeść ponad miarę, żeby odczuć satysfakcję. Jednocześnie, nie ciągnie nas do tej „szuflady rozkoszy” ;), nie myślimy o niej na co dzień, nie stanowi ona dla nas pokusy nie do odparcia.
Po chwili rozmyślania przyszła mi do głowy analogia między powyższym a finansami. Jestem niemal pewien, że istnieje ścisły związek między podejściem do słodyczy a pokusami w ogólności. Również tymi finansowymi, których poskromienie ma duży wpływ na to, czy będziemy żyli poniżej naszych możliwości i pieniądze będą się nas „trzymały”, czy może będziemy jechali na kredytach i na własne życzenie skażemy się na pracę do końca swoich dni.
Owe różnice kryją się pod obco brzmiącym pojęciem natychmiastowej gratyfikacji. To mechanizm, zgodnie z którym chcemy mieć wszystko „na wczoraj”, najlepiej bez czekania, odkładania czy zbędnego wysiłku. Weźmy dla przykładu czekoladę, szufladę pełną słodyczy czy wypłatę leżącą na koncie. Ba – przykładem może być również nasza zdolność kredytowa, tylko czekająca na wykorzystanie. To wszystko są pewne zasoby czy możliwości, które nas kuszą i wymagają podejmowania decyzji, co z nimi zrobimy. Czekoladę można zjeść w całości, czując chwilę przyjemności i cierpiąc później z przejedzenia, jednocześnie odczuwając smutek, że nic już nie zostało. Pieniądze z konta można szybko przepuścić i później zacisnąć pasa aż do następnej wypłaty. Zdolność kredytową można wykorzystać i cieszyć się nowym autem, które po chwili powszednieje, podczas gdy comiesięczne raty zostają.
Mechanizm w powyższych sytuacjach jest identyczny: pokusa sprawia, że musimy dokonać wyboru. Ta pokusa pojawia się z różnych stron, ale najczęściej jest wywołana czynnikami zewnętrznymi: wszechobecną reklamą, marketingiem czy niekonstruktywnym porównywaniem się z innymi. Co z tym zrobimy zależy od nas samych, a pierwsze skrzypce odgrywa tu silna wolna, zdolność planowania i wybiegania w przyszłość. To, jak będzie wyglądała Twoja przyszłość zależy właśnie od tego, jakie decyzje podejmujesz każdego dnia. Większość z nas albo nie zdaje sobie z tego sprawy, albo po prostu nie chce przyjąć tego do wiadomości, bo zachowuje się tak, jakby jutra miało nie być. I nie tylko finanse mam tu na myśli, ale raczej korzystanie z możliwości, jakie oferuje świat w ogólności.
Jeśli widzisz u siebie symptomy opisane powyżej, to mam dla Ciebie wspaniałą wiadomość: ta siła charakteru, której nam wszystkim czasami brakuje siedzi w naszych głowach i jeśli tylko chcesz, możesz ją całkiem skutecznie wyćwiczyć! Niektórym przyjdzie to łatwiej, inni będą musieli włożyć w to więcej wysiłku, ale walka z natychmiastową gratyfikacją jest możliwa! A „przy okazji” sprawi, że będziesz kimś bardziej świadomym, odpornym na wpływy z zewnątrz i potrafiącym podejmować racjonalne decyzje bez zbędnych emocji!
Jak zatem zacząć? Raczej nie tak, jak zrobił to sąsiad: usuwając całkowicie pokusę, korzystając z niej w całości tu i teraz. To zjedzenie wszystkich słodyczy w zasięgu ręki, jak najszybsze przejedzenie wypłaty i wykorzystanie pod korek zdolności kredytowej raczej nie pozwoli poskromić przyczyny, a jedynie na chwilę pozwoli o niej zapomnieć. To raczej działanie na zasadzie „nie radzę sobie z tym, weźcie to jak najdalej, nie chcę mieć z tym nic wspólnego!”. O ile w przypadku słodyczy to może i racjonalne podejście, tak z finansami to droga donikąd.
Według mniej o niebo lepiej zacząć od uświadomienia sobie swoich braków i wykazania chęci zmiany. Kolejne kroki będą zależne od tego, na ile jesteś świadomy finansowo i w jakiej sytuacji się znajdujesz, ale w ogólności poleciłbym Ci przejrzenie poniższej listy, prawdopodobnie znajdziesz coś ciekawego dla siebie:
-
-
- (według mnie, najbardziej skuteczna ze wszystkich metod!) zajmuj umysł czym innym, najlepiej równie przyjemnym. Niech pokusa nie będzie Twoją obsesją. Tutaj wspaniale sprawdzają się różnego rodzaju hobby (może być darmowe, w moim przypadku od pewnego czasu to sport) – jeśli będziesz czerpał z czegoś prawdziwą radość, pokusa odejdzie na dalszy plan. Sam się łapię na tym, że w wolnych chwilach przeglądam ogłoszenia sprzedaży używanych aut, mimo że aktualnie nie mam potrzeby wymiany samochodu. To nadmiar czasu (na szczęście w moim przypadku występujący sporadycznie) działa na moją wyobraźnię i podsuwa różne pokusy. Jeśli zamiast tego pójdę pobiegać, nadmiar czasu wyparuje, a mój umysł zadowoli się endorfinami z aktywności fizycznej. To naprawdę coś magicznego, bo pozornie obie rzeczy nie mają ze sobą nic wspólnego, natomiast „zwalczanie” jednych (powiedzmy: negatywnych) pokus innymi (pozytywnymi) jest niesamowicie skuteczne!
-
- zacznij interesować się tematyką finansów osobistych. Najlepszy sposób według mnie to czytanie (dobrych!) blogów, które są chyba najbardziej obiektywną i inspirującą lekturą. Jeśli wolisz, słuchaj podcastów, w które ostatnio internety obrodziły.
-
- płać najpierw sobie – to dość skuteczne podejście, zgodnie z którym usuwasz pokusę w sposób mądry, a więc nie taki jak mój sąsiad (konsumując co zostało), ale raczej przekuwając pokusę w coś pożytecznego, dobrego dla Ciebie.
-
- prowadź budżet domowy, lub chociaż spisuj dokonane wydatki. Pamięć bywa zawodna, ale mając czarno na białym konkrety i widząc ich efekt w dłuższym terminie, na pewno staniesz się bardziej odporny na pokusy wszelakie.
-
- ucz się cieszyć z mniejszych rzeczy. Nadal pozwalaj sobie na nagrody, ale ograniczaj ich skalę, najlepiej małymi kroczkami, żebyś nadal odczuwał pożądany efekt psychologiczny.
-
Jeszcze jedna rada dla rodziców: jeśli chcesz, żeby Twoje dzieci w wieku dorosłym nie musiały zmagać się z pokusami natychmiastowej gratyfikacji, rozmawiaj z nimi już dzisiaj. Pokazuj na przykładach, wymagaj dokonywania wyborów (na przykład: 1 gałka loda dzisiaj albo 2 w najbliższy weekend), a przede wszystkim: sam stosuj opóźnioną gratyfikację i opowiadaj dzieciom o tym, w jaki sposób to robisz. Nasza młodsza córka (niemal równe 3 lata) jeszcze nie jest na etapie, w którym potrafiłaby się oprzeć smakowitej pokusie polanej bitą śmietaną :), ale nasza 5-latka podjęła już w życiu sporo tego typu wyborów i jestem pewien że one wszystkie dadzą jej w przyszłości świetny oręż do walki z otaczającym nas zewsząd konsumpcjonizmem.
Jeśli o tym nie słyszałeś, to pojęcie natychmiastowej gratyfikacji jest ściśle powiązane z eksperymentem o nazwie „marshmallow test„, w którym 4-latki musiały dokonać jednego z ważniejszych wyborów ich dotychczasowym życiu 😉 Zresztą zobacz sam:
To pewnie pytanie retoryczne, ale czy Ty – mając tytułową czekoladę – zjesz kostkę, rządek czy całe opakowanie? Jestem niemal pewien, że skoro przeczytałeś ten tekst i wyznajesz podobne wartości do mnie, raczej nie jesteś pożeraczem wszystkiego, co kuszące i łatwo dostępne.
PS Jeśli temat Cię zainteresował, może zainteresuje Cię mój wpis w tym temacie sprzed kilku lat. A jeśli chcesz być na bieżąco, a jeszcze nie subskrybujesz mojego newslettera, serdecznie zachęcam Cię do zapisania się na listę.