Wakacyjna pauza

Cześć! Od pewnego czasu na blogu nastała posucha. Widać to jak na dłoni, a ja nie zamierzam nawet zaprzeczać, że nadszedł okres iście wakacyjny, objawiający się u mnie brakiem weny, pomysłów i naturalnej chęci do pisania. A na siłę nie będę tego robił- w końcu to moje hobby, a nie praca:).

Dopóki się nie przełamię, absolutnie nie ręczę za regularność wpisów. Czas zweryfikuje, czy i kiedy wróci twórczy zapał – na razie nieco więcej konsumuję niż daję od siebie, co z jednej strony akceptuję, a z drugiej nieco mnie to uwiera. Co z tym zrobię, zobaczymy. Nie chcę jednak, żebyś całkowicie postawił na mnie krzyżyk, napiszę więc co nieco o tym, co się aktualnie u nas dzieje.

Ekologia

Trochę świadomie, trochę mniej, znowu wracamy do baczniejszego zwracania uwagi na ten temat. Codziennie podejmujemy sporo decyzji, które przekładają się na małe „oszczędności” zasobów naszej planety (portfela również, ale ponieważ skala zmian jest niewielka, to nawet nie widzę sensu przeliczania tego na cokolwiek materialnego). Przede wszystkim transport – sami od początku sezonu bardzo intensywnie używamy naszych rowerów. O tym środku transportu pisałem już wielokrotnie, ale chyba nigdy tak często nie korzystaliśmy z jednośladów. Zdecydowana większość naszych „sprawunków” załatwiamy na rowerze, a ostatnio mamy sporo wyjazdów w granicach 10-20 km, czyli idealnych do odbycia rowerem. Urzędy, sklepy, pizza na mieście, lekarz, załatwianie niemal czegokolwiek -> cztery litery na siodełko i jedziemy. Ostatnio nawet na podpisanie aktu notarialnego pojechaliśmy 'na sportowo’ i absolutnie nikt nie patrzył się na nas, jak na dziwaków. Szczerze mówiąc, nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio jechałem autem – będzie co najmniej tydzień, pewnie dłużej. A od kiedy mam moją czerwono-białą strzałę, jazda rowerem to dodatkowa porcja adrenaliny i chociaż namiastka treningu, więc tym chętniej korzystam z tego środka transportu. Doszło wręcz do tego, że podczas kilku dni spędzanych na Kaszubach, Wolna i nasze 2 Wolniątka jechały w jakieś ciekawe miejsce autem, a ja wyjeżdżałem rowerem nieco wcześniej i spotykaliśmy się na miejscu. Tym sposobem robiłem „przy okazji” jakieś 30-70 km dziennie.

A na miejscu, czasami znajdowaliśmy dzikie malinki. MNIAM!!!

Żyjąc w ten sposób, zacząłem zauważać pewne zachowania, które zakwalifikowałbym jako patologię. Ludzie stali się niesamowicie wygodni i przybiera to wymiar dosłownie kuriozalny. I nie mówię już nawet o wszędobylskich korkach, w których stoimy w luksusowych autach całymi godzinami, bo ten widok nie jest dla mnie niczym szczególnym. Nie mówię też o standardowych 2 autach w rodzinie, do których pewnie i my kiedyś się przekonamy (oby jak najpóźniej!). Ale fakt, że wielu z nas wsiada do auta tylko po to, żeby podjechać 200 metrów do sklepu i wrócić po 5 minutach z siateczką bułek… ciężko mi to nawet nazwać, o zrozumieniu tego fenomenu nawet nie marzę. Nie widzę też końca tego szaleństwa: w końcu tak żyje większość, takie wzorce pokazujemy codziennie dzieciom, ta wygoda po prostu wchodzi w krew, staje się przyzwyczajeniem i normą. Za to pedałowanie jednośladem to nadal jakieś odstępstwo od normy, czasami postrzegane jako luksus (coś na zasadzie „ja nie mam czasu na takie pierdoły”), czasami jako dziwactwo, które utrudnia życie zapracowanym i wiecznie spieszącym się kierowcom aut. Nie potrafię tego zrozumieć i mam nieodparte wrażenie, że coraz bardziej oddalamy się od tej magicznej równowagi, o którą od lat apeluję. A może rzeczywiście to ja jestem jakimś odszczepieńcem, który nie do końca chce i umie pogodzić się ze zmieniającym się wokół światem…

Dość melancholii, wróćmy do ekologii. Według programów dokumentalnych, które jakiś czas temu widzieliśmy to jednak nie transport, a hodowla zwierząt powoduje największe spustoszenie całych ekosystemów. Ciężko nam obiektywnie stwierdzić, czy tak jest w rzeczywistości czy to kolejny element propagandy (czyjej?), ale niezależnie od tego, nasze spożycie produktów odzwierzęcych nadal jest na bardzo niskim poziomie. I mimo, że ekologia nie była powodem naszego przejścia na weganizm (aktualnie: umiarkowany weganizm, w moim przypadku powiedziałbym nawet „weganizm z codziennymi, niewielkimi wyjątkami”), to miło mieć świadomość, że własnym zachowaniem nie obarczamy nadmiernie naszej planety. A przede wszystkim organizmu. Ten eksperyment trwa już niemal rok (sprawdzić) i jeśli miarą słuszności naszej diety roślinnej (powtarzam: z niewielkimi odstępstwami, zwykle w jednym z posiłków dziennie) miałoby być nasze samopoczucie i wyniki badań laboratoryjnych, to na pewno krzywdy sobie nie zrobiliśmy. A wręcz przeciwnie, zwłaszcza jeśli uwzględnimy sport, który odgrywa dużą rolę w moim życiu (więcej o tym poniżej).

Oprócz tego segregujemy na całego: śmieci sortujemy na 6 różnych kategorii, co akurat nie jest jakimś naszym widzi-mi-się, a po prostu wynika z wprowadzonych zasad segregowania w Gdańsku. Sami z siebie nadal staramy się generować jak najmniej śmieci, co oznacza minimalizację korzystania z toreb foliowych czy produktów pakowanych w plastik / kartony (i przetworzonych w ogólności), a maksymalizację kupowania warzyw i owoców, najlepiej sezonowych, najchętniej z lokalnego warzywniaka. Takie podstawy podstaw, chciałoby się powiedzieć. Tyle że naprawdę funkcjonujące na co dzień, a nie będące jedynie hasłem stosowanym od święta.

I tak, trochę łatwiej być eko w środku lata 🙂

Finanse i inwestycje

Tu bez rewolucji. Automatyzacja robi swoje, nasza wartość netto rośnie z miesiąca na miesiąc, a wynajęte niemal pół roku temu mieszkania nie zaskakują, generując przewidywany zysk i nie rozczarowując (jak na razie) najemcami. Kolejną nieruchomość odbieramy w połowie września, szykuje się więc powtórka z rozrywki: kilka tygodni remontu w wykonaniu DIY i odskoczni od pracy zawodowej. Znowu zakasam rękawy i pojadę z koksem, tym razem wspólnie z Wolną. A że mieszkaniówka zdecydowanie zdominowała nasz portfel inwestycyjny (a do tego przeznaczyliśmy wystarczająco dużo urlopów na remonty), to czas powoli wracać do względnej równowagi i przeznaczyć nadwyżki na co innego niż kolejne metry kwadratowe. Nie ukrywam, że jest to również związane z szaleństwem cenowym na rynku, które może zakończyć się bardzo różnie. Nasze decyzje odnośnie inwestowania w nieruchomości na wynajem podejmowaliśmy jakieś 2 lata temu i – jak już pisałem – dzisiaj byłbym zdecydowanie bardziej ostrożny wchodząc w ten rynek, zwłaszcza bez większego doświadczenia i w oparciu o rynek pierwotny. Inwestycje kupowane dzisiaj u dewelopera po cenach rzędu 8-9 tysięcy złotych (dobrze skomunikowane dzielnice Gdańska) zdecydowanie mnie nie zachęcają. A wręcz zastanawiam się, jak tu wyjść później na swoje (nie mówiąc o zachowaniu jakiejś rentowności) wynajmując mieszkanie, które pochłonęło tyle oszczędności (względnie: kredytu, który niedługo znowu może okazać się pułapką dla tych, którzy teraz się na niego decydują). Nawiasem mówiąc, ostatnio pracowałem trochę na balkonie (zaleta pracy zdalnej) i słyszałem, jak czwórka pracowników budowlanych dyskutuje w czasie pracy o cenach mieszkań. To dla mnie niezwykle wyraźny sygnał przegrzania rynku i znak, że już od jakiegoś czasu wchodzenie w ten rynek grozi poparzeniami 3ego stopnia.

Kolejne wyzwanie. Wszystko gotowe do odbiorów, niestety te są planowane dopiero na wrzesień…

Nie mamy chwilowo pomysłu, co dalej z nadwyżkami finansowymi, więc spokojnie budujemy nasz portfel lokat, które traktuję jako 'przechowalnię’ przed jakimiś większymi ruchami. Jakie one będą, na razie nie wiem i jakoś ani mnie to nie martwi, ani nie zajmuje za bardzo. Może czas nieco zwolnić tempo, trochę po prostu 'przepuścić’, może przeznaczyć na wsparcie innych, może pomyśleć o jakimś domku za kilka lat… a może najzwyczajniej na świecie poczekać, aż ceny nieruchomości/akcji wrócą do bardziej sensownych poziomów (moje niedoczekanie…?). Znowu nieco bardziej przychylnie patrzę na rynek akcji, na którym przez kilka lat byłem nieobecny. Tyle, że to również nie najlepszy moment na wchodzenie w niego, chyba że dla zabawy, niewielkimi kwotami, tak żeby sobie przypomnieć, jak mało zależy ode mnie i jak łatwo poparzyć się na naszej kochanej GPW 🙂

Praca

Wolna nadal pracuje na pół etatu w branży wystroju i aranżacji wnętrz i myślimy, że w pół roku zdobyła już na tyle dużo wiedzy i doświadczenia na aktualnym stanowisku, że za jakiś czas zaczniemy myśleć o jakiejś zmianie. Fajnie by było zmienić nieco specjalizację, nieco poszerzyć horyzonty, a do tego zmienić godziny na nieco normalniejsze (teraz wygląda to niestety słabo, tylko ta połówka etatu ratuje sytuację). Nie powiem, żeby na rynku było dużo opcji, tylko czekających na takie osoby jak Wolna – niestety raczej ciężko będzie Jej wkręcić się do jakiegoś biura projektowego, więc może będziemy szukali zmian w obecnej firmie. Niby bezrobocie jest niskie, niby ofert mnóstwo, ale żeby znaleźć coś ciekawego, rozwijającego i jednocześnie dającego szansę na pogodzenie pracy z życiem prywatnym, to już tak łatwo nie jest.

U mnie po staremu: nadal praca z domu, ostatnio nawet nieco bardziej ambitna i ciekawa, a przede wszystkim: elastyczna. Co to oznacza? Z jednej strony, nie ma nic dziwnego w tym, że na przykład wybiorę się w ciągu dnia pracy z Wolną na pizzę czy na basen. Z drugiej, już niemal standardowo wieczorem spędzam dodatkowy czas przed monitorem. Trochę wymaga tego sytuacja (aktualny projekt), a z drugiej strony: często wygodniej mi załatwić coś w ciągu dnia i ewentualnie nadrobić zaległości po godzinach. Można rzec, że jestem na etapie testowania czegoś na zasadzie elastycznego i nienormowanego czasu pracy i jak na razie wnioski są pozytywne.

Uroki pracy zdalnej.

Większa zmiana, na którą prawdopodobnie będę miał szansę w ciągu kilku najbliższych miesięcy, to przejście na współpracę B2B z obecnym pracodawcą. To praktycznie norma w IT, podczas gdy ja do tej pory nie miałem takiej możliwości… i nie wiem jeszcze, czy będę chciał z niej skorzystać. Temat jest otwarty, a wszystko zależy od warunków. Na razie nie znalazłem rzetelnego kalkulatora, który pokazałby różnicę finansową pomiędzy etatem a działalnością w naszym przypadku, który jest dość szczególny. Dlaczego? Bo zarabiam bardzo dobrze, co wcale nie oznacza, że oddaję skarbówce większość moich przychodów. Jak to możliwe? Przede wszystkim, korzystam z praw autorskich, które prawdopodobnie zniknęłyby na DG (tego nie jestem pewien…). Do tego rozliczam się wspólnie z Wolną (która mocno podwyższa limit II progu podatkowego) i korzystam z ulg (chociażby na dzieci). To wszystko bardzo mocno podwyższa próg, od którego zacząłbym płacić 32% podatku dochodowego. Zatem przejście na DG wydaje się atrakcyjne jedynie wtedy, kiedy wybrałbym podatek liniowy. A wtedy znikną ulgi, wspólne rozliczanie z Wolną, (prawdopodobnie) prawa autorskie. Dodatkowo, pogłoski o likwidacji/zmianach w podatku liniowym też nie zachęcają, a do tego jeszcze nie znam dokładnych warunków, które otrzymałbym. I nie mówię tylko o finansach, ale również o podejściu do wszelkich „benefitów” etatowców, które aktualnie posiadam: płatny urlop, płatne zwolnienia lekarskie, prywatna opieka zdrowotna, ubezpieczenie, pakiet socjalny, różnego rodzaje dofinansowania (o dojazdów, do okularów itp.), dodatki urlopowe („grusza”), premie i tak dalej. Jest mnóstwo niewiadomych, które będę musiał uwzględnić przed podjęciem ewentualnej decyzji. Jeśli – końcowo – różnica na korzyść B2B wyjdzie na poziomie kilku (kilkunastu) procent rocznej pensji, to… czy nadal warto? Działalność to również dodatkowe koszty, postawienie krzyżyka na klasycznej emeryturze (w którą i tak nie wierzę, ale…), a także większa odpowiedzialność, chociażby za finanse czy ewentualne pomyłki w działalności zawodowej.

Owszem, DG to również morze nowych możliwości, z których… możliwe, że nawet nie skorzystam. Mam tu na myśli zarówno dodatkowe możliwości zarobku, jak i zakupy, generujące koszty i obniżające należności płacone do US. Tyle, że skoro nie jestem z tych, którzy robią maślane oczy na myśl o możliwości nieco tańszego kupna drogiego auta, to całość przestaje być czarno-biała i wymaga bardzo dokładnego przemyślenia, a przede wszystkim: policzenia wszystkiego.

Ponieważ ta decyzja będzie miała duże i długofalowe skutki, przeszło mi przez myśl, żeby – oprócz samodzielnego zmierzenia się z porównaniem wszelkich „za” i „przeciw” – zasięgnąć opinii kogoś specjalizującego się w optymalizacji podatkowej.

Sport

Z jednej strony, petarda: czerwiec to 1/2 IM zrobiona w debiucie w okolicach 5h15min, lipiec to dopiero co ukończony pierwszy ultra maraton (47 km po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym) w czasie lepszym, niż zakładany. I do tego, bez wyzionięcia ducha mimo 1500m przewyższenia w górę i kolejnego 1500m zbiegów w dół.

Z drugiej, jakoś mniejszą czerpię ostatnio z tego wszystkiego radość. Owszem, treningi weszły w krew i nadal jest ich dużo. Ale odpuszczenie któregoś z nich nie boli, a satysfakcja z każdego treningu jakoś zmalała. Może spowszedniało mi to nieco, może minął jakiś okres fascynacji, a może po prostu to chwilowa utrata zapału. Niech lepiej on wróci, bo plany na przyszłość są całkiem konkretne: pełny dystans IM w 2020. Ambitnie, ale do zrobienia.

Na obecną chwilę spodobało mi się podejście, o którym usłyszałem jakiś czas temu, a według którego najbardziej optymalnie połączyć treningi z obowiązkami życia codziennego. Innymi słowy: wszystko, co masz do załatwienia, połącz z wysiłkiem fizycznym. Najlepszym przykładem jest praca (nie w moim przypadku niestety…) – gdybym pracował poza domem i miałbym do pokonania 5-20 km w jedną stronę, zdecydowanie zastosowałbym jakąś mieszankę biegania/dynamicznej jazdy na rowerze od poniedziałku do piątku. W mojej sytuacji, robię to, co opisałem powyżej: większość tak zwanych „sprawunków”, których ostatnio mam nieco więcej, załatwiam wykorzystując rower lub biegnąc w jakieś miejsce i z powrotem. Mniej więcej 2-3 razy w tygodniu zdarzają się tego typu wypady, które z pełną świadomością traktuję jako okazję do poruszania się. Przykładowo, w zeszłym tygodniu składałem wniosek o paszport i jestem pewien, że absolutnie nikogo nie obchodziło, że jestem na miejscu w sportowych ciuchach, a przed chwilą po policzku lała mi się strużka potu. Może to wymaga nieco więcej pewności siebie (a według niektórych: pewnie tupetu), ale dla mnie sport jest czymś tak naturalnym, że absolutnie nie mam oporów, żeby pokazać się w nieco mniej reprezentacyjny sposób. To też element poczucia wolności: im mniej musisz i im bardziej jesteś niezależny, tym mniej interesujesz się opinią innych.

Więcej zmian nie pamiętam lub się do nich nie przyznaję 🙂 W pozostałych aspektach naszego życia po staremu i nie ma co się rozpisywać. Mam nadzieję, że taka forma wpisu również jest dla Ciebie ciekawa, zwłaszcza że te dywagacje o niczym szczególnym rozrosły się niesamowicie i w gruncie rzeczy poruszyły kilka konkretnych tematów.

Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci wspaniałego sezonu urlopowego! Po którym – mam nadzieję – z jeszcze większą chęcią zajrzysz tu ponownie 🙂

45 komentarzy do “Wakacyjna pauza

  1. Kreator Finansów Odpowiedz

    Cześć Wolny,

    Sprawa z DG wygląda tak, że każdy chce być tu i teraz na B2B (większe zarobki), ale każdy narzeka potem na „stare lata”, gdzie z emeryturą słabo. Jeśli ktoś (tak jak Ty), myśli o budowaniu portfela nieruchomości i to raczej nie skończy się na 2-3 nieruchomościach, warto przejść na DG celem zwiększenia zarobków, a co za tym idzie – szybciej/bliżej do kolejnego mieszkania 😉

    Należy pamiętać jedynie, że za kilkadziesiąt lat może być nieciekawie jeśli chodzi o emeryturę. Warto znaleźć równowagę i samemu podjąć decyzję.

    A co do praw autorskich i DG to najlepiej udać się do księgowego – ten zawsze wie najlepiej.

    Pozdrowienia,
    KF.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Wiesz co, na państwową emeryturę i tak nie liczę, chociaż przez te naście już lat pracy trochę się tych wirtualnych cyferek pewnie namnożyło. Jakie one będą miały znaczenie, jeśli teraz przejdę na minimum, które zwykle płacą 1-os firmy, nie wiem.
      Co do portfela mieszkań, to w tym roku będą już 3 na wynajem i na razie nie planowałem dalej brnąć w tą stronę. Nie mam tutaj jakichś wielkich ambicji, nie chcę tyrać do końca życia 'po kolejne mieszkanie’. Do tego całość utrudnia fakt, że aktualnie rozliczam wszystko pod postacią najmu prywatnego. W skrócie: praktycznie nie mam kosztów i płacę 8,5% podatku. Jeśli przeszedłbym na DG i wpisał najem mieszkań jako jeden z profili działalności, to automatycznie się okaże, że posiadane przeze mnie mieszkania nie nadają się na ten biznes, bo były kupione z rynku pierwotnego, w dodatku bez kredytu. Czyli nadal zerowe koszty i minimalna amortyzacja, za to podatek rośnie do co najmniej 19%. Gdybym zatem chciał w to brnąć i podciągnąć to pod DG, to w zasadzie najlepiej sprzedać wszystko, co mam i kupić na nowo, z rynku wtórnego (amortyzacja).
      Pozdrawiam.

      • Eryk Odpowiedz

        Czesc,
        Ja zrobilem symulacje na portalu ZUS. Mozna tam wpisac w kalkulator jakie skladki bedziesz placil w przyszlosci. Uwzglednia to co masz i to co wpiszesz na przyszlosc. Pokaze ile bedziesz mial emerytury. Oczywiscie to tylko taka zabawa. Czy ZUS bedzie istnial za iles lat? Nie wiadomo.

        Pozdrawiam,

        • werserk Odpowiedz

          Już nie chce mi się czytać tych komentarzy, że ZUS upadnie, że tam nie ma pieniędzy, że wirtualne cyferki etc. etc. Janusze ekonomii, z Gwiazdowskim na czele zaczęli tak gadać w TV, reszta to bezmyślnie powtarza nie zastanawiając się w ogóle nad istotą systemów emerytalnych… więcej własnego myślenia…

          • Eryk

            Ja po nikim nie powtarzam. I na pewno nie bezmyślnie. To są moje przemyślania wynikające właśnie ze znajomości zasad funkcjonowania ZUS i demografii.

            Tam nie ma pieniędzy. Nasze składki idą na wypłatę obecnych emerytur. Jest tylko wiara, że w przyszłości bedą pieniądze na wypłatę naszych emerytur. ZUS nie musi upaść, ale mogę sobie wyobrazić zmianę zasad wyliczania wysokości emerytury i wtedy emerytura bedzie wynosić tyle na ile państwo będzie stać a nie tyle ile wpłaciłeś i na ile dzisiaj liczysz.

          • wolny Autor wpisu

            Nie wiem o jakim powtarzaniu piszesz – TV nie oglądam, jeśli trochę mnie czytałeś to wiesz, że stosuję dietę informacyjną i raczej staram się używać mózgu, zamiast przejmować czyjeś opinie.
            Nie napisałem nigdzie, że ZUS padnie. Nie wierzę po prostu w to, że obecny system emerytalny przetrwa na dzisiejszych zasadach przez najbliższe ~30+ lat (do osiągnięcia przeze mnie wieku emerytalnego) i późniejsze x lat, kiedy będę pobierał emeryturę. Przeanalizuj, jakie zmiany już w nim zaszły i w jakim kierunku to wszystko idzie: coraz niższe świadczenia (zwłaszcza, jeśli uwzględnimy inflację) oraz coraz późniejszy start ich wypłacania. Tu nie ma żadnej magii: jesteśmy społeczeństwem starzejącym się i żadne 500+ tego trendu nie odwróci. Jednocześnie, żyjemy coraz dłużej, a więc statystycznie każdy emeryt będzie dłużej otrzymywał emeryturę. To, że już teraz obecni pracujący utrzymują obecnych emerytów nie jest żadną tajemnicą. Co będzie, jak na 3 emerytów będzie pracowała 1 osoba? Idźmy dalej, co będzie, jeśli – zgodnie z przewidywaniami – za jakieś 30 lat 40-50% społeczeństwa to będą ludzie 50+? Pomyślmy… gdybym był politykiem i zabiegał o głosy w wyborach, to prawdopodobnie chciałbym „zrobić dobrze” tak dużej grupie społecznej: na i przed emeryturą. Czemu więc nie dokręcić trochę bardziej śrubę pracującym i przypodobać się tym starszym?
            Tak można w nieskończoność. Moja puenta jest taka: wolę zaoszczędzić sam, wolę zbudować dochód pasywny i sam zdecydować, kiedy przejdę na emeryturę i w jakiej będzie ona wysokości. Jeśli coś dodatkowo dostanę po przekroczeniu jakiegoś wieku (70? 75?), o ile dożyję oczywiście, to bardzo miło. Ale żeby na tym polegać i żeby to miało decydować o jakości mojego życia w przyszłości… nie, dziękuję.

          • werserk

            „Tam nie ma pieniędzy. Nasze składki idą na wypłatę obecnych emerytur. Jest tylko wiara, że w przyszłości będą pieniądze na wypłatę naszych emerytur.”
            Na tym właśnie polegają ubezpieczenia, nawet te prywatne.
            Natomiast często można wyczytać na przeróżnych forach, oprócz powyższego przykładu np. „na emeryturę nie ma co liczyć”, „ZUS to bankrut”, „za x lat czeka załamanie systemu emerytalnego” etc. Chociaż z drugiej strony- nieco racji w tym jest- jeśli podtrzymywany będzie obecny chory system z ’99 z późniejszymi zmianami.
            Co natomiast bardzo chciałbym podkreślić- emerytura państwowa jest (i powinna być traktowana) jako ŚWIADCZENIE SOCJALNE, które ma umożliwiać przeżycie w miarę znośnych warunkach, a nie wygodne życie. I tak samo jak na emerytury, nie mamy (de facto) wpływu na takie świadczenia jak renty, zasiłki dla bezrobotnych itp., na które też przecież odprowadzamy jako pracujący składkę. Obecne spojrzenie na emerytury to aberracja, a same emerytury powszechne to stosunkowo nowy wynalazek (w większości krajów wprowadzany już w XX w.), i ona powoli, bo powoli, ale się kończy. I z tego pewnie biorą się takie hasła, głoszące całkowitą niewiarę w ich wypłatę czy wieszczenie katastrofy emerytalnej. Tym niemniej jednym z fundamentów kapitału społecznego jest zaufanie, także do instytucji państwa.
            Co do demografii- racja, jeśli tu się nic nie zmieni, to będzie tak jak mówisz Wolny- czyli powrót do sytuacji z czasów Bismarcka, praca do śmierci lub prawie do niej- ale tu od samych polityków niewiele zależy. Poza tym problem emerytur jest właśnie pochodnym i pobocznym problemem demografii.
            Piszę tak dlatego, że tacy ludzie jak my mogą zatroszczyć się o samych siebie- dla zdecydowanej większości to nieosiągalne, nie tylko z powodów finansowych.
            Pozdrawiam

        • Krzysztof A. Odpowiedz

          „Tym niemniej jednym z fundamentów kapitału społecznego jest zaufanie, także do instytucji państwa.” Tylko że na zaufanie trzeba sobie zapracować i bardzo łatwo je stracić nieprzemyślanymi ruchami. Z tym pierwszym nasze państwo sobie radzi bardzo słabo, a w drugim zalicza wpadkę za wpadką.

          • Krzysztof A.

            I mi się odpowiedziało nie w tym wątku – to miało być do werserka 😉

  2. Krzysztof A. Odpowiedz

    „fakt, że wielu z nas wsiada do auta tylko po to, żeby podjechać 200 metrów do sklepu i wrócić po 5 minutach z siateczką bułek” O matko… Wiem, że tacy ludzie istnieją, nawet miałem okazję usłyszeć na żywo kiedy ktoś mi o takim „osiągnięciu” opowiedział (na szczęście przynajmniej nie brzmiał jakby był z tego dumny i raczej nie było to codzienne zachowanie), ale autentycznie nie wiedziałem wtedy co odpowiedzieć.

    Co do spożycia mięsa, również je ostatnio mocno ograniczyłem, poniekąd niechcący. Jak wspominałem ostatnio, zdecydowałem się na wizytę u dietetyka i cóż… Mogę tylko powiedzieć że to była bardzo dobra decyzja – w sumie wielka rewolucja nie była konieczna, poza znacznym zwiększeniem ilości warzyw w przygotowywanych przeze mnie posiłkach (co wiedziałem, że powinienem zrobić, ale jak wspominałem – brakowało mi pomysłu jak to zrobić z głową), nieco innym rozłożeniu posiłków w ciągu dnia i ograniczeniu ilości alkoholu. Efekt póki co – zrzuciłem w 2 tygodnie 1.5kg (nie licząc wody, bo to naturalnie waha się z dnia na dzień), braków energii nie odczuwam i wygląda na to, że cel zrzucenia 5kg tłuszczu osiągnę bez większego problemu. Przy okazji poznałem kilka rewelacyjnych przepisów (w cenie wykupionego przeze mnie pakietu wizyt mam przygotowanie jadłospisów), które na pewno zagoszczą u mnie na stałe. Przekonałem się też, że wybór piw bezalkoholowych jest szerszy niż myślałem (i to wcale nie tych z dodatkami typu sok, ku mojej uciesze – są bezalkoholowe witbiery i piwa pszeniczne) 😉

    Co do segregowania śmieci – możesz powiedzieć jak macie zorganizowane przechowywanie ich w domu? Osobny pojemnik na każdą kategorię, zestaw szuflad czy jeszcze inaczej? Wszystkie rozwiązania które widziałem do tej pory zajmują dość dużo miejsca i szukam inspiracji.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Tak tak, siedząc na balkonie można się przy okazji napatrzeć na różne ciekawe historie 🙂
      Trzymam kciuki za ewolucję w diecie, tego typu zmiany i widoczne efekty naprawdę dają kopa i zachęcają do kolejnych kroków.
      Odnośnie śmieci, to niestety nie mam się czym pochwalić – jak otworzę wyjażdżaną szufladę na nie, to jest mydło i powidło, jeszcze nie ogarnęliśmy tego jakoś sensownie.
      Pozdrawiam.

      • Krzysztof A. Odpowiedz

        Dzięki za odpowiedź, pozostaje mi zatem kombinować dalej, takie uroki jednopokojowej kawalerki.
        Efektów z zewnątrz jeszcze zbytnio nie widać, choć spodnie wydają się nieco luźniejsze, ale liczby nie kłamią, więc motywacja jest 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Polecam jeszcze dorzucić jakiś umiarkowany wysiłek fizyczny, wtedy nie tylko tłuszczu ubędzie, ale poprawi się kondycja i samopoczucie (endorfinki robią swoje).

          • Krzysztof A.

            To już jest od dawna, tygodniowo na rowerze średnio robię 150-200km (choć między późną jesienią a wczesną wiosną znacznie mniej) wliczając dojazdy do pracy, tak że kondycja i samopoczucie w jak najlepszym porządku, tym niemniej dzięki za radę 🙂 Nie walczę z nadwagą, po prostu chciałem być bliżej środka niż górnej granicy normy.

          • wolny Autor wpisu

            A, pamiętam, już wymienialiśmy komentarze w tym temacie 🙂 pozdrawiam

          • Krzysztof A.

            Tak jest, zgodnie z deklaracją podzieliłem się postępami 🙂 Również pozdrawiam.

  3. Eryk Odpowiedz

    Wolny,

    Jak nie mieszkania to co? Moze popelnisz jakis wpis o produktach dla polskiego rentiera. Przyznam, ze tez mam czasami cheć zainwestowac w cos innego niz w nieruchomosci ale po analizie dochodze do wniosku ze w sumie nie ma w co? Nie mowie o handlowaniu, czy spekulacji. Takie rentierskie produkty. W USA ludzie dazacy do FI albo ci co osiagneli FI inwestuja w roznego rodzaju bezpieczne fundusze wyplacajace gotowke w regularnuch odstepach. Regula 4% itd.

    Pozdrawiam,

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hej, nie odpisywałem do tej pory, bo w sumie nie za bardzo wiedziałem jak odpowiedzieć. I nic dziwnego, w końcu cała koncepcja FI u nas dopiero raczkuje i chyba dopiero zaczynają się pojawiać produkty typu Mzuri CFI (właśnie zaczynam ją analizować), które są skierowane właśnie do ludzi, którzy mają nadwyżki finansowe i zamiast je przewalić, chcą budować dochód pasywny. Teoretycznie są produkty bankowe dla zamożnych, tyle że nie ufam im i traktuję raczej jako sposób na zarobienie przez bank na tych, którzy nie mają innych pomysłów. Wciąż najlepszym u nas sposobem na budowanie dochodu pasywnego w przyszłości jest chyba stworzenie i rozwój własnej firmy, którą – przynajmniej w teorii – kiedyś można sprzedać/przekazać dzieciom/zautomatyzować na tyle, że nie będzie zbyt absorbująca. Tyle moich przemyśleń, sam aktualnie nie mam planów w co wchodzić poza mieszkaniówką. Jeśli rzeczywiście doczekam się za jakiś czas (kilka lat?) wyraźnego dołka, to być może wejdę w to bardziej, a do tego czasu będę kumulował kapitał.

  4. Paweł Odpowiedz

    Miło czyta się takie wpisy wiedząc, że nie tylko ja cenię sobie spokój i życie tym, co mam 🙂 Czasami wydaje mi się, że bardzo odstaję od innych ludzi przez moje podejście do codzienności, ale skoro dzięki temu jestem szczęśliwy to – WHY NOT? 🙂 Pozdrawiam!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja w ogóle postrzegam tego bloga jako miejsce, gdzie 'spotykają się’ podobni ludzie i potwierdzają, że nie są szaleni i odosobnieni w tym, co robią i jak żyją. Bo przecież żaden z nas nie ma jakiegoś patentu na rację, nikt nie żyje w jeden, słuszny sposób: po prostu wielu z nas nieco 'odstaje’ od normy w różnych kwestiach i dobrze mieć miejsce, gdzie są inni, podobni nam, dzięki temu chyba czujemy się normalniejsi 🙂

  5. weronika Odpowiedz

    „Na razie nie znalazłem rzetelnego kalkulatora, który pokazałby różnicę finansową pomiędzy etatem a działalnością w naszym przypadku, który jest dość szczególny”

    I nie znajdziesz, bo każdy przypadek powinien być rozpatrywany indywidualnie. Na DG nie ma ogólnych prawd (IMHO). Musisz sobie sam policzyć. Jeśli nie potrafisz sam policzyć, to lepiej darować sobie DG. Prowadzenie DG wymaga minimalnego pojęcia o tym, z czym to się je. Trochę jak z grą na GPW…

    „Przede wszystkim, korzystam z praw autorskich, które prawdopodobnie zniknęłyby na DG (tego nie jestem pewien…).”

    STOP. Prawa autorskie nie znikają 😀 Prawdopodobnie chodzi ci o zwiększony koszty uzyskania przychodu z powodu przeniesienia praw autorskich majątkowych. Jeśli chcesz przejść na DG, to naucz się słowniczka pojęć, bo będą potrzebne 😉 To prawda, że podwyższone KUP nie ma zastosowania na DG, ale to dlatego, że rozliczasz rzeczywiste koszty uzyskania przychodu, czyli faktury zakupowe.

    „Do tego rozliczam się wspólnie z Wolną (która mocno podwyższa limit II progu podatkowego) i korzystam z ulg (chociażby na dzieci). To wszystko bardzo mocno podwyższa próg, od którego zacząłbym płacić 32% podatku dochodowego. Zatem przejście na DG wydaje się atrakcyjne jedynie wtedy, kiedy wybrałbym podatek liniowy.”

    Nie rozumiem w tym miejscu słowa „Zatem” 🙂 Że niby czemu z faktu, że Wolna zarabia dużo mniej niż ty, wynika, że opłaca ci się tylko podatek liniowy? No właśnie nieprawda, skoro daleko ci do drugiego progu podatkowego, to możesz spokojnie zostać na zasadach ogólnych i korzystać z ulg i wspólnego rozliczenia… Dopiero przekroczenie drugiego progu podatkowe sprawia, że warto się przenieść na liniowy.

    Druga sprawa, bo mnie to razi – żaden próg ci się nie podwyższa 😉 Próg jest stale w tym samym miejscu. To twój dochód się zwiększa, aż w końcu przekracza próg.

    „Działalność to również dodatkowe koszty, postawienie krzyżyka na klasycznej emeryturze (w którą i tak nie wierzę, ale…),”

    Ile lat pracowałeś na etacie? Do wyliczenia emerytury bierze się 15 najlepszych dla ubezpieczonego lat składkowych. Innymi słowy, jeżeli np. przez 15 lat miałeś wysoką pensję na etacie i uzbierałeś ładną emeryturę na tej podstawie, to już do końca życia możesz płacić składkę minimalną – twa emerytura się nie zwiększy.

    Ale pointę masz jak najbardziej słuszną. Musisz po prostu uzupełnić braki w wiedzy, po czym siąść i wszystko dokładnie sobie policzyć w różnych wariantach. Masz doświadczenie z excelem, na pewno dasz radę 😉

    • Weronika Odpowiedz

      Dodam jeszcze jeden motyw, którego chyba nie przemyślałeś, bo inaczej byś patrzył na to całe DG 😉 W ramach twojego DG możesz zarówno programować, jak i wynajmować mieszkania. Jeśli prowadziłbyś wynajem mieszkań na DG, to zakup mieszkania byłby kosztem uzyskania przychodu. Zakup materiałów do remontu również. Czy to przypadkiem nie zmienia wyliczeń drastycznie? 🙂

      • Eryk Odpowiedz

        Ten zakup to jak rozumiem bylby kosztem ale tylko jako amortyzacja. O tym Wolny napisał. Nowe mieszkania więc szału nie ma.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        To nie takie proste, a może inaczej: tak jak sama napisałaś we wcześniejszym komentarzu, każda sytuacja jest inna. W moim przypadku, jestem niemal na finiszu czegoś, co budowałem długie lata: stworzenie względnie wysokiego dochodu pasywnego z wynajmowania nieruchomości. Za kilka miesięcy sfinalizuję ostatnie (trzecie) z mieszkań na wynajem, które planuję w najbliższych latach. Całość kupiłem bez kredytu i jako osoba fizyczna, z rynku pierwotnego, remontując samemu, a zatem niemal nie mam kosztów, które mógłbym wykorzystać w DG (raty kredytu, wysoka amortyzacja w przypadku mieszkań z rynku wtórnego, usługi remontowe itp). Jeśli zatem w tym momencie mojego życia przechodziłbym na DG i chciałbym również w działalność zaliczyć mieszkania na wynajem, to automatycznie straciłbym na przejściu z podatku 8,5% na 18/19/32%. Dlatego wtedy jedynym słusznym wyjściem byłaby… sprzedaż wszystkich nieruchomości na wynajem i kupno innych, z rynku wtórnego. A to nie takie proste, oczywiste ani szybkie.
        Jak widzisz, mam już pewien działający mechanizm, który może i nie jest super optymalny, ale który znam i który dobrze działa. A przede wszystkim, który jest bezproblemowy, niemal bezobsługowy i prosty. Robienie teraz rewolucji, w dodatku z myślą o dalszej 'ekspansji’, nie jest moim celem.
        Dlatego to nie tak, że tego nie przemyślałem, tylko raczej mam wątpliwości, czy chcę skorzystać z możliwości, które być może się przede mną otworzą.

        • kapiszon Odpowiedz

          Wolny gdybyś teraz kupował kolejne mieszkania z rynku wtórnego i stosował dla nich 10% amortyzację to każde kolejne mieszkanie będzie ci obniżać kwotę podatku. Bo kupując mieszkanie z rynku wtórnego np. za 200 tys. zł masz 20 tys. amortyzacji rocznie, a tyle chyba z wynajmu tego mieszkania rocznie nie osiągniesz. To co zostaje obniża kwotę podatku za pozostałe mieszkania. Jednym słowem sumujesz amortyzację ze wszystkich mieszkań odejmujesz od tego przychód z wynajmu wszystkich mieszkań i masz dopiero kwotę od której liczysz te 19% podatku. Także nie jesteś jeszcze w złej sytuacji 😉 Poza tym wynajmując te nowe mieszkania które obecnie masz osiągasz chyba wyższy czynsz niż gdybyś wynajmował mieszkania zakupione na rynku wtórnym?

    • kapiszon Odpowiedz

      To wyliczenie emerytury które podałaś to jest chyba wyliczenie na starych zasadach. Na nowych zasadach liczy się ile przez całe życie się nazbierało.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Przede wszystkim, dziękuję za komentarz. Odnośnie praw autorskich, to oczywiście był to skrót odnoszący się do zwiększonych kosztów uzyskania przychodów, przysługującym niektórym zawodom/specjalizacjom. I teraz tak: nie jestem programistą i tylko część z moich obowiązków można uznać za pracę twórczą. Wolę, gdy duża firma (w której pracują dobrze opłacani prawnicy/spece od prawa pracy) w jakiś sposób to kontroluje i jeśli jest pewien bufor pomiędzy mną a US w razie ewentualnych wątpliwości. Jeśli przejdę na DG, to za wszystko będę ja odpowiadał, a ewentualne spowiadanie się z tego, czemu akurat tyle w takim a takim okresie będzie spoczywało na mnie. To może być dodatkowym utrudnieniem, dlatego nie wiem, jak bym podszedł do tego tematu pracując na zasadzie B2B. Muszę to jeszcze dodatkowo wyjaśnić, nie jest to dla mnie oczywisty temat.
      Odnośnie emerytur, to mocno się mylisz, po reformie emerytalnej z 1999 mocno się pozmieniało i ludzie, który przejdą na emeryturę za kilkadziesiąt lat mogą już tylko zazdrościć tym, którym wyliczano wysokość świadczenia w taki sposób, w jaki to opisałaś.

    • Marcin H Odpowiedz

      Weroniko, tutaj trochę o obecnych zasadach wyliczania emerytur:
      http://www.zus.pl/swiadczenia/emerytury/emerytura-dla-osob-urodzonych-po-31-grudnia-1948/sposob-wyliczenia-emerytury
      https://gratka.pl/regiopraca/portal/porady/zus/jak-wyliczyc-swoja-przyszla-emeryture

      Wolny, z tego, co wiem, to zaczynając DG wcale nie musisz przenieść tam nieruchomości. Możesz nadal rozliczać je na obecnych, satysfakcjonujących cię zasadach (a gdyby przypadkiem przyszło ci do głowy kopić kolejną, to wtedy zrobić to już w ramach DG). Najlepiej pewnie zasłonić się na tą okoliczność jakąś interpretacją US.
      Co do skali podatkowej, to tak, jak Weronika wspomniała wcześniej: możesz dalej rozliczać podatki na zasadach ogólnych (z dostępnymi ulgami) do czasu, aż odpowiednio wysoko przekroczysz próg 32%, że stosowanie liniowego zacznie ci się opłacać.
      Nie wiem też, czy da się zrobić taki myk, ale może po 5 latach najmu mieszkań, jak już kwalifikowałyby się do 10% amortyzacji mógłbyś je sprzedać np. spółce której byłbyś właścicielem i mogłaby ona wtedy korzystać z wysokich kosztów. Robiąc spółkę z o.o. + komandytową w odpowiedniej konstrukcji można chyba uniknąć 2-krotnego opodatkowania (CIT spółki + twój podatek od dywidendy) – są też jakieś inne opcje wyciągania pieniędzy ze spółki (do pewnych kwot) w postaci ryczałtu za użytkowanie prywatnego auta itp.
      Polecam porozmawiać z radcą prawnym oraz doradcą podatkowym i nakreślić im plan oraz opcje. Za kilkaset PLN powinieneś mieć dość jasną sytuację, która pozwoli ci podjąć racjonalną decyzję.
      Mój znajomy jak przechodził na DG, to obliczył, że w jego przypadku przy ~60 dniach bez pracy w roku kwota netto z DG zrówna się z netto, które otrzymywał na umowie o pracę. Skalkulował, że przez 2-3 lata był 2 dni na L4, urlop to 26 dni, więc przejście na DG naturalnie się dla niego opłacało.
      Najważniejsza rzecz na koniec: z tego co wiem, nie jest chyba możliwe (legalne?) przejście na DG i fakturowanie byłego pracodawcy za te same usługi które wykonywało się na umowie o pracę. Konieczna jest chyba roczna przerwa. Kolega jak zakładał DG, to właśnie zmieniał pracodawcę – to z nową firmą podpisał umowę o współpracy, wcześniej wypowiadając umowę o pracę z firmą poprzednią. Sprawdź to dokładnie, bo US potrafi być bezwzględny :(.
      Dodatkowo obecnie dla nowych DG są spore ulgi: ulga na start (chyba tylko składki zdrowotne przez 6M należy opłacać), mały ZUS (niższe składki przez kolejne 2L) – to może mieć sens. Można też ew. po tym okresie wrócić na umowę o pracę.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Wielkie dzięki za te informacje, sprawdzę je na pewno, w szczególności możliwość wykonywania tej samej pracy dla obecnego pracodawcy w ramach DG. Wydaje się, że można to łatwo obejść w odpowiedni sposób wystawiając faktury, ale to tylko moje przypuszczenia.
        Odnośnie mieszkań i DG: wiem, że mogę nadal je rozliczać w ramach najmu prywatnego, ale jeśli się dobrze orientuję, to nie mogę tego mieszać: jeśli wpisze w zakresie działalności wynajmowanie nieruchomości, to automatycznie US może podważyć mój najem prywatny i kazać mi przenieść to do DG. Także nie wydaje mi się, żebym mógł nadal ciągnąć najem prywatny, a kolejne inwestycje rozliczać w ramach DG.
        Ciekawe to 'przerzucanie’ mieszkań po 5 latach najmu, pewnie wymagałoby niezłych kombinacji 🙂
        Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za cenne uwagi.

  6. Michał - KKS Odpowiedz

    Fajnie się czytało ten pościk. Nie zawsze musi być tak, że trzeba siedzieć przed kompem w wakacyjne dni/miesiące i cykać co kilka dni artykuł np na temat finansów – najlepiej wtedy, kiedy czuje i ma na to ochotę (chyba że blog jest jedynym źródłem dochodu – a takich osób jest bardzo mało w Polsce). Także jest dobrze 🙂 Sam też często mam dylemat czy coś napisać czy w tym czasie inaczej spożytkować czas (a zajęć i obowiązków jest sporo). Myślę, że najważniejsze aby treści były wartościowe (a Wolny zawsze je ma). Dodatkowo są zbieżne z moim spostrzeganiem Świata.

    A co do emerytur to trochę się zagrzało 🙂 Wydaje mi się, że nie ma sensu przekonywać osoby myślące, że emerytura będzie niezagrożona. To jak kwestia wiary. Może te osoby jeszcze nie dostały pisma z ZUS-u o przewidywanej emeryturze za np 30 lat. Ja dostałem – 500 zł – To chyba nie tak się umawialiśmy…

    • werserk Odpowiedz

      Czuję się wywołany do tablicy 🙂 więc cytuję sam siebie ;), bo nie chce mnie się pisać od nowa: „Natomiast często można wyczytać na przeróżnych forach, oprócz powyższego przykładu np. „na emeryturę nie ma co liczyć”, „ZUS to bankrut”, „za x lat czeka załamanie systemu emerytalnego” etc. Chociaż z drugiej strony- nieco racji w tym jest- jeśli podtrzymywany będzie obecny chory system z ’99 z późniejszymi zmianami.
      Co natomiast bardzo chciałbym podkreślić- emerytura państwowa jest (i powinna być traktowana) jako ŚWIADCZENIE SOCJALNE, które ma umożliwiać przeżycie w miarę znośnych warunkach, a nie wygodne życie.”

      • funboy Odpowiedz

        werserk,
        w jednym miejscu krytykujesz tych co pisza, ze w ZUS nie ma pieniedzy a w drugim piszesz, ze na tym wlasnie polega ubezpieczenie.

        i to ostatnie slowo jest tak naprawde kluczowe. tam nie ma pieniedzy. to jest „zaklad” (nawet sie nazywa ZAKLAD 😉 ), ze jak dozyjesz do 65 lat to oni ci wyplaca pewna kwote ale tylko do czasu smierci. gdyby to byly prawdziwe oszczednosci to bym mogl je po prostu (jak np z IKZE) wyplacic.

        nie lubie ubezpieczen, nie gram w totka, … takie same podejscie mam do ZUS tylko, ze tu musze kupowac losy, ktore wcale nie sa tanie.

        oczywiscie masz racje piszac, ze ZUS to ubezpieczenie. w koncu literka Z w nazwie nawet o tym swiadczy 😉 Tylko, ze to bardzo drogi i nieefektywny mechanizm wyplacania swiadczen socjalnych. Ponadto to Panstwo wmawia nam, ze to oszczedzanie na emeryture. niech uczciwie powiedza, ze to bardzo drogie ubezpieczenie i niech zniosa obowiazek kupowania tego ubezpieczenia.

        Zmienmy nazwe na Osrodek Pomocy Spolecznej i niech wyplaca faktycznie zapomogi a nie zmusza ludzi do wplacania tam duzej czesci zarobkow.

        ubezpieczenia spoleczne wymyslil Bismarck i wtedy moze mialy sens. dzisian gdy spoleczenstwo sie starzeje, ludzie zyja dlugo i maja malo dzieci to takie ubezpieczenie tylko szkodzi. kazdy by zadbal o swoja przyszlosc (w tym tez dbajac o to aby miec dzieci, 500+ niepoyrzebne). a tym co by nie dali rady faktycznie trzebaby pomoc. taka rola spoleczenstwa.

        • werserk Odpowiedz

          „w jednym miejscu krytykujesz tych co pisza, ze w ZUS nie ma pieniedzy a w drugim piszesz, ze na tym wlasnie polega ubezpieczenie”
          O ile już krytykuję, to właśnie myślenie, że w ZUSie powinny być pieniądze (nota bene ostatnio miałem podobną dyskusję o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym- uświadamiałem mojego rozmówcę, że trzymanie tam równowartości wszystkich depozytów bankowych nie miałoby ekonomicznego sensu). Co do państwowych emerytur per se- jeśli kupisz w sklepie robaczywe jabłko, będziesz mówił, że wszystkie jabłka są robaczywe? W jednym z wcześniejszych postów wprost napisałem, że obecny system jest chory, ale nie negowałem idei emerytur państwowych jako takich. Na świecie jest mnóstwo takowych, jedne lepsze, drugie gorsze.

          • funboy

            OK, rozumiem.

            Niemniej ja własnie tak uważam, Neguję ideę państwowych ubezpieczeń emerytalnych.
            Powinniśmy odkładać prawdziwe pieniądze na prawdziwych kontach (jak u nas IKZE czy 401K w USA).

            Nie chcę się ubezpieczać. Chcę oszczędzać.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Wiesz co… chyba na tą chwilę jestem za rozsądkiem i dążeniem do równowagi, racjonalnym korzystaniem z zasobów wszelakich. Owszem, mogę być jednostką, która będzie w sposób ekstremalny 'zielona’ i nie szkodząca nawet muszce która wleciała mi do salonu, ale wolałbym, żeby całe rzesze ludzi żyli choć troszkę normalniej, oszczędniej (jeśli chodzi o naszą planetę), bardziej świadomie. To by miało zdecydowanie większy efekt.
      Także według mbie ruchy zero waste i inne są ciekawe, mogą służyć jako przykład, może nawet mnie bardziej zainteresują, ale nie łudzę się, że zyskają masową popularność.

  7. Aneta Odpowiedz

    Warto jeszcze zauważyć, że po przejściu na DG i świadcząc usługi na rzecz byłego pracodawcy nie można być na liniowym podatku, a także nie można skorzystać z preferencyjnego ZUS w danym roku i następnym.
    Potwierdzam, że u Wolnego nie opłaca się najmu rozliczać w działalności nawet wg liniowego. Nie ma kredytu, nie można zastosować najkrótszego z możliwych okresów amortyzacji.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Z tego co wiem, nie mogę przejść na podatek liniowy tylko w tym samym roku, ale już w następnym to możliwe. Czyli kończąc umowę o pracę z końcem grudnia 2018 i rozpoczynając B2B od stycznia 2019 mogę od razu wybrać podatek liniowy. Czy tak nie jest?
      Dzięki za potwierdzenie kwestii najmu – czyli jeśli w ogóle zdecyduję się na b2b to albo pozostać przy najmie jako osoba fizyczna, albo zrobić rewolucję (sprzedać co mam i podejść do tematu nieco inaczej). Z jednej strony mam wrażenie, że mamy teraz górkę więc teoretycznie można sprzedać wysoko i później kupić niżej, ale kiedy i czy w ogóle będzie to niżej…

      • Aneta Odpowiedz

        Tak, od nowego roku można liniowy. Za szybko napisałam komentarz. W danym roku, w którym się pracowało na umowę o pracę tylko skala.
        Jeśli chodzi o najem to sprzedaż tych co masz i zakup z wtórnego jest też jakimś rozwiązaniem. Ale to trzeba policzyć czy sie opłaca. Ważne jakbyś kupował to żeby spełniał warunki środka trwałego używanego lub ulepszonego, bo wtedy amortyzacja może być 10% (10 lat). Używany czyli wykorzystywany przed nabyciem 60 miesięcy, ulepszony to wydatki na ulepszenie wynoszą conajmniej 30% wartości początkowej.

  8. Jitrack Odpowiedz

    Haha, pół roku temu robiłeś mieszkanie i ja też tylko że tamtym razem użyłem ekipy. We wrześniu mówisz że robisz? Ja też 🙂 tylko tym razem dla siebie i własnymi rękami. A jak skończę i się przeprowadzimy to nasze aktualne M jeszcze muszę przerobić na pokoje.. niestety ja prowadzę firmę więc tak jak kiedyś pisałem zostaje mi praca popołudniami. Dodatkowo ostatni kwartał to dla mnie 2x więcej zamówień do realizacji. Ja się będę cieszył jak zdążę w 3miesiące a nie tygodnie.. odnośnie dg to kiedyś Liczyłem że do ok 200 000 wspólnych zarobków bardziej opłaca się skala i rozliczanie z żoną. Powyżej tej kwoty jest już niestety smuteczek i trzeba było brać liniowy. Niestety do 20 stycznia ciężko mi jest przewidzieć jak będzie rok… I potem US się cieszy, że znowu ciężko pracowałem i płacę większy podatek…. Dg fajna sprawa ale trzeba to czuć. Na Twoim miejscu i etapie w życiu chyba bym serdecznie podziękował. Na dg wolniejszy niż teraz się nie poczujesz.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dzięki za komentarz, wezmę to pod uwagę. Myślę, że dodając 'prawa autorskie’ i dwójkę dzieci ten poziom wzrasta do jakichś 250k rocznie. Wiem, że etat jest po prostu wygodny, ale prędzej czy później i tak prawdopodobnie przejdę na DG. Kwestia, czy jest sens jeszcze to jakiś czas (kilka lat?) opóźniać.
      PS wykańczanie mieszkania popołudniami… nie zazdroszczę. Powodzenia!

  9. Mariusz Kobak Odpowiedz

    Podobało mi się jak napisałeś o sygnale na nie wchodzenie w nowe inwestycje na wynajem czyli o rozmowie robotników o cenach mieszkań.
    Ja kiedyś przysłuchiwałem się podobnej rozmowie w windzie, którą prowadziły sprzątaczki. W tamtym przypadku zastanawiały się nad kupnem nieruchomości na wynajem skoro wszyscy to robią i to świetny biznes. Dla mnie był to sygnał na nie wchodzenię w ten rynek w tamtym okresie.

    • funboy Odpowiedz

      Ta zasada niby się sprawdza gdy chodzi np o zakup akcji. Niemniej przy nieruchomościach to nie do końca prawda moim zdaniem.
      Porozmawiają sobie i tyle … na zakup nieruchomości ich nie stać a kredytu nie dostaną. Więc rozmowa rozmową ale do czynów nie przejdą.

  10. Ilona Odpowiedz

    Tez strasznie drazni mnie to, kiedy ludzie „szpanują” samochodami i nie potrafia już przejsc sie kawałek o wlasnych nogach.. albo gdy zasmiecaja plaze i miejsca publiczne, bo to taki straszny problem wziąć ze sobą śmieci i wyrzucić w miescie do smietnika.. My robilismy z mezem remon – ekipa + przyjaciel, ktory pomagał nam w drobnych zmianach domowych 😀 sami niestety nie znamy sie na niczym prob malowania scian 😀

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Odnośnie remontów, to polecam zacząć od czegoś małego na własną rękę – bez eksperymentowania i próbowania nigdy nie przejdziecie do kolejnego etapu. Chyba, że nie chcecie – to w końcu całkowicie Wasza decyzja, nic na siłę 🙂 Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *