Dzisiejszą migawkę (pierwsza część i omówienie serii tutaj) sponsoruje temat pieczywa. Podstawy polskiej diety, a jednocześnie czegoś, co w ostatnich latach jest jedynie cieniem tego, czym było kiedyś.
Bo jak inaczej nazwać piękne, białe chlebki z marketu, które:
- są wypiekane w czasie 2-4 godzin, zamiast – jak kiedyś – co najmniej kilkunastu? A przez to ważne procesy zachodzące podczas naturalnego wyrastania pieczywa są po prostu pomijane / maksymalnie skracane.
- składają się głównie z pszenicy – tej nowej, hodowanej od niedawna, będącej istnym mistrzem wydajności i odporności na wszelkie grzyby, susze i trąby powietrzne, a jednocześnie… zawierającej zdecydowanie więcej glutenu i mniej mikroelementów, niż kiedyś.
- kosztują tyle, co nic, bo są wytwarzane przemysłowo, w fabrykach, w których ludzka ręka nawet nie namaści ciasta soczystym klepnięciem.
- zawierają dodatki, spulchniacze i inne dziwadła, mające wszystko przyspieszyć, zgodnie z nadrzędną dewizą „czas to pieniądz”.
Niestety, to zjawisko dotyka coraz większej ilości produktów. Wszyscy chcą zarobić, dotrzymując kroku wielkim sieciom marketów, które idą na skróty i proponują nieświadomym klientom… w zasadzie to, czego ci oczekują. Taniego produktu, mającego zapełnić brzuch. Bez względu na konsekwencje w przyszłości, bez względu na maksymę „jesteś tym, co jesz„. A jak ktoś chce inaczej, do tego na trochę większą skalę, to bankructwo w pół roku gwarantowane :(.
Postanowiłem więc, że przedstawię Ci mój chleb. Do jego wypieku wróciłem po kilku latach przerwy. Co śmieszne, zdecydowałem się na to pomimo podjętej decyzji o eliminacji pszenicy z naszej diety i maksymalnego ograniczenia glutenu (nie, nie ze względu na modę i nie będę do tego nakłaniał każdego). Na pierwszy rzut oka: sprzeczność. Ale kiedy wchodzę do piekarni i pytam „czy jest cokolwiek bez pszenicy”… widzę takie spojrzenia, jakbym co najmniej miał na czole naklejkę z napisem „idiota”. Zdecydowałem więc, że nie ma co szukać wymówek i trzeba zabrać się do roboty. Przepis na trudny 😉 chleb w pięciu krokach poniżej.
Krok pierwszy: zakwas. Czas trwania: około 6 dni (nie martw się, tak jest tylko za pierwszym razem). Przepisu nie będę podawał, znajdziesz w internetach w minutę. Składniki: woda + mąka. Jakakolwiek (a może się mylę?). Plus drożdże. Z powietrza, nie z kostki. Masz na pewno: latają naokoło Ciebie, wlatują Ci do nosa, nawet jak o tym nie wiesz 🙂 Gdyby te 6 dni Cię szczególnie bolało, możesz kupić zakwas (widziałem w kilku sklepach internetowych) lub odezwać się do jednej z zapewne przemiłych osób, które dzielą się tym, co wyhodowały na przestrzeni lat.
Krok drugi: składniki. Mąki idą precz. Niepotrzebne toto, nie mówiąc już o tym, że takie 'chlebowe’ są często oszukane, a pełnoziarniste kosztują nawet 10 zł za kilogram. Zresztą tak samo jak te 'ekskluzywne’: ryżowa, owsiana, jaglana, kokosowa… czekaj czekaj… a co to w zasadzie jest mąka? Czy to jakiś magiczny twór powstały na statku kosmicznym z nanocząsteczek grafenu, czy prosty wynik przemielenia czegokolwiek na sypką masę? A jeśli opcja numer dwa, to… czy mogę wziąć ryż – na przykład taki za 3 zł za kilogram – i zmielić go w mikserze, który używam do koktajli, otrzymując mąkę ryżową? No jasne! A czy mogę wziąć płatki owsiane za 4 zł za kilogram i zrobić to samo, otrzymując mąkę owsianą? Oczywiście! A czy mogę… TAK! Reguł nie ma, niech żyje spontaniczność!
Mąka owsiana
Mąka ryżowa
Czy już zapaliła Ci się nad głową wielka lampka zrozumienia? Nazwij mnie ignorantem, ale ten oczywisty sposób wytwarzania mąki był dla mnie tak rewolucyjny, że jego 'odkrycie’ uznaję za zbawienne. Od kilku tygodni nie kupujemy więc mąki (takiej ze sklepu, gotowej). Mamy półprodukty typu ryż, płatki owsiane czy kaszę gryczaną, z których możemy zrobić mąkę w jakieś 30 sekund. Magia 🙂
Nie kupujemy woreczków. Ostatnio też nie kupujemy 1-kilogramowych opakowań. 2,5kg to absolutne minimum – wolimy raz, a dobrze!
Mając już gotowe mąki, mieszamy je w proporcjach niemal dowolnych – i tak trochę czasu zajmie Ci dojście do optymalnego składu, zwłaszcza jeśli nigdy wcześniej nie piekłeś chleba. Bohater dzisiejszego wpisu (na zdjęciach) ma 1/3 mąki z ryżu basmati, 1/3 mąki z płatków owsianych i 1/3 mąki pełnoziarnistej żytniej (zużywam jeszcze resztę tego, co mamy w domu, później zastąpię jakąś kaszą). Dodajemy sól (1 łyżeczkę na 1 bochenek), nieco oliwy (1 łyżka?) i takie dodatki, jakie Ci się przyśniły.
Czarnuszka, ziarna słonecznika i dyni to mój standard, ale jeśli chcesz dorzucić oliwki czy suszone pomidory – czemu nie?
Krok trzeci: do mieszanki z punktu wyżej dodaj zakwas. Ja dodaję około 10-12 łyżek… a w zasadzie tyle, żeby trochę zakwasu (~3-5 łyżek?) zostało w słoiku, który chowam do lodówki i którego użyję następnym razem.
Pamiętaj: to nie apteka, tutaj pieczemy coś zdecydowanie łatwiejszego od ciasta mojej teściowej, nie musisz wszystkiego ważyć, żeby nie opadło :). Do tego woda, najlepiej ciepła (ale nie za ciepła! ~40-45 stopni będzie dobrze).
Następnie mieszamy, aż do uzyskania… właściwej konsystencji (uwielbiam to sformułowanie – jest takie niedokładne ;)). To trzeba wyczuć, ale na zdjęciach poniżej mniej więcej widać, że ja dochodzę do takiego… bardzo gęstego błotka. Peppa by była wniebowzięta.
Krok czwarty. Całość wrzucamy do formy, owijamy ścierką/ręcznikiem i odkładamy w miejsce do wyrośnięcia. Wszędzie indziej przeczytasz: 'ciepłe miejsce’, a nie po prostu 'miejsce’, ale skoro u mnie wszystko gra przy temperaturach rzędu 20 stopni, to celowo pominąłem ten przymiotnik. Ile ma rosnąć? Kilka godzin. Powiedziałbym, że co najmniej 4-5. Ja często zostawiam na noc, więc rośnie co najmniej 7, czasami 8 lub 9. I tak zbytnio nie wyrośnie: w końcu brakuje w nim tony glutenu, pamiętasz? Ale nie przejmuj się, będzie dobrze. Zwłaszcza, jak będziesz do niego mówił. To działa.
Czasami rzeczywiście ustawiam formę do rośnięcia na kaloryfer odkręcony na niecałą „trójkę”, co można tłumaczyć na 20-21 stopni. Trzeba uważać, bo jak całość wyszłaby na zewnątrz, to czyszczenie na pół dnia gwarantowane 😉
Krok piąty. Pieczemy. Ja piekę w 210 stopniach (góra + dół, wkładam chleb dopiero do nagrzanego piekarnika i nacinam go wcześniej z góry, żeby nie popękał dziwnie), równe 42 minuty 🙂 (kolejna rzecz do dostosowania u siebie). Po tym czasie wyłączam piekarnik, uchylam go na 3-5 minut, po czym wykładam chleb dołem do góry na kratkę, taką jak poniżej. Aż ostygnie. Albo aż któraś z moich blondynek się nie złamie i nie spróbuje go pokroić, kiedy nie patrzę 🙂
Jak pewnie zauważyłeś, opisany proces jest czasochłonny. 6 dni hodowli zakwasu (później już używasz ciągle tego samego, musisz tylko wyjąć go z lodówki, ogrzać, nieco dokarmić i dać drożdżom z 2 godziny… czyli znowu czas ;)). Później mielenie mąk, dodatki, mieszanie. 6-9 godzin wyrastania. Nagrzewanie piekarnika, pieczenie, stygnięcie – to wszystko kolejne 2 godziny. Jeśli więc dzisiaj zamarzy Ci się taki chleb, masz szansę go zrobić za jakieś 7 dni (później jest lepiej – wystarczy z 12 godzin :D). A i tak Ci nie wyjdzie: bo pierwszy, bo brak doświadczenia, bo nie mówiłeś do niego, mimo że uprzedzałem. W życiu też nie wszystko wychodzi za pierwszym razem, a mimo to warto próbować dalej, prawda?
Po cholerę zatem w ogóle się tego podejmować? Czemu nie pójść do sklepu za rogiem i nie kupić gotowego, świeżego pieczywa? Koszt będzie mniejszy lub porównywalny, a roboty znacznie mniej. Dla mnie jednak ten chleb jest nauczycielem cierpliwości. Jak pisałem tutaj – pochwałą prostoty. To wręcz analogia do życia, współczesności, priorytetów i wyznawanych wartości. Chcesz mieć wszystko szybko, tanio, byle jak – wystarczy wpisać się w codzienny rytm większości. Ale jeśli tak podchodzisz do chleba, to równie łatwo podejmiesz podobne decyzje w innych obszarach swojego życia. Życie na szybkości, konsumpcja czego popadnie, robienie śmietnika ze swojego ciała, płynięcie z prądem – to i tak znaki dzisiejszych czasów :(.
Można mieć chleb z marketu za 1,80 zł. Można też mieć taki z ekskluzywnej piekarni za 10 zł. Ja jednak nie wybieram żadnego z nich. Wybieram moją wersję chleba, której koszt jest gdzieś pośrodku, a która jest dopasowana do moich potrzeb i preferencji organizmu. Która od czasu do czasu może nie wyjść, ale podejmuję to ryzyko. Robię sam, bo lubię. DIY jest fajne. Uczy pokory, zwalnia tempo… i pozwala zrozumieć, czym jest mąka 🙂 Oczywiście, można też żyć bez chleba i nie mam zamiaru za to nikogo krytykować ;).
Zastanów się, którą drogą pójdziesz. Tą, którą wybierają masy, czy tą dla wybrańców, mogących sobie pozwolić na wszystko, czego tylko zapragną? A może… jest jeszcze inny wybór? Może nie trzeba się przyglądać zwyczajom innych? Może nie trzeba korzystać z gotowych rozwiązań, szytych na miarę każdego (czyli nikogo)? Może warto pracować nad własną wersją rzeczywistości, stopniowo i cierpliwie dążąc do ideału? Mając jednocześnie świadomość, że dotarcie do niego jest niemożliwe, ale sama droga sprawia tyle frajdy, że po prostu warto? No i pięknie. To teraz wymyj i wyparz średniej wielkości słoiczek i poszukaj przepisu na zakwas. To będzie początek Twojego chleba oraz przemiany wewnętrznej 🙂
PS Jeśli ten krótki wpis nie wystarczył, żeby zaspokoić Twój apetyt, zapraszam Cię do mini-wpisu na stronie naszej Pracowni Dobrych Wnętrz. Tutaj udowadniamy, że wcale nie potrzeba rozdmuchanego budżetu, żeby wykonać efektowną metamorfozę mieszkania. Projekt u Pana Jerzego był fajną szkołą życia dla Wolnej, a satysfakcja z efektu końcowego i świadomość, że to właśnie Ona zaplanowała poszczególne elementy wystroju dał nam kopa do kolejnych realizacji. Obecnie pracujemy równolegle nad trzema projektami, z czego dwa zamówili regularni czytelnicy tego bloga 🙂 Dziękujemy serdecznie i… oby tak dalej!
PS A gdybyś nadal miał czytelniczy niedosyt, to spieszę donieść, że zaktualizowałem wpis o książkach, które polecam!
Wolny, ile razy Ci taki chleb wyszedł, a ile razy nie? I skąd masz foremkę do chleba?
Hmmm, robiłem do tej pory z 10 razy. Raz mi nie wyszedł tak konkretnie (mokry zakalec), raz był w miarę ok, ale mocno się kruszył, a raz Wolna nieumiejętnie się z nim obeszła po wyjęciu z piekarnika (wtedy akurat wyszedłem) i też było mało ciekawie 😉 Resztę wypieków oceniłbym dobrze lub bardzo dobrze. To wszystko kwestia wprawy – im więcej tych wypieków będzie za mną, tym odsetek nieudanych będzie mniejszy.
Foremkę dostałem, chyba od kochanej mamusi 😉 dobre kilka lat temu. Wolna ją wyciągnęła z jakiejś szafy i używam dalej. A jest naprawdę mega fajna. Zero tłuszczu (niczym nie smaruję) i pięknie odchodzi po upieczeniu (oprócz tego razu, jak Wolna potraktowała ją siłą ;)).
Bardzo fajny chleb, ale jak dla mnie za bardzo węglowodanowy, nie jestem diabetykiem ale od ryżu trzymam się z daleka działa na mnie jak cekol na ścianę:). Po porcji ryżu mogę lecieć do stanów i z powrotem bez korzystania z toalety.
Ja piekę chlebek niskoweglowodanowy poniżej podaję przepis może ktoś wypróbuje, idealny w diecie cukrzycowej i nowotworowej albo ot tak po prostu.
Chleb
Składniki :
1/4 szklanki ciepłego mleka;
1/3 paczki drożdży;
łyżeczka zmielonych otrąb
szczypta cukru
1 szklanka otrąb (owsiane, żytnie pszenne, orkiszowe jakie kto uważa i woli)
3 jajka
1/3 kilowego opakowania serka homogenizowanego (od 0 do max 7% tłuszczu)
2 łyżki ziaren np siemię lniane, dynia, słonecznik, podsmażona cebulka itp
łyżeczka płaska soli
szczypta pieprzu
kopiasta łyżka mąki ziemniaczanej
ulubione przyprawy (ja dodaję zmielony kminek)
> > Wykonanie:
pierwsze 4 składniki wymieszać do wyrośnięcia, a następnie zmieszać z pozostałymi i miksować ok 4 min. Następnie przelać do foremki wysmarowanej odrobiną oleju i wysypanej otrębami lub ziarnami, i również nimi posypać np czarnuszka.
Piec 1h w 200 st C, + 15 min przy wyłączonym piekarniku aż się mocno przyrumieni, Przechowywać w lodówce lub chłodzie.
Można wstawić do zimnego piekarnika.
Smacznego.
Niestety nie da się wkleić zdjęcia
PS. A jak zrobić zakwas?
Dzięki za przepis. A przepis na zakwas znajdziesz bez problemu w Internetach 😉
E to nie tot samo kiedyś mieszkałem koło piekarni takiej lokalnej starej i tam nieraz chodziłem i podjadałem zaczyn i można też byłoby pozyskać garstkę 🙂
PS . Polecam ten sklep internetowy mają bardzo tanie naturalne produkty i nie tylko ja kupuje otręby owsiane https://allegro.pl/oferta/otreby-owsiane-naturalne-5kg-piatnica-4903192298
Maciek mogę przy okazji prosić zdjęcie tego ustrojstwa do mielenia płatków? Mój struszek młynek jest na wykończeniu i rozglądam się za czymś zastępczym.
To mikser/blender z Lidla. Co jakiś czas w promocji, chyba coś koło 150zł. Używamy na co dzień do koktajli, ale też daje radę przy mieleniu kawy czy ryżu. Tylko to ostrza, więc super mączki jak pupcia niemowlaka nie będzie 😉 nam to jednak wcale a wcale nie przeszkadza.
Jasne dzięki, patrzyłem na te magic bulety ale nie wiedziałem ze dadzą radę z mieleniem rzeczy na sucho.
Wygląda smacznie, muszę spróbować 👌
Regularnie od kilku lat robię chleb na zakwasie i ciężko się bez niego żyje. Czasem awaryjnie na dzień czy dwa kupimy pieczywo w sklepie, ale zawsze z przyjemnością wracamy do naszego chleba 🙂
U nas, to przeważnie pół na pół mąka żytnia i orkiszowa plus pestki dyni, słonecznika i otręby. Trochę uprościłem procedury i chyba już od roku wstawiam na 70 minut do zimnego piekarnika na 200 stopni góra-dół. Działa i jest wygodnie – nie trzeba nic zmieniać w trakcie wypieku 🙂
ale zakwas i tak trzeba wyjąć wcześniej z lodówki, odczekać, dokarmić, wymieszać z wszystkim i dać wyrosnąć, prawda? Czy tutaj też idziesz jakoś na skróty?
Jest znacznie prościej 🙂 W lodówce trzymam zakwas (na oko 3 solidne łyżki) w szklanym słoiku. Wyjmuję tuż przed przygotowaniem chleba i nic z nim nie robię. Cały zakwas mieszam z 0,5 kg mąki żytniej i 0,5 l wody i odkładam do słoika tyle ciasta ile zakwasu wyjąłem. Działa od wielu lat 🙂 Chleb robię mniej więcej raz na 2-3 dni.
Dokarmiam tylko jeśli wiem, że nie będę korzystał z zakwasu dłużej niż tydzień.
To prawda, chleb wygląda naprawdę smakowicie! Pamiętam ten zapach, jak moja mama w domu rodzinnym nastawiała zakwas – coś cudownego 🙂
Heh, jak taki zakręcony, zimny zakwas wyjmę z lodówki i powącham, to raczej cudowny zapach to nie jest 😉
U mnie zakwas po wyjęciu z lodówki śmierdzi jak jakiś lakier 🙂
Za-kwas, zapach musi być kwaśny, według mnie to normalne
Słabe w tym Gdańsku piekarnie macie, skoro nie mają w ofercie chleba bez pszenicy.
Kiedyś piekłam chleb, ale obecnie jestem w nieco trudnej życiowo sytuacji i nie mam na to czasu i organizacyjnie nie jestem w stanie tego ogarnąć. Mam jednak nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się do tego wrócić, bo lubiłam to.
W Warszawie są dobre piekarnie, ale chleb bardzo ostatnio podrożał. W niektórych piekarniach były 3 podwyżki w ciągu ostatniego roku. Najlepsze pieczywo: chleb żytni, razowy z Radzymina – 13 zł za kilogram, żytni-razowy z Lubaszki – 6,3 zł za kilogram.
A co się stało, Mago?
Nie chcę tego tematu poruszać w sieci, to delikatna sprawa dla mnie.
Miejmy nadzieję, że wszystko się ułoży. Pozdrawiam.
Nie ma co tak uogólniać. Chodzi o zwykłe sklepy w okolicy + jedna pierkarnia, wszystko na osiedlu. Pytałem tez w dwóch miejscach będąc w Bydgoszczy, też nie mieli. Pewnie jakbym się zainteresował tematem, znalazłbym coś godnego polecenia, tyle że jestem niemal pewien, że musiałbym pokonać dobre kilka kilometrów, żeby do takiego miejsca dotrzeć. Wolę więc sam zrobić – taki jak lubię, wtedy kiedy potrzebuję.
Fajny wpis. Ja już prawie lata jestem na diecie bezglutenowej. Muszę w końcu zmierzyć się z bezglutenowym chlebem na zakwasie.
Kilka uwag do twojego wpisu:
1. mąka żytnia i płatki owsiane zawierają gluten. Można kupić bezglutenowe płatki owsiane ale ceny są w okolicach 8-12 zł z paczkę. W moim przypadku zjedzenie zwykłych płatków za 4 zł skutkuje 2-3 dniowym bólem brzucha i stawów. Owies sam w sobie glutenu nie zawiera ale płatki są zanieczyszczane glutenem w produkcji.
2. chleby bezglutenowe szybko tracą świeżość i kruszą się. Można dać do ciasta 1 surowe jabłko starte na najdrobniejszej tarce. Testowałam to rozwiązanie w przypadku chlebów pieczonych na drożdżach. Jabłko jest niewyczuwalne w smaku, chleb można jeść przez tydzień.
3. chleby bez pszenicy (100% maki żytniej) na zakwasie są powszechnie dostępne. Więc jeśli komuś nie zależy na ograniczaniu glutenu a tylko chce wyeliminować pszenicę znajdzie taki chleb w sklepach lub piekarniach. Kupuję taki chleb dla męża w cenie 8 zł za kg.
4. Podrzucam jeszcze przepis na chleb z ziarenek: chleb zmieniający życie z moimi modyfikacjami
Składniki na 1 bochenek: keksówka 11×21,
• 135 g ziaren słonecznika
• 90 g siemienia lnianego (ziarenka)
• 65 g orzechów laskowych lub migdałów, innych orzechów lub pestki dyski
• 145 g płatków owsianych, tradycyjnych lub płatki jaglane, gryczane, ryżowe jeśli chleb ma być bezglutenowy – ja daję jaglane
• 4 łyżki nasion babki płesznik lub błonnika witalnego
• 2-3 łyżki mielonego siemienia lnianego
• 1 łyżeczka soli
• 1 łyżka syropu klonowego (lub szczypta stewi) lub miód lub cukier – ja daję miód
• 3 łyżki roztopionego oleju kokosowego lub masła klarowanego (około 45 g) – daję masło
• 350 ml wody letniej
• 2 łyżki nasion chia (szałwia hiszpańska) opcjonalnie
• można dodać też żurawinę, rodzynki, sliwki suszone
W naczyniu wymieszać suche składniki: słonecznik, siemię lniane, orzechy, płatki, nasiona babki płesznik, sól, chia. W drugim naczyniu wymieszać wodę z syropem klonowym/miodem i olejem/masłem (podgrzewam olej w mikrofali żeby rozpuścić).
Wymieszać zawartość obu naczyń, do dobrego połączenia składników. Jeśli masa będzie zbyt gęsta i trudna do mieszania, dodać łyżkę wody. Odstawić na 10-15 min.
Masę przełożyć do małej keksówki (może być silikonowa), wysmarowanej uprzednio masłem. Wyrównać, mocno ubić, owinąć folią spożywczą i odłożyć w temperaturze pokojowej na minimum 2 godziny (max 24 godziny). – ja odkładam na 8-12 h do lodówki. Piec w temperaturze 175-180ºC przez 60 min. Całkowicie wystudzić. Ciepły będzie się kruszył podczas krojenia.
Wielkie dzięki za ten komentarz. Odpowiem zatem:
1) o płatkach owsianych wiemy. Ostatnio kupiliśmy… wór 25kg 😉 dzięki temu wyszło 10zł/kg – jeśli wiesz, jak kupić w podobnej cenie mniejsze ilości, będę wdzięczny za podpowiedź. Ja widziałem tylko takie za 15-20zł/kg.
2) fajny patent. I rzeczywiście – mój chleb jest naprawdę pyszny w dzień wypieku, dobry w kolejnym dniu, a później coraz bardziej wysycha i się kruszy. nie wiedziałem, czym to jest spowodowane – dziękuję więc, że mnie uświadomiłaś.
3) owszem, żyto również zawiera gluten, ale jeśli się nie mylę, jest go znacznie mniej niż w pszenicy. A niektórym może wystarczyć ograniczenie, a nie wyzerowanie glutenu. Ja nadal tęsknię za różnymi pszenicznymi produktami i myślę, że jeśli mój stan na aktualnym, bardzo mocnym ograniczeniu glutenu nadal będzie tak dobry, jak w ostatnich tygodniach, być może zacznę nawet eksperymentować z jakimiś okresowymi (raz na tydzień czy dwa) cheat-meala’mi. Oczywiście takimi na poziomie – nie chodzi o zapchanie się białą bułą.
4) jeszcze chyba muszę trochę dojrzeć do czegoś takiego 🙂 Chociaż chętnie bym spróbował już teraz. Domyślam się, że tego typu pieczywo to minimalna ilość węglowodanów, ale za to dużo (dobrych!) tłuszczy.
Jeszcze raz dziękuję za wskazówki i cały komentarz. Dopiero wchodzę w bezglutenowy świat – nadal wiele nie wiem, więc tym chętniej czytam porady od ludzi, którzy mają z tym więcej doświadczenia. Pozdrawiam!
Trzeba dopasować dietę do swoich możliwości. Mój mąż musi unikać pszenicy i jęczmienia ale chleb żytni może jeść bez żadnych konsekwencji. Ja bardzo silnie reaguję nawet na małe dawki glutenu w przyprawach czy słodyczach. Pszenicę obecnie postrzegam jako produkt niejadalny i w zasadzie nie tęsknię. Brakuje mi razowca i owsianki. Najgorszy jest brak swobody, możliwości zjedzenia czegoś tak po prostu bez sprawdzania składu. Problem jest łatwe wyżywienie w czasie wyjazdu, imprezy typu wesele czy nawet kupno sensownej przekąski na dworcu w razie opóźnienia pociągu.
W naszym przypadku żadne odstępstwa nie wchodzą w grę. Mąż jakieś 2 miesiące po odstawieniu pszenicy zjadł pół paczki paluszków i cierpiał wiele godzin na straszny ból brzucha. Ja kawałek pszennego ciasta odchorowałam przez 3 dni. To na zawsze wyleczyło z takich pomysłów. W każdym razie myślę, że lepiej przetestować reakcje na pszenicę w domu niż na jakiejś imprezie czy w pracy.
Chleb ziarenkowy jest fajny. Prosto się robi, przechowywany w lodówce jest długo swieży. To duża dawka błonnika. W jedzeniu zupełnie inny niż zwykły chleb. Żuje się go i gryzie i gryzie ….
We Włoszech właśnie wchodzi prawo, dzięki któremu pieczywo mrożone ma być znakowane jako „konserwowane”, mam nadzieję, że doczekamy się podobnych regulacji w Polsce.
Co do samego glutenu – często to nie on jest głównym „winowajcą” (oczywiście nie licząc genetycznych przypadłości), lecz glifosat, który zawiera się w popularnym herbicydzie, którym to z kolei są spryskiwane konwencjonalne uprawy pszenicy…