## Wszystkie wpisy z serii znajdziesz pod tym adresem. ##
Skoro już wiemy, o co chodzi w wykonywaniu swoich obowiązków na odległość, warto poznać zalety takiego stylu pracy (z kolei wady przedstawię za tydzień). Dla tych, którzy myślą o zmianie trybu pracy w obecnej organizacji, będzie to zbiór cennych argumentów, z którego skorzystać mogą zarówno pracownicy, jak i pracodawcy. Bo jedni i drudzy mogą wynieść z takiej współpracy niesamowicie wiele, o ile tylko uwzględnią możliwości i zagrożenia, jakie niesie ze sobą telepraca.
Poniższe zestawienie jest uporządkowane według „mocy” poszczególnych zalet. Im wyżej, tym argument bardziej znaczący, oczywiście z mojego punktu widzenia! Podczas lektury pamiętaj, że każdy argument ma ziarnko (a czasami – cały worek) mojego subiektywnego spojrzenia na temat pracy zdalnej. Zachęcam więc do przefiltrowania poniższej listy przez własne doświadczenia i dzielenia się własnymi wnioskami. Prosiłbym jednak, żebyśmy poruszali się w kategorii zalet telepracy – na temat jej wad podyskutujemy za tydzień. Zaczynamy!
- Zyskujesz czas dla siebie, wydłużając nieco każdą dobę (co, jak wiemy, może mieć niebagatelne znaczenie!). Niezależnie od tego, gdzie mieszkasz i jak się przemieszczasz, praca z domu to oszczędność czasu przeznaczonego na dojazdy (chociaż praca zdalna to nie zawsze praca z domu, pamiętaj o tym!). Jeśli pracujesz ze swojego miejsca zamieszkania, czas przeznaczony na transport może być nawet bliski zeru, co w moim przypadku oznacza ni mniej, nic więcej: niemal codzienny trening, na który z łatwością znajduję czas w swoim grafiku, podczas gdy kiedyś zamiast tego spędzałem 1,5h dziennie w aucie. Z powyższego wypływa co najmniej kilka wniosków:
- Tylko od Ciebie zależy, czy danego dnia będziesz pracował z domu, pojedziesz do biura (mimo, że nie musisz), lasu czy pobliskiej kawiarni. Ty więc decydujesz o warunkach, w jakich będziesz przebywał. Czas dojazdu różnicujesz w zależności od pogody i preferencji, a miejsce pracy: od rodzaju wykonywanych zadań, aktualnego obciążenia i swojej sytuacji życiowej. Tyle teorii… w praktyce, w 90% wybierzesz pracę z domu i po prostu oszczędzisz czas. To, co z nim zrobisz, zależy wyłącznie od Ciebie i Twojej motywacji do działania (lub spania :)).
- Dobrze, jeśli mentalnie wyjdziesz do pracy, czyli oddzielisz w jakiś (nawet symboliczny) sposób przebywanie w domu od przebywania w biurze (które mieści się w Twoim domu). Różni ludzie znajdują na to najrozmaitsze sposoby: dla mnie to przeważnie trening, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby było to wyjście na spacer z psem; ubranie się w strój, który kojarzy Ci się z pracą; zamknięcie się z kawą w pokoju, w którym pracujesz itp. O tym więcej napiszę w jednym z kolejnych wpisów.
- Jeśli do tej pory nie znajdowałeś czasu na to, żeby wykonywać małe kroki, przybliżające Cię do Twoich celów, to dodatkowa godzina czy dwie tego nie zmienią. Kiedy brakuje zapału, dobrej organizacji, albo kiedy tych celów nie ma lub nie znaczą dla Ciebie tyle, ile myślisz że znaczą, to dodatkowy czas przecieknie przez palce równie skutecznie, jak do tej pory.
Zamiast stać w korku… wolę pobiegać w takich okolicznościach przyrody 😀
- Niemal na pewno będziesz bardziej produktywny (pod warunkiem wysokiej samodyscypliny). Będąc w biurze, jesteś owieczką w stadzie. Kiedy inni idą na kawę, podążasz za nimi. Grupa idzie na lunch, bierzesz portfel i dołączasz do nich. Współpracownicy urządzili sobie ploteczki, słuchasz i sam wtrącasz swoje trzy grosze. Tak to działa i sam doświadczyłem tego setki razy. Czy wiesz, że według różnych badań efektywna praca zajmuje nam jedynie 3-5 godzin dziennie? Cała reszta przemija na spotkaniach, luźnych rozmowach, wspólnym jedzeniu, sprawdzaniu maili czy bezskutecznych próbach popchnięcia tematów do przodu w warunkach, w których jest to średnio wykonalne – bo środowisko biurowe, wbrew pozorom, absolutnie nie stanowi idealnego miejsca do skupienia się i bycia produktywnym! Nie twierdzę, że te wszystkie mało produktywne interakcje są niepotrzebne, ale patrząc z puntu widzenia czasu spędzonego na nich i efektów, które dają: często są nieoptymalne i nie do końca skuteczne. Przebywając w komfortowych dla siebie warunkach pracy (o tym, jak je stworzyć będzie w 5. części tej serii) będziesz wykonywać zadania znacznie szybciej lub zrealizujesz ich więcej. Potencjalnie więc będziesz miał jeszcze więcej czasu dla siebie (punkt pierwszy w tym zestawieniu), lub zostaniesz uznany za mistrza produktywności! Ja wybrałem tą pierwszą opcję i po spełnieniu szeregu warunków (zgoda na pracę zadaniową, nauka mądrej pracy itp), dzisiaj jestem w stanie wykonać moje obowiązki w zaledwie 4 godziny dziennie (to średnia z ostatnich kilku miesięcy). W porównaniu z sytuacją sprzed 10 lat, kiedy standardem były 2 godziny na dojazd/powrót + 8 godzin pracy za biurkiem, zoptymalizowałem swój dzień pracy o dwie trzecie (zjazd 12h -> 4h !!), jednocześnie kilkukrotnie podnosząc wynagrodzenie za wykonywaną pracę. To nie było łatwe, kosztowało dużo wysiłku (kiedyś normą dla mnie była praca powyżej zwyczajowych 8 godzin) i wymagało wystąpienia wielu sprzyjających mi splotów wydarzeń, więc jestem daleki od twierdzenia „każdy może” czy „jeśli nie umiesz, jesteś frajerem”. Ale to pokazuje potencjał tego rozwiązania: wykorzystanie chociaż małej jego części może przynieść bardzo ciekawe rezultaty! Czy to nie zachęcające, że z 10-godzinnego, standardowego dnia pracy urywasz na dzień dobry 1,5-2 godziny na transport, a kolejne godziny to potencjalny zysk w kategorii 'produktywność’? Jak dla mnie, petarda 🙂 która sprawiła, że z czasem doba przestała być za krótka.
- Możliwość pracy z niemal dowolnego miejsca. Nie ma znaczenia, czy siedzisz w swoim mieszkaniu, w kawiarni na mieście, jesteś nad morzem czy w górach, a nawet – z jakiego kraju wykonujesz pracę (choć tutaj pełnej dowolności zwykle nie ma). O ile inne czynniki Cię w tym aspekcie nie ograniczają (rodzina, praca partnera itp.), to masz niemal nieograniczone możliwości pracowania wszędzie tam, gdzie jest sensowny dostęp do internetu. A jeśli masz rodzinę, to możesz – tak jak ja – organizować sobie pół-urlopy, o ile Twoja praca jest elastyczna i jeśli dogadasz się z przełożonym. W praktyce nie jest tak różowo i sam tak naprawdę wykorzystuję tylko nikłą część możliwości wynikających z braku przywiązania do konkretnego miejsca. Większość znanych mi osób, które pracują zdalnie, również robi to z domu. To dość naturalne i zrozumiałe, w końcu chcemy być tam, gdzie czujemy się dobrze, mamy odpowiednie warunki pracy i możemy się skupić na obowiązkach. Mimo, że możliwość częstej zmiany lokalizacji w praktyce nie jest zbyt często wykorzystywania, to nie przekreślałbym jej. W 2018 roku przez tydzień pracowałem z Karpacza, gdzie wybraliśmy się całą rodziną i organizowaliśmy czas w taki sposób, żeby moje trzy blondynki czuły się jak na wakacjach, a ja na swojego rodzaju pół-koloniach ;). To nie jest idealny scenariusz, który może być dla niektórych wręcz frustrujący, ale z pewnością ma swoje zalety. O ile będzie to dodatkowy, a nie główny urlop w danym roku, to czemu nie spróbować rozwiązania, w którym przynajmniej część rodziny ma szansę porządnie odpiąć się od codzienności, a Ty – dzięki dobrej organizacji czasu – jesteś w stanie skorzystać z wielu atrakcji i być z nimi przynajmniej przez pół dnia? Myślę, że w kolejnych latach będziemy zdecydowanie bardziej korzystać z tej niezależności od lokalizacji. W pewnym stopniu zależy to jeszcze od pracy Wolnej oraz sensownego podejścia do przedszkola/szkoły dla dzieci. Pracujemy nad tymi aspektami, a o efektach tych starań i zmianach, które one umożliwiły będę informował na łamach tego bloga! Dlatego – jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, już teraz dołącz do mojego newslettera 🙂
Nasz tydzień w Karpaczu zaczynał się właśnie tak…
- Jeszcze jaśniej formułując powyższy punkt: skoro możesz pracować z dowolnego miejsca, możesz także żyć tam, gdzie chcesz! Może to oczywiste, ale warto to podkreślić, ponieważ ta koncepcja otwiera całe morze możliwości, z których – jak obserwuję – korzysta niewielu. Kiedy już wiedzieliśmy, że będę pracował zdalnie i podjęliśmy decyzję o powrocie do Gdańska, wybraliśmy jedną z bardziej oddalonych od centrum lokalizacji na kupno większego mieszkania. Jeszcze kilka lat wcześniej nawet by to nam do głowy nie przyszło: zbyt zmęczeni byliśmy korkami, w których wystaliśmy w życiu swoje i wręcz przecenialiśmy zalety mieszkania w centrum. Kiedy się okazało, że praca zdalna jest realną możliwością, postanowiliśmy zrobić krok dla naszej całej rodziny i przeprowadziliśmy się w miejsce zdecydowanie spokojniejsze, bardziej zielone, mniej zanieczyszczone… po prostu, bardziej przyjazne rodzinom. Tak robi zresztą masa ludzi, natomiast większość naszych sąsiadów łączy to z pracą biurową w centrum miasta, co przekłada się na godzinę do dwóch każdego dnia, spędzonych na dojazdach. My nieśmiało myślimy już o kolejnym kroku, zadając sobie pytanie o to, gdzie chcielibyśmy mieszkać. W momencie, kiedy potencjalnym domem może być niemal dowolne miejsce na świecie, szukanie odpowiedzi na tak zadane pytanie zaczyna być wręcz fascynujące 😀 Wystarczy zresztą wspomnieć o dynamicznie rosnącej społeczności cyfrowych nomadów, do których… kto wie, może i my kiedyś dołączymy. Podsumowując, możliwość pracy z dowolnego miejsca jest jednym z lepszych pozapłacowych benefitów dla pracowników.
- Praca zdalna to szansa dla niepełnosprawnych, młodych mam (lub bardziej ogólnie: rodziców) i osób starszych/chorych, którzy dzięki telepracy mogą kontynuować lub podjąć pracę zawodową, mimo rozmaitych ograniczeń. Napiszę o tym więcej w czwartej części tego cyklu.
- Minimalizacja kosztów związanych z pracą. O ile sprzęt firmowy zwykle dostajesz od pracodawcy, to zwykle nie zapłaci on za koszule, garnitury, buty czy inne elementy ubioru (ewentualnie dostaniesz niewielki ryczałt). A przede wszystkim, nie zwraca kosztów dojazdów do pracy (choć i tutaj zdarzają się wyjątki ;)). I jeśli w grę wchodzi tylko bilet miesięczny, to pół biedy. Ale większość z nas dojeżdża do pracy autem. I znowu: nie mam tu na myśli tylko kosztów paliwa, ani nawet serwisu. W naszym przypadku to coś o wiele większego: dzięki temu, że nie dojeżdżam na co dzień do pracy, moje samochodowe zachcianki uległy zdecydowanemu przygaszeniu. Nie użytkuję auta codziennie – ba, użytkuję je wręcz rzadko – więc nie spędzam w nim czasu regularnie i dzięki temu zdecydowanie mniejszą wagę przywiązuję do tego, czym jeżdżę (a jeżdżę kilkunastoletnim autem z mnóstwem zalet, które kosztuje mnie tyle, co nic). Czyli jestem w stanie dużo łatwiej zaakceptować brak nowszego/fajniejszego samochodu, to raz. Dwa: skoro ja pracuję zdalnie, to nawet jeśli Wolna czasami pojedzie do pracy autem, nawet jeśli trzeba gdzieś podwieźć dzieci czy coś załatwić, to – jeśli oczywiście rower nie wystarczy 😉 – to absolutnie wystarcza nam posiadanie jednego auta, zamiast dwóch. Przy 4-osobowej rodzinie mieszkającej w dużym mieście to w dzisiejszych czasach nie lada wyczyn :). Dla przeciwwagi wypada wspomnieć, że spędzanie czasu w domu również trochę kosztuje (prąd, ogrzewanie, woda itp.). Ale jestem pewien, że samo zmniejszenie kosztów posiłków (przez ograniczenie jedzenia na mieście / w biurze) z nawiązką te koszty zrekompensuje. Oczywiście, jeśli ktoś będzie regularnie pracował z kawiarni, wynajmie kawałek przestrzeni biurowej lub wybierze miejsce pracy oddalone o wiele kilometrów od domu, to pojawią się dodatkowe koszty, które mogą przewyższyć oszczędności. Słowem-kluczem jest tu więc – po raz kolejny – możliwość, opcjonalność. Możesz wybrać różne opcje – od pracy w domu, której koszt będzie blisku zeru, aż po klikania w klawisze z księżyca, które jakieś koszty na pewno wygeneruje 🙂
- Poszerzenie rynku pracy to jedna z większych zalet pracy zdalnej dla pracownika. Postaram się to udowodnić na przykładach. Jako specjalista w wąskiej działce IT, kilka lat temu postanowiłem zmienić pracę i zorientowałem się, że w Trójmieście… po prostu nie ma pracy, której szukam. Teraz to się zmieniło, ale 6 lat temu miałem do wyboru zaledwie 2-3 firmy, do których mógłbym się przenieść. Myśleliśmy więc o przeprowadzce do Warszawy, Krakowa, Wrocławia czy Poznania, mimo że w głębi serca nie chcieliśmy takiej rewolucji w naszym życiu. Po tym, jak pojawiła się oferta z relatywnie bliskiej Bydgoszczy, zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę, która była niezłą rewolucją w naszym życiu (o tym, jak wyszliśmy wtedy z naszej strefy komfortu przeczytasz tutaj). Po roku wróciliśmy z powrotem i od tego czasu pracuję zdalnie, ale chyba widzisz, że z powodu zmiany mojej pracy wykonaliśmy niezłą rewolucję w całej naszej rodzinie. To nie byłoby konieczne, gdybym był wtedy gotowy na pracę zdalną i miał z nią doświadczenie. Ba – wtedy świat stanąłby przede mną otworem, a ja mógłbym podjąć się ciekawego zajęcia bez ograniczenia, jakie stanowi aktualne miejsce zamieszkania. Mobilność i gotowość do zmiany może być dobra, ale nic tak nie otwiera możliwości, jak możliwość pracy skądkolwiek, dla kogokolwiek. Kolejny przykład to nasza Pracownia Dobrych Wnętrz, w ramach której wykonujemy również projekty online i myślę, że stopniowo będziemy się koncentrować właśnie na nich. Dzięki temu diametralnie zwiększyliśmy liczbę potencjalnych klientów, a także: stopniowo uwalniamy od lokalizacji całą naszą rodzinę. Jeśli więc jesteś freelancerem/samozatrudnionym, Twój rynek klientów również może ulec wystrzeleniu w kosmos!
- Pracodawca jeszcze wyraźniej odczuwa pozytywny aspekt większego rynku pracy. Jeśli firma się rozwija, a zespoły powiększają, to brak barier związanych z wysycającym się rynkiem pracy jest nie do przecenienia. Przeżyłem to w obecnej firmie na własnej skórze: w czasie, kiedy podejmowałem tam pracę, przeprowadzka i praca z biura była konieczna, a praca zdalna była możliwością w uzasadnionych przypadkach. Kilka miesięcy później okazało się, że na dość małym rynku w mojej specjalizacji, niewielu doświadczonych ludzi jest skłonnych do przeprowadzki do Bydgoszczy i wykonania rewolucji w swoim życiu, zwłaszcza jeśli obecnie są względnie zadowoleni z tego, co robią (ja zdecydowanie nie byłem, stąd nasza decyzja była łatwiejsza). Dopiero otwarcie się na możliwość pracy zdalnej przyniosło rezultaty i rekrutacja znowu ruszyła z kopyta. Na dzień dzisiejszy w Bydgoszczy mamy chyba największy w Polsce zespół z obszaru naszej specjalizacji i jestem absolutnie przekonany, że nie byłoby to możliwe, gdyby nie praca zdalna. A co za tym idzie, nie moglibyśmy wykorzystywać wielu okazji do zyskania nowych klientów czy wykonania projektów dla naszych dotychczasowych partnerów biznesowych. Czy to nie najlepsza rekomendacja dla jakiegokolwiek pracodawcy? A co, jeśli dodam, że są z tym związane kolejne zalety? Przyjmijmy, że obracamy się w realiach Warszawskich i chcemy zatrudnić wysokiej klasy specjalistę IT. Kilkanaście tysięcy miesięcznie to wręcz pewny koszt, który musimy ponieść… ale zaraz, przecież naszym rynkiem pracy jest Polska (a potencjalnie: świat!). Czemu więc nie otworzyć się na ludzi z mniejszych miast i z innych regionów Polski i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: zdobyć wartościowego pracownika, a jednocześnie zostawić sobie w kieszeni kilka tysięcy złotych miesięcznie, mimo zaoferowania pracownikowi bardzo korzystnej (jak na warunki w jego regionie) oferty finansowej? Typowy win-win, nieprawdaż?
- Praca zdalna obniża poziom rotacji pracowników w firmie (z angielska: attrition rate). To działa zwłaszcza w branżach typu IT, gdzie wynagrodzenia są na tyle wysokie, że tysiąc czy dwa w jedną lub drugą stronę nie jest wystarczającym wabikiem do zmiany pracodawcy. Jeśli człowiek może utrzymać rodzinę na satysfakcjonującym poziomie (dla każdego co innego, prawda?…), to kolejny wzrost płacy staje się zdecydowanie mniejszym motywatorem, niż był wcześniej (przytoczyć badania?). Ja sam osiągnąłem ten punkt jakiś czas temu i dzisiaj wzrost pensji byłby co najwyżej trzeciorzędną motywacją do jakichkolwiek zmian. W takich okolicznościach, bardziej istotne są pozostałe benefity i możliwości: przede wszystkim praca zdalna (a jednocześnie zadaniowa), która pozwala mi doskonale zrównoważyć życie prywatne i zawodowe. Dlatego żaden telefon od rekrutera, oferującego wyłącznie większe zarobki nie zrobi na mnie wrażenia. Powiem więcej: na dzień dzisiejszy automatycznie odrzuciłbym jakiekolwiek oferty, gdzie praca zdalna nie byłaby możliwa przynajmniej w wymiarze 3 dni w tygodniu. Ten luksus przyzwyczaja do dobrego, dlatego jeśli chcesz być konkurencyjnym pracodawcą na rynku, gdzie to pracownik dyktuje reguły – naprawdę będzie lepiej, jeśli pozwolisz ludziom na więcej swobody, chociażby te 2-3 dni w tygodniu.
- Coś, czego klienci często wymagają od dużych organizacji to wsparcie dla użytkowników w różnych strefach czasowych, a także: władających różnymi językami. Do teraz pamiętam moją pierwszą pracę w zawodzie i te obłędne godziny pracy (8-20 lub 20-8), po których nie do końca wiedziałem, jak się nazywam. Nie mówiąc o tym, że wracając autem po takiej nocce bez zmrużenia oka byłem naprawdę sporym zagrożeniem na drodze… czy zatem nie lepiej otworzyć się na pracę zdalną i zatrudnić ludzi żyjących w innych strefach czasowych, a także: władających innymi językami? W końcu – jak wspomniałem wyżej – rynkiem pracy jest cały świat!
- Redukcja stresu to niemal pewny efekt uboczny, jaki odczujesz. Jeśli masz ważną rozmowę czy umówionego klienta, obawa przed spóźnieniem może powodować niepotrzebny stres. Nieoczekiwany korek zwiększa Twój niepokój; tak samo potencjalny brak miejsca do zaparkowania czy prowadzenie auta podczas deszczu/śniegu i przed/po zachodzie słońca. To wszystko warunki, w których jesteśmy narażeni na większy lub mniejszy stres, nawet jeśli jest on podświadomy i nie myślimy o nim. A skoro tak, to po dotarciu do biura bardziej skłonni jesteśmy iść na kawę czy włączyć na dzień dobry fejsa lub innego rozpraszacza, żeby pozbyć się tego dyskomfortu.
- Ogólna poprawa zdrowia. To może wyglądać na dość naciągany argument, ale daj mi szansę. Z czasem zapomniałem, co to są korki i codzienny pośpiech. Zwolniłem tempo, a kiedy (z powodów innych, niż praca) muszę się gdzieś spieszyć lub odstać swoje w sznurze samochodów, zawsze czuję wdzięczność, że to nie jest moja codzienność. Z mojego doświadczenia wynika też, że będąc w domu mam zdecydowanie większą swobodę odnośnie spożywanych posiłków, dlatego zwykle przygotowuję je na świeżo i spożywam wtedy, kiedy mam na to ochotę. Mam więc szansę na regularne i zdrowsze posiłki, których wpływ na zdrowie jest tak samo oczywisty, jak niedoceniany. Po drugie, będąc w domu łatwiej i naturalniej zmieniam pozycję, chwilę się poruszam czy nawet porozciągam. Nie jestem skrępowany obecnością innych pracowników, nikt mnie nie obserwuje, zachowuję się więc bardziej naturalnie. Nie mówiąc o smogu, który stał się realnym problemem podczas podróży do/z pracy. Wreszcie, chyba nikt nie wątpi w pozytywny wpływ na zdrowie wspomnianego wcześniej obniżenia poziomu stresu.
Nie oszukujmy się… mimo, że warto, w biurze tego po prostu nie zrobisz 🙂
- A skoro już wspomniałem o zdrowiu, to siłą rzeczy praca zdalna (zwłaszcza ta wykonywana z domu) minimalizuje ryzyko wypadków w trakcie dojazdu do/z pracy. Tak, wiem – nie popadajmy w skrajności, w końcu najbezpieczniej jest siedzieć w domu cały czas, a mimo to codziennie z niego wychodzimy bez kalkulowania prawdopodobieństwa swojej śmierci 🙂 Ale fakt jest faktem: skoro pracujesz z domu, to automatycznie ryzyko wypadków spada. I mówi to ktoś, kto opuścił kilka tygodni pracy w swoim życiu w wyniku wypadku w drodze do pracy ;).
- Jeśli masz małe dzieci, to z pewnością wiesz, że one potrzebują więcej snu, niż Ty sam. Moje 3 i 5 latki śpią miej więcej 10-12 godzin dziennie, co jest absolutnie normalne w tym wieku. Dzięki temu, że pracujemy zdalnie, możemy pozwolić im pospać nieco dłużej, niż gdybyśmy wszyscy szykowali się na rano do pracy i wychodzili z domu o 7ej rano, zahaczając jeszcze o przedszkole. Czasami widzę takie dzieci idące w trybie zombie, jeszcze nie za bardzo rozumiejące, co się w ogóle dzieje 🙂 Chociaż to obecnie rzadkość, bo dzieci są zwyczajowo wożone pod drzwi przedszkola/szkoły, jak przystało na małe księżniczki oraz książęta… ale to zupełnie inny temat, w który nie chciałbym dzisiaj wchodzić. Zamiast tego wspomnę tylko, że w naszym przypadku mija co najmniej godzina (a zwykle 1,5) od pobudki dzieci do naszego wyjścia do przedszkola. To czas, w którym można się obudzić, ogarnąć, coś zjeść i spędzić ze sobą niespiesznie kilka chwil, zamiast zrywać się z łóżka i gnać czym prędzej w różne miejsca.
- skoro już jesteśmy przy dzieciach, to wszyscy wiemy, co oznaczają choroby naszych maluchów. Od kiedy Wolna wróciła do pracy zawodowej, mimo zatrudnienia się na pół etatu i tak jest sporo sytuacji, w których przebywa na zwolnieniu lekarskim, ze względu na chorobę dziecka. To bardzo częste i zrozumiałe rozwiązanie, a jednocześnie – mało optymalne. Owszem, czasami potrzebna jest niemal ciągła opieka nad maluchem, ale jeśli mamy nieco starsze dziecko, które po prostu jest przeziębione, to może warto się zastanowić, czy rzeczywiście potrzebujesz tego zwolnienia? Jeśli pracujesz zdalnie, to czasami wystarczy jeden telefon do przełożonego, w czasie którego wyjaśnisz sytuację i oboje podejmiecie decyzję: czy wziąć kilka dni zwolnienia, czy może wspólnie ustalicie, że przez ten czas pracujesz na pół gwizdka, ewentualnie nadrabiasz zaległości wieczorem, a zespół nie oczekuje Twojej szybkiej reakcji ani działania. Czasami taka rwana praca na odległość pozwoli wykonać zdecydowaną większość obowiązków, czyli kolejny win-win w układzie pracownik <-> pracodawca.
Dla nieświadomych: to zdjęcie poglądowe. Praca z chorym dzieckiem zdecydowanie tak nie wygląda 😉
- Kolejną zaletą dla pracodawców jest potencjalnie mniejsza liczba wniosków urlopowych w czasie wakacji szkolnych czy ferii. Rodziny z dziećmi raczej zostaną przy swoich przyzwyczajeniach, ale single będą bardziej skłonni brać urlop przed/po sezonie (zwłaszcza, jeśli potrafią kalkulować), jeśli w ciągu wakacji i tak będą mogli pracować spoza biura. Ta grupa pracowników będzie mogła cieszyć się tańszym wypoczynkiem w mniej zatłoczonych miejscach, a pracodawca łatwiej zapewni ciągłość realizacji projektów i zamówień.
- Nie oszukujmy się – czasami wyszukujemy sobie wymówek, również do tego, żeby nie pracować… w końcu jesteśmy tylko ludźmi, a nie niestrudzonymi maszynami. Zwolnienie lekarskie na „lenia” albo na „katarek dziecka” to realne scenariusze, z których część z pracowników od czasu do czasu korzysta. W zależności od charakteru ich pracy zależy, czy firma poniesie z tego tytułu jakieś straty. Jeśli tak, tym lepsze efekty będzie miało wprowadzenie chociażby częściowej pracy zdalnej. Ludzie są wtedy mniej skłonni symulować, jeśli zamiast tego mogą przekazać szefowi informację o gorszej dyspozycji danego dnia i popracować na pół gwizdka, albo mieć przedpołudnie dla siebie, a nadgonić wieczorem. Zadowolony pracownik jest bardziej zmotywowany i… elastyczny
- Bo skoro ma przy sobie narzędzia swojej pracy, to – przynajmniej teoretycznie – może podjąć pracę również w czasie, który wykracza poza ustalone godziny. Ta elastyczność pracownika jest bardzo przydatna w razie awarii czy sytuacji wyjątkowych. Dzięki niej, wzrasta też elastyczność całej firmy, co jest bardzo dużym atutem, zwłaszcza w przypadku dużych organizacji, które nieco skostniały od całej masy procesów, procedur i reguł. Z drugiej strony, pozostawanie na wiecznej smyczy to wyzwanie, o którym wspomnę w kolejnym wpisie i podpowiem, w jaki sposób można temu zaradzić.
- Mimo, że kontakty ze współpracownikami są ograniczone, to te z rodziną mogą przeżyć prawdziwy rozkwit! Nieustannie obserwuję sąsiadów, wsiadających w auta skoro świt i parkujących je pod wieczór. Nieobecność w domu nawet 10 godzin dziennie oznacza, że czas dla rodziny (i siebie samego!) jest bardzo ograniczony. Nie widzisz dorastających dzieci, zwłaszcza kiedy są małe i potrzebują więcej snu – przecież powrót do domu o godzinie 18-19ej oznacza, że zostaje tylko godzina-dwie na wspólne życie. To zaledwie kilka-kilkanaście procent każdej doby… czy to naprawdę optymalne i zdrowe dla życia rodzinnego? Osobiście bardzo doceniam to, że widzę dzieciaki z rana, nawet jeśli to tylko pół godziny-godzina. Że już od ich powrotu z przedszkola jesteśmy razem i mamy 4-5 godzin, z których część spędzamy razem. To chwile, które przemijają i nigdy już nie wrócą. Jeśli dla Ciebie również większą wartość odgrywa czas z rodziną, a nie ten spędzony w biurowej kuchni z dość przypadkowymi ludźmi, to praca zdalna może w tym pomóc!
- Ograniczenie czasu spędzonego bezproduktywnie na wszelkiego rodzaju spotkaniach. To zmora korporacji – w zależności od projektu, siedzę na słuchawkach od godziny do pięciu dziennie. Ale słuchawki nie są koniecznością, kiedy przebywam sam w pomieszczeniu, a nie w zatłoczonym open spejsie, prawda? Jeśli na dodatek nie oczekuje się ode mnie aktywnego uczestnictwa w rozmowie (a tak przecież często jest i z góry można to przewidzieć), to co stoi na przeszkodzie, żeby przekierować dźwięk na głośniki i zająć się gotowaniem, treningiem czy czymkolwiek innym, równolegle do prowadzonej rozmowy? Sam odbyłem niejeden trening na trenażerze i przygotowałem całą masę powideł czy kiszonej kapusty podczas nudnych telekonferencji 🙂 Pracując zdalnie, łatwiej mi nawet całkowicie pominąć te spotkania, na których tak naprawdę nie muszę być, a na które – niczym owieczka – podążyłbym wraz z innymi, gdybym siedział w biurze.
Powyższy wpis jest najdłuższym w całej „zdalnej” serii, którą tworzę. Niech to będzie argumentem potwierdzającym, że praca zdalna ma całe mnóstwo zalet, które są w stanie zrobić wiele dobrego, zarówno dla pracownika, jak i pracodawcy. To się jednak nie dzieje automatycznie. Potrzebna jest świadomość tych możliwości, ich rozsądne wykorzystanie, a przede wszystkim: wdrożenie systemu pracy zdalnej z głową. Robiąc to na hurra, wykorzystasz jedynie część tego potencjału, a efekty będą dość losowe. Warto więc skorzystać z usług tych, którzy znają się na rzeczy, do czego gorąco namawiam!
## W związku z dodatkowymi zaletami pracy zdalnej, zaproponowanymi przez Was w komentarzach, dodaję kolejne punkty! Tym razem kolejność przypadkowa:
- Zmiana mentalna, która dokonała się we mnie w ostatnich latach. To coś, co ciężko zdefiniować, a bez czego większośi z opisanych powyżej punktów nawet bym nie dostrzegł. Dopiero pracując zdalnie i odcinając się od wszystkiego, co związane ze środowiskiem biurowym, byłem w stanie dostrzec i wykorzystać ten ogrom możliwości. Cytując autora komentarza: „Ciężko się zorientować, że jest się w kołowrotku jeśli jesteś w środku. Praca zdalna pozwala z niego wyjść. Spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy, zobaczyć, że są inne możliwości, że można żyć w inne sposób niż wszyscy dookoła.”
- Bardzo trafne spostrzeżenie dotyczyło również przedszkola. Otóż dzięki pracy zdalnej nie opuściłem ani jednego przedstawienia organizowanego przez maluchy. Jaki odsetek rodziców może się czymś takim pochwalić? Głupio się przyznać, ale nawet raz odwróciliśmy role i to my – rodzice – przygotowaliśmy przedstawienie dla dzieci 😉
- Kurierzy, który działają zgondnie z sobie tylko znanym algorytmem 🙂 Pojawiają się w najróżniejszych porach, często bez ostrzeżenia, lub z 5-minutowym uprzedzeniem. Dzięki pracy z domu raczej nie mamy z tym problemów, a kilkoro sąsiadów – wiedząc, że zwykle ktoś u nas jest – przekierowuje takich niespodziewanych kurierów do nas 🙂
Poniżej linki do poszczególnych wpisów w aktualnym cyklu:
Praca zdalna, część 1. Z czym to się je?
Praca zdalna, część 2. Zalety. – właście czytasz
Praca zdalna, część 3. Wady i wyzwania.
Praca zdalna, część 4. Dla kogo tak, dla kogo nie.
W sumie to brakuje chyba dla mnie najważniejszego z tego wszystkiego…. Zmiany mentalnej.
Ciężko się zorientować, że jest się w kołowrotku jeśli jesteś w środku. Praca zdalna pozwala z niego wyjść. Spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy, zobaczyć, że są inne możliwości, że można żyć w inne sposób niż wszyscy dookoła. Jak dla mnie to powinno być na pierwszym miejscu ponieważ to zmiana w głowie pozwala dostrzec te wszystkie możliwości które wypisałeś.
Z jednej strony się zgadzam i również widzę ogromną moc zmiany mentalnej. Z drugiej, chodziło mi o konkrety, rzeczy namacalnie/mierzalne. Używanie… górnolotnych argumentów mogłoby zostać uznane za zbytnie koloryzowanie sytuacji.
Przyłączę się do opinii Callipso. Pomijam, na którym miejscu aspekt mentalny miałby się znaleźć, jednak jest on bardzo ważny. Gdy codziennie przebywasz w otoczeniu tych samych osób, które nie muszą mieć takich aspiracji jak Ty, sam musisz mieć bardzo silną motywację wewnętrznej zmiany, żeby podążać w innym niż one kierunku. Żeby nie wydawać całej pensji na konsumpcję, żeby nie zachwycać się dodatkowym limitem na kartach kredytowych, żeby zacząć myśleć o czymś innym niż zostanie etatowym pracownikiem miesiąca :). One (a jest ich wiele w miejscu pracy) będą Twoim podświadomym hamulcem wyrwania się z tego błędnego koła. Piszę to z własnych obserwacji i doświadczeń bycia nadal wewnątrz. Jest to faktycznie niejako obok konkretów, które chciałeś wskazać, ale wg mnie to również bardzo ważny aspekt.
No dobra, jeszcze jeden komentarz potwierdzający, że zmiana mentalna to twardy argument, który powinien się znaleźć w zestawieniu i dopisuję 😉
Rozumiem, że ta „zmiana mentalna” to takie niemierzalne i górnolotne. Tylko jak cofniesz się w pamięci do momentu zanim spróbowałeś pracy zdalnej a potem swoich pierwszych dni w pracy zdalnej to czy za każdym razem napisałbyś taką samą listę możliwości jaką widzisz dzisiaj? Moim zdaniem nie.
Mi chodziło o to, że zmiana mentalna dopiero wyzwala możliwości pracy zdalnej a nie sama możliwość pracy zdalnej.
Równie dobrze widzę sytuację gdzie osoba pracuje zdalnie gdzie nie ma u niej zmiany mentalnej i po prostu wykonuje pracę z domu. Z jej perspektywy możliwości mogą ograniczać się tylko do transportu bo nic innego nie dostrzega.
Hmmm, u mnie to był zdecydowanie proces. Wydaje mi się, że jeśli ma się otwarty umysł i kwestionuje się poszczególne elementy otaczającej nas rzeczywistości, dojdzie się do fajnego miejsca niezależnie od tego, czy pracujemy zdalnie, czy siedzimy w biurze. Ale dobrze, przekonałeś mnie, dopisuję ten punkt do listy.
Fajny wpis Maciek z podanych przez Ciebie korzyści najważniejsze obecnie byłyby:
+ oszczędność czasu na dojazdy do miejsca pracy;
+ zmniejszenie kosztów oraz ryzyk związanych z codziennym, prawie 3h prowadzeniem samochodu;
+ zwiększenie ilości czasu poświęcanego rodzinie.
3h dziennie w aucie? Auć… 🙁
No auć ale zostało mi tylko 655 dni do wolności finansowej, w tym tylko 433 robocze mam nadzieję że jakoś dojadę.
Dasz radę! 💪
Ja to ja ale czy moja luxtorpeda nie rozjedzie się w międzyczasie oto jest pytanie. Nie bo wymieniam za rok nie ma za bardzo wyboru.
A że tak spytam – w jakim wieku odchodzisz na wcześniejszą emeryturę? Bo rozumiem, że za niecałe 2 lata kończysz na dobre pracę zawodową?
Dobre pytanie, miałem tydzień temu urodziny, można powiedzieć że 48. Hmmm stary u…j jestem czyli będę miał 50 dokładnie. Bosze jak to brzmi , jeszcze sie nie przyzwyczaiłem.
Gaweł gratuluję 😀. Chętnie bym poznał więcej szczegołów, tzn.jakie masz plany na wcześniejszą emeryturę, od kiedy realizujesz plan, jeżeli to możliwe również jaka kwota oznacza dla ciebie wolność itd.
Nie pytam przez wścibskość, ale dlatego, źe jestem na takiej samej drodze, ale kilka lat za tobą. Nawet taki licznik równieź u mnie odlicza dni 😆
Moze Wolny zamieści wpisy w kategorii Wpisy gościnne.
Pozdrawiam,
Był nawet taki pomysł. Myślałem o przedstawianiu sylwetek czytelników bloga, ich sytuacji, priorytetów, podejścia do życia. Myślę, że skoro wywołałeś Gawła do tablicy, to byłaby niezła okazja do odświeżenia tematu 🙂
Z chęcią odpowiem, jednak wolałbym za pośrednictwem majla.
Dla mnie cenne są również momenty kiedy mogę przerwać na moment pracę I np. pójść do do przedszkola dziecka na jaselka (tu pozdrawia Panie, które organizują przedstawienia o 10.30 ;)). I jeszcze jedna rzecz-drobnostka – prawie 100% zakupów niespożywczych robię w sieci. Praca zdalna pozwala mi odbierać paczki
O jaaaaaaa… że ja o tych aspektach zapomniałem 🙁 Toż to jedne z ważniejszych rzeczy! Chyba nie przegapiłem żadnego przedstawienia w przedszkolu i nie znam drugiego ojca, który mógłby się pochwalić tym samym. A kurierów u nas też dostatek 🙂 dziękuję i zaraz uzupełniam!
Z tym przedszkolem to 100% prawda, zupełnie o tym nie pomyślałem bo to dla mnie było normalne. Jest nas dwóch w takim razie. To idąc tym kierunkiem odprowadzanie,odbieranie dzieci na luzie do i z szkoły gdy obok wszyscy tylko : szybko, szybko bo się spóźnię do pracy… Wymieniasz wyczilowane spojrzenia z niepracującymi mamusiami i wracając mijasz sąsiadów wychodzących do pracy…
Kiedy odbierasz dziecko ze szkoły (świetlicy) a ono nie chce wracać tak wcześnie ( bo się bawi z dziećmi) i mówisz spoko i wracasz po nie później (u mnie koło 15:30). W dalszym ciągu przed rodzicami pracującymi na „normalnie”.
To tak na koniec. Na luzaku robisz obiady i jecie całą rodziną o 16:00 kiedy za oknem ludzie stoją w korku….
Robisz zakupy na cały tydzień bez kolejek w marketach bo o tej porze w tygodniu w sklepie jesteś tylko ty i emeryci …
A wstępy wszędzie są tańsze w tygodniu do południa…
Dobra kończę bo jeszcze mógłbym pisać.
Dokładnie, wygoda czekania na kuriera… Oraz możliwość wyjścia na wizytę do lekarza. Niestety dość często muszę się stawiać na wizyty kontrolne i niby mam prywatne ubezpieczenie, ale i tak odczuwam ewidentny niedobór lekarzy… Ciężko umówić wizytę w jakichś sensownych godzinach (z punktu widzenia pracy 8-16).
Ja też zwykle mam lekarzy w godzinach pracy – mimo prywatnego pakietu od pracodawcy, żeby umówić się po południu, trzeba znacznie dłużej czekać
To poza tymi benefitami, które Ty wymieniłeś 🙂
Podpisuje się obiema rękoma i nogami pod tymi argumentami. Dla mnie, oprócz niemarnowania czasu na dojazdy i small talki w biurze oraz lepszego work-life balance, największymi profitami pracy zdalnej są: produktywność (mam pracę twórczą i open spejs to była katorga) i myślę, że to jest mega argument dla pracodawców oraz szeroko pojęta wolność, czy to terytorialna, czy mentalna. Nie wyobrażam sobie już dzisiaj inaczej pracować. Przekonuję się o tym za każdym razem, kiedy coś skusi mnie, żeby pojechać do biura. Zwłaszcza jak mam sporo pracy do wykonania.
Wiem, co masz na myśli – ten tydzień jestem u klienta w Niemczech… na szczęście, organizuję sobie czas tak, że mimo open space’a robię swoje przez parę godzin 😉 Ale zdecydowanie tęsknię do domu. Chociaż… czasami warto się oderwać. Chociażby po to, żeby docenić to, co mam na co dzień.
Zgadzam się. Dlatego czasami wybieram się do biura, chociażby po to, żeby trochę się pointegrować z ludźmi, dowiedzieć się co słychać. Staram się jednak robić to w te dni, kiedy nie mam nic dużego do roboty. Co ciekawe, najwięcej mitów jakie usłyszałam przeciw pracy zdalnej w mojej firmie, to oprócz tych standardowych, że jak się nie ma pracownika na oku to nie pracuje :), że się pracownik nie integruje z resztą zespołu.
Przypomniałam sobie o jeszcze 2 benefitach:
1. Cisza, kiedyś pracowałam na open space I bardzo ciężko mi był skupić się na pracy koncepcyjnej
2. Ograniczenie zwolnień lekarskich, ale moich. Teraz gdy jestem przeziębiona mogę zdrzemnąć sie w czasie dnia a nadrobić zaleglości wieczorem
Zgoda. O tym jednak pisałem, może nieco naokoło, ale tych zalet jest tyle, że chwilami myślałem, że nigdy nie skończę tego wpisu 😉
To ja może zadam pytanie – przymierzam się powoli do pracy zdalnej bo za jakiś czas po przeprowadzce będę miał do miejsca pracy jakieś 40-60km więc będę jeździł pewnie max raz w tygodniu. Kiedy już będe pracował zdalnie chciałbym korzystać z tego bezproblemowo, tzn. idę do kawiarni, siadam i robię, jadę na ogródek siadam i robię, jadę w góry/nad morze siadam i robię ale.. tu pojawia się ogólny problem – dostęp do internetu, wiadomo że większość miejsc ma dostęp do niego, jednak obawiam się tego że część miejsc będzie niemożliwa do pracy właśnie z powodu braku zasięgu, słabego zasięgu itp. Jak sobie z tym radzicie?
O sprzęcie będę jeszcze pisał, natomiast u mnie podstawa do dynamicznej telepracy z częstym przemieszczaniem się to MAŁY i lekki laptop (12-13″, 1-1,5kg) z niezłą baterią, plus osobny modem na USB. W modemie mam kartę na abonament. Płacę 9,99zł/m-ąc i mam za to 10 GB do wykorzystania. Przy specyfice mojej pracy to wystarcza na tydzień-półtora (~ 1 GB / dzień pracy) pracy bez innego dostępu do Internetu. Oczywiście, jeśli gdzieś wyjeżdżam na kilka dni to sprawdzam, czy w danym miejscu jest wifi, ale bezpiecznie czuję się dopiero, kiedy mapy operatorów wyraźnie pokazują, że jest zasięg LTE, najlepiej wewnątrz budynków.
@ Łukasz – ja początkowo też miałam wyobrażenie o pracy zdalne, że będę ja wykonywać z kawiarni, z ławki w parku, opalając się na działce…. u mnie rzeczywistość okazała sie trudniejsza. Porządne krzesło + odpowiedniej wyskości biurko ratują mój kręgosłup 😛 na zewnątrz słońce mocno odbija się na ekranie i praktycznie uniemozliwia pracę. A w kawiarni nie czuję się komfortowo gdy z okupuję stolik 5-7 godzin…..
@ Łukasz co do dostępu do Interntu – tutaj używam swojego telefonu jako modemu, internet jest lepszy niż z publiczne Wi-Fi. W awaryjnych sytuacjach da się popracować.
Dla mnie największą zaletą pracy zdalnej jest brak stałego kontaktu z tymi samymi ludźmi. Jestem typem człowieka, który traci przy bliższym poznaniu. Z czasemz gdy zaufam nowym kolegom, wychodzi moja dezaprobata dla konsumpcjonizmu, pracy na etacie i ogólnie konformizmu. Równolegle zaczynam ich bardziej poznawać i przekonuję się, że ci ludzie zwyczajnie nie są warci, aby dzielić się z nimi poglądami i swoim życiem. Skutek jest taki, że się zamykam i zwyczajnie męczy mnie towarzystwo osób, które np nie rozumieją mojej niechęci do wydawania pieniędzy.
Obecnie pracuję dla jednej firmy 6 miesięcy i sama praca jest super… gdybym tylko nie musiał oglądać tych ludzi, których dewizą jest, że mogę mieć poglądy jakie chcę, pod warunkiem, że będą takie jak ich…
Dam sobie jeszcze trochę czasu na zdobycie zaufania i będę próbował z szefem ustalić korzystniejsze warunki pracy, bo lepszego miejsca i tak nie znajdę, a w nowym ludzie będą tacy sami.
Nie ma to jak poczucie wyższości.
To się rozpisałeś! 😉
Ale potwierdzam i mogę się podpisać niemal pod każdym zdaniem.
Pracuję zdalnie od 5 lat przynajmniej 3 razy w tygodniu, a w wyjątkowych sytuacjach nawet 5. Dzięki temu w obu ciążach pracowałam do 9 miesiąca i byłam bardzo zadowolona z tej możliwości.
Dla mnie największą zaletą jest brak dojazdów i możliwość odprowadzenia chłopaków do placówek bez pośpiechu. Jestem też znacznie bardziej efektywna w domu, nie ma obiadków, kawek i „ploteczek” :P.
Lubię pracę zdalną za to, że:
– zaczynam o 9.00 i zamiast jechać do biura mam czas, żeby pobiegać, wziąć prysznic, zjeść śniadanie i usiąść do kompa,
– oszczędzam pieniądze, które wydaję na przekąski i bilety,
– moja ukochana wraca z pracy po 15.00 i możemy wspólnie jadać obiady.
To w sumie proste rzeczy, ale pozwalają czuć się szczęśliwym. 🙂 Zauważyłem też, że kiedy pracuję w biurze i zbliża się moment wyjścia, to sam zaczynam się negatywnie nakręcać na powrót do domu – że będą korki, że znowu będzie się na mnie pchał jakiś żul. 🙂 Niestety nie zawsze mogę jechać do biura rowerem.