Migawki #3: podróże (prawie) za darmo.

Skoro już rozpocząłem cykl o pracy zdalnej, chciałbym rozszerzyć go o pewną ciekawą koncepcję, którą ostatnio z Wolną analizujemy.

Jednym z naszych aktualnych celów jest uniezależnienie się od lokalizacji. Ja osiągnąłem ten etap przechodząc w niemal 100% na pracę zdalną, a teraz pracujemy nad Wolną i już niedługo również w Jej przypadku będzie można mówić chociaż o częściowej niezależności od konkretnego miejsca. Już teraz niemal połowa projektów wykonywanych w ramach naszej Pracowni Dobrych Wnętrz jest wykonywana zdalnie! Zostają dzieci i ich przedszkole, co też nie jest jakąś przeszkodą nie do przejścia. Wynika z tego, że już od tego lata nasza rodzina będzie tak mobilna, jak nigdy wcześniej. Pytanie za 10 punktów brzmi: co z tym zrobimy i jak to wykorzystamy?

Otóż w naszej głowie rodzi się koncepcja podróżowania (wpisana w kilku miejscach w celach na 2019, co by nie umknęła w natłoku pracy). A to, jak wszyscy wiemy – kosztuje. Zwłaszcza, jeśli mówimy o 4-osobowej rodzinie, przynajmniej kilku wyjazdach w roku, zimowaniu w cieplejszym klimacie i regularnych wyjazdach wakacyjnych. I to nie takich, gdzie przez kilka dni jeździ się na złamanie karku i zwiedza po łebkach co popadnie, bo czas goni, bo zaraz trzeba wracać. Raczej takich, gdzie jest czas na aklimatyzację i chociaż 2-3 tygodnie na to, żeby zwiedzić okolicę, poczuć klimat miejsca i móc coś sensownego o nim powiedzieć po powrocie. Tylko… jak to zrobić?

Uniezależnienie się od lokalizacji to punkt numer jeden naszego niecnego planu. Punkt numer dwa to przyjęcie założenia, że wyjazd wcale nie musi równać się urlopowi, lub bardziej ogólnie: przerwie od pracy. Lubimy naszą codzienność, lubimy pracować i żyć w zrównoważony, satysfakcjonujący nas sposób – nie chcemy całymi miesiącami cisnąć na 120% w pracy, której nie lubimy tylko po to, żeby później wypoczywać na maxa, leżąc plackiem i jedząc/pijąc do oporu (taka niewinna aluzja do urlopów all-inclusive ;)). Inaczej mówiąc: w wielu wypadkach wystarczy zmiana lokalizacji, bez eliminacji (ewentualnie z małą redukcją) pracy zawodowej w tym okresie.

A jako przerywnik… serdeczne dzięki za niezwykle ciepłe przyjęcie nowej serii na blogu! 

Wiemy już, że chcemy prowadzić podobne do codzienności życie, tyle że czasami z zupełnie innego miejsca niż to, w którym żyjemy. Dochodzimy do punktu numer trzy: miejsca, w którym moglibyśmy żyć w czasie tych wojaży. I tu zaczynają się schody, zwłaszcza jeśli myślimy o wysokim sezonie, kiedy nasze dzieci będą miały wolne nie tylko w okresie przedszkolnym, ale również przez kolejne naście lat nauki w szkole. Słowo, które ciśnie mi się na usta, to… drogo! Przyjmując 10 tygodni w ciągu roku spędzonych na podróżach bliższych i dalszych, koszt przy 4 osobach to co najmniej… 20-30 tysięcy złotych. Potencjalnie: znaaaacznie więcej.

Owszem, możemy zdefiniować, zaplanować i zrealizować cel pod tytułem „zarobić dodatkowe 30 tysięcy złotych rocznie na podróże”. Możemy też niewiele definiować, a zamiast tego ograniczyć inwestycje i po prostu jeszcze bardziej rozdmuchać konsumpcję. Ale szukamy sensownych alternatyw, ponieważ… szczerze mówiąc, płacenie za 10 tygodni wynajmowania domu/mieszkania każdego roku ze świadomością, że nasze – atrakcyjne dla wielu – mieszkanie w Gdańsku stoi puste, każe nam się dwa razy nad tym zastanowić.

Mój umysł zaprowadził mnie w tych rozmyślaniach w ciekawe miejsce. Stworzyłem sobie w głowie wizję pewnej społeczności: ludzi pracujących zdalnie, wyjeżdżających co roku na kilka tygodni na wczasy, czy po prostu – mających jakąś fajną miejscówkę w ciekawej okolicy. Osób, które łączy jedno: posiadają nieruchomość, w której nie przebywają co najmniej przez pewną część roku. Czemu muszą oni ponosić dodatkowe koszty wynajęcia czegoś w miejscu, do którego wybierają się na kilka tygodni, skoro mogą je zamortyzować tym, co mają: potencjałem swojego stałego miejsca zamieszkania, które w tym samym czasie może być atrakcyjnym miejscem dla kogoś innego?

Najbardziej oczywiste rozwiązanie tego problemu: wynająć na krótki termin swoje mieszkanie, kiedy stoi puste podczas wojaży. Dodatkowe przychody mocno obniżą cenę wyjazdu, więc czemu nie? Bo pojawiają się dodatkowe pytania. Na przykład o to, komu wynająć nasze mieszkanie… anonimowym gościom, czyli każdemu, kto ma wystarczająco dużo pieniędzy, żeby nam zapłacić? W przypadku typowego mieszkania na wynajem – czemu nie… ale tutaj przecież chodzi o nasze domowe gniazdko. O nasze prywatne pokoje, sypialnię, pokoje dzieci, nasze rzeczy osobiste… no nie, jednak nie czułbym się komfortowo, dopóki nie wyniósłbym (nie wiem zresztą gdzie…) wszystkiego, co należy do nas. Robić to każdorazowo, kiedy ktoś zdecyduje się spędzić kilka dni u nas… stresować się, w jakim stanie zastaniemy nieruchomość po powrocie… czy najemcy nie uprzykrzą skutecznie życia sąsiadom… czy i jak to wszystko później rozliczyć z Urzędem Skarbowym, jakie prowizje odprowadzić do portali, za pomocą których ktoś wynajął nasze mieszkanie… i tak dalej. To chyba jednak nie najlepszy pomysł…

Mimo, że znamy przypadki, kiedy prywatne osoby wynajmują na doby mieszkania, w których żyją (na przykład: przeprowadzając się na ten czas do rodziców), w naszej ocenie ta gra nie jest warta świeczki. Czy zatem wszystko stracone i wracamy do wypruwania sobie żył po dodatkowe dziesiątki tysięcy złotych? Niekoniecznie…

Załóżmy na chwilę, że wcześniej wspomniana społeczność rzeczywiście istnieje. Że są ludzie wyznający podobne wartości, otwarci na drugiego człowieka, znający się przynajmniej z wirtualnych, merytorycznych dyskusji i szanujący się nawzajem. Grupa ludzi otwartych na możliwości, nie nastawionych jakoś szczególnie na konkretną lokalizację, w miarę elastycznych odnośnie terminów oraz na tyle wyluzowanych, żeby potrafili spać spokojnie ze świadomością, że w ich domu przebywają niemal obce osoby. Zaskoczyłeś już, o kim mówię? O nas, regularnych czytelnikach (i twórcy ;)) tego bloga 😀

Co konkretnie mam na myśli? Home exchange, home swap, wymiana domów… nazwa jest rzeczą drugorzędną, kluczem jest koncepcja. Polegająca na założeniu, że mała część z opisanej powyżej społeczności byłaby gotowa zamienić się domami czy mieszkaniami na pewien okres czasu. Jeśli dobrze to przemyśleć, nasze mieszkanie może być bardzo atrakcyjne dla wielu osób (Gdańsk, kilka kilometrów od morza…), zwłaszcza w sezonie letnim. Z drugiej strony, my – mieszkając tutaj na co dzień – w wakacje chcielibyśmy wybrać się w inne ciekawe miejsce, na przykład bardzo ogólnie określone jako „góry”. Jeśli przyjąć, że znajdziemy rodzinę z południa Polski, która chciałaby spędzić kilka tygodni nad morzem w czasie wakacji, co stoi na przeszkodzie, żeby co nieco się o sobie nawzajem dowiedzieć, wybadać swoje potrzeby i oczekiwania, a następnie – jeśli wszystko będzie się zgadzało – wymienić kluczami do swoich mieszkań czy domów na czas urlopu?

Pomijając na chwilę abstrakcyjność tego pomysłu, skupmy się na jego zaletach. Optymalizacja kosztów jest ogromna, bo odpada największy koszt podczas podróżowania: noclegi. Mówimy też o normalnych mieszkaniach i domach, gdzie jest w pełni wyposażona kuchnia, dzięki której można gotować samemu – tak, jak lubisz i bez drastycznego zwiększania kosztów posiłków. Nie mamy żadnego (lub bardzo ograniczony) przepływu finansowego – klasyczny barter, który jest praktyczną realizacją czegoś, co zwie się ekonomią dzielenia się (sharing economy). Idea, z której wywodi się chociażby praca zdalna czy Uber. Wreszcie: mamy pewną (ograniczoną, zgadzam się) kontrolę nad tym, kto będzie u nas spędzał swój urlop. Wypchany portfel nie wystarczy, żeby ktokolwiek mógł zarezerwować nasze gniazdko. Zamiast tego, mielibyśmy możliwość weryfikacji lokatorów – podobnie do tego, jak to robimy w przypadku szukania najemców do mieszkań na wynajem.

Okazuje się, że temat nie jest tak abstrakcyjny, jak się wydaje i są portale zrzeszające ludzi, którzy myślą w ten właśnie sposób. Sami jesteśmy zarejestrowani na jednym z nim od zeszłego roku i gdyby nie praca zawodowa Wolnej, już byśmy mieli za sobą tego typu doświadczenie. Aktualnie mamy jedno zapytanie o chęć zamiany mieszkań od kogoś z okolic Giżycka i możliwe, że uznamy to jako okazję do sprawdzenia tego rozwiązania w praktyce.

Oczywiście – bardzo łatwo skrytykować takie podejście. Można powiedzieć, że to proszenie się o kłopoty, kradzieże i zdemolowanie mieszkania, w którym żyjemy i łóżek, w którym śpią nasze dzieci. My jednak wychodzimy z założenia, że ludzie są fajni i przeważają Ci z pozytywnym nastawieniem do życia, co zresztą można dość prosto zweryfikować przed oddaniem komuś kluczy do swojego mieszkania.

Idąc dalej… ten blog to niemal idealne środowisko dla takich inicjatyw, bo przecież każdy chce gdzieś spędzić czas wolny, a jednocześnie: w jakimś stopniu dba o swoje finanse osobiste oraz życiową równowagę. Już sam ten fakt skłania mnie do zadania pytania w eter: czy jest tu ktoś, kto byłby zainteresowany dołączeniem do zamkniętej społeczności ludzi gotowych do czasowej zamiany swoich domów/mieszkań w rozmaitych terminach i konfiguracjach? To pomysł, który na tą chwilę wydaje mi się wprost niesamowity, dramatycznie zwiększający bezpieczeństwo tego typu wymiany barterowej, a także – będący doskonałą okazją do tego, żeby kiedyś poznać się lepiej. Kto chętny, proszę o kontakt bezpośrednio na maila. Będę wdzięczny za wcześniejszą weryfikację z resztą rodziny 😉 Jednocześnie uprzedzam, że być może – z różnych względów (głównie czasowo/organizacyjno/technicznych) – coś takiego nie byłoby całkowicie darmowe i wymagałoby czegoś a’la opłata członkowska ;), która na pewno byłaby wielokrotnie tańsza, niż wynajęcie noclegów dla całej rodziny w ciekawym miejscu, w szczycie sezonu.

Ciekawi mnie, co myślisz o naszym pomyśle. Według mnie to ciekawa propozycja nie tylko dla osób elastycznych i pracujących zdalnie, ale w zasadzie dla wszystkich – zwłaszcza rodzin z dziećmi, planujących urlopy w czasie wakacji szkolnych i wydających całe stosy ciężko zarobionych papierków za to, żeby przenocować w miejscach, którym bardzo daleko od domowej atmosfery. Czemu nie pokusić się o bardzo optymalne kosztowo spędzanie czasu w różnych zakątkach naszego pięknego kraju – przecież życie jest krótkie, warto więc z niego mądrze korzystać!

[poll id=”5″]

PS Dla tych, których interesuje temat nieruchomości, proponuję jeszcze tekst, który ostatnio trafił na stronę naszej pracowni: projektant wnętrz: kiedy warto, a kiedy się opłaca. Myślę, że to ciekawe, choć oczywiście subiektywne, spojrzenie na temat przydatności projektów, które wykonujemy.

PS2 Pamiętasz, że możesz dołączyć do airbnb z naszego polecenia z ponad 100-złotowym rabatem? Polecamy 🙂

47 komentarzy do “Migawki #3: podróże (prawie) za darmo.

  1. Ania Odpowiedz

    Idąc za linkiem z PS przeczytałam zarówno ten post jak i wszystkie w zakładce „Realizacje” i nasunęły mi się dwa wnioski.
    Przede wszystkim, naprawdę piękne te realizacje 🙂 Gdybym szukała mieszkania na wynajem to te od razu by się wybiły na tle takich standardowych.
    Jednak jak dla mnie, dosyć niewygodnie przegląda się zdjęcia tych projektów – na tyle, że nie dobrnęłam do końca niektórych galerii ;). Klikanie na każde kolejne zdjęcie połączone z ich powolnym przesuwaniem nie jest zbyt wygodne. Kojarzy mi się z tymi wszystkimi portalami co wrzucają newsy typu „10 niesamowitych…” i potem każda z tych rzeczy jest na osobnej stronie.
    Dużo wygodniej byłoby móc po prostu przescrollować w dół jak na Twoich artykułach na blogu by oglądnąć wszystkie zdjęcia 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hej, dziękuję za szczerą opinię. Być może coś pozmieniam, ale jeszcze nie wiem w jaki sposób. Te wpisy na stronie naszej pracowni są i będą bardzo krótkie, a 15-20 zdjęć jedno pod drugim by je całkiem zdominowały.

  2. Callipso Odpowiedz

    Pomysł bardzo mi się podoba. Niestety widzę aspekt gdzie cały pomysł się wykłada- psychika. Sam mam opory psychiczne do wymiany MOJEGO mieszkania. To znaczy tego w którym mieszkam z rodziną. Jeśli mówimy o okresie krótszym niż 3 miesiące to raczej bym się nie wymienił własnym mieszkaniem. Dopiero przy takim okresie ma to dla mnie sens, że zbieram graty i chowam do magazynu zostawiając moje mieszkanie w stanie gołym (same meble). Wymianę rozważyłbym dopiero przy wymianie międzynarodowej.

    Jeśli już chciałbyś się podjąć zbudowania takiej społeczności to rozważ taką koncepcję:
    Mieszkaniem w którym mieszkam raczej się nie wymienię. Mam natomiast mieszkania na wynajem, które wynajmuję dla turystów. Takim mieszkaniem bardzo chętnie się zamienię ponieważ nie jestem emocjonalnie do niego przywiązany. Skoro i Ja i Ty mamy mieszkania na wynajem są zapewne inni którzy je mają i takim mieszkaniem mogli by się zamienić.

    To jest dużo prostsze „emocjonalnie” do przełknięcia i „biznesowo” do wykonania. Pozostaje kwestia lokalizacji oraz biznesowego podejścia… Skoro wymieniamy się wynajmowanymi mieszkaniami i obie strony na tym zarabiają to pozostaje kwestia równowagi biznesowej. Jeśli na mieszkaniu w Gdańsku zarabiam 10 000 /mc w wakacje to raczej nie będę chciał się wymienić na mieszkanie w małej mieścinie pośrodku niczego bo pewnie jak bym wynajął po cenie rynkowej to zmieszczę się w 5 000 zł.

    Jak by co to ja jestem chętny. Jedno mieszkanie testowo mogę zgłosić – Gdańsk – kilometr od plaży. Co do podróży czteroosobową rodziną to kosztowo by się zgadzało – wydaliśmy około 17 000 za miesięczną podróż (polska, niemcy, włochy, słowenia). Do tego 5000 zł za wynajem auta bo swoim rzęchem bym nie pojechał taki kawał. A za 5 tysięcy dostałem 3 miesięcznego vana z 3000 km przebiegu.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Zgoda, też chętniej wymieniłbym się z kimś na jego gniazdko nad Morzem Śródziemnym 😉 i na dłuższy okres, chociaż na początek z tymi 3 miesiącami bym nie przesadzał. Ciekawy pomysł z mieszkaniami na wynajem, mimo że mi bardziej chodziło o lepsze wykorzystanie tego, co i tak „leży” niewykorzystane, bez takiego podejścia biznesowego. Ale oczywiście nie przekreślam tej możliwości, chociaż osobiście na mieszkanie w Gdańsku raczej nie będę chętny 😉
      Myślałem, że bardziej mnie zjedziecie za nierealne marzenia, a tu proszę – zaczęło się od pozytywnych komentarzy i nawet ankieta nie wychodzi dramatycznie. Zwłaszcza, jeśli przyjąć, że tu wcale nie chodzi o pozyskanie entuzjazmu wszystkich. Grupa kilku-kilkunastu osób na pierwszy sezon stwarza już jakieś możliwości i pozwala wypróbować pomysł.

      • Callipso Odpowiedz

        Chyba mamy zupełnie inne uzasadnienie dla tego samego pomysłu. Jeśli dobrze rozumiem twoje intencje to głównym celem miało by być wykorzystanie „leżącego luzem” mieszkania jak jesteście na wakacjach. Przy czym wakacje to jest okres powiedzmy 2 tygodnie do miesiąca?

        Ja raczej myślałem w kategoriach tymczasowej zmiany miejsca zamieszkania. Jak liczyłem moje dzieci mają sumarycznie rocznie prawie 5 miesięcy wolne od szkoły przy czym ciurkiem 2,5 miesiąca w wakacje. Moje myśli raczej idą w takim kierunku.

        Zdałem sobie też sprawę z zupełnie innego aspektu tego pomysłu. O ile samotnych osób które mają mieszkanie którym mogli by się zamienić bo mają prace zdalną może trochę się uzbiera. Natomiast rodzin które mogły by sobie na taki manewr pozwolić czasowo i finansowo (bo mają taką pozycję) będzie bardzo mało. Pod tym względem realizacja jest mało realna.

        Myślę, że jest bardzo dużo polaków rozsianych po świecie i być może paru chętnych by się znalazło. Ja mogę jechać na Islandię, Alaskę, Madagaskar… no lista jest długa. Tylko, żeby ktoś chciał do tego Gdańska przyjechać 😛

  3. Weronika Odpowiedz

    „(…) O nasze prywatne pokoje, sypialnię, pokoje dzieci, nasze rzeczy osobiste… no nie, jednak nie czułbym się komfortowo, dopóki nie wyniósłbym (nie wiem zresztą gdzie…) wszystkiego, co należy do nas. Robić to każdorazowo, kiedy ktoś zdecyduje się spędzić kilka dni u nas… stresować się, w jakim stanie zastaniemy nieruchomość po powrocie… czy najemcy nie uprzykrzą skutecznie życia sąsiadom… czy i jak to wszystko później rozliczyć z Urzędem Skarbowym, jakie prowizje odprowadzić do portali, za pomocą których ktoś wynajął nasze mieszkanie… i tak dalej. To chyba jednak nie najlepszy pomysł…”

    Ym, no właśnie dlatego twój pomysł mi się kompletnie nie podoba 😀 (Poza podatkami i prowizjami, które akurat mi nie straszne) Sory, ale „społeczność tego bloga” to też są ludzie obcy, anonimowi… Myślisz, że ja naprawdę mam na imię Weronika? 😉

  4. Tomasz Odpowiedz

    Jak dla mnie fajna opcja. Jeśli tylko znaleźliby się fajni ludzie którym można zaufać to wszedłbym w to bez skrupułów.
    Aczkolwiek narazie perspektywa takiej wymiany odpada z powodu remontu i to prawdopodobnie w okresie najbliższego roku.
    No i druga kwestia czy znalazłby się ktoś kto chciałby wypoczywać w centrum Polski, a dokładniej na obrzeżach Łodzi. 🙂

    Pozdrawiam serdecznie!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      świetne zakończenie 😉 ale nie poddawaj się – ja myślę, że każdy jest w stanie czymś zainteresować drugą stronę. Zwłaszcza, że nie musimy się ograniczać do urlopów i wypoczynku, prawda?

  5. Asia Odpowiedz

    Mieszkam w dosc atrakcyjnej lokalizacji bo w gorach, dom bedzie akurat po remoncie, w sumie czemu nie? Z minusow to nie pracujemy zdalnie i musimy wczesniej dogadywac urlopy, nasz dom nie jest jakos super przystosowany do dzieci, mamy psa. Zastanawiam sie tylko co w sytuacji, ze cos sie zepsuje. Chyba nalezaloby spisac jakis regulamin, nawet jesli wymiana mieszkan na kilka dni nie bedzie super oficjalna to tak jakos wierze, ze spisanie zasad by wystarczylo

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To wszystko do przemyślenia. Na razie badam grunt – jeśli będzie rzeczywiste zainteresowanie, wybadam jak to robią największe serwisy tego typu.
      A dom w górach, w dodatku po remoncie brzmi dobrze 😉

  6. Beata Odpowiedz

    Wolny,

    Dla mnie super pomysł. Ja jestem zawsze chętna na takie sprawy. 🙂
    Mam dwójkę małych dzieci do dwóch lat i mieszkamy w Krakowie. W linii prostej do centrum ok 4-5 km. Dwa pokoje 50 m2. Jedno podwójne łóżko i dwa małe łóżeczka (dzieci do 5-6 roku spokojnie dadzą radę) w sypialni plus osobna kuchnia plus salon z 4 pudłami zabawek plus łazienka.
    Spakujemy swoją bieliznę, obrączki mamy na rękach, dwójka dzieci pod pachę plus laptop i album ślubny i możemy jechać. Reszta rzeczy w mieszkaniu nieistotna. 🙂

    Pozdrawiam,
    Beata

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Akurat w przyszły weekend jesteśmy w Krakowie 😜 kurcze, naprawdę jestem zadziwiony pozytywnymi komentarzami, mailami i wynikami ankiety. Myślałem, że całkiem bujam w chmurach, a tu widzę, że koncepcja ma jakieś szanse powodzenia 😎

      • Beata Odpowiedz

        Wolny,

        Nie wiem czy już Ci kiedyś pisałam, ale jesteś jedną z czterech osób, które położyły podwaliny pod moje finanse osobiste.
        1) dr Andrzej Fesnak (na studiach w Katowicach miałam z nim wykład o jakiś ubezpieczeniach ale 80 proc czasu opowiadał o finansach osobistych); ok 2007 r.
        2) Łukasz T. (mój współlokator, który zachęcił mnie do spisywania wydatków) ok 2011 r.
        3) Michał Szafrański z Jakoszczedzacpieniadze ok 2013 r. (przez bloga)
        4) No i ty, chłopie (last but not least) też ok 2013 r. (przez bloga)

        Myślę, że jest więcej osób, na których życie miałeś mniejszy lub większy wpływ. Może jakaś kawa ze swoimi fanami? Uścisk ręki i powiedzenie „cześć!” 😀

        Pozdrowienia,
        Beata

  7. Ania Odpowiedz

    Mnie bardziej podobała by się opcja „Gości”. Tzn. ja zapraszam na malownicze Kaszuby powiedzmy na tydzień w lipcu, pokazuję atrakcje turystyczne, okolice, ciekawe miejsca ( na kilka możemy pójść razem szczególnie jeśli ktoś ma dzieci w podobnym wiek 5 i 6 lat). jedziemy razem np. na spływ kajakowy, a potem w następnym terminie jadę do kogoś kto tez się w pewnym stopniu mną „opiekuje”. przy okazji poznajemy nowych ciekawych ludzi.

  8. Kasia Odpowiedz

    Wolny,
    mi też ten pomysł wydaje się świetny 🙂 Ja mieszkam we Wrocławiu, z mężem i dwójką małych dzieci, 7 km od Rynku ale jednak w spokojnej okolicy. Nasze mieszkanie to 5-letni bliźniak z kawałkiem ogródka i tarasem 🙂 Duży salon z otwartą kuchnią, 3 odrębne pokoje, 2 łazienki. Dookoła sporo zielonych terenów, fajne ścieżki rowerowe 🙂 Dodatkowo to fajna baza wypadowa na 1-dniowe wycieczki autem w okolicę-np. Góry Sowie, Sudety itp itd. Ja jeszcze nie jestem wolna finansowo i mam etat, mąż zawsze będzie pracował na etacie. Dlatego w naszym przypadku to jednak mogłyby być ok. 2 tygodnie, pewnie w okolicach sezonu urlopowego. No i nie w tym roku bo już całe „wakacje” zaplanowane pod korek 😉 Ale w przyszłym roku? Kto wie 🙂

    • Beata Odpowiedz

      Kasia,

      To może chociaż weekend? Fajnie gdyby się udało zamienić albo nawet spotkać na jeden czy dwa dni i podyskutować o finansach Wolnego :P:P:P hehe. Żartuje.
      Ja mieszkam w Krakowie (tak jak pisałam wyżej). Do Wrocławia droga prosta. 🙂

      Pozdrowienia,
      Beata

      • Kasia Odpowiedz

        Beata, czemu nie 😁 A co do osob, ktore mialy duzy wplyw na moje postrzeganie swiata oraz finansow osobistych to mam troche podobnie 😉 Nr 1 Michał Szafranski (ok 2015), nr 2 Wolny, nr 3 Marcin Iwuc. Przy czym Wolny najmocniej „namieszał” w moim swiatopogladzie 😆Tez chetnie bym przyjechala na jakies nieoficjalne spotkanie na uscisniecie dloni.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Szkoda, że macie już wszystko zaplanowane – myślałem, że poruszam temat odpowiednio wcześnie, a tu widać, że niektórzy już podjęli decyzję odnośnie urlopów. Chociaż… ja też powinienem do końca stycznia zaplanować cały rok w kontekście wolnego od pracy. Pozdrawiam!

      • Kasia Odpowiedz

        Jednak jak sie pracuje na etacie a zlobek jest jeden miesiac w wakacje zamkniety, to trzeba planowac duzo wczesniej. Moj urlop w tym roku zapowiada sie fajnie 😀 3 tyg w kwietniu bez dzieci za granicą, 1 tydz w lipcu z dziecmi nad Baltykiem i 2 tyg w sierpniu z dziecmi za granicą😀

  9. Piotr Odpowiedz

    Hej.

    Pomysł naprawdę ciekawy, ale wydaje mi się, że bardzo ciężko będzie zebrać taką społeczność, by znalazła się para rodzin, której pasuje zarówno dokładny termin wymiany, jak i nowa lokalizacja. Niemniej będę się przyglądał z boku i kibicował.

    A co do samego pomysłu, by próbować pomieszkać poza swoim stałym miejscem zamieszkania, to miałem kiedyś w planach, by w styczniu każdego roku mieszkać w jednym z miast z mojej listy (Barcelona, Lwów, Paryż, Nowy Jork, Lizbona, Wiedeń, miasto z Tajlandii, miasto z Australii, miasto z Ameryki Południowej, miasto z Afryki), ale niestety nigdy pomysł nie przeszedł do fazy realizacji.

    pozdrawiam serdecznie

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Plan super – chociaż ja wybrałbym raczej mniej zaludnione okolice 😉 Niestety, często jest tak, że marzenia nigdy się nie przeradzają w konkretne plany i jakoś tak samoistnie zanikają…

  10. kapiszon Odpowiedz

    Jeśli chodzi o mnie to raczej miałbym opory przed użyczaniem naszego rodzinnego gniazdka obcym w końcu osobom. Myślę że bardziej tutaj mogłoby wchodzić w grę wymiana jakiś obiektów rekreacyjnych lub wakacyjnych. Niektórzy zapewne mają jakieś działeczki z domkami w fajnych okolicach i zapewne łatwiej byłoby tutaj wprowadzić w życie ten pomysł. Albo połączyć to wszystko. Kto chce to niech użycza swojego własnego mieszkania, ktoś inny swoje mieszkanie na wynajem, a jeszcze inny dom rekreacyjny.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Rozumiem Twoje opory. I uważam, że każdy ma inną sytuację i nieco odmienne podejście, więc jakieś połączenie tych koncepcji byłoby rozsądnym rozwiązaniem. Zdaję sobie jednak sprawę, ile pracy kosztowałaby organizacja takiego przedsięwzięcia. Coś wymyślę i wrócę z kolejnym wpisem w tym temacie.

  11. Kasia Rz Odpowiedz

    Na zachętę komedia z Kate Winslet i Jude’m Law: Holiday (2006)

    „Dwie nieznające się kobiety, aby uciec od problemów, postanawiają na święta zamienić się domami. Iris przeprowadza się do słonecznego Los Angeles, a Amanda wyjeżdża na zaśnieżoną angielską wieś.”

  12. Ola Odpowiedz

    Hej! odwiedzam Twój blog od czasu do czasu, ale jeszcze nie miałam potrzeby komentować – jednak ten pomysł jest super! Już dawno myśleliśmy z mężem o wymianie domów ale jakoś zawsze się baliśmy tych wielkich portali i anonimowych ludzi… My mieszkamy na wsi jakieś 15 km od Krakowa ( w stronę Oświęcimia, Zatora- blisko do Energylandii;)) i mamy wolnostojący spory dom. W Tatry dojeżdzamy w około 1,5h więc zanim pojawiła się córcia, często robilismy jednodniowe wycieczki. Oprócz tego mamy działkę z domkiem letniskowym (typowa wieś, zero aut, pasące się krowy, pola zbóż;)) w okolicach Łasku, Zduńskiej Woli. Super by się było z kimś zamienić, chociażby na weekend! Ja jestem obecnie na macierzynskim, mąż na etacie, więc także musiałby zaplanować to wcześniej. Myślę, że moi rodzice także dali by się w to wciągnąć, mają 3 pokoje w stolicy;)

  13. Anonimowa Odpowiedz

    Kraków pod Wawelem :-)… Podoba mi się pomysł. Mam problem jeszcze wątpliwości, jak możnaby było się zweryfikować, zeby sobie zaufac. Masz jakiś pomysł na to?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hej, jeszcze nie, na razie tym wpisem badałem zainteresowanie. Które – szczerze mówiąc – zdecydowanie przekroczyło moje oczekiwania.

  14. Anonimowa Odpowiedz

    Rozumiem 🙂 będę obserwowała rozwój sytuacji. Na razie bardzo niezobowiązująco jesteśmy za.
    Bywam na blogu.
    Ostatnio mój maz nawet się przekonał, a to za sprawą chleba… 🙂
    Sami bawimy się w to od kilku lat i przyznam że face/face nie mieliśmy okazji nikogo poznać, kto by się bawil w zakwas. Myślałam że jesteśmy jedyni 🙂 Z kilkuletniego to dopiero wychodzi chleb!
    Mogę tylko podpowiedzieć, że na tym samym zakwasie można też pyszne zdrowe ciasto zrobic.

    Ale generalnie z wieloma rzeczami mamy podobnie i b podoba mu się pomysł nawiązania znajomości i zawiązania takiej „wspólnoty podobnie myślących” w różnych nie tylko wakacyjno-mieszkaniowych celach.

    Sama świadomość, że jest nas więcej, nawet, jeśli rozrzuconych w różnych miejscach, jest fajna. Pozdrawiam 🙂

  15. A Odpowiedz

    Czytam bloga już od kilku lat (zachaczyłam się gdzieś przy pieluchach wielorazowych i zapomniałam wyrzucić z listy po tym jak się temat wyczerpał), i nigdy nie miałam potrzeby komentowania. Tym razem jednak chciałabym się podzielić swoim doświadczeniem w temacie.
    My z mężem już od jakiegoś czasu wynajmujemy/oddajemy nasze mieszkanie „podróżnikom”. Głównie ze względu na lokalizację (Singapur) są to najczęściej przedstawiciele grupy tzw. „digital nomads”. Bez żadnego ogłaszania się na portalach, a zwykłą pocztą pantoflową. Najpierw byli znajomi, potem znajomi znajomych, czasem przypadkowe osoby poznane na wakacjach (spotkaliśmy raz w Zoo w Sydney przy wybiegu dla kangurów ciekawego człowieka, pogadaliśmy chwilę, pośmialismy się, on nam sprzedał kilka rad jak zaoszczędzić na transporcie, a że sam akurat za kilka dni leciał do Singapuru i nie miał lokum.. więc daliśmy mu klucze i adres, po co mają ściany stać puste). Mieszkanie jest prawie zawsze w użytku, kiedy wyjeżdżamy. Pokój dla gości nie stoi pusty nawet jeśli jesteśmy w domu. Terminy zajęte na miesiące do przodu (zwłaszcza w sezonie urlopowym). Ludzie przyjeżdżają sami, w parach, w grupach, całymi rodzinami. W różnych celach na dłużej lub krócej: na 2 dni (w drodze na rajskie wyspy), na rozmowę kwalifikacyjną, na tydzień, na miesiąc, aż wyleczę kolano czy złamane serce przed dalszą podróżą (i tak bywało).
    Nie zarabiamy na tym. Nie przyjmujemy pieniędzy, a jeśli ktoś ma dużą potrzebę odwdzięczenia się, to umawiamy się na wpłatę na hospicjum w ramach opłaty za lokum. Główną korzyścią z takiego „szastania własnym gniazdem” jest to, że kiedy podróżujemy, mamy prawie wszędzie na świecie kontakt do kogoś kto chętnie nas ugości. Powiem więcej, poznaliśmy tylu ciekawych ludzi z różnych zakątków świata, że często planujemy podróże pod kątem „jedziemy w odwiedziny” i zobaczymy co tam jest ciekawego do zwiedzenia. Nieziemskie oszczędności! Byliśmy tak „z wizytą” m.in. w Londynie, Rzymie, Danii, Hiszpanii, Nowej Zelandii, Australii. Ludzie otwierają swoje domy, a często domy swoich znajomych, cioć i babć (bo są np w lepszej lokalizacji, a zawsze chcą Cię ugościć jak rodzinę królewską). Ludzie są niesamowici. To nasza ulubiona forma podróżowania i poznawania nowych miejsc. Chociaż może nie mam porównania, bo nigdy nie byliśmy na żadnym „all inclusive”. Przeszliśmy płynnie od „backpacking” do „house sharing”. Tak było ponad 10 lat temu jak zaczynaliśmy podróżować i nie zmieniło się to, kiedy rodzina zaczęła się powiększać. Ja mam działalność i pracuję zdalnie. Mąż ma wybitnie wyrozumiałego pracodawcę. Syn w pierwszym roku życia zwiedził 13 krajów. Kolejne dziecko w drodze, a my właśnie planujemy gdzie spędzimy urlop „tacieżyński” bo przecież nie „w domu na tyłku” 😉
    Także polecam tę formę otwierania się na ludzi i podróże. A ciebie Wolny wspieram w drążeniu tego pomysłu. I oczywiście zapraszam do Singapuru.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To jeden z komentarzy, który po prostu poraził mnie swoją mocą. Gdybym organizował konkurs na najlepszy komentarz na tym blogu, byłabyś w ścisłej czołówce! Wielkie dzięki za potwierdzenie możliwości, które dostrzegam. Dzięki za zaproszenie (uważaj! możemy skorzystać :D).
      Jestem na etapie rozpoznawania sposobów kontaktu tego rodzaju podróżników… podpowiesz coś? Są duże portale, które kasują 100$+ rocznie i jakoś nie do końca wzbudzają moje zaufanie. Są małe, darmowe portale, które nawet nie mają regulaminu 🙂 Może są jakieś zamknięte grupy (FB? coś innego?)? A może rzeczywiście głównie poczta pantoflowa? Sam zaczynam dochodzić do wniosku, że kluczem jest tu chyba podejście, zaufanie i pozytywne nastawienie, a nie regulaminy czy jakieś szczególne zabezpieczenia / ubezpieczenia.
      Pozdrawiam serdecznie i zachęcam do częstszego komentowania 😀

      • Mirka Odpowiedz

        Wymieniamy sie na domy od 2006 roku, niesamowite doswiadczenie, nabiera sie zupelnie innej perspektywy, kilka wymian skonczylo sie przyjaznia (odwiedzamy sie do tej pory z rodzina z Nowej Zelandii, ktora byla naszym „pierwszym razem”:)
        Wiekszosc wymian zoorganizowalismy za pomoca HOMEEXCHANGE.com ale teraz pomalu przechodzimy do darmowego serwisu: https://peoplelikeus.world/en
        Dolacz do nas na FB, bardzo fajna spolecznosc.
        Twoj blog to odkrycie dzisiejszego wieczora, pozdrawiam serdecznie z Arizony!

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Cześć! Bardzo mi miło, tytuł czyjegoś „odkrycia wieczora” przyjmuję z dumą :). Przez chwilę myślałem nawet, że ktoś się tak zagalopował, że do 3:41 czyta wpisy, ale pozdrowienia z Arizony wyjaśniły wszystko. Poproszę moją lepszą połówkę o dołączenie – ja od mediów społecznościowych stronię, a do tego planowanie podróży to Jej specjalność. Dzięki za cynk i do usłyszenia – zawsze jesteśmy chętni na newsy i dobre rady, w szczególności w obszarze wymiany domów. Nasz następny mini-home exchange planujemy już za kilka tygodni (powtórka z wakacyjnych Bieszczadów, tym razem w wersji zimowej), o ile nie będzie ograniczeń w przemieszczaniu się. Pozdrawiamy!

    • Callipso Odpowiedz

      Woooow…. przeczytałem chyba ze 4 razy ten komentarz. Jaki czad! Bardzo fajne podejście do życia i podróżowania.

      Takie pytanie od strony technicznej. Skoro przeszliście od backpacking to zakładam, że jest jakieś forum, grupa na FB podróżnicza gdzie te kontakty czy wymiana informacji następuje? Czy po prostu wymienialiście się kontaktami z napotkanymi osobami? A kontakt z taką rozproszoną grupą utrzymujecie mailowo czy w inny sposób?

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Heh, czyli nie tylko na mnie ten komentarz wywarł wręcz piorunujące wrażenie. WOW. A najlepsze jest to, że dla „A” to wszystko jest tak naturalne, że równie dobrze mogła stwierdzić: nie ma o czym pisać, to przecież prościzna 🙂

        • A Odpowiedz

          Ojej jak mi miło. A ja myślałam, że nikt nie czyta takich długich komentarzy. Postaram się odpowiedzieć na wasze pytania zwięźle.
          1. Nie mam żadnych informacji czy doświadczeń z portalami oferującymi wymiany domów. Kuzynka męża korzysta z takiego portalu i są ściśle określone reguły (przed przyjazdem gości gospodarz musi się upewnić że: zostawił pustą szafę, a lodówkę najlepiej pełną, mieszkanie wysprzątał „jak na Wielkanoc” czyli okna błyszczą, można zamknąć na klucz jeden pokój lub kawałek szafy i tam mieć swoje ważne graty). Chodliwe są tylko mieszkania/domy w super lokalizacjach (jak Barcelona to przy samej plaży, jak Paryż to z widokiem na wieżę E etc).
          2. Ja najbliżej takiego konceptu na podróże byłam kiedyś otwierając konto na Couchsurfing. Nigdy nie udało mi się jednak dzięki tej społeczności nigdzie przenocować ani nikogo gościć. Mój ubogi profil i brak doświadczenia (komentarzy, gwiazdek etc) na portalu był główną przyczyną, ale często kwestia rozjeżdżała się też przy samym dogadywaniu terminów. Szybko się poddałam bo wizyt spoza portalu nam nie brakowało więc po co się z koniem kopać?
          3. Wraz z mężem mamy „uczulenie” na FB i tym podobne dobrodziejstwa. Nasza praca jest bardzo online, więc życie staramy się mieć mniej wirtualne, a bardziej realne. Jest to też pewien filtr społeczny. Trzeba się jednak przełamać i wysilić, żeby naskrobać maila do takich wirtualnie nieistniejących ludzi jak my, których nie można najpierw obejrzeć i pośledzić na FB. Taki pierwszy kontakt jest bardziej stresujący dla naszych gości niż dla nas.
          4. Kontaktujemy się klasycznie, czyli mail, telefon, połowa z nas przełamała się i ma Whatsapp, druga połowa jak to ktoś kiedyś powiedział „akceptuje jeszcze gołębie pocztowe” 😉
          5. Masz rację Wolny co do tego, że wszystko jest w głowie i podejściu a nie w regulaminach i ubezpieczeniach. My akurat nie urodziliśmy się z tym podejściem. A na początku byliśmy zdecydowanie po tej stronie, która została obdarzona (i porażona) takim bezinteresownym zaufaniem. Nasza przygoda zaczęła się od dzikich kempingów i łapania stopa. Kupując bułkę w piekarni na południu Hiszpanii zapytaliśmy miłą panią czy nie zna jakiegoś miejsca w okolicy lub na obrzeżach wsi, gdzie można w nocy położyć śpiwór (nie mieliśmy nawet namiotu), a rano go zwinąć i zniknąć jak gdyby nas nigdy nie było. Na co pani zaoferowała nam swój ogród, a nawet dom, prawdziwe łóżka i pościel. Naszą reakcją było przerażenie. Uciekliśmy z tej piekarni jak poparzeni, bo kto przy zdrowych zmysłach oferuje nieznajomym swój dom?! W naszych oczach to musiała być jakaś psychopatka 🙂 Jeszcze tego samego wieczoru inna kobiecina, która zabrała nas na stopa, zaoferowała nam nocleg. Nie skorzystaliśmy, ale coś zaczęło nam się w głowach zmieniać. Może ci ludzie poprostu są mili. Czy to możliwe, że ktoś naprawdę nic nie chce w zamian? I gdyby nam ktoś wtedy powiedział, że za kilka lat będziemy nocować w wiosce w Malezji u spotkanego po południu rybaka, albo, że kiedy zdecydujemy się na przeprowadzkę do innego kraju, jakiś znajomy, znajomego poda nam adres swoich znajomych u których na start zachaczymy się, aż staniemy na nogi… to byśmy się pewnie roześmiali. Kiedy w końcu dorobiliśmy się kawałka (wynajmowanej, nawet nie własnej) podłogi od razu wiedzieliśmy, że chcemy być właśnie takimi ludźmi. Dzielić się tym co mamy, mieć pozytywne podejście do ludzi i ufać im.
          6. Jak to działa? Kiedy rozmawiamy z kimś poznanym w podróży (a jesteśmy bardzo gadatliwi, to chyba widać) i dobrze nam się rozmawia, najzwyczajniej w świecie zapraszamy go do siebie. Wymieniamy maile, i rozjeżdżamy się każdy w swoim kierunku. Zdziwiłbyś się ile takich osób pisze maila kilka miesięcy/ lat później, załącza wspólną fotkę, którą trzasneliśmy gdzieś nad wodospadem i pyta „Hej pamiętacie mnie? Mogę wpaść na tydzień?” Wszyscy nasi znajomi wiedzą, że mamy otwarty dom. Kiedy jakiś ich znajomy wspomni, że w podróży zachacza o Singapur, poprostu piszą nam maila i dają namiary. W pracy mąż oficjalnie ogłosił na forum, że jak ktoś musi przyjechać w delegację (i chce oszczędzić sobie kieszonkowe na hotel), na rozmowę o pracę, albo właśnie się przeprowadza i potrzebuje lokum na czas szukania mieszkania to może u nas zamieszkać i będzie miał do biura 15 min rowerem. Nie ma więc żadnej zorganizowanej grupy. Jest tylko zwykła para wariatów, która przyciąga jak magnes innych im podobnych wariatów. Nie ma kontraktów ani kaucji, a zaproszenie jest wieczyste i obowiązuje nawet jeśli kiedyś zmienimy miasto/ kraj/ kontynent zamieszkania.
          7. Zdecydowanie częściej zdarza nam się gościć przybyszów, niż zostawiać im mieszkanie pod naszą nieobecność. To dobry pomysł na początek bo dzięki temu poznajesz ludzi i nabierasz zaufania i oswajasz się z pomysłem. Ale od niedawna (rok, dwa?) zaczęliśmy planować swoje wakacje na zasadzie „jak ktoś zechce nasze lokum na kilka tygodni to wtedy poszukamy tanich biletów i lecimy w odwiedziny do kogoś innego”. Często jest też tzw. overlap, czyli ktoś przyjeżdża, spędzamy razem kilka dni, a potem my lecimy i taki Kevin sam w domu zostaje u nas w mieszkaniu (bo ciężko dorwać bilety w dokładnie tych samych datach). Chyba próbuję w tym punkcie powiedzieć, że interakcji raczej trudno uniknąć i trzeba generalnie ludzi lubić żeby czuć się komfortowo w tej roli 🙂
          8. Ostatnia i chyba najważniejsza kwestia na którą mi właśnie zwrócił uwagę mąż, to że nam jest łatwiej bo nic nie mamy 🙂 Mieszkanie jest czyste, wygodne i funkcjonalne, ale nie jest ani luksusowe, ani nowe, ani urządzone na top standard, ani przede wszystkim nasze. Nie przywiązujemy wagi do przedmiotów (kupujemy głównie rzeczy używane) nie mamy szuflady pełnej pieniędzy czy kosztowności (nigdy nie mieliśmy nawet obrączek ślubnych). Laptopy do pracy i karty kredytowe podróżują z nami. Jakkolwiek smutno by to nie zabrzmiało, to całe nasze życie mieści się w dwóch 40 litrowych plecakach, które zabieramy ze sobą bez względu na to czy jedziemy na weekend czy na 2 miesiące (na rzeczy dla dziecka każde z nas musiało zrezygnować z 3 „koszulek”, ale teraz już się z nami mieści 🙂 ). Nie chodzi o jakiś skrajny minimalizm bo mieszkanie jak każde inne ma mnóstwo gratów, tyle tylko, że one nie mają znaczenia (no nie płakałabym gdyby ktoś mi popsuł toster). Jakie prawdopodobieństwo, że nasz gość przyjedzie do nas (często z innego kontynentu), żeby pobrudzić ściany, powybijać okna, wyrwać baterię łazienkową, porąbać meble i ukraść głośnik i monitor (bo TV nie ma)?
          Jak to skwitował mój mąż, kiedy dawaliśmy klucz do mieszkania temu dopiero co poznanemu człowiekowi w Zoo, który stwierdził, że przecież mógłby nas okraść „Umówmy się, że jak znajdziesz w naszym mieszkaniu coś wartego zachodu i jeszcze uda ci się to spieniężyć, to dasz nam znać i podzielimy się łupem po połowie”. To chyba najlepsze podsumowanie.

          PS. To nic osobistego Wolny, nie komentowałam wcześniej bo, jak widać na załączonym obrazku, nie umiem pisać komentarzy, tylko wypracowania

          • Kasia Rz

            Piękne wypracowanie, oby takich więcej:)
            Super podejście do życia, w końcu nikt z nas niczego do grobu nie zabierze.
            Jak mieszkanie jest wynajmowane i nie jest drogo wyposażone, to na pewno łatwiej jest zostawić je obcej osobie. Natomiast jak spłaca się za niego bardzo wysokie raty kredytu i jeszcze jest drogo urządzone na pokaz pod znajomych, to mało kto zdecyduje się na zamianę z obcą osobą.

          • Callipso

            Ale bajera, dzięki, że się podzieliłaś takim info. Teraz już bardziej rozumiem co i jak. Sami gościliśmy trochę osób przez couchsurfing ale w sumie my nie korzystaliśmy. Faktycznie takich kontaktów gdzieś się łapie. Np. jadąc egipskim peksem do Kairu poznaliśmy prawnika który dał nam kontakt do swojego kolegi dzięki czemu zrobiliśmy kurs nurkowy za 100 dolarów ( dalej mamy z nim kontakt i pewnie wrócę tam nurkować z dziećmi). Na Słowenii poznaliśmy mieszkających tam polaków – zapaleńców paralotni itd. Z żoną jeździliśmy stopem i faktycznie można poznać ciekawych ludzi, sami teraz też zabieramy backpakersów. Zabraliśmy kiedyś chłopaka który był modelem i grał w serialach ( żadnego nie znałem bo nie oglądamy telewizji).

            Jeśli kiedyś zajedziecie do Trójmiasta i będziecie mieli ochotę wyskoczyć na piwo to dajcie znać (narnia@o2.pl). Chętnie bym się dowiedział o życiu w Singapurze. Może nawet Wolny się skusi 🙂 W okresie wakacyjnym to nawet znajdzie się kawałek podłogi na którymś z mieszkań 🙂

  16. Agnieszka Odpowiedz

    Wolny , zapraszam do Niemiec : Halle Saale( kolo Lipska.) Dla dzieci polecam przepiekne zoo w Lipsku. Dla Ciebie okazja do pocwiczenia jezyka, bo z tego co pisales, uczysz sie pilnie:)

  17. A Odpowiedz

    Dokładnie Pani Kasiu. Jeśli, zamiast się cieszyć podróżą, ktoś miałby w myślach zamartwiać się o luksusowe wnętrza urządzone na pokaz, to żadna to przyjemność.
    Patrząc wstecz nie przypominam sobie jednak żebyśmy się kiedyś zawiedli na naszych gościach. Wręcz przeciwnie. Raz mieliśmy wielkie szczęście gdy pod naszą nieobecność gość zauważył, że w jednej sypialni kapie woda z klimatyzacji, zawiadomił nas i byliśmy w stanie zdalnie zorganizować ekipę do naprawy. A gdybyśmy czekali 3 tyg do powrotu to mielibyśmy plamę na materacu i zważywszy na klimat uroczego grzyba.
    Dla odmiany, przykra historia spotkała nas jak wyjechaliśmy spontanicznie na tydzień i mieszkanie zostało puste. Po powrocie okazało się, że była burza, wybiło korki i rozmroziła się lodówka i zamrażarka. Efekt był wręcz nie do opisania po 7 dniach w 30°C. Koszt = nowa lodówka + kilka dni wietrzenia (i jedzenia na mieście bo w domu apetyt przechodził). Śmieliśmy się wtedy, że co nam do głowy strzeliło żeby mieszkanie zostawić samo sobie. Ściany nie powinny stać puste 🙂

  18. Andryej Odpowiedz

    Kiedy ostatnio tu byłem, miałeś jeszcze starą wersję. Mineło już kilka lat.
    Wiedziałem że wreszcie ci się uda. To jeszcze nie jest wolność, bo dalej musisz pracować, ale jest lepiej bo teraz pracujesz z domu.
    Teraz możecie zamieszkać w ciepłych krajach. To było kiedyś moim marzeniem. mnie udało się, ale nadal muszę pracować.
    Niestety, Afryka ma swoje wady, dlatego myślę wyjechać bliżej Europy i prowadzić biznes przez internet. Dlatego szukam informacji jak to zorganizować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *