Ponieważ drugą część wpisu o naszej firemce zaplanowałem dopiero na przyszły tydzień, dzisiaj krótki przerywnik. Którego sponsorem jest moje środowe, 15-kilometrowe wybieganie po pięknych terenach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. W powietrzu zdecydowanie czuć było wiosnę, temperatura na lekkim plusie, a pierwsze przebiśniegi 😉 wesoło ćwierkały w koronach drzew.
W takich oto okolicznościach przyrody, po raz pierwszy od baaaardzo dawna poczułem się… wolny. Ale ale – to nie stało się 'ot tak’, że biegnąc uderzyła mnie jakaś wiosenna strzała wolności. Owszem: bieganie pomaga wydzielać masę pozytywnych substancji w organizmie, a widok bezchmurnego nieba i śpiew ptaków po zimowych miesiącach jest czymś wyjątkowym. To wszystko było bardzo przyjemne, a moc sytuacji, w której się znajdowałem nie docierała do mnie w pełni, dopóki nie przebiegłem niedaleko ulicy Słowackiego, która przecina Trójmiejski Park Krajobrazowy i stanowi łącznik pomiędzy obrzeżami Gdańska a jego centrum. Zobaczyłem coś, co nie powinno mnie zdziwić w środę w okolicach ósmej rano. Korek na dwupasmowej drodze; setki aut, przedzierające się z okolicznych osiedli-sypialni do centrum miasta. Ludzie, siedzący nieruchomo w autach i czekający, aż będą mogli podjechać o kolejne kilka metrów do przodu, skracając wielokilometrową odległość, dzielącą ich domy i miejsce pracy. Dopiero widząc taki – dla mnie dość egzotyczny – obrazek, niezwykłość tej chwili zaczęła do mnie docierać.
Tak, wiem, pora roku nie ta, ale to właśnie ten odcinek drogi i te lasy, po których biegam 😉
Oto ja – pracownik etatowy, który pracuje zdalnie, w trybie zadaniowym, pozbawiony finansowych ryzyk ewentualnej utraty pracy, doświadczam czegoś nieporównywalnie piękniejszego, niż większość moich rówieśników w tym samym momencie. Przypomniałem sobie, jak jeszcze 10 lat temu sam pokonywałem codziennie tą trasę autem i jak diametralnie inaczej wyglądała moja codzienność. To porównanie do własnej rzeczywistości sprzed lat i do tłumów, nadal będących w podobnej sytuacji sprawiło, że poczułem się niesamowicie wolny. Rozłożyłem ręce na boki, uśmiechnąłem się i zamknąłem na chwilę oczy, zwracając twarz do słońca. Chyba po raz pierwszy z taką mocą dotarła do mnie moc tego, co wypracowaliśmy wspólnie z Wolną na przestrzeni ostatnich nastu lat.
Ale… czy porównywanie się z innymi nie jest przypadkiem czymś, czego powinniśmy unikać? Czy to w ogóle moralne, żeby czerpać radość z tego, że… inni mają gorzej? Według mnie, tu nie o to chodzi, a jeśli przypomnę sobie, jaką frajdę czerpałem niegdyś z jazdy autem, mogę nawet wyobrazić sobie kierowcę (choćby i stojącego w korku!), który widząc mnie, jak truchtam po dróżkach zwykle zajmowanych przez sarny i dziki pomyślał „biedak, że mu się chce tak męczyć, zamiast siedzieć w wygodnym fotelu i słuchać dobrej muzyki”… punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, prawda?
Powiedzmy sobie jednoznacznie: porównywanie się jest naturalne. Większość z nas chce być lepszą wersją samego siebie każdego dnia, więc tylko mając pewien punkt odniesienia (czyli: ja wczoraj), możemy stwierdzić, czy idziemy do przodu. Inni ludzie też są dla nas swojego rodzaju barometrem, dzięki któremu wartościujemy się (pozytywnie lub negatywnie) i oceniamy, jak sami wypadamy na tle społeczeństwa. Moje obserwacje są chyba bardziej wyraźne niż standardowo, ponieważ na co dzień żyję na uboczu, nieco inaczej niż większość, a więc moje zachowania i codzienność też nieco odbiega od standardów. I zauważam to wielokrotnie – kiedyś mnie to dziwiło, a nawet denerwowało, dzisiaj obserwuję to wszystko z dużą ciekawością.
A tak było jeszcze zaledwie tydzień temu…
Obserwacja innych ludzi i ich zwyczajów, opinii i stylu życia wydaje mi się interesująca. To coś, co robię niemal instynktownie. O ile przeważnie mam na sobie magiczną pelerynę, dzięki której opinie innych (zwłaszcza te negatywne) nie ruszają mnie w znaczący sposób, o tyle od porównań nie umiem uciec. I nie sądzę, że powinienem pracować nad tym, żeby się tego oduczyć. Czuję, że to naturalny mechanizm, dzięki któremu:
- mam bodziec do rozwoju, który motywuje mnie do bardziej wytężonej pracy / nauki.
- widzę, jak postępują inni, co z tego wynika i ile kosztuje, dzięki czemu mogę bardziej świadomie obierać kolejne cele, które chcę osiągnąć.
- nagradzam się mentalnie, kiedy moje osiągnięcia wydają mi się subiektywnie znaczące.
Ważne, żeby w trakcie porównań nie popełnić kilku podstawowych błędów. Przede wszystkim, kluczowe jest zachowanie pozytywnego spojrzenia. Zawsze staram się z szacunkiem patrzeć na obiekt, który porównuję i skupiać się na tym, co pozytywne, dobre i motywujące. Po drugie, absolutnie zawsze należy pamiętać, że patrzymy na migawkę; pewien wąziutki wycinek rzeczywistości, którą dodatkowo oceniamy w sposób subiektywny. Dlatego należy być bardzo ostrożnym w swoich ocenach… które muszą się pojawić, bo inaczej nie wyciągniemy żadnych wniosków. Osobiście staram się oceniać zdarzenie, a nie ludzi, a do tego robię to w odniesieniu do własnego świata, nie wyciągając żadnych uniwersalnych wniosków dla ludzkości. Przykłady? Proszę bardzo:
Zamiast „on ma lepiej, pewnie ukradł” ;), zadaję sobie pytanie „ciekawe co sprawiło, że to osiągnął. Czy kosztowało go to dużo w pozostałych sferach życia?”.
Zamiast „też bym tak chciał”, zastanawiam się „czy to powinien być mój cel? Jeśli tak, co mogę zrobić, żeby osiągnąć to jutro, za miesiąc lub za 5 lat?”.
Nie myślę „ale słabowicie rozwija się ten mój blogasek, jestem takim małym żuczkiem w porównaniu do innych”. Zamiast tego dochodzę do wniosku: „robię to, co lubię, układam sobie sporo tematów w głowie, rozwijam się i daję wartość ludziom” – i wtedy łatwiej cieszyć się z tego, co jest zamiast żałować tego, co mogłoby być.
Biegając, moje myśli nie podpowiadały: „ale mam dobrze – biegam sobie po pięknym lesie, a miliony ludzi stoją w korkach jadąc do znienawidzonej pracy”. Zamiast tego, pomyślałem: „warto doceniać takie chwile i drobne przyjemności; może napiszę o tym krótki wpis, żeby zachęcić kogoś do zrobienia kroku w stronę lepszego, bardziej świadomego życia?”.
Po takiej właśnie myśli powstał pomysł na dzisiejszy wpis. Ponieważ wyszedłem od pozytywów i oceny siebie, a nie innych, wróciłem w dobrym humorze i z zapałem do zrobienia czegoś dla innych. Zauważ, że te subtelne różnice w sposobie myślenia determinują, czy wyleje się z Ciebie trochę żółci, czy odbije Ci się kolorową tęczą 😉 Podejście jest w wielu przypadkach wszystkim; to od niego zależy, jak ocenisz daną sytuację. A chyba każdy z nas był świadkiem sytuacji, w której dwie osoby patrzące na to samo, widziały zupełnie co innego i wyciągnęły różne wnioski.
Podobno wszystko, co nas otacza jest neutralne. Nie jest nacechowane w żaden konkretny sposób – po prostu jest, takie, a nie inne. Jedynie od nas samych zależy, jak odbierzemy to, czego doświadczamy. Jakimi emocjami naładujemy dany obrazek, jak ocenimy dane zdarzenie. Ja jeszcze nie do końca rozumiem to podejście i nadal pewne rzeczy są według mnie z gruntu złe lub dobre. Ale zdaję sobie sprawę, że ocena praktycznie wszystkiego jest naturalna i bardzo indywidualna; dlatego nie uciekam od oceniania i staram się pozytywnie patrzeć na rozmaite sytuacje, które mnie spotykają. Co nie znaczy, że mi się to zawsze udaje. Wiedząc jednak, że to ja – a nie świat zewnętrzny – jestem źródłem tego, co czuję, przypominam sobie o pozytywnym nastawieniu zawsze, kiedy przeżywam nieco gorsze chwile.
Bo i takie się zdarzają. A wspomniana na początku wolność nie jest ciągłym, uskrzydlającym uczuciem, które dostrzegam i doceniam non stop. To raczej chwile, które czuję w wyjątkowych momentach. Wtedy, kiedy dokonuję pozytywnego porównania z innymi lub kiedy patrzę wstecz i widzę, jak olbrzymią drogę pokonałem w przeciągu lat. Kiedy dokonuję pozytywnych porównań. Których i Tobie życzę. Będę wdzięczny za komentarz do dzisiejszego wpisu… a jeśli nie masz ochoty klepać w klawisze, oddaj swój głos w ankiecie 😉
[poll id=”7″]
Od zawsze pracuję zdalnie 1 dzień w tygodniu. Od niedawna – dostalam od szefa „go” na drugi 🙂 Kiedy wszyscy idą na korpo-lunch, ja wyłażę w środku dnia na 30-40 minut biegania lub choćby spacer. Po parku i opustoszałym osiedlu. W pozostałe 3 dni, oprócz zimy, jeżdżę do pracy rowerem, również omijając korki, jednocześnie robiąc sobie 15km „treningu” w 2 kawałkach (tam i z powrotem). I tak jest dobrze, choć chętnie dołozyłabym jeszcze jeden zdalny dzien.
A w zimie, owszem, stoję w korkach. :/ Jakoś nie mogę się przekonać do roweru, gdy na dworze 0st lub mniej :/ Ale to tylko 3 dni z 7, i tylko 2-3 m-ce w roku. 🙂
Brawo za wypracowanie drugiego dnia zdalnego w tygodniu! To naprawdę robi różnice. Już niewiele Ci brakuje do przekroczenia bariery 50% pracy z domu 😉 I gratulacje za sensowne wykorzystywanie tego dodatkowego czasu, to wcale nie jest takie proste jak brzmi.
Porównywanie się jest ok i jak najbardziej wskazane. Tak jak mówisz, to z jakiego powodu i przez jaki pryzmat się porównujemy determinuje co z tego porównania wyniesiemy. To dzięki porównywaniu się szybciej się rozwijam i bardziej świadomie wybieram swoją drogę. Ważne też z kim się porównujemy, w jakim celu i pod jakim względem. Jest cała masa ludzi którzy mają miliardy a ja nie. Jak nic tylko się użalać jaki ten świat niesprawiedliwy. Znaczna część tych miliarderów ma za to mniej wolnego czasu niż ja 🙂 Kto powinien płakać, ja czy oni?
Z tego co widzę u innych porównując się patrzę czy jest coś co mi się podoba lub wręcz odwrotnie. Czy ja to chcę, czy mi potrzebne, będzie mi z tym lepiej czy gorzej. Zbieżne z tym do czego dążę dzisiaj czy nie. Wybieram pełnymi garściami i korzystam.
Wolny, od ciebie zerżnąłem zdrowszy tryb życia i sport 😛 Zdrowiej się odżywiam, odstawiłem ukochane chipsy i cole. (po miesiącu przestałem za nimi tęsknić, to już nawet nie mam powodu by do nich wrócić). Śniadaniem stało się szpinakowe smoothy…. wiem jak to brzmi, tak jak wygląda:P Rzucam challange – sprawdźcie i oceńcie sami. Garść szpinaku (szpinak baby z biedry starcza na 3-4 dwuosobowe porcje), banan, tłoczony sok jabłkowy (wyciskany) (biedra i u mnie leclerc mają notorycznie promocje na tłoczony sok jabłkowy poniżej 3 zł/litr) – tyle by zmiksowało się do płynnej konsystencji. Jest mega słodkie i pożywne.
Pływam dwa razy w tygodniu po 2 kilometry (40 minut kraulem). W październiku dwa baseny kraulem stanowiły barierę nie do przejścia. Trochę mnie już zaczyna nosić i myślę nad siłownią lub czymś innym.
Porównywanie się jak najbardziej. Odpowiedzcie sobie tylko najpierw po co chcecie się porównywać? Żeby się użalać? Zmotywować lub zdemotywować? Jak dla mnie jedyną sensowną odpowiedzią – zmienić swoje życie.
No, ładnie. Super zmiany, a 2km kraulem w 40 min to standard podobny do mojego, czyli dość intensywne pływanie. Do koktajlu polecam jeszcze inne składniki: spróbuj na przykład dodać seler naciowy, awokado, marchewkę, białą pietruszkę, jarmuż, siemię lniane i inne takie. Eksperymentuj 😉
Nie wiem czy to intensywnie, po prostu pływam bez przerw. Wcześniej wolny czas dopasowywałem do pracy. Teraz pracę dopasowuję do wolnego czasu. Tak mi przyszło na myśl, że zmiany są chyba motorem życia. Bez zmian mamy stagnacje a to nie życie tylko wegetacja. Chyba właśnie porównywanie się jest motorem napędowym zmian.
Mój blender nie daje rady z twardymi składnikami, ścierasz je wcześniej? Mi jeszcze bardzo pasuje + kiwi.
Nie ścieram, nasze cudo za ~100zł z Lidla od dłuższego czasu (hmmm… 6-9 m-cy?) świetnie radzi sobie z wszystkim. Marchewki, orzechy, cokolwiek. Nie oszczędzamy go i jeszcze żyje.
A 80 basenów w ciągu 40 minut to 30sek na jedną długość. Bardzo ładny wynik, domyślam się, że kiedyś sporo pływałeś? Ja za dzieciaka pływałem dużo, później wiele lat przerwy. Jak ze 2 lata temu wszedłem znowu do basenu, to po każdych 2 długościach odpoczywałem chwilę. Poźniej po 4… 8… a później na tyle się wyrobiłem, że 2 km non-stop nie są dla mnie wyzwaniem i gdyby był czas, mógłbym spokojnie cisnąć dalej. Pływanie, bieganie… finanse, tworzenie treści… wszędzie doświadczenie robi swoje i to, co kiedyś było nieosiągalne, już dawno jest za mną. I między innymi dlatego warto się porównywać – chociażby z samym sobą sprzed lat 😉
Najwazniejszy jest cel porownywania się. Jezeli chcemy cos poprawic u siebie, sprawdzic czy nasz sposob dzialania i jego efekty są ok – jak najbardziej porownywanie sie jest wskazane. Jezeli celem ma byc zazdrość i inne negatywne odczucia – porownywanie sie niema sensu.
Eryk
Hmmmm… tylko ciekawe, ile osób porównuje „w jakimś celu” i przed rozpoczęciem tego procesu, przypomina sobie złote zasady porównywania z innymi 😉 Chyba to kwestia doświadczenia, ale pewnie w wielu sytuacjach myśli po prostu płyną i wpływają na nas w różny sposób. Warto nauczyć się to kontrolować.
U mnie to jest proces automatyczny. Nie muszę sobie przypominać zasad i celu. Po prostu nie jestem najlepszy we wszystkim (na przykład w skromności 😉) i czasami takie porownywanie jest inspiracją. Jeżeli ktoś coś robi super a ja dopiero zaczynam, to dlaczego mam nie skorzystać z jego doświadczenia i wiedzy? Ja to porównywanie się potraktowałem szeroko. Nie tylko w zakresie finansów i tego kto ma więcej.
Pozdrawiam,
Też wydaje mi się że porównywanie się jest naturalne i nie ma w nim nic złego o ile podejdziemy do tematu w zdrowy sposób 🙂 Zdecydowanie nie nazwałbym tego co opisałeś radością z tego, że inni mają gorzej – raczej było to docenienie tego co masz, a to przecież jeden z fundamentów szczęścia.
Z innej beczki, dałoby radę żeby domyślną opcją przy zostawianiu komentarza było „nie subskrybuj”? Przy obecnym ustawieniu domyślnie dostaję powiadomienia o odpowiedziach, które nie są mi potrzebne 😉
Właśnie: bez jakiegoś punktu odniesienia (np. porównania do innych czy siebie z przeszłości), ciężko docenić to, co się ma, prawda?
Odnośnie subskrypcji: niestety, chyba tego przestawić się łatwo nie da. Przyjrzę się temu.
Też często zdarza mi się porównywać, ale tak jak pisali poprzednicy, staram się raczej dzięki temu doceniać to co mam…
Fajnie, że potwierdzacie, że to naturalne.
Z tymi porównaniami to jest różnie. Jeśli wychodzimy z założenia, że ma ono służyć jakiemuś celowi np.: motywacji nas samych to jest to według mnie jak najbardziej ok 🙂 Niektórym potrafi to dać niesamowitego kopa do działania i przyspiesza realizację pewnych celów 🙂
Gorzej jest jak takie porównania prowadzą do frustracji i zazdrości. To może działać destruktywnie i wiele dobrego nie przyniesie.
W dużej mierze od nas samych zależy jak do tego podejdziemy. Oby w ten pierwszy sposób 🙂
Czyli jak zwykle: wszystko jest w głowie 🙂
Nie porównuję się z innymi i nie toleruję określeń „wszyscy tacy są” ; „wszyscy tak robią” itp. To że wszyscy cos robią nie oznacza że nie jest to głupie. Moim zdaniem nie jestem bakterią kałową i nie żyję w kupie.
Właśnie nieporównywanie się do innych i zachowanie swojego indywidualizmu to jest podstawowa determinanta wolności oraz związane z nią poczucie własnej wartości. Ja też niedawno poczułem się wolny, a to za sprawą osiągnięcia wolności finansowej oraz osobistej, tak na prawdę największą zaletą tego stanu rzeczy jest posiadanie wyboru co zrobię, do kogo się odezwę albo i nie.
Owszem bieganie daje poczucie wolności, ale dla mnie odczucie porównywalne z bieganiem daje nieoglądaniem ŻADNYCH wiadomości i dzienników w TV. Nie psuje mi to humoru i pozwoli zachować emocjonalny dystans.
Można zaryzykować stwierdzenie, że bycie jednostką aspołeczną daje wolność, ponieważ staram się nikomu nie przeszkadzać z jednej strony jednocześnie życzę sobie, aby inni trzymali się ode mnie z daleka. Nie wszyscy oczywiście:) ale to ja mam wybór z kim rozmawiam i jednocześnie mogę ale nie muszę być przez te osobę dopuszczony do jej kręgu jej rozmówców. Szanuję prywatność czyjąś i swoją.
Porównywania nie stosuję jako takiego, bo cenię indywidualizm i miara lepiej lub gorzej nie ma tu znaczenia. Porównywanie stosuję raczej w odniesieniu do przypadków gdy oceniam kogoś i ocena mieści się poza skalą konkretnego określenia wtedy myślę z czego wynika że dana osoba jest jaka jest? Czy ja mógłbym znaleźć się w jej sytuacji i co bym zrobił, albo co bym musiał zrobić aby dojść do takiej sytuacji jak ona? I w tym kontekście można by to nazwać porównaniem.
Kiedyś kiedy nie byłem wolny porównywanie służyło racjonalizacji ryzyka podejmowanych przeze mnie decyzji oraz uchylaniu sie od odpowiedzialności. Bo łatwiej powiedzieć zrobię lub częściej nie zrobię czegoś, bo wszyscy by tak zrobili, czyli nie jestem winny jakiejś klapy bo zrobiłem to co Wszyscy. Np zakup mieszkania wszyscy kupują i się wpędzają w kredyty rujnując swoje życie do starości i do tego płacą haracz=czynsz dożywotnio czego ja nie toleruję i nie uznaję (uogólniając). Kiedy jako jeden z nielicznych w moim środowisku 16 lat temu stwierdziłem że nie będę mieszkał w bloku bo mnie to ogranicza i mam dyskomfort Traumę), jak słyszę za ścianą jak ktoś pół metra ode mnie za ścianą robi siku koło mojego ucha i że zbuduję dom w 6 miesięcy i sie do niego wprowadzę i będę w nim (jak powiedziała Stenka w „nigdy w życiu.”) cholernie szczęśliwy to Wszyscy potraktowali mnie jak debila i sie głupawo uśmiechali, jak z zapałem opowiadałem im o moim nowym przyszłym domu. Cóż mnie się udało bo miało. I wtedy porównywałem się z innymi i pomimo że wynik tego porównania był negatywny tzn wszyscy kupowali 3 pokoje na zadupiu (wtedy) na Tarchominie, a mnie wyszedł za taką samą cenę fajny dom na uroczej łące z widokiem na PKiN na horyzoncie.
Reasumując porównanie może być elementem procesu decyzyjnego ale nie może być pretekstem do uchlania się od odpowiedzialności za własne życie.
Dzięki za ten komentarz, ciekawy punkt widzenia.
Dziękuję za ten wpis. Pierwszy raz pisze komentarz na Twoim blogu. Dziś mam bardzo podobne przemyślenia do Twoich. Planowałem swój budżet domowy na kolejny miesiąc i po raz pierwszy poczułem się chociaż po części Wolny. Jest to pierwszy miesiąc gdzie nie mam już żadnej raty kredytu konsumpcyjnego żadnej karty do spłaty. Po uregulowaniu wszystkich wydatków zostaje jeszcze sporo kwota ktorą moge przelać na oszczedsnosci. Proces zmian zaczął się dwa latemu i widzę że droga jaka obrałem chociaz nie łatwa i nie do konca zrozumiała dla innych prowadzi mnie w dobrym kierunku 🙂
Ekstra, gratulacje i życzę dużo motywacji na przyszłość.
Fajne rozmyślania o wolności. Bardzo wartościowe spostrzeżenia. Wiele lat zajęło mi dojście do punktu w życiu w którym biorę absolutną odpowiedzialność za podejmowane przeze mnie decyzje. Według mnie dopiero po dojściu do tego etapu, zacząłem odczuwać uczucie o którym piszesz. Komfort finansowy również nie jest tu bez znaczenia. Gdy zaglądam na konto i wszystko się spina, a naprawdę dużo zostaje to jest to świetne uczucie.
Na tym etapie zacząłem odczuwać jaką wartość ma mój wolny czas. Każda godzina zgodna z moją wolą, nawet ta poświęcona na pracę, bo.. tak zdecydowałem i biorę za to odpowiedzialność.
Co do przyjmowania rzeczywistości jaką jest, wszystko to mocno pachnie stoicyzmem. Praktyktujesz?
Mam dokładnie takie same odczucia, to się nazywa dojrzałość życiowa i przestanie bycie dupkiem :)))
Stoicyzm… ogólnie jak najbardziej, nawet kilka wpisów w tym duchu popełniłem, ale nie mogę powiedzieć, żebym jakoś wyjątkowo zgłębiał jego tajniki i rozmyślnie praktykował go na co dzień.
A ja najbardziej lubię porównywać się z samą z sobą z przeszłości 😉
Ja niekoniecznie, zwłaszcza z latami wczesnej młodości 😦
„warto doceniać takie chwile i drobne przyjemności; może napiszę o tym krótki wpis, żeby zachęcić kogoś do zrobienia kroku w stronę lepszego, bardziej świadomego życia?”
Czyli jednak zakładasz, że życie innych jest gorsze 😜
Heh. Raczej zakładam, że życie każdego z nas (w tym moje) może być lepsze w kolejnych dniach. Jeśli tylko pracujemy nad tym.
Wolny, a jakimi krokami worowadzałeś zmianę jeśli złapałeś się na porównywaniu do kogoś?
Czy miałeś momenty takiej ‚nieustającej rywalizacji’ by być lepszym od każdego ze znajomych, rodziny itp? Jeśli tak to jak ‚prostowałeś’ to w dobrym kierunku?
Inspirujesz. Aż chce się dalej działać i już widzieć owoce działań, które zostały podjęte.
Do dzieła zatem 🙂
W ostatnim czasie przeczytałem pewien ciekawy artykuł. Mianowicie ludzie są najszczęśliwsi w społeczeństwach, w których większość osób jest na podobnym poziomie finansowym i w których nie ma dużych różnic w zarobkach pomiędzy ludźmi. Nie ma tutaj takiego znaczenia, to ile te osoby zarabiają. Bo można być spełnionym zarówno jeśli zarabia się dużo, jak również gdy zarabia się niewiele. Ludzie mają tendencję do porównywania się i do zazdrości osobom bogatszym. Nie daj boże jeśli ktoś się z naszych znajomych czy sąsiadów w krótkim czasie wzbogaci!
Sam od jakiegoś czasu staram sie nie porównywać do innych ale cieszyc się tym co mam. Staram sie równiez uczyć i piać się w górę.
Indeks (czy wskaźnik) Giniego – tak to się fachowo nazywa. Ostatnio też o tym czytałem, nawet się przymierzam powoli do jakiegoś wpisu w temacie.