Wolnym Byc

Migawki #8: O porównywaniu się.

Ponieważ drugą część wpisu o naszej firemce zaplanowałem dopiero na przyszły tydzień, dzisiaj krótki przerywnik. Którego sponsorem jest moje środowe, 15-kilometrowe wybieganie po pięknych terenach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. W powietrzu zdecydowanie czuć było wiosnę, temperatura na lekkim plusie, a pierwsze przebiśniegi 😉 wesoło ćwierkały w koronach drzew.

W takich oto okolicznościach przyrody, po raz pierwszy od baaaardzo dawna poczułem się… wolny. Ale ale – to nie stało się 'ot tak’, że biegnąc uderzyła mnie jakaś wiosenna strzała wolności. Owszem: bieganie pomaga wydzielać masę pozytywnych substancji w organizmie, a widok bezchmurnego nieba i śpiew ptaków po zimowych miesiącach jest czymś wyjątkowym. To wszystko było bardzo przyjemne, a moc sytuacji, w której się znajdowałem nie docierała do mnie w pełni, dopóki nie przebiegłem niedaleko ulicy Słowackiego, która przecina Trójmiejski Park Krajobrazowy i stanowi łącznik pomiędzy obrzeżami Gdańska a jego centrum. Zobaczyłem coś, co nie powinno mnie zdziwić w środę w okolicach ósmej rano. Korek na dwupasmowej drodze; setki aut, przedzierające się z okolicznych osiedli-sypialni do centrum miasta. Ludzie, siedzący nieruchomo w autach i czekający, aż będą mogli podjechać o kolejne kilka metrów do przodu, skracając wielokilometrową odległość, dzielącą ich domy i miejsce pracy. Dopiero widząc taki – dla mnie dość egzotyczny – obrazek, niezwykłość tej chwili zaczęła do mnie docierać.

Tak, wiem, pora roku nie ta, ale to właśnie ten odcinek drogi i te lasy, po których biegam 😉

Oto ja – pracownik etatowy, który pracuje zdalnie, w trybie zadaniowym, pozbawiony finansowych ryzyk ewentualnej utraty pracy, doświadczam czegoś nieporównywalnie piękniejszego, niż większość moich rówieśników w tym samym momencie. Przypomniałem sobie, jak jeszcze 10 lat temu sam pokonywałem codziennie tą trasę autem i jak diametralnie inaczej wyglądała moja codzienność. To porównanie do własnej rzeczywistości sprzed lat i do tłumów, nadal będących w podobnej sytuacji sprawiło, że poczułem się niesamowicie wolny. Rozłożyłem ręce na boki, uśmiechnąłem się i zamknąłem na chwilę oczy, zwracając twarz do słońca. Chyba po raz pierwszy z taką mocą dotarła do mnie moc tego, co wypracowaliśmy wspólnie z Wolną na przestrzeni ostatnich nastu lat.

Ale… czy porównywanie się z innymi nie jest przypadkiem czymś, czego powinniśmy unikać? Czy to w ogóle moralne, żeby czerpać radość z tego, że… inni mają gorzej? Według mnie, tu nie o to chodzi, a jeśli przypomnę sobie, jaką frajdę czerpałem niegdyś z jazdy autem, mogę nawet wyobrazić sobie kierowcę (choćby i stojącego w korku!), który widząc mnie, jak truchtam po dróżkach zwykle zajmowanych przez sarny i dziki pomyślał „biedak, że mu się chce tak męczyć, zamiast siedzieć w wygodnym fotelu i słuchać dobrej muzyki”… punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, prawda?

Powiedzmy sobie jednoznacznie: porównywanie się jest naturalne. Większość z nas chce być lepszą wersją samego siebie każdego dnia, więc tylko mając pewien punkt odniesienia (czyli: ja wczoraj), możemy stwierdzić, czy idziemy do przodu. Inni ludzie też są dla nas swojego rodzaju barometrem, dzięki któremu wartościujemy się (pozytywnie lub negatywnie) i oceniamy, jak sami wypadamy na tle społeczeństwa. Moje obserwacje są chyba bardziej wyraźne niż standardowo, ponieważ na co dzień żyję na uboczu, nieco inaczej niż większość, a więc moje zachowania i codzienność też nieco odbiega od standardów. I zauważam to wielokrotnie – kiedyś mnie to dziwiło, a nawet denerwowało, dzisiaj obserwuję to wszystko z dużą ciekawością.

A tak było jeszcze zaledwie tydzień temu…

Obserwacja innych ludzi i ich zwyczajów, opinii i stylu życia wydaje mi się interesująca. To coś, co robię niemal instynktownie. O ile przeważnie mam na sobie magiczną pelerynę, dzięki której opinie innych (zwłaszcza te negatywne) nie ruszają mnie w znaczący sposób, o tyle od porównań nie umiem uciec. I nie sądzę, że powinienem pracować nad tym, żeby się tego oduczyć. Czuję, że to naturalny mechanizm, dzięki któremu:

Ważne, żeby w trakcie porównań nie popełnić kilku podstawowych błędów. Przede wszystkim, kluczowe jest zachowanie pozytywnego spojrzenia. Zawsze staram się z szacunkiem patrzeć na obiekt, który porównuję i skupiać się na tym, co pozytywne, dobre i motywujące. Po drugie, absolutnie zawsze należy pamiętać, że patrzymy na migawkę; pewien wąziutki wycinek rzeczywistości, którą dodatkowo oceniamy w sposób subiektywny. Dlatego należy być bardzo ostrożnym w swoich ocenach… które muszą się pojawić, bo inaczej nie wyciągniemy żadnych wniosków. Osobiście staram się oceniać zdarzenie, a nie ludzi, a do tego robię to w odniesieniu do własnego świata, nie wyciągając żadnych uniwersalnych wniosków dla ludzkości. Przykłady? Proszę bardzo:

Zamiast „on ma lepiej, pewnie ukradł” ;), zadaję sobie pytanie „ciekawe co sprawiło, że to osiągnął. Czy kosztowało go to dużo w pozostałych sferach życia?”.

Zamiast „też bym tak chciał”, zastanawiam się „czy to powinien być mój cel? Jeśli tak, co mogę zrobić, żeby osiągnąć to jutro, za miesiąc lub za 5 lat?”.

Nie myślę „ale słabowicie rozwija się ten mój blogasek, jestem takim małym żuczkiem w porównaniu do innych”. Zamiast tego dochodzę do wniosku: „robię to, co lubię, układam sobie sporo tematów w głowie, rozwijam się i daję wartość ludziom” – i wtedy łatwiej cieszyć się z tego, co jest zamiast żałować tego, co mogłoby być.

Biegając, moje myśli nie podpowiadały: „ale mam dobrze – biegam sobie po pięknym lesie, a miliony ludzi stoją w korkach jadąc do znienawidzonej pracy”. Zamiast tego, pomyślałem: „warto doceniać takie chwile i drobne przyjemności; może napiszę o tym krótki wpis, żeby zachęcić kogoś do zrobienia kroku w stronę lepszego, bardziej świadomego życia?”.

Po takiej właśnie myśli powstał pomysł na dzisiejszy wpis. Ponieważ wyszedłem od pozytywów i oceny siebie, a nie innych, wróciłem w dobrym humorze i z zapałem do zrobienia czegoś dla innych. Zauważ, że te subtelne różnice w sposobie myślenia determinują, czy wyleje się z Ciebie trochę żółci, czy odbije Ci się kolorową tęczą 😉 Podejście jest w wielu przypadkach wszystkim; to od niego zależy, jak ocenisz daną sytuację. A chyba każdy z nas był świadkiem sytuacji, w której dwie osoby patrzące na to samo, widziały zupełnie co innego i wyciągnęły różne wnioski.

Podobno wszystko, co nas otacza jest neutralne. Nie jest nacechowane w żaden konkretny sposób – po prostu jest, takie, a nie inne. Jedynie od nas samych zależy, jak odbierzemy to, czego doświadczamy. Jakimi emocjami naładujemy dany obrazek, jak ocenimy dane zdarzenie. Ja jeszcze nie do końca rozumiem to podejście i nadal pewne rzeczy są według mnie z gruntu złe lub dobre. Ale zdaję sobie sprawę, że ocena praktycznie wszystkiego jest naturalna i bardzo indywidualna; dlatego nie uciekam od oceniania i staram się pozytywnie patrzeć na rozmaite sytuacje, które mnie spotykają. Co nie znaczy, że mi się to zawsze udaje. Wiedząc jednak, że to ja – a nie świat zewnętrzny – jestem źródłem tego, co czuję, przypominam sobie o pozytywnym nastawieniu zawsze, kiedy przeżywam nieco gorsze chwile.

Bo i takie się zdarzają. A wspomniana na początku wolność nie jest ciągłym, uskrzydlającym uczuciem, które dostrzegam i doceniam non stop. To raczej chwile, które czuję w wyjątkowych momentach. Wtedy, kiedy dokonuję pozytywnego porównania z innymi lub kiedy patrzę wstecz i widzę, jak olbrzymią drogę pokonałem w przeciągu lat. Kiedy dokonuję pozytywnych porównań. Których i Tobie życzę. Będę wdzięczny za komentarz do dzisiejszego wpisu… a jeśli nie masz ochoty klepać w klawisze, oddaj swój głos w ankiecie 😉

[poll id=”7″]

Exit mobile version