Skoro kurz po ostatnim wpisie zdążył opaść, czas na nowo rozniecić emocje i sprowokować Was do komentowania. Dzisiaj będzie równie ciekawie, dlatego nie przedłużam i zapraszam na kontynuację tematu, będącego podsumowaniem kilkunastu miesięcy drogi zawodowej Wolnej i krótkiego czasu, od kiedy prowadzimy własną działalność gospodarczą.
Przychody i koszty
Zacznę na grubo, pokazując nasze wyniki finansowe. Możecie je śledzić na bieżąco tutaj, chociaż nie obiecuję, że po przekroczeniu celu przychodu na 2019 nadal będę je aktualizował.
Powyższe wartości można różnie interpretować. Nie zdziwiłbym się pełnym zakresem emocji z Waszej strony: od „padaka, przecież od tego jeszcze odchodzą ZUSy, podatki, koszty, 10% na Pajacyka i mało co zostaje”, aż po „całkiem nieźle jak na pierwsze podrygi”. Przyznam się, że uderzenie miało być mocniejsze i kwota za luty miała przekraczać 5.000 zł, ale jeden z projektów zaliczył obsuwę i wylądował na liście marcowej, skutecznie podcinając rosnący z miesiąca na miesiąc trend wzrostowy. Myślę jednak, że tragedii nie ma, a jeśli uwzględnimy równolegle prowadzony projekt dla najbliższej rodziny, za który nie pobieramy żadnego wynagrodzenia, chyba jest całkiem dobrze, zwłaszcza jak na start. Mam jednocześnie świadomość, że gdybyśmy byli na pełnym ZUSie, wynajęli biuro czy zainwestowali w sprzęt, byłoby mniej optymistycznie. Jeszcze słabiej by to wyglądało, gdybyśmy nie mieli innych przychodów i musieli zapłacić ratę kredytu czy bardziej ogólnie: przeżyć za to, co zostanie. No cóż – na szczęście nie mamy noża na gardle i możemy poświęcić trochę czasu na powolny rozruch.
Widzę spory potencjał tej działalności i możliwość pomnożenia powyższych kwot razy 2-4, oczywiście jeśli wybiegniemy dalej w przyszłość i włożymy w to odpowiednią ilość pracy ;). Ale to tylko gdybanie… ważniejsze jest to, że od samego początku roku Wolna ma klientów, idzie do przodu i uczy się po drodze. A ja z nią 🙂
Kiedy zaczęliśmy oferować swoje usługi, nie oczekiwaliśmy spektakularnych efektów. Mieliśmy za to poczucie dawania sporej wartości za jakieś 50% stawek rynkowych. Pierwsze zlecenia miały wręcz śmieszną wartość. Nasz pierwszy 'strzał’ to było 150 zł za – jak się na koniec okazało – jakieś 20 godzin pracy. Z kolei jeden z potencjalnych projektów wyceniliśmy tak wysoko, że później sami się z tego śmialiśmy (oczywiście, nic z tego nie wyszło). Wyciągamy z takich zdarzeń wnioski, idziemy dalej. Nasze aktualne projekty „na tapecie” mają wartość od 400 do 3500 zł.
Jedna z realizacji naszego projektu. Zresztą bardzo ciekawa, ze względu na mikroskopijny budżet. Tutaj szczegóły.
Jak już pisałem, początek działalności to taki magiczny czas, kiedy zwykle ponosimy trochę kosztów, przychody jeszcze nie są znaczące, a jeśli odejmiemy jedne od drugich, dość łatwo unikniemy płacenia jakiegokolwiek podatku dochodowego. Tak jest i w naszym przypadku. Naszym głównym kosztem jest 342,32 zł ZUSu (a w zasadzie składki zdrowotnej), około 20 zł na program księgowy inFaktu (który zresztą polecamy – szczegóły poniżej), paliwo na okazjonalne wizyty u klienta i inna drobnica. Przy okazji przypominam, że 10% z naszych przychodów przekazujemy na Pajacyka, dzięki czemu nasza praca wydaje nam się jeszcze bardziej znacząca. Podatek dochodowy (na razie) nie występuje, a całość projektów wykonujemy z wykorzystaniem aktualnie posiadanego sprzętu i darmowego oprogramowania. Prawdopodobnie zaczniemy co nieco inwestować w firmę w najbliższej przyszłości, ale zanim dojdziemy do tego momentu, chcemy mieć pewność, że jesteśmy w stanie utrzymać ciągłość pracy i przychodów.
Zdecydowaliśmy, że już od pierwszego miesiąca będziemy wypłacać Wolnej pensję. To dość umowne i nawet nieco sztuczne na tym etapie, ale chcieliśmy mieć poczucie, że to, co robimy przekłada się na jakiś namacalny efekt finansowy, choćby skromny. I tak Wolna wylądowała z pensją prezesa na poziomie 1.500 zł netto ;), które przelewamy z Jej konta firmowego na osobiste. To zdrowe podejście na oddzielenie finansów firmowych i osobistych, o którym szerzej pisał chociażby Michał Szafrański.
Dalsze plany
Początkowo zakładałem 20.000 zł przychodu za rok 2019, które później podbiłem do 30.000 zł. Można więc powiedzieć, że jesteśmy na jak najlepszej drodze do realizacji tego scenariusza. Zakładam też, że w bieżącym roku będziemy starali się minimalizować (a wręcz: wyzerować) dochód księgowy, odpowiednio planując firmowe inwestycje. Chcemy wyrobić sobie pewną markę i nadal oferować dobrą jakość za konkurencyjne stawki. Staramy się ciągle pamiętać, po co zaczęliśmy i jaka jest misja naszej firmy. W dzisiejszych czasach zbyt łatwo dać się ponieść pieniądzom i gnać wszędzie tam, gdzie je widać.
A skoro już jesteśmy przy pieniądzach… to pamiętasz, żeby przekazać 1% ze swoich podatków na wybrany cel?
Plan na ten rok – oprócz poziomu przychodu – uwzględnia realizację kolejnych projektów w taki sposób, żebyśmy mieli nie tylko klientów 'na już’, ale też takich, którzy zapewnią nam ciekawe wyzwania również za tydzień i miesiąc. Na razie pracujemy w sposób dość rwany: czasami jest dość luźno, innymi dniami nie wiemy, za co się chwycić. Jeszcze brakuje nam tego… flow. Chcemy też pogłębiać doświadczenie, jednocześnie skracając czas realizacji projektów i podwyższając ich jakość. To możliwe na początku drogi – później te dwa aspekty zwykle nie idą w parze. Już teraz widzimy, że nie ma co się bać projektów w 3D, a nawet fotorealistycznych wizualizacji; to wszystko jest do zrobienia i nie zajmuje wcale tony czasu. Dlatego aktualnie przechodzimy z promowanych do tej pory moodboardów właśnie na rzuty 3D.
Odnośnie naszych stawek: kiedy zaprezentowaliśmy nasz kalkulator wyceny projektów na jednej z facebookowych grup zajmujących się projektowaniem wnętrz, reakcje były bezcenne:
Cóż możemy powiedzieć… korzystajcie, póki tanio – chyba to jedyny sensowny wniosek z powyższych komentarzy. Intratne projekty za grube miliony to nie nasz świat i raczej nie będziemy aspirować do tego poziomu. Ciekawe, optymalne wnętrza dla ludzi – to nasz cel na najbliższy czas. A że trochę smutno się robi, kiedy na pytanie „czy taki kalkulator może być przydatnym narzędziem” dostajemy wypowiedzi, w których pierwsze skrzypce gra kasa i zarzuty o psucie rynku… no cóż, na pewno nie napisali tego czytelnicy www.wolnymbyc.pl! Swoją drogą, to bardzo ciekawe, że przeprowadzona tydzień temu ankieta (wyniki poniżej) mówi jedno, a absolutnie każdy projektant czy handlowiec, który usłyszał o tym pomyśle uważa, że to strzał w stopę. Decyzja jeszcze w 100% nie podjęta, natomiast coraz bardziej skłaniamy się z wycofania z tego sposobu wyceny naszych prac i powrotu do standardu. A on mówi na tą chwilę, że wyceniamy projekty w okolicach 70 zł/m2, oferując dodatkowe rabaty dla części klientów. To nadal poziom 50-60% tego, co żądają biura o ugruntowanej pozycji i z listą klientów oczekujących na swoją kolej.
Wyniki zeszłotygodniowej ankiety
Ale nie ma tego złego… bo dla czytelników bloga zawsze znajdzie się rabat! Już po tak krótkim okresie działalności widzimy, że nasi blogowi klienci różnią się od pozostałych – dlatego wyraźnie dawajcie znać, jeśli właśnie z tego kanału do nas trafiacie. Z Wami aż chce się współpracować, a przecież jedną z zalet bycia na swoim jest właśnie wolny wybór współpracowników oraz klientów! Tu nie ma mowy o gierkach stosowanych przez biznesowych wyjadaczy, komunikacja jest na wysokim poziomie, a przede wszystkim: da się wyczuć tą chemię po obu stronach, której często brakuje w zwykłych kontaktach biznesowych. Szybko przechodzimy na 'ty’ i znajdujemy wspólny język, co pozwala na bardziej naturalną i pozytywną współpracę. Dlatego właśnie chcemy z Wami pracować, chcemy dawać Wam wartość i chcemy wyceniać projekty w taki sposób, żeby były więcej niż konkurencyjne w stosunku do oferty rynkowej! To spójne z naszą misją, przekazem tego bloga i naszego podejścia do życia w ogólności: chcemy dzielić się z Wami naszym know-how i pomagać Wam osiągać finansowe (i nie tylko) cele. A kiedy to rzeczywiście ma miejsce, otrzymujemy takie referencje jak poniżej (dzięki Maćku, na pewno przeczytasz ten wpis ;)):
Oczywiście, większości klientów z innych źródeł też nie ma co zarzucić, ale ci z bloga to 100-procentowe strzały w dziesiątkę. Dlatego – oprócz 10-procentowego rabatu za usługę całkowicie zdalną – na hasło wolnymbyc koszt projektu obniżymy o kolejne 10%. Ten kod rabatowy można również wpisać w naszym kalkulatorze, który przedstawiałem ostatnio, ale ten sposób wyceny będzie prawdopodobnie niedługo wygaszony.
Przykładowy moodboard, na podstawie którego przedstawiamy koncepcję wnętrza. Powoli tą metodę będą zastępowały (lub chociaż uzupełniały) rzuty 3D.
Księgowość
To taki wyjątkowy temat, który według stereotypów jest nudny jak flaki z olejem, a jednak osobiście odebrałem go jako ciekawe wyzwanie. Przez jakiś czas nie robiłem niemal nic innego, jak tylko czytałem i dowiadywałem się „jak, po co i kiedy”, żeby wszytko było zgodne z regułami. Po kilku wytężonych tygodniach dochodzę powoli do wniosku, że i tutaj DIY nie jest złą opcją, o ile masz kogoś, kogo możesz się poradzić w przypadku wątpliwości. Na początku mocno mnie to męczyło i mnóstwo czasu spędziłem na wyjaśnianiu tematów, które dla części przedsiębiorców i wszystkich księgowych są oczywiste. Wiedziałem jednak, że wynajęcie biura rachunkowego absolutnie nie wyręczy mnie od liczenia, pilnowania i dbania o nasze interesy. W przypadku prostszych działalności (a nasza się do takich zalicza), samodzielne prowadzenie firmy ma wiele zalet. Lubię mieć świadomość, że jestem kimś w rodzaju dyrektora finansowego 😉 i analogicznie do budżetu domowego, tak samo planuję ten firmowy. Tutaj również trzeba dbać o obie strony równania; kategoryzować, podsumowywać, wyciągać wnioski, ciąć straty, przyjrzeć się najbardziej dochodowym współpracom. Jeśli więc dobrze radzisz sobie z finansami w domu, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś spróbował tego samego po wystartowaniu z działalnością, o ile wchodzisz w najprostsze jej formy, a Twoje produkty lub usługi nie są szczególnie skomplikowane (prawnie, podatkowo itp).
Owszem, zdaję sobie sprawę, że to zabiera najcenniejszą z walut: czas. Ale już po kilku tygodniach zgłębiania wiedzy widzę, że to owocuje lepszą kontrolą naszej firmy i zaczyna być coraz mniej absorbujące. Akceptuję też fakt, że sam nie jestem w stanie dobrze zrobić wszystkiego i już na obecnym etapie wiem o jednej wpadce, przez którą potencjalnie będziemy przynajmniej kilka stówek w plecy. No cóż, taka cena nauki – trzeba wyciągnąć wnioski i iść dalej. Na początku jest mnóstwo tematów, które okropnie absorbują, dlatego nie wyobrażam sobie, żeby to Wolna je analizowała, mając na tapecie kolejne projekty. Przecież nie po to zakładamy własną firmę, żeby stać się ekspertem od podatków i księgowości, prawda? Mnie to jednak nieco kręci i cieszę się, że mogę pomagać Wolnej w tym wszystkim, co dzieje się naokoło właściwej działalności firmy. Myślę, że samodzielne prowadzenie księgowości jest opcją, którą warto rozważyć, o ile ma się kogoś do pomocy. Nie musi to być regularnie opłacana księgowa – może Twój mąż lub żona podejmie się tego wyzwania, a może masz wśród znajomych księgowego, który może poświęcić Ci kilka godzin swojego czasu na początek i popchnąć Twoją łódź w dobrym kierunku? Pamiętaj tylko, żeby mu się odpowiednio odwdzięczyć… na przykład, oferując duży rabat na usługi, które sam świadczysz, albo wykonując je za darmo. Barter jest najlepszy ;).
Warto pamiętać, że w razie wątpliwości zawsze można skorzystać z telefonicznej (lub mailowej) porady w Krajowej Informacji Podatkowej. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy dodzwoniłem się akurat do tej pani ;), ale dwukrotnie otrzymałem tam bardzo merytoryczną i pomocną odpowiedź, która rozwiała moje wątpliwości.
Jeśli masz ochotę spróbować samodzielnie prowadzić księgowość w Twojej firmie, zwróć uwagę na program inFaktu. Po analizie tematu i testach 3 różnych aplikacji uznałem, że właśnie ten produkt jest najbardziej przyjazny takim lamom, jak ja 🙂 Jest prosty, intuicyjny, dostępny jako aplikacja z poziomu przeglądarki oraz mobilna, na smartfona. Zawiera co najmniej 90% potrzebnych funkcjonalności (na razie musiałem poza nim wysyłać tylko zgłoszenie ZUS DRA), pozwalając je na co dzień obsługiwać w banalny sposób (oczywiście po tym, jak już załapiemy, o co chodzi – w końcu mając doświadczenie, wszystko może stać się banalne ;)). Gdybyś się zdecydował spróbować, będę wdzięczny za rejestrację z tego linka. W ograniczonym zakresie program jest całkowicie darmowy, ale w praktyce wystarcza to jedynie do zapoznania się z jego funkcjonalnością i oswojenia z podstawowymi funkcjami. Dzięki temu możesz podjąć świadomą decyzję, czy korzystać z niego dłużej. A jeśli tak zrobisz, powinieneś być pozytywnie zaskoczony jego ceną. Na tą chwilę, po dwóch miesiącach używania, zdecydowanie polecam. Zobaczymy, jak będzie dalej.
Dotychczasowe wnioski
Czas na podsumowanie tych kilku miesięcy. Na razie jestem dość powściągliwy, jeśli chodzi o dalekosiężne wnioski i myślę, że krótkie podsumowania naszej działalności co kilka miesięcy będą lepsze, niż wielkie kreślenie planów na początku jej prowadzenia.
Jednak już teraz z całą stanowczością stwierdzam, że widzę dużą, praktyczną wartość tego, co robi Wolna. Być może potwierdzi to w komentarzu któryś z naszych blogowych klientów (zapraszamy, nie wstydźcie się ;), ale sam już wielokrotnie zauważyłem, że współpraca z nami się po prostu opłaca. Jeśli ktoś nie siedzi w tematyce aranżacji wnętrz, nie śledzi aktualnych promocji i nie jest gotowy, żeby poświęcić masę czasu na stworzenie czegoś, czego nie do końca czuje, to naprawdę ciężko stracić na oddelegowaniu prac w nasze ręce. Niemal za każdym razem widzę, że klienci są zaskoczeni tym, jak fajne rozwiązania można mieć za rozsądną cenę. Wielokrotnie też czuliśmy satysfakcję, kiedy pokazując pewne rozwiązania czy sygnalizując promocje (czasami dość dobrze ukryte…), byliśmy w stanie praktycznie wyzerować dla klientów koszt naszego projektu dzięki oszczędnościom wypracowanym na etapie późniejszych zakupów.
Ale żeby nie było, że ciągle… przepraszam za wyrażenie… rzygamy tęczą ;). Wiele potencjalnych projektów nie przeszło poza etap naszej wyceny i nie zakończyło się podpisaniem umowy czy nawet odpowiedzią zwrotną. Jedna (potencjalnie duża) współpraca, która niemal doszła do skutku, nagle się posypała i przez chwilę było mało sympatycznie. Nasz największy projekt, który mamy teraz na tapecie też nie idzie tak gładko, jakbyśmy chcieli i sporą część pracy trzeba było zaczynać od nowa, a płatności, które miały wpaść w lutym, przejdą na marzec (a kto wie, może i na kwiecień). Nie narzekamy też na natłok nowych zapytań i czasami ciężko stwierdzić, czy za 2 tygodnie będziemy mieli co wziąć na tapetę. Samo życie… tak chyba wyglądają początki i nie ma co się tym zrażać.
Mam też wrażenie (graniczące z pewnością ;)), że całkowicie dajemy ciała z promocją naszych usług, szczególnie w mediach społecznościowych. Nie umiemy tego robić i z jakiegoś powodu mam wręcz opory, żeby się za to zabierać w sposób bardziej profesjonalny. Jesteśmy też absolutnymi żółtodziobami w temacie sprzedaży i to po prostu widać. Ale… gdyby wszystko szło jak po sznurku, byłoby to wręcz podejrzane, prawda? 🙂 Tym bardziej doceniamy to, że możemy rozkręcać biznes bez absolutnie żadnej presji finansowej, dzięki czemu możemy być też nieco bardziej wybredni, jeśli chodzi o klientów, z którymi współpracujemy. Ważne, że pieniądze, które z tego przychodzą są z gatunku nice to have, zamiast: 'albo zarobię, albo będzie dramat’. A jeszcze ważniejsze, że uczymy się prowadzenia firmy na czymś małym i bezpiecznym – na razie to taka piaskownica, z której pewnie kiedyś zrodzi się coś poważniejszego.
Już na tym etapie dostrzegamy, że własna firma to cała masa zalet i możliwości. A także wyzwań, które bierzemy na klatę. Prowadząc działalność, jesteśmy bardziej wiarygodni, a także mamy zdecydowanie większe pole do popisu. Sami decydujemy o kierunku rozwoju, uczymy się biznesu (biznesiku ;)), wyciągamy z tego wnioski i uniezależniamy się: od pracodawcy, sztywnych godzin pracy, toksycznych ludzi i klientów, z którymi niekoniecznie chcemy współpracować. Jesteśmy panami własnego czasu, chociaż w praktyce na początku wcale nie ma go za dużo 😉
A przede wszystkim, bierzemy własny los w swoje ręce. Utkany jakieś 1,5 roku temu plan, żeby Wolna całkowicie zmieniła swoją specjalizację i zajęła się czymś, co rzeczywiście lubi robić, zaczyna nabierać kształtów. Przez ten czas konsekwentnie robiliśmy małe kroczki, dzięki którym dzisiaj możemy spojrzeć wstecz i stwierdzić: wykonaliśmy kawał dobrej roboty! Oczywiście, widzimy przed sobą wielką górę, na którą będziemy się z mozołem wspinali w najbliższych latach, ale to nas motywuje i cieszy. Nie zamierzamy osiąść na laurach i korzystać z wypracowanej niezależności finansowej, a raczej: swobodnie korzystać z tego, co ona umożliwia i rozwijać się w takich kierunkach, jakie nas pasjonują. Zwłaszcza, że możemy się pochwalić laurkami jak poniższa, którą wystawił nam czytelnik bloga, z którym współpraca była czystą przyjemnością!
Na koniec chciałbym ponownie wyrazić uznanie dla mojej drugiej połówki, która przeszła w ciągu ostatniego roku naprawdę długą drogę. Podczas której była konsekwentna i cały czas wierzyła, że praktycznie w dowolnym momencie można się przebranżowić, zmienić specjalizację i zacząć robić to, co naprawdę ją interesuje. Jeśli ma się takie możliwości (na przykład, dzięki poukładanym finansom osobistym), można spojrzeć na „karierę” w zupełnie inny sposób: odkładając na bok słowa takie jak „muszę” czy „bo przecież pieniądze”. Wyuczony zawód to nie wyrok śmierci, a świat jest pełen możliwości. Brawo Wolna! Kto wie, może i ja wyciągnę z tego odpowiednie wnioski… 😉
PS Jeśli chciałbyś otrzymywać informację o nowościach, promocjach i kolejnych realizacjach w ramach naszej Pracowni Dobrych Wnętrz, już teraz zapisz się do świeżo powstałego newslettera. Uwaga – to nie jest ten sam newsletter, który prowadzę dla bloga www.wolnymbyc.pl.