To już dziesiąty wpis z serii #migawki! W związku z tym skromnym jubileuszem prezentuję coś, co potencjalnie może pozytywnie wpłynąć na Twoje życie. Mam wielką nadzieję, że kilka poniższych akapitów zmobilizuje Cię do tego, żeby spróbować podjąć się wyzwania podobnego do tego, które sam podjąłem, a które po krótkim czasie stało się moim zwyczajem. Zwłaszcza, że jest ono wyjątkowo proste, a jednocześnie – bardzo wartościowe!
Mowa o czytaniu książek. Czyli o czynności, która nie jest naszą mocną stroną, jeśli spojrzymy na statystyki. A te stale pokazują, że trend jest od wielu lat spadkowy, jakieś 60% z nas nie czyta w ogóle, a jeśli ktoś wyłamuje się z tego niechlubnego trendu, to zalicza zwykle jedną pozycję rocznie. Odwieczna „jedna książka na rok” to smutny obraz, w który niestety sam się jeszcze niedawno wpisywałem. Miałem mnóstwo powodów i wymówek: praca, dzieci, hobby. A także to, że przecież sam piszę, tworzę, dostarczam treści, więc kiedy tu jeszcze znaleźć czas na taki luksus, jak czytanie. Okazało się, że można – zwłaszcza, że to jedna z najbardziej pożytecznych rozrywek, jakie mi przychodzą do głowy.
„Elon Musk” – niesamowity wizjoner; człowiek o niezwykłym umyśle, który nie boi się mówić i wprowadzać w życie pomysłów, które świat ocenia jako niedorzeczne. Wielokrotnie udowodnił, że chcieć to móc, a ja bardzo kibicuję Elonowi w jego planowanym locie na Marsa 😉 To była niesamowita lektura, którą polecam jak mało którą!
A zaczęło się – i tu Cię pewnie nie zaskoczę – od wpisania 12 książek jako jednego z moich celów na ten rok (o celach więcej już za tydzień). To ambitne zadanie, które od razu oznaczyłem sobie kolorem pomarańczowym, oznaczającym „nie będzie łatwo, to zadania grubego kalibru, którego nie wykonam ot tak„. Przeskoczenie z 1-2 pozycji w roku na jedną w miesiącu to naprawdę coś, co jeszcze 3 miesiące temu nazwałbym nie lada wyczynem.
Zacząłem więc od „4-hour workweek” Tima Ferrisa w formie audiobooka, jako przypomnienie pozycji, z którą miałem do czynienia dobre kilka lat temu. Połknąłem ją w ciągu kilku dni i chwyciłem po biografię Steva Jobsa, wysłuchanej w większości w czasie samolotowych podróży i przemieszczania się do/z biura w czasie jednej z moich delegacji. Później było „Smart shopping” Ani Makowskiej i biografia Elona Muska… po czym z nieukrywanym zdziwieniem stwierdziłem, że… skończył się styczeń. Wtedy jeszcze nie do końca to rozumiałem, ale nagle plan na cały rok 2019 wydał się czymś śmiesznie łatwym do realizacji. W chwili publikacji tego wpisu mamy za sobą zaledwie 1/4 roku, a ja mam już za sobą 15 książek! W tym czasie przekonałem się o niesamowitej wartości, jaką daje czytanie. Zobaczyłem, że nie trzeba mieć dwóch godzin dziennie na to, żeby chłonąć wartościową wiedzę, która jest na wyciągnięcie ręki, w dodatku przeważnie za darmo (przypominam o instytucji zwanej biblioteką)! Z zaskoczeniem stwierdziłem, że planowanie ma niesamowitą moc (o tym więcej już niedługo), a dzięki nieco innemu podejściu do technicznych aspektów samej czynności „czytania”, mogę stawiać sobie i realizować naprawdę ambitne cele. Jednocześnie, w pierwszym kwartale tego roku obejrzałem może 2 filmy (jeśli nie liczyć wartościowych materiałów, które chłonę przez YouTube przez około 30 min dziennie), miałem zerowy kontakt z telewizją (dieta informacyjna, pamiętasz?) i ani razu nie włączyłem konsoli (zastanawiam się więc nad jej sprzedażą… ktoś reflektuje na PS4 z moim autografem? ;)). To pokazuje moje priorytety dla poszczególnych typów rozrywki i szczerze mówiąc, sam jestem tym rozwojem sytuacji zaskoczony. Ważne, że pozytywnie!
„Jaglany Detoks” – książka, której tytuł możesz wziąć w jeden, duży cudzysłów. Owszem, Wolna wprowadziła jaglankę do naszego menu, ale zakres tematów poruszanych w tej lekturze jest znaaaaacznie szerszy. Zdrowie, duchowość, mentalność, medytacja, wdzięczność, miłość, równowaga… to tylko niektóre z nich. Powiedziałbym wręcz, że Marek Zaremba daje całe mnóstwo wartościowych wskazówek z gatunku 'jak żyć’, które są niezwykle spójne z przesłaniem mojego bloga. Myślę, że byśmy się dogadali ;).
Postanowiłem, że podzielę się z Tobą moimi sposobami na bardziej efektywne podejście do czytania. Jeśli znasz teorię i wiesz, że czytanie jest ważne, ciekawe i przydatne, ale z bliżej nieokreślonych powodów po prostu nie możesz się za nie zabrać; jeśli myślisz, że w codziennym pędzie nie masz na nie czasu; jeśli nie wiesz, od czego zacząć, wypróbuj poniższe metody. U mnie zdziałały cuda.
- wpisz czytanie w swoje cele. Niech będzie to konkretny, dobrze zdefiniowany cel, zamiast zwyczajowego „będę czytał więcej”. Nie masz jeszcze listy celów? Spokojnie, niedługo podsumuję pierwszy kwartał tego roku i napiszę więcej o magii planowania życia.
- otwórz się na inne formy chłonięcia książek i zdecyduj, z jaką inną czynnością możesz połączyć czytanie. Ja często biegam i słucham audiobooków jednocześnie, dzięki czemu „czytam” dodatkowe 3-4 godziny w tygodniu. Niesamowicie proste, obłędnie skuteczne. Tylko nie przesadź z multitaskingiem – on się sprawdza przy maksymalnie 2 czynnościach jednocześnie – i to pod warunkiem, że jedna z nich jest prosta, nie wymagająca myślenia (jak na przykład bieganie). Kiedy będziesz próbował ożenić dwie bardziej wymagające czynności, ciągłe przełączanie się pomiędzy nimi zabierze Ci mnóstwo energii!
Słuchanie audiobooka podczas robienia koktajlu. Gotowania, prasowania, odkurzania czy nawet kąpieli… możliwości jest mnóstwo!
- zaplanuj, co przeczytasz w najbliższym czasie. Nie mając listy lektur, na nic nie czekasz, więc Twoje parcie na książkę będzie mniejsze. Nie warto też czytać wszystkiego „jak leci”. Ja zacząłem od listy Mirka i Marka z Małej Wielkiej Firmy, a po kilku pierwszych lekturach sam zacząłem zauważać, co najlepiej do mnie trafia i dzisiaj samodzielnie wybieram kolejne pozycje. Na początek polecam biografię postaci, które Cię interesują. To skarbnica wiedzy, spora dawka motywacji do działania i ciekawa rozrywka jednocześnie! Zachęcam też do sprawdzenia mojej listy polecanych lektur, a także do 4 najlepszych książek, które przeczytałem w tym roku – odnośniki do nich znajdziesz w tym wpisie.
- odłóż na bok media społecznościowe. Ja nigdy nie byłem ich fanem, chociaż od kilku miesięcy udzielam się na Instagramie. Przeszedłem już ścieżkę od zachwytu tą platformą do odrazy cukierkowym, nierealnym i pełnym ordynarnych reklam życiem, które tam widzę. Na tą chwilę postanowiłem, że owszem – będę tam publikował treści (o ile będą one z mojego punktu widzenia wartościowe) ale nie oglądam życia innych. To co najmniej kilkanaście minut więcej każdego dnia! I nie, nie będę miał Ci za złe, jeśli przestaniesz mnie obserwować i usuniesz tą aplikację ze swojego telefonu 🙂
- potraktuj czytanie jako długoterminową inwestycję w samego siebie. Pamiętasz, że to najlepsza inwestycja, w jaką możesz wejść?
- uwierz, że nawyk to coś, co pomoże przenosić góry. Rezerwując sobie 15-30 minut DZIENNIE na czytanie, już po kilku tygodniach przekonasz się, że wejdzie Ci to w krew i będziesz w stanie wygospodarować chociaż tyle czasu każdego dnia. To, co dzisiaj wydaje Ci się nierealne, po miesiącu może być po prostu elementem Twojej codzienności.
- przypomnij sobie, gdzie masz najbliższą bibliotekę i zaprzyjaźnij się z nią.
- pożyczaj książki od innych. Kupuj, a po przeczytaniu sprzedawaj. Wymieniaj się nimi. Możliwości jest dużo – finanse NIGDY nie są racjonalną przeszkodą w czytaniu. Owszem, mogą być wymówką. Bardzo słabą zresztą.
- zastąp wieczorne wpatrywanie się w srebrny ekran na lekturę. Sam aktualnie wprowadzam w życie zwyczaj, zgodnie z którym po godzinie 21ej nie wpatruję się w jakiekolwiek ekrany. Jakkolwiek dziwacznie może to brzmieć w dzisiejszym świecie (przecież właśnie wieczorem zwykle mamy czas na cyfrową rozrywkę), to w gruncie rzeczy bardzo proste. Pozwolę sobie polecieć po stoicku: wszystkim, co mamy to nasz umysł. Znacznie lepsze, niż sięganie do świata zewnętrznego jest wpatrywanie się w to, co mamy wewnątrz.
- przemieszczanie się (do pracy, szkoły, gdziekolwiek!) to najlepsza czynność, którą możesz połączyć ze słuchaniem audiobooków. Mimo, że na co dzień nie podróżuję zbyt dużo, to w pierwszych miesiącach tego roku spędziłem już z 15 godzin w samolotach i na lotniskach. To kilka odsłuchanych książek!
- Nie musisz brać ze sobą opasłych tomów na Twoje wojaże. Wystarczy smartfon i para słuchawek albo urządzenie typu Kindle.
„25 miniemerytur” – lektura, do której podszedłem z małą rezerwą, a która wciągnęła mnie i przekonała do siebie. To nie żadna opowiastka o egzotycznych podróżach, ale konkretny kawał przydatnej wiedzy, który jest osadzony w realiach podróżowania i podzielony na tematyczne kawałki, powiązane z poszczególnymi wyprawami Jakuba. Nieźle wykombinowane!
Aż strach pomyśleć, co by było, gdybym dodał do tego umiejętność szybkiego czytania czy inną technikę pomagającą chłonąć więcej w tym samym czasie. Nie chcę się jednak dać zwariować – nadal chcę czuć przyjemność z czytania i nie zamierzam traktować go wyłącznie jako źródło pozyskiwania wiedzy, ale również – jako chwilę dla siebie i sposób na zwolnienie tempa.
„Steve Jobs” – klasyk gatunku. Umysł nie z tej ziemi, wizjoner, a jednocześnie trudny we współpracy i niezwykle wymagający (od siebie i innych) człowiek. Autor przedstawia losy Steve’a w niezwykle wciągający sposób, a ja po lekturze nieco inaczej patrzę na produkty z logiem jabłka. No, przynajmniej te sprzed kilku lat 😉
Chciałbym, żebyś jeszcze dzisiaj zdefiniował sobie 5 lektur, które wydają Ci się interesujące. Następnie określ, skąd możesz je pozyskać i w jakiej formie (książka, ebook, audiobook) chciałbyś je wchłonąć. Od tego już tylko krok dzieli Cię do zaplanowania czasu, który na to poświęcisz lub czynności, do których dokleisz czytanie. A następnie… rób to, tak po prostu. Zobaczysz, że po kilku tygodniach czytanie stanie się Twoim nawykiem i nie bardzo będziesz mógł pojąć, jak do tej pory mogłeś funkcjonować bez niego – bez korzystania z ogromu wiedzy i doświadczenia, które są na wyciągnięcie ręki. Bez tej chwili relaksu z dala od świecącego ekranu. Na koniec, nie zapomnij skomentować tego wpisu, dzieląc się pozytywną zmianą, która w Tobie zaszła! 😉
## wpis edytowany 04.09.2019: po kilku miesiącach prób i błędów, wreszcie znalazłem najlepszą dla mnie platformę do czytania – a w zasadzie słuchania – książek. Storytel, bo o niej mowa, pozwala mi na przeczytanie nieograniczonej liczby książek w miesiącu, oferując bardzo bogaty księgozbiór. Co więcej, korzysta z niego też Wolna, a kiedy podróżujemy całą rodziną, również dzieci mogą posłuchać audiobooków skierowanych właśnie do nich. Zapraszam Cię do rejestracji przy pomocy poniższego bannera (lub tego linka), dzięki czemu wesprzesz rozwój tego bloga. Pierwsze 14 dni jest całkowicie darmowe, więc jeśli uznasz, że to jednak nie dla Ciebie – możesz zrezygnować z abonamentu!
Myślałeś nad zaczęciem nagrywania podcastów? 😉
To również jedna z alternatyw dla czytania bloga, co nie ukrywam, jest bardzo wygodne!
Myślałem, również nad vlogiem. Mam coś w planach, ale na razie nie zapeszam. Wiem też, że do pisania mam pewne predyspozycje i wieloletnie już doświadczenie. Z mówieniem/wystąpieniami nie idzie mi tak dobrze, więc nie wiem czy dołączę do trendów, czy zostanę blogerem-dinozaurem, nawet kiedy już wszyscy będą vlogowali 😋
Dwie refleksje: dieta informacyjna, nieoglądanie TV – OK. Ale jednak trzeba się choć trochę orientować, co się dzieje w kraju, bo ma to namacalny wpływ na nasze życie. Do tego w tym roku podwójne wybory, moim zdaniem bardzo ważne. Może pójdzie ku lepszemu.
I druga: dwie książki do polecania: „Hello world” Hannah Fry (http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4870673/hello-world-jak-byc-czlowiekiem-w-epoce-maszyn) i „Wielka Czwórka” (http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4864626/wielka-czworka-ukryte-dna-amazon-apple-facebooka-i-google). Powinny Ci podejść 😉
Hej, nie mogę się zgodzić z pierwszą częścią. Wiem, że „niewiedza o bardzo ważnych i krytycznych tematach” to najczęstszy zarzut odnośnie diety informacyjnej. Mimo to, po kilku latach jej stosowania uważam, że jestem wystarczająco niedoinformowany 😉 i to, co na mnie wpływa zawsze jakoś tam trafi do moich uszu (na przykład, od znajomych czy rodziny). To, czego potrzebuję doczytam sam. A odnośnie wyborów, to świetny przykład. W ostatni weekend w Gdańsku były wybory do rad dzielnic. Będąc całkowicie odciętym od mediów, wiedziałem o nich i wziąłem w nich udział, w przeciwieństwie do… 89% uprawnionych do głosowania w mojej dzielnicy. Podszedłem nawet do moich rodziców, wpatrujących się w srebrny ekran po kilka godzin dziennie i wyciągnąłem ich na wybory, bo nic nie wiedzieli…
Pozdrawiam i dziękuję za podsunięte tytuły.
Kolejny bardzo ciekawy i wartościowy wpis- dziękuję 😊 ja na szczęście nie mam żadnych problemów ze znalezieniem czasu na czytaniem ale do tej pory muszę przyznać, że lista sama tworzyła się przypadkowo: książki pożyczone, polecone ale nigdy zaplanowane. Muszę zatem popracować nad tą częścią 😊 zaciekawiła mnie też ta część w której wspominasz o wartościowy treściach na YT…czytaj mogłabym poprosić o rozwinięcie tematu albo odesłanie do odpowiedniego wpisu jeśli taki już „popełniłeś”? Pozdrawiam serdecznie 😊
W moim przypadku ogromny skok w ilości przeczytanych książek nastąpił w momencie wykupienia abonamentu na Legimi… Zaczęło się w sumie od tego, że mąż chciał swojej mamie kupić ebook’a w prezencie, a Legimi ma ebooki w ofercie w abonamencie rocznym. Abonament pozwala czytać na 4 urządzeniach, więc teściowa czyta na ebooku, mąż na tablecie, a ja na komórce 🙂 I właśnie opcję komórkową bardzo sobie cenię, bo komórkę mam przy sobie prawie zawsze. Czytam w kolejkach w sklepie, w przychodni, na przystanku, w autobusie, na przerwie obiadowej… Wieczorny przegląd facebook’a zamieniłam na wieczorne czytanie. I jako z 2-3 książek rocznie zrobiło się nagle kilkanaście 🙂
Można oczywiście kupować konkretne ebooki, ale mi jakoś zawsze było szkoda kasy. Nad każdą pozycją musiałam się 10 razy zastanowić i ostatecznie zazwyczaj stwierdzałam, że wolę poczekać i od kogoś pożyczyć albo przejść się do biblioteki… Co nigdy nie dochodziło do skutku. Niedawno podliczałam, ile bym zapłaciła za te wszystkie książki osobno – i wyszło jakieś 5 razy drożej, niż roczny abonament. A podliczałam tylko książki przeczytane przeze mnie – teściowa przeczytała drugie tyle.
Też dobry sposób. A jeśli płaci się 50zł miesięcznie abonamentu, to pewnie jest i motywacja, żeby regularnie czytać 😉
W mojej miejscowości dostęp do Legimi, za darmo oferuje biblioteka. Raz w miesiącu odbiera się z biblioteki kod przedłużający dostęp o kolejny miesiąc. Pozdrawiam.
2 tytuły ode mnie:
Sapiens. Od zwierząt do bogów.
Rowerem i pieszo przez czarny ląd (super jako audiobook).
Słucham aktualnie inną książkę tego autora (Yuval Noah Harari) i powiem Ci, że nie do końca do mnie trafia. Jest dość ciężka i widać, że autor jest z innego kręgu kulturowego, a przez to zwyczajnie wielu rzeczy nie rozumiem lub nie kojarzę. Ale być może dam mu jeszcze jedną szansę.
Całkiem wygodne jest posiadanie konta na stronie lubimyczytac.pl
Można tam dodawać książki na różne wirtualne półki, np. na półkę: „chcę przeczytać”.
W ten sposób można w wygodny sposób stworzyć swoją listę tytułów do przeczytania.
Często zaglądam na ten serwis, ale do tej pory nie pomyślałem o tym, żeby w taki sposób go używać. Być może założę konto, dzięki.
U mnie niestety wygląda to tak, że mimo tego, że założyłem sobie, że w tym roku przeczytam minimum 6 książek (jedną na 2 miesiące), to mija już 3 miesiąc a ja w dalszym ciągu jestem w trakcie czytania pierwszej z nich.
I mimo tego, że mam zaplanowane książki, które chcę przeczytać, to jakoś wymówka braku czasu przeznaczonego na czytanie póki co wygrywa. Być może to problem z ustalaniem sobie priorytetów albo chęcią zrobienia zbyt dużej ilości rzeczy w krótkim czasie 🙂
Na całe szczęście od czasu do czasu staram się pochłaniać sporą ilość podcastów. Być może to nie to samo co książki, ale też można z nich wynieść wiele ciekawych informacji.
Liczę na to, że po przeczytaniu Twojego wpisu uda się poprawić powyższą sytuację.
Trzymam kciuki! Być może czytasz niewłaściwą książkę ;), która Cię nie wciągnęła? Albo spróbuj łączyć czytanie (słuchanie?) z innymi czynnościami – to naprawdę załatwia temat braku czasu.
U mnie zaczęło się od audiobooków podczas biegania i chodzenia po mieście. Z czasem jednak doszedłem do wniosku, że nie każda książka nadaje się do słuchania i o ile jakieś powieści czy biografie słucha się ok, to o tyle książki typu poradnikowego nie do końca.
U mnie działa to tak, że jak trafiam jakiś kluczowy moment to w poradnikach najlepiej jest się zatrzymać i przejrzeć jeszcze raz cały fragment lub rozdział, dzięki temu nie „przeleci” to z ucha do ucha. Kiedyś nie mogłem zrozumieć czemu moja dziewczyna pochłania kilka thirrelerów miesięcznie, odpowiedź jest bardzo prosta i zrozumiałem to gdy sam zacząłem czytać takie książki: lekkie książki (powieści, nie-poradniki) czyta się szybko, bo większość można porostu przeskanowac wzrokiem i już wiadomo o co mniej więcej chodzi w książce. Z poradnikami jest inaczej, bo żeby ich czytanie miało jakiś sens to trzeba bardzo się skupić na lekturze i wracać do niej kilka razy. Jeśli taki poradnik, powiedzmy „Zjedz tę Żabę”, przeczytasz na szybko i pobieżnie to wychwicisz kilka ciekawostek i to wszystko, „przeczytałeś” książkę. Jednak nie przeczytałeś i tak to nie działa, pobieżnie przyjałes do wiadomości, a nie o to w tym chodzi, tylko żeby stosować te treści w praktyce, a to wymaga więcej czasu i pomyślenia.
Trafny argument. Sam pewnie część z tego typu książek przesłuchałem i niewiele z tego wyniosłem. Ale z drugiej strony wydaje mi się, że nawet kilka zdań czy myśli z danej pozycji sprawia, że było warto. Zwłaszcza, że każdy wynosi co innego z tego samego tekstu. Ba – nawet inne rzeczy wyniesie ta sama osoba, która przeczyta coś kilkukrotnie: na różnych etapach swojego życia.
Czytanie a „czytanie” to dwie różne rzeczy. Mam podobne zdanie do 88Geek. Należało by zapytać po co czytamy? Bo opowieści zapewne dla przyjemności. Wtedy łykanie jedną za drugą lub w formie audiobooka jest ok. Problem polega na tym, że jak czytamy bo chcemy się rozwinąć to trzeba zdecydowanie zmienić podejście. Ja jestem wzrokowcem – przy takich książkach audiobooki od razu odpadają bo przyswajalność wiedzy u mnie spada. Jeśli już czytamy jakiś „poradnik” to po to by wyciągnąć wiedzę, dostosować do naszej potrzeby i zastosować. W audiobooku notatek nie zrobisz i znacznie ciężej wrócić do danego fragmentu. Nie musimy czytać 15 książek, wystarczy jedna i działanie. Jeśli przeczytasz sporą ilość książek poradnikowych czy biografii to powinieneś dojść do wniosku, że w każdej pojawiają się te same elementy i tych elementów należy szukać lub je wprowadzać w swoim życiu. Jeśli nie doszło się do takich wniosków to sorry ale z czytaniem takich książek straciło się czas. Trzeba było czytać fantasy 🙂
Uważam, że warto było czytać książkę (poradnik, biografię) jeśli wyciągnęliśmy przynajmniej jedną rzecz która zmieniła nasze postrzeganie w jakimś zakresie (zmieniła ale nie na zasadzie ciekawostki). Super jeśli po lekturze podjęliśmy jakieś działanie.
Takie życiowe spostrzeżenie. Czytam w ciągu dnia (w toalecie, w luźnych 15 minutach, kiedy dzieci oglądają bajkę – siedzę obok, itd.) Coraz częściej moje dzieci zaczynają samodzielnie sięgać po lektury (komiksy, książki). Siadają obok i zajmują się czytaniem. Przynajmniej jedno bo drugie głównie przegląda obrazki bo dopiero uczy się czytać. A to jest całkiem fajne i w takich chwilach uśmiecham się zza swojej lektury.
Zgadzam się tylko częściowo. Czytanie nie jest zero-jedynkowe. Tutaj też ważne jest doświadczenie i budowanie umiejętności wyciągania wartościowych rzeczy z tekstu. To nie tak, że jak ktoś z poradnika nie wdrożył żadnej zmiany to lepiej było w ogóle nie czytać. Może zamiast tego, potwierdził swoje przypuszczenia czy dotychczasowe zasady, którymi się kierował. A może – pamiętając, że książka była po prostu „dobra” – za kilka lat wróci do niej, już bardziej dojrzale i zanotuje co trzeba, zapamięta, zmieni. Nie widzę też powodów, dla których – przykładowo – słuchanie audiobooka w samolocie miałoby być gorsze niż czytanie tekstu na kibelku ;). Także ja bym nie dzielił na czytanie i „czytanie”, ale zgadzam się, że konsumpcja treści na spokojnie, ze 100% skupieniem i robieniem notatek jest bardziej wartościowa. Nie uważam jednak, że jeśli w ten sposób nie działamy, to lepiej nie czytać w ogóle.
Wolny nie rób ze mnie jakiegoś radykała 🙂 W rozumieniu rozmijamy się chyba w podejściu do jednej kwestii:
1. Czytać czy nie czytać – zawsze czytać, tu sie chyba zgadzamy
2. Beletrystyka – czytanie, audiobook co komu pasuje – tu też
3. Poradniki, biografie, rozwój – tu mamy chyba inne podejście. Ja uważam, że jeśli ktoś sięga po taką książkę to dlatego, że szuka odpowiedzi. Jeśli jednym uchem wpada a drugim wypada ( to jest „czytanie”)to nie ważne ile książek przeczytasz bo nic to nie da. Wtedy lepiej czytać beletrystykę. W tym punkcie obstaje przy swoim czytasz albo „czytasz”. U mnie jako wzrokowca w tym segmencie audiobooki odpadają i tylko o tym pisałem.
Budowanie umiejętności wyciągania wartościowych rzeczy z tekstu wymaga świadomego działania i mam wątpliwości czy działa przy „czytaniu”. Jak pisałem wcześniej jeśli przeczytasz kilka-kilkanaście poradników czy biografii i poza ciekawostkami nie poszerzyłeś choćby horyzontów a o działaniu nie wspomnę to takie „czytanie” ma taką samą wartość jak czytanie beletrystyki – rozrywkową. Samo w sobie nie jest złe ale nie po to sięga się po ten rodzaj lektury.
Czy też tak masz, że z każdą kolejną książką coraz trudniej wydłubać coś wartościowego? Inne opakowania i sposób podania co nie umniejsza wartości tych stwierdzeń.
Jeszcze chyba za mało lektur za mną, żeby dochodzić do takich wniosków. Ale dzisiaj – słuchając „zjedz tę żabę” ja stwierdziłem, że „moje ostatnie książki są ciągle o tym samym”, a Wolna z kolei zauważyła: „jakbym słuchała twojego bloga w formie podcastu” 😉
A na marginesie: mam świadomość, że część z tych 15 książek właśnie „przeczytałem”, jeśli trzymać się Twojego podziału. Ale nie jest mi z tym źle, być może do części wrócę, może kiedyś zgłębię je bardziej, na spokojniej. Myślę, że wszystkiego się trzeba nauczyć i być może tak jest, że ja – jako 'czytelnik-świeżak’ – nieco za dużo wchłaniam, tak naprawdę idąc czasami po łebkach. Zastanowię się nad tym ponownie za jakiś czas, jak się już trochę otrzaskam z tematem i wejdę w jakiś pasujący mi rytm. Pozdrawiam!
Tak sobie jeszcze myślę… może Ty i masz rację. Jak przypomnę sobie słuchanie „25 miniemerytur” w samolocie, to co i rusz zatrzymywałem audio i klepałem sobie różne wnioski i myśli do notatek. Biegnąc nie mam takiej możliwości i nawet, jeśli skupiam się na tekście, to pewnie wnioski szybciej ulatują. Wniosek może zatem powinien być taki: dobierać typ lektury do czynności, z którą ją łączysz. Jeśli poświęcasz czas w 100% na czytanie, lub potrafisz się skupić i wyciągnąć całe „mięso” w trakcie podróży, wybieraj poradniki i książki o rozwoju. Jeśli wiesz, że spora część z tego, co słyszysz niedługo wyleci drugim uchem, wybierz coś lżejszego.
Amen, podpisuje się obiema rękami.
Według mnie fajnie się sprawdza metoda polegająca na przeczytaniu 10 stron dziennie. Zwłaszcza jak nie bardzo ma się czas na taki rodzaj rozrywki. Teoretycznie w miesiącu 300 stron to już sporo, więc delikatnie się przykładając można pochłonąć kilka tytułów w ciągu roku 🙂
A ja po przeczytaniu wpisu oraz komentarzy pod nim mam taką chyba smutną refleksję – wszystko skupia się wokół poradników, biografii, coachingu (który moim zdaniem jest jednym wielkim oszustwem i powinien być zakazany, nawiasem mówiąc), rozwoju itp., nikt już nie czyta beletrystyki 🙁
Bardzo ładnie napisane, wszystko jest możliwe gdy są chęci bo nie kiedy jest tego czasu więc nie kiedy mnie, i wiele rzeczy tak jak czytanie odkłada się na później, bynajmniej jest tak u mnie później, potem itd.Córka licealistka w zeszłym roku będąc w sanatorium miesiąc przeczytała 7 naprawdę grubych książek od 300 stron wzwyż, miała dużo czasu i ograniczony dostęp do mediów, tylko ona poprostu uwielbia czytać, jestem z niej dumna bo rozszerzenie wybrała humana i z j.polskiego dobre wyniki w nauce więc coś w tym jest, że to się później przekłada na naukę, a teraz w klasie córki nie wiedzą gdzie postawić przecinek w rozprawkach itp,ponieważ słownik w smartfonach i młodzieży dzieci gubią znaki.Pozdrawiam i bardzo dobry wpis.