Dom czy mieszkanie. Dylemat państwa Wolnych ;)

Z ostatniego wpisu dowiedziałeś się, że w ostatnich miesiącach nasze – i tak już dość dynamiczne – życie nabrało tempa. Wkroczenie na drogę stawiania sobie świadomych, długofalowych celów dał nam wiatr żagle i spowodował, że w głowie aż się kłębi od różnych myśli i ambitnych pomysłów. Ale po kolei…

Jak wiesz, od jakiegoś czasu jesteśmy niezależni finansowo. I rzeczywiście, moglibyśmy zaparkować na poboczu, położyć się kołami do góry 😉 i odłożyć na bok wszelkie aktywności zawodowe. Ale jest w nas nadal dużo motywacji i paliwa do działania, a ponieważ ułożyliśmy sobie pracę pod życie (a nie odwrotnie), na tą chwilę nie zwalniamy. Otworzyliśmy działalność pod tytułem Pracownia Dobrych Wnętrz, ja nadal tkwię w mojej złotej klatce i nie porzucam wygodnego etatu w korporacji, który – o dziwo – daje mnóstwo przestrzeni. Zyski z mieszkań na wynajem tylko dopełniają obrazu: dobiliśmy do celu, ale postanowiliśmy wiosłować dalej, w związku z czym nasz pociąg nadal pędzi i aż się prosi, żebyśmy w jakiś sposób spożytkowali obecne i przyszłe nadwyżki finansowe.

Dzisiejsze zdjęcia pochodzą z naszych ostatnich wycieczek w poszukiwaniu swojego miejsca na kaszubskiej ziemi.

Pierwszy pomysł, który wpadł nam do głowy: kolejne mieszkanie na wynajem. Tylko – zgodnie z tym, co pisałem o naszej strategii inwestycyjnej na rok 2018 i kolejne – mamy opory, żeby wchodzić jeszcze głębiej do tej wody. Ceny nieruchomości szaleją, a czynsze najmu zdecydowanie nie nadążają za tym wzrostem, co sprawia, że coraz trudniej wykręcić chociażby i to moje – wyśmiewane przez wielu – 6% zysku netto rocznie.

Pomysł numer dwa: kisimy i czekamy na jakąś rzeź spekulantów, w czasie której pójdziemy na zakupy. Tylko… kto nam zagwarantuje, że za rok czy 3 będzie taniej? Że krew się poleje, a rynek najmu nie dostanie rykoszetem? Wreszcie: czy będziemy na tyle twardzi, żeby kupować, kiedy rynek będzie sprzedawał? Co więcej: za nic sobie mając prawdopodobne przecież perspektywy, że za X lat demografia może zrobić swoje, a po dzisiejszym deficycie mieszkań nie będzie już śladu. Nie zapominamy też, że naszym nadrzędnym celem jest spokojne, zrównoważone życie, a nie rozdmuchanie naszych inwestycji do jakichś niebotycznych rozmiarów i przeistoczenie się w firmę obsługującą własne nieruchomości na wynajem. To wszystko pochłania czas i zdecydowanie nie jest inwestycją pasywną – a przynajmniej, nie jest tak w naszym przypadku, skoro sami obsługujemy całość.

Trzeci pomysł: mieć kompletnie wywalone na to, że co miesiąc kupka rośnie. Niech rośnie – jeść nie woła, pracy nie przysparza. A że nieoptymalnie, że można zrobić z tym coś bardziej sensownego i znaczącego – nieważne. To całkiem sensowne podejście, ale czuję, że nie współgra to zbytnio z naszym charakterem. A dokładniej: wiem, że przez brak jasnej ścieżki w kierunku „finanse/inwestycje” (poprzednia wizja dobiegła końca wraz z osiągnięciem wolności finansowej) myślę o tych tematach zdecydowanie zbyt często, niż bym chciał. Jednak klarowny plan, który po prostu realizowałbym w poszczególnych miesiącach i latach sprawiłby, że mógłbym skupić się na innych, ważniejszych (i przyjemniejszych) tematach.

Trening połączony z poszukiwaniem domu? Czemu nie?

Rozważaliśmy też pomysł numer cztery: przejeść 🙂. Tylko, że to zdecydowanie nie w naszym stylu. Owszem, inflację stylu życia można rozdmuchać do dowolnych rozmiarów, a dzisiejsze abstrakcyjne zachcianki zacząć z czasem nazywać niezbędnymi potrzebami, ale jakoś sobie nas nie wyobrażam w aucie klasy premium, przemierzających drogę do luksusowego spa na Mazurach… no nie, tak po prostu. Mamy swoje hamulce, granice i potrzeby, których nie chcemy niepotrzebnie pompować bez końca tylko po to, żeby podnieść status, wizerunek czy wygodę… proste życie pociąga nas bardziej niż najbardziej nawet wyszukane rozrywki.

I dlatego właśnie pojawiła się idea numer 5, którą obecnie rozważamy. Według niej, połączylibyśmy konsumpcję z inwestowaniem, wykorzystując obecne i przyszłe nadwyżki finansowe. Otóż zamiast kupować kolejnego, abstrakcyjnie drogiego mieszkania na wynajem, na którym w chwili obecnej z ledwością wyszlibyśmy na plus jeśli chodzi o rentowność (mieszkania od deweloperów, które w 2016 roku kupowaliśmy za 6-7kzł za m2, teraz są wycenianie na 9-11kzł…), może lepiej sprawić sobie niewielki domek za miastem, a po przeprowadzce przeznaczyć nasze obecne mieszkanie na wynajem? Policzmy:

Nasze 4-pokojowe mieszkanie (75m2, nie-takie-znowu-obrzeża Gdańska) kosztowało nas około 430.000 zł (łącznie z wyposażeniem i wykończeniem). Obecnie jest warte około 550.000 zł i myślę, że ma spory potencjał jako nieruchomość na wynajem, która mogłaby przynosić w okolicach 3.000 zł miesięcznie zysku netto (czyli 6-7,5% netto, zależy jak liczyć).

Zakładając, że zdobędziemy fundusze na kolejną inwestycję (na razie abstrahuję od tego, czy mamy, będziemy mieli, a może pożyczymy), to może warto rozważyć scenariusz, w którym zainwestujemy kwotę podobną do wartości naszego mieszkania (powiedzmy, 400.000 – 600.000 zł) w niewielki (120-150m2) domek w przyjemnej okolicy, kilkanaście (lub nawet kilkadziesiąt) kilometrów poza Trójmiastem? W okolicznych, kaszubskich miejscowościach cena za metr domu jest znacznie niższa niż w Gdańsku (chociaż i tak zdecydowanie wyższa, niż kiedyś i nie ma mowy o okazji), dlatego obecne 75m2 moglibyśmy zamienić na 2-krotnie większą powierzchnię, a przede wszystkim: dużo fajniejsze miejsce do życia.

Kiedyś na blogu pojawił się już dylemat pod tytułem „dom czy mieszkanie” i ostatnio z ciekawością wróciłem do tamtych przemyśleń. Większość z nich nadal jest aktualna, a ja wciąż podpisuję się pod ówczesnym podejściem „nie opłaca się, co nie znaczy, że nie warto”. Finansowo zrealizowaliśmy wieloletni plan i teraz pracujemy jedynie na „górkę”, która tworzy coraz więcej możliwości. Pracujemy zdalnie – ja od kilku lat, Wolna dopiero od kilku miesięcy. Z bliskości dużego miasta korzystamy od święta – i to częściej w celu załatwienia czegoś odnośnie naszych nieruchomości na wynajem. Na co dzień potrzebujemy w najbliższej okolicy jedynie kilku sklepów, przedszkola/szkoły (to właśnie może być wyzwaniem w naszym planie…) i jak najciekawszych terenów zielonych. Coraz bardziej doceniamy naturę, świeże powietrze, zieleń i to właśnie w tego typu okolicznościach przyrody lubimy spędzać czas. Pieczemy własny chleb, kisimy kapustę, robimy powidła i w ogóle mamy zapędy ogrodniczo-samowystarczalne 😉 Nie mówiąc o naszych wszędobylskich inicjatywach DIY, które idealnie łączą się z koniecznością napraw i konserwacji wielu elementów domu.

Dużo znaków mówi nam, że doszliśmy do momentu, w którym możemy spiąć klamrą to wszystko, co dotychczas osiągnęliśmy i wreszcie zrobić coś nie do końca rozsądnego z finansowego punktu widzenia: sprawić sobie fajne gniazdko poza miastem. Wiele osób podejmuje taką decyzję w znacznie trudniejszych warunkach: dojeżdżając codziennie do pracy w mieście, biorąc olbrzymie kredyty, automatycznie kotwicząc się w danym miejscu na dziesiątki lat. My zaś mamy świadomość, że nawet gdyby zdarzyło się coś mało prawdopodobnego… to przecież z każdej sytuacji jest wyjście. Przeprowadzaliśmy się już tyle razy, że kolejna zmiana nie byłaby niczym nadzwyczajnym. Co więcej, nasz pomysł uwzględnia przeznaczenie obecnie zamieszkiwanego przez nas mieszkania na wynajem, co mocno podkręciłoby comiesięczne, nie-do-końca-pasywne przychody z tego tytułu. To także ewentualna droga powrotu, która stałaby przed nami otworem.

Zaznaczam, że to, o czym dzisiaj piszę to na razie tylko koncepcja, którą ostatnio żyjemy i którą intensywnie rozważamy. Mamy bardzo otwarte umysły i wręcz miotamy się pomiędzy kompletnie różnymi podejściami. Od tego, żeby nie robić po prostu nic, przez kupno nieco podupadającego domku na Kaszubach, któremu własną pracą przywrócilibyśmy świetność, aż do wynajęcia domu „na próbę”. Łącząc to z wynajęciem naszego mieszkania, kosztowo wyszłoby bardzo podobnie, a moglibyśmy „ot tak”, bez nadmiernych kosztów i dużych nakładów, zamieszkać z dala od miasta i poświęcić nieco czasu na to, żeby poczuć klimat czy zweryfikować swoje wyobrażenia o takim życiu. Czy to jednak sensowna opcja… nie wiem, zwłaszcza że rynek najmu tego typu nieruchomości jest niezwykle mały. Chyba najmniej na tą chwilę pociąga mnie budowa czegoś od podstaw. Zdaję sobie sprawę z ogromnej ilości czasu i pracy, którą należałoby włożyć w takie przedsięwzięcie, a to już kłóci się z naszymi priorytetami.

Przystanek na jedzenie. A ponieważ wiało, to pomysłowa Wolna znalazła ciekawy sposób na wykorzystanie bagażnika 🙂

Dlatego po dzisiejszym – raczej „gdybającym” wpisie – chciałbym zadać Ci pytanie: co zrobiłbyś w naszej sytuacji? Nam niełatwo podjąć decyzję – nie tylko w odniesieniu „gdzie”, „kiedy”, „budować czy kupić gotowy”, ale nawet… „czy w ogóle”. Wiem, że ten blog czyta cała masa pozytywnych ludzi, którzy mają podobne do nas spojrzenie na świat. Wielu z Was ma porównanie, wielu mieszka w domach. My sami mamy w głowie pewne doświadczenia w tej materii (niekoniecznie pozytywne…) i widzimy całą listę zalet i wad związanych z posiadaniem domu (a nawet z całym procesem, który ma miejsce od podjęcia decyzji do przeprowadzki). Ten wpis to prośba o weryfikację sensowności naszego pomysłu, który wydaje się mieć ręce i nogi, natomiast mamy świadomość wielu zmian, których byśmy doświadczyli. Od innego sposobu transportu, przez dodatkowe obowiązki, koszty, potencjalne utrudnienie życia dzieciom i sobie, aż do wejścia w coś, co może stać w poprzek naszych celów i wizji na przyszłość. A z drugiej strony: mimo, że często idziemy pod prąd, w pewnych tematach nie różnimy się zbytnio od innych. My również uważamy, że własny kawałek trawnika, kilka grządek i szum drzew zamiast warkotu silników to coś pozytywnego. Nie chcę powiedzieć, że dom nam się należy za wykonaną do tej pory pracę, bo nie lubię tego słowa i doceniam wszystko to, co już mamy… ale być może weszliśmy już w taki etap życia, że zamiana mieszkania na dom mogłaby być całkiem ciekawym doświadczeniem, na które jesteśmy dość dobrze przygotowani. Decyzji na razie nie podjęliśmy, ale zaczęliśmy organizować wycieczki po okolicy (z nich właśnie pochodzą zdjęcia do dzisiejszego wpisu) i próbujemy wyczuć klimat kolejnych miejscowości, ocenić infrastrukturę i sens wiązania się z danym miejscem na dłużej.

Drewniany domu w takim otoczeniu… bajka. Czy to jednak sensowna technologia? Co z trwałością, kosztami utrzymania, czy zima im nie straszna… takie i inne pytania zadajemy sobie jako totalni laicy w temacie… 

Jeśli będziecie zainteresowani tematem, w kolejnych wpisach bardziej zgłębię temat „dom czy mieszkanie”, podsumuję wady i zalety posiadania własnej działki z domem, a także – co oczywiste – będę relacjonował nasze dalsze kroki związane z najnowszym pomysłem państwa Wolnych 😉 Ciekawy? To zapraszam do udziału w ankiecie i komentowania tego wpisu – za co z góry dziękuję!

[poll id=”9″]

159 komentarzy do “Dom czy mieszkanie. Dylemat państwa Wolnych ;)

  1. magda1enka Odpowiedz

    „Zadupie” (wybacz określenie) to strzał w stopę pod kątem dzieci. No, chyba że rozważacie „edukację domową”. Dojazdy / dowozy 2 razy dziennie, a pewnie czasem i 4, bo godziny nie będą się zgadzać – masakra. Dla starszych dzieci tym bardziej – pamiętam swoje koleżanki z LO „sterroryzowane” dojazdami, powrotami, planowaniem… I ta katastrofa na koniec, gdy uciekł ostatni PKS. Natomiast może można pogodzić jedno z drugim i znaleźć dom tudzież szeregówkę w granicach Gdańska, ale z sensownym transportem i szkołą w okolicy, przynajmniej podstawową?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dzięki za komentarz. O podstawówkę akurat się nie martwimy: podczas naszych ostatnich wycieczek jesteśmy zaskoczeni ilością fajnych, nowoczesnych szkół podstawowych w miejscach, o które w ogóle ich byśmy nie podejrzewali. Także podstawówka to nie problem, ale właśnie zajęcia dodatkowe / nie nakładające się plany lekcji (dzięki, o tym nie pomyśleliśmy) / późniejsza edukacja nieco hamuje nasze zapędy.

    • Joanna Odpowiedz

      Mnie też odstrasza „bycie kierowcą” własnego dziecka. W mieście dziecko szybciej się usamodzielni i będzie w stanie samo dojść do szkoły, na angielski, dojechać na basen, pójść z koleżankami na lodowisko czy do kina. Po prostu umówią się i pojada autobusem lub rowerem 😉 a tu dziecko musi się za każdym razem pytać czy ktoś je zawiezie i przywiezie. Horror 😉

      • Gaweł Odpowiedz

        Z basenem się zgodzę, co do reszty nie. Przecież osiedlamy się generalnie na terenie zasiedlonym , może dziecko znajdzie kolegów wśród bliższych lub dalszych sąsiadów może wtedy dojechać rowerem, co do korepetycji to na terenach podmiejskich korepetycje są dużo tańsze i z dojazdem na miejsce, bardzo sobie to chwalę. Dlaczego na wsi dziecko nie może dojść do gimbusa i wolniej się usamodzielni ?? Tego nie rozumiem. W gimbusie ma opiekę aż do terenu szkoły. W środkach komunikacji publicznej nie. Dla mnie to jest mniej bezpieczne.

    • Maga Odpowiedz

      Dodam, że w pewnym wieku dla dzieci zaczynają być ważne kontakty głównie z rówieśnikami. Nie tylko w szkole. Mieszkanie na zadupiu oznacza, że każda wizyta koleżanki/kolegi to organizacyjne wyzwanie. Nie można sobie tak po prostu do kogoś pójść, czy umówić się na podwórku.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Zgadza się, chociaż to też może się różnie potoczyć i w mniejszej miejscowości przyjaźni będzie na przykład mniej, ale za to będą one… bardziej prawdziwe?
        Ale tak, argument pod tytułem „dzieci” jest najważniejszy w tej całej układance i to on najbardziej powstrzymuje nas przed zrobieniem nie do końca przemyślanego ruchu.

  2. Anatol Odpowiedz

    My z żoną już po tej decyzji, przeprowadziliśmy się do domu pod Warszawą 5 lat temu i co tu dużo mówić – nam tu dobrze 🙂
    Są oczywiście minusy – głównie te, które wymieniłeś – my dojeżdżamy, na szczęście mamy pociąg i w Warszawie jesteśmy szybciej niż niektórzy mieszkający w mieście. Oczywiście jest problem, że dziecko trzeba wszędzie wozić – nawet do koleżanek z klasy.
    Ale to wszystko jest do przeżycia. Plusów według mnie jest więcej. Największym z nich jest chyba święty spokój…
    Zastrzeżenie jest jedno – dom nie jest dla każdego. Nie każdy lubi obowiązki „okołodomowe”, koszenie trawnika, odśnieżanie podjazdu, malowanie ogrodzenia itd. Ja pracując codziennie wiele godzin przed komputerem traktuję to jako odpoczynek.
    Z tego co piszesz, też macie zacięcie do robienia wielu rzeczy samemu. Dlatego sądzę że w Waszym przypadku dom by się sprawdził.

    Czy kupić gotowy czy budować? My budowaliśmy, ale różnych historii związanych z budową – nie zawsze pozytywnych – mógłbym opowiedzieć bardzo wiele (łącznie ze sprawami sądowymi 😉 – ale sądzę, że po prostu mieliśmy pecha). Plus budowy od podstaw jest taki, że sam sobie wszystko projektujesz pod siebie (ja chociażby położyłem w domu 600m skrętki a nikt normalny tego nie robi :), ale samo ustalenie tego co chcesz zajmuje mnóstwo czasu.
    Plus kupna gotowego – wprowadzasz się i od razu mieszkasz.
    Nam budowa zajęła dokładnie rok i było to rok wyjęty z życiorysu 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Tak – budowanie to szansa na zrobienie wszystkiego pod siebie. Ja jednak jestem skłonny iść na kompromisy, zwłaszcza że naprawdę napatrzyłem się na styrane i zrezygnowane twarze ludzi, którzy wzięli na barki budowę własnego domu. Oczywiście: wszystko jest do zrobienia i pewnie też byśmy ogarnęli temat, ale nie chciałbym na tak długi czas odkładać podróży, względnego spokoju ducha i czasu spędzanego z rodziną.

  3. Gosia Odpowiedz

    Super wpis i bardzo potrzebny. My również mamy takie dylematy tylko z perspektywy mieszkania w Warszawie. Też inwestujemy w mieszkania na wynajem, mieszkamy w 75 m. Mieszkaniu i mamy 2 dzieci tylko troszkę starszych 🙂 – 8 i 13 lat. I tu jest chyba klucz do decyzji. Bo ceny domów w Warszawie sa masakrycznie drogie, znowu pod Warszawą o wiele tańsze ale jak pisze Magdalenka jest to problem głównie ze względu na dzieci. Macie trochę młodsze dzieci ale i tak wiązałoby się to z dowozeniem do szkoły czy na zajęcia. My chcemy aby dzieci same się ogarniały tak jak to jest teraz, aby same jezdzily na zajęcia. Później pojawi się temat wyjść z kolegami do tzw miasta 🙂 i będzie realny problem z samodzielnym powrotem jesli bysmy mieszkali pod miastem. Nawet jeśli byście rozważali nauczanie domowe to pozostaje generalnie rozwój dzieci, również społeczny w sensie spotkania się z kolegami, zajęcia dodatkowe. W Warszawie jeszcze dochodzą poranne korki. Dlatego szczerze nie wiem co doradzić, sama jestem ciekawa Waszych decyzji. My póki co kupiliśmy domek na Kaszubach do którego kilka razy w roku pojedziemy by mieć namiastkę przyrody i wolności a w pozostałe dni będzie wynajmowany. Szczerze Wam kibicujemy aby decyzja była najbliższa Waszemu sercu 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      No właśnie. Dzieci to nasz główny dylemat, jeśli chodzi o dom. Opcją jest też odłożenie tematu na „za 15 lat” ;), ale raczej nie chcemy czekać tak długo. W zasadzie możliwości jest też więcej: jakiś domek teraz na czas podstawówki, później powrót na kilka lat do obecnego mieszkania (czas liceum), a później to już można nawet się zaszyć na końcu świata 😉 Oczywiście, tak daleko myślami nie wybiegamy, nie mówiąc o tym, że mamy świadomość przemijania i przypadków/wypadków/chorób wszelakich (tfu tfu), więc chyba nieco arogancko byłoby planować, co będziemy robili za 20 lat…

      • iza Odpowiedz

        miejcie tez na uwadze ze moze jeszcze nie na studiach ale jak Wasze dzieci beda na swoim/zakladac rodzine to będziecie chcieli byc blizej nich (albo oni beda potrzebowac dziadkow) wiec to zaszycie sie na koncu swiata to niekoniecznie;) poza tym dostep do lekarzy na „starosc” jeszcze wchodzi w gre, no i karetka szybciej jak cos dojedzie w miescie niz na wsi. ja mysle ze grunt to elastycznosc i nie nastawianie sie na opcje „do konca zycia”:)

        • Anatol Odpowiedz

          Ale to działa w dwie strony… Wnuki będą miały gdzie spędzać wakacje 🙂 Ja podkreślam, że dom to zdecydowanie nie jest opcja dla wszystkich. Jeśli ktoś lubi miejski zgiełk, knajpy pod nosem i mnóstwo atrakcji to dla niego lepiej jak zostanie w mieście. Jeśli ktoś preferuje ciszę spokój i liczy się jednocześnie z negatywnymi konsekwencjami, dla niego wybór domu będzie świetnym rozwiązaniem. Nie ma szans żebyśmy doszli w tej dyskusji do jakiegoś porozumienia, bo każdy ma inne potrzeby.
          Jeśli chodzi o „problem” z dziećmi na wsi, do odnoszę wrażenie, że często jest on kreowany przez samych rodziców. Dzieci często nie mają ochoty chodzić na zajęcia dodatkowe, to rodzice na nich to wymuszają próbując na siłę znaleźć im jakieś hobby i dodatkowo dokształcać. Czy to jest niezbędne? Sam nie wiem. Sam biję się tu z myślami, bo też mieszkam na wsi i mam córkę. Wspominam jednak świetnie czasy, gdy mieszkałem na wsi, wracałem ze szkoły, braliśmy z kolegami piłkę i szliśmy na łąkę trochę pokopać, a nie na kolejną muzykę/grafikę/…/ (niepotrzebne skreślić). Inne czasy… wiem, ale dało się i jakoś wyszliśmy na ludzi 🙂

          • wolny Autor wpisu

            To chyba temat na zupełnie inny wpis i osobne zagadnienie, które każdemu rodzicowi ciężko zbalansować. My na razie nie ciśniemy na zajęcia dodatkowe po przedszkolu, oprócz nieregularnego basenu raczej po prostu spędzamy czas razem. Nie wiem, może robimy błąd, ale czujemy, że są rzeczy ważne i ważniejsze, a relacji z dziećmi chyba raczej nie zbuduje się na bazie bycia rodzicem-taksówkarzem, wożącym pociechy na kolejne zajęcia.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Owszem, to jest klucz i zdajemy sobie z tego sprawę. Dlatego też (no, między innymi dlatego ;)) zostawilibyśmy sobie obecne mieszkanie i założylibyśmy, że dom byłby na ~8-9 lat, po czym zastanowimy się, co dalej.  

  4. Gosia Odpowiedz

    Magdalenka – też najbliżej mi do takiej decyzji aby był to szeregowy domek, na obrzeżach miasta lub w naprawdę niewielkiej odległości z bdb komunikacja.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Nas właśnie nie ciągnie do szeregu na obrzeżach. Pomijając koszty, taki szereg to w naszym przypadku kompromis na siłę. Owszem, trochę więcej miejsca, pewnie kawałek własnego ogródka, ale otoczenie zostaje: to nadal miasto, osiedle, beton, chodniki i ulice. Miejska zabudowa, która „kręci” nas tym mniej, im mniej musimy z niej korzystać. Już teraz mieszkamy w miejscu spokojnym, na osiedlu-sypialni, więc uciekać od zgiełku miasta i spalin nie musimy.

  5. Lucas Odpowiedz

    W opisanej sytuacji i waszych preferencjach dom będzie dobrym rozwiązaniem. Wynajęcie na próbę może zniechęcić i utwierdzic w przekonaniu że to nie to. Najlepsi ym wyjściem wydaje się szukanie atrakcyjnej działki spokojnie i zglebienie tematu jak kupić idealna dla was działkę która będzie pozbawiona wad które na przyszłość mogą pomniejszac radość z wybranego miejsca. Budowa domu to absorbujace zadanie ale tez niezwykle ciekawe i rozwijające i wciągające począwszy od wyboru działki i następnie wymysleniu domu dla siebie gdzie stajesz się projektantem. Jest sporo blogów architektów którzy piszą jak to wyglada z ich perspektywy. Ciekawy blog to Pani dyrektor i projekt stodoła. Ten drugi świetny opisuje jak architekt budował dom krok po kroku i czemu podejmował takie a nie inne decyzje. Polecam projekt indywidualny (szyty na miarę).

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Kurcze… jakoś sobie tego na tą chwilę nie wyobrażam. W praktyce byłoby to przesiadywanie całymi dniami na budowie, mniej lub bardziej udane próby pracy zawodowej z tego miejsca, jednocześnie popychając budowę do przodu. Wieczorny powrót do domu, kiedy dzieci już śpią, do tego w stanie fizycznego wyczerpania… i tak przez dłuuuuuugi czas.

      • Lucas Odpowiedz

        Miałem na myśli budowę systemem zleconym i pilnowanie wszystkiego i ewentualne wykonywanie części prac aby obniżyć koszt robocizny. Tak to u nas wygląda i dobrze się sprawdza i nie koliduje z pracą na etacie i wychowaniem dziecka. Kwestia poukladania wszystkiego.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Oj… tu bym polemizował. Obserwowałem kilka osób, które „budowały” domy w tym trybie. W ich wypadku to były 2-3 lata wyjęte z życia, a osoba która chciała dodatkowo obniżyć koszty wykonując jak najwięcej prac sama dziecka nie widziała niemal wcale. Może można inaczej, lepiej… nie wiem, ale nie chciałbym wskoczyć w buty osób, które obserwowałem swego czasu.

      • Gaweł Odpowiedz

        Prawda! Ja miałem 7 miesięcy wyjętych z życia podczas budowy, to była gehenna jak dodasz do tego niestabilną sytuację w pracy, sztywny etat, zero wiedzy i doświadczenia to powiem jedno to był CUD że się udało. Ale miałem 30 lat i nikt mi nie powiedział że tak nie wolno to uznałem że to normalne i się uda. Ty Maciek masz wszystko czego ja nie miałem jak zbudowałem swój dom. Uwierz mi dasz radę na spokojnie to tylko kwestia zaplanowania. Możesz zbudować dom murowany w 1,5 roku ze względów technologicznych szybsze tempo nie ejst wskazane. Można i drewniany szybko ale mnie się marzył dom z muru pruskiego to jest po prostu majstersztyk. No niestety cena była 1600 zl/m2 w 2003 roku a ja płaciłem za drewniany 1000. Dom z muru pruskiego wpisał by się z tereny w które celujecie.

  6. Krzysztof A. Odpowiedz

    Ja z kolei zwróciłbym uwagę na inny aspekt – z jednej strony z tego co rozumiem raczej jesteś za bliskimi niż dalszymi kontaktami w lokalnej społeczności, jednak z drugiej strony jesteś introwertykiem i do pewnego stopnia cenisz sobie prywatność i to że możesz żyć inaczej niż otoczenie. „Typowa społeczność wiejska” z tego co wiem jest jednak środowiskiem dość zamkniętym gdzie każdy zna każdego i wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą (wyolbrzymiam oczywiście, ale jednak jest to znacznie silniejsze zjawisko niż w mieście nawet w obrębie bloku w którym mieszka mniej osób niż na wsi, choć nie zawsze), w którym prawdopodobnie bylibyście przez długi czas postrzegani jako „ci z zewnątrz”, a wszelkie wyłomy poza to co w nim normalnie funkcjonuje mogłyby być tym silniej z tego powodu krytykowane – nie chcę oczywiście mówić, że dostosowanie się do tego jest niemożliwe czy nawet że to na pewno wystąpi, ale wydaje mi się to czynnikiem wartym rozważenia.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Rzeczywiście, to sensowny argument, którego również nie braliśmy pod uwagę. Czyli wlatuje do naszej listy, dzięki.

  7. Anka Odpowiedz

    Również z mężem mieliśmy takie dylematy. Mieszkamy w miescie w mieszkaniu, wszystko pod nosem – przedszkole, szkoła, sklepy do tego oboje pracujemy zdalnie i w zasadzie samochód nie jest używany.

    Z drugiej strony uwielbiamy przyrodę, las, ciszę i spokój. Zawsze marzylismy o domku na wsi, o pracy w ogrodzie, o wieczorach na werandzie.

    I jak tu pogodzic te 2 sprzeczne rzeczy zwlaszcza majac dzieci? Z jednej strony nie chcielismy calkowicie rezygnowac z miasta gdzie mamy wszystko pod nosem, gdzie dzieci moga sie fajnie rozwijać a z drugiej strony chcielismy spelnic swoje marzenia. Chyba 2 lata zajelo nam uswiadomienie sobie co powinnismy zrobic. I doszlismy do wniosku ze bedziemy miec mieszkanie w miescie i dom na wsi 😉 Na stale zostajemy w miescie jak dotychczas a weekendy, wakacje itp. spedzamy na wsi. Wiem wiem jest to ekonomiczny bezsens ale na pewnym etapie zycia mozemy sobie juz na to pozwolic. W zasadzie to etap jak u Ciebie Wolny. Niecala godzine drogi od miasta znalezlismy super dzialke przy lesie i zamierzamy wybudowac tam dom z bali. Narazie zglebiamy ten temat i coraz mniej mamy watpliwosci czy dobrze robimy budujac tego typu dom. Duza dawke wiedzy znalezlismy na stronie baleidetale.pl Za kilkanascie lat jak dzieci wyfruna z gniazdka to byc moze zamieszkamy tam na stale. Ale na razie przed nami etap budowy 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Bardzo fajny komentarz. Tak jak piszesz, to ekonomiczny bezsens i z tego też powodu wzbraniam się przed utrzymywaniem 2 nieruchomości, z których tylko jedna jest aktualnie utrzymywana. Dochodzi do tego fakt, że zarówno moi, jak i Wolnej rodzice mają domki na wsi, a wizyty tam to zawsze okazja do spotkań. Gdybyśmy i my mieli swój domek, weekendów by nie starczyło na wszystko 🙁
      Ja jeszcze się łudzę, że można to wszystko połączyć wybierając niewielką miejscowość, w której jest sensowna podstawówka i fajny dojazd po tym okresie.
      Zwłaszcza, że nie myślimy tylko o weekendach w fajnym miejscu, ale również o normalnym dniu, kiedy oboje pracujemy zdalnie i będąc otoczonym ciekawymi terenami, moglibyśmy korzystać z różnych aktywności na świeżym powietrzu przez większą część dnia.
      Ale fakt, z dziećmi tego typu decyzje przychodzą zdecydowanie trudniej i chyba zawsze są okupione jakimiś późniejszymi poświęceniami.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          kurcze… jakoś nie, no zupełnie ten klimat do nas nie przemawia. Nie potrafię wytłumaczyć czemu, ale ta opcja nie wydaje nam się pociągająca.

      • Radek Odpowiedz

        Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Dom domowi nie równy i nie chodzi tu tylko o budynek. Sporo osób, tak jak Ty Wolny, rozważa mieszkanie vs. dom. Jednak, aby takie rozważanie miało sens należałoby je konkretniej osadzić. Mieszkanie masz „konkretne”. Dom jest bliżej nieokreślony w tym momencie – zarówno jeśli chodzi o jego rozmiar, typ jak i lokalizację. Każdy z tych czynników może zmienić wynik rozważania.
        To co mi się wydaje idealnym rozwiązaniem, znając trochę Ciebie z bloga, to wydaje mi się, dom by Wam pasował, ale nie za daleko od miasta. Nie w takiej typowej wsi.
        Mieszkam w domu i nie zamieniłbym się na mieszkanie za nic. Ale – nasz dom oddalony jest od centrum Warszawy o 12 km, i ok. 2-3 km od granicy Warszawy. Można powiedzieć, że pomiędzy Jankami a Warszawą. To nam daje komfort mieszkania zarówno z dala od zgiełku miejskiego w zabudowie jednorodzinnej (wprawdzie dość gęstej, ale jednak ze swoim kawałkiem ogródka), ale również umożliwia łatwe korzystanie z dobrodziejstw miasta – czy to samochodem, czy rowerem, czy komunikacją – w sensownym czasie i kosztach możemy dostać się wszędzie po lewej stronie stolicy. To także sprawia, że nasze mieszkaniowe inwestycje sprawnie sami obsługujemy. Pewnie zupełnie inaczej bym na to patrzył mieszkając w domu, w miejscowości oddalonej o kolejne 10-20 km od miasta.

        To taka cegiełka do przemyśleń ode mnie 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Super, że podszedłeś do nas tak… osobiście 🙂 Po dwóch wycieczkach również nabieramy przekonania, że raczej w grę wchodzi miasto. Albo chociaż miasteczko… takie kilka-kilkanaście tysięcy mieszkańców.
          A co do dojazdów rowerem, to ja jestem tutaj mocno skrzywiony i wiem, że gdybym miał coś załatwić w miejscu oddalonym o 40-50km, to i w takim przypadku rower wchodziłby w grę, a ja bym się cieszył, że przy okazji trening zaliczyłem 🙂

          • Romario

            My też czasem mieliśmy podobne dylematy. Myśląc przyszłościowo i mając pewne doświadczenia jako dziecko mające znajomych na wsiach oraz doświadczenia swoje i Żony – odpowiem kilkoma zdaniami.
            1. Jeśli cenisz sobie dobro swoich pociech – sądząc po wpisach o dostosowaniu pracy pod życie, zostań w mieście. Pamiętaj, że „super podstawówka” w Kosakowie czy Koleczkowie okolicy to naprawdę niewiele i bardzo krótki horyzont czasowy. Jeśli dzieci mają większe ambicje to mogą chcieć znaleźć lepsze liceum. Pamiętaj, że po liceum w większości mamy jeszcze chęć lub potrzebę studiowania. Mieszkanie w mieście akademickim to jednak duży plus (ograniczenie kosztów kształcenia).
            2. Większa miejscowość – np. Kartuzy, Wejherowo, Tczew czy Kościerzyna – dają szanse tylko do liceum włącznie. Wszystkie usługi będą na miejscu, ale studia będą wiązały się z dojazdami (fakt, że dużo łatwiejszymi niż ze wsi).
            3. Branie pod uwagę jeszcze mniejszych to MOIM ZDANIEM zupełny nonsens pod kątem dalszej ewentualnej pracy i obsługi nieruchomości a przede wszystkim przyszłości dzieci. Zawód „szofer własnego dziecka” to dla niektórych niezły kamień u szyi i los, który sami sobie zgotowali, a teraz zaklinają rzeczywistość…
            4. Inną opcją jest to, co wybraliśmy my – jeśli chcecie mieć kawałek ogrodu, to kupcie sobie działkę w ROD a do tego mieszkanie z dużym tarasem w sensownej odległości od siebie (tzn. taka możliwość musi być kryterium przy wyborze nieruchomości). Działka w ROD jest mniej zobowiązująca niż własny ogród, a też daje duze możliwości majsterkowania w czasie wolnym. Do odpoczynku taras nadaje się idealnie, a jeśli chcemy trochę samotności, to śmigamy na działkę. Coś o tym wiem 🙂
            5. My podjęliśmy inną decyzję, ale stawiając się w Waszej skórze i mając Wasze dylematy, przemyślenia i możliwości (mam podobne, choć jeszcze trochę mi brakuje do stuprocentowej niezależności) – kupiłbym raczej istniejący dom jednorodzinny w dobrej dzielnicy (najlepiej starej, z bardzo dobrym dostępem do KZ – tj. wysoką częstotliwością w czasem dojścia pieszego do 10 minut) za (niestety) siedmiocyfrową kwotę. Ja osobiście wolę jednak duże mieszkanie w połączeniu z pkt. 4.
            6. Moją dodatkową motywacją wychowawczą jest budowanie świadomości ekonomicznej i ekologicznej u swoich dzieci, iż istnieje możliwość funkcjonowania bez codziennych dojazdów samochodem z jednego na drugi koniec miasta (lub, o zgrozo województwa – jak widzę zadupia, które odwiedzasz w poszukiwaniu domu). Myślę, że żyjąc w mieście moje dzieci dużo szybciej staną się samodzielne od swoich rówieśników, wiecznie dowożonych wszędzie przez rodziców – a przez to będą lepiej sobie radzić w życiu. Oszczędzą mnóstwo czasu w swoim życiu, który będą mogli zagospodarować dużo lepiej niż commutersi i ich dzieci. No i nie będą jednymi z 80%, które nie wiedzą, że istnieje jeszcze inny środek transportu niż samochód osobowy… (ostatnie badania wśród uczniów Wrocławia to po prostu dramat). To badanie pokazało tylko, że dzieci potomków końca PRL hoduje pokolenie kalek umysłowych – a przez to niestety również i fizycznych bez podstawowych aktywności wliczonych w korzystanie z własnych nóg.
            7. Pomoc dziadków naszym dzieciom na miejscu przy początkowym etapie wychowania (w celu uniknięcia żłobkowania) jest nieoceniona. Mam nadzieję, że nam też będzie się chciało tak, jak naszym mamom, pomagać w wychowaniu naszych dzieci – i że będziemy mieli na to czas 🙂 Dlatego dla mnie pozostanie w mieście jest lepsze. Nasi rodzice też wkrótce będą wymagali pomocy z naszej strony. Bycie na miejscu jest ważne.
            8. Zrób to tak, jak chcesz. Ależ się rozpisałem, a żona już kilka razy wołała spać. Dobranoc 🙂

      • Maciej Odpowiedz

        Jak rodzice mają domki na wsi, to po co przenosić się do kolejnego domku na wsi? 🙂 Mam dzieci w podobnym wieku do Twoich i nie wyobrażam sobie życia na wsi czy jakiejś miejscowości złożonej ze stu szeregówek wybudowanych na polach. Chodzi o infrastrukturę: przedszkole, szkoła, kościół, przychodnia, ośrodki zdrowie i szpitale, kościół, parkingi, tramwaje, autobusy. Wybierzcie co Wam też pasuje wg charakteru. Ale wg mnie wolna zdecydowanie więcej klientów będzie mieć w Gdańsku, gdzie jest też bardzo dużo mieszkań w pobliżu, niż na jakiejś wiosce, gdzie nie wiadomo jak dojechać.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Bo rodzice mają SWOJE domki na wsi, gdzie lubią spędzać czas i lubią, kiedy ich od czasu do czasu odwiedzamy, a nie mieszkamy na co dzień. Dobrze się spotkać, ale przecież nie może być mowy o anektowaniu ukochanego miejsca odpoczynku rodziców czy teściów. Nam nie chodzi o zagospodarowanie weekendów – bardziej o miejsce, gdzie na co dzień moglibyśmy korzystać z przyrody, spokoju, okolicy. Z miasta niemal nie korzystamy, za to jak tylko można: uciekamy w spokojniejsze miejsca.

  8. Gaweł Odpowiedz

    Zacznę po prostu : No nareszcie ! :))) Cieszę się że myślicie o własnym domu.
    Nie dla każdego wszystko, zgadzam się generalnie z opiniami przedmówców, jednak dla mnie argument że dzieci nie będą mogły włóczyć się za kilka lat po mieście to argument z dupy:( Chcący szuka sposobu, malkontent powodu. Durniejszego argumentu niż dowozy dzieci nie słyszałem, przecież dzieciństwo nie trwa 50 lat i ma charakter przejściowy.
    Znając trochę Maciek Ciebie i Magdę uważam że jak najbardziej nadajecie się do posiadania domu i co więcej zasługujecie na jego posiadanie. i to teraz.
    Ja wyprowadziłam się z Warszawy 16 lat temu i przez ten czas moja okolica bardzo się zmieniał na plus mam w pieszym zasięgu szkołę, liceum, nawet gminny żłobek, przychodnię dobry i tani dojazd do Warszawy , dzieci do szkoły dowozi darmowy gimbus. Przykro mi że @magdalenka1 tkwi w głębokim średniowieczu jeżeli chodzi o znajomość realiów mieszkania na współczesnej wsi, mam wrażenie że ona wierzy że ziemia jest nadal płaska, w takim przypadku niech nie jedzie do USA bo spadnie z Ziemi w otchłań.
    Co do innych Maciek pytań to kupowanie segmentu odradzam, może skrajny ale niekoniecznie, taki dom jest jak świnka morska ani nie morska, ani nie świnka kupujesz coś co ma wady mieszkania w bloku i wady domu jednocześnie, – bez sensu. jedyny wyjątek to mega miejscówka w zaporowej cenie wtedy szeregówka ma sens.
    „+ +”mieszkania we współczesnym domu:
    + bezosobowość podobnie jak mieszkanie w bloku;
    +2-3 krotnie niższe koszty mieszkania w porównaniu z blokiem, zaryzykuję stwierdzenie że utrzymanie 130m2 domu kosztuje mnie tyle co kawalerki w Warszawie
    +brak czynszu
    +gratisowe miejsca parkingowe dla gości; kto parkował h samochód w Piasecznie ten wie o czym mówię, wyjazd po wizycie też nie zawsze jest możliwy zanim ktoś nas nie uwolni:(
    nieporównywalna z blokiem prywatność
    +można mieć szczęśliwego kota, który nie wali do kuwety i może sobie popolować i zostać na kilka dni przy domu przez co nie jesteśmy uwiązani.
    + jest miejsce na wszystko
    + elastyczność i dostosowanie do własnych potrzeb i aktualnego etapu życia.

    Odśnieżanie to mit w sumie na 16 lat odśnieżałem podjazd którego mam aż 11m w ostatnich latach po 2 razy/ rok a w sumie może z 60 razy?

    Ja budowałem mój dom od podstaw w dokładnie 7 miesięcy od pustej łąki do kompletnie wykończonego domu. Jak łatwo się domyśleć mój dom to Kanadyjczyk, nie masz się co Maciek obawiać domu drewnianego, nie masz się czego obawiać. Dom jest bardzo ciepły i przyjazny oraz bardzo tani w utrzymaniu.

      • Gaweł Odpowiedz

        O 20 % taniej niż budowa w żółwim tempie. Budowałem w 2003 roku i kończył mi się refundowany podnajem. Dom kosztował relatywnie tyle ile 60m2 na warszawskim Tarchominie.

    • Eryk Odpowiedz

      Ja również wyprowadziłem się na wieś pod dużym miastem. Na miejscu są szkoły, przedszkola, sklepy. Generalnie wszystkie usługi, których potrzebuję. Jeżeli ktoś musi mieć 5 minut pieszo do filcharmonii, to faktycznie pozostaje centrum miasta 😆. Ja wolę mieć 5 minut do lasu. Dzieci znajomych w mieście przejściowo chodziły na 3 zmiany do szkoły. Obecnie na dwie. To jest dopiero logistyczne wyzwanie jak dziecko zaczyna lekcje o 12:00. U nas jest jedna zmiana i dużo lepsze warunki w szkole. Do przedszkola też łatwiej się dostać i nie ma sytuacji, że jest to przedszkole w innej dzielnicy.

      Dla mnie rowniez koszenie trawy itp. to forma aktywności, a nie jakiś koszmar. W ogóle liczba nieszczęśc czekającch na właściciela domu jest wyolbrzymiana. Dlaczego w nowym domu miałoby się wszystko psuć ? Ja na kilka lat mieszkania w domu miałem: popsuty napęd do bramy i złamane drzewo. Do obu przypadków wynająłem fachowców i tyle.

      Domy szeregowe osobiście również odradzam. Jak dom, to dom.

      Pozdrawiam,
      Eryk

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Dzięki, Twoje doświadczenia są spójne z naszą optymistyczną wizją tematu 🙂 I chyba dobrze, że mam awersję do szeregów na obrzeżach, które niby są domem, ale kompromisów tam chyba za dużo. Trochę taka świnka morska, jak napisał Gaweł 🙂

        • Anatol Odpowiedz

          Ja bym tylko dodał, że jeśli się zdecydujesz na kupno domu, to mocno zwracaj uwagę na sposób ogrzewania. Nie wpakuj się w jakiś węgiel, pellet czy cos przy czym trzeba biegać. Ja wiem, że tam się do pieca dorzuca raz na tydzień, ale mimo wszystko kłopot jest. Szukaj czegoś z gazem, a najlepiej z pompą ciepła. To jest zupełnie bezobsługowe i komfort życia mocno rośnie. Kolejny plus domu – kominek, ale raczej dla przyjemności a nie do ogrzewania, chociaż boję się czy nie rozpętam burzy tym komentarzem, bo na ten temat często toczą się święte wojny 🙂

          • wolny Autor wpisu

            O grzewaniu to chyba osobny wpis by się przydał. Temat gorący jak mało który 😉 Ale dzięki za podpowiedzi.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Odnośnie kosztów, to nie do końca dowierzam. Ale podyskutujmy: ja płacę jakieś 500 zł (średnio, uwzględniając lato i zimę) za wszystkie media (w tym prąd, oczywiście bez TV i Internetu) i dodatkowe opłaty typu administracja, części wspólne, fundusz remontowy itp. I to za 75m2. Jeśli w kosztach utrzymania nieruchomości uwzględnisz kosiarkę, okresową naprawę dachu i dziesiątki podobnych rzeczy, to chyba nie ma siły: musi być drożej. Przecież na chłopski rozum, musisz to wszystko kupić/wykonać tylko na siebie, a nie rozbijasz na 50 rodzin. Czy jest taniej bez tego typu kosztów… też wątpię. Zaczynając od podatku od nieruchomości, jej ubezpieczenia, wody/prądu które idą na ogródek, ogrzewania (tu dużo zależy od technologii, prawda?) itd… czuję, że te koszty są znacząco wyższe, niż u nas. A w zasadzie to wiem, bazując na domu moich rodziców. Który jednak jest bardzo nieefektywny w ogrzewaniu i po prostu raczej z tych droższych w utrzymaniu.

      Dla sprawiedliwości muszę podać, że w jednym z innych mieszkań płacimy ponad 500zł za 50m2, a nawet niemal 600 zł za 40m2 😉

      A poza tym… fajne argumenty, dzięki! Zgłębimy na pewno temat domów z drewna. Wydają nam się ciekawsze, bardziej naturalne, szybko nagrzewające się (chociaż w lato chyba jest gorzej) i tańsze. Pytanie o trwałość i trudności przy późniejszej ewentualnej sprzedaży… ale czy ja wiem, czy się tym w ogóle przejmować… przecież wiecznie żył nie będę.

      • Anatol Odpowiedz

        Koszt energii elektrycznej na cały rok u nas wyniósł 5000. W tym mamy wszystko – ogrzewanie domu pompą ciepła, pranie, gotowanie, ciepła woda, rekuperacja. Dodatkowo mam sporo urządzeń włączanych na stałe. Trochę że mnie gadżeciarz 🙂
        Tv + internet tyle co w mieście, więc pomijam.
        Podatek za rok od działki 1000m2 około 450 zł.
        Sporym kosztem jest szambo- szukaj domu z kanalizacją. Jednorazowe wywiezienie u nas to 200 zł raz na półtora miesiąca. Koszty dochodzą na utrzymanie ogrodu i tu mogą wynosić od prawie zera do nieskończoności 😉

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Czyli mamy pierwszy przykład potwierdzający moją tezę. Przy moich niecałych 7.000zł rocznie na absolutnie wszystko, u Ciebie sama energia + szambo + podatek zjada tą sumę. Owszem, to pewnie większość kosztów u Ciebie, ale zostaje przecież woda, śmieci, ogródek, naprawy/remonty itp.

          • Anatol

            Koszt za prąd pewnie bym ściął, bo nie miałem taryfy g12w co nie było zbyt mądre, ale urwałbym może parę stówek. Taryfę zmieniłem dopiero w tym roku. To większość kosztów, ale nie wszystkie. Dochodzi jeszcze oczywiście ubezpieczenie – około 500 zł rocznie chociaż da się taniej, wszystko zależy od zakresu. Jeśli chcesz podlewać ogród wodą z wodociągu – automatyczne nawadnianie, 5 sekcji. Przy jednorazowym podlewaniu leci około 1m3 wody. Jakbyś chciał podlewać codziennie to możesz policzyć koszt ;-). Dodatkowo ewentualna ochrona – 50 zł miesięcznie.
            Masz ogród, to chcesz dla dzieciaków trampolinę, basen, domek ogrodowy – nagle otworzyły Ci się nowe możliwości 🙂
            To wszystko są koszty opcjonalne. Można je ciąć. Mnie chodzi tylko o to, że przy domu górnej granicy kosztów nie ma 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Tak jak przewalić można dowolnie duże pieniądze, to jasne. Dużo zależy od sposobu liczenia i samego podejścia: jeśli uwzględnisz, że ten ogród to jest koszt (czas, kosiarka, czas, rośliny, ziemia, glebogryzarka itp itd), to wyjdzie mnóstwo kasy. Jeśli myślisz o tym jako o rozrywce i hobby, kalkulacja wychodzi zupełnie inaczej 😉

      • Eryk Odpowiedz

        W moim przypadku zamiana 70 metrowego mieszkania na duży dom (teraz uważam, że nawet za duży) wyszła mniej więcej na zero. Za wodę i prąd płacę podobnie. Raczej osoby zużywają a nie metry. Nie płacę za oświetlenie klatek schodowych i innych części wspólnych. Nie dokładam się do ogrodnika, obsługi księgowej, utrzymania terenów wspólnych w tym wspólnej siłowni itd.
        Ochrona – teraz minimalnie wiecej.
        Ogrzewanie. U mnie gaz – trochę wiecej, wiadomo tych metrow jest wiecej to i koszt wyzszy. Ale brak kosztow utrzymywania wspolnoty rownowazy ten wzrost.
        Podatki – w przeliczeniu na metr niższe niz w miescie. Sumarycznie – kwota nieznacznie wyzsza, ale w ogole jest to niewielki koszt rocznie.

        Kosztow napraw dachu itp nie licze. Zakładam, że przez wiele, wiele lat takich kosztów nie bede mial. W bloku co miesiac placilem fundusz remontowy. Wiadomo, wymiana np windy to jest parę złotych. W domu nie płacę. Więc jak się co ileś lat coś przytrafi, to trudno.

        Wolny – nawet jak wyjdzie cię minimalnie więcej, to czy to taka tragedia ? Za Wolność warto zapłacić 😀

        P.s. zapraszam na jakiś weekend do mnie. Zobaczycie jakie są plusy i minusy mieszkania w domu

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Nie, to oczywiście nie jest tragedia i liczymy się z tym, że koszty będą większe. Akceptujemy to. Polemizuję jedynie z komentarzem, że w mieszkaniu płaci się więcej. Owszem, pewnie zależy od mieszkania i domu, jest wiele zmiennych, z mojego doświadczenia i na zdrowy rozum to jednak dom wymaga większych nakładów na utrzymanie. Co u nas nie jest argumentem przeciw.

          • Eryk

            My myslelismy o duzym mieszkaniu. Ponad 100 m2 , 2 miejsca w garazu itd. Dopiero takie mieszkanie mozna by porownywac z domem jezeli chodzi o komfort zycia. Koszt zakupu – kosmos. Koszt utrzymania – rowniez kosmiczny.

            Tak porownujac koszty to mieszkanie wychdzilo sporo drozej jezeli chodzi o koszty miesieczne.

            Miedzy innymi dlatego zdecydowalismy sie na dom. Aczkolwiek to nie chodzi tylko o koszty. Kawa na wlasnym tarasie, spiew ptakow, ksiazka i hamak – bezcenne 😆

          • wolny Autor wpisu

            Dokładnie, są rzeczy, które warto, mimo że się nie opłaca, prawda? 😉

      • kapiszon Odpowiedz

        Odnośnie prądu i ogrzewania to można zainwestować w instalację fotowoltaiczną + ogrzewanie panelami grzewczymi. Wtedy praktycznie prąd i ogrzewanie mamy za friko nie licząc oczywiście kosztów instalacji. Ale co byś nie robił czy pompa ciepła czy jakieś piece itp. to też przecież trzeba zainwestować.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Myślę, że temat ogrzewania jest najciekawszy, bo alternatyw jest wiele, a i technologie rozwijają się dynamicznie. Jak jeszcze uwzględnimy przyjazność dla środowiska poszczególnych rozwiązań, to sprawa jeszcze bardziej się komplikuje 😉

      • Radek Odpowiedz

        Te niskie koszty mieszkania w domu potwierdzam.

        Podsumowałem któregoś roku wszystkie rachunki typu media (prąd, gaz, woda, łącznie z internetem, ubezpieczeniem, śmieciami) w domu. Wyszło nam 8500 zł/rok, tj 708 zł/m. Dom 200 m2, ale tylko nasza dwójka mieszka, więc niskie rachunki.

        Dla przykładu czynsz w 19m2 mieszkaniu zarządzanym przez spółdzielnię to 300 zł. Do tego prąd, gaz, rozliczenie liczników dodatkowo. W sumie pewnie ok. 350 zł/m.

        Przeciekający dach to częsty argument w tego typu porównaniach :). Jeśli budujesz dom, to po pierwszym sezonie zdarzają się jakieś rzeczy do poprawki, ale zapewniam, że to nie jest aktywność, którą wykonuje się regularnie.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          No rzeczywiście wychodzi na to, że utrzymanie ROZSĄDNIE zaplanowanego domu nie musi kosztować dużo więcej, niż mieszkania. A dostaje się za tą cenę znacznie więcej, prawda? Co do dachu (to raczej taki symbol, może być dużo tematów), to jednak wziąłbym je pod uwagę. Ostatnio moi rodzice robili elewację (po 10+ latach trzeba było, po prostu) i balkony (to też trudny temat w domach i czas robi swoje). Kasy na to poszło zatrzęsienie. I nieważne, że przez 10 lat był spokój – jak później musisz wywalić kilkanaście-kilkadziesiąt kilozłotych, to jednak wypada to uwzględnić w kosztach. Chociażby jako swój osobisty fundusz remontowy, który użyjesz po czasie.

    • magda1enka Odpowiedz

      Drogi „Gawle”:

      „Durniejszego argumentu niż dowozy dzieci nie słyszałem, przecież dzieciństwo nie trwa 50 lat i ma charakter przejściowy.”

      – aha, oczywiście. Tylko zauważ, że jakimś cudem, jak tylko zaczynają się wakacje lub ferie, to miejskie korki cudownie znikają. Dowożenie dzieci samochodem w przeróżne miejsca to jest zakała dzisiejszych czasów i skutek rozlewania się miast.

      „Przykro mi że @magdalenka1 tkwi w głębokim średniowieczu jeżeli chodzi o znajomość realiów mieszkania na współczesnej wsi, mam wrażenie że ona wierzy że ziemia jest nadal płaska, w takim przypadku niech nie jedzie do USA bo spadnie z Ziemi w otchłań.”

      Daruj sobie osobiste wycieczki i takie komentarze, bo są mocno ponizej poziomu, jaki prezentuje ten blog. Przypominam, że nic o mnie nie wiesz. Mocno się dziwię, że spotykam się z takimi tekstami tutaj.
      Znajomość realiów mieszkania na współczesnej wsi – widze za to, że Ty jestes ekspertem. Ale chyba tylko z perspektywy rodzica. A ja staram się patrzeć z perspektywy dzieci/późniejszych nastolatków. Może i podstawówka jest na miejscu, OK. Ale do Liceum trzeba jakoś trafić. I zaczyna się codzienna zabawa z podwożeniem, zawożeniem, PKSem itd. Miałam takich znajomych kilkoro i wierz mi, nikt nie był z tego powodu szczęśliwy. Co więcej – większość, od razu po uzyskaniu pełnoletności, z radością opuściła „rodzinne gniazdo” i zwiała do miasta, gdzie toczyło się ich życie. Tak samo teraz patrzę z perspektywy małych dzieci, których rodzice postanowili wyprowadzić się za miasto. Życie w samochodzie, ciągły pęd, przywieź, zawieź, odbierz. Nawet jeśli nie trzeba zawozić do podstawówki, to potem zaczynają się zajęcia dodatkowe i jaaazda.

      • Gaweł Odpowiedz

        Ja piszę o swoich doświadczeniach a twoje argumenty są średniowieczne i również o mnie niczego nie wiesz. To że z okna widzę Pałac Kultury i Nauki w Warszawie nie oznacza że po cokolwiek mam tam jechać. Nie pracuję i nie mieszkam w Warszawie co Napisałem i WSZYSTKIE usługi mam na miejscu co również napisałem. Dla mnie rodzicem jest się w każdym wieku dziecka ty jakoś to rozgraniczasz na „byciem rodzicem” i bycie „rodzicem nastolatka” całkiem tego nie rozumiem.
        Nie przeczytałaś mojego wpisu do końca, tylko się nabuzowałaś, nie przedstawiasz konkretnych argumentów, popartych własnym doświadczeniem, tylko mówisz o cudzych doświadczeniach z twojego punktu widzenia, to jest słabe i nic nie warte.
        Owszem jestem ekspertem od mieszkania na wsi i z chęcią doradzę Maćkowi i każdemu kto będzie chciał, Tobie jednak nic nie powiem bo na to nie zasługujesz piszesz niespójne, treści nie czytasz komentarzy ze zrozumieniem i kreujesz się na ofiarę domniemanego hejtu z mojej strony. To typowe i puste, bardzo Ci współczuję.

        • magda1enka Odpowiedz

          @Gawel: Odpuszczę sobie dalszą dyskusję w tym stylu, a Ty odpuść sobie dalszą analizę mojej osoby.

          • Gaweł

            Przepraszam zareagowałem zbyt gwałtownie, nie zamierzam Cię analizować choć może by było łatwiej zrozumieć. Może niedługo będziesz miała okazję przeanalizować mnie :)?

        • Maga Odpowiedz

          Gawle, pomijając zupełnie kwestię tego, które z Was ma rację, Twój sposób prowadzenia dyskusji jest naprawdę skandaliczny i pozbawiony jakiejkolwiek kultury i szacunku do drugiego człowieka.

          • Gaweł

            Maga To Twoja subiektywna ocena. Twój komentarz jest stronniczy i pozbawiony jakiejkolwiek merytoryki oraz argumentacji i na niskim poziomie nie wnoszącym nic do tematu.

          • Maga

            Wolny, dziwię się, że na swoim blogu na coś takiego pozwalasz.

          • wolny Autor wpisu

            A ja się dziwię, że oczekujecie jakichś działań „od ręki” i w formie ostrego moderowania dyskusji. Otóż miałem wyjątkowo zwariowany dzień i naprawdę nie mogę reagować na wszystko ani od razu. Zakładam też, że jesteśmy dorośli, dojrzali i nie muszę brać na klatę kolejnej cząstki etatu bycia moderatorem w każdej sytuacji. Uważam, że komentarze Gawła rzeczywiście mogły zostać odebrane negatywnie, napisałem przed chwilę o tym, ale jednocześnie cieszę się, że dyskusja nie poszła dalej i fajnie poradziliście sobie beze mnie. Dziękuję, że powstrzymaliście niepotrzebne emocje.

          • Konkret

            @Gaweł
            Cytaty z twoich wypowiedzi:
            „dla mnie argument że dzieci nie będą mogły włóczyć się za kilka lat po mieście to argument z dupy:(”

            „magdalenka1 tkwi w głębokim średniowieczu jeżeli chodzi o znajomość realiów mieszkania na współczesnej wsi, mam wrażenie że ona wierzy że ziemia jest nadal płaska, w takim przypadku niech nie jedzie do USA bo spadnie z Ziemi w otchłań.”

            „twoje argumenty są średniowieczne”

            „Tobie jednak nic nie powiem bo na to nie zasługujesz piszesz niespójne, treści nie czytasz komentarzy ze zrozumieniem i kreujesz się na ofiarę domniemanego hejtu z mojej strony. To typowe i puste, bardzo Ci współczuję.”

            Co to ma być ???
            Miałem tego nie komentować ale kolejna odpowiedź tym razem do Magi która zwróciła Ci uwagę, że:

            „Twój sposób prowadzenia dyskusji jest naprawdę skandaliczny i pozbawiony jakiejkolwiek kultury i szacunku do drugiego człowieka.”

            również jest w tym tonie:
            „Twój komentarz jest stronniczy i pozbawiony jakiejkolwiek merytoryki oraz argumentacji i na niskim poziomie nie wnoszącym nic do tematu.”

            Twoje komentarze, że ktoś ma argumenty „z dupy”, że żyje w średniowieczu, że masz wrażenie że wierzy że ziemia jest płaska, że spadnie w otchłań jeśli nie pojedzie do USA. że na coś nie zasługuje…, że to jest typowe i puste etc…

            Co to ma być ?? Piszesz na przewie w gimnazjum czy co ?

            Gdzie w tych treściach jest tak uwielbiana przez ciebie meteorytyka ?? gdzie brak stronniczości który zarzucasz @Madze ? gdzie argumentacja ?

            To jest obrażanie innych bo próbujesz udowodnić że jest idiotą ktoś kto napisał kulturalnie (!!) że ma inne zdanie niż ty i to jest hejt w czystej postaci. To są obelgi.

            Dziwię się tak jak Maga, że te „komentarze” pana „eksperta od mieszkania na wsi” nie zostały natychmiast skasowane.

          • wolny Autor wpisu

            I kolejny zarzut o brak moderacji… postawcie się proszę na chwilę w mojej sytuacji. Nie jestem etatowym twórcą treści ani moderatorem; mam swoje życie, blog to moje hobby i myślę, że każdy kto widzi wartość tego bloga i korzysta z naszej wspólnej wiedzy również może podjąć się wyprostowania tego typu zdarzeń. Dziękuję, że zwróciliście uwagę Gawłowi i że cała sytuacja nie przerodziła się w niepotrzebną kłótnię.

          • Maga

            Wiesz, Wolny, rozumiem, że nie siedzisz na blogu 27/7 i nie jesteś w stanie reagować na każdą sytuację. Nie zmienia to faktu, że jestem jednak w szoku spotykając się z czymś takim w tym miejscu. Można się nie zgadzać, można pisać nawet w zaczepnym tonie (co sama nie raz czyniłam), jednak obrażanie innych to jest już przekraczanie granicy akceptowalnych zachowań.
            Dyskusja nie przerodziła się w kłótnię, bo jednak nie będę się zniżać do pewnego poziomu. Jeśli ktoś nie chce pewnych spraw zrozumieć, to łopatą się mu tego do głowy nie nałoży.
            Uważam natomiast, że zwrócenie Gawłowi uwagi przez Ciebie (nazywając rzeczy po imieniu, a nie pisząc, że komentarzy Gawła „mogły zostać odebrane negatywnie” i że są „poniżej poziomu, który zazwyczaj reprezentuje”) mogłoby odnieść jakiś skutek. Po pierwsze jesteś jednak dla wielu tutaj autorytetem, a po drugie jest to Twoje miejsce i możesz zwyczajnie napisać, że sobie tego typu zachowań nie życzysz. I jeśli będzie przyzwolenie na obrażanie innych i osobiste wycieczki, przestanę to miejsce odwiedzać. I nie jest to szantaż, po prostu nikt nie lubi być obrażany.

          • wolny Autor wpisu

            Zareagowałem jak uważałem za słuszne, chociaż rozumiem, że dla Ciebie może to nie być wystarczające. Gaweł ma jednak niemal 50 lat, zostawił tu prawie 100 wartościowych komentarzy i nie za bardzo widzę sens ustawiania go do pionu z powodu małej pomyłki przy pracy, jaką były te zbyt emocjonalne komentarze. Może to wynika z tego, że sam mam już grubą skórę po wielu negatywnych/obraźliwych komentarzach, które padły pod moim adresem na przestrzeni lat… a może wolę zakładać, że wszyscy jesteśmy fajnymi, pozytywnymi ludźmi, którym – jak to ludziom – zdarzają się lepsze i gorsze chwile. Pozdrawiam.

          • Konkret

            @Wolny
            „ma jednak niemal 50 lat, zostawił tu prawie 100 wartościowych komentarzy”

            Przepraszam ale pozwolę się nie zgodzić w tym miejscu z tymi argumentami – moim skromnym zdaniem nie ma to żadnego znaczenia w tej sytuacji.

            Czy fakt, że komuś bliżej do 50 lat czy też nawet i 70 lat niż do 20 lat to może być usprawiedliwienie do osobistych wycieczek i naśmiewania się z innych osób ? A już w szczególności kobiet ?

            Kultura osobista obowiązuje w każdym wieku a przynajmniej powinna.

            To samo dotyczy ilości komentarzy- gdyby tak podchodzić do sprawy to od ilu komentarzy można by tolerować tego typu zachowanie wobec innych ?

            Ja jestem wyczulony na tego typu zachowanie bo to już jest bliskie „komentarzom” spod artykułów z popularnych portali a nie po to tu zaglądam i czasem komentuję żeby tego typu wypociny czytać.

            Jak ktoś się z kimś zgadza to fajnie a jak ma inne zdanie to wyśmiać i zasugerować że jest kretynem. Tego nie akceptuję.

            Pozdrawiam serdecznie

          • wolny Autor wpisu

            A moim zdaniem te 100 wartościowych komentarzy ma znaczenie. Że tak pojadę biblijnie: czy jesteś bez winy? Czy nigdy nie zdarzyło Ci się potknąć? Mi owszem, wiele razy. I pewnie znalazłbym sporo komentarzy (z moich 5.000… wow ;)), których może bym nie opublikował lub coś w nich zmienił. Myślę, że nie warto roztrząsać tego, co było, tylko skupić się na pozytywach i trzymać poziom. Pamiętając, że jeśli ktoś pisze „pod wpływem” (emocji na przykład), jest Konkret i inni, którzy również (oprócz mnie) pilnują porządku 😉

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Ehhhh, zostawić Was na jeden dzień i blog aż cały się trzęsie 😉 Gaweł: mnie również te 2-3 z Twoich komentarzy zdziwiły i uważam, że są poniżej poziomu który reprezentujesz zazwyczaj i którego oczekiwałbym od komentujących. Szacunek do innych to podstawa. Nawet jeśli masz argumenty, można je przedstawić w nieco łagodniejszej formie, tak żebyśmy mieli dyskusję wśród szanujących się osób, zamiast rozmów z użyciem słów i zwrotów niepotrzebnie podnoszących ciśnienie. Zakładam, że to był mały wypadek przy pracy… sam, kiedy czuję, że mój tekst może drugą stronę w jakiś sposób ugodzić, czytam go 3 razy i weryfikuję, czy na pewno chcę go wysłać w takiej formie. Zwykle uznaję, że jednak nie. Pozdrawiam!

      • kapiszon Odpowiedz

        Jest dokładnie tak jak piszesz. Widzę to po swoich znajomych którzy wyprowadzili się z miasta do wymarzonego domku pod miastem. Jedni wyjeżdżają rano do pracy do miasta, dzieci idą w mieście do szkoły, po szkole jakieś zajęcia dodatkowe, basen itp. i wracają 18-19. I tak wygląda ich życie, w zasadzie tylko w weekendy korzystają z tego domu a tak to są ciągle w biegu. Rozważają powrót do miasta gdy dzieci zaczną chodzić do liceum bo widzą że jeszcze bardziej skomplikuje im to życie.
        Drudzy znajomi którzy też się wyprowadzili mają już dzieci na studiach. Wcześniej te cały czas za szoferów robili. Teraz maja 4 samochody bo inaczej tego wszystkiego pogodzić nie mogą żeby jakoś się organizować np. 2 samochodami. Także życie na wsi i codzienne dojazdy do miasta to jest po prostu masakra.

        Drugie wyjście to mieszkanie na wsi bez dojazdów. pracujecie na miejscu, dzieci chodzą do pobliskiej szkoły. Z tym że w tym przypadku też jest kilka ale:
        – na wsiach liceów raczej nie ma, więc patrz punkt wyżej, trzeba będzie kiedyś dzieci gdzieś dowozić
        – szkoła na wsi bez obrażania nikogo to jest szkoła na wsi. Nie oszukujmy się nie zapewni takiego poziomu edukacji jak szkoła w mieście. O rzeczach typu basen też można zapomnieć. Czyli tak czy siak czekają was wizyty w mieście czy to większym czy to mniejszym ale jednak.
        – im bliżej miasta tym ceny domów/działek są wyższe i nie są najczęściej oazą spokoju. Co innego gdzieś dalej na typowych terenach wiejskich. Ceny są niższe, tam jest dopiero prawdziwy kontakt z naturą, ale są też uciążliwości jak wyżej napisałem.
        Im więcej o tym myślę tym częściej dochodzę do wniosku że najlepsze rozwiązanie to życie w mieście + wypady na wieś. I niejedna osoba mi już to powiedziała.

        A co do mentalności na wsi to jednak coś w tym jest. Wynika to choćby z tego że to są małe społeczności i praktycznie każdy o każdym dużo może powiedzieć 😉 A w mieście to często nawet sąsiada z klatki się praktycznie nie zna.

        • Marcin Odpowiedz

          A czy ktoś z was rozważał może opcję, że licealista będzie po prostu sobie mieszkał w bursie w dużym mieście i na weekendy wracał do domu (np ~100 km)?
          Tym sposobem dziecko ma miasto i kolegów na co dzień, a także wszelkie zajęcia pozalekcyjne i miejskie aktywności w zasięgu ręki bez konieczności męczących codziennych dojazdów.
          Ja miałem w rodzinie taki przykład i działało bezproblemowo – do tego stopnia, że dzięki zaufaniu rodziców, dziecko miało przy sobie kilka zwolnień wypisanych in blanco, do użycia w razie potrzeby, a nadużyć nie było (wychowawcy i tak dzwonią do rodziców i potwierdzają każde takie zwolnienie).
          Co sądzicie o takiej opcji?

          • Anatol

            Ja mieszkałem w internacie przez 5 lat. Opcja spoko a i imprezy były całkiem fajne 😉

          • Maga

            Nie każdy licealista się do tego nadaje. Z różnych powodów.

          • Gaweł

            Ja dojeżdżałem do liceum 30 minut dziennie podobnie jak 90% kolegów, nie było to superkomfortowe ale trwało 4 lata i szybko przeleciało. Nie wiemy na prawdę jaką szkołę średnią wybierze nasze dziecko, czy sami ją wybierzemy. Padają tu argumenty że dzieci łakną imprez i spotkań z kolegami, ja mam niestety inne obserwacje. Młodzież siedzi w telefonach i odległość od miasta nie ma dla nich żadnego znaczenia aby był zasięg i prąd. Smutne to ale prawdziwe.

          • wolny Autor wpisu

            A ja myślę, że jeśli młody człowiek ma 30 minut siedzenia w autobusie, to tylko od jego inteligencji i kreatywności zależy, czy wykorzysta ten czas w jakiś sposób, czy całość przeleci przez palce 🙂

        • Gaweł Odpowiedz

          @ Konkret Wyrywasz cycaty z kontekstu i napędzasz sztucznie dyskusję, którą ja i przedmówczynie zakończliśmy. Nie będę przytakiwał na treści z którymi się nie zgadzam. Wyrażam się dosadnie, i to jest jedyny powód do dyskredytowania mnie, śmieszne. Nigdzie personalnie nikogo nie wyzwałem jakimkolwiek epitetem ?

          • kapiszon

            „Jeśli jedna osoba mówi ci, że jesteś pijany, możesz to zignorować. Jeśli mówią ci to dwie osoby, możesz zacząć się niepokoić. Jeśli wszyscy dookoła ci to mówią, to idź do domu i połóż się spać.” 😉

          • Konkret

            @Gaweł
            Jakbyś się nie domyślił to Przedmówczynie zakończyły dyskusję aby się „nie kopać z koniem”.

            Obrażanie innych nazywasz wyrażeniem się dosadnie??

            Twoje odpowiedzi do tych kobiet natomiast nie były śmieszne tylko atakujące i obraźliwe i mam wrażenie że to Ty piszesz bez zrozumienia tego co piszesz i jak piszesz a nie one nie potrafią czytać.

            Przeczytaj ponownie co napisałeś.

            Ja tak samo nie pozostaję obojętny na takie zachowanie i nie będę udawał że tego nie opublikowano.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Dużo fajnych argumentów, ale nie do końca odnoszących się do naszego przypadku. My spędzamy większość dnia (każdego!) w mieszkaniu, dlatego nie groziłoby nam korzystanie z uroków mieszkania w domu jedynie w weekendy. A 4 samochody to już dla mnie jakaś abstrakcja 😉 Ale jeśli są dorosłe dzieci, rodzina żyje na prawdziwym wygwizdowie i nie chce/nie może być elastyczna, to może i tak trzeba.

          • Ida

            Byłam takim dojezdzajacym dzieckiem i absolutnie tego nienawidziłam, tych zmarnowanych godzin, marzniecia na przystanku, przymusu koordynowanie kilku osób, uzależnienia, ciągłej logistyki. Z różnych względów na studia tez dojeżdżałam, jak wyjechałam na Erasmusa uwielbiałam widok na uczelnie z okna. I nie wiem, może inni nawiązują sąsiedzkie znajomości, ale ja, choć towarzyska, jestem dość introwertyczna i nie poznałam żadnych dzieciaków w okolicy.

  9. Piotr Odpowiedz

    Cześć Wolny!

    Nie podejmuję się doradzania Tobie, bo jestem w innej sytuacji (brak dzieci, żony), choć kliknąłem „za” w ankiecie.

    Ja mieszkam w jednym z większych miast na południu kraju, wynajmuję drogie mieszkanie (nowe budownictwo, około 2100 złotych miesięcznie wszystko, 34 m2). Umowa kończy mi się w grudniu. I od kilku miesięcy chodzi mi po głowie wyprowadzka na północ kraju (możliwie najbliżej morza) i do… domu. Zaskoczyło mnie, że idzie znaleźć umeblowany dom w niezłym stanie w cenie tego, co płacę obecnie (no może trochę drożej, bo 2 tys. złotych to sam wynajem + media). A przeglądam na razie jedynie OLX, a wierzę, że robiąc objazdówkę po wybrzeżu znajdę coś tańszego lub więcej ofert. Pisząc możliwe blisko morza mam na myśli również odległości kilkunastu kilometrów, od biedy kilkudziesięciu.

    Oczywiście tradycyjnie torpeduję sam siebie, a argumentów mam bez liku: brak samochodu i prawa jazdy (czyli problem z dojazdami i samą przeprowadzką); nigdy nie mieszkałem w domu, więc mogę nie podołać; brak pewności, czy na pewno jestem w stanie wszystko przenieść do sieci (zarabianie itd.); ciągłe myślenie, jak często muszę pojawić się na południu Polski itd. Wiem, że to głupoty i to nie jest zdrowe, ale… taki już jestem.

    Bardzo mnie ucieszy, jednak gdy będziesz tutaj zgłębiał temat, bo na pewno bardzo mi to pomoże w moich planach.

    Powodzenia!

    • Marcin Odpowiedz

      @Piotr: a możesz po prostu zrobić prawo jazdy? Jeśli nie masz medycznych przeciwwskazań, to kilka miesięcy maks, jak się postarasz i to nie koniecznie codziennie.

  10. Jasiek Odpowiedz

    Cześć wolny 😊
    Jesteśmy z żoną w zbliżonej sytuacji, ale już „po” 😊
    W listopadzie zeszłego roku wyprowadziliśmy się z Warszawy do naszego nowego domu na wsi pod innym średniej wielkości miastem (70 tys. mieszkańców) – 100 km od stolicy. Po prostu wiedzieliśmy, że chcemy odciąć się od tego pędu warszawskiego i wychować dzieci bez presji, na własnych zasadach.
    Jesteśmy bardzo zadowoleni, szczególnie przestrzeń daje ogromne pole do rozwoju (zarówno fizycznego jak i intelektualnego).
    Moim zdaniem najważniejsze jest, aby „ośrodek życia” waszej rodziny skupiał się wokół miejsca zamieszania. Dlatego też w naszym przypadku nie wchodziła w grę budowa domu na wsi pod Warszawą i codzienne dojeżdżanie w korkach 1-1,5h do miasta z dziećmi. Najlepiej, gdybyś znalazł miejsce blisko średniej wielkości miasta, z bezpośrednią komunikacją publiczną, tak aby dzieci w wieku licealnym mogły samodzielnie dojeżdżać do szkoły.
    Dla nas ogromnym argumentem za budową domu były jego koszty – nowoczesny dom 170 mkw. w cenie zbliżonej do kawalerki w Warszawie. Będąc oszczędnym i przedsiębiorczym wszystkie oszczędności lądują w Twojej kieszeni, a nie kieszeni dewelopera. Mówię o systemie „zleconym”, gdzie prace wykonują poszczególne ekipy budowlane.
    Jesteście jeszcze w bardzo dobrym okresie na zamieszkanie w domu –póki dzieci nie pójdą na studia, będą korzystały pełnymi garściami z przywilejów jakie daje dom. My jesteśmy rodzicami dwóch dziewczynek 2 lata i 8 miesięcy i wiemy, że dom będzie tętnił życiem minimum przez 15 lat.
    Po więcej argumentów zapraszam na nasz blog: http://kosztybudowydomu.pl/dlaczego-dom-a-nie-mieszkanie/

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Kurcze, im więcej komentarzy, tym bardziej skłaniamy się ku domowi. I zgadzam się w pełni, że rozsądna w naszym przypadku jest lokalizacja, z której łatwo dojechać do Gdańska. W końcu tutaj mamy mieszkania na wynajem i moich rodziców, którzy mogą za jakiś czas potrzebować wsparcia. Emigracja do domu oddalonego o setki kilometrów mogłaby być strzałem w stopę.

  11. Ula Odpowiedz

    Czytam bloga od lat ale pierwszy raz komentuję. 10 lat temu przerabiałam ten temat. Myślałam o zamieszkaniu w domu, ale mieszkając całe życie w bloku nie wiedziałam jak to jest. Na próbę pomieszkałam w domu pod Warszawą u koleżanki, zajmując się psem podczas jej urlopów. I tak przetestowałam codzienne dojazdy do pracy, robienie zakupów, nocowanie (ale z włączonym alarmem). Tak mi się spodobało, że 6 miesięcy później kupiłam dom w stanie developerskim. Też bałam się budowy i szukałam gotowego domu. Kupiłam dom, który odpowiadał mi pod względem układu pomieszczeń. Nie znoszę skosów w pokojach, tak popularnych teraz w budowanych domach na piętrze. I mam pełną wysokość na piętrze. Co do kosztów. 10 lat temu zamieniłam 50 m2 na warszawskim Mokotowie na pół bliźniaka w Falenicy (przedmieście Warszawy) – działka 200m2, dom 130m2 + strych. Mieszkanie sprzedałam za 415 tys zł, dom kosztował 550 tys zł (+ wykończenie). Koszty utrzymania domu podobne jak we wcześniejszym mieszkaniu ( w tym ogrzewanie gazem, ochrona, ogródek).

    • Ula Odpowiedz

      Chciałam jeszcze dodać, iż po 9 latach mieszkania w nowym domu nie ma poważnych kosztów napraw. Wydaję pieniądze praktycznie na ogródek, ale to już w ramach hobby 🙂

      • Gaweł Odpowiedz

        Ja mogę potwierdzić że po 16 latach też, suma napraw nie przekracza na pewno funduszu remontowego w bloku. Cóż nic nie jest wieczne, w bloku też wymienia się krany, wężyki i maluje ściany.

  12. Monika Odpowiedz

    Zagłosowałam za opcją dom dla WAS, ale tylko dlatego że prowadzicie taki a nie inny tryb życia. Choć warto zastanowić się czy mieszkanie gdzieś na tzw. „zadupiu” nie będzie Was męczyło na dłuższą metę. Sama jestem posiadaczka domu- o wiele za dużego jak na nasze potrzeby 4 osobowej rodziny, w małym miasteczku pomiędzy dwoma dużymi miastami. Z perspektywy czasu uważam że to była żle podjęta decyzja – w dodatku dużym kosztem, kredyt we Frankach.
    Dzisiaj nie budowałabym domu bo:
    -pochłania bardzo dużo czasu jego sprzątanie
    – jest to skarbonka bez dna, ciężko powiedzieć sobie nie i ciągle się w niego inwestuje (jak nie w dom to w ogród)
    -jest jednak uziemieniem pod kątem zawodowym (My pracujemy dla kogoś- choć decyzję podejmowaliśmy kiedy ja prowadziłam własną działalność- niedaleko miejsca zamieszkania)
    – ciężko moim zdaniem będzie odzyskać pieniądze w dom zainwestowane, gdybyśmy podjęli decyzję o jego sprzedaży.
    Są oczywiście spore plusy zwłaszcza przy małych dzieciach. Pozdrawiam i życzę dobrych decyzji, choć te dopiero są weryfikowalne za kilka lat

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dzięki za opinię. Według naszych założeń, dom dla nas „powinien” mieć 110-150m2 i raczej nie więcej.

  13. Piotr Odpowiedz

    Wolny

    Zdecydowanie zachęcam do wdrożenie powyższego planu w życie; sam to przerabiałem czyli „dorobiłem” się kilu mieszkań w nich mieszkając a później wynajmując tak że ten dochód pasywny istnieje i ma się dobrze:) Ale w końcu postanowiliśmy się budować i budujemy domek który nam się zawsze marzył, pod miastem, taki jaki chcemy itd. Uważam że skoro ma się jakieś dochody to nie ma sensu inwestować na siłę cały czas tak żeby pomnażać to co się ma gdyż warto też od życia brać. Choć zdaje sobie sprawę że te pieniądze które poszły na dom zainwestowane przynosiły by jeszcze większy zysk. Tylko po co. Mieszkanie w domu a mieszkaniu to dwie różne bajki. Widzę że piszesz że masz budżet 400-600 tysi, rozumiem to chyba bez działki. Jedna rada to taka że dolicz sobie do tego 20% gdyż dużo się zmienia podczas budowy. Ale efekt jest zdecydowanie tego warty.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Fajnie, że są ludzie podobni do nas 😉 Nam się dopiero teraz oczy otwierają na takie możliwości.
      Czy bez działki… czemu? Widzimy sporo ogłoszeń domów (stan od surowego zamkniętego, przez deweloperski do wykończonych, kilku-kilkunastoletnich) w cenach ~500kzł (+- 100kzł), już z działką (też różne: od 500 do 1200 m2). Wszystko w odległości 10-40km od Gdańska, na pięknych Kaszubach.

      • Piotr Odpowiedz

        Pisze na podstawie wlasnego przykladu:) Nam z meblami wyszlo okolo 20% wiecej niz zakladalismy. Przy budowie jest duzo drobnych kosztow ktorych sie na poczatku nie kalkuluje. Tez sie zmienia punkt widzenia jak sie buduje. Mozna wziasc drzwi wewn z mdf z market za 700zl albo mozna pelne drewaniane , solidne za 1600zl. Przy 12 robi sie roznica:). Wiadomo ze bedzie inaczej kiedy glowne prace wykonczeniowe zrobicie sami. My niestety musielismy brac „spciialistow” gdyz mieszkalismy za granica. Naprawde warto. Caly proces budowy tez jest fany mimo ze to ciezka praca ale pozniej sie milo wspomina.

  14. Paweł Odpowiedz

    Wyniki ankiety sugerują, że domy są w modzie (75% głosowało za domem), a blog chyba nie jest o podążaniu za modą. Mody bywają kosztowne 🙂 Ja kliknąłem opcje nr 2.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja wiem, że często większość nie ma racji, natomiast wydaje mi się, że głosy (obecnie 73% „za”) są oddawane w sposób, który uwzględnia nasz sposób życia i nasze wymagania/oczekiwania. A są one dość specyficzne i myślę, że naprawdę mamy większość tematów poukładanych w taki sposób, że po prostu „nadajemy się” do świadomej próby zamieszkania w domu. No nic, przed nami kolejne wycieczki i późniejsze, ewentualne decyzje.

  15. krzysztof Odpowiedz

    Hej,
    Mam podobną sytuacje tj. 5 mieszkań na wynajem ale w mniejszym mieście (ok 90 tys. mieszkańców), które obecnie wynajmowane są w trybie „na doby” od paru lat. Dodatkowo mamy 86,6 m2 mieszkanie , w którym mieszka 4 os rodzina. Dodatkowa działka 1700 m2 w pięknej okolicy blisko Zalewu Wiślanego gdzie możemy wybudować dom. Ja również pracuję zdalnie a żona zajmuję się mieszkaniami. Podobnie jak Wy zastanawiam się czy nie wybudować domu i czy nie wynająć wszystkich 5(+1) mieszkań długoterminowo co pozwoliłoby nam nie martwić się przychodami. Tak więc ciekawy wpis…………mocno zbliżony do naszej sytuacji……..
    Jedyna rzecz, która nas powstrzymuję od wyboru mieszkania poza miastem to świetna lokalizacja naszego mieszkania gdzie mamy blisko do szkoły i w miarę blisko do przedszkola.
    Ciekawy BLOG – zainspirował mnie do spowolnienia.
    W głowie mam cały czas zakup kolejnych mieszkań (kawalerek) po wynajem (kolejne >5 ) ale może nie warto ?
    Jeszcze jeden DREAM – to jest kamper 🙂
    Podrawiam,
    Krzysztof

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dzięki za komentarz i przyznanie się do tego, że mój blog dał Ci coś wartościowego – to dla mnie zawsze miłe i motywujące. My też mamy przedszkole jakieś 300m od mieszkania, szkołę z 700m… ciężko to przecenić, ale poszukamy jakiejś miejscówki, gdzie odległości byłyby kilka, a nie kilkadziesiąt razy większe.

  16. Kamil Odpowiedz

    To ja się wypowiem z perspektywy dziecka, które wyprowadziło się z centrum do wymarzonego przez rodziców domu pod miastem.

    Podstawówka to jeszcze nie taki problem ale już od liceum zaczynają się schody. Kwestia dojazdów komplikuje się jeszcze bardziej w przypadku wybrania wymarzonej, a nie najbliższej szkoły. Spotkania ze znajomymi/zajęcia dodatkowe to podobny problem. W moim przypadku sytuacja stała się znośniejsza dopiero gdy dostałem auto po dziadku, chyba się jednak zgodzimy, że to trochę wypaczenie celów jakie przed sobą stawiacie?
    Kwestia metrażu: ja się już od rodziców wyprowadziłem, mój brat zrobi to wkrótce. Każdy ma swoje potrzeby jeśli chodzi o metraż ale zakładam, że opisane 120-150m2 nie tylko będą stały w większości puste ale i będą problematyczne w utrzymaniu.

    Podsumowując: dom może byś świetną opcją dla was, pracujących zdalnie i mających jasno określone potrzeby – dla waszych dzieci będzie to zdecydowanie większe wyzwanie.

    W tym miejscu podrzucę coś co mi samemu chodzi po głowie ale nie poświęciłem jeszcze czasu na zweryfikowanie tego pomysłu:
    A może by tak wybudować mały domek w urokliwym miejscu i traktować go raczej jako miejsce na weekendowe wypady, miejsce w którym można spokojnie popracować, mieszkając dalej w centrum? Jeśli akurat nie używany przez was może da się go wynająć w celach bardziej turystycznych niż czysto mieszkaniowych? Wiem, że pod wieloma względami nie jest to perfekcyjne rozwiązanie ale może możliwe w realizacji?

    • Gaweł Odpowiedz

      Z praktyki powiem, że wybierając wieś trzeba zwrócić uwagę na jej zamożność, nie zwracałem na to uwagi 16 lat temu, ale wybór okazał się super. Mamy w gminie 5 szkół podstawowych oraz liceum. Dodatkowo o vzym nikt tu nie wspomina nawet na najgorszym zadupiu są gimbusy więc podnoszenie dostępności szkół na terenach wiejskich jest bezzasadne i świadczy o teoretyzowaniu a nie własnych doświadczeniach.
      Argument dotyczący szkół w miastach to zależy od miasta. Nie wyjeżdżając z Warszawy można mieć do liceum do 50 km w jedną stronę. Ja mam do centrum około 25 km.
      Reasumując uznaję argumenty ale świadczą one o tym że należy wybierając lokalizację nie kierować się jedynie ceną i ładnym widokiem ale względami ekonomicznymi i przestrzennymi również. Odrębna kwestia to MPZP

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Hmmm… o tym to bym zupełnie nie pomyślał. Chociaż, to chyba wychodzi „przy okazji”, prawda? Jeśli widać, że miejscowość rośnie i nie brakuje inwestycji, od razu wszystko wygląda inaczej niż w wymierających miejscach, gdzie lokalna szkoła może i jest, ale bardziej przypomina z zewnątrz sklep spożywczy z zeszłego wieku 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hmmm, to też jest jakaś opcja. I sam pamiętam, jak w liceum mieszkałem „na obrzeżach”, bo trzeba było dojechać jednym autobusem/tramwajem do centrum 😉 Już wtedy rówieśnicy, którzy mieszkali bliżej „imprezowni” mieli lepiej… chociaż później dzięki temu zyskałem argument za tym, żeby czasem u kogoś przenocować 😉

  17. Gosc Odpowiedz

    Jesli dom to z dobrym dojazdem i mozliwie bezkorkowym. Trzeba wziac poprawke,ze samochod zawsze moze sie zepsuc albo drogi beda nieprzejezdne i co wtedy np. z dowiezieniem chorego do lekarza.
    Ogrzewanie rowniez na piece kaflowe.Polska infrastruktura energetyczna sie sypie, blackouty moga sie zdarzac,a susza swoje tez moze dolozyc.
    Widze po rodzinie,ze dom to praca na pelen, drugi etat. Wyjazd gdzies to ciagla obawa,ze cos sie w domu stanie i jak nie ma komu tego dopilnowac, to niezly stres. Odechcialo mi sie wlasnego. Działka i kamper to wg. mnie najlepsze rozwiazanie.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hmmm, dość jednostronnie i całkiem negatywnie, ale rozumiem, że mieszkasz w domu i piszesz z własnego doświadczenia.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Od zeszłego roku coraz bardziej angażujemy się w charytatywność i mamy ułożony plan na regularny wzrost tego typu pomocy. Kwoty będą rosły w miarę jak będziemy się czuli z nimi wygodnie, nie chcemy tego robić na siłę. Pomaganie innym nie oznacza, że nie należy również siebie nagrodzić za pracę, tym bardziej, jeśli jest ona opcjonalna.

  18. Banan Odpowiedz

    Nie czytałem jeszcze wszystkich komentarzy ( wszystko przede mną), ale sam się zastanawiam gdzie mieszkać. Nie jestem jeszcze na tym etapie co Ty, ale taki jest plan 🙂 Póki co jestem raczej na początku, zbieram pieniadze i trzymam na promocyjnych kontach oszczędnościowych. Nie chce długo mieszkać w wynajmowanym mieszkaniu bo jest mi z tym źle i mam nieodparte wrazenie, że na tym tracę ( place komuś zamiast płacić własny kredyt). Z z drugiej strony aktualna sytuacja na rynku to jakieś szaleństwo i ciągle sobie powtarzam, że to musi pierd.. upaść ;). Pytanie tylko kiedy… Nie sądzę bym wybierał się w inny rejon Polski/Świata. Niestety nie mam szans na pracę zdalną. Tak więc jestem niezmiernie ciekawy Twojego ostatecznego wyboru i rozterek jakie Tobą targają. Wpisy na temat wyboru między domem a mieszkaniem byłyby bardzo pomocne i inspirujące.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Na pewno będę informował na bieżąco. Ale Twoje stwierdzenie, że nie masz szans na pracę zdalną jest chyba dalekie od prawdy… owszem, może w obecnej branży nie masz, może nie do końca chcesz, może… ale na pewno nie jest tak, że nie masz szans! Pozdrawiam i życzę jak najwięcej wiary w siebie!

  19. Asia Odpowiedz

    Dzięki za wpis i otwarcie ciekawej dyskusji. My jesteśmy w podobnej sytuacji do Was. Żyjemy z mieszkań na wynajem, jednej zdalnej działalności i z jednej pracy etatowej o dużej elastyczności. Moglibyśmy przestać pracować, ale chcemy to robić. Mamy małe dzieci jeszcze poza obowiązkiem szkolnym. Uznaliśmy, że naszym największym luksusem jest wolność i że nie chcemy jej tracić. Kochamy podróże, nie jesteśmy domatorami. Nie mamy więc mieszkania własnego na nasze cele mieszkaniowe. Aktualnie wynajmujemy dla siebie w dużym mieście. Jesienią tego roku chcemy przenieść się na pół roku do innego miasta, zobaczyc jak tam się żyje i uciec od smogu. Potem zobaczymy. Myślę, że będziemy odpowiadać na nasze aktualne potrzeby i dopasować nasze miejsce do życia do tego czego w danym momencie nam trzeba. Trudno się podejmuje decyzje na całe życię i stwierdziliśmy, że osiągając niezależność finansowa możemy tej decyzji na razie nie podejmować. To też powoduje, że jesteśmy czujni na nasze potrzeby i uczymy nasze dzieci, że zawsze można skorygować kurs. Może jak rynek nieruchomości się zmieni a dzieci pójdą do szkoły to będzie przestrzeń na konkretniejsze ruchy. Na razie korzystamy z życia mając dostęp do tego co nam się podoba (a niekoniecznie mając to na własność). Uważam, że zarówno my jak i Wy mamy niesamowita możliwość do testowania rozwiązań. Nie wszyscy są w tak uprzywilejowanej sytuacji i my doszliśmy do wniosku, że to jest coś co powinniśmy docenić i z czego skorzystać. Pozdrawiam serdecznie

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Owszem: również mamy świadomość olbrzymich możliwości i przede wszystkim tego, że nawet z trudnych sytuacji i nieoptymalnych wyborów możemy łatwo wyjść. Przecież nawet kupno domu i wyprowadzka nie jest „na zawsze” – jeśli będzie trzeba, to może być i „na chwilę”.
      My również zaczynamy coraz więcej podróżować i zdajemy sobie sprawę, że własny dom (nie wspominając już o ewentualnym czasie budowy…) to trochę komplikacji dla tych planów. Ale chyba wszystko jest do przejścia.
      PS Wszelkim ucieczkom od smogu kibicuję 🙂

  20. Ania Odpowiedz

    Dom z ogródkiem był moim marzeniem. Wychowywaliśmy się z mężem na wsi i znamy kwestie dojazdów do szkół. Po ośmiu latach w bloku ruszyliśmy z budową naszej skromnej parterowki. Jeszcze budowa nie skończona ale warzywa już rosną a dzieci mają piaskownicę. 3km do centrum niewielkiego miasta można w ostateczności pokonać pieszo. Przedszkola i szkoły na miejscu. Mąż trzy razy w tygodniu dojeżdża do pracy rowerem blisko 30km bo to lubi. Jestem projektantem i ze swojego doświadczenia tylko podpowiem że domy szkieletowe i z bala musi robić firma która naprawdę się na tym zna a z drugiej ręki to loteria. Murowany dużo łatwiej postawić czy naprawić. Budowa naszego tradycyjnego zajmie w sumie 14-16mcy. Ja długo się wahałam ale mąż lubi robić wszystko wokół domu a w bloku się męczył. Dom jest skrojony na nasze potrzeby i stawiamy go dla siebie docelowo nie dla dzieci. Maluchy podrosną i wyfruną. Nawet gdyby coś się stało i musielibyśmy go sprzedać to jest na tyle klasyczny że spokojnie znajdzie właściciela. Koszty utrzymania dokładnie ocenie po pierwszym sezonie ale szacuje całościowo do 700zl/mc. Mamy przydomowa oczyszczalnie ścieków i pompę ciepła. Jeśli dołożymy fotovoltaike to koszt utrzymania będzie naprawdę śmiesznie niski. Koszt budowy z umeblowaniem wyniesie nas w okolicy 300tys systemem zleconym plus trochę wykonczeniowki która mąż planuje robić sam jeśli zdrowie mu pozwoli. Trzymaj za nas kciuki a my życzymy ci słusznego wyboru. Może jednak ten wynajem domu na kilka miesięcy da wam odpowiedź. Pozdrawiam!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Fajny komentarz! Życzę powodzenia w dalszych pracach. A nas chyba już nie trzeba przekonywać… w czwartek kolejny tour po okolicy 😉

  21. Gaweł Odpowiedz

    Ja dojeżdżałem do liceum 30 minut dziennie podobnie jak 90% kolegów, nie było to superkomfortowe ale trwało 4 lata i szybko przeleciało. Nie wiemy na prawdę jaką szkołę średnią wybierze nasze dziecko, czy sami ją wybierzemy. Padają tu argumenty że dzieci łakną imprez i spotkań z kolegami, ja mam niestety inne obserwacje. Młodzież siedzi w telefonach i odległość od miasta nie ma dla nich żadnego znaczenia aby był zasięg i prąd. Smutne to ale prawdziwe.

  22. Eryk Odpowiedz

    Czytając wszystkie komentarze mam wrazenie, że najwięcej minusów domu pod miastem widzą osoby, które mieszkają w mieszkaniu w mieście. Najwięcej plusów te osoby, które w takim domu mieszkają 😆. Może obie strony mają rację? Tzn. dom nie jest dla wszystkich.

    1. Musi nas na ten dom stać. Jeżeli dla kogoś będzie to oznaczało brak wakacji przez 10 lat, problem z naprawieniem czegokolwiek, brak pieniędzy na zapłacenie komuś za zrobienie czegoś w ogrodzie/domu – dajcie sobie spokój z domem.
    2. Jeżeli wasza praca vs lokalizacja domu będzie oznaczała dojazdy po 1,5 w jedną stronę – dom nie ma sensu.
    3. Jeżeli lokalizacja to zadupie i będziecie mieć problem z zakupami, zajęciami dodatkowymi dzieci, szkołą, przedszkolem, lekarzem – problemem nie jest dom tylko słaba lokalizacja.

    Ja mieszkam pod miastem (gmina wiejska) i żadne z przytaczanych problemów mnie nie dotyczą. Dzieci mają fajną szkołę, wcześniej przedszkole. Jest liceum, kilka supermarketów, do lekarza łatwiej się dostać niż w prywatnej służbie zdrowia. Do specjalisty trzeba dojechać – jasne, ale powiem szczerze że obecnie taki Lux Med też gania mnie po całym mieście. Więc skąd jadę w sumie nie ma znaczenia. Kilka razy do roku dam radę. Zajęcia dodatkowe dla dzieci – sportowe na miejscu, angielski z małym dojazdem ( max. 5 minut). Zakupów poza spożywczymi za często nie robię, rodzina świetnie sobie radzi przez internet z dowozem do domu lub paczkomatu. Jak juz mnie zmuszą do pojechania do galerii, to jest ich kilka w odległości do 20-30 minut. To samo z kinem.

    No i jeszcze to mityczne stanie w korkach. Ja jadę 30 minut. Większość współpracowników mieszkających w mieście jedzie dłużej. Druga połówka pracuje w 100% zdalnie, więc jej to nie dotyczy.

    Musisz Wolny wziąć pod uwagę waszą sytuację. Każdy ma inną, ale mam wrażenie że w waszym przypadku dom by się sprawdził.
    Pozdrawiam,

      • Gaweł Odpowiedz

        No właśnie tak pomyślałem to co jeżeli się zgodzisz to poproszę Maćka żeby nasz skomunikował bo ciekawy jestem gdzie mieszkasz ???? No dobra może mały Quiz? na jaką literę mieszkasz jeżeli są 2 wsie na tę sama to podaj 2 🙂

  23. Callipso Odpowiedz

    Wolny, a będziesz mieszkał w tym domu?

    Spełnić marzenie o domku z ogrodem to jedno, nawet nie takie trudne. Żyć tym marzeniem to już inna para kaloszy.

    Dom dla rodziny to super sprawa do momentu szkolnego dzieci. Ja już to przegapiłem. Szukam innej alternatywy, chyba mam. Muszę to jeszcze przemyśleć.

    Jak dom i jego koszt ma się do twoich planów mieszkania w innych miejscach. Po to z wolną odcinacie więzy by zapuścić korzenie w domu?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Właśnie to aktualnie analizujemy. Mamy świadomość, że dom może się nieco gryźć z planami podróżniczymi. Ale niekoniecznie… wszystko można zaplanować. W każdym razie dzięki temu, że mamy konkretne cele, widzimy te konflikty i możemy im spróbować sprostać.
      Jeśli można coś więcej o alternatywie, poproszę 🙂

      • Gaweł Odpowiedz

        Podróże i dom to żaden problem tylko kwestia odpowiedniej logistyki. Zależy jak długie te podróże i jaki to będzie dom. Jeżeli podróże 2-3 tygodnie i dom bezobsługowy, też żadnych kotłów stałopalnych to nie ma problemu, Barierą może być duży pies bo to komplikuje sprawę, w przypadku kota nie ma problemu zostaje na zewnątrz i sam się przypilnuje sąsiad sypnie raz na 3 dni trochę chrupków i po wszystkim.

        Mam też inne patenty na zabezpieczenie domu podczas wyjazdów.

      • Callipso Odpowiedz

        Jasne, puszczę ci maila jak wrócę z Jordanii bo pisanie z komórki to masakra.

        Z domem jest jeszcze jeden problem którego chyba nikt nie podniósł a możesz mieć podobne spojrzenie. Jest jeden i ten sam. Jeśli nie masz w sobie relacji z mieszkaniem teraz to z domem też możesz nie mieć. Jeśli połączysz to z podróżami może sie okazać, że ani lokalizacja ani sam dom nie są tą wolnością która miała być lepsza niż mieszkanie. Może to być obowiązek administracyjny który miusisz wykonywać. Przy mieszkaniu zamykasz drzwi na klucz i tyle.

  24. Jolanta Odpowiedz

    Wybrałam opcję pierwszą, ale tak szczerze… Zastanówcie się dłużej. Nie dla każdego jest mieszkanie w domu, jak nie dla każdego jest mieszkanie w bloku/mieszkaniu. Ja i mąż jesteśmy z rodzaju ludności domowej 🙂 on ze wsi+ ja z małego miasteczka. I z porównania między naszymi miejscami zamieszkania polecam bardzo uważnie przyjrzeć się infrastrukturze (choćby i tylko ze względu na dzieci). Jak często do waszego nowego „miejsca” dojeżdża pociąg/bus/PKS? Jaka jest cena biletu? O której godzinie jest ostatni kurs, o której pierwszy? No chyba że chcecie dzieci w wieku LO/tech/zawodówka dowozić autem do szkoły lub wręczyć im kluczyki? Moje miasteczko jest świetnie i tanio skomunikowane ze światem… Ale niestety nie ma tu za wiele pracy. U męża w domu rodzinnym komunikacji dobrej i taniej brak (na moje standardy rzadko jeździ, niewygodna, ale są solidne plany lepszego skomunikowania wsi ze światem ze strony samorządu), ale za to blisko jest duże miasto… Co ciekawe oboje mieszkaliśmy 20 km do wiekszego miasta, oboje jeździliśmy rowerem/autem/busem do szkoły ponadgimnazjalnej i ponadlicealnej(mąż 10 lat starszy ode mnie więc mamy pogląd z różnych czasów). U każdego z nas było inaczej (ja korzystałam tylko z komunikacji masowej) i oboje wspominamy ten czas bardzo dobrze… Ja bo spotykałam różnych ludzi i nauczyłam się zarządzania pieniędzmi i czasem, mąż podobnie… Tylko że na koniec nauki on zarządzał pieniądzem tak żeby starczyło mu na paliwo, więc czasami rower szedł w ruch 😉 co do utrzymania domu- czy pochłania on niebotyczne sumy? Nie powiedziałabym. Rozsądny piec gazowy, dobra izolacja, nie-drewniane wykończenie domu i naprawdę… Jest to coś rozsądnego. Oczywiście dochodzi koszenie trawy raz w miesiącu, pielenie rabatek/ogródka (o ile się zdecydujecie), pielęgnacja drzewek/krzewów… ale te dwa ostatnie są opcjonalne przecież. W zamian macie grilla/ognisko w przyjemnej zielonej i prywatnej przestrzeni, może trochę plonów… ale co wygra z truskawkami, agrestem, malinami prosto z krzaka? Remonty? Jak nie zmienia wam się gust co sezon to pomieszkacie z 10 lat bez nich, a potem to jakaś kosmetyka. Po drodze tylko wymiana sprzętów RTV/AGD, a przecież to we własnym mieszkaniu też musicie ogarnąć. Mówię z perspektywy finansów 3 domów których koszta utrzymania znam.

  25. Ania Odpowiedz

    Wyprowadziłam się z Gdańska na Kaszuby. Mieszkam na obrzeżach miasteczka 15 tys. (basen, kino, biedronki, lidl, pepco itp. a miejscowość można przejść w 40 minut na piechotę). W 7minut (samochodem) jestem nad jeziorem maj, czerwiec, wrzesień pusto! Edukacja wiejska dzieci w klasach po 12-17 osób, zajęcia do 14.00. Świetlica wiejska od 14-18 dofinansowana ze Środów UE – Super! Wiejska szkoła jest mała, ale wszyscy się znają, dzieci są grzeczne (czy to plus czy minus dyskusyjne). Nie raz zostawiłam otwarty samochód w centrum czy pod domem. Miejscowa policja twierdzi, że jakieś interwencje oczywiście się zdarzają, bo patologia wszędzie jest, ale kłóci się między sobą. Z minusów… Ogród zabiera mnóstwo czasu, śmieci za rzadko zabierają, na pewno ciężko być amoniowym, a dobry sąsiad to podstawa.

  26. Jakub Odpowiedz

    Hej Wolny 🙂 Nie wiem czy nie będzie Ci przeszkadzać fakt tego jak umieszczę w komentarzu link do bloga o budowie domu 🙂 Mam nadzieję, że nie – https://blog.poradnik-budowlany.com/ . Powiem szczerze, że mnie z żoną jeszcze daleko do podjęcia decyzji o budowie własnego domu, ale trafiły się już okazje gdzie wiedza zdobyta właśnie z tego bloga zaowocowała 🙂 Także polecam zajrzeć bo może rozwieją się pewne wątpliwości albo zwrócicie z Wolną uwagę na tematy jakich do tej pory nie braliście pod uwagę 🙂

  27. Ona Odpowiedz

    Mieszkałam w domu na wsi. Dojazdy do liceum, na zajecia dodatkowe i imprezy byly najwiekszym minusem. Pozniej mieszkalam w duzym mieszkaniu w 100 tys. miescie. Teraz mieszkam w duzym domu z duzą działką w tym samym miescie, 3 km od centrum. Jest to najlepsze rozwiązanie ze wzystkich powyzszych. Z jednej strony mamy na miejscu tereny rekreacjne, las, siłownię zewnętrzną, sciezki biegowe, plac zabaw i basen odkryty na osiedlu, z drugiej blisko do ścisłego centrum. Dziecko samo wraca ze szkoly jak jestesmy jeszcze w pracy, kino, testr, galerie, opieka medyczna w promieniu 3-4 km od domu. Według mnie najlepsze rozwiązanie.

  28. a Odpowiedz

    Przeprowadzka na wieś to nie tylko kwestie techniczne dom vs mieszkanie, dojazdy, ogródek itp, to przede wszystkim zmiana otoczenia. Prześwietliłabym dokładnie jak wygląda lokalna społeczność.
    Wg mnie w mieście jest większa segregacja społeczna, są kiepskie szkoły, dzieci zostawione same sobie i patologia ale też świetne placówki, gdzie często jest młodociany wyścig szczurów. Przeraża mnie liczba zajęć dodatkowych i trzymanie dzieci pod kloszem (wybierasz szkołę/przedszkole = wybierasz znajomych). Na wsi wszystkie dzieci wylądują w tej samej klasie, zderzą się różne światy, co uważam za duży + ale też ryzyko, że wynik tej mieszanki Ci nie odpowiada, a wtedy trudno o zmianę. Swoje „przyszłe” dzieci chciałabym nauczyć tolerancji, żeby rozumiały, że kogoś nie stać na nową zabawkę albo, że ktoś nie obchodzi świąt. O ile w 1 przypadku na wsi pewnie będzie łatwiej, to w sprawie podejścia do religii może być już problem.
    Samodzielność dzieci jest kwestią podejścia rodziców. I na wsi i w mieście można być szoferem. Subiektywnie oceniam, że na wsi jest jednak trochę bezpieczniej i dziecko wcześniej samo może dojeżdżać rowerem/gimbusem.
    Dojazdy do liceum, wstawanie skoro świt itd – to jest bardzo męczące, ale jest też świetną okazją do nawiązania przyjaźni, 1/3 mojej klasy w liceum dojeżdżała tym samym autobusem 😉

    • Gaweł Odpowiedz

      Też tak miałem, to ranne wstawanie i dojazdy to z jednej strony niby zmarnowanie czasu z 2 strony zawiązanie przyjaźni w autobusie nawet pozaszkolnych, nauka planowania i logistyki oraz wyrobienie dobrych nawyków w zakresie poszanowania czasu. To też izolacja od snobów w szkole i ochrona dziecka przed konsumpcjonizmem jaki zaobserwuje u dzieci krezusów ale również osób żyjących tylko na kredyt. W wiejskich szkołach jest w miarę normalnie większość spłąca wypasione hipoteki więc żyją na „zrównoważonym” poziomie bez szału 🙂

    • Maga Odpowiedz

      Wszędzie znajdzie się plusy i minusy. W szkole moich dzieci większość uczniów jest raczej nieźle sytuowana i postrzegam to raczej jako minus – taka dzielnica, chodzą do rejonowej podstawówki. Z drugiej strony – jest sporo Ukraińców, są dzieci z rodzin mieszanych narodowościowo, w klasie mojej córki jest chyba czworo dzieci z Ukrainy, tato jednego chłopca pochodzi z Afryki z jednego z krajów arabskich. A klasa jest mała, jak na obecne standardy – 20 osób. Są też dzieci, które nie chodzą na religię ani do kościoła – na wsi to się chyba rzadko zdarza.

      • Gaweł Odpowiedz

        To fakt @ Maga moja córka chodziła w sumie do 4 szkół bo 3 razy zmieniała podstawówkę więc mam skalę porównawczą. Najpierw chodziła do Warszawy, potem do powiatowego miasteczka a kończyła 6 klasę u mnie na wsi. Pod względem zamożności najbiedniejsi ludzie byli w Szkole w Warszawie i to w samym centrum w okolicach Placu Zbawiciela – szok, w szkole wiejskiej rodzice byli najzamożniejsi. Muszę jednak dodać że mieszkam na przedmieściach stolicy nie jest to typowa wieś.
        Klasy liczą do 25 osób.

    • Eryk Odpowiedz

      To fakt. Niemniej jednak dużo zależy od tego jaka to wieś. Osoby wybierające wsie pod dużym miastem mogą się zdziwić 😊. Piszę o tym bez żadnego oceniania. Taka ciekawostka z życia wzięta.

      Moje dziecko chodziło do szkoły w dużym mieście. Szkoła obok nowych bloków. Większość rodziców to osoby urodzone i wychowane na wsi. Od kilku lat w mieście. Prawie 100% dzieci na religii, kościól pełny. Na początku większośc weekendów i wolnych dni – moje dziecko nie miało się z kim bawić. Rówieśnicy wyjeżdżali do babci na wieś. Po kilku latach zaczęło się to zmieniać.

      Obecnie szkoła na wsi pod miastem. Większość rodziców – osoby z miasta, które przeniosĺy się na wieś. Autochtoni już raczej w wieku, kiedy to dzieci nie chodzą do szkoły. Odsetek dzieci nie chodzących na religię dużo wyższy niż w mieście. Odsetek dzieci obcokrajowcow i z rodzin mieszanych też wyższy – sporo domów budują osoby urodzone poza Polską.

      Eryk

  29. Ela Odpowiedz

    Ja też po 10 latach mieszkania w bloku w Warszawie przeniosłam się na wieś, decyzji nie żałuję 🙂
    Dla mnie komfort mieszkania w domu jest niepodważalnym atutem, mamy sporo własnej ziemi wokół, więc poczucie prywatności i przestrzeni mamy zapewnione.
    Przede wszystkim życie na wsi toczy się wolniej, szybko pokonuje się odległości (brak korków..) -w Warszawie na zakupy, powrót z pracy do domu itp. trzeba było przeznaczyć ponad godzinę czasu, tutaj często wyrabiam się z tym w 15 minut:)
    Myślę, że dzieciństwo na wsi jest zbliżone bardziej do tradycyjnego modelu – gdzie dzieci sąsiadów wychowują się w „kupie” i nie mają nadmiernie dużo czasu na komputer, bo tu nadal zabawy podwórkowe są ciekawsze 🙂 Tutaj ciągle widzę biegające dzieci. To prawda, że na zajęcia dodatkowe rodzice muszą wozić dzieci do pobliskiego miasta (miasteczko powiatowe), ale zdarza się, że umawiają się wspólnie i następuję wymiana kierowców pomiędzy rodzicami 🙂
    Jeśli jest się otwartym na lokalną społeczność to na pewno można w tym sensie dużo zyskać (u nas sąsiedzi wymieniają się między sobą warzywkami, chodzą do siebie na kawki, podczas wyjazdu można liczyć, że sąsiad będzie miał „oko” na nasze podwórko itp.)

  30. beaufort Odpowiedz

    Decyzje jeszcze przed nami, obecnie wynajmujemy w Śródmieściu Gda malutkie mieszkanie.
    Tez dostrzegamy sporo zalet domku, ale jednocześnie zalety mieszkania w centrum miasta/miasteczka. Więc to czy dom czy mieszkanie to sie okaże, póki co sprawa otwarta. jesli chodzi o lokalizacje to albo centrum, albo 'zadupie’ – czyli nie dzielnica – sypialnia, nie hektary domów na przedmieściach, ale tez nie wioska gdzie domy są upakowane jeden obok drugiego – jak już ma nie być cywilizacji to nie chcę sąsiada zaraz obok, domek z małym ogródkiem otoczony innymi domami moze byc kompromisem w mieście, a poza miasto sie wyprowadzam po to żeby mieć dookoła pusto (wazne, sprawdzić czy za 10-15 lat dalej pusto) Więc wracając do centrum to najfajniej żeby ten domek był gdzies w centum Gdańska (jest pełno miejsc gdzie to będzie jednocześnie trochę na uboczu od, ale kwestia czy będzie nas na takie stać), ale nie wykluczamy przeprowadzki do centrum mniejszego miasta/miasteczka. Może 100 tys. może 40 tys, a może i kilkanaście, oby spełniało jakieś tam podstawowe 'miejskie’ funkcje jak własnie jakieś liceum,kilka lokali, jakis dyskont itd 😉 Mieszkanie na totalnym wygwizdowiu kusi, ale rozsądek zdecydowanie to odradza (a jak chwila słabości to filmik z jutuba o domku w karkonoszach) A brak dużego ogrodu na łonie natury myślę, że damy w razie czego rade skompensować kamperem stojącym w małym ogrodzie w centrum miasta którym można by się włóczyć po zadupiach ile dusza zapragnie.

  31. Ola Odpowiedz

    Własny dom wciąż często kojarzy się w Polsce z wielkimi wydatkami na budowę/zakup a następnie utrzymanie i remonty. Przecież jak już budować to minimum 150m. My z mężem postanowiliśmy podejść do tematu trochę inaczej. Zdecydowaliśmy się na dom 100m, który naszym zdaniem zupełnie wystarczy naszej 4 osobowej rodzinie. Jesteśmy w trakcie budowy a postępy wraz z dokładnym kosztorysem każdego etapu opisujemy na blogu https://budowa.oleksy.info aby inni mieli troszkę łatwiej 😁 pozdrawiamy serdecznie i życzymy decyzji, która okaże się najlepsza dla Twojej rodziny!

  32. Michal Odpowiedz

    Cześć Wolny! Wow ile komentarzy pod tym wpisem nazbierałes-gratulacje!Nawet prawie wszystkie przeczytałem 🙂 Czasami coś tu skrobne,ale dzisiaj również poczułem się wywołany do tablicy. Nie napisze tutaj o wyliczeniach itp. Mam po prostu porównanie mieszkanie i dom bo,Kiedyś mieszkałem w mieszkaniu teraz we własnym domu. I szczerze jak odwiedzamy rodziców w bloku to dziwie się jak mogłem mieszkać na tak małej powierzchni kiedyś. Teraz domu nie zamieniłbym na mieszkanie choć kiedyś było inaczej. A bylo dlatego, że nie miałem porównania. Każdy przypadek jest inny, ale ja cenie sobie wolność, Ty chyba tez. Z niektórych komentarzy wynika ze były obawy przed budową domu o różne rzeczy. Ja miałem 4 lata wyjęte z życia podczas budowy. No i co z tego teraz będę miał całe życie żeby się z tego cieszyć. Zacząłem budowę w okolicach 30 lat i tak jak ktoś napisał. Nikt mi nie powiedział ze się nie da. I bardzo dobrze bo być może bym się zastanawiał. Powiem tylko tyle-jak się czegoś bardzo chce to się to osiągnie. Ponadto wielu znajomych zrobiło podobnie i wszyscy są zadowoleni. Na koniec jeszcze jedno zdanie. WOLNY – Ty wyremontowales tyle mieszkań, że spokojnie takim nakładem pracy i czasu miał byś swój domek. W mojej ocenie nie ma się nad czym zastanawiać. Pozdrawiam serdecznie!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Widać, że temat popularny, a „audytorium” odpowiednie – sam jestem zaskoczony ilością komentarzy. Nadal nie podjęliśmy decyzji odnośnie domu, nadal jeździmy i nie przekreślamy nawet budowy…

  33. Yukka Odpowiedz

    Czesc
    Z jednej strony Cie rozumiem i sam mam podobne ciagoty aby sie wyprowadzic na wies. Z drugiej strony nie moge uwierzyc w „porownywalnosc” ekonomiczna takiego rozwiązania. Czy moglby ktos podac przyblizony koszt zakupu domu z dzialka na Kaszubach o parametrach zaproponowanych przez Wolnego?
    Zakladamy niskie koszty eksploatacji (czyli energooszczędny dom „pasywny”), maly fundusz remontowy(budynek swiezo wybudowany) , ale z drugiej strony raczej dosc wysoki koszt zakupu.

    Pamietam zdanie Kyosakiego, ze dom nie jest inwestycja, tylko kosztem i mam wątpliwość czy przypadkiem nie staje sie skarbonka bez dna. Dlatego uważam ze to kuszace, ale czy faktycznie ten koszt będzie porownywalny i nie będzie klocil sie z Waszymi celami.

    Ponizej kilka luznych mysli:
    1. Czy jezeli dom jest na odludziu to nie potrzeba ochrony, jaki to koszt?
    2. Jezeli dojazd jest nieutwardzona droga czy oboje nie będziecie potrzebować SUVow?
    3. Mysleliscie o zakupie skutera lub innego srodka transportu dla dzieci?
    4. Jaki jest koszt i zwrot z inwestycji dla pompy ciepla? 15 lat?
    5. Czy mysleliscie o zakupie i utrzymaniu dodatkowych sprzętów ogrodniczych np. Pila, kosiarka, traktorek, podkaszsrka?
    6. Piszesz o pracy zdalnej. Wiem ze obecnie najczęściej zasieg sieci komórkowej nie stanowi problemu, ale czy istnieje mozliowsc Wzmocnienia sygnalu na wlasnej dzialce?

    Y

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja również nie wierzę w „porównywalność ekonomiczną” domu względem mieszkania. I dlatego właśnie nie myśleliśmy o domu aż do teraz: kiedy pracujemy zdalnie, a przede wszystkim, kiedy możemy z łatwością zaakceptować większe koszty utrzymania, bo zarówno pozwala nam na to portfel, jak i umysł, teraz zdecydowanie bardziej akceptujący to, co „warto, ale się nie opłaca”.

  34. Dorota Odpowiedz

    Wychowałam się na wsi i mieszkałam zawsze w domu. Po studiach 8 lat mieszkałam w małym urokliwym miasteczku 7tysięcy ludzi, trochę większa wies. Szkoła podstawowa chyba nie ma znaczenia ,ale gimnazjum a na pewno dobre liceum odgrywa dużą rolę w dalszej drodze edukacyjnej. Dlatego przed laty zdecydowaliśmy o przeprowadzce do większego miasta (100 tysięczne). Bardzo dobra szkoła średnia wyznaczyła dalszą drogę mojej córki, skończyła dobre studia, pozniej doktorat na jednej z najlepszych uczelni na świecie,teraz świetną praca. A my zamieszkalismy w dużym domu na peryferaich miasta. Po wyprowadzce córki zostaliśmy sami na 200 metrach kwadratowych. Dużo do sprzątania, wysokie rachunki za gaz. No i ponowna decyzja zmiany. Sprzedaż dużego domu i zakup małego, nowoczesnego szeregowca 100m2. I to była najlepsza decyzja w życiu. Obecnie niskie rachunki za ogrzewanie plus woda do mycia (1600zł za statni rok). Przy intensywnej pracy zawodowej mały ogródek naprawdę wystarczy. Wolę to niż mieszkanie w blokowisku.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To w ogóle sensowne, żeby dostosowywać warunki i miejsce zamieszkania do swojej sytuacji, która przecież zmienia się z czasem. W dzisiejszych czasach staje się to możliwe, wcześniej mało kto mógł sobie pozwolić na taką elastyczność.

  35. Piotr Odpowiedz

    Hej Wolny,

    Z racji, że mieszkam na obrzeżach Krakowa, dodam kwestię smogu. W Samym Krakowie jest ono czystsze, niż w okolicznych miasteczkach i wsiach. Na taki wynik wpływają domy, przeważnie stare, w których spala się paliwa stałe i śmieci.
    Dlatego warto, żebyś wieczorek przeszedł w zimniejszy wieczór po okolicy i sprawdził, czy w okolicy nie śmierdzi plastikiem i węglem w powietrzu – jest to bardzo charakterystyczne. Niestety niewiele da się z tym zrobić, a domek na wsi może okazać się domkiem otoczonym sąsiadami zatruwającymi okolicę.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Kwestię smogu znam i rozumiem. Ale jestem naprawdę szczęśliwy, że mieszkam w okolicy, w której nie ma z tym problemu. Kiedy w zimie na mapach (Airly itp) większość aglomeracji była czerwono/bordowo/czarna (= śmierć w powietrzu ;)), Trojmiasto nadal pozostawało znośne. Oczywiście, wyprowadzając się na wieś istnieje prawdopodobieństwo, że któryś z sąsiadów będzie nam smrodził niemiłosiernie, wrzucając do pieca byle co.

  36. Ja Odpowiedz

    Hej Wolny, rozwaz jeszcze sytuacje, w ktorej praca zdalna moze sie skonczyc/zmienic w ciagu najblizszych lat. Obecnie technologia, w ktorej pracujesz daje mozliwosc pracy zdalnej, ale jak kazda technologia – moze sie skonczyc lub przeniesc do Indiii i warto miec na uwadze np, przymus codziennych dojazdow do Gdanska, jesli bedzie tego wymagala sytuacja.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hmmm. Nie. To tak skrótowo, a trochę mniej skrótowo: po to właśnie pracowaliśmy na niezależność finansową, żeby się o takie rzeczy nie martwić. Dzięki aktualnym inwestycjom jesteśmy w stanie utrzymać się na odpowiadającym poziomie. Biuro projektowe Wolnej rozwija się i przynosi coraz większe przychody. A ja jestem pewien, że mógłbym zarobić kilka tysięcy miesięcznie z bloga / remontów / czegoś innego, gdybym tylko miał odpowiednią motywację. Podsumowując: w wieku 35 lat wiem, że jeśli coś się stanie z moją złotą klatką (etat w IT, praca zdalna), nie będę musiał nigdzie dojeżdżać i dostosowywać się do wymogów, które nie będą mi pasowały. W wolności między innymi właśnie o to chodzi, żeby nie było przymusów, nawet jeśli warunki zewnętrzne się zmienią (a mam świadomość, że tak może być i złote czasy nie muszą trwać wiecznie).

  37. Adam Odpowiedz

    Zaglądam i wracam do Twojego bloga od kilku lat a to mój pierwszy komentarz 🙂

    Fajnie, że myślicie o domu!

    Kiedyś ( w wieku 20 kilku lat) uważałem że zamiast topić pół miliona w dom, lepiej je zainestować i dom wybudować z potencjalnych zysków.

    Jakoś jednak chodził mi po głowie nieprzerwanie 🙂 I dwa lata temu w wieku 29 lat przeprowadziliśmy się do własnego domu (z własnego mieszkania dla jasności 🙂 ) i … decyzja o budowie to była najlepsza decyzja w życiu. ZA NIC nie przeprowadziłbym się do mieszkania, jeśli nie zmusiłaby mnie do tego sytuacja życiowa.

    Polecam, z całego serca. A życzę Wam jak najlepiej !

    Parząc ile radości masz z takich rzeczy jak remont mieszkania (wszak dla kogoś pod wyjanem) i efektów tego remontu, wiem ile radości może Wam przynieść dom, jego obejście, ogród itp itd… Pracy też 🙂

    Pozdrawiam!
    Adam

  38. Malina Odpowiedz

    A ja uważam, ze kwestia: mieszkanie w domu czy w bloku to tylko kwestia finansów inwestycji. Nie znam osoby, ktora po mieszkaniu w domu zechciala wrocic do mieszkania w bloku. Niestety 50-60-70m2 w bloku nie rowna sie cenowo inwestycji w 100-120-180 m2 domu plus koszt działki.

    • lith Odpowiedz

      Ja dobrych kilka lat mieszkalem w domu i myślę, ze mógłbym mieszkać w bloku. Akurat w domu miałem poczucie, że jego powierzchnia jest wykorzystywana mega nieefektywnie. Więc nawet jakbym miał mieszkać w domu to pewnie byłby to znacznie mniejszy dom niz mój rodzinny. W zasadzie nie licząc pomieszczeń typowo gospodarczych to co do powierzchni miałbym bardzo podobne wymagania czy to byłoby mieszkanie czy dom.

  39. Weronika Odpowiedz

    Ponad rok temu wyprowadzilismy sie z Krakowa na wies na lubelszczyznie, na pietro nad tesciami 😉 Ja pracowalam zdalnie od kilku lat, maz szukal pracy zdalnej (i znalazl), a przeprowadzic chcielismy sie ze wzgledu na narodziny corki.
    Oboje wychowalismy sie w wioskach, wiec sleczenie nad dzieckiem na placu zabaw bylo dla nas wizja z horrorow, zreszta wycisnelismy juz z miasta sporo w zakresie kariery/rozwoju zawodowego i zaczynalismy dostrzegac coraz mniej plusow, a minusow przybywalo.
    Czarny scenariusz zakladal, ze wrocimy do miasta i bedziemy miec miejsce na wakacje u dziadkow, ale na szczescie z pracą sie udalo, oboje pracujemy zdalnie, ja w miedzyczasie tez zmienilam pracodawce. Pracy zdalnej jest coraz wiecej i poszlo duzo łatwiej niz myslalam.
    Trzy miesiace z maluchem w krakowie to byla meczarnia, przez smog nie dalo sie wyjsc z domu przez tydzien czy dwa z rzedu. Teraz większość dnia spedzamy na zewnatrz, niezaleznie od pogody. Mamy las kilkaset metrów od domu, w ramach przerwy w pracy czesto ide w nim pobiegac.
    Oboje pracujemy przy komputerze, wiec prace ogrodowe to jest odpoczynek i frajda, mamy swoje kwiatki, warzywa itd. Wyjezdzilismy sie juz sporo po swiecie, teraz mamy etap „domatorski” i w tym ukladzie miasto nie ma szans 😉 Rowniez z malymi dziecmi jest duzo latwiej, moim zdaniem latwiej upilnowac dziecko z dala od ruchliwej drogi, bez 10 psow biegajacych luzem po parku i bez tlumu obcych ludzi dookola.
    Z minusow w zasadzie jest tylko odleglosc od znajomych, z maluchem kilkaset km to juz spora wyprawa, wiec widujemy sie rzadziej niz bym chciala.
    Z poczatku tez duzym minusem wydawala mi sie koniecznosc dojazdow na zajecia do pobliskiego miasta powiatowego (15-20min jazdy), wiec nie chodzimy na basen ani joge dla bobasow ;), ale z tego co widze po znajomych to w miescie maja więcej dojazdow niz my, a na zajecia czasem trudno sie dostac z powodu braku miejsc. W miejscowosci gminnej obok nas jest dom kultury, sporo zajec dla dzieciakow, szczegolnie w ferie i wakacje, podstawowka i gimnazjum. Niektorzy wola dowozic dzieci do powiatowego, bo ponoc szkoly lepsze, ale zobaczymy za pare lat.
    Zamiast chodzic na zajecia poki co chodzimy zrywac kwiatki na lace, zbierac szyszki w lesie, itd. I nie zamienilabym tego na nic innego, dziecko ma mnostwo frajdy, stymulacji, ruchu, mysle ze to lepsze niz najbardziej wypasione zajecia w prestiżowym zlobku prowadzone przez panie z 10 dyplomami.
    Jesli chodzi o nawiazywanie nowych znajomosci, to faktycznie na wsi spolecznosc moze byc nieco mniej dostępna, ale najlatwiej poznaje sie ludzi przez dzieci, szkole, rodzine (jesli jest w poblizu), wiec jestescie na idealnym etapie zyciowym pod tym wzgledem 🙂
    Podobnie jak ktos juz wczesniej wspomnial, miejscowosci sa rozne, duzo zalezy od lokalizacji, odleglosci od miasta/miasteczka i infrastruktury, charakteru i rozmiaru samej miejscowosci. Ale przede wszystkim od trybu zycia.
    My rowniez z urokow miasta korzystalismy malo, wiec wszelkie zmiany byly raczej na plus 🙂 Ale jesli ktos faktycznie czerpie z tego co oferuje miasto pelnymi garsciami i nie jest chetny na przestawienie sie na wiejski tryb zycia (np. hobby ogrodek, grillowanie, bieganie, raczej niz kino, silka czy restauracje) to moze byc faktycznie mniej sielankowo, chociaz nadal do zrobienia.
    Ja po ponad roku coraz bardziej przekonuje sie ze decyzja byla dobra 🙂

  40. Konkret Odpowiedz

    Ja myślę, że jak was stać i chodzi wam to po głowie to warto za tym iść i się wyprowadzić poza miasto, tym bardziej, że budowa nowej szerokiej drogi w Gdańsku na dodatek z tramwajem może skutecznie uprzykrzyć spokój w okolicy.

    Jeśli tego nie zrobicie to całe życie będziecie się zastanawiać jak by było gdybyście jednak to zrobili.

    Najważniejsze to aby dom nie był na jakiejś dziurze zabitej dechami i byście nie stali się taksówkarzami własnych dzieci bo tak niestety często się zdarza w takich przypadkach. Przede wszystkim szkoły w pobliżu, jakaś biblioteka czy innego typu miejsca oraz w miarę dobra komunikacja aby dojechać do liceum czy innej dalszej szkoły.

    Nie da się porównać mieszkania w domu w każdej wsi pod Gdańskiem wobec mieszkania w mieście bo każda jedna wioska jest inaczej położona i inny ma dojazd. Weźmiesz 5 domów z pięciu różnych wsi pod Gdańskiem i będziesz miał 5 rożnych sytuacji – każdy dom będzie miał plusy i minusy.

  41. Weronika Chrząszcz Odpowiedz

    Jeżeli mogę się wypowiedzieć to ja bym polecała mimo wszystko dom. Szczególnie poza miastem, gdzieś na jego obrzeżach. Nigdy do mieszkań nie byłam przekonana. Cenię sobie prywatność a jak wiadomo, w mieszkaniach bywa z tym bardzo różnie. Dodatkowo-spokój jest także o wiele większy w domu. Zawsze marzyłam o ogrodzie w którym mogłabym wyprawiać choćby grille a dom daje nam taką możliwość.

  42. Radosław Odpowiedz

    Dzień Dobry Panie Wolny. To mój pierwszy komentarz tutaj. Po pierwsze chciałem podziękować za całą dotychczasową działalność tego bloga, jest on mi towarzyszem i ważnym elementem mojej drogi, walki o siebie. Osobiście jestem osobą młodą, jeszcze przed małżeństwem więc tylko teoretyzuje. Ale chcę się podzielić moim przemyśleniem, bo właśnie na temat życia i mieszkania myślałem ostatnim miesiącem. Pochodzę z Koszalina, całe życie mieszkałem pod miastem w bliskiej sypialni. W teorii był nawet autobus co godzinę, do 23, taksówka z centrum to koszt 20 zł. Więc w teorii powinno to wystarczyć, ale ja i moje rodzeństwo mieliśmy mało kontaktu z rówieśnikami. Nie wiem czy jest to sprawa wychowania czy nie, trudno ocenić. Ale jednak wydaje mi się, że nawet taka sypialnia to trochę osobny świat. Drugą rzeczą, o której chciałem napisać to domki szeregowe. Mój dziadek mieszka w domku szeregowym w bardzo spokojnej ulicy. Jest to ulica jednokierunkowa, więc nie ma tam w ogóle ruchu. Miałem okazje trochę u niego mieszkać i zakochałem się w jego mieszkaniu. Zwykłe poranne wyjście na ogródek, z herbatą w ręku, to już jest wspaniała sprawa. Wszędzie można dojść na piechotę, a do terenów zielonych kilka minut rowerem. Jedyna wada takich domków (stare budownictwo) to niska temperatura w środku. Ale znając was to i tak już w takiej żyjecie i nie lubicie przegrzanych mieszkań. Drugie domki, o których chciałem powiedzieć, do których trafiłem podczas obowiązków zawodowych, to domki na granicy miasta, które od północnego wschodu jest bardzo „wąskie, bliskie centrum” bo ogranicza je teren natura 2000 i tereny rekreacyjne, które miasto reklamuje. Tak naprawdę, to osoby mieszkające na ostatniej ulicy tego osiedla mieszkają dosłownie w lesie, niczym leśniczy. Ale znów po tamtej stronie miasta wieje ogromny wiatr. Jednak na to zwraca uwagę pewnie tylko mieszkaniec z drugiej strony, gdzie wiatru nie ma zupełnie. Podsumowuje: Uważam, że takie rozwiązanie – zakup domku szeregowego z własnym ogródkiem, blisko centrum ale z jakąś wyraźną granicą – typu park, tereny zielone, tereny podmokłe to idealny rozwiązanie. Jedyną wadą może być cena i mała podaż na rynku (może będzie trzeba przepłacić) ale moim zdaniem warto. Osobiście jako osoba mieszkająca w domu z własnym ogrodem, daleko od innych, wskażę na jeszcze jedną rzecz: nie jestem przekonany, że taka totalna izolacja służy ludziom. Każda rodzina może wtedy bez ograniczeń się alienować, na siebie krzyczeć, tworzą się różne odstępstwa. Wydaje mi sie, że świadomość sąsiada za śćianą jednak służy rodzinie. I jeszcze jedno – małe dzieci, nawet do 12 lat, boją się w takich domkach zostawać same.

    • Radosław Odpowiedz

      A i jeszcze jedna obserwacja: ścieżki rowerowe! Mój dom rodzinny, aktualnie byłby dużo ciekawszym miejscem, ponieważ zrobiono dwie ścieżki rowerowe, prosto do centrum.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *