Wolnym Byc

Migawki #11: Kolejność wykonywania działań.

Nawiasy, potęgi i pierwiastki, później mnożenie i dzielenie, na końcu dodawanie i odejmowanie – to święte przykazania w matematyce, o którym uczą się już piątoklasiści. Postanowiłem przygotować równie przydatną porcję wiedzy w pigułce dla nieco starszych czytelników mojego bloga ;). Poziom jej skomplikowania wcale nie będzie większy, a efekty jej praktycznego wprowadzenia w życie mogą być zaskakujące.

Ostatnio usłyszałem coś, co wydaje się niemal oczywiste, a jednocześnie w zaskakujący dla mnie sposób wyjaśnia moje zmieniające się podejście do finansów. Otóż w jednym ze swoich vlogów, Kuba Midel (bardzo polecam jego treści!) trafnie uszeregował finansową kolejność działań, która obowiązuje u osiągających sukcesy przedsiębiorców. Według mnie, sprawdza się ona równie dobrze w gospodarstwach domowych i finansach osobistych. A mówi ona:

Zarabiaj

Oszczędzaj

Inwestuj

Wydawaj

Mówiłem, że proste, prawda? To swojego rodzaju schodki, którymi nieświadomie podążałem od kilkunastu lat, od kiedy zacząłem regularnie zarabiać. W tym czasie nasze comiesięczne wydatki podskoczyły z mizernych 2.000 zł do co najmniej 5.000 zł (a jeśli uwzględnić fundusze celowe i nieruchomości na wynajem, które trzeba utrzymać, znacznie wyżej). Wniosek, który wyciągałem do tej pory był dla mnie oczywisty: z minimalisty i kogoś, komu oszczędzenie kilku stówek sprawia olbrzymią radość przeistoczyłem się w osobę, która konsumuje. Z osoby, która proponowała rozcinanie opakowań kosmetyków (nadal to robimy!) zmieniłem się w kogoś, kto analizuje, czy zainwestować w kolejne mieszkanie na wynajem, czy może kupić dom. Na pierwszy rzut: niesamowicie rozdmuchana inflacja stylu życia, zmiana podejścia o 180 stopni. Od konsumowania pipetą 😉 przerzuciliśmy się małą łyżeczkę, stopniowo wymieniając ją na coraz większą, aż w końcu okazało się, że przebijamy poziomem wydatków statystyczną 4-osobową rodzinę. A jestem pewien, że to jeszcze nie nasze ostatnie słowo.

Nie, żebym czuł się z tym źle, bo ostatnie lata to nie tylko wzrost wydatków, ale również powiększenie rodziny, kolejne przeprowadzki, olbrzymi rozwój osobisty i mentalny, całkiem sporo lekcji życia i nowych doświadczeń. A także układanie sobie kolejnych klocuszków w głowie. Ale lekcja Kuby dała mi nieco inne spojrzenie na fakty. Otóż może moje podejście wcale nie uległo diametralnym zmianom i nie wyrzekłem się korzeni, a raczej ewoluowałem w absolutnie naturalną stronę po tym, jak nasze finansowe fundamenty związały mocno. Z biegiem czasu zaczynałem coraz bardziej czuć, że wykonaliśmy podstawę planu finansowego i to właśnie jest moment, żeby stopniowo pozwalać sobie na więcej, nadal trzymając zdrowy stosunek wydatków do przychodów i wciąż inwestując nadwyżki.

Za tym źródłem

To coś na kształt opisywanych przeze mnie etapów niezależności finansowej, tyle że tutaj mówimy o funkcji pieniądza, która z czasem ulega modyfikacji. Początkowe lata mojej „kariery” to koncentracja na specjalizacji w zawodzie, która przyniosła całą serię podwyżek (tutaj instrukcja, jak „wychodzić” ją i dla siebie). Nie przepuszczałem ich na konsumpcję, a zamiast tego: zacząłem oszczędzać. W miarę wzrostu oszczędności, przyszły inwestycje – niektóre mniej, inne bardziej udane. Przez cały czas jednak wyciągałem wnioski i uczyłem się, w jaki sposób mogę sprawić, żeby pieniądze zaczęły pracować ciężej ode mnie. Ten etap realizuję do dzisiaj – zdecydowanie nie w najbardziej optymalny sposób, ale konsekwentnie, pokornie buduję dodatkowe źródła dochodu. Jednocześnie, nie rezygnuję z tych wcześniejszych; nie przełączam się pomiędzy kolejnymi trybami, a raczej: dokładam kolejne klocki w tej finansowej układance, w której każdy z nas stara się znaleźć rozsądną równowagę.

Ale skoro to wszystko takie oczywiste, czemu nie każdy przechodzi przez te kilka schodków na przestrzeni lat? Czemu większość znanych mi osób ogranicza się do zarabiania, a już od pierwszej wypłaty przechodzi do ostatniego etapu, a nawet go przebija, wydając 110% tego, co zarobiła? Otóż winą jest jedna z chorób, trapiących dzisiejszy świat: brak pokory i cierpliwości, połączona z wieczną prokrastynacją. Dzisiaj wszystko musi dziać się szybko; prawie nikt nie chce czekać, a odroczona gratyfikacja jest abstrakcyjnym pojęciem dla większości z nas. Już tylko nieliczni najpierw zarabiają (na nieruchomości, samochody, telewizory, wakacje i inne rzeczy), a później kupują. Instytucje finansowe wręcz nam to ułatwiają, chętnie finansując nasze marzenia i zachcianki od razu. Nic więc dziwnego, że w ostatnich latach całkowicie odzwyczailiśmy się od tego, żeby najpierw wykonać pracę, a dopiero później korzystać z jej owoców. Nie jesteśmy dobrzy w czekaniu na efekty, często mamy słomiany zapał, łatwo stwierdzamy: to się nie opłaca, tamto nie wyjdzie, ten pomysł jest zdecydowanie nietrafiony. Nie warto, więc po co robić ten pierwszy krok? Skaczemy z kwiatka na kwiatek, zamiast konsekwentnie robić swoje i cierpliwie czekać na efekty swoich działań.

Zagadka 🙂

U nas konsekwencja i cierpliwość przyniosła plony. Nie mniej ważne było to, że przechodząc do kolejnych etapów nie zapominamy o poprzednich. Skoro to one są fundamentem, na którym budujemy kolejne piętra, to nie możemy ich zaniedbać, bo cała konstrukcja runie (nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale nie ma takich pieniędzy, których nie można wydać :)). Nadal postępuję zgodnie ze zwyczajami, które wypracowałem na przestrzeni lat, ale co jakiś czas dokładamy nową funkcję dla owoców mojej pracy. Wciąż cieszymy się dobrymi zarobkami, oszczędzamy zdecydowaną większość swoich zarobków i inwestujemy to, czego nie potrzebujemy. Nasze wydawanie pojawiło się jako ostatnie w kolejności i nadal jest jedynie jedzeniem małą łyżeczką z tego, co zdążyliśmy do tej pory zakumulować.

Finanse osobiste są naprawdę proste. Jest kilka reguł nimi rządzących: wydawaj mniej niż zarabiasz, płać najpierw sobie, budżetuj i bądź cierpliwy. Dzisiaj do tego zestawu dorzucam jeszcze kolejność działań, o której powinieneś pamiętać na co dzień, podejmując mniej lub bardziej ważne decyzje finansowe. Chciałbym też, żebyś zastanowił się, na którym etapie się znajdujesz i czy przypadkiem nie przeskoczyłeś kilku schodków na raz. Albo: czy nie zapomniałeś o którymś z poprzednich, zatracając się w ostatnim, najprzyjemniejszym z etapów.

Exit mobile version