Wolnym Byc

Nasze firmowe auto: hybryda dla ubogich.

„Hybryda dla ubogich”, „jak cie nie stać na benzynę to kup rower”, „patrz – ma korek wstydu”, „Januszu biznesu: gaz jest do kuchenek i zapalniczek”… znacie jeszcze jakieś ciekawe epitety na temat tych, którzy zdecydowali się na instalację LPG do auta?

Od miesiąca możecie częstować nimi również mnie, ponieważ i ja zostałem „Januszem biznesu” i zdecydowałem się na gaz w aucie. W tym samym, o którym pisałem tutaj. Ponieważ mój ojciec sprzedawał kilka miesięcy temu swojego 8-letniego „staruszka” z prostym silnikiem benzynowym 1.6 i ~ 90000km na liczniku, postanowiliśmy skorzystać z okazji i wymienić naszą ukochaną Toyotkę na coś mniej leciwego. Wierz mi, że zrobiliśmy to z bólem serca, a nasze blondyneczki niemal płakały, kiedy nowy właściciel Rolci odjeżdżał w siną dal… ale stało się, nie ma co rozpaczać.

Ostatnie zdjęcie naszej Rolci 🙁 Zgodnie z wyceną przez ubezpieczyciela, poszła za 12.000 zł.

Wymiana auta na nowsze była pierwszym punktem naszego niecnego planu. Kolejne trzy brzmiały następująco:

  1. zacząć więcej jeździć, korzystając z naszej pracy zdalnej, szalonych pomysłów na niemal darmowe podróże, a przede wszystkim: z tego, że nasze blondyneczki w końcu lepiej znoszą podróże i już nie pozbywają się treści żołądka na każdym zakręcie 😉
  2. obniżyć koszty paliwa w związku z punktem 1 oraz tym, że auto jakie nabyliśmy to prosty technicznie pojazd z wolnossącym silnikiem benzynowym, który swego czasu był nawet oferowany z fabryczną instalacją LPG.
  3. zoptymalizować pozostałe koszty posiadania oraz używania auta korzystając z tego, że niemal w tym samym czasie otwieraliśmy działalność gospodarczą. ASX trafił wiec szybciutko na listę środków trwałych naszej firmy, dzięki czemu amortyzujemy go, a niemal każdy wydatek związany z samochodem generuje nam koszty prowadzenia DG, a co za tym idzie: wyraźnie zmniejsza potencjalny podatek dochodowy do zapłaty.

Ale… ile w zasadzie na tym wszystkim oszczędzimy? Pierwsza odpowiedź, która bierze się głównie z mojego zdroworozsądkowego patrzenia na świat brzmi: pewnie nic, bo jeśli będziemy jeździli znacznie więcej, niż do tej pory, to zamiast oszczędzić, raczej pokonamy więcej kilometrów w tej samej cenie. I wiesz co? Właśnie taki scenariusz uznałbym za całkowicie wystarczający do całej tej zabawy w nowe auto, przekazanie go do majątku firmy i założenie instalacji LPG. Wyszliśmy bowiem od tego, że chcemy podróżować więcej, a dopiero później zaczęliśmy się zastanawiać, czy jest sposób, aby zrobić to mądrzej niż do tej pory. Jeśli wychodzisz od prostego pytania „jak jeździć taniej”, to wymiana auta na nowsze raczej nie jest najlepszym pomysłem (w naszym przypadku wzięliśmy pod uwagę bezawaryjność i bezpieczeństwo, skoro będziemy uczestnikami ruchu drogowego częściej niż do tej pory), a nad instalacją LPG dobrze zastanowić się trzy razy. Mało kto bierze pod uwagę to, że tankując taniej, będziesz podróżował chętniej, częściej i dalej. W końcu jest tanio, czemu więc miałbyś się ograniczać? Nie mówiąc o tym, że alternatywy typu własne nogi lub rower staną się jeszcze mniej atrakcyjne… żeby później nie było, że nie ostrzegałem!

Chociaż… w Trójmieście w końcu doczekaliśmy się roweru metropolitalnego. Wszystkie rowery są elektryczne, może to przekona część sceptyków wyznających zasadę „nie jadę do pracy rowerem bo się spocę”?

Niewiele osób myśli też o tym, że sama utrata wartości auta potrafi kilkukrotnie przewyższyć koszt paliwa, a są przecież jeszcze inne wydatki. Z drugiej strony, LPG podobno jest bardziej przyjazne dla środowiska niż benzyna (że o dieslu nie wspomnę). Nie weryfikowałem tej informacji, ale dla nas byłaby to swego rodzaju wisienka na torcie. Chociaż nie sądzę, żeby ktokolwiek rzeczywiście brał ten argument jako decydujący o instalacji LPG 😉

Ale czas na konkrety. Ile planuję wydać na auto na przestrzeni kolejnych lat i ile będę w stanie oszczędzić dzięki wprowadzeniu go do majątku firmy oraz instalacji LPG? Finanse dotyczące zmiany paliwa na gaz całkiem rzetelnie liczy ten kalkulator.

Bazując na ostatnich ośmiu latach, kiedy to byliśmy właścicielami leciwej Rolci, możemy wysnuć wnioski odnośnie wydatków eksploatacyjnych w przyszłości. Ze względu na inflację, podniosę zakładane koszty utrzymania auta (bez uwzględniania paliwa) o 25% względem poprzedniego okresu. Poziom usterkowości (a raczej: bezusterkowości) ASXa powinien być na podobnym poziomie, co Corolli: to proste auto, w którym raczej nie ma co się martwić o częste i drogie naprawy. Koszty benzyny, gazu, spalania oraz inne biorę właśnie z przytoczonego wyżej kalkulatora Gazeo.

Jak widzisz, skala oszczędności szału nie robi, dupy nie urywa, zwłaszcza jeśli podzielimy całość przez 5 czy 8 lat (dwa warianty zakładanego przeze mnie okresu używania auta). To poniekąd wina mojego asekuranckiego podwyższenia potencjalnych wydatków ze względu na instalację LPG (trwałość podzespołów itp). W wyliczeniach uwzględniam aż 500 zł rocznie więcej na serwis/części związane z LPG lub elementami, którym ta instalacja źle zrobi, a także założyłem, że 5% całego dystansu pokonam na benzynie (od odpalenia silnika do włączenia się instalacji, plus dotrysk benzyny na wysokich obrotach). Mój bardzo subiektywny wniosek jest zatem taki, że gaz owszem: opłaca się, ale przy dwóch kluczowych założeniach, najlepiej spełnionych łącznie:

  1. większych niż standardowe przebiegach (15.000 km i więcej rocznie?)
  2. długim (5 lat i więcej) użytkowaniu auta.

Nie bylibyśmy jednak sobą, jeśli nie podkręcilibyśmy powyższego, dość teoretycznego wyniku ;). Naszym sposobem jest to, o czym wspomniałem już wcześniej: przekazanie auta do działalności Wolnej jako środek trwały. Zakładając koszty jak w powyższej tabeli i licząc zgodnie z zasadami obowiązującymi od 2019 roku dla aut użytkowanych w sposób mieszany, oszczędności wynikające z połączenia instalacji LPG oraz auta w firmie kształtują się następująco:

Przy uwzględnieniu VATu (my nie jesteśmy płatnikami VATu) i/lub podatku na poziomie 32%, powyższe wyliczenia będę jeszcze bardziej korzystne!

Dodam jeszcze, że koszt samego paliwa konieczny do przejechania 100km na benzynie to w naszym przypadku 36zł, natomiast na LPG: 17 zł (a nawet niecałe 16 zł, jeśli bazowałbym na pierwszym tysiącu kilometrów przejechanych na tym paliwie). I tutaj warto zaznaczyć, że ta olbrzymia różnica na samym tankowaniu (poniekąd zgodna z hasłem „jazda na gazie jest o połowę tańsza”) przekłada się nie na 50-procentowe, ale znacznie mniejsze oszczędności (u mnie: 20-kilkuprocentowe, jeśli uwzględnić optymalizację podatkową ze względu na DG, lub jedynie ~10% dla samej instalacji LPG!), jeśli mówimy o całościowym koszcie posiadania i użytkowania samochodu. Warto o tym pamiętać, bo paliwo nie jest jedynym i często wcale nie największym kosztem, jaki ponoszą właściciele aut.

Takie tankowanie do pełna to ja rozumiem 🙂

Sam jestem ciekawy, czy powyższe obliczenia sprawdzą się w rzeczywistości. Gdyby nie ten blog, nawet do głowy by mi nie przyszło liczyć tego wszystkiego. Mam też świadomość, że w życiu może zdarzyć się tyle nieprzewidzianych przeze mnie sytuacji, że być może powyższe obliczenia będę mógł sobie wsadzić głęboko 😉 Do tej pory jednak dobrze wychodziłem na wybieganiu myślami (i planami) w przyszłość, a powrót do tego wpisu za 8 lat będzie pewnie ciekawym przeżyciem :). Jednocześnie, nie mam żadnego ciśnienia na to, żeby ograniczać koszty transportu do minimum. Nasze ostatnie działania (kupno auta, instalacja LPG i wpisanie go do środków trwałych firmy) to racjonalna optymalizacja kosztowo/podatkowa, której magię już zaczynamy widzieć. Bo z jednej strony: jakby nie patrzeć, „zrobiliśmy sobie dobrze” kupując większy, wygodniejszy, bezpieczniejszy, nowszy i mniej awaryjny (ze względu na wiek) samochód, a z drugiej strony: zrobiliśmy to w taki sposób, że nasz budżet w długim czasie niemal nie odczuje różnicy w porównaniu z nieodżałowaną Rolcią 😉 Kupując ASXa od razu nastawiliśmy się na to, że nadal będziemy użytkowali tylko jedno auto i szczerze mówiąc, dość niewygodnie czułem się przez te kilka tygodni, kiedy byliśmy właścicielami dwóch samochodów. Jestem pewien, że to kwestia przyzwyczajenia, ale dopóki naprawdę nie musimy, nie chcemy iść w tym kierunku.

Silnik przed i po… nie znam się, zaufałem specjalistom.

Żeby nie było tak cukierkowo-różowo, to już raz ujrzeliśmy kontrolkę „check engine” i będziemy to sprawdzali na pierwszym przeglądzie dotyczącym LPG. Kontrolka zgasła sama, różnic w pracy auta nie zauważyliśmy, ale mimo wszystko to potencjalne problemy, dodatkowy czas i koszty. Regularny serwis instalacji to również coś, co na przestrzeni następnych lat zabierze nam nieco czasu i będzie trochę kosztował (chociaż to już uwzględniłem w wyliczeniach powyżej). Co jeszcze? Przed montażem zupełnie nie pomyślałem o rozmiarze butli, która będzie zainstalowana. Polecono mi 45-litrową, do której – zgodnie z przepisami – wchodzi tylko 80% pojemności, a więc 36 litrów. A to pozwala na przejechanie mniej więcej 450 km. Jak dla nas, to troszkę mało i już widzimy, że musimy tankować częściej, niż wcześniej. Jeśli pojawią się jeszcze jakieś minusy instalacji, prawdopodobnie zaktualizuję ten wpis lub – o ile będzie ku temu powód – stworzę nowy.

Lista gratów.

Pozostając w duchu ostatnich wpisów podkreślę, że źródłem wszystkich opisanych w tym wpisie kroków była… realizacja naszych celów. Podróże są jednym z nich, a część wyjazdów – zwłaszcza w sezonie, kiedy mamy zamiar podróżować raczej po Polsce – odbędziemy autem. Stąd już niedaleko było do przemyślenia tematu zmiany auta i spisania kolejnych zadań, jak chociażby instalacji LPG. Koniec końców, mamy połowę maja, a my już od miesiąca jesteśmy gotowi do trzech większych (Poznań, Sanok/Bieszczady, Beskid Żywiecki) oraz całej masy mniejszych podróży w tym sezonie. Wszystko, co zaplanowaliśmy kilka/kilkanaście miesięcy temu układa się w całość, włącznie ze zdalną pracą Wolnej, która już na tym etapie wykonuje 80% projektów na odległość (i już w tej chwili mogłaby się ograniczyć tylko do nich). To właśnie jest magia planowania i dobrych przygotowań do tego, żeby realizować kolejne wyznaczone przed sobą cele. Owszem: nie wszytko idzie jak po sznurku, ale kolejny raz przypominam, że planując mamy przynajmniej szansę dojść tam, gdzie chcemy. Nie robiąc tego, dojdziemy… gdzieś, czyli raczej nie tam, gdzie byśmy sobie zaplanowali.

Takie cuś, zaledwie 2 tygodnie przed wyjazdem do Poznania na pierwszą wymianę domów… żaden gips nam nie pokrzyżuje planów urlopowych 😉

PS Zaznaczam, że obliczenia w powyższym wpisie mają charakter orientacyjny i nie będę ich bronił jak lew… uważam jednak, że są dość realistyczne (żeby nie powiedzieć: pesymistyczne) i wykręcenie co najmniej takiego (lub lepszego) wyniku jest jak najbardziej realne.

A na koniec… ankieta, gdybyś chciał się wypowiedzieć, ale szkoda Ci było zużywać własne palce i klawiaturę 🙂

[poll id=”10″]

Exit mobile version