Termin kolejnego podsumowania miesiąca zbliża się nieuchronnie. Pomyślałem jednak, że to, co akurat robię zasługuje na osobny wpis, a nie tylko wzmiankę w comiesięcznym podsumowaniu. Otóż piszę te słowa podczas drugiej już w tym miesiącu, jednodniowej głodówki. Jeśli interesujesz się tym coraz bardziej popularnym tematem, zapraszam do lektury.
Dla porządku nadmienię jedynie, że poniższe opinie są moje i tylko moje, a ten wpis nie ma na celu namawiania kogokolwiek do czegokolwiek 🙂 Jeśli więc zdecydujesz się na dobrowolne odmawianie sobie pokarmu przez krótszy czy dłuższy czas, to… no właśnie, to Twoja decyzja, więc sam odpowiadasz za konsekwencję.
To, co opisuję jako jednodniową głodówkę leczniczą to w praktyce mniej więcej 36 godzin bez jedzenia (zakładając ostatni posiłek około 20ej i następny o 8 rano, dwa dni później). Nie jestem lekarzem ani ekspertem od zdrowia, dlatego nie zagłębię się w powody, wady i zalety takich działań. Nadmienię tylko, że robię to dla ciała, któremu pozwalam odpocząć od ciągłego trawienia i daję czas na regenerację. Robię to też dla duszy, żeby nieco zwolnić tempo, docenić to co mam, postawić przed sobą ciekawe wyzwanie, poświęcić nieco czasu na odpoczynek i rozmyślania. A także: żeby poczuć prawdziwy smak i zapach jedzenia, który zdecydowanie wyostrza się po takim eksperymencie 🙂
Wiele czasu upłynęło zanim dojrzałem do jego przeprowadzenia. Kilkukrotnie byłem zmuszony do czegoś podobnego (chociaż zdecydowanie mniej przyjemnego) ze względów medycznych. Nie wspominam tego dobrze, dlatego dobrowolne przejście przez podobną procedurę wymagało poukładania sobie kilku rzeczy w głowie. Nie mówiąc o tym, że zbijanie wagi absolutnie nie jest moim celem. A mimo to przemawiają do mnie argumenty Marka Zaremby, podcast „Więcej niż zdrowe odżywianie” i innych, dlatego w końcu i ja postanowiłem sprawdzić, jak to jest.
Przede wszystkim, całość warto zaplanować. Dobrze, jeśli dzień który wybierzemy na głodówkę będzie w miarę spokojny. Z drugiej strony, ten czas nie powinien kręcić się tylko wokół postu – warto mieć coś, co w tym czasie zajmie naszą głowę i sprawi, że nie będziemy myśleć tylko o głodzie. Jak zwykle, kluczowa jest równowaga. To ważne, żebyśmy mieli wtedy czas i przestrzeń na relaks, medytację i chwilę drzemki (według mnie, maksymalnie 30-minutowej), jeśli nasz organizm o nią poprosi. Nie chciałbym też mieć w planach żadnych ważnych czy stresujących zadań, ciężkich treningów, nawału pracy i zapełnionego grafiku. To powinien być czas wyciszenia, wsłuchania się w swoje ciało i pozwolenia mu na regenerację. Bo właśnie oczyszczanie i odbudowa – a nie odchudzanie – powinny być głównym celem opisanego dzisiaj wyzwania. Dla porządku jednak dodam, że na potrzeby tego wpisu zważyłem się przed i po. Niestety (przynajmniej dla mnie) kolejnego dnia waga wskazała równy kilogram mniej. No cóż – fizyka, której chyba nie da się oszukać, a z której reguł w tym przypadku większość poszczących będzie pewnie zadowolona.
Uważam, że te 30-kilka godzin bez jakichkolwiek pokarmów jest relatywnie bezpieczne. Oczywiście, niekiedy są medyczne przeciwskazania i nie każdy powinien sobie pozwolić na taką głodówkę. Ale jeśli jesteś relatywnie zdrowy, czujesz, że możesz i mniej więcej rozumiesz, co mówi do Ciebie Twój organizm, myślę że warto spróbować.
A jak to jest w praktyce? Ciekawie, inaczej, trudniej. Zarówno ostatnio, jak i dzisiaj miałem chwile kryzysu. Przychodziły one w różnych momentach, miały różne natężenie i wtedy rzeczywiście czułem się słabszy, bolała mnie głowa i/lub było mi nieco chłodniej. Nie oznacza to jednak, że zarzuciłem wszelką aktywność i cały dzień leżałem na kanapie drzemiąc. Zarówno wcześniej, jak i dzisiaj pracowałem, spędziłem dobre kilka godzin na nauce, zaliczyłem 30-minutowy trening w domu, pojechałem z córką na basen (6km rowerem + 40-minut nauki pływania dziecka + 6km rowerem z powrotem), a na koniec dnia zaliczyłem jeszcze „wyzwanie 100 pompek”. Organizm sam daje mi sygnał, czy i kiedy mogę dać z siebie nieco więcej. Są bowiem takie momenty, kiedy czuję, jakby ciało zrozumiało, że energii nie dostanie i zaczęło ją czerpać niewiadomo skąd. To ciekawe uczucie, bardzo uwalniające.
Myślę, że w całej tej zabawie ważna jest regularność. Druga głodówka była już dla mnie nieco mniejszym wyzwaniem niż pierwsza; prawdopodobnie kolejne będą jeszcze łatwiejsze i wierzę, że mogę one po prostu wejść w krew i stać się regularnym, pozytywnym rytuałem, którego negatywne skutki będą z czasem być coraz mniej odczuwalne. W moim przypadku obie sesje były rozstrzelone o 2 tygodnie od siebie i myślę, że na tym etapie to całkiem rozsądna częstotliwość. Raczej bym nie fundował sobie tej atrakcji częściej niż raz w tygodniu, zwłaszcza że nie chcę zniknąć ;).
Aspekt duchowy jest chyba równie ważny, jak cielesny. Nieważne, w co i jak mocno wierzysz – ten rytuał nie musi (choć oczywiście może) mieć nic wspólnego z religijnością. Ważne, żeby nastawić się do głodówki w sposób pozytywny, żeby być otwartym i myśleć o dniu bez pożywienia jako o przygodzie czy okazji do sprawdzenia swojej silnej woli. Jeśli będziesz się tego bał, ciągle myślał o tym, że będzie ciężko i że doskwiera Ci coraz większy głód, wyzwanie może okazać się zbyt duże i mało satysfakcjonujące.
Co ciekawe, dopiero podczas takiego dnia na samej wodzie (w objętości 2-3 litrów; z rana z cytryną, raz czy dwa z solą) zdałem sobie sprawę, ile czasu spędzam każdego dnia na jedzeniu – i to zarówno na spożywaniu, jak i przygotowywaniu go do spożycia. Absolutnie nie twierdzę, że to czas stracony, bo bardzo lubię jeść i uważam, że to jedno z większych źródeł radości w naszym życiu, ale podczas głodówki autentycznie miałem zdecydowanie więcej czasu niż w inne dni. Godzina lub nawet dwie dziennie „oszczędzone” w ten sposób z nawiązką rekompensują półgodzinną drzemkę, sesję medytacji czy chwilowe słabsze samopoczucie.
W czasie postu staram się świadomie ograniczać kontakt z jedzeniem. Nie, żebym miał ochotę się rzucić na wszystko, co widzę w kuchni, ale mimo wszystko to kusi i pachnie zdecydowanie intensywniej, niż kiedy jestem najedzony. Taka izolacja nie jest łatwa, kiedy 3 osoby z naszej 4-osobowej rodziny żyją i funkcjonują normalnie, dlatego całkowite odcięcie od zapachu i widoku jedzenia jest w moim przypadku mało realne. Na szczęście, silna wola robi swoje i nie pozwala się złamać, nawet kiedy z kuchni dochodzą smakowite zapachy albo częstuję czymś córkę po sesji na basenie, samemu obchodząc się smakiem :).
Ciekawe było również to, że „następnego dnia”, czyli po wspomnianych 36 godzinach bez jedzenia, czułem się zdecydowanie mniej głodny niż dzień wcześniej. Postanowiłem nawet sprawdzić, czy będę w stanie zrobić jakiś lekki trening i przebiegłem 7km (to mniej więcej połowa mojego standardowego dystansu) spokojnym tempem. Ale nie ma cudów: moje tętno było wyższe niż zwykle, tempo 30-60 sekund na kilometrze niższe, a subiektywnie czułem, że ten trening jest zdecydowanie cięższy, niż zwykle. Nie było jednak żadnych problemów typu uczucie słabości czy zawroty głowy. Moje ciało poradziło sobie nawet z nagłym atakiem lęku i dodatkowym podbiciem tętna, kiedy to przebiegłem co najwyżej 5 metrów od rodzinki dzików, stojących w bezruchu patrzących na mnie, jak gdyby nigdy nic :). Jeśli jednak nie uprawiasz sportu, zwykły spacer wystarczy, żeby się rozruszać i przełamać słabość organizmu podczas postu, o ile się pojawi.
Ważne jest też „wychodzenie” z postu. To nie powinno być rzucenie się na jedzenie i „nadrabianie” brakujących kalorii. Pierwszy posiłek powinien być lekkostrawny i nadal pozostawić po sobie uczucie głodu. Wiem, łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale warto do czegoś dążyć, prawda? Analogicznie, nie widzę większego sensu w głodówkach, jeśli na co dzień Twój sposób odżywiania pozostawia wiele do życzenia. Myślę, że post jest kolejnym z etapów, do których nie powinniśmy podchodzić, jeśli mamy zaległości w codziennej diecie.
Mój pierwszy posiłek. Ryż na mleku kokosowym z bananami, borówkami, rodzynkami, płatkami migdałów i cynamonem. MNIAM!
Warto jeszcze nadmienić, że Wolna również spróbowała tego wyzwania, ale na razie nie planuje tego powtarzać 🙂 Również doskwierał Jej ból głowy i osłabienie, a dodatkowo mimo swojej głodówki sama gotowała dla nas, co podnosiło stopień trudności wyzwania. Jeśli będzie chętna na powtórkę (myślę, że to kwestia czasu ;)), postaramy się zapewnić Jej lepsze warunki, obiecuję!
Nie zamierzam przekonywać, że głodówki dają jakieś niesamowite rezultaty, bo po dwukrotnym doświadczeniu tego wyzwania nie czuję większych zmian. Mam jednak nadzieję, że organy wewnętrzne są mi za to wdzięczne i z czasem, jeśli utrzymam regularność, będę czuł namacalny, pozytywny wpływ na zdrowie. Pewne jest jednak, że już teraz doceniam te eksperymenty na sobie samym. Mimo, że nie są one wcale łatwe ani – momentami – przyjemne, to mam satysfakcję z tego, że dałem radę. Doceniam bardziej pierwsze posiłki po zakończeniu głodówki, a takżę pełną lodówkę i dobrze zaopatrzone sklepy w okolicy. To nie dla wszystkich jest tak oczywiste jak dla nas. Głodówki postrzegam jako element mojego światopoglądu „mniej znaczy więcej”. Staram się też na co dzień jeść powoli i bardziej skupiać na tej czynności. Owszem, zdarza mi się jeść w biegu i podczas wykonywania innych czynności, ale pracuję nad tym. O wyeliminowaniu wszelkich rozpraszaczy typu smartfon czy telewizor podczas jedzenia nawet nie wspominam, bo to pierwszy krok w tej całej układance.
Mam też wrażenie, że taki jednodniowy post to też świetny wstęp do wersji wielodniowej, podczas której – podobno – dzieją się rzeczy niesamowite. Sam nie jestem na to gotów i nie wiem, czy kiedyś będę chciał przez coś takiego przejść. Ale jeśli się na to zdecyduje, zbierane doświadczenie na pewno mi się przyda.
A Ty? Podjąłbyś się takiego wyzwania? A może doświadczyłeś go w przeszłości? Wszelkie wnioski, wrażenia i wątpliwości mile widziane, dlatego zapraszam do komentowania.
PS Pisanie tego wpisu o 21ej, po prawie 30 godzinach bez jedzenia było dodatkowym wyzwaniem, które jeszcze nieco podniosło poziom trudności 🙂 Ostatnio dotarło do mnie, że ja naprawdę (ale tak naprawdę!) lubię sobie robić pod górkę… i o tym chyba też wypadałoby napisać.
#edytowany 29.07.2019 Ponieważ ten wpis zdecydowanie wybija się poza średnią jeśli chodzi o ilość odsłon, chciałbym serdecznie przywitać nowych czytelników tego bloga. Jeśli moje wnioski Cię zaciekawiły, zapraszam do innych wpisów w tematyce zdrowotnej, a przede wszystkim: do najpopularniejszego z nich, traktującego o niedrogich, zdrowych posiłkach: klik. Będę też wdzięczny za podzielenie się moimi treściami ze znajomymi, którym również mogą się one spodobać. Jeszcze raz dziękuję za zaufanie, którym mnie obdarzasz i życzę Ci fantastycznego dnia 🙂
A ponieważ przestałem udzielać się w mediach społecznościowych (to świadoma decyzja, będąca elementem mojego stylu życia i wyznawanych wartości), zapraszam do zapisania się do mailowego, absolutnie bezspamowego newslettera, który jest gwarancją otrzymywania powiadomień o nowych wpisach.
Super artykuł. Sam się powoli zbieram do wprowadzenia pierwszej głodówki, ale najpierw – jak pisałeś – nieco poprawię dietę. Słyszałem (z wiarygodnego źródła: Rozwojowiec.pl, gdzie zawsze podają… źródła), że taka głodówka bardzo dobrze robi na zwiększenie siły woli. Właśnie nad nią pracuję, więc jedno ćwiczenie więcej (dające też dużo innych pozytywnych rezultatów) będzie w sam raz.
Witaj, Wolny.
Gratuluję wyzwania. Myślę, że sam podjąłbym się tego. Na pewno taka 1-dniowa głodówka jest odciążeniem dla organizmu, który potrzebuje od czasu do czasu odpoczynku i pewnie lepiej wpływa na zdrowie niż ciągłe wpychanie w siebie różnych rzeczy.
Pozdrawiam,
Adam
Moje doswiadczenie po 3 dniowej glodowce – 'czystsze myslenie’, mniej czasu potrzebnego na regeneracyjny sen.
Teraz jestem na diecie ketogenicznej wlasnie po to, zeby czuc sie tak dobrze kazdego dnia a jednoczesnie jesc smacznie i zdrowo. Dieta keto + intermittent fasting pozwala mi na korzystanie z dobrodziejstw glodowki na co dzien.
Dieta ketogeniczna chyba wyklucza zdrowe jedzenie.
Sorry, ale nikt mi nie wmówi, że jedzenia dużych ilości mięsa, przy jednoczesnym ograniczeniu warzyw oraz węglowodanów złożonych (błonnik) jest zdrowe. Nie wiem też jakim cudem można się dobrze czuć na takiej diecie. Ja np. bez odpowiedniej ilości błonnika i warzyw zaparcia miałabym murowane.
Jestem zwolenniczką równowagi i wszelkie diety uważam za szkodliwe. Dopuszczam stosowanie jedynie w celach leczniczych przy konkretnych schorzeniach.
Coz zdrowszego niz jaja, oliwki, oliwa, rosol, swieze ryby, mieso od rolnika, gorzka czekolada
Dieta ketogeniczna jest bardzo zdrowa. Co ciekawe w pełni zgadza się ze zdaniem, ze jedzenie dużo mięsa jest niezdrowe. Podstawą dostarczania energii jest tłuszcz (który również pozwala dostarczyć witaminy), a jego kaloryczność sprawia, że nie trzeba go dostarczać dużo. Oczywiście nikomu nie proponuję, zwłaszcza bez uprzedniego dogłębnego zapoznania z tematem. Można wtedy tylko wyrządzić sobie krzywdę, ograniczając się do mięsa, nie dostarczywszy odpowiedniej ilości warzyw zielonych.
Cześć. A czy to nie jest trochę tak, że dieta keto przynosi efekty w krótkim horyzoncie czasowym? Z tego co ostatnio się dowiadywałem, to owszem: waga może spaść, wyniki mogą się poprawić, a stan ketozy daje moc. Tylko czy to dobre / wykonalne / zdrowe na dłuższą metę? Mam wątpliwości, jakoś czuję wewnętrzny opór przed spróbowaniem tej diety.
Są ludzie, którzy są na keto wiele lat. Polecam zapoznać się z procesami mającymi miejsce w organiżmie gdy używa on określonego paliwa. To bardzo ciekawy temat swoją drogą. Polecam serie na YT:
– dr finley
– dr fung
– dr berg
– dr mason
Bardzo istotnym jest nasze samopoczucie. Jeśli czujemy się dobrze w jakimś stylu odżywiania to nie powinniśmy z niego rezygnować. I jesli dieta warzywna komuś służy to na siłę nie powinien przechodzić na keto.
Phinney nie finley 🙂
Gratuluję, ja już swój pierwszy raz mam za sobą. W tym tygodniu będzie kolejne 36 godzin bez jedzenia. Pozdrawiam i życzę wytrwałości!
Jest taki podcast na temat zdrowia i starzenia sie prowadzony przez lekarza. Nazywa sie Peter Attia Drive i temat glodowek jest rowniez poruszany. Maja ponoc bardzo dobry wplyw na zdrowie.
Cześć 🙂
ja testuję na sobie intermitten fasting w wersji dla kobiet, czyli 14 godzin postu każdej doby. Jest różnie, czasami wychodzi 12, czasami 14,5 – zależy do dnia, ilości obowiązków, czy poziomu zmęczenia/stresu. Co zauważyłam? Na pewno mniej zatrzymuję wodę, a miałam do tego tendencję, lepiej znoszę upały i poprawiło się moje poranne trawienie 🙂 Czy zdecyduję się na głodówkę? Nie jestem pewna i tak mam problem z marznięciem i niskim ciśnieniem, bałabym się, że będę czuła się źle podczas postu, ale kto wie :))
Może dla Wolnej intermitten fasting byłby łagodniejszym i łatwiejszym do stosowania sposobem na odciążenie organizmu?
Sam próbowałem IF. A dokładniej: wstawałem około 5:30-6ej i powstrzymywałem się od jedzenia do 10-11ej, co było pewną namiastką IF (pod warunkiem, że wieczorem też kończyłem jeść o rozsądnej porze ;)). To całkiem fajne i sensowne podejście, tyle że u mnie powodowało utratę wagi (czego staram się unikać) i – niestety – większe posiłki późnym popołudniem lub wieczorem. Dlatego na razie nie pilnuję dokładnie godzin przerwy, zresztą samo pojęcie IF jest płynne. Jeśli kończę jeść o 21ej i zaczynam o 9ej, czyli mam 12h przerwy, czy to już IF czy jeszcze nie? Może czasami nie ma po co wszystkiego nazywać i lepiej kierować się zdrowym rozsądkiem.
Posłużyłam się tym terminem, żeby było wiadomo, o co dokładnie chodzi 🙂 Tak jak napisałam wyżej, sama nie traktuję IF, jako nowej „religii” ot, ciekawostka dla organizmu, jak Twoje głodówki 🙂
No tak, przy Twojej codziennej aktywności, to faktycznie ujemny bilans mógł wychodzić za duży 🙂
Witaj, mnie też było dane przeżyć posty wodne ze wzg zdrowotnych – schorzenie przewlekłe-SM-nieuleczalne?😉, w tamtym roku pościłem na wodzie – 48 dni – od 12 lutego do 2 kwietnia. Wcześniej praktykowałem krótsze posty za Paulem Braggiem i Gienadijem Małachowem – 36h co tydzień przez jakiś czas, 10 dyniowe 2 razy – 1 raz przez 5 dni na sucho potem 5 dni na wodzie, 21 dyniowy w 2016 r. Samopoczucie po każdym poście, zwłaszcza tym 21 dyniowym było super!💪 Wyniki morfologii ekstra!💥 Oczywiście utrata masy ciała z 85 do 55 przy wzroście ponad 180cm. Podczas głodówki 48 dniowej w minionym roku dokonywałem codzennej analizy składu masy ciała na analizatorze – chciałem stopić tłuszcz wew. w całości i uwolnić toksyny nagromadzone być może jeszcze w dzieciństwie-udało mi się to osiągnąć w 45 dniu-29 marca, kiedy to analizator wykazał ERR4-wartość składników masy ciała znajduje się poza zakresem pomiarowym-oznacza to że ilość tł. wew. jest poniżej 1%. Głodówkę kontynuowałem jeszcze 3 dni do 1 kwietnia-Wielkanoc-48 dzień. W Śmigusa Dyngusa – 2 kwietnia rano zacząłem pić soki tłoczone przez siebie na wyciskarce wolnoobrotowej z warzyw i owoców organicznych rozcieorganicznych z wodą-były pyszne, ale cały czas byłem głodny!…🙂 Największy problem przy każdym poście wodnym sprawiało mi wychodzenie -trudno było mi utrzymać dyscyplinę, ze wzg. na głód, a wszystko było takie pyszne!🐊. Można by powiedzieć jeszcze parę ważnych rzeczy, np. odnośnie tego że głodówki dobrze przeprowadzone są świetnym sposobem oczyszczenia organizmu i poprawienia sobie jakości życia na jakiś czas, ale jeżeli w organiźmie jest odnawialne źródło stanu zapalnego, np. zęby leczone kanałowo – stomatolog i dr immunologii Hall Huggins – YT, to trzeba też żyć, nie można cały czas głodować… Ale już za długo się rozpisałem, jeżeli masz jakiś pytania proszę o kontakt na email; marcin.legocki@gmail.com Miej dzisiaj wspaniały dzień i wspaniały tydzień!!👍💪💥 Pozdrawiam!😉
Witam Marcin…Twoja utrata wagi jest imponująca…A jak na dzisiaj wygląda SM?(bo ja też nie wierzę w nieuleczalnie choroby..pozdrawiam
Cześć Marysia! Po długiej głodówce pomimo iż czułem się początkowo bardzo dobrze, to w miarę upływu czasu moje samopoczucie się pogarszało, co prawda bez paraliżów, ale wzrok się osłabiał, pamięć szwankowała, nic mi się nie chciało, coraz częstsze osłabienie, zaczynała mnie pobolewać głowa itd. Zatem doszedłem do wniosku, że skoro po tak fundamentalnym oczyszczeniu organizmu, i utrzymywaniu dobrego jedzenia i ruchu, sytuacja znowu zaczyna się powtarzać, to musi być w moim organiźmie inne od ww. źródło stanu zapalnego! Doszedłem do wniosku, iż muszą to być zęby leczone kanałowo-jedyna rzecz jaką miałem w organiźmie sztuczną- 5 albo 6 sztuk-bo 1 był znacznie zniszczony więc już nie pamiętam, czy był leczony kanałowo, czy nie. Zęby zawsze mnie bolały odkąd pamiętam, zwłaszcza po głodówjach, nie wiedziałem dlaczego przecież były „poleczone”, a organizm oczyszczony na poziomie komórkowym. Początkowo myślałem, że po głodówce dziąsła się poluzowały i wchodzi tam pokarm, ale przecież na głodówce wszystko się kurczy-skura,organy wewnętrzne itd. Ten ból naprowadził mnie na ich temat. Najpierw obejrzałem filmy na YT polskie, potem sięgnąłem po źródłowe angielsko języczne-dr Hall Huggins, dr Kenneddy, Weston Price itd. To czego się dowiedziałem o związku kanałowego leczenia z SM i chorobami serca, w powiązaniu z posiadaną wiedzą nt oczyszczania organizmu i ogólnie zdrowia, którą przepraktykowałem w większości na sobie, jak również wiedza o tym iż po utracie wzroku przez koleżankę z pracy-mimo licznych badań nie wiadomo z jakiej przyczyny i po usunięciu przez nią zębów leczonych kanałowo z oczyszczeniem ozębnej przez chirurg koleżanka odzyskała wzrok!, skłoniło mnie do radykalnych posunięć związanych z usunięciem moich zębów leczonych kanałowo na przełomie grudnia 2018 i stycznia 2019. Po ich ekstrakcji praktycznie od razu poczułem ulgę porównywalną z wyjęciem płyty chodnikowej z mojej szczęki-za pierwszym razem miałem usunięte 2 zęby; 5 i 6-w której na RTG widoczne były zmiany w ozębnej – lewy dół. Wrażenie było piorunujące wzrok poprawił mi się od razu po wyjściu z gabinetu, tak samo pamięć i koncentracja. Co prawda po usunięciu 6 z 32 zębów miałem coś w podobnie zawału, ponieważ w związku ze stanami zapalnymi w tych zębach chirurg stosowała podwójne dawki znieczulenia-6×2=12-to wszystko na przestrzeni krótkiego okresu czasu-ok 1 miesiąca, jednak po 2-3 tygodniach objawy zawału ustąpiły nie pozostawiając żadnych skutków😉. A wracając do wyniku RM z 23 październuka 2018 r. po długiej głodówce, która miała miejsce na przełomie lutego, marca i kwietnia 2018 r. to nie było nowych zmian, ale stare się o 2,3 minimetry poszerzyły się, ale było to przed usunięciem zębów kanałowych. Obecnie mam zaplanowany na październik kolejny RM i jestem dobrej myśli, bo cały czas czuję się dobrze, albo bardzo dobrze!👍💪💥😉 Miej dzisiaj wspaniały wieczór i wspaniałą całą noc!🌒🌌 Gorąco pozdrawiam!😉
P S. Jak po oczyszczeniu przez szereg głodówek byłem przekonany o istnieniu jakiegoś wszczepionego-odnawialnego źródła stanu zapalnego i dokonałem retrospekcji oraz przypomniałem sobie, że problemy z SM (paraliże jedno i drugostronne zapalenia pozagałkowe nerwu wzrokowego lewego i prawego oka oraz problemy z ostrością widzenia, bóle i zawroty głowy, problemy z mową, ciągłe osłabienie itd.) rozpoczęły się u mnie po tym jak dentyści poleczyli mi kanałowo zęby wiedziałem że to jest ta droga, co po usunięciu kanałówek się potwierdziło w stanie mojego zdrowia i samopoczuciu! Znalazło to odzwierciedlenie również w opinii mojej Pani lekarz, która potwierdziła, iż zęby leczone kanałowo, to źródło stanu zapalnego, które trzeba usunąć. Pozdrawiam
Robię głodówki 24h ze względu na to, że dość intensywnie ćwiczę 6 dni w tygodniu (codziennie minimum 1h intensywnych ćwiczeń siłowych lub wytrzymałościowych) i jednak papu jest potrzebne do regeneracji. Z 24h głodówka problemu nie ma. Natomiast raz na kwartał robię glodowke 72h i to już jest wyzwanie. Pierwsza na początku wiosny przeżyłem bardzo źle, 2 dnia podczas zakupów myślałem, że zemdleje, ale jakoś dotrwalem. W ogóle się do niej nie przygotowałem i to była moja pierwsza głodówka od 5 lat gdy raz w tygodniu robiłem 36h posty. Natomiast 2 w życiu 72h głodówka na początku lata poszła bez problemów. W okresie 36-48h postu wymienialem kabine i brodzik w łazience czyli cały czas w boju. Pierwszego dnia natomiast byłem w pracy 🙂 Organizm się przystosowuje. Chętnie wskoczylbym na wyższy poziom, ale przy małych dzieciach w domu ciężkie do zrealizowania, bo jednak wymagałoby to dość spokojnego trybu.
Głodówki są świetne,robię je co jakiś czas i b.dobrze się czuje.Najdłuższy post szesciodniow pomógł mi zbić ciśnienie i schudnąć pięć kilo.
Brawo!
„…a dodatkowo mimo swojej głodówki sama gotowała dla nas, co podnosiło stopień trudności wyzwania”
No to brzmi jak tortura 😀
Nie planowaliśmy tego 🙁 Ale rzeczywiście to utrudniło Wolnej plany. Właśnie myślimy nad tym, czy kolejnej głodówki nie zrobić wspólnie. Ale wtedy ktoś będzie i tak musiał przygotowywać papu dla dzieci 🙂
Polecam podcasty dr Rhondy Patrick z Vaterem Longo. Swietne zrodlo naukowych informacji dot. postow i ich wplywu na rozne schorzenia.
https://www.youtube.com/watch?v=d6PyyatqJSE
Jeden dzień to trochę mało. Liczne badania dowodzą, że trzydniowy post powoduje praktycznie „reset” układu odpornościowego. Rosyjski autor G. Malachow, światowy autorytet w dziedzinie głodówek leczniczych, opisuje zarówno proces przygotowania się do głodówki (cierpimy głównie z powodu zatrucia złogami rozkładającymi się w pozbawionych perystaltyki jelitach), jej przebieg (fizyczny głód trwa tylko trzy dni), jak i wychodzenie z niej. Na razie mój rekord to 11 dni tylko na H2O, ale organizm krzyczy o więcej.
Zrobiłam sobie dwa razy post 40-godzinny, ale oprócz wody zostawiłam kawę ( ma zero kalorii, więc nie przerywa postu ), żeby zmniejszyć nieprzyjemne doznania. Ogólnie da się przeżyć. Myślałam, że będzie gorzej, ale nie mdlałam i nie miałam zawrotów głowy, choć jakoś zbyt fajnie też się nie czułam, zwłaszcza w tych ostatnich godzinach.
A robiłeś może post dr Dąbrowskiej? Ja mam już dwa 6-tygodniowe za sobą ( w odstępie roku ). Choć celem postu jest autofagia i uruchomienie mechanizmów naprawczych w organizmie, przyznaję, iż zrobiłam go głównie dla schudnięcia 😉
Hej gratuluję tego postu mam pytanko czy nie wystąpił u Ciebie efekt ” jojo ” ?
„Jojo” rozumiem jako wagę wyższą niż wyjściowa przed postem, tak? Zatem nie, nie wystąpił u mnie efekt jojo. Po około roku waga wróciła do wyjściowej ( tej sprzed postu ), ale też nie była wyższa. Zaznaczam, że po zakończeniu postu nie stosowałam żadnej diety, jadłam wszystko i w dowolnej ( czytaj: sporej 😉 ilości, mimo to jojo nie wystąpiło, jest to jednak kwestia indywidualna, ponieważ u mojej koleżanki, która robiła post razem ze mną, wyszło jojo, mimo że stosowała różne diety również po poście. Każdy organizm zachowuje się nieco inaczej.
Ja nie kupuję takiej diety. Moim zdaniem zdecydowanie korzystniej dla ciała jest po prostu racjonalnie się odżywiać. W moim przypadku trafiłem na aplikację Fitatu (darmowa wersja wystarczy).
Wpisuję tutaj wszystko, co zjadam i później mogę analizować wartości odżywcze, witaminy i mikroelementy. Fakt, że jest to nieco upierdliwe, ale można kopiować posiłki z poprzednich dni, jeśli jedliśmy coś podobnego.
Po pewnym czasie idzie się przyzwyczaić. Ja czułem się lepiej, jak pilnowałem kaloryczności i tego, żeby niczego nie brakowało mojemu organizmowi. Jak brakowało to suplementowałem, mimo że jestem przeciwnikiem dragów 😉
Cześć. Ale to przecież nie jest dieta 🙂 Możesz praktykować jaką chcesz, ale uważam, że dobrze jest dać organizmowi czasami trochę więcej czasu na regenerację. Zauważ, że post nawet wpisany jest na trwałe do rozmaitych religii i zaliczyłbym go do przeżyć zarówno fizycznych, jak i duchowych. Oczywiście nie musisz się ze mną zgadzać, a tym bardziej nie musisz głodować 😉
Odnośnie fitatu – znam, używałem. Po jakimś czasie dałem sobie siana. Mimo możliwości kopiowania posiłków było to nieco zbyt upierdliwe (być może ja tu byłem słabym ogniwem, a nie aplikacja). Ale Liczenia mikroelementów bym tej aplikacji raczej nie powierzył – widziałem w różnych składnikach i gotowych posiłkach olbrzymie niezgodności lub po prostu brakujące dane. Może coś poprawili na przestrzeni ostatniego roku, nie wiem.
Tak, też widziałem, że wiele posiłków się nie zgadza, dlatego tworzyłem własne posiłki. Największą zaletą jest może zdanie sobie sprawy, że warto patrzeć na to co się je i różnicować dietę.
Właśnie zacząłem 25 godzinę głodówki, plan jest 48 godzin a jak dam radę to spróbuje dłużej. Dodam, że jestem grubasem 🙂 i myślałem, że będzie tragicznie. Najgorsze są pierwsze godziny, później nie odczuwałem już głodu i tak jest do tej pory. Zobaczymy co dalej, pozdro
Dziś zacząłem wychodzić z 3 dniowej głodówki.
Mam już kila takich za sobą, jedną kilkunastodniową.
Ale do tej pory robiłem je, żeby ogólnie oczyścić ciała i zrestartować nawyki żywieniowe.
Dziś kończę głodówkę które była odpowiedzią na przeziębienie.
Dzięki naturalnemu braku apetytu, przebieg był dość łagodny.
Za to dziś 4 dnia już czuję się głodny i mam ochotę jeść… Wypiłem już sok.
Teraz wielkie zadania – nie poddawać się pragnieniom jedzenie 😀 i jest z umiarem i odpowiednie, lekkie jedzenie 🙂
Co najważniejsze, czuję się już zdrowy 😀
Życzę powodzenie i wytrwałości dla wszystkich odważnych, którzy postanawiają świadomie przestać jeść by oczyścić ciało i umysł 🙂
Śmiesznie, w momencie kiedy dodałeś komentarz ja mam 42h głodówki (mój bardzo skromny rekord) i się zastanawiam, kiedy kończyć, bo czuję się super 🙂
Wolny Twój artykuł ośmielił mnie do podjęcia wyzwania 24godzinnej głodówki która w rezultacie przerodziła się w 37 godz. I czułam się świetnie ( nawet zastanawiałam się czy nie pociągnąć do 48, myśle ze na spokojnie by wyleciało 🙂
Napisałam że ośmielił mnie gdyż dużo trenuje i obawiałam się konieczności odstawienia aktywności fizycznej ale po przeczytaniu Twoich spostrzeżeń pomyślałam – hmmm skoro, ktoś kto jest w ciągłym ruchu i też ćwiczy daje radę… to czemu nie.
Przez dwa dni w trakcie trwania postu miałam dwugodzinne treningi ( wolny ciężar, elementy trójboju, dwuboju, cross plus cardio-30 min biegu) była energia i nie zauważyłam spadku mocy. Paradoksalnie drugiego dnia niby powinno być gorzej a wskoczyłam na większe ciężary niż dnia poprzedniego.
Piłam jedynie wodę, wodę z cytryną, zioła oraz kilka Inek zbożowych na sojowym( gdyż nie pije kawy wcale)
Moj pierwszy posiłek po 37 godzinach to odzywka białkowa ( białko konopne, sojowe o ryżowe) a po godzinie wleciała(inspirowanaTwoim pierwszym posiłkiem) owsianka z tapioką na mleczku kokosowym i sojowym z borówkami i bananem
( odżywiam się wyłącznie produktami pochodzenia roślinnego wiec myśle że „wychodzenie” z postu nie będzie trudne bo nie jem mięsa, serów, twarogu i innych ciężkich produktów)
Z efektów ubocznych to faktycznie było mi dość zimno. Zwłaszcza na drugi dzień, kiedy przekroczyłam już 30-tą godzinę. Trochę bolała też głowa. Lecz jeśli chodzi o silna wolę w postaci nie jedzenia to myślałam ze będzie dużo gorzej a pragnę dodać że jestem ogromnym łasuchem, który cały czas coś je i podjada plus uwielbiam ciasta. Ale jak widać kwestia zaprogramowania głowy, mówisz sobie „teraz nie jesz” i koniec. Zleciało. Misze przyznać że moja pierwsza głodówka była niezwykle przyjemnym, ciekawym przeżyciem które dziwnym, niezbadanym sposobem wbiło mnie w jakich mentalnie wyższy poziom. Inaczej podchodzę teraz do kwestii spożywania posiłków i podejścia typu „ muszę zjeść bo jestem głodna” teraz raczej, nic nie muszę😉
Ważne jest tez to, o czym wspominałeś w artykule, aby być cały czas czymś zajętym. Moje dni zaplanowałam mega ciasno ( na ile to możliwe) aby się „rozpraszać” plus unikanie kuchni i lodówki na tyle na ile to możliwe tez jest istotne. Lepiej nie kusić losu 🙂 jednak moi domownicy wszystkożerni jedli na okrągło, dlatego zajęcie siebie czymś było nieodzowne.
Pozdrawiam wszystkich którzy chcą spróbować oraz weteranów. Moim następnym celem (lecąc na fali powodzenia) jest trzydniowy post.
Trzymajcie kciuki.
U nas dopiero 17 godzina bez jedzenia☺ Ale nie jest to żaden wyczyn ponieważ zawsze dlugo śpię a śniadanie jem około 11. Natomiast Ciekawi mnie jak mój chłopak to wytrzyma.
Pytanie: Czy można pić herbaty bez cukru ? na przykład ziołowe czy tylko woda jest dopuszczalna?