Ten wpis powstał w trakcie naszej trzeciej w karierze zamiany domami, która prawdopodobnie (chociaż… nigdy nie mów nigdy?) zakończyła ten sezon na niemal darmowe podróże. Sam pomysł na taką formę wyjazdów zrodził się w tym roku, a dokładnie: w trakcie pisania tego wpisu, kiedy to nieśmiało wyszedłem z inicjatywą okołoblogowego Home Exchange. Od tego czasu minęło zaledwie pół roku, a my przeszliśmy od słów do czynów i nie tylko zaproponowaliśmy wewnątrzblogową wymianę domów (zainteresowanych zapraszamy tutaj), ale przede wszystkim: odbyliśmy trzy podróże, których głównym założeniem było: zamiast płacić za zakwaterowanie, zamieniamy się miejscami naszego zamieszkania z kompletnie obcymi nam ludźmi i dzięki temu zarówno my, jak i oni korzystamy z darmowego miejsca zamieszkania. Jakie wnioski wyciągnęliśmy z tych wymian, czy będziemy je kontynuować i jakie praktyczne porady dalibyśmy komuś, kto po raz pierwszy próbuje swoich sił w oparciu o wymianę „dom za dom”?
Zanim przejdę do konkretów, dla porządku przypomnę, że byliśmy w podpoznańskich Plewiskach (tu znajdziesz podsumowanie tej wymiany), następnie trafiliśmy na całe dwa tygodnie do magicznej Soblówki (więcej w sekcji „podróże” w tym wpisie), a obecnie spędzamy 10 dni w Sanoku, poznając to ciekawe miasto i organizując całodniowe wypady w bieszczadzkie połoniny oraz nieco krótsze w inne ciekawe miejsca w regionie.
Z porządną mapą trafimy wszędzie 😀
Pierwszy – i chyba najważniejszy – wniosek jest taki, że warto ufać ludziom. Powtarzam to jak mantrę, ale Home Exchange opiera się na zaufaniu i bez niego nie ma szans na udaną zamianę. Sami podeszliśmy do tej inicjatywy niezwykle pozytywnie i na równie pozytywnych ludzi trafiliśmy za każdym razem. Myślę, że sama formuła wymusza pewne cechy charaktreru i odpowiednie podejście do życia, bez których raczej nikt nie postanowi o zaproszeniu nieznajomych do swojego domu, w dodatku podczas własnej nieobecności w nim. Nadrzędną zasadą Home Exchange jest więc: to zabawa dla życiowych optymistów. Owszem, podczas pierwszych wymian możesz czuć lekki niepokój czy nasuwające się od czasu do czasu pytanie „czy to na pewno była dobra decyzja?”, ale nie wyobrażam sobie, żeby pesymista (lub nawet realista!) był w stanie od tak oddać swoje mieszkanie bez większych obaw, lęku i niepewności. Nie wyobrażam też sobie, jak mielibyśmy odbyć udaną podróż, nieustannie martwiąc się, czy wszystko z naszym mieszkaniem w porządku. Jeśli więc na co dzień nie wierzysz, że zdecydowana większość ludzi na tym świecie jest dobra, uczciwa i godna zaufania, raczej ciężko będzie Ci się w tym wszystkim odnaleźć.
Ale jak zaufać całkowicie obcej osobie, wyzbywając się wszelkich obaw o to, co zastaniesz po powrocie? Otóż wystarczy… z nią porozmawiać. Tak, to jest aż tak proste! Negocjując warunki wymiany, będziecie mieli kilka okazji do telefonicznego kontaktu, w trakcie którego powinno między Wami zaskoczyć. Powinna się pojawić ta nieokreślona chemia, powinniście się nawzajem wyczuć i wejść na te same fale. U nas za cały ten proces odpowiedzialna jest Wolna i za każdym razem jeszcze przed wymianą czuła, że po drugiej stronie są fajni ludzie, z którymi chętnie spotkałaby się ot tak, w realu, żeby napić się herbaty i porozmawiać o podróżach czy życiu. Przecież każdego dnia na całym świecie tak wiele osób postanawia zaufać nieznajomemu (ot – chociażby – oferując mu umowę o pracę po krótkiej rozmowie rekrutacyjnej), że my naprawdę nie robimy niczego niezwykłego ani nie wyłamujemy się z powszechnych schematów. Ot – przesuwamy trochę ich granice.
Po drugie, planując wymianę warto być jak najbardziej elastycznym. Zarówno odnośnie czasu, jak i miejsca pobytu. Im bardziej szczegółowo określisz warunki, których oczekujesz, tym trudniej będzie Ci znaleźć partnera do wymiany. My staramy się przeanalizować każdą ofertę pod różnymi aspektami i nie zamykać się na „Bieszczady w trzecim tygodniu sierpnia”, ale raczej definiować nasze potrzeby na zasadzie „może góry w trakcie wakacji szkolnych? Albo i poza nimi, będzie mniej turystów”. Niemal wszędzie znajdziemy coś ciekawego do zrobienia chociażby na kilka dni, a dzięki ułożeniu sobie życia zawodowego w sposób niezależny od lokalizacji, nie musimy się ograniczać do konkretnych terminów. Podobne zasady rządzą wszelkimi wyjazdami, kiedy zależy nam na zbiciu ceny. I wcale nie chodzi tu o to, żeby „brać co popadnie, bo tanio”, ale raczej: żeby być otwartym na możliwości, które czekają na odkrycie w danym miejscu. Przy odpowiedniej dozie otwartości i pozytywnym nastawieniu do podróży, można korzystać zdecydowanie więcej, płacąc za wyjazdy zaledwie ułamek cen, do których są przyzwyczajeni ludzie korzystający zazwyczaj z ofert biur podróży.
Jeśli do tej pory odrzucałeś ideę wymiany domami, ponieważ nie uważasz, że sam masz coś ciekawego do zaoferowania, spróbuj spojrzeć na to nieco szerzej. Mieszkając w mało atrakcyjnym turystycznie miejscu, znalezienie osoby chętnej na zamianę może być trudne. Nie warto jednak z góry zakładać, że wszyscy rozumują w ten sam sposób, co my – być może w rzeczywistości nie doceniasz tego, co masz? A może jesteś właścicielem domku letniskowego, który możesz użyczyć? Może masz mieszkanie na wynajem krótkoterminowy, które po sezonie stoi puste? Są różne scnariusze, dlatego nie warto zamykać się w sztywnych ramach, które mogą skutecznie ograniczyć nasze możliwości. Home Exchange to pewna idea, którą warto zdefiniować samemu w taki sposób, jaki obu stronom odpowiada. Nie muszę chyba wspominać o tym, że jednoczesna wymiana domami nie jest jedyną możliwością i można po prostu u kogoś spędzić kilka dni, a później odwdzięczyć się tym samym? W tym modelu zbliżamy się do modelu couch surfing, ale… co z tego? Dopóki obie strony są chętne, sztywne definicje i terminy schodzą na dalszy plan.
Przechodząc do praktycznych informacji, warto wspomnieć o sprzątaniu i porządkach. Często bywa tak, że wyjeżdżając gdzieś zostawiamy bałagan i zakładamy, że „sprzątnie się po powrocie”. Tutaj nie ma miejsca na taką dowolność, bo przecież niedługo po naszym wyjeździe w naszym mieszkaniu pojawią się goście. Dlatego dobrze pozostawić swoje mieszkanie w należytym porządku, odkurzone, wysprzątane, zachęcające do spędzania w nim czasu. Wolna wręcz twierdzi, że te wymiany mobilizują ją do generalnych porządków, do których całymi latami nie mogła się zebrać z braku motywacji. I znowu: jeśli jesteś optymistą, spojrzysz na to jak na zaletę. W innym wypadku machniesz ręką stwierdzając „jeszcze mam sobie robić pod górkę? Bez sensu!”.
Skoro jesteśmy przy porządkach, to chyba każdy ma sporo przedmiotów, które dobrze jest schować / wynieść na czas wymiany. Z jednej strony nie ma co zakładać, że ktoś będzie nam buszował po szafach, ale sam czuję się bezpieczniej, kiedy – dla przykładu – dokumenty nie leżą na wierzchu. Akty notarialne, umowa o pracę czy dane klientów Wolnej (dla tych co nie wiedzą, prowadzimy Pracownię Dobrych Wnętrz i dla czytelników bloga dajemy 10% rabatu) – to wszystko (między innymi) wywozimy na czas wymiany do moich rodziców. Ale nie trzeba mieć blisko mieszkających rodziców, żeby sobie z tym poradzić. Zaufani znajomi, lub nawet… piwnica to dobre miejsca służące jako tymczasowa przechowalnia.
Jeśli zastanawiasz się, w jaki sposób przekazać sobie klucze, skoro nawet się nie zobaczycie, już spieszę z odpowiedzią. Opcji jest wiele: z naszej strony to sąsiedzi lub moi rodzice (którzy mieszkają niedaleko), natomiast sami już dwukrotnie szukaliśmy kluczy w jakimś wskazanym miejscu przy domu, do którego się wybieraliśmy 🙂 Tu warto zwrócić uwagę na to, że Home Exchange w naturalny sposób buduje wiarę w ludzi i siebie samego. W ludzi, bo musisz uwierzyć, że po dotarciu na miejsce wszystko będzie tak jak powinno; że znajdziemy te klucze we wskazanej kryjówce; że goście będą korzystali z naszego mieszkania w należyty sposób. W siebie samego natomiast, bo… co, jeśli całość okaże się lipą, a my nawet nie wejdziemy do domu? Jak to co… nic! Mamy do siebie na tyle dużo zaufania, że absolutnie nie martwimy się negatywnymi scenariuszami. Nawet, jeśli któryś z nich się ziści, to najzwyczajniej na świecie tak czy inaczej sobie poradzimy.
Dereń to nasze tegoroczne odkrycie 🙂
Nieodłącznym elementem naszej oferty turystycznej 😉 jest przewodnik, który wysyłamy naszym gościom przed wymianą. Zawiera on wiele przydatnych informacji o naszym mieszkaniu czy jego okolicy. Goście znajdą tam zarówno informację o gościnnej sieci wifi, jak i dowiedzą się, na jaki program nastawiać zmywarkę, żeby naczynia były czyste. Czyli takie mydło i powidło – specyficzne informacje, które posiada każda nieruchomość, a które ułatwią korzystanie z niej osobom, które przyjadą do nas na krótki czas. W przewodniku podpowiadamy również, co warto zobaczyć w okolicy czy gdzie pójść na lody lub pobiegać. Tym samym pokazujemy, w jaki sposób my sami żyjemy i ułatwiamy naszym gościom aklimatyzację w nowym miejscu.
Jak sam widzisz, jest trochę rzeczy do ogarnięcia przed wpuszczeniem kogoś do swojego mieszkania. Każdorazowe przygotowanie nieruchomości zajmuje nieco czasu, a jeśli dodamy do tego zwyczajowy czas na szukanie ofert, ustalenie szczegółów czy wreszcie – przemieszczenie się i poznanie nowego miejsca – okaże się, że podróżowanie (zwłaszcza w ten sposób) jest strasznie niefektywne czasowo 🙂 Ale zamiast skreślania Home Exchange z tego powodu, polecam zdefiniować sobie warunki, po spełnieniu których taki wyjazd się „opłaca” (i nie mam tu na myśli sfery finansowej). Na podstawie dotychczasowych wyjazdów sami stwierdzamy, że interesują nas raczej dłuższe wymiany (mininum dwa tygodnie) i wcale nie chcemy być nieustannie w rozjazdach, idąc na ilość odwiedzonych miejsc. Jak we wszystkim, tak i tutaj należy znaleźć równowagę, która będzie wyglądała nieco inaczej dla każdego z podróżników.
Zawsze, ale to zawsze starajmy się docenić to, co ktoś nam użyczył. Najczęściej to jest własny dom tej osoby – miejsce, które dużo dla niej znaczy i w którym ona sama czuje się… no właśnie, jak w domu. Nawet, jeśli to miejsce nie spełnia Twoich standardów domu idealnego, należy okazać szacunek i wdzięczność, czyli postępujemy tak, jak w większości życiowych sytuacji :).
Powyższe dane pochodzą z portalu trojmiasto.pl
Te trzy wymiany (i trochę ofert, z których nie skorzystaliśmy) pokazały nam, że fakt mieszkania w Gdańsku to bardzo silny atut. Powyższa tabelka pokazuje, że morze to najchętniej wybierany kierunek wakacyjny (o ile mówimy o podróżach samochodowych w obrębie kraju). Dzisiaj wiemy, że bez zbędnych kompleksów możemy wymienić nasze 75-metrowe mieszkanie na lepszy standard (np. dom) w mniej obleganym (co dla nas oznacza często: ciekawszym, bliższym natury) miejscu. Zwłaszcza, jeśli sami nie korzystamy z bliskości zatłoczonych w sezonie plaż, a zamiast tego wolimy naturę, przyrodę i magiczne, często niedoceniane miejsca, nie skażone milionami turystów rocznie. W praktyce okazuje się zwykle, że spędzamy czas w warunkach porównywalnych lub lepszych niż te, które mamy w domu, a na pewno: o niebo lepszych niż te, na które zdecydowalibyśmy się, gdybyśmy mieli płacić za noclegi. Wystarczy wspomnieć nasz zeszłoroczny, standardowy wyjazd do Szczyrku, kiedy to wydaliśmy 1.200 zł za 6 dób w pokoju z łazienką w standardzie „lata 90te”. Tym razem wydaliśmy na podróże znacznie mniej, a dostaliśmy o wieeele więcej niż poprzednio. Typowy life hacking, który bardzo nam odpowiada.
A ile na tej całej zabawie zaoszczędziliśmy? Z jednej strony nic, bo przecież taniej byłoby siedzieć w domu, a nie kombinować co chwilę jakieś wyjazdy 🙂 Ale jeśli założymy, że tak czy siak chcelibyśmy podróżować i robilibyśmy to w naszym stylu (tzn. unikając hoteli, a raczej koncentrując się na korzystaniu z booking.com czy airbnb), to śmiało można założyć oszczędność na poziomie 300 złotych za każdy dzień pobytu. To i tak bardzo optymistyczne założenie, biorąc pod uwagę naszą 4-osobową rodzinę i podróże – jak dotychczas – raczej w wysokim sezonie. Do tej pory spędziliśmy trzech na wymianach w sumie 30 dni, co daje oszczędność na poziomie 9.000 zł. Kwota nie do pogardzenia, prawda?
Jeśli podróżujesz w klasyczny sposób ryzykujesz, że Twoja beczka będzie po wakacjach całkiem pusta 😉
Myślę, że Home Exchange jest szczególnie fajną opcją dla rodzin z dziećmi. Im więcej osób, tym poważniejsze oszczędności, to raz. W pełni wyposażone mieszkanie to również dostęp do pralki, żelazka, sprzętów kuchennych, telewizora, a przede wszystkim: całej masy nowych (bo nieznanych) zabawek. Po raz kolejny nasze dziewczyny znalazły się w zabawkowym raju i wcale im nie przeszkadzało, że wszystko było chłopięce. Ot – nowe rzeczy, więc radochy dużo. Jeśli dodamy takie atrakcje jak domek dla dzieci w ogródku czy piętrowe łóżko do spania, to radość naszych pociech mieliśmy zapewnioną od samego początku naszego wypadu.
A jeśli jednak wolisz airbnb… zapraszamy do rejestracji z powyższego linka
Tego rodzaju wymiana to ekonomia dzielenia się w najczystszej postaci. I chyba dlatego tak nas to kręci! Dajemy i otrzymujemy coś w zamian. Do tego czujemy się w nowym miejscu mniej obco, mamy więcej przestrzeni, a dzięki wskazówkom naszych gospodarzy: wiemy, z czego dobrze skorzystać, a czego raczej unikać.
Nie twierdzę, że Home Exchange to wielka miłość i już nigdy nie będziemy podróżowali w bardziej klasyczny sposób. Na pewno jest to dla nas coś nowego i ciekawego, a przede wszystkim: coś, co sprawdziło się w praktyce już 3-krotnie. Dlatego myślę, że jeszcze nie raz zorganizujemy jakiś wyjazd w tej formule, jednocześnie zostawiając sobie otwartą furtkę do poznawania świata na inne sposoby.
Na koniec pozostaje mi tylko zachęcić do dołączenia do naszej okołoblogowej wspólnoty Home Exchange (szczegóły znajdziesz tutaj), w której na tą chwilę zrzeszamy zaledwie 11 członków. Z tego co wiem, poza mną (i Patrycją, z którą właśnie zakończyliśmy wymianę domami) nikt się nie odważył na pierwszy krok. Wierzę jednak, że jeśli będę konsekwentnie pokazywał, że można i warto, ktoś się skusi, a nasza malutka społeczność rozrośnie się na tyle, żeby móc w miarę swobodnie planować podróże wspólnie z innymi czytelnikami tego bloga. W razie (zdecydowanej i skonsultowanej z rodziną ;)) chęci dołączenia, proszę o maila na adres wolny@wolnymbyc.pl.
Bardzo proszę żebyś dawał informacje o nowych wpisach na fejsie. Mam zaległości! 🙂
Opcja Newsletter lub Powiadamiaj o nowych wpisach poprzez e-mail pod komentarzami…
A ja mam pytanie organizacyjne: czy na czas wymiany robicie miejsce w szafie na ciuchy? Bo w sumie to jedyna rzecz jaka mnie zastanawia… będę wdzięczna za podpowiedź 🙂