Podsumowanie miesiąca: siepień 2019

Ależ ten czas leci! Wydaje mi się, że dopiero co podsumowywałem lipiec, a tu kolejny miesiąc za nami. Ciekawy jestem, czy chociaż jeden z Was zmobilizował się do wdrożenia w życie tego, co proponowałem: spisywania rzeczy, które „wydarzył” w ostatnim czasie. Ja przy każdym podsumowaniu jestem zadziwiony wartością tego prostego nawyku i coraz bardziej wierzę w to, że nie wiemy, co myślimy, dopóki tego nie powiemy na głos, lub – jeszcze lepiej – nie napiszemy. Spróbuj, a nie pożałujesz. Ale ponieważ to nie żaden wpis motywacyjny, zaczynamy! Tym razem najwięcej miejsca poświęciłem firmie Wolnej i naszym zarobkom, w szczególności tym pasywnym.

Blog

W sierpniu wyłamałem się z blogowego zastoju i opublikowałem aż 😉 3 wpisy. Ponieważ jednak sezon ogórkowy w pełni, nie przełożyło się to na wzrost statystyk. Blog odwiedziło zaledwie 8.500 UU i mam nadzieję, że wraz z końcem wakacji frekfencja pójdzie w górę.

Jak co miesiąc, dziękuję Ci, że tu zaglądasz.

Rodzina

Sierpień był kolejnym miesiącem, kiedy cała nasza czwórka była razem niemal non-stop. Dziewczyny jeszcze bardziej zacieśniły siostrzane więzy i zgodnie z Wolną uważamy, że eksperyment „wakacje bez przedszkola” należy udać za bardzo udany.

Nasza 6-latka była pierwszy raz w życiu na ściance wspinaczkowej. To taka małpeczka, która wspina się gdzie popadnie, dlatego poczuła się tam jak w domu. Obecnie myślimy o tym, czy zapisać ją na sekcję wspinaczkową lub w jakiś inny sposób umożliwić rozwój tej „pasji”.

Byliśmy też na warsztatch garncarstwa, które bardzo przypadły do gustu całej rodzinie 🙂

Pod sam koniec miesiąca kupiliśmy dzieciakom grę planszową „Monopoly Junior: Frozen Edition”, czyli Monopol z motywem z Krainy Lodu, specjalnie dla maluchów. Pierwsze potyczki wypadły bardzo pozytywnie, szczególnie w przypadku naszej 6-latki (4-latka też gra, ale z mniejszym zainteresowaniem). Nie chcę zapeszać, ale przeczuwam, że to jedna z lepszych inwestycji w finansową edukację naszych dzieci. Zwłaszcza, jeśli podeprzemy to przekazem wyjaśniającym mechanizmy gry i różnicę pomiędzy wydawaniem pieniędzy na pasywa i aktywa ;).

Oprócz tego spokojnie: żadnych złamań i innych zdarzeń losowych 🙂 Wolna kontynuowała niemal codzienne lekcje z dziewczynami i to naprawdę widać.

Podróże

Ponieważ był o tym osobny wpis (klik), nie będę się rozpisywał. Dla porządku wspomnę tylko, że spędziliśmy 10 sierpniowych dni w Sanoku i okolicach. Było sporo zwiedzania, trochę biegania, a także wypad w Bieszczady, które – jak się okazało – absolutnie nie są już końcem świata 🙂 Ostatni raz byliśmy w tych okolicach ponad 10 lat temu i szczerze mówiąc, rozwój turystyki odebrał trochę uroku połoninom i okolicznym miejscowościom. Nadal jest pięknie, ale wszędobylskie obrazki typu food truck z lodami tajskimi w centrum Wetliny skutecznie niszczą niegdysiejszy klimat tego miejsca. Bieszczady… jestem na tak, ale poza sezonem! Co ciekawe, nasza lipcowa wyprawa w Beskid Żywiecki – mimo sezonu – była zdecydowanie spokojniejsza i bardziej klimatyczna. Cóż, chyba po raz kolejny okazuje się, że najlepiej czujemy się dokonując innych wyborów, niż statystyczny turysta.

Oprócz wyjazdu do Sanoka, spędziliśmy kilka dni na działce moich teściów, a w drugiej połowie miesiąca zdecydowaliśmy się na spontaniczny wyjazd na Kaszuby. Ni stąd ni z owąd stwierdziliśmy, że – skoro pogoda zapowiada się przepiękna – spędzimy 5 dni na działce moich rodziców, gdzie akurat nikogo nie było. Tak też zrobiliśmy i z dnia na dzień zmieniliśmy otoczenie na takie, w którym chcielibyśmy żyć na co dzień. Cisza, spokój, lasy i jeziora, a do tego całkiem niezły (zaledwie od zeszłego roku) dostęp do sieci i możliwość pracy zdalnej (takiej na pół gwizdka, bo w takiej scenerii chyba nie da się inaczej :)). Jeszcze kilka lat temu coś takiego byłoby nie do pomyślenia. Dzisiaj korzystamy z możliwości i bardzo doceniamy to, że je wypracowaliśmy na przestrzeni ostatnich lat.

Kaszuby… to właśnie tutaj czujemy się najlepiej!

Przychody

  • moja praca
    • Absolutna laba. Nawet nie podejmuję się liczyć, ile godzin rzeczywiście przepracowałem… wystarczy wspomnieć, że większość miesiąca czułem się jak na urlopie. Fajnie, zwłaszcza że pracuję zdalnie i nie muszę udawać, że coś robię. Wolne przebiegi przed komputerem przeznaczałem na naukę, o czym więcej poniżej.
    • Przychodów z pracy etatowej nie wolno mi ujawniać.
  • Firma Wolnej „Pracownia Dobrych Wnętrz
    • opublikowałem kolejny, piąty już wpis na blogu Pracowni Dobrych Wnętrz. Poczułem też motywację do wznowienia kontaktu z subskrybentami naszego firmowego newslettera (zapraszam do dołączenia!) i wysłałem im 2 wiadomości, w tym jedną z 300-złotowym rabatem na nasze usługi. To kolejny temat, gdzie powolutku, krok po kroczku rozwijamy coś, co za X lat ma szansę wykiełkować. Zauważyłem, że postępujemy podobnie w bardzo wielu sferach życia, traktując kolejne plany i wyzwania jako ultramataron, a nie sprint. Takie podejście – mimo, że niemodne i staroświeckie – sprawdziło się w naszym przypadku już wielokrotnie i właśnie z takim modelem pracy czujemy się najlepiej. A skoro jesteśmy już przy pracy, to Wolna zainkasowała w sierpniu jedyne 1.300 zł. Jeśli jednak uwzględnimy jakieś 30 godzin przepracowanych w sierpniu (plus około 20 w lipcu) widać, że stawka godzinowa nie jest najgorsza. Nie mówiąc o tym, że podawanie przychodów i rentowności w miesięcznych okresach nie jest w naszym przypadku miarodajne: projekt trwa zwykle kilka tygodni, część płatności otrzymujemy na początku (jako zaliczkę), a część dopiero jakiś czas po zakończeniu współpracy – całość więc często wychodzi poza sztywne widełki początek-koniec miesiąca kalendarzowego. Przypominam też, że lipiec i sierpień to czas, kiedy nasze dzieci spędzają z nami niemal 100% czasu i kolejne projekty absolutnie nie były naszym celem. Dlatego zamiast martwić się, że dochód netto będzie mizerny cieszymy się, że od początku roku przychód pracowni wyniósł już 26.500 zł, a co ważniejsze: ułożyliśmy sobie życie w taki sposób, jak chcieliśmy. To pierwsze wakacje, w których oboje nie byliśmy w żaden sposób uwiązani (pracą w biurze, projektami), a nasze dzieci są na tyle duże, że zaczęliśmy wspólnie podróżować i ciekawie spędzać czas. Wielokrotnie łapię się na tym, że aż niedowierzam, że oto wszyscy w czwórkę jesteśmy na dalszym wyjeździe czy spędzamy czas na pięknych Kaszubach i nie musimy tego z nikim konsultować, nikogo nie pytamy się o zdanie czy pozwolenie. Żaden szef nam nie przyznaje (względnie: odrzuca…) urlopu, a po prostu pakujemy się i jedziemy. Mimo, że ja nadal pracuję na etacie, w praktyce żyjemy jak mikroprzedsiębiorcy, tyle że tacy dość wyjątkowi – bez problemów finansowych 😉

Bieszczady

  • Mieszkania na wynajem
    • Tutaj bez zmian, znowu zainkasowaliśmy 6.710 zł (+ opłaty) za wynajem trzech mieszkań. Ostatniego dnia miesiąca mieliśmy wymianę najemców w jednym z nich, ale o tym napiszę w osobnym wpisie.

Wydatki

Jeśli nie liczyć opłat za mieszkania na wynajem (w praktyce opłacają je najemcy) i inwestycji, zamknęliśmy sierpień kwotą 4.150 zł. Czyli niemal identycznie jak w lipcu, znowu mimo 10-dniowego wyjazdu na zasadzie Home Exchange i 5 dni na Kaszubach. Po raz kolejny nie było wydatków na przedszkole, co jest kluczem tej zagadki. Wydaliśmy niesamowicie mało, mimo że znalazło się miejsce dla kilku niestandardowych wydatków:

  • ~900 zł na podróż do Sanoka i okolic
  • 120 zł na warsztaty garncarstwa
  • 100 zł na wyjście do restauracji ze znajomymi
  • 164 zł na podręczniki do zerówki.

Z jednej strony zauważamy, jak niemal wszystko drożeje w zastraszającym tempie (przez podstawowe produkty spożywcze, przez rozmaite usługi, aż po mieszkania ;)), a z drugiej: w lato nasze koszty spadły do niespotykanych wcześniej poziomów. To zasługa braku wydatków przedszkolnych i tego, że dzieci, podróże i moja nauka na tyle zajmowały nas na co dzień, że nie było czasu na niepotrzebne myśli o zachciankach, które moglibyśmy zrealizować 😉

Książki

Storytel jest ze mną podczas niemal każdego treningu, dzięki czemu jestem w stanie przesłuchać kilka książek w miesiącu (Wolna dokłada do tego jedną-dwie pozycje). Ponieważ powoli przejadam się typowymi poradnikami i książkami o rozwoju, motywacji i pieniądzach, poszedłem nieco w stronę sportu. „Eat and run” Scotta Jurka przesłuchałem z wielkim zainteresowaniem i polecam tą książkę absolutnie każdemu amatorowi biegów ultra.

„Who moved my cheese?” Spencera Johnsona też zrobiła na mnie duże wrażenie. Warto poświęcić 2 godziny na tą krótką lekturę, a później zdecydowanie więcej czasu na przeniesienie jej przesłania na własne życie.

„Efekt Motyla” Kamila Cebulskiego określiłbym niezbyt zachęcającym „w porządku”.

Wolna natomiast wybrała „1945. Wojna i pokój” Magdaleny Grzebałkowskiej, „Jeszcze się kiedyś spotkamy” Magdaleny Witkiewicz i „Hiszpański w podróży”.

Dzieciaki przesłuchały kilka odcinków Basi. Całkiem pokaźna lista… a to wszystko za jedyne 29.90zł miesięcznie. Jestem pewien, że to bardzo dobrze wydane pieniądze.

Sport

Strava pokazuje mi, że w sierpniu zaliczyłem 36 godzin aktywności fizycznej. W tym czasie przebiegłem 184 km, przejechałem 221km,  przepłynąłem 11,5km (całość w jeziorach, nadal przełamując pewne bariery w swojej głowie) i zrobiłem kilka treningów siłowych. Taki mój standard: mniej więcej godzinka dziennie mozolnego, ale konsekwentnego i dającego dużo radości budowania formy. We wrześniu zobaczymy, jak to się przełoży na wyniki w zawodach triathlonowych (1/2 IM w Malborku 8.09) oraz biegowych (75km na Kaszubach 14.09). Jestem też ciekawy, czy będę w stanie odpowiednio się zregenerować pomiędzy tymi wymagającymi zawodami, mając zaledwie 5 dni przerwy.

Warto też zaznaczyć, że podczas naszego wypadu na Kaszuby Wolna drugi raz w życiu przebiegła półmaraton 😀 Ot tak: dzień wcześniej sobie to zaplanowała i zrealizowała plan w pięknej scenerii, podczas idealnej pogody. Po dwóch 11-km kółkach wokół jeziora stwierdziła, że mogłaby biec trzecie 🙂 BRAWO! To też przykład na efekty tego, co daje konsekwencja i codzienna praca. Od jakiegoś czasu Wolna ma większą niż wcześniej chęć na bieganie i zalicza 3 treningi w tygodniu, pokonując każdorazowo około 10 km, a to po prostu przekłada się na coraz lepszą kondycję i możliwości.

Rozwój

Po ostatnim egzaminie miałem odłączyć się od nauki na jakiś czas, ale po tygodniu zaczęło mnie nieco nosić 😉 Dlatego wróciłem do przygotowań do kolejnego wyzwania (tym razem Google Certified Professional: Cloud Architect), poświęcając na to jakieś 60 godzin. Planuję kontynuować naukę we wrześniu i pod koniec miesiąca podejść do egzaminu, który będzie wieńczył moją półroczną inicjację w temat chmury publicznej. Więcej o tym w przyszłości.

Wyzwania

Sierpień był miesiącem bez kawy i z początku uznałem, że czeka mnie naprawdę duże wyzwanie. Nie, żebym pochłaniał kawę litrami, ale jedna (czasami dwie) filiżanki czarnej bez cukru to mój codzienny rytuał, o który organizm sam się przypomina w okolicach 10-11ej rano. Nie ukrywam też, że to dobry pretekst, żeby przegryźć coś słodkiego (w zależności od dnia: mniej lub bardziej zdrowego).

Kawa i coś słodkiego, wersja bardzo zdrowa 🙂

Lubię też sam proces przygotowywania kawę w kafetercę: to oczekiwanie i zapach, jaki wypełnia całe pomieszczenie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się w praktyce, że skala trudności tego wyrzeczenia była bardzo podobna do lipcowego „miesiąca bez alkoholu”. Owszem, z początku ogranizm (a może raczej: głowa) domagał się swojej porcji kofeiny, ale szybko wszelkie objawy ustąpiły. Kilkukrotnie było nieco pod górkę (zwłaszcza kiedy pogoda nie dopisywała), ale dobrnąłem do końca miesiąca i myślę, że od teraz codzienny rytuał zamienię na nieco rzadsze doświadczenie. Zamiast czegoś, co mi się po prostu należy, będę traktował kawę jako mini-święto, które urządzę sobie raz na kilka dni, lub po prostu – kiedy naprawdę będę miał na nią ochotę. Dodatkowym, pozytywnym skutkiem ubocznym jest to, że odzwyczaiłem się od obowiązku przekąszenia czegoś słodkiego przed południem. Praktycznie bez wysiłku! Fajnie, że po raz kolejny zahartowałem swoją silną wolę i odjąłem coś z tego oceanu dobrobytu, który nas wszystkich otacza i który sprawia, że stajemy się wygodni i słabsi na co dzień.

Inwestowanie

Pamiętasz, jak w czerwcu zarobiłem 1.380 zł kupując i niedługo potem sprzedając akcje KGHM? Otóż w sierpniu chciałem powtórzyć tę sztukę, tyle że tym razem wcale nie poszło tak gładko 🙂 Na przestrzeni 3 tygodni kupiłem łącznie 793 akcji KGHM za 66.063 zł łącznie, po średniej cenie 83,31 zł za akcję (wszystko w opariu o wolne środki na kontach maklerskich pochodzących z wpłat w ostatnich latach na nasze konta IKE i IKZE). Ponieważ dzisiejsza wycena jest o kilka złotych niższa, to jestem (na razie na papierze) ponad 4.000 zł w plecy. No cóż, pozostaje mi zaakceptować zaistniałą sytuację i zaufać przeczuciu, że dotychczasowe spadki były przesadzone i tylko częściowo spowodowane racjonalnymi czynnikami. W związku z tym z inwestycji krótkoterminowej zrobiła się (co najmniej) średnioterminowa, a ja zamierzam się jej „trzymać” tak długo, jak to będzie konieczne. A ponieważ całość inwestycji oparłem o wolne środki na naszych kontach IKE + IKZE, to jakoś nie jest mi ich szczególnie żal – niech leży, kolejne miesiące (hmmm…. lata?) zrobią swoje. Dla mnie to swego rodzaju gra bez większych konsekwencji, ale piszę o tym dlatego, że nie dla każdego tak właśnie jest. GPW to nie maszynka do zarabiania pieniędzy i warto o tym pamiętać, zwłaszcza kiedy – zamiast ustawić stop lossów – uśrednia się cenę w dół dokupując kolejne udziały… w końcu ile jeszcze może spaść 😉

Zdrowie

Kolejne 2 głodówki za mną (więcej o głodówkach zdrowotych przeczytasz tutaj). Pierwszą, 1-dniową, przedłużyłem o dietę półpłynną (głównie banany + płatki owsiane + owoce, wszystko w postaci koktajli) dzień po głodówce.

Ta – trzecia już w moim wykonaniu – głodówka była o niebo łatwiejsza niż poprzednie, a dodatkowo urządziłem ją w ciekawych okolicznościach, w czasie naszego wyjazdu do Sanoka. W ogóle ten dzień był niesamowity: z rana wyszedłem biegać i zamiast planowanych 10 kilometrów, zrobiłem 20. Tak to jest, jak się już wbiegnie na szlak, nogi ładnie niosą, a okoliczna przyroda zapiera dech w piersiach :). W trakcie biegania uznałem, że mam ochotę na dzień bez jedzenia, chociaż przez chwilę się zastanawiałem, czy to na pewno dobry pomysł po takim treningu (przed bieganiem też nic nie jadłem). Czułem jednak, że to jest ten dzień, dlatego pociągnąłem temat. Pierwszy raz określiłbym głodówkę jako coś fajnego; jako coś, co doceniłem w pełni.

Już po powrocie do Gdańska powtórzyłem całą procedurę i tym razem również zdecydowałem się na głodowanie po długim (18km) wybieganiu. W tym przypadku wszystko było w najlepszym porządku aż do późnego wieczora (nawet zaliczyłem duże zakupy spożywcze bez jakiegoś wielkiego ssania), kiedy to poczułem się zdecydowanie słabszy, niż zazwyczaj. Noc też była nienajlepsza, a rano obudziłem się bardzo osłabiony, choć zwykle poranek po głodówce przynosił raczej powrót energii. Dlatego zdecydowałem o pierwszym posiłku już o 7 rano (wcześniej chciałem go odłożyć co najmniej do 10ej), po którym wszystko wróciło do normy. Widzę, że jeszcze zbyt mało wiem o sobie, żeby się rzucać na dłuższe okresy bez jedzenia, dlatego chwilowo pozostaję przy obecnej częstotliwości.

Co ciekawe, Wolna zdecydowała się na ponowny eksperyment z głodówką, mimo że ostatni (bodajże w lipcu) był dla niej trudny. Podobnie jak ja, pewnego razu po porannym bieganiu stwierdziła, że to jest ten dzień i zrealizowała plan bez większych trudności.

Inne / Ciekawostki

  • Dowiedzieliśmy się, że nasze linki afiliacyjne do Airbnb mogą mieć znacznie większą moc, niż sądziliśmy! Byliśmy przekonani, że korzystając z tego linka możesz oszczędzić 100 zł, a my otrzymamy 50 zł na kolejne rezerwacje. Otóż okazało się, że przynajmniej część z Was oszczędza znaaaaacznie więcej. Poniższe informacje pochodzą z jednego z maili, które otrzymaliśmy. Jakaś magia, której nie jestem w stanie wyjaśnić, zamiast tego więc po raz kolejny zapraszam do planowania wyjazdów korzystając z naszych poleceń! 🙂

 

  • po raz kolejny przeznaczyliśmy kilka godzin na pomoc rodzinie w remoncie.

  • Jeśli nie czytałeś o naszych wnioskach z dotychczasowej eksploatacji instalacji LPG, zpraszam tutaj. W skrócie: po zaledwie 4 miesiącach, instalacja zwróciła się w 70% (już po około 8.000 km przebiegu!), a my jesteśmy bardzo zadowoleni z tego wyboru.
  • Przez cały miesiąc spędziliśmy może jakieś 2 godziny przed telewizorem. Zupełnie nie czujemy potrzeby spędzania czasu w ten sposób. Fajnie.
  • Rozpoczęliśmy kilkutygodniowy projekt „Lato zamknięte w słoiku”. Przygotowujemy przetwory na zimę: kiszone ogórki, sos pomidorowy czy (to jeszcze przed nami) dżem śliwkowy.
  • Poznaliśmy i bardzo polubiliśmy dereń. Kto nie zna, zachęcam do spróbowania!

Plany na ten miesiąc

  • Pomoc starszej córce w aklimatyzacji w nowej szkole, gdzie zaczyna zerówkę.
  • Miesiąc bez gotowych słodyczy, który chciałbym następnie przekształcić w długofalowy nawyk. W grę wchodzą jedynie owoce (w tym suszone), orzechy i domowe ciasta (w praktyce: najczęściej pieczony przeze mnie chleb bananowy), bez dodatku cukru.
  • Dobrze bawić się na czekających mnie zawodach. I wykręcić fajne czasy, o ile będzie to możliwe. Ambitny plan mówi o 5h na 1/2 IM oraz 7,5h na 75km biegu (średnie tempo poniżej 6min/km).
  • Zdanie egzaminu GCP Cloud Architect, ewentualnie przesunięcie tego wyczynu na początek października.
  • Ciąg dalszy zamykania pyszności w słoiki.

  • Kilka(naście?) partyjek w Monopol z dzieciakami :).
  • Wizyta (chyba pierwsza od pół roku) w firmie.
  • Zaplanowanie jakiegoś wyjazdu pod koniec roku.

PS Przypominam, że na mojej stronie znajdziecie ciekawą porównywarkę kont osobistych, lokat bankowych czy kart kredytowych. Ponieważ wakacyjna laba się skończyła, zapraszam do zajęcia się tematem i wyrwania chociaż kilku stówek od banków, które nadal chętnie rozdają prezenty dla nowych klientów!

6 komentarzy do “Podsumowanie miesiąca: siepień 2019

  1. funboy Odpowiedz

    Wolny,
    koszty na poziomie lekko ponad 4K. Wow 🙂
    U mnie koszty podróży podbijają ale i tak uważam, że mam niskie jak na 4 os rodzinę.
    NO ale do Was to mi brakuje 🙂

    Gratuluję ! 🙂

  2. Michał Odpowiedz

    Bardzo fajne są te podsumowania, w moim stylu:)

    Jedyne do czego chciałbym się przyczepić to zasadność głodówek ok tak dużym wysiłku. Obawiam się, że są wówczas szkodliwe. Organizm skądś musi wziąć energię, prawdopodobnie pobierze ją w dużej mierze z mięśni. Dodatkowo nie ma mowy o sensownej regeneracji.

    Powodzenia z planami:)

  3. Henryk Odpowiedz

    Cześć! Co do mierzenia ruchu na blogu, to mniej więcej od roku u mnie strasznie się zepsuło, bo 3/4 ruchu to jakieś spamboty i inne boty. Skąd wiem? Nagle ruch z USA i UK stał się kilka razy większy niż z Polski, a wcześniej był na poziomie 5-10% tego co w Polsce. Pozdrawiam :).

  4. Ania Odpowiedz

    Dzień dobry, czy mógłbyś się podzielić, gdzie najczęściej dokonujesz zakupów spożywczych? Mieszkam w Trójmieście od niedawna i niestety nie udało mi się jeszcze znaleźć fajnych bazarków z warzywami i owocami 🙂 wiem, że pytanie może wydawać się nie na miejscu, ale jeśli miałbyś chwilkę, to byłabym bardzo wdzięczna. Pozdrawiam, stała czytelniczka 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *