Od naszej ostatniej zagranicznej podróży (nie licząc moich delegacji) minęło ponad pół roku. Włochy w kwietniu to był świetny pomysł, po którym nastąpiła cała seria sezonowych wyjazdów po Polsce, głównie w ramach inicjatywny Home Exchange. Ponieważ jednak smutna i ciemna jesień znowu zawitała do naszego kraju, postanowiliśmy z Wolną złapać nieco słońca i jednocześnie spędzić 3 dni tylko we dwójkę (za co po raz kolejny jesteśmy wdzięczni dziadkom :)).
Bez dłuższych analiz i rozważań, we wrześniu kupiliśmy 2 bilety lotnicze z Gdańska do Alicante w samej końcówce listopada. Wolna – jak zwykle – przygotowała ramowy plan podróży zgodnie z naszym standardowym założeniem „przyroda, góry i aktywne zwiedzanie”, a ja wynająłem samochód oraz nocleg (przez nasz ulubiony serwis AirBnB, do którego serdecznie zachęcamy) jakieś 150 km na południe od Alicante, niedaleko historycznej Kartageny. Według nas takie wyprawyw formule DIY pozwalają dostosować styl podróżówania do własnych preferencji. A nasze – co tu dużo pisać – są dość szczególne.
Przez 3 dni w Hiszpanii zrobiliśmy w sumie 120.000 kroków i to chyba najlepiej oddaje styl naszego podróżowania, który pewnie byłby karą dla większości turystów 🙂 Te niesamowite dystanse pokonywane pieszo dawały nam hektolitry endorfin, a ponieważ przymknęliśmy oko na naszą codzienną, obfitującą w warzywa i owoce dietę, lokalne jedzenie sprawiało sporo radości 🙂
Nasz ramowy plan dnia przedstawiał się dość niezwykle, szczególnie jak na okres urlopowy. Pobudka około 5:30, godzina przygotowań do wyruszenia na kolejną wyprawę (najwięcej czasu znajmowało wtedy przygotowywanie jedzenia na cały dzień) i jeszcze przed wschodem słońca (który w tym okresie przypadał mniej więcej na 7:30) byliśmy już na szlaku, ewentualnie w aucie, w drodze na szlak. Reszta dnia to podziwianie przyrody i kolejne kilometry (w okolicach 30 dziennie) przebyte na piechotę – zwykle w miejsca, gdzie dociera niewielu.
Gdzie podziewaliśmy się przez całe dnie na szlakach? Raczej omijaliśmy miasta (poza kilkoma godzinami przeznaczonymi na zwiedzenie Kartageny), a zamiast tego skoncentrowaliśmy się na naturze, parkach krajobrazowych i obłędnych wręcz widokach, których doświadczanie ładuje nasze akumulatory w ekspresowym tempie. Zawitaliśmy do wspaniałego parku krajobrazowego Calblanque i spędziliśmy sporo godzin w górach Sierra de la Muela. Oba miejsca urzekły nas swoim spokojem, przyrodą i magicznym połączeniem wody i gór w jednym miejscu. Dzięki temu zarówno ja (miłośnik wody), jak i Wolna (amatorka gór) czujemy się dobrze w tym samym miejscu 🙂
Po powrocie do domu (16:00 – 18:00) staraliśmy się jeszcze wykrzesać trochę siły na kąpiel w przydomowym basenie (a co, takie luksusy!) w cudownie zimnej i regenerującej wodzie, lub szliśmy na promenadę i przy szumie fal raczyliśmy się jakimś lokalnym napojem z procentami 🙂 W łóżkach lądowaliśmy przed 22 i po szybkim ustaleniu planu dnia następnego, zasypialiśmy… w końcu pobudka o 5:30, a po ponad 40 tysiącach kroków ciało potrzebuje regeneracji!
Deptak w miejscowości La Azohia, w której nocowaliśmy. Miałem w planach się nim przebiec, ale nie starczyło energii 😉
Jeśli zastanawiasz się, czemu praktykujemy tak niecodzienny styl podróżowania, kiedy możemy sobie pozwolić na coś zupełnie innego, już wyjaśniam. Przede wszystkim, lubimy to, tak po prostu. Ideologicznie: nie czujemy potrzeby, żeby ktoś nas wyręczał w codzinnych zadaniach typu przygotowywanie posiłków czy ciekawe organizaowanie czasu. Nie jesteśmy zmęczeni codziennością i nie chcemy o niej zapominać na czas odpoczynku. Finansowo: wolimy skromniej, a częściej. Zdrowotnie i kondycyjnie: na co dzień pracujemy zza biurka, więc urlop to dla nas okazja do odpoczynku psychicznego. Ciało odpocznie po powrocie, dlatego nie mamy oporów forsować się nawet nieco ponad siły, zwłaszcze jeśli jest tak pięknie, a za kolejnym wzniesieniem może na nas czekać kolejny obłędny widok. Kiedy wyjeżdżamy we dwójkę, nie ma opcji powrotu bez zakwasów i różnego rodzaju dolegliwości, a spokojniejszy tryb zwiedzania rezerwujemy na wakacje z dziećmi.
Mam nadzieję, że zdjęcia chociaż częściowo oddają piękno, którego doświadczaliśmy – i to mimo, że w bagażu zabrakło miejsca na aparat. Po raz kolejny dotarliśmy do miejsc, gdzie nawet w sezonie nie ma tłumów turystów, którzy zwykle stawiają na wygodę. Tym razem często byliśmy zupełnie sami w promieniu co najmniej kilku kilometrów i już sama świadomość tego faktu robiła na nas wrażenie. Gdyby nie zapasy wody i jedzenie w plecakach, po prostu nie mielibyśmy jak kupić czegokolwiek – ani w sklepie, ani w restauracji. Okolice, które zwiedzaliśmy żyją w sezonie z turystyki, a po nim niemal wszystko jest zamykane na cztery spusty i czeka na kolejne wakacje. Dobrze mieć tego świadomość, bo nie każdemu pasuje tego typu krajobraz. Nas to jednak nie zraża – a wręcz przeciwnie, uznajemy to za zaletę, pozwalającą na bardziej prawdziwe zwiedzanie i łatwiejsze znajdywanie przybytków, które zwykle odwiedzają lokalsi.
Po raz kolejny pogoda nas nie zawiodła i zamiast oczekiwanych przez nas 12-15 stopni doświadczaliśmy 18-20, a w pełnym słońcu nawet wyższych temperatur. Dzięki temu na części szlaków szedłem nawet bez koszulki i po 3 dniach wróciliśmy ze zdrową, lekką opalenizną. Co ciekawe, kiedy docieraliśmy do miasteczek, zdecydowanie wyróżnialiśmy się w naszych letnich ubraniach, co budziło zaciekawienie Hiszpanów, poubieranych w ciepłe kurtki. Skoro jest zima, to musi być zimno 😉 Swoją drogą, to niesamowite jak marketingowcy potrafią wmówić całym rzeszom ludzi, że kolejne, zimowe komplety ubrań naprawdę są potrzebne, mimo że temperatura w ciągu dnia ani na chwilę nie spada poniżej 10 stopni…
Zwyczajowo podsumuję koszty, które ponieśliśmy w związku z tą podróżą.
Czy można było taniej? Oczywiście, zwłaszcza że wydaliśmy sporo więcej niż podczas naszych wcześniejszych, kilkudniowych wypadów do Włoch. Mogliśmy zostać w okoliach Alicante, dzięki czemu urwalibyśmy mniej więcej 350zł na transport (przez 3 dni pokonaliśmy wypożyczonym autem ponad 400 km, co przełożyło się na nieco większe koszty transportu niż zazwyczaj). Na tej samej zasadzie, mogliśmy bardziej przyłożyć się do polowania na tanie bilety lotnicze i rozważyć inne kierunki, dzięki czemu oszczędzilibyśmy kolejne ~200 zł (rok temu 2 bilety do Włoch kosztowały nas niewiele ponad 200 zł). Podróż większą grupą również zoptymalizowałaby koszty – zarówno jeśli chodzi o transport na miejscu, jak i noclegi, za które zapłacilibyśmy tyle samo niezależnie od ilości osób, a miejsc noclegowych było aż 6. Na pytanie „czy można było drożej” nie będę się rozwijał… chyba wszyscy mamy świadomość, że „sky is the limit” :).
Zdecydowaliśmy jednak, że postaramy się o względną optymalizację kosztów, ale bez oglądania każdej wydanej złotówki. Zgodnie z tym podejściem, zamiast dodatkowego ubezpieczenia podróżnego zdecydowaliśmy się tym razem na wyrobienie darmowych kart EKUZ. Ale sam kierunek podróży (południe Hiszpanii lub Portugalii) był naszym świadomym wyborem i nie chcieliśmy tutaj iść na kompromisy. Uważamy, że warto wydawać pieniądze na to, co sami uważamy za wartościowe i znaczące, a ciąć koszty można tam, gdzie tej wartości nie widać lub nie jest ona proporcjonalna do ceny. A ponieważ nieśmiało myślimy o Hiszpanii jako o obiecującym leku na nasze smutne, polskie zimowe miesiące, to weryfikacja tej opcji jest dla nas ważna.
Na własne oczy przekonaliśmy się, że militarne tradycje Kartageny są nadal żywe, a takie znaki i huki wystrzałów z pobliskiego poligonu skutecznie pokrzyżowały nam plany.
Potwierdziliśmy nasze dotychczasowe obserwacje, zgodnie z którymi zdecydowana większość letniskowych nieruchomości świeci pustkami po sezonie, mimo że sama lokalizacja nadal oferuje bardziej niż przyjemne warunki klimatyczne. To się świetnie łączy z naszą awersją do tłumu turystów i chęciami optymalnego kosztowo podróżowania. Południowe wybrzeże Hiszpanii jest jednym z najmocniejszych kandydatów do realizacji naszych pomysłów odnośnie ocieplania sobie polskich zim i wygrywa ono z Włochami. Zauważyliśmy, że wielu emerytów z Anglii, Francji czy Niemiec doszło do podobnych wniosków. My jednak nie zamierzamy czekać do osiągnięcia wieku emerytalnego, skoro od ponad roku jesteśmy oficjalnie rentierami ;).
Między innymi dlatego już w styczniu wracamy do Hiszpanii, tym razem całą rodziną, na ponad 2 tygodnie (w czasie ferii szkolnych w naszym województwie). To kolejny etap rekonesansu, na podstawie którego planujemy uknuć jakąś miłą wizję przyszłości. Do sprawdzenia zostaną nam jeszcze Bałkany (zwłaszcza Albania, którą mamy również nadzieję odwiedzić w przyszłym roku), względnie Grecja. Niezależnie od konkretnego kierunku, chcielibyśmy włączyć posezonowe, długoterminowe podróżowanie w nasz coroczny kalendarz w taki sposób, żeby nie utracić statusu rentierów (= dochód ze źródeł pasywnych pokrywa nasze codzienne wydatki, również w trakcie podróży). Mamy świadomość, że to nie będzie łatwe i będzie wymagało wielu odważnych i niesztampowych decyzji, ale do tego jesteśmy już całkiem dobrze przyzwyczajeni. Całość utrudni też fakt, że nasze dzieciaki wchodzą w wiek szkolny, ale już pracujemy nad jakimś kompromisem w tym zakresie. Chcemy zrobić kolejny krok w stronę dopasowywania naszego życia do naszych preferencji, korzystając z owoców tego, co budowaliśmy przez długie lata. Widzimy że możliwości jest tym więcej, im bardziej schodzimy z wydreptanej, turystycznej ścieżki. Podróże to kolejny obszar, w którym opłaca się (nie tylko finansowo) myśleć niesztampowo!
Czas na powrót do domu. W Gdańsku 16 stopni mniej, słońca nie widać przez cały dzień, więc chyba nie zostaje nic innego, jak czekać na kolejną podróż!
Niezależnie od Twojego stylu zwiedzania, serdecznie polecamy tego typu wypady, najlepiej w formule DIY, niekoniecznie w takie formie, jaką sami praktykujemy. Znając kilka sztuczek, można bez wydawania fortuny dysponować fajnym mieszkankiem z przydomowym basenem, do którego można zajechać fajnym, niemal nowym autem wypożyczonym za 50 zł / dzień (swoją drogą, to ciekawy sposób na przetestowanie różnych aut „przy okazji”). A to już brzmi dobrze, nawet jeśli zamiast włóczyć się po szlakach, wolisz wygodniejsze opcje spędzania urlopu. Niezależnie od tego, kilka dni w roku bez dzieci chyba każdemu zrobi dobrze (mimo tęsknoty, która włączyła nam się już w drugim dniu :)), a połączenie takiej kilkudniowej „randki” ze zmianą klimatu i krajobrazu na znacznie przyjemniejszy ma wręcz zbawienny wpływ na naszą duszę. Nawet tak krótki czas wypełniony słońcem potrafi pozytywnie nakręcić nas do działania – zarówno przed wyjazdem (bo skoro bilety kupione, to jest na co czekać i warto spiąć się z innymi tematami, żeby nie brać pracy na wakacje), jak i po nim.
Zaczynamy już planować cały rok 2020, który szykuje się wyjątkowo aktywnie jeśli chodzi o podróże. Szukamy ciekawego kierunku na kilka tygodni w kwietniu/maju (może właśnie wspomniana wcześniej Albania) a w sierpniu 2020 „kroi” się nam wyjazd do Francji w oparciu o formułę Home Exchange, chociaż na razie to jeszcze nic pewnego. Na tym jednak nie koniec – czujemy, że się rozpędzamy, wiemy że możemy sobie na to pozwolić i zaczynamy coraz bardziej korzystać ze swobody i wolności, którą wypracowaliśmy. Dlatego już teraz myślimy, w jaki sposób optymalnie zrealizować projekt „zimowanie 2020”, którego wersja na rok 2019 zakończyła się na planowaniu :(. Chcemy kolekcjonować wspomnienia i przeżycia zamiast aut i innych symbolów luksusu. Owszem, to również pewna forma nadmiernej konsumpcji, ale dopóki wewnętrznie czujemy, że jest ona spójna z naszymi priorytetami, nie zamierzamy z tym walczyć.
Po sezonie można dostać takie autko za grosze (dokładnie: 178 zł / 3 dni, wraz z dodatkowym ubezpieczeniem).
Ale to i tak nic w porównaniem z powyższą ofertą, na którą natrafiłem w związku z szukaniem auta na nasz kolejny wyjazd. 8,18 zł za 15 dni to chyba niezła oferta, prawda? Nie byłbym sobą, gdybym nie skorzystał :D. A po powrocie planuję zrobić dokładniejszą instrukcję, w jaki sposób korzystać z tego typu okazji.
Na koniec wypada mi tylko przypomnieć, że rejestrując się na portalu AirBnB z naszego linka możesz liczyć na niższą cenę za pierwszą rezerwację, a jednocześnie pomagasz nam realizować nasze podróżnicze plany. Nie ukrywam, że to jedna z tych rzeczy, które motywują mnie do dalszej pracy w tworzenie tego bloga!
PS Będę wdzięczny, jeśli podzielisz się ze znajomymi powyższą relacją. Ponieważ podróżujemy coraz więcej, możesz się spodziewać większej ilości wpisów podróżniczych. Gdybyś miał jakieś sugestie lub chciałbyś, żebym poruszył inne (jakie?) aspekty naszego podróżowania, koniecznie zostaw komentarz!
Cześć,
Czy ostatnie zdjęcie gdzie widać samochód było robione w Cabo de Gata?
Cześć. Nie, tam nie dotarliśmy. To dokładnie z „Centro de Visitantes Las Cobaticas”
Wolny, prośba/pytanie nie związane z wpisem. Mógłbyś mi proszę napisać czego użyłeś do stworzenia strony Pracowni Dobrych Wnętrz? Chciałbym tez sobie stworzyć stronę – wizytówkę. Interesuje mnie głównie jak/gdzie ją postawić + skąd wziąć szablon. Byłbyś w stanie dać mi jakieś wskazówki?
Dziękuję 🙂
Zrobiłem to w narzędziu, na którym się znam, czyli WordPress. Plus motyw – w przypadku Pracowni Dobrych Wnętrz wybór padł na OnePress. Hosting www dokleiłem do bloga wolnymbyc.pl.
Cześć,
Z jakiej wypożyczalni/pośrednika brałeś auto? Czy to była cena z pełnym ubezpieczeniem czy z udziałem własnym (jeśli tak to jaki potrzebny wkład własny przy takiej klasie samochodu?)
Super, taki wyjazd na kilka dni oderwać się od ponurej pogody tylko żal później wracać! 🙂
Cześć, z wynajmem aut jest kilka sztuczek i szczegółów, na które należy uważać. Tym razem wynajmowałem przez Ryanair-a, wypożyczalnią była RecordGo. Ubezpieczenie do wysokości udziału własnego wykupione też przez Ryanair-a (ubezpieczyciel: INTER PARTNER SA), sama wypożyczalnia zablokowała około 400 zł za paliwo (w przypadku zwrócenia niezatankowanego auta) i to już do mnie wróciło, plus blokada na 1400 EUR (ponad 6.000 zł…) w związku z niewykupieniem przeze mnie ubezpieczenia bezpośrednio w wypożyczalni. Tak to niestety działa, oczywiście można uniknąć dopłacając trochę (mi proponowali dodatkowe 40 EUR za 3 dni), ale nie po to wykupuję jedno ubezpieczenie, żebym po chwili robił to drugi raz. Całość zasługuje na osobny wpis, chociaż prawdopodobnie są już takie instrukcje w sieci.
Cena za auto 122 zł + ubezpieczenie 56,57 zł = 178 zł z groszami.
Na czym zarabia wypożyczalnia, wydając niemal nowy, wcale nie najtańszy samochód za 122 zł na 3 dni? Nie zarabia, ale to również temat na inny wpis. W wielkim skrócie: jeśli nie masz sporych „cohones”, to prawdopodobnie wymiękniesz podczas rozmowy w wypożyczalni i dorzucisz trochę EUR, tak żeby wyszli na swoje ;).
Rozumiem, że obfotografowaliście samochód przed wypożyczeniem i wszelkie usterki zaznaczyliście w formularzu przy wypożyczeniu czy record nie ma takich praktyk?
Wszędzie jest podobnie. Dostajesz formularz z umową i zaznaczonymi uszkodzeniami auta. Odbierając je, warto dokładnie potwierdzić, że stan faktyczny zgadza się z tym, co na formularzu i zgłosić ewentualne niezgodności.
Wolny, polecam Ci zapoznać się ze stroną worldwideinsure.com nie będziesz musiał brać ubezpieczenia z wypozyczalni albo partnerów. Kiedyś natrafiłem na tą stronę szukając info o ubezpieczeniach wynajętych samochodów na forum f4f. Btw. Mamy podobny styl podróżowania 🙂
Cześć. Zainteresowałeś mnie, mimo że strona wygląda jak z lat 90tych 🙂 Czy ja dobrze rozumiem, że można wykupić ubezpieczenie w okolicach 60-70 GBP za ROK i masz wtedy z bani temat wakacyjnych wypożyczeń samochodów? Czy w praktyce faktycznie sprawdzałeś, czy to działa?
PS Napisz więcej o Twoich podróżach, do tej pory żyłem w przeświadczeniu, że tylko sportowiec wytrzymałościowy z zapędami masochistycznymi może lubić tak zwiedzać 🙂
Cześć, to prawda, strona zatrzymała się w tamtej epoce ale działa 😉 Kiedyś popularna w Polsce była strona icarhireinsurance ale akurat jak potrzebowałem skorzystać to okazało się, że przestali świadczyć usługi dla Polaków… Na trustpilot opinie mieli dobre. Z pomocą forum udało mi się na szczęście znaleźć alternatywę o której Ci napisałem. Generalnie jest jak piszesz – płacisz te kilkadziesiąt funtów i na rok masz spokój, Na szczęście nie musiałem korzystać z ich usług aby likwidować szkodę ale wiem, że w razie problemów wysyłasz dokumenty do nich i dostajesz zwrot. Wykupiłem u nich w tym roku polisę na 5 dni w Omanie i wyszło mnie to coś około 80 zł. 5 Dni jeździliśmy samochodem po Omanie i spaliśmy z żoną w namiocie 😉 (oczywiście dużo chodzenia), a w drodze powrotnej w Dubaju padł nasz mały rekord 44k kroków (na szczęście był to marzec), mimo że gdzie się dało podjeżdżaliśmy metrem… Generalnie jak gdzieś jedziemy to śpimy w tych tańszych kwaterach bo i tak całymi dniami nas nie ma w pokoju, także wolimy częściej, a taniej. Taka trochę biedoturystyka ale nam to pasuje 😉 Po 2012 roku i po 52 nocach w namiocie kiedy objeżdżaliśmy Polskę wzdłuż granic na rowerach już nic nas nie zaskoczy 🙂
Hehe, my w czasie tego wypadu dobiliśmy do 48.500 kroków w ciągu dnia i nawet był pomysł, żeby dobić do 50k, ale stwierdziliśmy, że sił już trochę mało i byłoby to co najmniej dziwne żeby chodzić tylko po to, żeby dobić do jakiejś liczby na zegarku.
Rowerami w długą trasę… to trochę moje marzenie, trochę o tym z Wolną rozmawialiśmy, ale ciągle przesuwamy i przesuwamy.
Dzięki za info odnośnie ubezpieczyciela – zastanowię się czy warto zmienić, bo jeszcze mogę odwołać wykupioną polisę.
Pozdrawiam i życzę kolejnych niezapomnianych wypraw!
Niezłe harpagany z Was 🙂 Te nasze 44k to rekord dzienny, a zazwyczaj robi się te 25-35k kroków ale wiadomo, nie o to chodzi żeby chodzić na siłę, a czerpać przyjemność z wyjazdu, kroki to tylko ciekawa statystyka na koniec.
Jestem Twoim wieloletnim czytelnikiem i wiem jak ważne jest aby budżet się spinał, a jak może być taniej to czemu się tym nie podzielić 🙂 Powiem tak – jak ktoś chce mieć wszystko z głowy to najlepiej kupić ubezpieczenie bezpośrednio w wypożyczalni, wtedy nawet nie blokują karty kredytowej. Natomiast czy kupi się u pośrednika ze strony ryanair czy w innej firmie zewnętrznej to procedura w razie „w” będzie wyglądała podobnie.
Dzięki, wzajemnie samych udanych wyjazdów no i w końcu spełnienia marzeń o podróży rowerowej!
Pozdrawiam
Wiesz, my sporo biegamy, więc taki dystans, do tego na piechotę (a nie biegiem), w dodatku rozłożony na cały dzień jest dla nas czymś dość naturalnym i nie „padamy na pysk” pod wieczór – po prostu czujemy, że warto zagwarantować sobie z 8h snu, żeby się porządnie zregenerować na kolejny dzień.
Postanowiłem skorzystać z Twojego sposobu na rezerwację aut. Odwołałem naszą rezerwację na styczniowy wypad i zarezerwowałem samochód za 8 zł na 15 dni (Hiszpania, Malaga) 😀 Do tego dojdzie około 350 zł za ubezpieczenie, które zaproponowałeś, a które powinno załatwić nam również kolejne wynajęcia auta w całym roku 2020. Dziękuję za tego „travel hacka” – a jeśli masz jeszcze jakieś, chętnie je poznam.
Świetna wyprawa i bardzo fajne zdjęcia… zostaje tylko pozazdrościć!
Zdecydowanie Hiszpania (albo Portugalia). Od dobrych 10 lat co roku robię sobie ok. 2-tygodniową przerwę od zimy i pod względem relacji pogoda/koszt to są najlepsze destynacje. Oczywiście tylko na południu i nad samym morzem. Gdy w styczniu/lutym na wybrzeżu andaluzyjskim (np. w Maladze) w ciepły dzień potrafi być np. 18-20 C to w Grenadzie (50 km od morza) już nie więcej niż 13-15, a w wyżynnych partiach centralnej Hiszpanii leży śnieg. Samochód (jeśli ukontentować się czymś skromniejszym niż czołg na kółkach) przy ponadtygodniowym najmie można mieć poniżej 10 EUR/dzień w przyzwoitej firmie (unikać np. Goldcara!). Ubezpieczenie warto kupić całoroczne – icarhire już Polakom nie sprzedaje, ale jest jeszcze kilku innych (np. voyagerinsurance, worldwideinsure).
Aha, fajne są też Kanary, jak dobrze trafić bywa i po 25 stopni, mnóstwo też tras trekkingowych w oszałamiającym wulkaniczno-górsko-morskim krajobrazie – no ale tam w zimie to jest sezon i ludu mnóstwo.
A ta oferta z wypożyczalni za 8 zł to jest jakiś wałek – albo błąd systemu rezerwacyjnego (i odwołają) albo przy odbiorze uzależnią wydanie auta od zakupu u nich ubezpieczenia (np. po 15 EUR/dzień). Wiem że nie mają prawa, ale poczytaj na różnych forach jak to jest (np. na fly4free). Albo naciągną na „ukrytą rysę” lub „znikającą antenę” – fakt że zapłaci ubezpieczyciel, ale miłe to nie jest bo wiesz, że cię bezczelnie robią w trąbę.
Pożyjemy, sprawdzimy 🙂 Jakoś się nie boję, ubezpieczenie od „wałków” będę miał, więc mogę zaryzykować. Co mi szkodzi, warto się przekonać.
Jeśli to jest tylko wałek „na rysę” to oczywiście masz rację (tym niemniej poziom komfortu zależy tu od ubezpieczyciela) – ale np. na tripadvisorze masz sporo opisów, że nie chcieli wydać samochodu, jeśli nie kupisz u nich CDW za kilkanaście euro/dzień.
A to już może zirytować/wk..ić/zepsuć wyjazd (niepotrzebne skreślić) – bo będziesz musiał brać coś na szybko na lotnisku, już nie po internetowych stawkach.
Wydaje mi się, że to jest moja decyzja i jeśli chcę wziąć na siebie ryzyko udziału własnego, to nikt nie powinien mi odmówić wydania auta. Bo inaczej… gdzie jest ta granica, przy której cena jest OK, a gdzie już nie? Obecnie oferty za 8 zł już nie ma, ale są takie za 60, 120, 250 i wyżej (wszystko za 15 dni najmu). Czy w związku z tym ja jako klient powinienem odrzucić te tańsze, mimo że na papierze oferują to samo, a sama wypożyczalnia jest dobrze oceniana? Bo gdzie jest ta granica opłacalności wypożyczalni i czemu ja miałbym się do niej w jakikolwiek sposób dostosowywać? Przecież ani 60, ani 120 zł nie przełoży się na żaden zarobek za 15 dni wynajmu auta. To wręcz nie pokryje pracy potrzebnej do obługi całości tego najmu.
Według mnie to bląd cenowy lub „promocja”, która ma na celu próbę sprzedania dodatków (głównie – ubezpieczenia) już na miejscu, podczas odbioru pojazdu. Ale jak pisałem – uważam, że nie mogą mnie do tego zmusić, a jednocześnie są zobligowani wydać auto, skoro przyjęli rezerwację. Zobaczymy co z tego wyniknie.
Oczywiście, ale może być stresująco jeśli się okaże, że jednak nie wydadzą. I nie sugeruj się oceną ze strony www pośrednika (typu Rentalcars itp.) tylko sprawdzaj na tripadvisorze i trustpilot – tam znajdziesz prawdziwe historie. Ale też się nie zniechęcaj, bo piszą tam głównie ci którzy są niezadowoleni, tym niemniej treść tych komentarzy pokaże ci czy to wygórowane oczekiwania wypożyczających czy naciągactwo/oszustwo wypożyczalni
Teraz będę miał z „OK rent a car”. Oceny na stronach pośredników: super. Oceny na tripadvisor: porażka. Ale sprawdziłem też inne wypożyczalnie: RecordGo, Goldcar, Centauro… wszystkie oceny bardzo podobne. Tak jak piszesz: oceniają głównie niezadowoleni.
A stresująco jest zawsze, tzn. trzeba być naprawdę asertywnym i pewnym siebie, żeby nie dać się ich groźnie brzmiącemu słowotokowi na dzień dobry. Wiele osób pęka i w końcu wykupuje ubezpieczenie po raz drugi.
Pytanie z jakich powodów oceniają negatywnie, bo to się różni.
Jeśli widzę, ze ludzie się skarżą, bo była kolejka na godzinę stania w lipcu, albo bo nie mogli zapłacić debetówką (albo że przyjęli ale skasowali za dodatkowe ubezpieczenie), albo bo im brakło limitu na kredytówce na blokadę itp. itd – to wiem że firma jest ok, a niezadowoleni to malkontenci (albo ci którzy czegoś nie doczytali).
Ale jeśli piszą, że np. firma nie chce wydać samochodu, bo odmówili zakupu ubezpieczenia i musieli pójść gdzieś indziej (chyba więc byli wystarczająco asertywni), albo że np. przy odbiorze okazuje się nagle że brakuje anteny (taka sytuacja standardowo wyłączona jest z CDW, podobnie jak np uszkodzenia wnętrza), której nigdy nie było – to nie wchodzę w taki deal.
Fajny komentarz, zgadza się to z moimi dotychczasowymi obserwacjami. Chociaż ja aż 20 stopni nie potrzebuję – 15 w zimie też jest mega 🙂
A Goldcar ma wysokie oceny nawet… wydaje mi się, że ciężko oceniać konkretną wypożyczalnię, bo dużo zależy od ludzi, którzy tam pracują i ich nastawienia. A polityka budżetowych wypożyczalni jest wszędzie podobna – tak mi się przynajmniej wydaje.
Zresztą… wypożyczając wielokrotnie służbowo w Hertzu miałem wrażenie, że ich różni jedynie podejście – tzn. nie nagabują Cię na dodatkowe ubezpieczenia, nie szukają rysek przy Tobie z latarką, ale regulamin mają niemal identyczny i też mają udział własny, a za niedotankowanie czy ryskę kasują nawet więcej. Wszystko odbywa się w nieco milszej atmosferze, tylko… co z tego – i czy warto za to dopłacać?
Regulamin regulaminem, ale się nie zgodzę. W Hertzu/Thrifty mają napisane jasno jakiej wielkości rysy kwalifikują się jako szkoda, w Europcarze chyba też, ale większość tego nie ma. Są i tacy którzy w T&C’s piszą że każde naruszenie przepisów ruchu drogowego wyłącza CDW – więc każda stłuczka z twojej winy (bo przecież zwykle wtedy łamiesz jakieś przepisy) nie podlega w ogóle ubezpieczeniu od excessu (bo u brytoli ubezpieczasz tylko udział własny, i zwykle jest klauzula, że jeśli oryginalne CDW nie działa to oni też nie płacą – poczytaj warunki).
Poczytaj też na tripie – Goldcar nie ma tam delikatnie rzecz ujmując najlepszej opinii.
Nie rozumiem. Czyż nie po to jest ubezpieczenie typu AC, żebym był spokojny również w przypadku, kiedy ja zawinię? Dajmy na to: wjeżdżam na czerwonym świetle, powoduję stłuczkę. Twierdzisz, że wtedy ubezpieczenie nie zadziała i mogę być obciążony całością wartości likwidacji szkody?
Poczytaj dokładne warunki wynajmu, bywają takie klauzule – szczegóły nie zawsze są dostępne na stronie, ale nieraz już pisałem mailem o ich przesłanie.
Tych którzy na taki mail nie odpowiadają od razu olewam.
Kiedyś w małej, lokalnej wypożyczalni w Grecji zdarzyło mi się, ze nawet personel wprost o tym powiedział – tłumacząc, ze chodzi o istotne naruszenia (chociaż w umowie było ogólnie). Przywoływał przy tym właśnie przykład wjechania na czerwonym jako przykład kiedy CDW miało nie działać.
Ale żeby nie było, że cię namawiam na jakąś drożyznę. Sam korzystam z niej rzadko, w Hiszpanii z budżetowych sieciówek ok był np. Centauro (miałem poważną szkodę i było bezproblemowo), chociaż ostatnio nie brałem bo widziałem klauzulę o wyłączeniu CDW przy złamaniu przepisów (nie wiem jak jest teraz, to było 2-3 lata temu). RecordGo tez był w miarę przyzwoity, chociaż czepiali się o obudowę lusterka które zgłosiłem przy odbiorze (ale czasu do odlotu miałem sporo więc dało się wyjaśnić), no i mieli zapis, że po 2 tys. km musisz przyjechać na obowiązkowy przegląd do miejsca wypożyczenia (wiem nie wszyscy tyle jeżdżą w czasie wynajmu).
Też doczytałem ten punkt kiedy wynajmowałem z RecordGo. Ale nie do końca kumam Twój komentarz odnośnie ubezpieczenia. Przecież ono właśnie po to jest, żeby był zwrot kosztów niezależnie od tego, kto jest winny. Dopóki nie prowadzę po pijaku czy nie dopuszczę się jakiegoś bardzo poważnego złamania przepisów, to ewentualne szkody również z mojej winy powinny zostać pokryte.
W teorii tak to być powinno (i tak Ci powiedzą przy odbiorze), w praktyce nie wiadomo. W T&C’s niektórych firm jest napisane że CDW jest wyłączony w przypadku „negligence” (i to jest to o czym piszesz – jazda na bani albo wjazd pod prąd na autostradę itp.).
Ale są i takie, gdzie piszą w regulaminie, że ubezpieczenie nie działa w przypadku naruszenia przepisów prawa o ruchu drogowym (albo ogólniej – prawa kraju wynajmu itp.).
Oczywiście pytanie jak wygląda interpretacja – ale fakt jest faktem, że nieustąpienie pierwszeństwa (bo np. nie widziałeś nadjeżdżającego samochodu) jest złamaniem przepisów.
Patrząc na to w ten sposób pewnie podobnych „kwiatków” doszukalibyśmy się w wielu warunkach ubezpieczenia AC zawieranego u nas w kraju. Powinny chyba być jakieś regulacje w tym zakresie?
Pewnie tak, można przecież kupić AC w którym dobrowolnie zgadzasz się, że odszkodowanie jest pomniejszone o udział własny oraz amortyzację części (w dodatku wycenianych wg. najtańszego zamiennika) – co oznacza, że jeśli nie masz nowego samochodu, a np 6 letni (tu już zwykle amortyzacja jest maksymalna), dostajesz jakieś ochłapy typu 1/4 wartości szkody.
Z drugiej strony AC to ubezpieczenie dobrowolne, więc swoboda kształtowania umów – czyli „widziały gały co brały”.
Moje – gdy takie kwiatki widzą – na wszelki wypadek nie biorą.