Od naszej ostatniej zagranicznej podróży (nie licząc moich delegacji) minęło ponad pół roku. Włochy w kwietniu to był świetny pomysł, po którym nastąpiła cała seria sezonowych wyjazdów po Polsce, głównie w ramach inicjatywny Home Exchange. Ponieważ jednak smutna i ciemna jesień znowu zawitała do naszego kraju, postanowiliśmy z Wolną złapać nieco słońca i jednocześnie spędzić 3 dni tylko we dwójkę (za co po raz kolejny jesteśmy wdzięczni dziadkom :)).
Bez dłuższych analiz i rozważań, we wrześniu kupiliśmy 2 bilety lotnicze z Gdańska do Alicante w samej końcówce listopada. Wolna – jak zwykle – przygotowała ramowy plan podróży zgodnie z naszym standardowym założeniem „przyroda, góry i aktywne zwiedzanie”, a ja wynająłem samochód oraz nocleg (przez nasz ulubiony serwis AirBnB, do którego serdecznie zachęcamy) jakieś 150 km na południe od Alicante, niedaleko historycznej Kartageny. Według nas takie wyprawyw formule DIY pozwalają dostosować styl podróżówania do własnych preferencji. A nasze – co tu dużo pisać – są dość szczególne.
Przez 3 dni w Hiszpanii zrobiliśmy w sumie 120.000 kroków i to chyba najlepiej oddaje styl naszego podróżowania, który pewnie byłby karą dla większości turystów 🙂 Te niesamowite dystanse pokonywane pieszo dawały nam hektolitry endorfin, a ponieważ przymknęliśmy oko na naszą codzienną, obfitującą w warzywa i owoce dietę, lokalne jedzenie sprawiało sporo radości 🙂
Nasz ramowy plan dnia przedstawiał się dość niezwykle, szczególnie jak na okres urlopowy. Pobudka około 5:30, godzina przygotowań do wyruszenia na kolejną wyprawę (najwięcej czasu znajmowało wtedy przygotowywanie jedzenia na cały dzień) i jeszcze przed wschodem słońca (który w tym okresie przypadał mniej więcej na 7:30) byliśmy już na szlaku, ewentualnie w aucie, w drodze na szlak. Reszta dnia to podziwianie przyrody i kolejne kilometry (w okolicach 30 dziennie) przebyte na piechotę – zwykle w miejsca, gdzie dociera niewielu.
Gdzie podziewaliśmy się przez całe dnie na szlakach? Raczej omijaliśmy miasta (poza kilkoma godzinami przeznaczonymi na zwiedzenie Kartageny), a zamiast tego skoncentrowaliśmy się na naturze, parkach krajobrazowych i obłędnych wręcz widokach, których doświadczanie ładuje nasze akumulatory w ekspresowym tempie. Zawitaliśmy do wspaniałego parku krajobrazowego Calblanque i spędziliśmy sporo godzin w górach Sierra de la Muela. Oba miejsca urzekły nas swoim spokojem, przyrodą i magicznym połączeniem wody i gór w jednym miejscu. Dzięki temu zarówno ja (miłośnik wody), jak i Wolna (amatorka gór) czujemy się dobrze w tym samym miejscu 🙂
Po powrocie do domu (16:00 – 18:00) staraliśmy się jeszcze wykrzesać trochę siły na kąpiel w przydomowym basenie (a co, takie luksusy!) w cudownie zimnej i regenerującej wodzie, lub szliśmy na promenadę i przy szumie fal raczyliśmy się jakimś lokalnym napojem z procentami 🙂 W łóżkach lądowaliśmy przed 22 i po szybkim ustaleniu planu dnia następnego, zasypialiśmy… w końcu pobudka o 5:30, a po ponad 40 tysiącach kroków ciało potrzebuje regeneracji!
Deptak w miejscowości La Azohia, w której nocowaliśmy. Miałem w planach się nim przebiec, ale nie starczyło energii 😉
Jeśli zastanawiasz się, czemu praktykujemy tak niecodzienny styl podróżowania, kiedy możemy sobie pozwolić na coś zupełnie innego, już wyjaśniam. Przede wszystkim, lubimy to, tak po prostu. Ideologicznie: nie czujemy potrzeby, żeby ktoś nas wyręczał w codzinnych zadaniach typu przygotowywanie posiłków czy ciekawe organizaowanie czasu. Nie jesteśmy zmęczeni codziennością i nie chcemy o niej zapominać na czas odpoczynku. Finansowo: wolimy skromniej, a częściej. Zdrowotnie i kondycyjnie: na co dzień pracujemy zza biurka, więc urlop to dla nas okazja do odpoczynku psychicznego. Ciało odpocznie po powrocie, dlatego nie mamy oporów forsować się nawet nieco ponad siły, zwłaszcze jeśli jest tak pięknie, a za kolejnym wzniesieniem może na nas czekać kolejny obłędny widok. Kiedy wyjeżdżamy we dwójkę, nie ma opcji powrotu bez zakwasów i różnego rodzaju dolegliwości, a spokojniejszy tryb zwiedzania rezerwujemy na wakacje z dziećmi.
Mam nadzieję, że zdjęcia chociaż częściowo oddają piękno, którego doświadczaliśmy – i to mimo, że w bagażu zabrakło miejsca na aparat. Po raz kolejny dotarliśmy do miejsc, gdzie nawet w sezonie nie ma tłumów turystów, którzy zwykle stawiają na wygodę. Tym razem często byliśmy zupełnie sami w promieniu co najmniej kilku kilometrów i już sama świadomość tego faktu robiła na nas wrażenie. Gdyby nie zapasy wody i jedzenie w plecakach, po prostu nie mielibyśmy jak kupić czegokolwiek – ani w sklepie, ani w restauracji. Okolice, które zwiedzaliśmy żyją w sezonie z turystyki, a po nim niemal wszystko jest zamykane na cztery spusty i czeka na kolejne wakacje. Dobrze mieć tego świadomość, bo nie każdemu pasuje tego typu krajobraz. Nas to jednak nie zraża – a wręcz przeciwnie, uznajemy to za zaletę, pozwalającą na bardziej prawdziwe zwiedzanie i łatwiejsze znajdywanie przybytków, które zwykle odwiedzają lokalsi.
Po raz kolejny pogoda nas nie zawiodła i zamiast oczekiwanych przez nas 12-15 stopni doświadczaliśmy 18-20, a w pełnym słońcu nawet wyższych temperatur. Dzięki temu na części szlaków szedłem nawet bez koszulki i po 3 dniach wróciliśmy ze zdrową, lekką opalenizną. Co ciekawe, kiedy docieraliśmy do miasteczek, zdecydowanie wyróżnialiśmy się w naszych letnich ubraniach, co budziło zaciekawienie Hiszpanów, poubieranych w ciepłe kurtki. Skoro jest zima, to musi być zimno 😉 Swoją drogą, to niesamowite jak marketingowcy potrafią wmówić całym rzeszom ludzi, że kolejne, zimowe komplety ubrań naprawdę są potrzebne, mimo że temperatura w ciągu dnia ani na chwilę nie spada poniżej 10 stopni…
Zwyczajowo podsumuję koszty, które ponieśliśmy w związku z tą podróżą.
Czy można było taniej? Oczywiście, zwłaszcza że wydaliśmy sporo więcej niż podczas naszych wcześniejszych, kilkudniowych wypadów do Włoch. Mogliśmy zostać w okoliach Alicante, dzięki czemu urwalibyśmy mniej więcej 350zł na transport (przez 3 dni pokonaliśmy wypożyczonym autem ponad 400 km, co przełożyło się na nieco większe koszty transportu niż zazwyczaj). Na tej samej zasadzie, mogliśmy bardziej przyłożyć się do polowania na tanie bilety lotnicze i rozważyć inne kierunki, dzięki czemu oszczędzilibyśmy kolejne ~200 zł (rok temu 2 bilety do Włoch kosztowały nas niewiele ponad 200 zł). Podróż większą grupą również zoptymalizowałaby koszty – zarówno jeśli chodzi o transport na miejscu, jak i noclegi, za które zapłacilibyśmy tyle samo niezależnie od ilości osób, a miejsc noclegowych było aż 6. Na pytanie „czy można było drożej” nie będę się rozwijał… chyba wszyscy mamy świadomość, że „sky is the limit” :).
Zdecydowaliśmy jednak, że postaramy się o względną optymalizację kosztów, ale bez oglądania każdej wydanej złotówki. Zgodnie z tym podejściem, zamiast dodatkowego ubezpieczenia podróżnego zdecydowaliśmy się tym razem na wyrobienie darmowych kart EKUZ. Ale sam kierunek podróży (południe Hiszpanii lub Portugalii) był naszym świadomym wyborem i nie chcieliśmy tutaj iść na kompromisy. Uważamy, że warto wydawać pieniądze na to, co sami uważamy za wartościowe i znaczące, a ciąć koszty można tam, gdzie tej wartości nie widać lub nie jest ona proporcjonalna do ceny. A ponieważ nieśmiało myślimy o Hiszpanii jako o obiecującym leku na nasze smutne, polskie zimowe miesiące, to weryfikacja tej opcji jest dla nas ważna.
Na własne oczy przekonaliśmy się, że militarne tradycje Kartageny są nadal żywe, a takie znaki i huki wystrzałów z pobliskiego poligonu skutecznie pokrzyżowały nam plany.
Potwierdziliśmy nasze dotychczasowe obserwacje, zgodnie z którymi zdecydowana większość letniskowych nieruchomości świeci pustkami po sezonie, mimo że sama lokalizacja nadal oferuje bardziej niż przyjemne warunki klimatyczne. To się świetnie łączy z naszą awersją do tłumu turystów i chęciami optymalnego kosztowo podróżowania. Południowe wybrzeże Hiszpanii jest jednym z najmocniejszych kandydatów do realizacji naszych pomysłów odnośnie ocieplania sobie polskich zim i wygrywa ono z Włochami. Zauważyliśmy, że wielu emerytów z Anglii, Francji czy Niemiec doszło do podobnych wniosków. My jednak nie zamierzamy czekać do osiągnięcia wieku emerytalnego, skoro od ponad roku jesteśmy oficjalnie rentierami ;).
Między innymi dlatego już w styczniu wracamy do Hiszpanii, tym razem całą rodziną, na ponad 2 tygodnie (w czasie ferii szkolnych w naszym województwie). To kolejny etap rekonesansu, na podstawie którego planujemy uknuć jakąś miłą wizję przyszłości. Do sprawdzenia zostaną nam jeszcze Bałkany (zwłaszcza Albania, którą mamy również nadzieję odwiedzić w przyszłym roku), względnie Grecja. Niezależnie od konkretnego kierunku, chcielibyśmy włączyć posezonowe, długoterminowe podróżowanie w nasz coroczny kalendarz w taki sposób, żeby nie utracić statusu rentierów (= dochód ze źródeł pasywnych pokrywa nasze codzienne wydatki, również w trakcie podróży). Mamy świadomość, że to nie będzie łatwe i będzie wymagało wielu odważnych i niesztampowych decyzji, ale do tego jesteśmy już całkiem dobrze przyzwyczajeni. Całość utrudni też fakt, że nasze dzieciaki wchodzą w wiek szkolny, ale już pracujemy nad jakimś kompromisem w tym zakresie. Chcemy zrobić kolejny krok w stronę dopasowywania naszego życia do naszych preferencji, korzystając z owoców tego, co budowaliśmy przez długie lata. Widzimy że możliwości jest tym więcej, im bardziej schodzimy z wydreptanej, turystycznej ścieżki. Podróże to kolejny obszar, w którym opłaca się (nie tylko finansowo) myśleć niesztampowo!
Czas na powrót do domu. W Gdańsku 16 stopni mniej, słońca nie widać przez cały dzień, więc chyba nie zostaje nic innego, jak czekać na kolejną podróż!
Niezależnie od Twojego stylu zwiedzania, serdecznie polecamy tego typu wypady, najlepiej w formule DIY, niekoniecznie w takie formie, jaką sami praktykujemy. Znając kilka sztuczek, można bez wydawania fortuny dysponować fajnym mieszkankiem z przydomowym basenem, do którego można zajechać fajnym, niemal nowym autem wypożyczonym za 50 zł / dzień (swoją drogą, to ciekawy sposób na przetestowanie różnych aut „przy okazji”). A to już brzmi dobrze, nawet jeśli zamiast włóczyć się po szlakach, wolisz wygodniejsze opcje spędzania urlopu. Niezależnie od tego, kilka dni w roku bez dzieci chyba każdemu zrobi dobrze (mimo tęsknoty, która włączyła nam się już w drugim dniu :)), a połączenie takiej kilkudniowej „randki” ze zmianą klimatu i krajobrazu na znacznie przyjemniejszy ma wręcz zbawienny wpływ na naszą duszę. Nawet tak krótki czas wypełniony słońcem potrafi pozytywnie nakręcić nas do działania – zarówno przed wyjazdem (bo skoro bilety kupione, to jest na co czekać i warto spiąć się z innymi tematami, żeby nie brać pracy na wakacje), jak i po nim.
Zaczynamy już planować cały rok 2020, który szykuje się wyjątkowo aktywnie jeśli chodzi o podróże. Szukamy ciekawego kierunku na kilka tygodni w kwietniu/maju (może właśnie wspomniana wcześniej Albania) a w sierpniu 2020 „kroi” się nam wyjazd do Francji w oparciu o formułę Home Exchange, chociaż na razie to jeszcze nic pewnego. Na tym jednak nie koniec – czujemy, że się rozpędzamy, wiemy że możemy sobie na to pozwolić i zaczynamy coraz bardziej korzystać ze swobody i wolności, którą wypracowaliśmy. Dlatego już teraz myślimy, w jaki sposób optymalnie zrealizować projekt „zimowanie 2020”, którego wersja na rok 2019 zakończyła się na planowaniu :(. Chcemy kolekcjonować wspomnienia i przeżycia zamiast aut i innych symbolów luksusu. Owszem, to również pewna forma nadmiernej konsumpcji, ale dopóki wewnętrznie czujemy, że jest ona spójna z naszymi priorytetami, nie zamierzamy z tym walczyć.
Po sezonie można dostać takie autko za grosze (dokładnie: 178 zł / 3 dni, wraz z dodatkowym ubezpieczeniem).
Ale to i tak nic w porównaniem z powyższą ofertą, na którą natrafiłem w związku z szukaniem auta na nasz kolejny wyjazd. 8,18 zł za 15 dni to chyba niezła oferta, prawda? Nie byłbym sobą, gdybym nie skorzystał :D. A po powrocie planuję zrobić dokładniejszą instrukcję, w jaki sposób korzystać z tego typu okazji.
Na koniec wypada mi tylko przypomnieć, że rejestrując się na portalu AirBnB z naszego linka możesz liczyć na niższą cenę za pierwszą rezerwację, a jednocześnie pomagasz nam realizować nasze podróżnicze plany. Nie ukrywam, że to jedna z tych rzeczy, które motywują mnie do dalszej pracy w tworzenie tego bloga!
PS Będę wdzięczny, jeśli podzielisz się ze znajomymi powyższą relacją. Ponieważ podróżujemy coraz więcej, możesz się spodziewać większej ilości wpisów podróżniczych. Gdybyś miał jakieś sugestie lub chciałbyś, żebym poruszył inne (jakie?) aspekty naszego podróżowania, koniecznie zostaw komentarz!