Cześć! Pomyślałem, że w czasie nadchodzącej wielkimi krokami coraz większej izolacji dobrze mieć nieco większy kontakt w ramach naszej społeczności. Stąd kolejny wpis, w którym postaram się poruszyć kilka tematów, którymi aktualnie żyjemy. Uważam, że każdy z nas powinien ułożyć sobie w głowie „swój” scenariusz i postępować tak, żeby jak najlepiej przygotować się do jego realizacji. Nadal jest na to czas i mam nadzieję, że moje wpisy pomogą Wam spojrzeć na obecną sytuację z różnych stron.
W ostatnich wpisach zaserwowałem Wam dwie ankiety, w których zadałem identyczne pytania na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni. Jak na dłoni widać diametralne różnice w wynikach: o ile na początku marca niemal 40% z Was bagatelizowało temat (odpowiedź: „To trochę inna grypa, przyzwyczaimy się.”), tak tym razem jedynie 7% zdecydowało się na ten wariant. Z kolei bardzo umocniły się opinie, według których mamy do czynienia z wyjątkową sytuacją (47 -> 63%), która w dodatku będzie znacznie poważniejsza, niż większość uważa (17 -> 31%). To znaczy, że aż 94% z Was poważnie traktuje to, co się dzieje i również w związku z tym postanowiłem częściej pisać w tym temacie, który – nie ukrywam – również i mnie bardzo ostatnio zajmuje.
Z dobrych wieści, wczoraj podpisaliśmy akt notarialny na zakup działki. Nie do końca wierzyłem, że to się uda, ale dopięliśmy temat, wysłaliśmy przelew i tak oto staliśmy się właścicielami swojego kawałka ziemi, które być może stanie się kiedyś naszym domem. Z racji obecnej sytuacji cieszę się z takiego przeznaczenia naszych oszczędności, mimo że nie do końca nie wiemy jak ruszyć z tematem dalej i co jest w ogóle obecnie możliwe do załatwienia. Ale najpierw trzeba trochę poplanować i ustalić naszą wizję samych siebie w tym miejscu, wybrać projektu domu i tak dalej. Na razie o tym nie myśleliśmy, żeby nie zaliczyć na koniec rozczarowania (ostatnia działka, którą mieliśmy kupić „uciekła nam” sprzed nosa).
Procedura, w której braliśmy udział u notariusza była niezwykła. Niestety, muslieliśmy udać się tam z dzieciakami (to efekt zamknięcia szkół i przedszkoli oraz unikanie kontaktu z dziadkami), które na szczęście zachowywały się lepiej niż dobrze, a przede wszystkim: nie dotykały niczego i uważały na wszelkie ryzyka, o których co chwilę przypominaliśmy. Nie obyło się bez dokładnego mycia rąk, noszenia maseczek, używania jednorazowych długopisów, wrzucania dokumentów do foliowych „koszulek” i podpisywania oświadczeń, że nie byliśmy w ostatnim czasie za granicą czy w innych miejscach, gdzie wybuchło ognisko epidemii. Całość wyglądała naprawdę niesamowicie, ale wszyscy rozumieli te środki zapobiegawcze i stosowali się do nich bez zająknięcia. Cieszymy się, że to już za nami i że zdążyliśmy przed prawdopodobnym, dalszym ograniczaniem kontaktów międzyludzkich, które mogą uniemożliwić załatwienie tego typu spraw.
Po wyjściu od notariusza skorzystaliśmy jeszcze z usług jednej z restauracji, świadomie biorąc jedzenie na wynos. Dostaliśmy je przez „szybkę”, nawet nie weszliśmy do środka; ulice na gdańskiej starówce niemal całkowicie puste, a większość sklepów zamknięta. Również ciekawe doświadczenie.
Przejechaliśmy też obok kilku marketów po drodze i wszędzie ten sam widok: niewielkie, kilkuosobowe kolejki na zewnątrz sklepów. Zakładam, że wpuszcza się do środka tylko małe grupki osób (poniżej 50, zgodnie z zaleceniami?). Wolna zrobiła małe zakupy w lokalnym warzywniaku, gdzie była jedyną osobą w maseczce i gdzie podejście do obecnej sytuacji nadal było bardziej niż luźne. Dostała też bez problemu ryż, którego brakowało od co najmniej tygodnia w marketach, które odwiedzałem. Jakby nie było, pewnie będziemy starali się nie odwiedzać bez potrzeby większych sklepów.
Wczorajszy wypad był najprawdopodobniej ostatnim tego typu w najbliszym czasie. Myślę, że będziemy starali się minimalizować wszelkie wyjścia do pomieszczeń zamkniętych oraz ograniczymy kontakt z innymi do niezbędnego minimum (obie te rzeczy w sumie już robimy od jakiegoś czasu, z wczorajszym wyjątkiem). Na jak długo… to się okaże, chociaż myślę że trochę w takim trybie i tak będziemy musieli egzystować, skoro inne kraje już zaczynają prawnie wymuszać tego typu zachowania. Jeśli nie zdarzy się cud, nas również to może czekać.
Wczoraj kupiłem też obligacje skarbowe (10-letnie, indeksowane inflacją), co zapowiadałem w ostatnim wpisie. Czy to dobry ruch: nie wiem, czas pokaże. Jestem jednak jakiś spokojniejszy, od kiedy mocno zjechałem z ilością gotówki przechowywanej na kontach bankowych.
Gdańsk, 16.03.2020, okolice południa…
Skoro już jesteśmy przy finansach, kilka słów odnośnie prywatnego przedszkola naszej najmłodszej. Przewidując rozwój wypadków, ostatniego dnia lutego wypowiedzieliśmy umowę z przedszkolem (dla zdziwionych tym krokiem: i tak mieliśmy od maja zostawić naszą najmłodszą w domu i spędzać wspólnie czas przed wrześniowym rozpoczęciem nauki w szkolnej zerówce). Ponieważ mamy 1-miesięczny okres wypowiedzenia, za marzec zapłaciliśmy pełną należną kwotę, mimo że przez większą część miesiąca i tak nie mielibyśmy jak skorzystać z usług przedszkola. Nie mam zamiaru narzekać na ten fakt – chciałbym tylko pokazać, jak bardzo obecna sytuacja wpływa na olbrzymią liczbę firm, które w najróżniejszy sposób radzą sobie z tym, co zastali. W przypadku przedszkola: nadal trzeba zapłacić pracownikom, nadal trzeba ponosić koszty, a ponieważ rodzice mają umowy to nadal są zobligowani płacić. A to, że nikt nie przewidział takiej sytuacji i że na zdrowy rozsądek nie należałoby płacić, skoro nie ma się możliwości skorzystania z „usług” przedszkola? Dopóki rodzice się nie zbuntują (co pewnie kiedyś nastąpi), sytuacja się raczej nie zmieni. Ale ile jest firm, które nie mają tego typu „abonamentu” lub postanowiły, że zachowają się bardziej… uczciwie? – straciły z dnia na dzień część lub całość przychodów? Myślę też, czy od tego typu zdarzeń nie powinny chronić ubezpieczenia kupowane przez właścicieli? Tylko kto myśli o tego typu scenariuszach i możliwości nagłego utracenia przychodów? Kiedy porównuję to z sytuacją Wolnej, która realizuje projekty zdalnie, nie ponosząc przy tym niemal żadnych kosztów (oprócz comiesięcznego opłacania ZUSu), to dochodzę do wniosku, że prowadzenie działalności na większą skalę jest nieporównywalnie bardziej ryzykowne niż to, co my robimy. Tym większy szacunek dla tych, którzy się na to decydują! My jednak świadomie pozostaniemy przy naszym modelu „solopreneur”.
W przeciągu ostatnich dwóch dni moje spojrzenie na obecną sytuację wiele się nie zmieniło. Widzę natomiast coraz większe „zagrożenie” przymusowego spędzenia wiosny w domu, co wybitnie mi się nie podoba. Nie wiem jeszcze, co w tej sytuacji zrobić, jak się zachować. Nieśmiało myślimy o wyjeździe na kaszuby (działka moich rodziców) i odcięciu się od świata właśnie tam, ale czy to będzie możliwe, wykonalne i sensowne… zobaczymy (w Norwegii właśnie zabronili przebywania w domkach letniskowych, widać sporo osób też tak właśnie kombinowało). Co ciekawe, coraz bardziej realne wydaje mi się czasowe zamknięcie światowych giełd i z tego co wiem, Filipiny są pierwszym krajem, które się na to (właśnie dzisiaj) zdecydowały. Nie wiem tylko jeszcze co z tym podejrzeniem zrobić – czy mając taką perspektywę warto być teraz aktywnym na rynku i w którą stronę dobrze obstawić ruch podejrzewając, że przez kilka tygodni utraci się możliwość wykonywania jakichkolwiek działań? Ciężkie decyzje, ale prawdopodobnie pozostanę przy moim niedźwiedzim podejściu i nie będę wykonywał większych ruchów w nadchodzących dniach. Nadal nie potrafię ocenić, gdzie jest podłoga. Z jednej strony, obecnie mamy idealne warunki do krótkoterminowej spekulacji, na której można bardzo dobrze zarobić, lub… porządnie się pociąć.
Dajcie znać, co myślicie o częstych, krótkich wpisach typu „Koronawirus: update”. Z mojej perspektywy to fajny sposób na wspieranie się nawzajem, które z racji Waszej aktywności i dużej liczby komentarzy może być całkiem skuteczne i przynieść wielu osobom trochę otuchy w nadchodzącym, prawdopodobnie dość smutnym okresie. Prośba o ustosunkowanie się do tego w poniższej ankiecie, która pomoże mi podjąć decyzję.
Nadal serdecznie zapraszam do komentowania, niekoniecznie dokładnie w odniesieniu do tego, co w tekście. Piszcie jak żyjecie, co się zmieniło, z czym się borykacie, co przewidujecie… rozmawiajmy, tak po prostu. Proszę jedynie o wzajemny szacunek i nie rozsiewanie plotek z niepotwierdzonych źródeł, za co z góry serdecznie dziękuję.
[poll id=”16″]
Poprzednie wpisy z „serii”:
1.03.2020: Koronawirus. Strach się bać?
14.03.2020: Koronawirus: update 14.03.2020