W moim pierwszym wpisie pt. „Koronawirus: strach się bać” problemy, które zaznaczałem były dla większości jeszcze bardzo egzotyczne. Kilka tysięcy chorych poza Chinami, ledwo dostrzegalne zagrożenie rozlania się choroby w skali świata i wciąż pędząca gospodarka w większości krajów rozwiniętych. Wystarczyły jedynie trzy tygodnie, byśmy ekspresowo przenieśli się do zgoła innej rzeczywistości. Ponad 270 tysięcy wykrytych zachorowań w skali świata i 30 tysięcy nowych zaledwie w czasie ostatnich 24 godzin. Ponad 10.000 ofiar choroby i nadal rosnące w wykładniczym tempie statystyki. Dramat we Włoszech i coraz bardziej poważna sytuacja w pozostałych krajach Europy zachodniej. I względny spokój w Polsce… jeszcze? Zapraszam do wpisu, którego głównym przesłaniem będzie dysonans, który nasila się w mojej głowie w związku z tą sytuacją.
Ale zacznijmy od ankiety z poprzedniego wpisu, w której pytałem Was, kiedy skończymy okres izolacji i szczerze powiedziawszy, jestem dość zaskoczony odpowiedziami. Nawet nie zaproponowałem odpowiedzi, która byłaby zgodna z ówczesnym stanem odnośnie szkół i przedszkoli, które miały być zamknięte do 24.03 włącznie. Od razu założyłem, że absolutnym minimum będą święta Wielkanocne i aktualnie rzeczywiście taki scenariusz podaje się jako obowiązujący. Tylko że… jedynie 7% z Was wybrało tą odpowiedź! Za to 60% obstawia, że „odpuszczą nam” dopiero w okolicach wakacji szkolnych, a ponad 30% przyjmuje wielomiesięczny scenariusz izolacji od wszystkich i wszystkiego. To pokazuje, że od stanu względnej ignorancji (wyniki ankiety z 1.03) przeszliśmy do stanu akceptacji długich (względnie: bardzo długich) ograniczeń i poważnych konsekwencji nie tylko dla gospodarki, ale i życia każdego z nas.
Ten wykres BARDZO mnie niepokoi. Zero wypłaszczania, a zamiast niego – przerażający wzrost i bardzo niepokojące informacje płynące z Włoch.
Jak to wygląda u nas i co nowego się wydarzyło? Niewiele… nadal izolujemy się, na ile możemy: odwiedzamy sklep raz na kilka dni, kupując świeże produkty i jeszcze trochę „dozbrajając” się w suche pokarmy na wypadek scenariusza, w którym będziemy mieli 5-cyfrowe wyniki zachorowań. Oby nie. Do tego cała nasza czwórka ma codziennie czas na ćwiczenia fizyczne (bieganie i ćwiczenia w domu, które wykonują też nasze dzieciaki), a panie ze szkoły i przedszkola zaczęły zasypywać nas zadaniami domowymi i propozycjami nauki przez zabawę, z których chętnie korzystamy. Kusi nas kupiona w tym tygodniu działka i być może wybierzemy się na małą wycieczkę, pierwszy raz jako właściciele. Wolna zaczyna zbierać informacje o formalnościach, które musimy załatwić przed rozpoczęciem budowy. Na razie jesteśmy pozytywnie zaskoczeni możliwością załatwienia większości spraw zdalnie, chociaż mamy świadomość, że musimy się uzbroić w ogromne pokłady cierpliwości, zanim zaczniemy temat na poważnie.
Muszę przyznać, że dysonans o którym wspominałem ostatnio działa na mnie bardzo dziwnie. Te niemal codzienne wyjścia z dziewczynami na dłuższy spacer w pięknej ostatnio pogodzie, a do tego moje (i Wolnej – na zmianę) poranne bieganie… to momenty, w których widzimy nieprawdopodobny rozdźwięk pomiędzy tym, co chłoniemy z mediów a tym, co chłoną nasze zmysły podczas przebywania na świeżym powietrzu. Owszem, ruch na ulicach spadł o jakieś 70% (na oko, z perspektywy z jednej z „sypialni” Gdańska), ale ludzi na spacerach jest więcej niż wcześniej, a powolutku rozkwitająca przyroda nic sobie nie robi z wydarzeń na świecie. Doszedłem nawet do wniosku, że wiele osób zostało zmuszonych do życia w podobny sposób, w jaki my sami funkcjonujemy 🙂 Bo tak: dzieci w domu (do tego dążyliśmy sami, myśląc m.in. o edukacji domowej), praca z domu, auto używane tylko kiedy trzeba, niemal zerowy kontakt z „wygodami” miasta typu kina, restauracje itp, a do tego dużo spacerowania i doceniania możliwości prostego przejścia się czy przebiegnięcia na świeżym powietrzu. Myślę, że wiele osób też próbuje różnych inicjatyw z gatunku DIY, jak chociażby pieczenie włanego chleba. Do tego niepewność odnośnie przyszłości, która zniechęca do trwonienia pieniędzy na lewo i prawo, a raczej każe oszczędzać i nie zaciągać kolejnych kredytów. No wypisz wymaluj świat Wolnych, który – zdajemy sobie sprawę – nie każdemu musi się podobać, a już na pewno nie powinien być egzekwowany odgórnie w takich okolicznościach jakie zastaliśmy.
Odczuwany przeze mnie dysonans nabiera na sile, kiedy widzę ludzi nadal jeżdżących autobusami i patrzę w statystyki, które w zasadzie uspakajają, jeśli porównamy je z tymi dla całego świata. „Zaledwie” kilkaset chorych w naszym kraju i 6 tych, którzy przegrali walkę z chorobą… co to jest z dziesiątkami tysięcy, których już wcale nie trzeba szukać we Włoszech, a wystarczy spojrzeć na naszych zachodnich sąsiadów? Co to jest w porównaniu do Francji czy Hiszpanii z 4-cyfrowymi przyrostami każdego dnia… może jednak Polska jest wyjątkowa? Może zamknięcie granic i wcześnie wdrożone środki prewencyjne odnoszą skutek i wcale nie jesteśmy skazani na taki scenariusz jak na zachodzie? Nie wiem, nie potrafię tego ocenić, zwłaszcza kiedy o jednym świecie czytam, a drugi – diametralnie inny – widzę własnymi oczyma…
Ale nadal obstawiam scenariusz, w którym jesteśmy po prostu „opóźnieni” o jakieś 8-10 dni względem wymienionych wyżej krajów. Obstawiam to aktywnie, nie tylko wstrzymując się jeszcze z zakupem akcji na polskiej giełdzie, ale wręcz: grając na spadki WIG20. Uważam, że przed nami jeszcze co najmniej jeden poważniejszy zjazd, a odbicie (względnie: stabilizacja) z ostatnich dni jest tylko tymczasową zasłoną dymną. Mogę się mylić – wtedy przegram trochę pieniędzy, ale to nic, jeśli nasz naród będzie w pewnym sensie „oszczędzony”. To zdecydowanie ważniejsze niż trochę cyfr na wirtualnych kontach. A na dzień dzisiejszy planuję zakończenie obstawiania spadkow w przyszłym tygodniu i rozpoczęcie dłuższego planu regularnych, powolnych zakupów w kwietniu, już bez szukania kolejnych dołków (co jest bardzo ryzykowne i ma niewiele wspólnego z ideą inwestowania…).
Jeśli już jesteśmy przy inwestowaniu: zwracam uwagę na pary walutowe, które w ostatnich dniach pokazują odpływ zagranicznych inwestorów i zaufania do inwestowania w naszym kraju. Nie tylko zresztą naszym… w każdym razie uważam, że mój krok kupna niewielkiej ilości walut 1-2 miesiące temu był fajnym posunięciem. A jeszcze lepszym (potencjalnie) było przelanie sporej kwoty na konto maklerskie Degiro, które automatycznie konwertuje złotówki na EUR. Dzięki temu wyeliminowałem ryzyko kursowe (przynajmniej w odniesieniu do złotówki, bo EUR/USD nadal ma znaczenie) i mogę planować spokojne wchodzenie na rynek kapitałowy wtedy, kiedy uznam to za słuszne. Już mnie mocno korci, żeby zacząć zakupy i bardzo, bardzo powoli dobieram pojedyncze papiery, ale z większymi zakupami jeszcze się wstrzymuję, obstawiając – jak już wspominałem – kolejny ruch w dół i szczyt zachorowań za kilka tygodni, który może przynieść kolejną falę niepokoju (żeby nie powiedzieć paniki) wśród inwestorów.
Drogie waluty (ruch o kilkanaście procent w przeciągu ostatnich tygodni!) to niestety również kłopoty dla niektórych branż. W teorii wszystko, co importujemy z zagranicy może podrożeć. Wolna już dostała aktualizację oferty z kilku firm importujących meble (to w ramach Jej działalności) z informacją, że część oferty staje się droższa z racji na różnice kursowe, z kolei niektórzy producenci całkowicie „wypadli” z ofery ze względu na przestoje w produkcji.
To dramaty niewielkich firm, pojedynczych osób i ich rodzin. Z informacji, które do mnie docierają, w USA liczba wniosków o zasiłek w związku z utratą pracy rośnie w ostatnim czasie w zastraszającym tempie. Nie posiadam statystyk z innych regionów świata ani z naszego podwórka, ale sytuacja zaczyna być naprawdę poważna. Jedna za drugą, kolejne wieści dotyczące problemów w światowej (oraz naszej, polskiej) gospodarce napływają coraz szerszym strumieniem. Owszem: powszechne programy pomocy dla firm i osób indywidualnych złagodzą upadek, ale nadal będzie to skok z czwartego piętra. Zawsze lepszy niż z dachu wieżowca, ale jeden i drugi przypadek nie brzmi zbyt zachęcająco. Myślę, że nikt z nas nie może czuć się pewnie w obecnej sytuacji, chociaż jeśli jesteś stałym czytelnikiem i postępujesz zgodnie z zasadami, o których piszę od lat, prawdopodobnie możesz dzisiaj spać nieco spokojniej niż statystyczny Polak. A to w obecnych okolicznościach szczególnie ważne.
W dzisiejszej ankiecie postanowiłem spytać Was, co sądzicie o światowej gospodarce (naszą lokalną zostawimy sobie na któryś z kolejnych wpisów) w związku z pandemią koronawirusa. Jaki scenariusz obstawiacie? Nagły zwrot w tej nierównej wojnie i szybkie odbicie, czy może wieloletnie starania w celu odbudowy świata, jaki znaliśmy, którym będą towarzyszyły liczne skutki uboczne. Od zawsze zdarzają się kataklizmy i wielokrotnie ludzkość została wystawiona na podobną próbę jak dzisiaj. To, jak szybko i dotkliwie zostaliśmy tym razem doświadczeni chyba sporo mówi o sile światowej gospodarki i o tym, na czym ją od wielu lat budujemy.
Jeden z ostatnich „kataklizmów” z lesie, w którym biegam. Pojedyncze drzewa ucierpiały, ale reszta się dzielnie trzyma. Oby i w przypadku obecnej pandemii tak było!
Z góry dziękuję za liczny udział w ankiecie – z każdą kolejną zbieramy większą liczbę głosów, a same wyniki każdy z Was może śledzić na bieżąco. Myślę, że to ciekawa „zabawa”, na podstawie której można wyciągnąć trochę wniosków dla siebie. Jestem też ciekawy, czy Wy również odczuwacie ten tytułowy dysonans, który mocno mi się udziela?
[poll id=”18″]
PS Wczoraj pierwszy raz od wielu lat obejrzeliśmy jeden z programów typu „wiadomości”. Szczerze powiem, że byłem zdumiony i pełny niepokoju po tym, co tam zobaczyłem. Media nie zmieniły się ani na jotę przez ostatnie lata i nadal dbają głównie o to, żeby zbudować napięcie, przekazać najbardziej szokujące informacje, a wszystko zrobić w tak emocjonalny sposób, żeby widz to wszystko poczuł jak najdotkliwiej. Więcej nie włączam telewizji… z dietą informacyjną spokojniejszy sen jest niemal gwarantowany!
Garść najnowszych statystyk. 30.000 zarażeń w ciągu ostatnich 24h… i rośnie. Życzę każdemu z Was dużo siły, tak potrzebnej na rozsądne branie na klatę sytuacji, z którą przychodzi się nam ostatnio zmierzyć.
Poprzednie wpisy z “serii”:
1.03.2020: Koronawirus. Strach się bać?
14.03.2020: Koronawirus: update 14.03.2020
17.03.2020: Koronawirus: update 17.03.2020
19.03.2020: Koronawirus: update 19.03.2020