Kiedy tydzień temu podzieliliśmy się wynikami finansowymi za 2020 i naszkicowaliśmy nasze ambitne plany inwestycyjne na nadchodzące (prawdopodobnie niełatwe) lata, wywołaliśmy lekkie zamieszanie wśród czytelników 🙂 Dlatego tym razem skupię się na spokojniejszych tematach, żeby nieco ostudzić atmosferę. Dzisiejszy wpis tworzę przede wszystkim dla siebie, ale jestem pewien, że uważny czytelnik znajdzie sporo inspiracji oraz dowodów na to, że konsekwencja w działaniu przynosi ciekawe rezultaty. A także – że czasami warto nieco odpuścić i wychylić wahadło produktywności w drugą stronę, żeby ciało i dusza złapały oddech :).
Ale zanim wrócimy do lżejszych tematów, wróćmy na moment do nieruchomości. Przede wszystkim, ankieta z zeszłotygodniowego wpisu wyszła bardzo interesująco.
Sam nie wiedziałem, jak się rozłożą głosy, ale trend pod tytułem „czekanie na spadki cen” był chyba najbardziej prawdopodobnym. A jednak okazało się, że aż połowa z Was uważa, że nie mamy żadnej bańki, a czas na rozsądne inwestowanie z myślą o czerpaniu zysków z najmu jest dobry jak każdy inny. My chyba też coraz bardziej skłaniamy się do takiego spojrzenia, zwłaszcza że inwestujemy w horyzoncie wielu lat i to, co będzie się działo na przestrzeni kolejnych miesięcy (a nawet 2-3 lat) ma znaczenie drugorzędne, o ile zminimalizowaliśmy ryzyko niewydolności finansowej na ten czas. Ot, co najwyżej może się okazać, że przepłaciliśmy… wielkie mi co, jakbyśmy do tej pory podejmowali same optymalne finansowo decyzje i wstrzeliwali się w każdy dołek i górkę ;). Decydującym argumentem za wykonaniem kolejnego ruchu właśnie teraz jest jednak to, że dla nas to najlepszy moment ze względu na obecną sytuację zawodową. Po planowanych zmianach (szczegóły niżej), nasza zdolność kredytowa na co najmniej rok (potencjalnie dłużej) zanurkuje, a ewentualne okazje rynkowe i tak nas ominą. Nie mówiąc o tym, że okazje łapią ci, którzy są przygotowani nie tylko finansowo (walizka z kasą „just in case” w bagażniku :)), ale także: mentalnie, pod względem znajomości (okazje zwykle nawet nie trafiają do internetów…) i nie bojący się skomplikowanych sytuacji formalno-prawnych. Nam bliżej do potulnych szczeniaczków niż takich wilków-wyjadaczy, więc zadowalamy się standardowymi ofertami, realizując swój plan i myśląc w jednej, jedynej kategorii: longterm. I właśnie dlatego… ostatniego dnia 2020ego roku zrobiliśmy sobie prezent, realizując pierwszy etap projektu „kupno kolejnego mieszkania na wynajem w Q1 2021”. To, w jaki sposób to wszystko „wyszło” było samo w sobie na tyle ciekawe, że zasługiwałoby na osobny wpis…
Nie mam pojęcia, czy zrobiliśmy właściwy ruch. Pokażą to kolejne miesiące i lata, ale wiem jedno: działamy, mimo że jesteśmy pełni wątpliwości i absolutnie nie mamy pewności, że całość się odpowiednio zepnie w obliczu dynamicznych zmian, które zapewne jeszcze przed nami. To będzie dla nas nowa przygoda z rynkiem wtórnym i zdecydowanie większym udziałem tematów takich jak szukanie i oglądanie nieruchomości, podpisywanie umów, dopinanie kredytu niż – jak do tej pory – prac remontowych. Jedno jest pewne: jesteśmy cholernie skuteczni w realizacji naszych planów i sam nie wiem, czy to powód do dumy czy strachu. Jakby nie było, w 2021 na pewno nie będziemy narzekać na nudę i brak nowych wyzwań! Nie przedłużając… zapraszam na drugą część naszego podsumowania roku 2020!
RODZINA
Obie nasze pociechy rozwijają się tak szybko, że ani się nie obejrzymy, a wyprowadzą się z domu (który dopiero zamierzamy wybudować) :). A poważniej – od tego roku jesteśmy rodzicami dwójki dzieci w wieku szkolnym.
Przez szczególny charakter tego roku jeszcze bardziej odpuściliśmy z dodatkowymi zajęciami naszych pociech. A do tego – siłą rzeczy (nauka zdalna…) spędzamy ze sobą większość czasu niemal każdego dnia. Jak wiedzą wszyscy rodzice, jest to ciekawe wyzwanie ;). Doceniamy ten wspólny czas, chociaż z racji na obowiązki i dodatkowe projekty nie zawsze gospodarujemy nim tak, żeby rodzinę i relacje między nami postawić na pierwszym miejscu. Powiedziałbym raczej, że – jak większość w podobnej sytuacji – staramy się balansować w tej nieco dziwnej rzeczywistości, co czasami wychodzi lepiej, innym razem nieco gorzej. Na pewno przejęliśmy co nieco obowiązków, które zazwyczaj ciążą na szkole i staramy się dbać o rozwój naszych pociech we własnym zakresie na tyle, na ile to możliwe.
Plany 2021
Mamy nadzieję, że sytuacja szkolna ustabilizuje się i wrócimy do jakiegoś rytmu, dającego nieco więcej przestrzeni każdemu z nas. Na rozwój, na kontakty z rówieśnikami, na stęsknienie się ;), a także na więcej czasu z Wolną, tylko we dwójkę.
PRACA ZAWODOWA
W teorii – petarda. W połowie roku zostałem dokładnie tym, kim chciałem, obejmując stanowisko architekta SAP projektującego systemy i rozwiązania chmurowe w oparciu o usługi Google Cloud Platform. To niesamowite, że niemal dokładnie 2 lata temu to wymyśliłem, zaplanowałem, a później zrobiłem co trzeba, żeby ten plan zrealizować… w skrócie: ogrom pracy plus tona cierpliwości. W ile ścian przez ten czas uderzyłem, ile rozmów odbyłem o projektach, które nigdy nie ujrzały światła dziennego, ile razy nakręcałem się, żeby potem stwierdzić: „no tak, znowu dupa blada”… w końcu jednak wypaliło. Czemu więc nie skaczę z radości? Bo – jak zwykle – rzeczywistość nieco się rozmyła z oczekiwaniami, a 7 lat w jednej firmie, w dodatku w obecnych, Covidowych okolicznościach nie pozwala mi patrzyć na to przez różowe okulary. Im dłużej funkcjonuję w dużej organizacji i im wyżej wdrapuję się po szczebelkach „kariery”, tym więcej widzę polityki, marketingu, kolorowania trawy na zielono i niepotrzebnej rywalizacji. A to niekoniecznie jest coś, w co chcę grać na tak technicznej ścieżce rozwoju, którą wybrałem.
W skrócie: zmiana był bardzo dobra (wręcz konieczna, żebym nie zwariował), ale niekoniecznie wprowadziła ten powiew świeżości, którego tak potrzebowałem. Mimo wszystko jest dobrze (przynajmniej wtedy, jak nie jest trochę gorzej… ;)), a ja „odhaczyłem” wszystko, co planowałem zrealizować w mojej „karierze zawodowej”. Ma się rozumieć formalnie, realizując w 13 lat ścieżkę od helpdesku do architekta. Patrząc technicznie, wskoczyłem na szczyt, z którego bez wstydu mógłbym zejść, gdybym z jakichś powodów postanowił zakończyć moją przygodę z IT i zająć się czymś ciekawszym.
Wolna natomiast wypracowała naprawdę fajne wyniki w ramach Pracowni Dobrych Wnętrz, rozwijając się mocniej niż zakładaliśmy. I to mimo sporych turbulencji w czasie wiosennych, covidowych miesięcy. Nasza strategia pod tytułem „wyższa jakość, wyższa cena” zdaje egzamin i zamiast początkowych projektów za 300-1000 zł, teraz podpisujemy umowy na prace wyceniane w szerokim przedziale 1200 – 5000 zł, a to wyraźnie przełożyło się na wynik finansowy za ostatnie 12 miesięcy. Są to też współprace ciekawsze, bardziej kompleksowe i dłuższe, pozwalające Wolnej wykazać się nieco bardziej, a jednocześnie – więcej od Niej wymagające. To na pewno ruch w dobrym kierunku!
Plany 2021
Kontynuacja tego, co robię od pół roku to i tak całkiem ambitny plan. Ze względu na planowany kredyt i budowę domu, kolejne kilka miesięcy raczej nie przyniesie rewolucji (zdecydowanie lepiej starać się o kreskę, pracując na mowę o pracę niż będąc świeżo upieczonym przedsiębiorcą…). W tym czasie kilka tematów powinno się wyklarować i mam nadzieję, że będzie mi łatwiej podjąć ewentualne decyzje o zmianach. Ponieważ w 2020 nie wypalił mój plan prowadzenia szkoleń z Google Cloud Platform, być może w kolejnym roku będzie mi dane sprawdzić się w roli trenera? To nie do końca zależne ode mnie, więc raczej traktuję to jako coś, co może (ale nie musi) się wydarzyć.
Wolna… wejdzie w 3. rok prowadzenia Pracowni Dobrych Wnętrz, a ponieważ po prostu lubi to, co robi, nie planuje rewolucji. W 2021 wypłyniemy na nieco głębsze wody ze względu na rosnące koszty (w połowie roku wpadniemy na pełny ZUS), ale na tą chwilę mogę stwierdzić, że całkiem nieźle wykorzystaliśmy długi pas startowy, jaki otrzymują świeżo upieczeni przedsiębiorcy.
SPORT
W tym obszarze pandemia wyjątkowo mocno odcisnęła swoje piętno. Większość zawodów poszło w buraki, na basenie nie byłem chyba rok, a jakby tego było mało – przez pewien czas nie można było nawet po lesie pobiegać :). Planowanych 100 kilometrów nie dane mi było przebiec (odwołane zawody). Na szczęście nie wszystko poszło na straty i mimo utrudnień, byłem w stanie przygotować się chyba do jedynych zawodów w tym roku. Ale za to jakie to były zawody! Triathlon na dystansie pełnego Iron Mana to było moje święto i zwieńczenie kilkuletnich przygotowań. Może nie było to zdobycie Korony Ziemi, ale cel był bardzo ambity jak na kogoś, kto przez ponad 30 pierwszych lat swojego życia miał ze sportem do czynienia tyle, co nic. Co zabawne, po raz kolejny okazało się, że to droga (nie cel) jest esencją tego, co robimy.
Mój pandemiczny zestaw do treningu w domu.
Zgodnie z wcześniejszymi założeniami, po tych zawodach odpuściłem. Wykończenie mieszkania na wynajem, które pochłonęło nas na 2 miesiące sprawiło, że na ten czas wręcz wyzerowałem aktywność sportową. Teraz powoli wracam, ale – przynajmniej chwilo – na innych zasadach. Bez ciśnienia, bez ambitnych celów, a zamiast tego – na spokojnie, dla siebie, tak jak czuję. Będę pewnie co nieco eksperymentował (na razie: ćwiczenia izometryczne), szukając czegoś, co mnie na nowo nakręci do rozwoju. Też fajnie, zwłaszcza po wyjątkowo ciężkim okresie osiągania, realizowania i wytężonej pracy.
Plany na 2021
Aktywność sportowa na luzie, dla zdrowia i dobrego samopoczucia. Nic więcej, mam chwilowo dość forsowania swojego organizmu i wiecznej żądzy „więcej, dalej, szybciej”. Być może trochę więcej treningów siłowych niż wytrzymałościowych.
ZDROWIE
Niemal idealnie. Niemal, bo jak u każdego (oprócz osób, których jeszcze nie zdiagnozowano ;)), „coś mi dolega”. Kolejny rok upłynął względnie dobrze i wypada mi tylko to docenić i nadal pracować nad tym, żebym mógł jak najdłużej cieszyć się wysoką jakością życia.
To jednak, jak standardowo rozumiemy „zdrowie”, wypadło w 2020 perfekcyjnie. Praktycznie nie chorowaliśmy (mam tu na myśli całą naszą czwórkę) przez całe 12 miesięcy, jeśli nie liczyć dosłownie 1-2 mini-infekcji ze stanem podgorączkowym czy „glutem pod nosem” ;). Było naprawdę dobrze, do tego praktycznie wyzerowaliśmy wizyty u lekarzy czy przyjmowane leki. To już kolejny rok, który pokazuje nam magiczne skutki ćwiczeń fizycznych i dobrej diety (dzień bez zielonego koktajlu i zakwasu z buraka to dzień stracony :)). 12 głodówek (jedna miesięcznie) w tandemie z Wolną też fajnie na nas wpływa (zainteresowanych tematem zapraszam tutaj). Oby tak dalej!
Chleb, pasztet warzywny plus tło: resztka zielonego koktajlu, trochę sałatki warzywnej i owoce, czyli nasza codzienność.
PODRÓŻE
Szału nie było, co tu dużo mówić. Rok zaczęliśmy w Hiszpanii, później miało być tylko ciekawiej. Okoliczności jednak nie sprzyjały nikomu, więc większość planów musieliśmy odwołać. Skończyło się na szukaniu słońca i natury w Polsce. Parę wyjazdów na Kaszuby i wymiana domów w Bieszczadach dała nam sporo radochy i pozwoliła docenić to, co nasze, polskie!
Co ciekawe, zapowiadana przez nas wymiana domów z rodzinką Francuzów spod Paryża doszła do skutku tylko połowicznie. Otóż my – zamiast do Francji – wybraliśmy się na Kaszuby (złożyło się na to kilka powodów, z czego decydującym była pandemia), natomiast nasi „wymiennicy” nie zmienili planów i spędzili ponad tydzień w Polsce, nocując w naszym mieszkaniu (kiedy my przebywaliśmy na Kaszubach). Żeby tego było mało, spędziliśmy wspólnie z nimi jeden dzień, pokazując im uroki Polski i zabierając na rodzinny spływ kajakowy. To było bardzo fajne przeżycie!
Plany na 2021
Już za kilka dni wybieramy się w Bieszczady, żeby spędzić tam część ferii zimowych. Wszystko w formule Home Exchange (swoją drogą – ciekawy sposób na zamknięte hotele ;)), z zachowaniem obowiązujących reguł i dystansu społecznego od niemal wszystkich poza naszą czwórką. Mamy wielką nadzieję na śnieg, sporą dawkę nic-nie-robienia i ładowania baterii przed kolejnym, trudnym rokiem. Nie będę ukrywał, że po prostu nie możemy się już tego wyjazdu doczekać!
Co dalej? Na tą chwilę wszystko raczej w sferze marzeń (czyli – zgodnie z przyjmowaną przeze mnie definicją: niesprecyzowanych celów). Okoliczności nadal są bardzo niejasne, a planowane rozpoczęcie budowy domu może mocno wpłynąć na wszelkie podróżnicze zachcianki, które nam świtają w głowach. To kolejny obszar, w którym musimy zaakceptować ograniczenia i zaaplikować sobie dużą dawkę cierpliwości. Cóż… czasami nie przeskoczysz. Gdybyś jednak chciał w przyszłym roku Gdańsk i wypróbować w praktyce ideę Home Exchange (tutaj kilka wpisów w tym temacie), już teraz zapraszam do kontaktu.
ROZWÓJ
Tutaj mam mieszane odczucia. W obszarze zawodowym mocno poszedłem do przodu – i taka też była spora część roku jeśli chodzi o naukę niemieckiego. Niestety, z nauką tego języka jest u mnie trochę jak z przysłowiowym rzucaniem palenia. Miałem już tyle podejść do systematycznej nauki i za każdym razem dawałem radę przez kilka tygodni lub miesięcy, żeby później wypaść z torów całkowicie. Tak było i tym razem, kiedy nasz projekt mieszkaniowy wyłączył mnie z nauki na ponad 2 miesiące… a teraz jakoś znowu nie umiem do tego wrócić. Cóż – widać nawyk się jeszcze nie wykształcił. Wierzę jednak, że kiedyś „zaskoczy”, a ja muszę po prostu próbować.
Gra w szaszki z córcią to również rozwój – i to po obu stronach!
Plany odnośnie medytacji też się rozmyły – czego kompletnie nie rozumiem, bo to przecież takie proste! Wystarczy 10 minut dziennie… ba, nawet raz na kilka dni, a ja przez cały rok medytowałem może z 20 razy. Taki pikuś, który osobiście uważam za coś ważnego, a mimo wszystko mam olbrzymie problemy z wdrożeniem go w życie.
Plany na 2021
Niemiecki – to chyba numer jeden. Medytacja na drugim miejscu. Czyli rolujemy plany z poprzedniego roku… co pewnie nie wróży najlepiej, ale co tam – kiedyś musi zatrybić, chyba że dojdę do wniosku, że nie jest to dla mnie na tyle istotne, jak myślałem.
_______________________________________
Podsumowując, 2020 był dla nas dobrym rokiem. Brzmi to nieco dziwnie, bo przecież: było trochę groźnie, trochę strasznie, było sporo blokad i ograniczeń. Tyle codziennych czynności i przyzwyczajeń uległo zmianie! A mimo to mnóstwo tematów „weszło”. Paradoksalnie – być może utrudnienia pomogły w szeroko rozumianym osiąganiu, bo skoro nie mieliśmy przestrzeni do aktywności typu podróżowanie, to było jej więcej na mozolną pracę. Mój Iron Man czy zmiana stanowiska na architekta SAP; fajny rozwój Pracowni Dobrych Wnętrz Wolnej… wreszcie kupno działki pod budowę domu i niespodziewany, ambitny projekt mieszkania na wynajem. A teraz kolejne na horyzoncie. To bardzo dużo jak na tak trudny rok.
Jak dla mnie – nawet za dużo. Pracy, ciśnienia, ambicji. Równowaga poszła się gwizdać i chyba zgadzam się z Miłoszem (bardzo polecam posłuchać!) w tym względzie.
Jeśli chcesz osiągać, nie ma mowy o równowadze.
Co mam na myśli? Trzeba urobić się po pachy aż do porzygania – wtedy widać efekty, które przerastają oczekiwania. Pomyśl nad tym… kiedy „wydarzałeś” duże rzeczy w swoim życiu? Wtedy, kiedy miałeś czas na hobby, sport, rodzinę i przyjemności, czy może właśnie wtedy, kiedy nie wyrabiałeś na zakrętach z przepracowania i czułeś, że jeśli jeszcze trochę dłużej to potrwa, to wyniosą Cię nogami do przodu? Ja wiem, że jestem nieco wykręcony i lubię robić sobie pod górkę, ale czy to nie naturalne, że po porządnym przetyraniu się aż do przesady wszystko smakuje lepiej, poczucie spełnienia dodaje mocy, a odpoczynek – nawet ten, który śmiało można nazwać marnowaniem czasu – przychodzi bez wyrzutów sumienia i smakuje lepiej? Zamiast balansu: wahadło, które raz wychylamy w jedną, raz w drugą stronę.
Ciekawe, co myślisz o tej koncepcji. Mi się BARDZO ładnie zgrała z dotychczasowym doświadczeniem i w końcu przestałem mieć wyrzuty sumienia, że piszę o tej mitycznej równowadze, niby dążę do niej, a tak naprawdę jestem bardzo daleki od osiągnięcia jakiegokolwiek balansu. Zapraszam do dyskusji i udziału w ankiecie i jeszcze raz życzę wszystkiego, co najlepsze w czasie kolejnych 365 dni nierównej walki ;).
[poll id=”21″]